Tym razem udało mi się wstawić część dokładnie po miesiącu, na dodatek miałam ją napisaną dużo, dużo wcześniej. Wow. Dziwne rzeczy się tu dzieją. Aura i Ace najwyraźniej poszaleli. Ich wspólny, KULMINACYJNY wątek może wydawać się nieco mglisty i skrótowy, ale jakoś nie jestem dobra w erotyki.
A tak w ogóle to... wesołych świat (tak zapobiegawczo, bo kolejna część 10 stycznia).
A tak w ogóle to... wesołych świat (tak zapobiegawczo, bo kolejna część 10 stycznia).
***
Pierwszy raz miałam okazję wziąć
udział w spotkaniu zorganizowanym przez Nox. Było to ekscytujące przeżycie, tym
bardziej, że to ja znajdowałam się w centrum zainteresowania. Nagle wszyscy
mnie słuchali, zupełnie jakby moja obecność stała się im niezbędna. Byłam z
siebie cholernie dumna. Chociaż powinnam zachowywać się podczas długiej
opowieści poważnie, uśmiech przepełniony niezdrową fascynacją nie schodził z
moich ust. Być może było to spowodowane odwiedzinami miejsca, w którym rodziły
się wszystkie demony. Całe szczęście nikt tego nie zauważył, nawet kiedy
opowiadałam o tym, jak aktualnie wyglądała Reverentia. Starszych członków Nox
najwyraźniej interesowały tylko suche fakty, nie emocje, które niosła ze sobą
ta niesamowita podróż. Nawet jeżeli wiedziałam, że moje życie było zagrożone,
nie przerażało mnie to w żaden sposób. Być może byłam głupia, dziecinna, a przy
okazji naiwna, bo ślepo podążałam za przygodami, a może byłam po prostu takim
Auvreyem, jak mój tata, ignorującym niebezpieczeństwo na rzecz przeżycia czegoś
niesamowitego, tak różnego od codziennych obowiązków. Nie obchodziło mnie to.
Ja po prostu chciałam tam wrócić i znów poczuć ten dreszcz emocji pozbawiony
strachu. Właśnie tam było moje miejsce!
Przedstawicielom Nox podobał się
chyba najbardziej ten moment w opowieści, w którym wyznałam im, że
prawdopodobnie znalazłam broń przeciwko demonom ognia. Całe szczęście,
zapamiętałam nazwę rośliny, o której mówiły dzieciaki. No dobrze, przekręciłam
tylko jedną literę, nazywając ją lacremosą, a nie lacrimosą, ale to mały
szczegół. Natychmiastowo do jej zdobycia został powołany specjalny zespół
składający się głównie z demonów, które spokojnie mogły wtopić się w
reverentyjskie tło. Specjalną trutkę miał z nich sporządzić Riel, demon, który
kilkanaście lat wstecz należał do Departamentu Kontroli Demonów, ale nawrócił
się z miłości do… ziemskich leków. Dzisiaj pracował w fabryce farmaceutycznej,
tworząc nowoczesne leki na różne choroby cywilizacyjne, i trzeba przyznać, że
całkiem nieźle mu to szło. Szczepy niebieskich kwiatów miały się również
przydać do nowej hodowli, która pozwoliłaby nam na masowe tworzenie trucizny,
bez odbywania podróży do Reverentii.
Pozostała jeszcze jedna kwestia
do załatwienia.
– Nie dowiedziałaś się, kiedy
mają zamiar pozbawić cię… – Sorathiel pod naporem groźnego spojrzenia mojego
ojca nie dokończył zdania.
– Chodzi o moje serce, które ma
być posiłkiem dla Reverentii? – spytałam z krzywym uśmieszkiem. – Cóż, ognisty
demon, którego poznałam, nie chciał mi dokładnie powiedzieć, kiedy to nastąpi,
ale z rozmowy mogłam wywnioskować, że całkiem niedługo. – Kiedy inni milczeli,
zagłębiając się we własnych rozważaniach, wpadłam na pewien plan, o którym nie
omieszkałam wspomnieć. – Wiem, jak mogę się tego dowiedzieć.
Członkowie Nox spojrzeli na mnie
z zainteresowaniem. Znowu poczułam dumę. Dobrze było cokolwiek znaczyć w tym
małym światku. Czy to znak, że oficjalnie stałam się łowcą demonów? To było w
końcu moje małe marzenie, które w dzieciństwie do życia powołał mój tata.
– Mogę wyciągnąć tę wiadomość od
kogoś, kto od dłuższego czasu mnie obserwuje.
– Kto cię obserwuje i dlaczego
nic o tym nie wiem? – syknął zdenerwowany tata.
Uśmiechnęłam się do niego
niewinnie, próbując jakoś załagodzić sytuację, to jednak nic nie dało. Nathiel
Auvrey założył ręce na piersi i zmrużył groźnie oczy, oczekując na szybką
odpowiedź.
