niedziela, 2 czerwca 2019

[TOM 4] 3/4 demona: przeznaczenie ognia [CZ. 1]

Skończył się pewien etap WCN, ale zaczął się inny (nie mogłam tak łatwo zostawić tej serii, halo). Tym razem swoje trzy grosze dostaną dzieci Auvreyów. W pierwszej kolejności prezentuję 3/4 demona: przeznaczenie ognia, które krąży wokół historii Aury. Nie będzie już cienistych demonów (chyba że obocznie), ale będą... demony ognia. Nie będą to co prawda całe tomy, bo do trzydziestki bym tego wszystkiego nie skończyła, ale kilka czy kilkanaście części każdej historii na pewno poświęcę. W ogólnym założeniu 3/4 demona: przeznaczenie ognia będzie mieć 10 części + epilog. Oczywiście te rozdzialiki mogą być dłuższe niż przeciętny rozdział z poprzednich tomów. Rozpiska przyszłych opowiadań (póki co) wygląda tak:

1. 3/4 demona: przeznaczenie ognia [Aura Auvrey]
2. Reinkarnacja [Calanthia Auvrey]
3. Idealna [Madelyn Barielle i trochę Nate'a Auvreya]
4. W cieniu ognia [Calanthe Clerinell] 

Tak więc sporo historii. Oczywiście nie będę się z nimi spieszyć. WCN jest trochę wygasłym blogiem i piszę go tak naprawdę dla siebie. Dopiero na Wattpadzie zaczął się jakiś ruch, ale tam nie skończyłam poprawiać nawet pierwszego tomu. 

***
Wszystko dookoła płonęło. Ogień pochłaniał każdy wolny skrawek lasu, nie oszczędzając niczego, co napotykał na swojej drodze. Nawet moje dłonie otaczał palący żar. Powoli zamieniałam się w popiół, tak jak wszystko to, co mnie otaczało. Po środku tego ognistego chaosu stał on, pan ognia o oczach w barwie płomieni. Uśmiechał się do mnie chytrze, kierując powolnie palec wskazujący na moją pierś. Jego krwistoczerwone usta układały się w słowa: przeznaczeniem ognia jest strawić cały świat.
Zerwałam się do góry, chwytając gwałtownie powietrze.
To był tylko sen. Cholerny sen, który powtarzał się od ponad miesiąca. Może byłam pieprzonym jasnowidzem, który przewiduje mające nadejść klęski? Jeżeli tak, to nasze miasto miało niebawem spłonąć.
Westchnęłam ciężko i przeczesałam palcami roztrzepane włosy. Moja grzywka była spocona, jakbym rzeczywiście stanęła w obliczu ognia, a czarna koszulka z napisem „Not today Satan” lepiła się do pleców. Sięgnęłam po telefon. Ekran wskazywał na piątą rano. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Nawet jakbym nażarła się tabletek nasennych, i tak by mi to nic nie dało. Moje sny rządziły się własnymi prawami.  
Odrzuciłam na bok zamaszystym ruchem kołdrę i stanęłam bosymi stopami na zimnych panelach. W pokoju panował półmrok, to dlatego wyszukałam przygotowane na pierwszy dzień szkoły ciuchy na oślep. Zapewne gdyby nie zrobiła tego mama, ja sama nie tknęłabym ich nawet palcem. Wolałam raczej zabawę w wyrzucanie na podłogę wszystkich ubrań z szafy, aby znaleźć coś, co nie byłoby choć trochę wygniecione. Cóż, to tylko pierwszy dzień durnej szkoły. Tak zwana szkoła dla plebsu, gdzie nie musiałam nawet nosić mundurka, jak mój ułożony brat bliźniak czy utalentowana młodsza siostrzyczka. Pewnie rodzice nie byli nawet ze mnie dumni, skoro obok zawsze stała dwójka rodzinnych geniuszów.
Ubrałam czarną koszulkę z białym kołnierzykiem i czarne spodnie – w swojej garderobie nie akceptowałam rzeczy w innych kolorach, do czego mama zdążyła się już przyzwyczaić. Różowe sukienki nosiłam tylko jako niczego nieświadoma dziewczynka. Wszystkie dowody na to, że byłam kiedyś uroczym dzieckiem w uroczych ciuszkach zdążyłam na szczęście spalić.
Uczesałam szybko włosy, nie przejmując się ich ułożeniem – tata zawsze powtarzał, że jestem tak samo przystojna jak i on, dlatego nie potrzebowałam się malować czy nawet robić sobie fryzury. Wierzyłam mu. Nie byłam w końcu skromna.
Posłałam swojemu odbiciu krzywy uśmieszek, a potem pakując byle co do plecaka – mam tu na myśli jakieś losowe przybory szkolne i jeden zeszyt – zeszłam z nim na dół, rzucając go gdzieś w szary kąt przedsionka. Kiedy weszłam do kuchni, ujrzałam siedzącą przy stole mamę, która była ubrana w biały szlafrok. Z charakterystyczną dla niej obojętną miną zgłębiała stronice jednej z licznych w jej księgozbiorze biologicznych książek. Obok niej na stole stał kubek z parującą herbatą. Mama zawsze wstała przed nami, więc nie było to dla mnie niczym dziwnym, jednak nie zdarzało jej się dotąd siedzieć w kuchni i pić herbaty o piątej nad ranem. Kiedy spojrzała na mnie z miną pozbawioną emocji, zmarszczyłam czoło.
– Czemu nie śpisz?
– Nie mogłam zasnąć. A ty? To do ciebie niepodobne wstawać o tak wczesnej porze. – Na ustach mojej mamy zbłąkał się delikatny uśmieszek, który mógł mieć w sobie dozę sarkazmu. Cóż, miała rację. W normalne dni szkolne notorycznie się spóźniałam, bo nikt nie mógł mnie zrzucić z łóżka, nawet siłą. Widocznie coś się zmieniło.
