wtorek, 10 grudnia 2019

[TOM 4] 3/4 demona: przeznaczenie ognia [Cz. 5]

Tym razem udało mi się wstawić część dokładnie po miesiącu, na dodatek miałam ją napisaną dużo, dużo wcześniej. Wow. Dziwne rzeczy się tu dzieją. Aura i Ace najwyraźniej poszaleli. Ich wspólny, KULMINACYJNY wątek może wydawać się nieco mglisty i skrótowy, ale jakoś nie jestem dobra w erotyki. 
A tak w ogóle to... wesołych świat (tak zapobiegawczo, bo kolejna część 10 stycznia).
***

Pierwszy raz miałam okazję wziąć udział w spotkaniu zorganizowanym przez Nox. Było to ekscytujące przeżycie, tym bardziej, że to ja znajdowałam się w centrum zainteresowania. Nagle wszyscy mnie słuchali, zupełnie jakby moja obecność stała się im niezbędna. Byłam z siebie cholernie dumna. Chociaż powinnam zachowywać się podczas długiej opowieści poważnie, uśmiech przepełniony niezdrową fascynacją nie schodził z moich ust. Być może było to spowodowane odwiedzinami miejsca, w którym rodziły się wszystkie demony. Całe szczęście nikt tego nie zauważył, nawet kiedy opowiadałam o tym, jak aktualnie wyglądała Reverentia. Starszych członków Nox najwyraźniej interesowały tylko suche fakty, nie emocje, które niosła ze sobą ta niesamowita podróż. Nawet jeżeli wiedziałam, że moje życie było zagrożone, nie przerażało mnie to w żaden sposób. Być może byłam głupia, dziecinna, a przy okazji naiwna, bo ślepo podążałam za przygodami, a może byłam po prostu takim Auvreyem, jak mój tata, ignorującym niebezpieczeństwo na rzecz przeżycia czegoś niesamowitego, tak różnego od codziennych obowiązków. Nie obchodziło mnie to. Ja po prostu chciałam tam wrócić i znów poczuć ten dreszcz emocji pozbawiony strachu. Właśnie tam było moje miejsce!
Przedstawicielom Nox podobał się chyba najbardziej ten moment w opowieści, w którym wyznałam im, że prawdopodobnie znalazłam broń przeciwko demonom ognia. Całe szczęście, zapamiętałam nazwę rośliny, o której mówiły dzieciaki. No dobrze, przekręciłam tylko jedną literę, nazywając ją lacremosą, a nie lacrimosą, ale to mały szczegół. Natychmiastowo do jej zdobycia został powołany specjalny zespół składający się głównie z demonów, które spokojnie mogły wtopić się w reverentyjskie tło. Specjalną trutkę miał z nich sporządzić Riel, demon, który kilkanaście lat wstecz należał do Departamentu Kontroli Demonów, ale nawrócił się z miłości do… ziemskich leków. Dzisiaj pracował w fabryce farmaceutycznej, tworząc nowoczesne leki na różne choroby cywilizacyjne, i trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to szło. Szczepy niebieskich kwiatów miały się również przydać do nowej hodowli, która pozwoliłaby nam na masowe tworzenie trucizny, bez odbywania podróży do Reverentii. 
Pozostała jeszcze jedna kwestia do załatwienia.
– Nie dowiedziałaś się, kiedy mają zamiar pozbawić cię… – Sorathiel pod naporem groźnego spojrzenia mojego ojca nie dokończył zdania.
– Chodzi o moje serce, które ma być posiłkiem dla Reverentii? – spytałam z krzywym uśmieszkiem. – Cóż, ognisty demon, którego poznałam, nie chciał mi dokładnie powiedzieć, kiedy to nastąpi, ale z rozmowy mogłam wywnioskować, że całkiem niedługo. – Kiedy inni milczeli, zagłębiając się we własnych rozważaniach, wpadłam na pewien plan, o którym nie omieszkałam wspomnieć. – Wiem, jak mogę się tego dowiedzieć.
Członkowie Nox spojrzeli na mnie z zainteresowaniem. Znowu poczułam dumę. Dobrze było cokolwiek znaczyć w tym małym światku. Czy to znak, że oficjalnie stałam się łowcą demonów? To było w końcu moje małe marzenie, które w dzieciństwie do życia powołał mój tata.