– Nie chciałam wam o niczym
mówić, póki sama się nie upewnię, że to ktoś, kogo mogę wykorzystać. –
Kłamałam, w końcu Ace Bryne sam mi się napatoczył, ale dlaczego moja rodzina
miała o tym wiedzieć? Byłam nastolatką, która miała swoje małe sekrety. – To
było częścią większego planu. Można powiedzieć, że dogadałam się z nowym kolegą
celowo. Dzięki temu teraz je mi z ręki. – Wyprostowałam się dumnie.
– A może to tylko jego strategia?
– pytanie tym razem zadał milczący dotąd Aren.
– To bardzo prawdopodobne. Może
on również chce zyskać twoją przychylność w jakimś określonym celu –
dopowiedział wujek Sorathiel.
Westchnęłam ciężko, starając się nie
przewrócić oczami.
Dorośli…
– Zaufajcie mi. Chociaż raz.
Spojrzałam w kierunku taty, który
od zawsze był czuły na prośby swojej kochanej córki. Wytrzymałam jego gniewne
spojrzenie, łagodniejące pod wpływem mojego uporu. To on jako pierwszy
teatralnie westchnął i opadł bezradnie na fotel. Wtedy już wiedziałam, że
został przekabacony.
– Niech ci będzie – wyrzucił z
siebie.
Uśmiechnęłam się do siebie
triumfalnie.
Cóż, w takim razie pora zacząć
misję pod tytułem: „upić demona”.
***
Przekonywanie Ace’a Bryne’a do
mojego planu wcale nie było takie trudne. Pewnego dnia, w szkole, po prostu do
niego podeszłam, oparłam się łokciami o ławkę i zastosowałam chwyt w jego
stylu: nachyliłam się tuż nad parszywą, demoniczną twarzą. To mu oczywiście w
żaden sposób nie przeszkadzało. Nie odsunął się nawet o centymetr, jakby
przyjął wyzwanie polegające na wgapianiu się sobie prosto w oczy. Wydawał się
tylko nieco zdziwiony moją odwagą. Uniósł brwi, jakby zastanawiał się, czy aby
na pewno wszystko ze mną w porządku.
– Jak się mają sprawy w
Reverentii po mojej ucieczce? – spytałam szeptem, opierając policzki na
dłoniach, przez co wyglądałam jak pyzata dziewczynka. Zwieńczyłam tę dziecięcą
pozę niewinnym uśmieszkiem. Zapomniałam tylko, że wypięłam tyłek na resztę
klasy. Zainteresowali się nim w szczególności osobnicy płci męskiej, bo zaczęli
głośno komentować ten widok. Czy mi to przeszkadzało? Ani trochę. Nie miałam
się czego wstydzić.
Kąciki ust Ace’a uniosły się,
tworząc dobrze mi znany, tajemniczy uśmieszek. Chłopak postanowił, że z chęcią
zagra w moją grę. Zbliżył się do mnie, opierając podbródek na dłoni. Teraz
niemal stykaliśmy się nosami. Choć mi to nie odpowiadało, stwierdziłam, że nie
odskoczę od niego jak oparzona. Musiałam kontynuować swoją misję. Łowcy demonów
tak łatwo się nie poddawali.
– Twój szalony ojciec nieźle
nabroił – szepnął niskim głosem, od którego przeszyły mnie dreszcze. – Po jego
napadzie mieliśmy wielu rannych. Ale spokojnie, jeszcze się mu odwdzięczymy. –
Przekręcił głowę w bok, poszerzając uśmiech, który zdawał się być teraz niemal
diabelski. – Nie po to jednak przyszłaś, prawda? – Demon odchylił się na
krześle, dając mi trochę swobody.
Wzruszyłam teatralnie ramionami,
siadając bokiem na jego ławce. Chyba nigdy nie miałam w sobie tyle wdzięku, ile
w tym momencie. Słyszałam za plecami głośne gwizdy chłopaków. Miałam ochotę
obdarzyć ich pełnym nienawiści spojrzeniem, ale nie chciałam spuszczać oczu z
Ace’a.
– Zastanawiałam się, czy znudziło
ci się już pilnowanie mnie.
Westchnęłam dramatycznie,
potrząsając z udawanym niedowierzaniem głową.
– Bezustannie wodzę za tobą
wzrokiem, panno Auvrey.
– Zabrzmiało to jak komplement.
Czyżbyś próbował mnie do siebie zachęcić?
Uniosłam znacząco brew, nie
wyzbywając się ironicznego uśmieszku.
– Nie muszę tego robić. – Chłopak
wzruszył luzacko ramionami. – Ty już jesteś zachęcona.
– Nieźle sobie schlebiasz. –
Wykrzywiłam usta w grymasie, na chwilę powracając do swojej prawdziwej postaci,
która nie znosiła takich przytyków. Wcale nie byłam chętna na bratanie się z
gościem śledzącym każdy mój krok. Robiłam to wszystko dla Nox, nie ze względu
na chęć zabawienia się.
– Dowiem się w końcu, czego ode
mnie chcesz? – Ace Bryne przekręcił ciekawsko głowę.
