Kolejna część może nieco nudnawa i niedopracowana, ale ja sama uważam, że 3/4 demona: przeznaczenie ognia pod względem fabularnym nie jest ambitne. To chyba najsłabszy tom WCN, może dlatego że Aura nie jest osobą, która bezpośrednio uczestniczy w życiu Nox.
***
Nie bardzo pamiętałam,
co się działo, kiedy wróciłam już do domu. Rano opowiedziała mi o wszystkim
moja młodsza siostra, Calanthia. Ponoć wyzwałam na pojedynek tatę, krzycząc coś
pijackim głosem o tym, że jest krwiożerczym demonem, który powinien siedzieć w
Reverentii. Najwyraźniej nieświadomie poruszyłam temat, którego nie lubił.
Powiedzieć mu, że jest demonem i to takim, który powinien znaleźć się w świecie, z którego pochodził, to dla niego prawdziwa obelga. Nie przez to był jednak na mnie
najbardziej wkurzony – raczej o to, że upiłam się jak stonka, a wyraźnie
nakreślił przecież zasady tej misji. Mówił coś o tym, że mogłam zostać
wykorzystana przez tego ognistego dupka, tylko z jednego nie zdawał sobie
sprawy: on już to zrobił. A ja bezpowrotnie przepadłam, nawet jeżeli wiedziałam, że to wszystko było kłamstwem.
Przewróciłam się z
głośnym, bolesnym jękiem na prawą stronę. Procenty wciąż nie pozwalały o sobie
zapomnieć, podobnie jak Ace Bryne. Myślałam, że zapatrzenie w jego osobę to
tylko kwestia alkoholu, że to tylko chwila zapomnienia spowodowana
okolicznościami, w których nie musieliśmy być wrogami, jednak
najwyraźniej się myliłam. Nie mogłam pozbyć się go z moich myśli. Wciąż
odtwarzałam w głowie jego pocałunki i to, w jaki sposób mnie dotykał. Byłam na
siebie cholernie zła. Nie spodziewałam się, że ja, Aura Auvrey, będę kiedykolwiek
zachowywała się jak zakochana małolata, która całymi dniami leży w łóżku,
powtarzając do uporu te same miłosne sceny. Najgorsze w tym wszystkim było to,
że chociaż próbowałam się pozbyć tego typa z myśli, w ogóle mi to nie
wychodziło, co tylko wzbudzało we mnie jeszcze większy gniew.
Kiedy po raz kolejny
przewróciłam się na drugi bok z donośnym jękiem wyrażającym rozpacz, zabrałam
ze sobą w podróż poduszkę, którą z nerwami rzuciłam w kierunku drzwi. Jak się
okazało, w tym samym momencie, dosyć niefortunnie, pojawił się w nich Nate,
który dostał tą poduszką prosto w twarz. Siła uderzenia nie była na tyle duża,
aby się zachwiał, raczej sprawiło to zaskoczenie.
– Dobrze ci tak! –
krzyknęłam w jego kierunku.
Mój brat podniósł z
podłogi poduszkę i spojrzał na mnie niepewnie. Oczywiście zamiast zacząć się ze
mną kłócić, okazał troskę. Czasami denerwowało mnie jego anielskie
zachowanie. Wolałam, kiedy tłukliśmy się na podłodze w salonie, wyrzucając
sobie wszystko to, co nas boli. Takie sytuacje rzadko się zdarzały, może dlatego że mój brat był niezwykle cierpliwy i trudno było go wyprowadzić z równowagi. Oczywiście kto potrafił tego dokonać, jak nie ja...
– Wszystko w porządku?
Źle się czujesz?
– Czuję się wspaniale!
Naprawdę! – odpowiedziałam w złości, siadając gwałtownie na łóżku po turecku.
Spojrzałam na niego z krzywym uśmieszkiem. Żywo, może nawet zbyt żywo, przy tym
gestykulowałam. – Nie widać?
– Aura. – Nate wziął
głęboki wdech. Nie odważył się mimo wszystko wejść do mojego pokoju.
Najwyraźniej tchórzył. Nie dziwiłam się temu. Wciąż nie wybaczyłam mu zdrady, której się dopuścił, okłamując mnie i uciekając do innej szkoły. Nie zamierzałam bratać się z kimś, kto sam przerwał naszą bliźniaczą więź. – Czy… wydarzyło się tam na imprezie coś złego? Bo
wiesz, nigdy się tak nie zachowywałaś. Mam takie wrażenie, że chyba chcesz o
czymś zapomnieć.
Cholerny brat bliźniak.
Musiał mi czytać w myślach?
– Nie twoja sprawa,
Nate – warknęłam w odpowiedzi. Szybko podniosłam się z łóżka i zanim cokolwiek
powiedział, a już widziałam, że otwiera usta, wypchnęłam go na korytarz i
zamknęłam za nim drzwi. – Wróć tutaj kiedy indziej! Albo najlepiej wcale!