Usiadłam przy stole i sięgnęłam po kubek z herbatą, upijając z niego łyk. Nie spodziewałam się czegoś innego jak różanego Earl Greya.
– Miałam koszmar, a potem zgłodniałam – mruknęłam w odpowiedzi, odstawiając kubek na stół. Prawy policzek oparłam ze znudzeniem na dłoni. Moja matka kiwnęła tylko głową i podniosła się w górę. Jeszcze raz postawiła czajnik z wodą na kuchence.
– Stresujesz się pierwszym dniem szkoły?
Prychnęłam głośno, okazując swoje niezadowolenie.
– Zważając na to, że pierwszy raz pójdę do niej sama – zaczęłam z sarkazmem – bo mój głupi braciszek mnie wykiwał… Nie. Nie stresuję się. Jestem już duża, mamo.
– Powinnaś porozmawiać z Nate’em.
Mało nie wybuchłam śmiechem.
– Nie zamierzam.
Tak jak się spodziewałam, mama nie skomentowała mojej zgryźliwości. Wszyscy w rodzinie Auvreyów przyzwyczaili się już do tego, że byłam konfliktowa. Może na mojej rodzicielce nie robiło to większego wrażenia, jednak nauczyła się już, że przekonywanie mnie do własnego zdania nie miało sensu. I tak zamierzałam zrobić to, co uważałam za właściwe.
Odkąd skończyłam pięć lat nie było dnia, którego nie spędziłabym ze swoim bratem bliźniakiem. Byliśmy nierozłączni. Razem się bawiliśmy, razem kąpaliśmy i razem spaliśmy. Kiedy rodzice chcieli nas rozdzielić, buntowniczo się temu sprzeciwialiśmy. Dopiero kiedy poszliśmy do szkoły, przekonano mnie, abym przeprowadziła się do własnego pokoju. Zrobiłam to, kiedy poznałam nowe koleżanki. Wtedy stwierdziłam, że byłoby głupio zapraszać je do pokoju, w którym siedział mój nieśmiały brat bliźniak bojący się ludzi. To oczywiście nie tak, że go zostawiłam. Wciąż spędzaliśmy czas razem, a kiedy ktoś miał czelność go zaczepić, ruszałam do boju, mierząc się nawet z o głowę wyższym chłopakiem – nikt w końcu nie musiał wiedzieć, że posługiwałam się magią. Moja społeczna przyszłość rysowała się w jasnych barwach, przynajmniej do czasu, kiedy wszyscy nie zaczęli się mnie obawiać. Byłam buntowniczką. Biłam się z każdym, kto się tylko napatoczył, pyskowałam nauczycielom, a jednego z nich nawet pogryzłam. To dlatego wszyscy moi rówieśnicy szybko się ode mnie odwrócili. Ale nie Nate. Kiedy ja płakałam w kącie, użalając się nad swoim gorzkim losem, mój brat jako jedyny przy mnie usiadł i mocno przytulił. Powiedział wtedy, że już zawsze będzie ze mną, bo jestem jego ukochaną siostrą i mogę na niego liczyć. Jak się okazało po jedenastu latach naszego wspólnego życia, zamierzał się w końcu ode mnie uwolnić. O jego przeniesieniu do innej szkoły dowiedziałam się kilka dni temu, grzebiąc w jego rzeczach w poszukiwaniu zaginionej ładowarki do telefonu. Chyba nigdy nie kłóciliśmy się tak płomiennie jak wtedy, kiedy znalazłam kopię podania do szkoły dla młodych geniuszy, do której mnie akurat nikt by nie wpuścił. To dlatego nie zamierzałam z nim rozmawiać. Przestał być moim bratem w momencie, kiedy mnie zostawił, na dodatek nie miał odwagi mi o tym powiedzieć prosto w twarz.
Jak na zawołanie schody cicho zaskrzypiały. Spojrzałam leniwie w ich kierunku, dostrzegając czarną czuprynę. Mój brat poprawiał właśnie w skupieniu krawat – ostatnie dwa dni spędził na oglądaniu filmików na YouTube, gdzie znajdowało się milion sposobów na ich wiązanie. Prychnęłam głośno, zwracając na siebie jego uwagę.
– Aura? Już wstałaś? – spytał niepewnie, kiedy wszedł już do kuchni.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, a potem przeniosłam się do pionu. Podeszłam do szafki, gdzie leniwym, niespiesznym ruchem wsypałam do miski płatki śniadaniowe.
– A co, myślałeś, że uda ci się wyjść z domu przede mną, dzięki czemu mnie unikniesz? – mruknęłam z niezadowoleniem, dodając do płatków mleka.
– Nie, wręcz przeciwnie. Chciałem z tobą… porozmawiać. – Nate ostrożnie podszedł do stołu. Naszą mamę przywitał tym swoim cholernym, niewinnym uśmiechem niepasującym do rodziny Auvreyów. Czasami miałam wrażenie, że był jakimś podrzutkiem, bo o ile ja stanowiłam połączenie chłodnego charakteru mamy i szalonego usposobienia taty, tak Nate nie przypominał zupełnie nikogo. Był nieśmiały, a przy tym piekielnie niewinny i chłopięco uroczy. Inteligencję oraz ugodowość odziedziczył pewnie po mamie, za to po tacie miał wyłącznie wygląd. Mama powiedziała, że kiedy tata był w wieku Nate’a, wyglądał dokładnie tak samo jak on – różniły ich tylko zachowania. W skrócie: Nathiel Auvrey był popierniczonym nastolatkiem, który latał z nożem po ulicach, a mój brat nerdem siedzącym w swoim pokoju, gdzie czytał całe stosy książek. Jak już wspominałam: rodzinny odmieniec.