Wzięłam wewnętrzny, głęboki
wdech. Wiedziałam, że zabrzmię w tym momencie mało przekonująco, w końcu mój
wróg nie był głupi i zapewne domyśli się, dlaczego chcę z nim spędzić odrobinę
wolnego czasu, jednak mogłam liczyć na łut szczęścia, a także to, że ogniste
demony miały słabą głowę, jeżeli chodziło o spożywanie alkoholu.
– Dzisiaj wieczorem największy
dupek w tej szkole organizuje imprezę. – Spojrzałam przed siebie, machając
nogami jak mała dziewczynka, która bujała się na huśtawce. Nie chciałam w tym
momencie patrzeć na twarz Ace’a. I tak wiedziałam, jaki krył się na niej
wyraz. Zapewne unosił z zainteresowaniem brew, uśmiechając się podejrzliwie,
ale i kpiąco, jakby sądził, że nie do końca dobrze się czuję.
– I chcesz mnie na tę imprezę
zaprosić, mimo tego że sama na nie nigdy nie chodzisz? – spytał z rozbawieniem.
Udałam zdziwienie.
– Chyba czytasz mi w myślach.
– Zapewne domyślasz się, że twój
plan został już przeze mnie rozszyfrowany, prawda? – Ace Bryne zaśmiał się
cicho, co robił naprawdę rzadko. – Doskonale wiem, że chcesz coś ze mnie wyciągnąć.
– Co nie znaczy, że nie możemy
się przy okazji zabawić – rzuciłam z wrednym uśmieszkiem, znowu spoglądając w
jego twarz. – Boisz się przyjąć wyzwanie? – Uniosłam brew, udając zdziwienie. –
To tylko głupia impreza dla nastolatków, na której będą lały się litry
alkoholu. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Moglibyśmy się przy okazji
zabawić, a przecież ogniste demony lubią, kiedy coś się dzieje, prawda?
Ace przez dłuższą chwilę milczał,
nie spuszczając ze mnie płonących oczu. W końcu jednak odchylił się na krześle
i rzucił z uśmieszkiem:
– W takim razie przeżyjmy ten
pierwszy raz razem.
Wykrzywiłam usta w grymasie. Cóż,
trzeba było przyznać, że byłam imprezową dziewicą, ale wiązała się z tym jedna
zaleta: Ace Bryne najwyraźniej był imprezowym prawiczkiem, a co za tym szło,
jeszcze nie wiedział, co czekało go w świecie ludzi, kiedy wejdzie w sam środek
szkolnego, alkoholizującego się społeczeństwa. Ja na szczęście wiedziałam.
***
– Masz nie pić alkoholu. Albo
przynajmniej nie pić go dużo.
– Dobrze, tato.
– I pamiętaj, że masz czas tylko
do północy. Równo o tej godzinie zjawi się po ciebie Nate.
– Dobrze, tato.
– Masz być grzeczna i nie machać
nikomu tyłkiem przed oczami.
Tym razem nie wytrzymałam i
przewróciłam oczami.
– Tak, wiem, tato. Za kogo ty
mnie masz? – Spojrzałam na niego z krzywą miną.
Nathiel Auvrey, który stał w
przedpokoju z założonymi na piersi rękoma i z surową miną troskliwego ojca,
zmierzył mnie krytycznym wzrokiem z góry na dół. Oczywiście nie odpowiedział na
moje pytanie, traktując je jako retoryczne. Teraz co innego zajmowało jego
myśli.
– Nie powinnaś się tak ubierać.
Ta sukienka jest za krótka i za obcisła.
Wzniosłam dłonie ku niebiosom,
mrucząc do siebie słowa w nieznanym nikomu języku. Miałam już dość tych
narzekań. Kiedy z jego ust padły kolejne tłumaczenia bojącego się o swoją
pociechę ojczulka, który układał najgorsze scenariusze wieczora, przestałam go
kompletnie słuchać. Chyba zapominał, że używałam magii, w przeciwieństwie do
innych ludzi, którzy będą na tej imprezie. Poza tym istniało małe
prawdopodobieństwo, że zaatakuje mnie sam Ace Bryne. W razie czego miałam przy
sobie telefon, więc mogłam zadzwonić do rodziny i poprosić ich o ratunek.
– Uważaj na siebie, Aura – padło
ostatnie zdanie.
Spojrzałam na tatę, posyłając mu
lekko załamany uśmieszek.
– Dobrze, tato – potwierdziłam
raz jeszcze, tym samym monotonnym głosem, co wcześniej. Zanim mój ojciec
otworzył usta i wyrzucił z siebie więcej słów, pomachałam mu dłonią i wyszłam
za drzwi. Dopiero kiedy się za nimi znalazłam, z ulgą odetchnęłam. Domyślałam
się, że dzisiejszej nocy cała rodzina Auvreyów będzie bezustannie musiała
wysłuchiwać jego narzekań. Dlaczego trafił mi się tak przewrażliwiony ojciec?
Miałam już siedemnaście lat i potrafiłam sobie w życiu radzić.