Nie dostałam żadnej
odpowiedzi, za to usłyszałam ciche kroki oddalające się od mojego pokoju.
Sądząc po skrzypieniu schodów, najwyraźniej Nate zszedł na dół. Nie zdziwiłabym się, gdyby to moja rodzina posłała go na zwiady.
Obróciłam się w
kierunku łóżka. Nie spodziewałam się, że stanę w tym momencie twarzą w twarz z
koszmarem mojego istnienia, o którym nie mogłam ostatnio zapomnieć. Na dodatek
zostałam przez niego pchnięta prosto na drzwi własnego pokoju. Całe szczęście,
kiedy w nie uderzyłam, nie wydałam zbyt głośnego dźwięku, który mógłby stać się
dla mojej rodziny podejrzany. Równie dobrze ktoś mógł pomyśleć, że uderzam
głową w drzwi, ponieważ jestem dziwna i targają mną wybuchowe emocje, co nie było
niczym nadzwyczajnym w moim przypadku.
Uniosłam wzrok, żeby
zetknąć się z płomiennymi oczami uśmiechającego się chytrze Ace’a Bryne’a, który
już samym spojrzeniem starał się mi przypomnieć, co się pomiędzy nami wydarzyło
poprzedniej nocy. To sprawiło, że zalała mnie fala gorąca.
– Wyzdrowiałaś?
Głośno prychnęłam,
kładąc dłoń na jego piersi i stanowczo go od siebie odpychając. Może zaczął mi
się fizycznie podobać, ale to nie znaczyło, że teraz przy każdym spotkaniu będę
się na niego rzucała jak napalona nastolatka. Co to, to nie.
Odeszłam od niego i
usiadłam na łóżku, szybko opadając na nie plecami. Mój wzrok przywitał się z
sufitem, na którym jaśniało światło lampy. Szybko zasłoniłam ten widok dłonią,
ponieważ mój skacowany wzrok czuł się, jak podczas zetknięcia z zimowym
słońcem.
– Dlaczego po prostu
nie dacie mi wszyscy świętego spokoju – mruknęłam do siebie.
Poczułam, że łóżko
ugina się pod ciężarem towarzyszącego ciała. Nie spoglądałam na Ace’a, ale
domyśliłam się, że również kierował swój wzrok ku sufitowi.
– Nie mogę dać ci
spokoju, a już na pewno nie świętego – odpowiedział z kpiącym rozbawieniem,
najwyraźniej próbując zasugerować, że demony niewiele mają wspólnego z religią.
– Poza tym muszę cię pilnować.
Zerknęłam w jego profil
przez rozcapierzone palce.
– Boisz się, że mogę ci
zniknąć sprzed nosa?
– Nie boję się. –
Ognisty demon cicho się zaśmiał, a potem skierował na mnie spojrzenie. Tym
razem jego uśmieszek był lekko przytłumiony. Nie miał w sobie znamion zła czy
wredoty, co bardzo mnie zaskoczyło. Może Ace również był obecnie skacowanym
demonem, niemającym sił na okazywanie emocji? – Jestem twoim ulubionym
stalkerem, więc nawet jeżeli ktoś by cię porwał, szybko bym cię odzyskał. A
jeżeli chodzi o twoją ucieczkę, bądźmy szczerzy, nie chciałabyś ode mnie
uciekać.
Zmarszczyłam czoło.
– Skąd ta pewność?
Ognisty demon
przewrócił się na bok, położył dłonie obok mojej głowy, wspierając się na
łokciach i całkowicie znienacka pocałował mnie w usta. Zaskoczona zamrugałam
oczami.
Niech to szlag.
Dlaczego serce w tym momencie chciało mi uciec z piersi? Ten kretyn
najwyraźniej musiał się zorientować, jak na mnie zadziałał, bo oderwał się od
moich ust z wyrazem triumfu w oczach. Przez dłuższą chwilę wisiał nade mną, nie
dając mi możliwości na ucieczkę. Ale… czy chciałam uciekać? Było mi tutaj wyjątkowo
dobrze.
– Wiem, dlaczego to
robisz – zaczęłam po dłuższym milczeniu, na co on uniósł powolnie brew. –
Chcesz mnie od siebie uzależnić po to, abym jak głupia nastolatka poszła za
tobą w ogień i tym samym nie próbowała uciec od rytuału, który mnie czeka. Ale
wiesz co? Nie zamierzam się dać zabić. Nawet w imię pieprzonej miłości.
– Właśnie się
przyznałaś, że jesteś we mnie zakochana.
Zmarszczyłam czoło.