– Mogę wyciągnąć tę wiadomość od kogoś, kto od dłuższego czasu mnie obserwuje.
– Kto cię obserwuje i dlaczego nic o tym nie wiem? – syknął zdenerwowany tata.
Uśmiechnęłam się do niego niewinnie, próbując jakoś załagodzić sytuację, to jednak nic nie dało. Nathiel Auvrey założył ręce na piersi i zmrużył groźnie oczy, oczekując na szybką odpowiedź.
– Nie chciałam wam o niczym mówić, póki sama się nie upewnię, że to ktoś, kogo mogę wykorzystać. – Kłamałam, w końcu Ace Bryne sam mi się napatoczył, ale dlaczego moja rodzina miała o tym wiedzieć? Byłam nastolatką, która miała swoje małe sekrety. – To było częścią większego planu. Można powiedzieć, że dogadałam się z nowym kolegą celowo. Dzięki temu teraz je mi z ręki. – Wyprostowałam się dumnie.
– A może to tylko jego strategia? – pytanie tym razem zadał milczący dotąd Aren.
– To bardzo prawdopodobne. Może on również chce zyskać twoją przychylność w jakimś określonym celu – dopowiedział wujek Sorathiel.
Westchnęłam ciężko, starając się nie przewrócić oczami.
Dorośli…
– Zaufajcie mi. Chociaż raz.
Spojrzałam w kierunku taty, który od zawsze był czuły na prośby swojej kochanej córki. Wytrzymałam jego gniewne spojrzenie, łagodniejące pod wpływem mojego uporu. To on jako pierwszy teatralnie westchnął i opadł bezradnie na fotel. Wtedy już wiedziałam, że został przekabacony.
– Niech ci będzie – wyrzucił z siebie.
Uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie.
Cóż, w takim razie pora zacząć misję pod tytułem: „upić demona”.
***
Przekonywanie Ace’a Bryne’a do mojego planu wcale nie było takie trudne. Pewnego dnia, w szkole, po prostu do niego podeszłam, oparłam się łokciami o ławkę i zastosowałam chwyt w jego stylu: nachyliłam się tuż nad parszywą, demoniczną twarzą. To mu oczywiście w żaden sposób nie przeszkadzało. Nie odsunął się nawet o centymetr, jakby przyjął wyzwanie polegające na wgapianiu się sobie prosto w oczy. Wydawał się tylko nieco zdziwiony moją odwagą. Uniósł brwi, jakby zastanawiał się, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku.
– Jak się mają sprawy w Reverentii po mojej ucieczce? – spytałam szeptem, opierając policzki na dłoniach, przez co wyglądałam jak pyzata dziewczynka. Zwieńczyłam tę dziecięcą pozę niewinnym uśmieszkiem. Zapomniałam tylko, że wypięłam tyłek na resztę klasy. Zainteresowali się nim w szczególności osobnicy płci męskiej, bo zaczęli głośno komentować ten widok. Czy mi to przeszkadzało? Ani trochę. Nie miałam się czego wstydzić. 
Kąciki ust Ace’a uniosły się, tworząc dobrze mi znany, tajemniczy uśmieszek. Chłopak postanowił, że z chęcią zagra w moją grę. Zbliżył się do mnie, opierając podbródek na dłoni. Teraz niemal stykaliśmy się nosami. Choć mi to nie odpowiadało, stwierdziłam, że nie odskoczę od niego jak oparzona. Musiałam kontynuować swoją misję. Łowcy demonów tak łatwo się nie poddawali.
– Twój szalony ojciec nieźle nabroił – szepnął niskim głosem, od którego przeszyły mnie dreszcze. – Po jego napadzie mieliśmy wielu rannych. Ale spokojnie, jeszcze się mu odwdzięczymy. – Przekręcił głowę w bok, poszerzając uśmiech, który zdawał się być teraz niemal diabelski. – Nie po to jednak przyszłaś, prawda? – Demon odchylił się na krześle, dając mi trochę swobody.
Wzruszyłam teatralnie ramionami, siadając bokiem na jego ławce. Chyba nigdy nie miałam w sobie tyle wdzięku, ile w tym momencie. Słyszałam za plecami głośne gwizdy chłopaków. Miałam ochotę obdarzyć ich pełnym nienawiści spojrzeniem, ale nie chciałam spuszczać oczu z Ace’a.
– Zastanawiałam się, czy znudziło ci się już pilnowanie mnie.