Kiedy oderwałam się wreszcie od
drzwi, poczułam na plecach surowe spojrzenie Nathiela Auvreya, który zapewne
odprowadził mnie wzrokiem przez okno aż do parku. Cieszyłam się, że
przynajmniej nie zamierzał ruszyć za mną w pogoń. Wiedział, że ta misja była
potrzebna, aby wyciągnąć cokolwiek z ognistych demonów. Może miała swój własny
nastoletni wymiar, a więc nikt poza mną nie mógł wziąć w niej udziału, ale
mogła nam naprawdę wiele wyjaśnić, oczywiście jeżeli Ace Bryne zechce
współpracować.
Wchodząc do przyciemnionego
parku, przystanęłam przy drzewie, leniwie się przeciągając. Czarna sukienka,
która sięgała połowy ud, podjechała do góry, ledwo zasłaniając moje pośladki.
Nie czułam się w tym ubiorze źle. Jak w przypadku większości mieszkańców
Reverentii byłam pewną siebie przedstawicielką demonicznego gatunku, która wierzyła
w to, że przyciąga ludzkie oko. Nie czułam również wstydu, a przynajmniej
rzadko go odczuwałam. Mistrzem bezwstydności był jednak Ace Bryne. Zjawił się
niemal bezszelestnie za moimi plecami, a kiedy obejrzałam się na niego przez
ramię, dostrzegłam, że patrzył tam, gdzie nie wypadało. Od razu obróciłam się w
jego kierunku, marszcząc czoło i zakładając ręce na piersi. Ognisty demon
wyszczerzył diabelskie zęby, obdarzając mnie płonącym spojrzeniem.
– Ubrałaś się tak dla mnie? –
spytał prześmiewczo.
– Ubrałam się tak dla siebie, bo
niby dlaczego miałabym ubierać sukienkę, żeby zaimponować jakiemukolwiek
chłopakowi? – zdziwiłam się. – Nie potrzebuję niczyjej atencji. – Machnęłam
ręką jak dama, która odpalała właśnie cienkiego papierosa. – Kobiety są samowystarczalne,
wiesz?
– Takie kobiety jak ty, na pewno.
– Ace Bryne potrząsnął z rozbawieniem głową, swawolne dłonie włożył zaś do
kieszeni spodni. Cóż, nie wyglądał, jakby coś zmienił w swoim ubiorze, ale czy
w ogóle musiał? Nawet zwykła czarna koszulka, na którą zarzucił bordową koszulę
w kratę, wyglądała u niego dobrze. Nie musiał się wcale stroić.
– To co, panie ognisty demonie –
zaczęłam ożywczo, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Z jakiegoś powodu zaczynało
mi się to podobać, a przecież jeszcze nie pojawiliśmy się na imprezie. –
Ruszamy na podbój?
– Z tobą, panno Auvrey, choćby i
na koniec świata – odpowiedział niskim, przyjemnym dla ucha głosem Ace.
Wyciągnął w moją stronę ramię, przyglądając mi się z błyskiem w rozbawienia
widocznym w płomiennych oczach. Z wrednym uśmieszkiem przyjęłam jego ramię.
***
Moje przygody z alkoholem
ograniczały się dotąd wyłącznie do kilku mało znaczących zdarzeń. Pierwszy raz
spróbowałam piwa, kiedy tata zostawił puszkę na stole w organizacji Nox i
poszedł porozmawiać z wujkiem Sorathielem. Miałam wtedy może jakieś sześć lat.
Dziecięca ciekawość była na tyle silna, że zanim mój tatuś się zorientował,
przechyliłam całą zawartość puszki do ust i wypiłam ją z triumfem zarysowanym w
oczach. Kiedy Nathiel Auvrey to zobaczył, jego szczęka opadła prawie na
podłogę. To nic, że chwilę później zwymiotowałam na dywan, ponieważ płyn okazał
się być nad wyraz ohydny. To nic, że przez resztę dnia czułam się, jakby świat
uciekał mi sprzed oczu. Wtedy sobie obiecałam, że nigdy więcej nie będę brała
do ust takiego świństwa. Oczywiście, jak się idzie domyślić, szybko złamałam
ten wewnętrznie narzucony zakaz. Sześć lat później, kiedy zostałam zaproszona
na urodziny do koleżanki z klasy, koledzy podpuścili mnie, mówiąc, że na pewno
nie dam rady wypić chociaż połowy butelki whisky, która stała na barku rodziców
dziewczyny. Jak to ze mną bywało, kiedy ktoś rzucał mi wyzwanie, z reguły
starałam się mu podołać, choćby miały z tego wyniknąć niemiłe konsekwencje. Po
tej akcji rodzice koleżanki zabronili się jej ze mną spotykać, a moi rodzice
dali mi szlaban na kolejne dwa miesiące. Jedyną zaletą było to, że zyskałam
respekt wśród kolegów, na czym skorzystał również Nate, uznawany do pewnego
momentu za maminsynka. Aktualnie miałam już siedemnaście lat i wcale nie
ciągnęło mnie do podobnych eksperymentów z alkoholem, tym bardziej, że moje
dwie poprzednie przygody kończyły się w taki sam sposób – zawrotami głowy oraz
wymiotami. Dzisiaj byłam jednak na ważnej misji, która wymagała poświęceń, tak
więc kiedy dostałam czerwony kubek wypełniony po brzegi piwem, a wokół mnie
rozległy się głośne okrzyki, które kibicowały mi w piciu na jeden raz,
rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Oczywiście mój demoniczny przyjaciel poszedł w
moje ślady, o co mi przcież chodziło. Okazało się, że w momencie, kiedy
organizowane były wyścigi na jak najszybsze wypicie alkoholu z pomocą
plastikowych rur, dotknął go syndrom rywalizacji. I niech go szlag weźmie, ale
wygrał. Potem wyzwałam go jeszcze na dwa takie pojedynki, aż w końcu uznałam,
że jestem już tak upita, że kompletnie nie ogarniam, co się wokół mnie dzieje.