– Nie mamy o czym rozmawiać – odpowiedziałam obojętnie, kładąc miskę z płatkami na stole. Nie patrząc na niego, zaczęłam pałaszować śniadanie. Musiałam się czymś zająć, tym samym pokazując swój brak zainteresowania bratem.
– Aura – jęknął mój bliźniak, siadając naprzeciw mnie. Nawet nie musiałam patrzeć w jego twarz, żeby wiedzieć, jaką miał teraz minę. Smutny szczeniaczek już na mnie nie działał. – Nie możesz się na mnie obrażać tylko dlatego, że wybrałem inną szkołę. To dla mnie naprawdę wielka szansa i…
Spojrzałam na niego spode łba.
– Nie obchodzi mnie to. – Mój głos był niższy niż przypuszczałam. Może to dlatego, że w momencie, kiedy na niego spojrzałam, dostrzegłam ten pieprzony mundurek dla mózgowców, który cholernie do niego pasował. Ja wyglądałabym w nim niewłaściwie. Nie byłam tak ułożona jak on.
– Aura, jesteśmy rodzeństwem, dlatego…
– Powinniśmy trzymać się razem? – spytałam, unosząc brew. Łyżka, którą opuściłam, uderzyła z brzękiem w ścianę miski. – Daj spokój, nie jesteśmy już dziećmi. Poza tym sam postanowiłeś, że się ode mnie odsuniesz, więc o co chodzi, braciszku? – Przekręciłam głowę w bok, uśmiechając się wrednie. – Czyżbyś się bał, że nie poradzisz sobie bez siostrzyczki, która całe życie cię broniła? Och, przykro mi, ale sam wybrałeś taką drogę. Tylko potem nie przylatuj do mnie z płaczem. Uwierz mi, będę cię miała wtedy głęboko w du…
– Aura. – Laura Auvrey spojrzała na mnie karcąco, na co przewróciłam oczami. Nate posłał mojej mamie błagalne spojrzenie, ale ona nie zamierzała wtrącać się w kłótnię. Jej mina mówiła raczej: to wasza sprawa.
Załamany Nate podszedł do kuchennego blatu. W milczeniu zaczął przyrządzać sobie tosty. Dźwięki kuchennego rozboju przerwał cichy odgłos stąpających po schodach stóp. Tym razem to moja młodsza siostra ubrana w dziewczęcy mundurek szkoły dla utalentowanych dzieciaków zeszła na dół. Przywitała się z nami skinięciem głowy, co oczywiście zignorowałam.
– Ty też nie mogłaś dzisiaj spać? – spytała mama, która właśnie opierała się o blat. W dłoni trzymała kubek z nową herbatą, którą sobie przyrządziła. Tą pierwszą pozostawiła mi. Lubiłam w niej tę cichą matczyność, którą nas otaczała. Może nie była wylewna uczuciowo, ale jej miłość przejawiała się wielokrotnie w gestach. Po co komu słowa „kocham cię”, skoro dzielił się z tobą najlepszą pod słońcem herbatą?   
Calanthia zmarszczyła czoło.
– Miałam koszmar. Wszystko dookoła płonęło.
Słysząc to, zakrztusiłam się mlekiem.
Niech to szlag. Może moje koszmary nie były bezpodstawne? Przecież to nie przypadek, że Calanthii śniło się dokładnie to samo, co mi.
– Po tym dziwnym śnie pojawiła się babcia i przekazała mi, że powinniśmy uważać, ponieważ dzisiaj wydarzy się coś złego.
Moja młodsza siostra jak zawsze w obliczu niepokojących kwestii miała spokojny wyraz twarzy. Swoim stonowanym chłodem przypominała nieco mamę, choć trzeba była przyznać, że w przeciwieństwie do niej uchodziła za nieco bardziej otwartą i towarzyską. W szkole była przez wszystkich lubiana, to dlatego wybrano ją na przewodniczącą klasy. Bardziej idealnym niż ona nie dało się być. O ile Nate sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie i problematycznego pod względem towarzyskości dziecka, a ja kogoś, kto wpakowywał się wiecznie w kłopoty, nie szczędząc nieprzychylnych słów i buntując się na wszelkie możliwe sposoby, tak Calanthia była do bólu przepełniona normalnością. Na dodatek to ją babcia i dziadek, którzy już dawno nie żyli, upatrzyli sobie jako tę osobę, z którą będą się kontaktować w snach. To było naprawdę niesprawiedliwe. Wystarczyło, że Calanthia jako jedyna w naszej rodzinie miała błękitne oczy jak nasza babcia, żeby zostać przez nią zauważoną. Przecież nie było w niej nic szczególnego. Zachowywała się jak zwyczajna nastolatka, która nie miała żadnych super mocy. Nawet sąsiedzi myśleli, że była adoptowana. Małe bajorko wśród demonicznej zieleni.
Zauważyłam ukradkiem, że mama prostuje plecy i nabiera powietrza w płuca, jakby coś ją zaniepokoiło. Może wiedziała o czymś, czego my nie wiedzieliśmy?
– Powinniście iść dzisiaj do szkoły razem. – Tu posłała w moją stronę znaczące spojrzenie, ponieważ wiedziała, że będę jedyną osobą, która sprzeciwi się jej zdaniu. O ile moje rodzeństwo było usłuchane i grzeczne, tak ja buntowałam się i kłóciłam za nich dwoje.