– A czy miłość jest
czymś złym? – Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo oczekiwał, że będę
zaprzeczać. Nie, nie wiedziałam, czy to miłość, czy może raczej zamiłowanie
głupiej nastolatki do przystojnego gościa, z którym się przespała, ale
niewątpliwie to było coś innego niż dotychczas. – Nie wiem, jak ty, ale ja
zrodziłam się z miłości. – Umilkłam, wykrzywiając usta w grymasie. – No,
dobrze. Był to poniekąd przypadek, ale wciąż była w tym miłość. Nie
zapominaj, że oprócz tego, że mam w sobie trzy czwarte demona, mam też w sobie
jedną czwartą człowieka. Mam uczucia. – Cicho prychnęłam, spoglądając na niego
znacząco z zamiarem podkreślenia, że on raczej takich uczuć nie jest w stanie
do nikogo żywić, a już szczególnie nie do mnie.
Ace Bryne długo
zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie spuszczał ze mnie jednak czujnych oczu.
Dopiero po dłuższej chwili powiedział:
– Żyłaś jak człowiek,
więc wiesz, co to miłość. Ja jestem demonem wychowanym w Reverentii. Nie
zaznałem takich uczuć.
Znów się nie uśmiechał.
Czyżby grał poważnego? A może to jakaś jego strona, której jeszcze nie
poznałam? Czyżby żałował, że nikt go nie nauczył, czym jest miłość? A może był
wobec tego uczucia obojętny, bo nawet go nie znał?
– Cóż – zaczęłam
ostrożnie – zawsze mogę ci pokazać, na czym to polega. – Nie powstrzymałam się
od głupiego uśmieszku. Może kryło się w tej wypowiedzi trochę ironii, ale nie
mogłam ukryć, że gdzieś głęboko w środku chciałam, aby ta propozycja zyskała
aprobatę.
Zanim uzyskałam
odpowiedź, usłyszałam, że po schodach ktoś wbiega. Po krokach domyśliłam się,
że to moja młodsza siostra. W panice zepchnęłam Ace'a z łóżka. Nie
chciałam w końcu, żeby Calanthia zobaczyła, iż nie przebywam w swoim pokoju
całkiem sama, i to na dodatek z ognistym demonem.
Kiedy drzwi otworzyły
się z głośnym trzaskiem – a trzeba podkreślić to, że moja siostra rzadko się
tak impertynencko zachowywała – ukazała się w nich zdyszana, ale i
rozemocjonowana Calanthia. To dziwne, ale wydawało mi się, że jest nieco zbyt
zaaferowana i jednocześnie szczęśliwa.
– Musimy iść. Ogniste
demony napadły na szkołę dla la bonne fee. Porwali kilka z nich.
Zamrugałam szybko
oczami. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Zanim jednak zdołałam
zadać jakiekolwiek pytanie, uszczęśliwiona z powodu zbliżającej się misji
Calanthia po prostu wyszła z mojego pokoju, zostawiając otwarte drzwi. Kiedy
zbiegła już po schodach, wychyliłam głowę za łóżko od strony okna i spojrzałam
w luzacko leżącego na podłodze Ace’a, który miał dłonie pod głową. Wyglądał
jakby uciął sobie drzemkę na łące. Brakowało tylko źdźbła trawy w jego ustach.
– To sprawa twoich
kumpli? – spytałam, marszcząc czoło.
– Nie. To musi być
jakaś inna frakcja. Prawdopodobnie szukają rozrywki. Poza tym serca la bonne
fee są o wiele cenniejsze od ludzkich. Może po prostu chcą zażyć mocy. –
Chłopak wzruszył obojętnie ramionami.
Usiadłam z powrotem na
łóżku, cicho wzdychając.
– Dobra. Wypad stąd, bo
muszę się przebrać – mruknęłam od niechcenia, choć domyślałam się już, jaka
będzie na to odpowiedź. I wcale się nie pomyliłam. Może powinnam zostać
jasnowidzem?
– Widziałem cię już
przecież nago.
Przewróciłam oczami, nie
odpowiadając na tę uwagę. Po prostu podniosłam się z łóżka, podeszłam do szafy,
przebrałam się i skierowałam w stronę drzwi. Nawet przez moment nie pozwoliłam
sobie na to, aby spojrzeć na Ace’a. Bardzo chciałam to zrobić, ale chyba nie
miałam ochoty na dowiadywanie się, czy rzeczywiście mnie podglądał.
– Jeżeli zamierzasz tu
zostać, w co wątpię, to przynajmniej nie grzeb mi po szufladach – mruknęłam od
niechcenia, a potem zamknęłam za sobą drzwi.
Mogłam się tylko
domyślać, że na twarzy mojego nowego ognistego przyjaciela pojawił się tak
charakterystyczny dla niego wredny uśmiech.