Teraz zamierzałam tylko sączyć piwo z papierowego kubka, w końcu zanim zgasnę,
powinnam przynajmniej zadać Ace’owi to jedno ważne pytanie, mające przesądzić o
całym moim istnieniu.
Całe szczęście, mój ognisty
towarzysz nie był odporny na procenty, podobnie jak ja. Po dwóch godzinach
picia, tańczenia, śmiania się i przepychania, ze zdziwieniem musiałam przyznać,
że nieźle wtopiliśmy się w tłum nastolatków. Może różniliśmy się nieco od zwykłych
ludzi, w końcu ja miałam w sobie trzy czwarte cienistego demona, a on był
demonem ognia, jednak przez ten jeden moment mogliśmy się poczuć, jakby żadne
różnice pomiędzy nami a innymi rówieśnikami nie istniały. Czy to znaczyło, że
pierwszy raz byłam szczęśliwa, mogąc obcować z ludźmi, których na co dzień
spotykałam w szkole? Widocznie musiał mi w tym pomóc alkohol.
– Uśmiechasz się – zauważył Ace.
Spoglądał na mnie przymrużonymi oczami i z szerokim, wręcz wyzywającym
uśmieszkiem, który mógł mi wiele proponować. – Myślisz o czymś miłym?
– A to takie dziwne? – spytałam
ze śmiechem, stukając się z nim w powietrzu kubkami. Zawartość przechyliłam do
ust. – Alkohol chyba działa cuda. – Zmarszczyłam czoło, spoglądając w dno
kubka. – Trochę się uspołeczniłam. – Czknęłam, zanosząc się od razu śmiechem. –
Ej, w ogóle to nie wiedziałam, że tak dobrze poruszasz się na parkiecie. –
Zachichotałam, szturchając go zaczepnie łokciem. – Wiesz, jak laski piszczą na
twój widok? Normalnie myślałam, że stanę się zazdrosna.
– Zazdrosna, powiadasz? – Ace
Bryne pochylił się tuż nad moją twarzą, wytrącając mi przypadkowo kubek z
dłoni. Zanim jednak zdążył choćby złożyć zdradliwy pocałunek na moich ustach,
zachichotałam jak małe dziecko i uciekłam w bok. Przeniosłam się szybko do
pionu, zakładając ręce na biodra, jakbym szykowała się do nowej wyprawy. Serce
biło mi jak oszalałe.
Zastanawiałam się, czemu w ogóle
uciekłam. Może gdybym tego nie zrobiła, rzeczywiście by mnie pocałował? A tego
jeszcze nikt nie zrobił. No, może z wyjątkiem śliniącego się chłopaka z
podstawówki, z którym grałam w butelkę. Na samo wspomnienie tego poczułam, jak
przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze.
Zanim się zorientowałam, Ace,
niczym wierny pies, stanął obok mnie, chowając ręce do kieszeni. Przyglądał mi
się ukradkiem, jakby czekał na to, co zamierzam zrobić. Zachwiałam się lekko,
kiedy tylko postawiłam krok w jego stronę. Efekt był taki, że uderzyłam głową w
jego twardą pierś. Ace próbował przywrócić mnie do pionu, ale siła uderzenia
była na tyle duża, że sam, będąc lekko nietrzeźwym, stracił równowagę. Oboje,
jak rozsypujące się klocki lego, padliśmy na sofę. Ten upadek nie miał w sobie
nic romantycznego. Zapewne wyglądaliśmy jak dwie pokraki, które stuknęły się
głowami. Spoglądając prosto w płomienne oczy, wybuchłam śmiechem. Szybko
ukryłam głowę w piersi demona, uderzając w nią miarowo pięścią. Po prostu tak
mnie to rozbawiło, że nie mogłam się uspokoić. Tak samo rozbawiony zdawał się
być Ace, który nawet nie próbował uwolnić się spod mojego ciężaru. Przez umysł
przeszło mi wtedy dziwne pytanie: co by było, gdybyśmy nie byli wrogami? Czy
nasza relacja mogłaby wyglądać tak samo, jak teraz? Czy niczym nie musielibyśmy
się martwić? On matką, która kazała mu mieć na mnie oko, a ja tym, że frakcja,
do której należał, chciała poświęcić moje serce Reverentii.