– Mam to gdzieś – mruknęłam od niechcenia. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, chwyciłam za miskę z płatkami i poszłam z nią na górę. Kiedy już zamknęłam się w pokoju, odłożyłam ją na biurko, ponieważ straciłam chęć na jedzenie. Przez kolejne minuty wpatrywałam się tępo w okno, które atakowały już wschodzące promienie słońca. Nie miałam pojęcia, jak długo siedziałam w bezruchu, ale kiedy się ocknęłam, moje rodzeństwo przygotowywało się do wyjścia. Do naszego domu zawitały niezwykle irytujące i głośne dzieciaki, jakimi byli mój młodszy kuzyn Lathan – najstarszy syn wujka Soriela, który niedawno skończył dziesięć lat – i o rok od niego starsza Madelyn, córka jednej ze zmarłych podczas demonicznej wojny czarodziejek (uganiała się za moim bratem, kiedy tylko nauczyła się raczkować). Nate obiecał im w te wakacje, że będzie ich odprowadzał rano do szkoły, ponieważ podstawówka, do której uczęszczali, znajdowała się niedaleko jego liceum. Nie rozumiałam jego „dobroci”. Po co brał na głowę dwójkę głośnych dzieciaków?
 Kiedy hałas na dole ucichł, znikając za zamykającymi się drzwiami, z ulgą odetchnęłam. Całe szczęście nikt nie zamierzał na mnie czekać. To dobrze. Przecież nie miałam już pięciu latek i wcale nie musiałam chodzić do szkoły z rodzeństwem. Teraz kiedy nie będę miała na głowie Nate’a, skupię się na własnej reputacji szkolnej. Mam nadzieję, że w nowej szkole ktoś nieźle obije mu gębę. Wtedy doceni to, co stracił.
Usatysfakcjonowana nowym stanem rzeczy wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. Weszłam do kuchni tylko po to, żeby pożegnać się z mamą, przy stole zastałam jednak tatę. Jak na tak wczesną godzinę i poziom roztrzepania jego włosów wyglądał na całkiem wypoczętego. Kiedy dostrzegł mnie w drzwiach, od razu posłał mi szeroki uśmiech. Uśmiech, jakim nie obdarzał nikogo z mojego rodzeństwa. Mama często powtarzała, że od dziecka byłam jego oczkiem w głowie.
– Oto moje małe trzy czwarte demona, które zaczyna dziś liceum – powiedział z nieskrywaną dumą, głośno się chichocząc.
– Daj spokój, tato, to tylko szkoła – odpowiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
– Szkoła czy nie szkoła, jesteś już prawie dorosła. Prawie. – Tu spojrzał na mnie podejrzliwie. – Nie będzie z tobą Nate’a, więc na siebie uważaj. W sensie wiesz… chłopacy i te sprawy. Nie podrywaj ich. I uważaj, jak ciebie będą podrywać. W końcu jesteś taka piękna jak twój tatuś, więc bez tego na pewno się nie obejdzie. Pamiętaj, że w razie czego możesz mi o tym powiedzieć, wtedy przyjdę i nakopię im do dupy, bo nikt nie będzie podrywał mojej uroczej i wciąż małej córeczki, która…
– Tato. – Przewróciłam z rozbawieniem oczami. – Poradzę sobie.
– W to nie wątpię. – Nathiel Auvrey wzruszył ramionami. – Zawsze byłaś najbardziej samodzielna z całego rodzeństwa. No i przy okazji najbardziej rozrabiałaś. Postaraj się być grzeczna chociaż pierwszego dnia w szkole, potem możesz już szaleć.
Tata posłał mi wyszczerzony uśmiech, z którym wyglądał jakby dopiero skończył liceum. Cóż, ostatecznie był demonem, więc wolniej się starzał. Podobnie jak mama. Choć miała w sobie tylko połówkę demonicznej krwi, wyglądała zdecydowanie młodziej niż większość kobiet w jej wieku.
– Dobrze, tato – powiedziałam uroczym głosem, trzepocząc rzęsami. W powietrzu posłałam mu całusa. – Będę pisać, jakbym coś rozwaliła. – Oddaliłam się w stronę drzwi.
– To pisz do mamy, bo nie lubię spotkań z wychowawcami!
Zaśmiałam się cicho.
Cóż, pora zacząć szkolną masakrę.
***
Uniosłam ręce w górę, przeciągając się leniwie w ławce. Ten dzień był naprawdę męczący. Przez wakacje zdążyłam zapomnieć, jaką udręką było chodzenie do szkoły. Nie potrafiłam się nigdy skupić na tym, co mówili nauczyciele. Większość zajęć przespałam, na co w końcu zwrócił uwagę jeden z belfrów. Ponoć walnął taką gadką przed całą klasą, że wszyscy śmiali się do rozpuku, wskazując na mnie palcami przez kolejne dwie przerwy. Domyślałam się, że miało to związek z obślinionym przeze mnie zeszytem – jedynym zresztą, jaki posiadałam.
Nic nie wskazywało na to, żebym miała się z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Zapewne Nate był w tym momencie otoczony wianuszkiem ucieszonych jego przystojną twarzyczką dziewcząt, w końcu kto nie lubiłby takich niewinnych chłoptasiów jak on? Ja może i byłam jego siostrą bliźniaczką, ale od zawsze ludzie bali się do mnie podchodzić. Może to ze względu na minę mordercy, którą wielokrotnie przybierałam. Tata wiecznie powtarzał, że powinnam się więcej uśmiechać, ale ja tego nie lubiłam. Jeżeli wszyscy się mnie bali, to przynajmniej potem nikt mnie nie denerwował. Jeden z klasowych śmieszków podstawił mi dzisiaj nogę, ponieważ myślał, że będę idealną ofiarą, z której pośmieją się do końca roku szkolnego. Szybko mu ten pomysł wytrąciłam z głowy. Po skończonym angielskim chwyciłam go za koszulkę, uderzyłam nim o szafkę i zagroziłam przy wszystkich mało cenzuralnymi słowami, że jeżeli jeszcze raz spróbuje mnie dotknąć, rozkwaszę jego twarz na betonie ścielącym szkolne boisko. Śmiał się. Przynajmniej do czasu, kiedy nie połamałam mu nosa. Jak szło się domyślić, zostałam wezwana do dyrektora, który z głupim uśmieszkiem przeglądał moje akta z poprzedniej szkoły. Stwierdził, że niezłe ze mnie ziółko, ale on nie zamierza tolerować moich wybryków. Jeżeli sytuacja jeszcze raz się powtórzy, wylecę ze szkoły. Wzruszyłam wtedy obojętnie ramionami, pokazując, że mam to gdzieś. Bo naprawdę miałam. Chodziłam tutaj tylko dlatego, że zmuszali mnie do tego rodzice.