Westchnęłam dramatycznie, potrząsając z udawanym niedowierzaniem głową.
– Bezustannie wodzę za tobą wzrokiem, panno Auvrey.
– Zabrzmiało to jak komplement. Czyżbyś próbował mnie do siebie zachęcić?
Uniosłam znacząco brew, nie wyzbywając się ironicznego uśmieszku.
– Nie muszę tego robić. – Chłopak wzruszył luzacko ramionami. – Ty już jesteś zachęcona.
– Nieźle sobie schlebiasz. – Wykrzywiłam usta w grymasie, na chwilę powracając do swojej prawdziwej postaci, która nie znosiła takich przytyków. Wcale nie byłam chętna na bratanie się z gościem śledzącym każdy mój krok. Robiłam to wszystko dla Nox, nie ze względu na chęć zabawienia się.
– Dowiem się w końcu, czego ode mnie chcesz? – Ace Bryne przekręcił ciekawsko głowę.
Wzięłam wewnętrzny, głęboki wdech. Wiedziałam, że zabrzmię w tym momencie mało przekonująco, w końcu mój wróg nie był głupi i zapewne domyśli się, dlaczego chcę z nim spędzić odrobinę wolnego czasu, jednak mogłam liczyć na łut szczęścia, a także to, że ogniste demony miały słabą głowę, jeżeli chodziło o spożywanie alkoholu.
– Dzisiaj wieczorem największy dupek w tej szkole organizuje imprezę. – Spojrzałam przed siebie, machając nogami jak mała dziewczynka, która bujała się na huśtawce. Nie chciałam w tym momencie patrzeć na twarz Ace’a. I tak wiedziałam, jaki krył się na niej wyraz. Zapewne unosił z zainteresowaniem brew, uśmiechając się podejrzliwie, ale i kpiąco, jakby sądził, że nie do końca dobrze się czuję. 
– I chcesz mnie na tę imprezę zaprosić, mimo tego że sama na nie nigdy nie chodzisz? – spytał z rozbawieniem.
Udałam zdziwienie.
– Chyba czytasz mi w myślach.
– Zapewne domyślasz się, że twój plan został już przeze mnie rozszyfrowany, prawda? – Ace Bryne zaśmiał się cicho, co robił naprawdę rzadko. – Doskonale wiem, że chcesz coś ze mnie wyciągnąć.
– Co nie znaczy, że nie możemy się przy okazji zabawić – rzuciłam z wrednym uśmieszkiem, znowu spoglądając w jego twarz. – Boisz się przyjąć wyzwanie? – Uniosłam brew, udając zdziwienie. – To tylko głupia impreza dla nastolatków, na której będą lały się litry alkoholu. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Moglibyśmy się przy okazji zabawić, a przecież ogniste demony lubią, kiedy coś się dzieje, prawda?
Ace przez dłuższą chwilę milczał, nie spuszczając ze mnie płonących oczu. W końcu jednak odchylił się na krześle i rzucił z uśmieszkiem:
– W takim razie przeżyjmy ten pierwszy raz razem.
Wykrzywiłam usta w grymasie. Cóż, trzeba było przyznać, że byłam imprezową dziewicą, ale wiązała się z tym jedna zaleta: Ace Bryne najwyraźniej był imprezowym prawiczkiem, a co za tym szło, jeszcze nie wiedział, co czekało go w świecie ludzi, kiedy wejdzie w sam środek szkolnego, alkoholizującego się społeczeństwa. Ja na szczęście wiedziałam.
***
– Masz nie pić alkoholu. Albo przynajmniej nie pić go dużo.
– Dobrze, tato.
– I pamiętaj, że masz czas tylko do północy. Równo o tej godzinie zjawi się po ciebie Nate.
– Dobrze, tato.
– Masz być grzeczna i nie machać nikomu tyłkiem przed oczami.
Tym razem nie wytrzymałam i przewróciłam oczami.
– Tak, wiem, tato. Za kogo ty mnie masz? – Spojrzałam na niego z krzywą miną.
Nathiel Auvrey, który stał w przedpokoju z założonymi na piersi rękoma i z surową miną troskliwego ojca, zmierzył mnie krytycznym wzrokiem z góry na dół. Oczywiście nie odpowiedział na moje pytanie, traktując je jako retoryczne. Teraz co innego zajmowało jego myśli.