– Umilkłaś – przyuważył chłopak.
Podniosłam głowę, zdając sobie
sprawę z tego, że od dłuższej chwili spoczywała bezwładnie na jego piersi. Nie
powiem, było to przyjemne uczucie, szkoda tylko, że zostało przerwane przez
słowa ognistego demona.
– Tak trochę – odpowiedziałam z
uśmieszkiem, przetaczając się na sofę. Teraz znowu byliśmy w tych samych
pozycjach, co wcześniej. Oboje wpatrywaliśmy się przed siebie, nic nie mówiąc.
Mój niewyraźny wzrok padł w pewnym momencie na zegar ścienny. Kiedy zmrużyłam
oczy, dostrzegłam, że została mi jeszcze godzina, zanim zjawi się tutaj po mnie
Nate. Może czas zaprzestać zabawy i zająć się misją?
Przymknęłam na chwilę powieki,
zbierając w sobie chaotyczne myśli.
– Ile jeszcze możemy się tak
bawić, zanim wyrwiecie mi serce? – spytałam ledwo słyszalnie. Na szczęście Ace
miał na tyle dobry słuch, że nawet przez dudniącą muzykę zdołał mnie usłyszeć.
– Czy to jest właśnie pytanie,
które chciałaś mi zadać przez cały ten czas?
Spojrzałam na niego z niemrawym
uśmiechem. Chociaż chciałam uczynić z tego dramatyczne przedstawienie, w którym
miałam zamiar grać dziewczynę pogodzoną ze swoim losem, nie mogłam ukryć
smutku, który nagle mną zawładnął. Przecież nie miałam pewności, że organizacja
Nox mnie obroni. Naprawdę mogłam stracić serce, a tym samym opuścić ten
cholerny ziemski padół.
– A ty nie chciałbyś wiedzieć,
kiedy ktoś planuje twoją śmierć?
– Lepiej nie wiedzieć, kiedy
śmierć nadejdzie. Łatwo można wtedy zaakceptować jej nadejście. – Posłał mi
dziwny uśmieszek, w którym kryło się coś, czego nigdy dotąd nie widziałam. Może
jakaś nuta smutku? Żałości? To byłoby dziwne, ale kto powiedział, że
nieprawdziwe?
Przybliżyłam się do niego,
patrząc mu prosto w oczy. Tym razem nabrałam większej powagi.
– Chciałabym to wiedzieć –
powiedziałam odważnie.
Usta demona już po chwili
rozszerzyły się w bezczelnym uśmiechu, który wskazywał na to, że coś knuł. On
również się do mnie przybliżył, opierając jedną dłoń na oparciu sofy, tuż obok
mojej głowy. Wyglądało to, jakby tym razem chciał mnie przytrzymać w miejscu,
abym nie uciekła od jego niecnego pocałunku. Do niczego takiego jednak nie
doszło. Widocznie Ace Bryne miał inne plany. I to plany, na które w tym
momencie mogłam z chęcią przystać.
– Nie powiem ci, chyba że
zaproponujesz mi coś w zamian – szepnął.
– Czy to jakaś niemoralna
propozycja? – zapytałam z rozbawieniem, próbując odsunąć od siebie jego twarz.
– Bo jeśli tak, to muszę przyznać, że czuję się zachęcona. – Zachichotałam jak
szalona, opuszczając się po sofie w dół, aby wyślizgnąć się z uścisku, w którym
trzymał mnie demon. Szybko przeniosłam się do pionu i chwyciłam go za dłoń. Nim
ktokolwiek zdołał się zorientować, że znikamy z pola ludzkiego widzenia,
pociągnęłam mojego towarzysza za sobą.
– Chyba powinniśmy negocjować w
warunkach… pokojowych. – Zachichotałam się, ukrywając rozbawienie za dłonią jak
dziewczynka, która właśnie zamierzała wywinąć komuś kawał. Przez to
rozemocjonowanie mało nie wywinęłam na schodach orła. Dopiero po chwili
zorientowałam się, że siedzieli tu jacyś ludzie, którzy spojrzeli na mnie z
oburzeniem. Ja wzruszyłam tylko ramionami, w końcu nie kazałam im się tutaj
obściskiwać.
– Pokojowych, mówisz? – zapytał w
zamyśleniu Ace. – A co, jeśli wszystkie pokoje będą zajęte? – Uniósł znacząco
brew, posyłając mi znaczący uśmieszek.
– Nie po to urodziliśmy się z
mocami, aby z nich nie korzystać.
Uśmiechnęłam się wrednie pod
nosem, przeskakując już ostatni stopień. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie
wchodzę, po prostu chwyciłam za pierwszą lepszą klamkę, na której nie widniały
żadne części garderoby mogące oznaczać, że działo się w danym pomieszczeniu coś
niecenzuralnego. Jak się okazało, wcale nie musieliśmy używać magii, aby kogoś
stąd wykurzyć, za to użyłam magii, aby zablokować komukolwiek możliwość wejścia
do tego pomieszczenia. Cóż, ceniłam sobie prywatność.