Kiedy zajęcia dobiegły końca, wszyscy w klasie ominęli mnie szerokim łukiem. Tata kazał mi być grzeczną, ale najwyraźniej nie wyszło, a skoro nie było tutaj Nate’a, nie miał mnie kto hamować. Cóż, przyjaciół raczej tutaj nie znajdę, ale ich nie potrzebowałam. Od zawsze radziłam sobie sama.
Zapakowałam rzeczy do plecaka i wyszłam z sali jako jedna z ostatnich osób. Nie mogliśmy przynosić ze sobą telefonów, ale wszyscy i tak je ze sobą mieli. Ukrywali się z nimi po kątach, jakby się bali, że dostaną za to szlaban życia. Ja miałam to gdzieś. Skończyły się już zajęcia, więc skończyła się też dyktatura. Sięgnęłam po niego i zerknęłam na wyświetlacz. Mogłam się spodziewać, że Nate tak łatwo się nie podda. Jakąś godzinę temu napisał mi wiadomość, że możemy spotkać się po szkole w parku, w końcu kończyliśmy o tej samej godzinie. Po moim trupie. Nie zamierzałam mu tak łatwo odpuszczać. Jeżeli był przerażony nową szkołą, to jego problem. Może przynajmniej doceni to, że całe życie przy nim tkwiłam.
Wychodząc ze szkoły pomyślałam, że wstąpię do sklepu po jakiegoś energetyka. Jako że ostatnio nie dosypiałam, miałam mało energii do życia. Przyda mi się przynajmniej sztuczna dawka mocy. Niech Nate czeka sobie z nadzieją w parku, ja pójdę inną drogą, o wiele dłuższą.
Kiedy dzwoneczek powieszony na drzwiach oznajmił moje przybycie, wparowałam bez słowa pomiędzy regały. Sprzedawczyni przyglądała mi się z daleka, jakby uznała, że jestem podrzędną kryminalistką, która zaraz wyciągnie z plecaka pistolet. Myślała, że nie widzę, jak trzyma rękę pod ladą, gotowa wcisnąć przycisk w razie przestępstwa? Jej niedoczekanie. Gdy byłam młodsza, kradłam słodycze dla żartów, ale teraz nie sprawiało mi to radości. Miałam własne kieszonkowe.
Nie musiałam się długo zastanawiać. Chwyciłam za energetyka i bekonowe chrupki. Zanim jednak ruszyłam do kasy, spojrzałam podejrzliwie w bok. Stał tam jakiś chłopak z kapturem na głowie. Nie patrzył na mnie, ale miałam dziwne wrażenie, że szedł za mną od szkoły aż do tego miejsca. To dlatego z wolna przesuwałam się wzdłuż każdego regału, udając, że coś szukam. W pewnym momencie chłopak zniknął, więc uznałam, że to tylko moja paranoja. To wszystko przez babcię Calanthe, która stwierdziła, że dziś wydarzy się coś złego. Przecież nie musiało się to wydarzyć akurat mnie.
Zapłaciłam przy kasie za jedzenie, a potem wyszłam ze sklepu już nie przejmując się żadnym zakapturzonym osobnikiem. Ruszyłam w drogę powrotną do domu. Co prawda prowadziła ona przez ciemne zakątki miasta, ale posiadając magię, niczego się nie bałam. Poza tym byłam córką Nathiela Auvreya, który od dziecka kpił sobie z niebezpieczeństwa.
Otworzyłam puszkę z energetykiem i upiłam z niego łyk. W drugiej dłoni dzierżyłam chrupki, którymi się zajadałam. Nie miałam w zwyczaju przesiadywania w stołówce, dlatego uzupełniałam braki w swoim żywieniu pustymi kaloriami. Tyle wystarczało, abym po powrocie mogła zjeść jeszcze obiad.
Kiedy weszłam pomiędzy wysokie budowle, pomiędzy szeleszczącą folią i zgrzytem puszki wyszukałam jakiś zupełnie obcy dźwięk. Z doświadczenia wiedziałam, że nie warto pokazywać niepokój, dlatego wciąż parłam naprzód, wytężając przy okazji słuch. Gdy skończyłam już jeść, wrzuciłam opakowanie do dużego śmietnika. Ubrudzoną rękę wytarłam w spodnie. Kiedy usłyszałam kolejny szelest, sięgnęłam do kieszeni, gdzie spoczywał nóż. Chociaż nigdy nie walczyłam z demonami tak na serio – gdy miałam pięć lat wielka wojna z Departamentem Kontroli Demonów sprawiła, że szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę, to dlatego od lat panował w naszym mieście spokój – mój ojciec zadbał o to, abym umiała sobie radzić w sytuacji, gdybym miała do czynienia z którymś z nich, to dlatego nosiłam ze sobą exitialis. Oczywiście nikt nie powiedział, że siedział mi na ogonie demon, ale nawet jeżeli tak nie było, nóż na pewno się nada.