– Nie powinnaś się tak ubierać. Ta sukienka jest za krótka i za obcisła.
Wzniosłam dłonie ku niebiosom, mrucząc do siebie słowa w nieznanym nikomu języku. Miałam już dość tych narzekań. Kiedy z jego ust padły kolejne tłumaczenia bojącego się o swoją pociechę ojczulka, który układał najgorsze scenariusze wieczora, przestałam go kompletnie słuchać. Chyba zapominał, że używałam magii, w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy będą na tej imprezie. Poza tym istniało małe prawdopodobieństwo, że zaatakuje mnie sam Ace Bryne. W razie czego miałam przy sobie telefon, więc mogłam zadzwonić do rodziny i poprosić ich o ratunek.
– Uważaj na siebie, Aura – padło ostatnie zdanie.
Spojrzałam na tatę, posyłając mu lekko załamany uśmieszek.
– Dobrze, tato – potwierdziłam raz jeszcze, tym samym monotonnym głosem, co wcześniej. Zanim mój ojciec otworzył usta i wyrzucił z siebie więcej słów, pomachałam mu dłonią i wyszłam za drzwi. Dopiero kiedy się za nimi znalazłam, z ulgą odetchnęłam. Domyślałam się, że dzisiejszej nocy cała rodzina Auvreyów będzie bezustannie musiała wysłuchiwać jego narzekań. Dlaczego trafił mi się tak przewrażliwiony ojciec? Miałam już siedemnaście lat i potrafiłam sobie w życiu radzić.
Kiedy oderwałam się wreszcie od drzwi, poczułam na plecach surowe spojrzenie Nathiela Auvreya, który zapewne odprowadził mnie wzrokiem przez okno aż do parku. Cieszyłam się, że przynajmniej nie zamierzał ruszyć za mną w pogoń. Wiedział, że ta misja była potrzebna, aby wyciągnąć cokolwiek z ognistych demonów. Może miała swój własny nastoletni wymiar, a więc nikt poza mną nie mógł wziąć w niej udziału, ale mogła nam naprawdę wiele wyjaśnić, oczywiście jeżeli Ace Bryne zechce współpracować.
Wchodząc do przyciemnionego parku, przystanęłam przy drzewie, leniwie się przeciągając. Czarna sukienka, która sięgała połowy ud, podjechała do góry, ledwo zasłaniając moje pośladki. Nie czułam się w tym ubiorze źle. Jak w przypadku większości mieszkańców Reverentii byłam pewną siebie przedstawicielką demonicznego gatunku, która wierzyła w to, że przyciąga ludzkie oko. Nie czułam również wstydu, a przynajmniej rzadko go odczuwałam. Mistrzem bezwstydności był jednak Ace Bryne. Zjawił się niemal bezszelestnie za moimi plecami, a kiedy obejrzałam się na niego przez ramię, dostrzegłam, że patrzył tam, gdzie nie wypadało. Od razu obróciłam się w jego kierunku, marszcząc czoło i zakładając ręce na piersi. Ognisty demon wyszczerzył diabelskie zęby, obdarzając mnie płonącym spojrzeniem.
– Ubrałaś się tak dla mnie? – spytał prześmiewczo.
– Ubrałam się tak dla siebie, bo niby dlaczego miałabym ubierać sukienkę, żeby zaimponować jakiemukolwiek chłopakowi? – zdziwiłam się. – Nie potrzebuję niczyjej atencji. – Machnęłam ręką jak dama, która odpalała właśnie cienkiego papierosa. – Kobiety są samowystarczalne, wiesz?
– Takie kobiety jak ty, na pewno. – Ace Bryne potrząsnął z rozbawieniem głową, swawolne dłonie włożył zaś do kieszeni spodni. Cóż, nie wyglądał, jakby coś zmienił w swoim ubiorze, ale czy w ogóle musiał? Nawet zwykła czarna koszulka, na którą zarzucił bordową koszulę w kratę, wyglądała u niego dobrze. Nie musiał się wcale stroić.
– To co, panie ognisty demonie – zaczęłam ożywczo, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Z jakiegoś powodu zaczynało mi się to podobać, a przecież jeszcze nie pojawiliśmy się na imprezie. – Ruszamy na podbój?
– Z tobą, panno Auvrey, choćby i na koniec świata – odpowiedział niskim, przyjemnym dla ucha głosem Ace. Wyciągnął w moją stronę ramię, przyglądając mi się z błyskiem w rozbawienia widocznym w płomiennych oczach. Z wrednym uśmieszkiem przyjęłam jego ramię.