Opierając się o drzwi od
wewnętrznej strony, spojrzałam wyzywająco prosto w oczy mojego wroga. Z drugiej
strony… może teraz niekoniecznie byliśmy wrogami. Raczej zwykłymi nastolatkami,
którzy zamierzali ze sobą w kulturalny sposób negocjować.
– Co chcesz w zamian za tę małą
informację?
– Nic wielkiego. – Ace Bryne
wzruszył luzacko ramionami, powoli do mnie podchodząc. Dopiero kiedy położył
dłonie na drzwiach po obu stronach mojej głowy i pochylił się nade mną,
zrozumiałam, że ta wymiana nie musi być taka bolesna, jak mogłabym początkowo
tego oczekiwać. Może nawet przyjemniejsza niż mi się zdawało.
Kiedy usta ognistego demona
zbliżyły się do mnie, poczułam, że dłużej nie wytrzymam tego napięcia. Serce
biło mi jak oszalałe, nie mogąc się doczekać momentu, w którym zanurzę się w
cieple emanującym z ciała chłopaka, który dzisiejszej nocy nie był moim wrogiem,
tylko kolegą z klasy, który cholernie mi się podobał. Alkohol szumiał mi w
głowie, skutecznie hamując mechanizmy działania rozumu. W tym momencie zupełnie
nic mnie nie obchodziło. Po prostu chciałam przystać na tę niewypowiedzianą na
głos propozycję, aby uciszyć ogień, który rozrastał się w mojej piersi jak
chaotyczna moc, siejąca wkoło spustoszenie. Ace Bryne wiedział, co robi. To
dlatego zatrzymał się tuż przed moimi ustami, posyłając mi ten irytujący,
triumfalny uśmieszek. Wiedział, że go chcę. Po prostu się ze mną droczył.
Miałam głęboko gdzieś to, że jeżeli złamię się jako pierwsza, uzna, że ma nade
mną jakąkolwiek władzę. I tak zamierzałam ją w końcu odzyskać. Inaczej nie
byłabym sobą.
Objęłam dłońmi szyję demona,
przyciągając go do siebie tak gwałtownie, że kiedy wreszcie dotknęłam jego
warg, nieporadnie go ugryzłam. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że
właśnie spieprzyłam cały romantyzm, ponieważ nie byłam kompletnie doświadczona
w tych sprawach, ale ten nieświadomy, sadomasochistyczny gest wcale nie
odtrącił chłopaka, który poczuł się jeszcze bardziej zachęcony do pocałunków.
To wszystko działo się tak szybko, jakby było zaledwie mrugnięciem oka. Ledwo
zaczęliśmy się całować, a nasze niecierpliwe, gorące dłonie już zaczęły
prowadzić nas w najróżniejsze zakątki ciał, zdzierając z nich ubrania. Przez
cały ten czas chciało mi się śmiać. Śmiać z tego, jaka głupia byłam, upijając
się tak, że właśnie zamierzałam stracić dziewictwo z demonem, który za dnia
uchodził za mojego wroga, pragnącego wyrwać mi serce z piersi. Czy było w tym
choć odrobinę miłości? Nie, raczej czyste pożądanie. Która dziewczyna nie
poleciałaby na Ace’a Bryne’a?
Nasze nieporadne, mające w sobie
niewiele trzeźwości kroki, zaprowadziły nas w stronę łóżka. Zostałam na nie
niemal pchnięta, co wzbudziło we mnie irytację, ponieważ to ja chciałam w tym
związku pełnić rolę władcy. Rozbawiony moją mimiką Ace nie zamierzał pozwalać
mi na to, abym nad nim górowała. Zanim się podniosłam, wyrażając tym samym swój
protest, on przygwoździł moje dłonie do materaca, znów przylegając do mnie
ustami. Chociaż starałam się mu wyrwać jeszcze przez dobrą minutę, w końcu
zaakceptowałam narzucony stan rzeczy. Niech go ogień pochłonie! Następnym razem
to ja będę nad nim dominować. Zaraz. Następnym razem? Czyżbym przewidywała inne
pijackie przygody z nim w roli głównej? Alkohol chyba doszczętnie wypalił mi
mózg.