Szelest ucichł, dlatego zerknęłam ostrożnie przez ramię. Chyba rzeczywiście miałam przesłyszenia, bo nikt za mną nie podążał. Kiedy zwróciłam się do przodu i wyjęłam z kieszeni dłoń, niespodziewanie wyrósł przede mną ten sam chłopak w kapturze, którego spotkałam wcześniej w sklepie. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy ten z chytrym uśmieszkiem chwycił mnie za głowę i uderzył nią w ścianę. Ostatnim, co zobaczyłam, były jego płonące oczy. Dokładnie takie same, jak we śnie.
***
Otworzyłam oczy. Miażdżący ból przeszył moje skronie. Nie czułam się tak źle od czasu, kiedy jako dwunastolatka podkradłam z lodówki piwo taty. Pamiętam, że wtedy musieli mnie zbierać z podłogi, bo inaczej nie dotarłabym do własnego pokoju. To właśnie takie uczucie – jakby ktoś przywalił twoją głową w ścianę. Zaraz. Czy rzeczywiście tak nie było?
Zamrugałam oczami, próbując uzyskać właściwą ostrość obrazu. Poruszyłam rękami i nogami, szybko zdając sobie sprawę z tego, że zostałam uwięziona. Tylko kto i po co miałby mnie więzić? To raczej nie Nate, który stwierdził, że nie będzie mógł ze mną porozmawiać, dopóki nie przywiąże mnie do krzesła. Nie. To musiał być ktoś inny. Zanim zgasłam, widziałam płonące oczy. Właśnie takie, jakie teraz przed sobą miałam.
– Kim ty, do kurwy nędzy, jesteś? – spytałam ochryple, spoglądając na pochylającego się nade mną obcego chłopaka, który nie mógł być wiele starszy ode mnie.
Nieznajomy przekręcił głowę w bok, rozszerzając usta w impertynenckim uśmieszku. Dłonie schował do kieszeni szarej bluzy. Nawet jeżeli starałam się nie mierzyć go wzrokiem, nie potrafiłam. Do cholery, już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest człowiekiem. Ludzie nie miewali oczu w kolorze płomieni.
– Poznaliśmy się już – odezwał się. Jego głos sprawił, że po plecach przebiegły mi dreszcze. To głębokie, przepełnione prześmiewczą nutą brzmienie było co najmniej niepokojące. – Cmentarz. Mówi ci to coś?
Zmarszczyłam czoło. Rzadko bywałam na cmentarzu, bo nie byłam religijna i nie wierzyłam w to, że jeżeli będę odwiedzała groby zmarłych, ktokolwiek doceni moją wytrwałość. Mama zabierała mnie tam tylko wtedy, kiedy byłam mała.
– Cholera – mruknęłam pod nosem. – To ty byłeś tym dzieciakiem, który ukrył się za drzewem. Myślałam, że mam zwidy. Powiedz mi jeszcze, że jesteś demonem ognia, który wywołał wtedy ten wielki pożar w mieście. – Posłałam mu krzywy uśmieszek.
– Jesteś wyjątkowo domyślna. – Nieznajomy wyprostował się i spojrzał na mnie z góry, jakby chciał udowodnić swoją wyższość nade mną. Cóż, prawdopodobnie gdybym obok niego stanęła, i tak byłby ode mnie wyższy. – Myliłaś się tylko z jedną rzeczą. To nie ja wywołałem tamten pożar. Nie musisz się jednak martwić, wywołam go innym razem.
Słyszałam od rodziców, że wszystkie demony charakteryzował niezwykły urok osobisty – odziedziczyliśmy go zresztą z Nate’em po naszym tacie. Nigdy jednak nie widziałam innego rodzaju demonów niż cieniste – ich akurat było pełno w otoczeniu Nox. Wszystkie z nich posiadały szmaragdowe oczy i bardzo często czarne włosy, choć to nie była reguła. Czy ogniste demony wyglądały jak ten nieznajomy? Bo jeżeli rzeczywiście tak było, chciałabym z nich stworzyć własny harem. Mój porywacz był naprawdę przystojny. Kiedy chytrze się uśmiechał, lewy kącik jego ust był wyżej uniesiony niż prawy. Oczy w kolorze płomieni wręcz kazały się w nie wgapiać, jakby chciały mnie zahipnotyzować. Włosy, które przypominały swoją barwą mleczną czekoladę, układały się w taki sposób, jakby chłopak miał własnego stylistę. Do tego ostro zarysowane kości policzkowe, trójkątny, idealnie symetryczny podbródek i zgrabny nos. Lekko zakrzywione brwi nadawały wyrazowi jego twarzy pewną diaboliczność. Chłopak na pewno nie był tak blady jak ja, co mogło mieć swoje uzasadnienie w jego płomiennej naturze – w końcu ogień tak samo jak słońce mógł opalać skórę. Mogłam się założyć, że żadna dziewczyna nie przeszła obok niego obojętna. Złapałam się na tym, że gapię się w jego twarz z tępą miną.
– Może byś się przynajmniej przedstawił? – wyrzuciłam z siebie, aby przerwać przedłużającą się ciszę. – Moje imię zapewne już znasz. Nie znając mojej tożsamości raczej byś mnie tutaj nie uwięził. – Skrzywiłam się.
– Słuszna uwaga. – Chłopak wyjął z kieszeni nóż i zaczął się bawić jego ostrzem, nie patrząc w moją twarz. – Ace Bryne.
– Aura Auvrey. Świetnie. To teraz możemy uznać, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi – zironizowałam. – Może wytłumaczysz mi, dlaczego mnie tutaj uwięziłeś? – Uniosłam brew. – Nie jestem dobrą osobą do torturowania. Poza tym nie posiadam żadnych cennych informacji. Teoretycznie nie należę nawet do Nox, bo te tymczasowo nie istnieje.