***
Nie bardzo docierało do
mnie to, o czym mówił szef organizacji Nox podczas szybkiego spotkania
organizacyjnego. Myślami byłam we własnym świecie, który miałam ochotę
stłuc kijem baseballowym tak, aby nie mógł się na nowo pozbierać i utworzyć z
tych szklanych fragmentów kolejnej wizji. Kiedy mieliśmy poważną misję do
wykonania, kolejną zresztą, w którą zostałam zaangażowana, co od zawsze było moim
marzeniem, nagle nie mogłam się skupić. Napadnięcie na szkołę dla la bonne fee powinno
mnie wzruszyć choć w niewielkim stopniu, tym bardziej, że jedną z porwanych osób była Madelyn, osoba, którą znałam od urodzenia. Musiałam być naprawdę
wielką egoistką, skoro potraktowałam tę sytuację tak zwyczajnie, na dodatek zastępując ją czymś o wiele bardziej przyziemnym, a mianowicie twarzą Ace’a Bryne’a. Było
mi z tym źle, ale nie potrafiłam zmienić swoich myśli na siłę.
Zanim się obejrzałam,
staliśmy niedaleko wejścia do jakiejś jaskini, w której postanowiła się ukryć nieznana nam ognista frakcja. Właśnie spoglądaliśmy w plecy strażników. Tata szturchnął mnie w ramię, jakby chciał sprawdzić moją czujność.
Spojrzałam na niego, szybko mrugając oczami. Najwyraźniej zdążył już zauważyć,
że jestem rozkojarzona.
– Powinnaś się
zastanowić, czy chcesz brać udział w tej misji – powiedział poważnym głosem,
który kompletnie do niego nie pasował. Zdążyłam tylko otworzyć usta, kiedy
dodał: – albo inaczej: czy jesteś w stanie wziąć udział w tej misji. Jeżeli
czujesz się źle albo…
– Tato, wszystko w
porządku – odpowiedziałam krótko, wzdychając. – Jestem gotowa.
Nathiel Auvrey nie do
końca mi wierzył, ale zanim zdążył otworzyć usta, za ramię chwycił go wujek
Sorathiel, który najwyraźniej chciał z nim coś przedyskutować. Spojrzałam ze
znudzeniem na podekscytowaną Calanthię, której oczy świeciły, jakby cieszyła
się tą akcją – chociaż wyraźnie chciała to ukryć, wciąż dostrzegałam jej
zachwyt. Nate, który kucał obok niej, wyglądał na zniechęconego. Od początku wiedziałam, że nie jest nastawiony na walkę z
demonami. O wiele bardziej pasował do walki z trudnymi zadaniami matematycznymi niż do czegokolwiek, co wiązało się z używaniem noża (oczywiście
poza gotowaniem, bo to wychodziło mu niezwykle dobrze – gdyby nie był moim
bliźniakiem, rzeczywiście zastanawiałabym się nad ewentualną możliwością
wczesnego podrzucenia go do naszej rodziny, bo wiele cech po prostu nie
pasowało do innych Auvreyów, ale cóż, być może to spuścizna jakichś
wcześniejszych, nieznanych nam przodków). W normalnym przypadku ja również
ekscytowałabym się tak samo, jak Calanthia, i jeszcze naśmiewałabym się z
własnego brata, ale nie byłam teraz sobą. Może tata miał
rację. Powinnam się zastanowić, czy jestem w stanie wziąć udział w tej misji.
Zanim to jednak rozważyłam, za moimi plecami odbyła się kolejna rozmowa
strategiczna, która zakończyła się tym, że to Calanthia przeniosła się do pionu
i podbiegła do strażników. Omal sama nie zerwałam się do biegu. Całe szczęście
Nate chwycił mnie za łokieć. Najwyraźniej zrozumiał, że nie słuchałam.
– Calanthia ma nam
oczyścić drogę – szepnął, pochylając się ku mnie.
– Że co? –
spytałam, marszcząc czoło. Zanim jednak ktokolwiek odpowiedział na to pytanie,
członkowie Nox powstali i skierowali się w stronę wejścia do jaskini.
Zdezorientowana poszłam za nimi.
– Jak ty to zrobiłaś? –
spytał jakiś głos w tle, którego nie zlokalizowałam.
– Mam podobne zdolności
do Deana – powiedziała uśmiechnięta Calanthia.
Dean był mężem jednej z
demonic, która współpracowała z Nox. Ponoć wiele lat temu, kiedy ja i Nate byliśmy
jeszcze dzieciakami, poszedł do Reverentii wraz z członkami naszej organizacji,
aby ratować swoją ukochaną. Wtedy to okazało się, że potrafi zaklinać stworzenia
mieszkające w świecie demonów. Z tego powodu inne demony bardzo się go bały i
raczej starały się go unikać. Czyżby Calanthia o wysokim wskaźniku energii
potencjalnym również posiadała taką moc?
– Czyli jesteś
zaklinaczem – zauważył z dumą Nate. – To dlatego jak kłóciłem się z Aurą, udało
ci się nas uspokoić.
Nasza młoda siostra
pokiwała głową.