Ace Bryne zdawał się nie
przejmować tym, że nie miałam za sobą żadnego bagażu doświadczalnego w sferze
intymnej. Domyślił się już, że to był mój pierwszy raz, co nie znaczyło, że
zechciał być choć odrobinę bardziej łagodny w stosunku co do mnie. Czy mogłam
go za to winić? Był po prostu demonem, który nie miał sobie nawet krztyny
delikatności. A ja stałam się po prostu uległym pionkiem, służącym zaspokojeniu
żądzy. Kiedy utorował sobie do mnie drogę, mało nie zdzieliłam go z pięści w
twarz. Zanim wydałam z siebie okrzyk, który mieszał w sobie zarówno ból, jak i
złość, skutecznie zatkał mi usta swoimi wargami. Widziałam w jego oczach ten
piekielny triumf. A najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale mi on nie
przeszkadzał, bo już po chwili zatraciłam się w świecie, który dotąd był dla
mnie zupełnie obcy i niedostępny. Miałam gdzieś to, że wydawane przeze mnie
dźwięki, wyrażające odczuwaną przyjemność, niosły się prawdopodobnie po całym
domu. Miałam gdzieś to, że dałam się przelecieć własnemu wrogowi. Miałam nawet
gdzieś to, że przyszłam tutaj w zupełnie innym celu. W tym momencie tak miło i
boleśnie zarazem było tonąć w ramionach ognistego demona, który sam utracił
kompletnie kontrolę nad tym, co robił. Po raz pierwszy żadne z nas nie musiało
grać.
Kiedy przedstawienie dobiegło
końca, wbiłam pazury w skórę demona tak mocno, że zapewne jeszcze przez kilka
dni zostaną mu piękne, krwawe ślady – o ile rany ognistych demonów choć trochę
przypominały te ludzkie. Dźwięki różnych tonacji, które z siebie wydawaliśmy,
zlały się w jeden zgodny jęk, po którym wybuchłam śmiechem, jakbym postradała
rozum. Niespokojnie dysząc, zamknęłam oczy, pragnąc pozostać w tej pozycji
jeszcze przez kilka dobrych minut. Po tym czasie doczekałam się również
obezwładniającego szeptu, który wkradł się do mojego ucha, dając mi mglistą
odpowiedź na to, czego kosztem utraty dziewictwa miałam się dowiedzieć.
– Zostały ci niecałe dwa miesiące.
Po tych słowach poczułam dziwny
chłód, który przyniósł ze sobą pustkę. Wciąż leżałam z zamkniętymi oczami,
mrucząc do siebie coś nieokreślonego. Wychodziło na to, że Ace ostatecznie
skończył jako trzeźwiejsza osoba w tym towarzystwie, bo zdołał mnie nawet ubrać
w sukienkę. Kiedy to robił, próbowałam go chwycić za dłoń, żeby tylko stąd nie
odchodził, ale najwyraźniej nasza współpraca dobiegła końca. Z uczuciem
samotności i pustki, zapadłam w płytki sen, podczas którego najlepszym
towarzyszem była mi chłodna poduszka. Zdawało mi się, że nie czekałam tak
jednak w nieskończoność. W krótkim czasie ktoś zaczął mnie delikatnie
poszturchiwać. Miałam nadzieję, że to mój demoniczny kochanek, ale oczywiście
się przeliczyłam.
– Aura – usłyszałam własne imię,
które z jakiegoś powodu wywołało na mojej twarzy grymas. – Hej, Aura. Już po
północy. Musimy iść.
Otworzyłam oczy, spoglądając niemrawo
w twarz brata, który zdawał się być zmartwiony moim sennym stanem. Po
bełkotliwych słowach, jakimi go obdarzyłam, zdołał się już domyślić, że nie
byłam do końca trzeźwa. Kiedy po moich daremnych uderzeniach na oślep Nate w
końcu ściągnął mnie siłą z łóżka, powiedział tylko jedno:
– Tata cię zabiję.
I z pewnością miał rację, bo
jednym z warunków swobodnego wypełnienia zaplanowanej przeze mnie misji, była
moja trzeźwość.
– Zamkniiij sieeee. Mhoja misja
wymagaua poświenceń – wyrzuciłam z siebie.
W niedługim czasie, z pomocą
mojego brata bliźniaka, wytoczyłam się z domu, gdzie impreza wciąż trwała w
najlepsze. Wyciągałam ręce w stronę osób, które tańczyły na parkiecie, pragnąc
powrócić do tego wieczora, który przeżyłam razem z Ace’em, ale Nate niestety
był nieustępliwy. Kiedy wreszcie udało mu się mnie wyciągnąć z domu, chłodne
uderzenie wiatru przypomniało mi o tym, że ten błogi dzień właśnie dobiegł
końca. Z ciężkim westchnięciem, wsparta o brata, szłam przez park, kierując się
powolnie do naszego domu. W międzyczasie opowiadałam bełkotliwym głosem Nate’owi,
co takiego się wydarzyło. Całe szczęście nie zdążyłam nawet dobrnąć do historii
sedna imprezy – to nawet lepiej, bo byłoby niezwykle dziwnie, gdybym przyznała
się bratu, iż przeleciałam się z wrogiem – ponieważ trzecie zetknięcie z
alkoholem w moim nastoletnim życiu sprawiło, że zwróciłam całą zawartość
żołądka prosto w trawę. Nie obchodziło mnie, czy obrzygałam własnego brata,
teraz po prostu chciałam umrzeć. Morał z tej historii wynikał jeden: zero
alkoholu, a tym bardziej pieprzenia się wrogami. Przynajmniej do następnego
razu.