– Nie potrzebuję informacji. Potrzebuję ciebie. – Ace Bryne posłał mi niepokojąco diabelski uśmiech. Miałam ochotę zetrzeć go z tej demonicznej gęby. – Może jeszcze o tym nie wiesz, ale Reverentia została otwarta, dzięki czemu znów możemy swobodnie chodzić po ziemi.
Mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Przecież rodzice mówili, że Królestwo Nocy nie zostanie otwarte jeszcze przez dobre kilkadziesiąt lat. Jak to się stało? Mylili się? A może demony znalazły jakiś sposób na jej otwarcie?
Ognisty demon pochylił się tuż nad moją twarzą, wgapiając się prosto w moje oczy.
– Skończyła się era cienistych demonów. Teraz to my będziemy dominować w tym świecie. – Starałam się wytrzymać jego spojrzenie bez mrugania, ale nie było to możliwe. Miał zbyt wyrazistą barwę tęczówek. Przez niego sama zdawałam się płonąć. Zupełnie jak w moim śnie.
Nim się obejrzałam, zimne ostrze noża zostało przyłożone do mojej klatki piersiowej. Miałam ochotę rąbnąć go z bani. Nie pozwalał sobie na za dużo? Może nie byłam jakoś szczególnie zawstydzona, ale do cholery, nikt mnie nie będzie macał nożem po cyckach! 
– Wiesz, co różni nas od cienistych demonów?
– Nie wiem. Jesteście zboczeńcami? – zironizowałam, posyłając mu krzywy uśmieszek.
Ace wydał z siebie parsknięcie, które mogło przypominać śmiech, ale czy naprawdę nim było – tego nie wiedziałam.
– Zły trop – odpowiedział z wrednym uśmiechem. – W przeciwieństwie do was nie potrzebujemy wysysać energii z ludzkiego cienia. Na dodatek możemy tykać nie tylko ludzi, ale również demony. Wiesz, jak się ich pozbywamy? – Przekręcił głowę w bok. – Wyrywając im serca, którymi potem się pożywiamy. – Kłujące ostrze noża nacięło moją bluzkę na wysokości serca, jakby ostrzegało mnie przed tym, że lada moment je stracę. Może rzadko odczuwałam strach, ale też musiałam przyznać, że nigdy moje życie nie było zagrożone tak, jak w tym momencie. Nawet najtwardszą osobę w takiej chwili śmierć mogła przerażać. – Nie jesteś tylko cienistym demonem, Auro Auvrey. Jesteś kimś więcej. I to właśnie twojego serca najbardziej będziemy potrzebowali.
– Po moim trupie, psycholu. – Zanim pomyślałam, co robię, zamachnęłam się z całej siły głową, uderzając go w czoło, dzięki czemu postawił dwa chwiejne kroki w tył. Cóż, najwyraźniej się tego nie spodziewał, tak samo jak i ja. Plotki głoszą, że Auvrey’owie są nieprzewidywalni.
Cienistą mocą przecięłam więzy, które trzymały mnie w uścisku, a potem podniosłam się z krzesła. Powinnam z nim walczyć, to prawda, ale zdecydowanie wolałam w tym momencie ucieczkę. Nie byłam tchórzem, ale skoro Reverentia została otwarta, Nox szybko musiało się o tym dowiedzieć. Wychodziło na to, że mieliśmy nowych wrogów.
Kiedy ruszyłam w kierunku wyjścia z ciemnego pomieszczenia, którym mógł być jakiś opuszczony składzik czy magazyn, przede mną wyrosła niespodziewanie ściana ognia, która przypaliła mi kosmyki włosów. W porę obróciłam się w tył. Gdybym tego nie zrobiła, prawdopodobnie dostałabym ognistą strugą mocy prosto w brzuch. Ledwo odbiłam ją swoją cienistą magią. To nie był oczywiście koniec.
Ogień otoczył całe pomieszczenie, tworząc zaciśnięty krąg. Kiedy ja musiałam używać do czarowania swoich dłoni, Ace robił to stojąc w bezruchu, z rękami schowanymi w kieszeniach. Przez to nie byłam pewna, co planuje. Nie miałam wyboru, jak zacząć na niego nacierać. Inaczej to ja mogłam stracić życie.
Mieszające się ze sobą w górze cieniste i ogniste wstęgi mocy tworzyły niesamowite widowisko zmieszanych ze sobą barw. Czerń przebijała się przez żarzącą czerwień, pomarańczowa struga przepływała wirująco przez czerń. Gdyby ktoś nakręcił naszą walkę z ukrycia i wrzucił ten filmik na YouTube’a, pewnie dostalibyśmy miliony łapek w górę. Tylko że nikt by nie uwierzył, że to nie efekty specjalne i że walczyliśmy na śmierć i życie.
– Jesteś słabsza niż ja. Nigdy nie przebywałaś w Reverentii, więc nawet nie miałaś okazji zwiększyć swojej mocy. To tylko kilka zabawnych sztuczek. Powinnaś się po prostu poddać, nim wyrządzę ci poważniejszą krzywdę – zaśmiał się Ace. No, naprawdę wypowiedział przedni żart. Aż miałam ochotę przywalić mu cieniem prosto w tę parszywą gębę. Moje próby skończyły się jednak dosyć licho. Od początku było jasne, że ognisty demon był ode mnie silniejszy. Potrzebowałam strategii, nie mocy.