Rzeczywiście. Taka
sytuacja miała miejsce. Wtedy oboje zdziwiliśmy się, że cała złość od razu z
nas wyparowała, zupełnie jakby nigdy nie istniała.
Spojrzałam na
otumanionych strażników, których tata w jednej chwili obezwładnił. Wujek
Sorathiel nakazał mu, aby po prostu ich związał, niekoniecznie się pozbywał,
ponieważ mogą się potem przydać, kiedy już stąd wyjdziemy. Być może uzyskamy od
nich cenne informacje.
Zanim się obejrzałam,
członkowie organizacji Nox ruszyli w kierunku jaskini. Za sobą pociągnął mnie
na szczęście Nate. Czasami jego troskliwość strasznie irytowała, bo zachowywał
się jak nasz tata pomnożony razy trzy, ale teraz byłam mu wdzięczna za bycie
moim drogowskazem. Miałam przynajmniej nadzieję, że dzisiaj nie dam się nikomu
pochlastać.
Z tego, co było mi
wiadomo, istniała jakaś konkretna strategia. Sądząc jednak po stojących jak
wryci członkach organizacji, przed którymi stał szereg ognistych demonów,
raczej ta strategia nie okazała się przydatna. Kiedy wychyliłam głowę ponad
ramię taty, ujrzałam coś, czego nie spodziewałam się tu zobaczyć.
Martwe ciała dziewcząt porzucone pod ścianą. Pod nimi pływały szkarłatne
kałuże krwi. Większość z nich miało wyraz przerażenia w zgasłych już oczach, a także dziurę wyżartą na piersi od strony serca. Nie musiałam dywagować
nad tym, co je spotkało. Słyszałam w końcu, że serca magicznych istot były
przez ogniste demony bardzo pożądane. Jedyną osobą, która się ostała, była
Madelyn. Jeden z szyderczo uśmiechających się demonów trzymał ją w mocnym
uścisku, z przyłożonym do jej krtani nożem. Była pobladła, roztrzepana i
zakrwawiona – krew nie należała jednak do niej, a raczej do koleżanek, których
śmierć musiała oglądać. Jej oczy były rozszerzone z przerażenia. Nie płakała,
co było bardzo dziwnym, ale dosyć zrozumiałym zjawiskiem – była w końcu w zbyt wielkim
szoku. Dopiero kiedy ujrzała własnego ojca, jej oczy nieco się zaszkliły.
Zacisnęła jednak mocno usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, w końcu
miała przy gardle nóż.
Członkowie Nox zaczęli
się rozpraszać, tworząc coś w rodzaju okręgu. To samo zadziało się z demonami,
które nas obserwowały – one również nas otoczyły. Przez to zaczynałam
czuć, że budzę się do życia. Mojej wyobraźni nie zajmował już Ace Bryne, tylko
masakra, która miała rozegrać się na moich oczach.
Ścisnęłam w dłoni nóż,
napinając mięśnie ramion. Byłam gotowa do walki, a przynajmniej do czasu, kiedy nie
usłyszałam głosu demona, który trzymał Madelyn w mocnym uścisku.
– Z tego, co zdążyliśmy
wywnioskować, to bardzo cenna dla was osoba – powiedział mężczyzna o płonących
oczach i szyderczym uśmiechu. Nożem poklepał krtań dziewczyny, która starała
się nie popaść w panikę.
Rzeczywiście, miał poniekąd rację. Pomijając już kwestię tego, że Madelyn była jedyną córką Arena, będącego zastępcą Sorathiela, czyli szefa naszej organizacji, była również jedyną la bonne fee w tej generacji. Jedyną czarodziejką, która potrafiła przewidywać przyszłość, jak jej zmarła matka, co było bardzo dla nas przydatne. Poza tym odziedziczyła również po matce potężną moc, którą jednak póki co dopiero ćwiczyła. W przyszłości mogła się okazać naprawdę mocną sojuszniczką.
– Domyślacie się pewnie, co w zamian za nią chcemy?
W momencie, kiedy demon spojrzał w moim kierunku, nie powstrzymałam się od cichego powiedzenia:
Rzeczywiście, miał poniekąd rację. Pomijając już kwestię tego, że Madelyn była jedyną córką Arena, będącego zastępcą Sorathiela, czyli szefa naszej organizacji, była również jedyną la bonne fee w tej generacji. Jedyną czarodziejką, która potrafiła przewidywać przyszłość, jak jej zmarła matka, co było bardzo dla nas przydatne. Poza tym odziedziczyła również po matce potężną moc, którą jednak póki co dopiero ćwiczyła. W przyszłości mogła się okazać naprawdę mocną sojuszniczką.
– Domyślacie się pewnie, co w zamian za nią chcemy?
W momencie, kiedy demon spojrzał w moim kierunku, nie powstrzymałam się od cichego powiedzenia:
– Noż kurwa.
Wszyscy członkowie Nox
spojrzeli na mnie ukradkowo, jakby wyczekiwali, co zrobię. Ale co miałam
zrobić? Przecież nie mogłam pozwolić, żeby ona umarła. To pieprzone deja vu
zapewne będzie się powtarzało, dopóki nie zostanę dorwana przez którąś ognistą frakcję, albo dopóki ktoś mnie nie zabije. Cóż za ironia losu, że moje
serce było dla nich takie ważne. Czułam się jak celebrytka wśród demonów.
Bez słowa postawiłam
krok do przodu. Wtedy za dłoń chwycił mnie ojciec. Spojrzałam na niego ze
stoickim, wręcz znudzonym spokojem i szepnęłam:
– Wiem, co robię.
Przez chwilę Nathiel
Auvrey wahał się, czy puścić mnie wolno, ale ostatecznie się poddał. Dzięki
temu już po chwili mogłam ruszyć przed siebie, odgrywając przedstawienie.
Rozłożyłam ręce na bok i powiedziałam ironicznie:
– Proszę bardzo.
Przyszła do was bohaterka, a teraz ją puśćcie.
– Podejdź bliżej. –
Demon zabrzmiał niezwykle oschle jak na kogoś, kto cieszył się z szybkiej
wygranej. Czyżby mnie o coś podejrzewał?
Postawiłam jeszcze
jeden krok w jego kierunku. W tym momencie chciałam wypuścić swoją cienistą
moc, którą ukryłam za jego nogami, jednak zanim to zrobiłam, struga cienia
została spalona przez moc demona, który patrzył mi teraz prosto w oczy,
wykrzywiając usta w grymasie.
– Myślisz, że jestem
naiwny? – spytał z prychnięciem, a następnie bez ostrzeżenia przejechał nożem
po gardle Madelyn. Wtedy rozpętał się prawdziwy chaos. Słyszałam za sobą głośny
okrzyk Arena, a także kilku innych członków naszej organizacji. Ja sama
zaledwie wystawiłam dłoń w stronę przerażonej dziewczyny, ale nie zdążyłam.
Nikt nie zdążył.
Kiedy już myślałam, że
jest po wszystkim, nagle zauważyłam, że dłoń ognistego demona drży, nie mogąc
się ruszyć. Rana na szyi młodej czarodziejki co prawda widniała, ale
nie była głęboka. Tylko kilka kropel krwi ściekało wzdłuż jej ubrudzonej, podartej sukienki.
– Mama – usłyszałam
cichy głos la bonne fee, która wpatrywała się przed siebie, jakby rzeczywiście
widziała gdzieś swoją matkę. W to akurat byłam w stanie uwierzyć. Ponoć nawet
po śmierci Madlene Barielle sprawowała pieczę nad swoją rodziną. Zanim umarła, oznajmiła, że stanie się jednością z żywiołem powietrza. I to właśnie
ten żywioł wstrzymał teraz ruch dłoni zaskoczonego demona.
– Co, do chole… –
zaczął, ale zanim skończył, obudziłam się do walki. Chwyciłam go za ramię i
przedramię, odciągnęłam go od młodej czarodziejki, a potem przerzuciłam przez
plecy, przygniatając go do ziemi butem. Nie musiałam długo czekać. Do bitwy
ruszyła także pozostała część organizacji.
Madelyn nie zdążyła mi
nawet podziękować. Przez chwilę patrzyła na mnie z rozszerzonymi z przerażenia
oczami, po czym zemdlała. Jej wybawicielem okazał
się Nate. Chwycił ją w ramiona, zanim upadła na ziemię. Uklęknął z
bezwładnym ciałem, wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przyłożył ją do szyi
dziewczyny. Tuż obok niego na kolana padł przerażony ojciec dziewczyny.
– Wszystko z nią w
porządku – powiedział uspokajająco Nate, starając się posłać Arenowi miły,
pokrzepiający uśmiech. Jak na okoliczności, całkiem nieźle mu to szło. – Zajmę się nią. Ty raczej bardziej przydasz się na polu
bitwy.
Aren nie chciał mu
przyznawać racji, ale rzeczywiście tak było. Niechętnie pokiwał głową, obdarzył
zemdlałą córkę ostatnim spojrzeniem, a potem rzucił się w wir walki, podobnie
jak reszta Nox. Również ja zamachnęłam się nożem, aby trafić ognistą pokrakę
prosto w ramię, ale w tym samym momencie za łokieć chwycił mnie tata.
Spojrzałam na niego z wyrzutem, ale niczego nie powiedziałam. W jednej chwili
zgromadził wszystkie swoje dzieci w konkretnym miejscu, oddalonym nieco od pola
bitwy. Położył dłonie na moich ramionach i powiedział uważnie, jakby
bał się, że go nie zrozumiem:
– Macie się stąd
zmywać, i to jak najdalej stąd. Rozumiesz, Aura?