Ognista kula otarła się o mój bok, spalając materiał bluzki. Skóra mocno mnie zapiekła. Zapewne mój kolega zafundował mi piękne oparzenie któregoś tam stopnia. I to nie jedno, bo wytrącona z ferworu walki, dostałam kolejną ognistą strugą prosto w ramię. Za trzecim razem udało mi się odskoczyć, za bardzo skupiłam się jednak na obronie. Nie wiedziałam, że ogniste demony potrafiły się niemalże teleportować. Kiedy zobaczyłam przed sobą twarz Ace’a, zdążyłam tylko wciągnąć do płuc powietrze – potem zostałam rzucona na ścianę. Osunęłam się na podłogę, próbując złapać oddech. Już wcześniej miałam niemiłe spotkanie ze ścianą, dlatego ten atak wcale mi nie pomógł w odzyskaniu sił witalnych.  
Nim zdołałam się podnieść, wróg chwycił mnie za bluzkę i przeniósł brutalnie do pionu. Znów widziałam przed sobą jego gębę, którą zdobił kpiący uśmieszek.
– Gdybyś się tak nie rzucała, zapewne uniknęłabyś zbędnych ran.
– A co, miałam może dać sobie po prostu wyrwać serce? Rzeczywiście, to lepsze rozwiązanie. – Prychnęłam mu prosto w twarz. Próbował mnie zastraszyć, ale nie bardzo mu to wychodziło.
Machnęłam delikatnie dłonią z zamiarem wyciągnięcia spod ziemi cienistej mocy. Zdołała ona odtrącić ode mnie mojego wroga, jednak oprócz tego niczego mu nie zrobiła. Znów upadłam na kolana. Starałam się kontrolować magię na tyle, aby odpychać od siebie wrogą moc, jednak z trudem mi to przychodziło. Byłam pozbawiona energii, przez co i moja magia zdawała się być coraz słabsza – niedługo mogła całkowicie zniknąć.
Chociaż się starałam, ogień w końcu przedarł się przez cienistą osłonę. Odskoczyłam w bok, niemal padając u stóp Ace’a. Myślałam, że postanowi mnie zaatakować z góry. Raczej nie spodziewałam się tego, że kopnie mnie w twarz, przez co padnę na podłogę, skąd będę mogła oglądać wirujący mi przed oczami sufit. Chwyciłam się za krwawiący nos. Miałam w sobie trzy czwarte cienistego demona. To dlatego ludzka krew mieszała się u mnie z czymś z demoniczną krwią przypominającą dym ulatniający się z komina. Nie sądziłam, że tak mocne uderzenie sprawi, że z oczu poleją mi się łzy. Nie byłam nawet w stanie usiąść, a co dopiero walczyć. Moja moc była już za słaba.
Ace Bryne tym razem nie chwycił mnie za koszulkę. Wolał napawać się moim widokiem z góry. Po wyrazie jego twarzy mogłam się domyślić, że był pieprzonym sadystą, który cieszył się torturami. Świetnie. Lepiej nie mogłam trafić.
– Masz już dosyć, czy dalej będziesz próbować ze mną walczyć? – spytał kpiąco, przekręcając głowę w bok.
– Nie byłabym Auvreyem, gdybym nie spróbowała zetrzeć ci tego uśmieszku z twarzy – syknęłam przez zaciśnięte zęby. To, co chciałam zrobić, mogło pozbawić mnie nawet przytomności, ale nie dbałam o to. To moja ostatnia deska ratunku.
Skupiłam w sobie całą pozostałą moc, a potem uderzyłam nią w Ace’a, rozwiewając ognistą barierę. Cienista mgła utrzymywała się jeszcze przez dłuższą chwilę, to dlatego miałam czas, aby się podnieść i uciec z magazynu. Tym razem wybrałam inną drogę. Wiedziałam, że Ace Bryne mimo tego mógł mnie z łatwością wykryć, na szczęście walka ze mną najwyraźniej mu się znudziła i postanowił zostawić mnie w spokoju, przynajmniej do czasu kolejnego naszego starcia.
Mój dom nie znajdował się daleko. Opierając się o mur, jakoś zdołałam do niego dobrnąć, wiedziałam, że to jednak kres mojej wytrzymałości. Żaden demon nie mógł żyć bez swojej magii, a ja właśnie całą z siebie wyrzuciłam, aby ratować własne życie. Teoretycznie nawet nie powinnam być w stanie się ruszyć. Dotarłam tutaj tylko dlatego, że miałam silną wolę. Poza tym postawiłam przed sobą jasny cel: powiedzieć rodzinie o tym, co się stało.
Kiedy stanęłam już przed drzwiami domu, nie potrafiłam ich otworzyć. Zapukałam do nich cicho, zmuszając swoje zdrętwiałe ręce do jakiegokolwiek ruchu. Wiedziałam, że jeszcze chwila i padnę jak długa na ziemię. Krople krwi, które skapywały na wycieraczkę, rozmazywały mi się przed oczami.
Myślałam, że czekam pod drzwiami całą wieczność, na szczęście w końcu ktoś je otworzył. Czułam jak moje bezwładne ciało wlatuje do środka. Gdyby nie ręce, które mnie przytrzymały, zapewne uderzyłabym głową w panele – tak naprawdę dzieliło mnie od nich tylko kilka centymetrów. Najwyraźniej osoba, która mnie złapała, nie spodziewała się lecącej do przodu kłody.
Starałam się unieść głowę, ale była zdecydowanie zbyt ciężka. Ciemność powoli ogarniała mój umysł. Wiedziałam, że muszę wypełnić swoje ostatnie zadanie. Pomiędzy słabymi oddechami wydusiłam z siebie:
– Reverentia… została… otwarta. – Po tych słowach straciłam całkowitą kontrolę nad ciałem.
– Aura! – dosłyszałam niknący w oddali krzyk. Teraz już wiedziałam, kto uratował mnie przed upadkiem. To był Nate. Ostatnim, co usłyszałam z jego ust, było rozpaczliwe, spanikowane nawoływanie rodziców. Miałam ochotę mu powiedzieć, że jest frajerem.
Przecież żyłam.
Jeszcze.