Chciałam zadać pytanie,
dlaczego, ale nawet nie potrzebowałam wyjaśnienia. Doskonale wiedziałam, jaki
był powód. W jaskini zrobiło się nieco gorąco i ciasno, a my wciąż byliśmy mało
doświadczonymi łowcami. Poza tym Nate trzymał Madelyn, która wymagała teraz
opieki.
– Rozumiem – mruknęłam
z niezadowoloną miną, a potem spojrzałam porozumiewawczo na zawiedzioną
Calanthię i zmartwionego Nate’a.
To byłoby na tyle z
naszej odkrywczej misji.
***
Już od kilku godzin siedzieliśmy na dole w
salonie. Żadne z nas nawet nie śmiało się poruszyć. Wciąż czekaliśmy na
rodziców w obawie, że mogło wydarzyć się coś, czego żadne z nas nie było w
stanie przewidzieć. Odzywaliśmy się do siebie sporadycznie, starając się omijać
temat bitwy, która rozegrała się bez naszego udziału. Nate zdołał już opatrzyć
Madelyn. Położył ją do łóżka w swoim własnym pokoju – w duchu wyobrażałam
sobie, jak dziewczyna podnieca się tym, że obudziła się w pokoju swojego idola. Chyba oszaleje z radości, nawet jeżeli wciąż będzie
przerażona wydarzeniami, jakie miały miejsce w szkole dla la bonne fee.
Byłam na siebie zła.
Popełniłam ogromny błąd, który Madelyn mogła przypłacić życiem. Gdyby nie
matka, która nad nią czuwa, żadne z nas mogłoby jej więcej nie zobaczyć, no
chyba że matka, która przecież nie żyła. Cały czas myślałam, że nawet bez
doświadczenia jestem świetnym łowcą, ale jak się okazywało, wiele brakowało mi
do tego, aby być prawowitym, a już szczególnie uzdolnionym członkiem Nox.
Pierwsza nasza akcja, która odbyła się w lesie, zakończyła się katastrofą, a
także moim porwaniem do Reverentii. Teraz było jeszcze gorzej. Nawet nie
potrafiłam się skupić na tym, co miałam zrobić. Kiedy tata powiedział, żebym
się zastanowiła, czy na pewno jestem w stanie wziąć udział w tej misji,
powinnam schować swoją dumę do kieszeni i powiedzieć, że nie. Z drugiej strony…
czy wtedy ognisty demon trzymający Madelyn nie wpadłby w gniew i nie zabiłby
jej na miejscu? Tego nie mogliśmy być pewni.
Zastanawiało mnie, ile
nasi rodzice musieli przejść, aby stać się naprawdę dobrymi łowcami. Czy oni
również popełniali tyle błędów? Czy nieraz doprowadzili do czyjejś śmierci
przez swoją głupotę? A może sami nieraz bywali blisko śmierci? Odpowiedź na
wszystkie te pytania powinna być twierdząca, a jednak mnie nie
satysfakcjonowała. Chciałam być taka jak oni już teraz, co zdradzało u mnie
typową cechę Auvreyów – niecierpliwość. To głupie, ale zawsze myślałam, że
zabijanie demonów jest tak proste, jak gra w zbijaka, a tymczasem poziomu
trudności tej rozgrywki nie dało się nawet opisać słowami – po prostu była tak
nieprzewidywalna jak pogoda.
Zmarszczyłam czoło i
zagłębiłam się jeszcze bardziej w sofie. Zauważył to zarówno Nate, jak i
Calanthia, którzy zgodnie na mnie spojrzeli.
– Aura – zaczął
ostrożnie mój brat, na co od razu zareagowałam postawą obronną.
– Nie mów do mnie teraz –
mruknęłam.
Nate na szczęście
wysłuchał moich słów, chociaż może gdyby nie rodzice, którzy wparowali do domu,
po kilku sekundach znów spróbowałby podjąć się ze mną rozmowy.
Wszyscy troje
zerwaliśmy się w górę. Z niepokojem patrzyliśmy na to, jak oboje wchodzą do
salonu. Całe rodzeństwo zgodnie odetchnęło, widząc, że żadne z nich nie jest
ranne. Zdecydowanie o wiele gorsze było oczekiwanie, niż uczestniczenie w tej
bitwie.
– Wszystko skończyło
się dobrze? – spytał niepewnie Nate.
Tata kiwnął głową. Miał
jednak dziwnie nachmurzoną minę, zupełnie jakby nie chciał na ten temat
rozmawiać. Szybko przeszedł przez przedpokój, by już po chwili stanąć przed
naszą trójką z założonymi na piersi rękoma. Często patrzył na nas w taki
sposób, kiedy w dzieciństwie nabroiliśmy, tymczasem żadne z nas nie zrobiło
niczego złego.
– W drodze do domu
podjęliśmy z mamą decyzję – odezwał się po długim milczeniu. Kiedy spojrzał na
mnie, wyprostowałam gwałtownie plecy. Jeszcze nie usłyszałam, jaka była to
decyzja, ale już podejrzewałam, że nie będzie korzystna. – Aura, od dzisiaj
jesteś odsunięta od Nox.
Opuściłam ręce wzdłuż ciała, rozdziawiając usta. Nie dowierzałam temu, co słyszę.
– Jak to? – spytałam
nieco skonsternowana. – I dlaczego tylko ja?! – Kiedy uświadomiłam sobie, że
padło tylko moje imię, zapanował nade mną gniew. – A Nate i Calanthia to co?!
– To nie twoje
rodzeństwo ścigają demony – powiedział ostrym głosem Nathiel Auvrey. Jego oczy
sypały iskrami tak samo, jak i moje. Żadne z nas nie zamierzało przegrać tej
gniewnej walki na spojrzenia. W tym momencie bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej byliśmy ojcem i córką. – To już drugi raz, kiedy chcieli nam ciebie
zabrać. Nie zgadzam się na to.
– Ale…
– Wykonać. – Głos taty
był stanowczy i oschły zarazem. Chwilę później wyszedł szybkim krokiem z
salonu, znikając za drzwiami od sypialni rodziców, którymi trzasnął jak
rozkapryszone dziecko. Był tak samo zły jak ja, ale zupełnie z innego powodu.
– Pieprzę to! –
krzyknęłam zbulwersowana.
Zanim mama zdołała mnie
skarcić za zachowanie, wbiegłam po schodach i zrobiłam to samo,
co mój ojciec: trzasnęłam drzwiami od pokoju. Tyle że ja oprócz tego
miałam jeszcze klucz. Chwyciłam za
niego, wsadziłam go do dziurki, gdzie zachrobotał, i odłożyłam na komodę z
głośnym trzaskiem. Potem ruszyłam w kierunku łóżka, na które rzuciłam się jak
obrażona, mała dziewczynka. Zbulwersowana objęłam poduszkę, przytuliłam ją do
swojej piersi i spojrzałam w sufit. Zamruczałam do siebie wściekle kilka obelg skierowanych w stronę taty. Całe szczęście, że ich nie słyszał, bo
dostałabym szlaban do końca swoich dni.
– Coś się stało, panno
Auvrey? – usłyszałam nagle dobrze mi znany, kpiący głos, który sprawił, że aż
podskoczyłam na łóżku. Szybko wychyliłam się za materac i spojrzałam na
podłogę. Wciąż leżał na niej zrelaksowany Ace Bryne.
– Czy ty tu leżysz cały
dzień? – spytałam spokojne, po czym przypomniało mi się, że powinnam być zła. –
Czy może raczej powinnam spytać: nie mogę mieć już żadnej prywatności, nawet we własnym
pokoju?!
Niewzruszony moim
gniewem demon usiadł na podłodze i ostentacyjnie ziewnął.
– Wygodnie tutaj –
powiedział z ironicznym uśmieszkiem. – Poza tym nie mam dzisiaj ochoty na
wypełnianie rozkazów mojej matki.
– To tak samo jak ja
nie mam ochoty wypełniać rozkazów ojca – mruknęłam z krzywym uśmieszkiem,
siadając na łóżku. Odrzuciłam poduszkę i spojrzałam znudzonym wzrokiem na
uśmiechającego się chytrze demona.
– Czyżby to była cicha
sugestia, abyśmy zrobili coś niedozwolonego?
– Tylko jedną rzecz? –
spytałam z głośnym prychnięciem. – Naprawdę tylko na tyle cię stać, panie
Bryne? – zironizowałam, podejmując się jego gry. – Mam ochotę zrobić masę niedozwolonych
rzeczy, o których nawet ci się nie śniło.
– Czy to zaproszenie do
twojego łóżka? – zapytał z rozbawieniem, unosząc znacząco brew.
Chwyciłam go za dłoń i
wciągnęłam do siebie na materac. Posłałam mu z bliska wredny uśmiech, który
zakończyłam słowami:
– Już w nim jesteś.
Hej :) Oo, jakoś nie jestem w stanie powiedzieć, by Aura była zakochana, raczej hormony dają jej się we znaki, jednak jakoś podoba mi się, że musi ponosić konsekwencje, jakimi są nadmierne myśli i brak koncentracji.
OdpowiedzUsuńOho, biedna Madelyn. Ja nie chcę, by w tym tomie ktoś ginął, a chyba muszę nastawiać się na to, że przy tych wszystkich bitwach ofiary będą. Reakcje Nathiela i Laury są zrozumiałe, podejrzewam jednak, że Aura będzie i tak robiła swoje z różnym efektem.
Pozdrawiam