***
Moje przygody z alkoholem ograniczały się dotąd wyłącznie do kilku mało znaczących zdarzeń. Pierwszy raz spróbowałam piwa, kiedy tata zostawił puszkę na stole w organizacji Nox i poszedł porozmawiać z wujkiem Sorathielem. Miałam wtedy może jakieś sześć lat. Dziecięca ciekawość była na tyle silna, że zanim mój tatuś się zorientował, przechyliłam całą zawartość puszki do ust i wypiłam ją z triumfem zarysowanym w oczach. Kiedy Nathiel Auvrey to zobaczył, jego szczęka opadła prawie na podłogę. To nic, że chwilę później zwymiotowałam na dywan, ponieważ płyn okazał się być nad wyraz ohydny. To nic, że przez resztę dnia czułam się, jakby świat uciekał mi sprzed oczu. Wtedy sobie obiecałam, że nigdy więcej nie będę brała do ust takiego świństwa. Oczywiście, jak się idzie domyślić, szybko złamałam ten wewnętrznie narzucony zakaz. Sześć lat później, kiedy zostałam zaproszona na urodziny do koleżanki z klasy, koledzy podpuścili mnie, mówiąc, że na pewno nie dam rady wypić chociaż połowy butelki whisky, która stała na barku rodziców dziewczyny. Jak to ze mną bywało, kiedy ktoś rzucał mi wyzwanie, z reguły starałam się mu podołać, choćby miały z tego wyniknąć niemiłe konsekwencje. Po tej akcji rodzice koleżanki zabronili się jej ze mną spotykać, a moi rodzice dali mi szlaban na kolejne dwa miesiące. Jedyną zaletą było to, że zyskałam respekt wśród kolegów, na czym skorzystał również Nate, uznawany do pewnego momentu za maminsynka. Aktualnie miałam już siedemnaście lat i wcale nie ciągnęło mnie do podobnych eksperymentów z alkoholem, tym bardziej, że moje dwie poprzednie przygody kończyły się w taki sam sposób – zawrotami głowy oraz wymiotami. Dzisiaj byłam jednak na ważnej misji, która wymagała poświęceń, tak więc kiedy dostałam czerwony kubek wypełniony po brzegi piwem, a wokół mnie rozległy się głośne okrzyki, które kibicowały mi w piciu na jeden raz, rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Oczywiście mój demoniczny przyjaciel poszedł w moje ślady, o co mi przcież chodziło. Okazało się, że w momencie, kiedy organizowane były wyścigi na jak najszybsze wypicie alkoholu z pomocą plastikowych rur, dotknął go syndrom rywalizacji. I niech go szlag weźmie, ale wygrał. Potem wyzwałam go jeszcze na dwa takie pojedynki, aż w końcu uznałam, że jestem już tak upita, że kompletnie nie ogarniam, co się wokół mnie dzieje. Teraz zamierzałam tylko sączyć piwo z papierowego kubka, w końcu zanim zgasnę, powinnam przynajmniej zadać Ace’owi to jedno ważne pytanie, mające przesądzić o całym moim istnieniu.
Całe szczęście, mój ognisty towarzysz nie był odporny na procenty, podobnie jak ja. Po dwóch godzinach picia, tańczenia, śmiania się i przepychania, ze zdziwieniem musiałam przyznać, że nieźle wtopiliśmy się w tłum nastolatków. Może różniliśmy się nieco od zwykłych ludzi, w końcu ja miałam w sobie trzy czwarte cienistego demona, a on był demonem ognia, jednak przez ten jeden moment mogliśmy się poczuć, jakby żadne różnice pomiędzy nami a innymi rówieśnikami nie istniały. Czy to znaczyło, że pierwszy raz byłam szczęśliwa, mogąc obcować z ludźmi, których na co dzień spotykałam w szkole? Widocznie musiał mi w tym pomóc alkohol.
– Uśmiechasz się – zauważył Ace. Spoglądał na mnie przymrużonymi oczami i z szerokim, wręcz wyzywającym uśmieszkiem, który mógł mi wiele proponować. – Myślisz o czymś miłym?
– A to takie dziwne? – spytałam ze śmiechem, stukając się z nim w powietrzu kubkami. Zawartość przechyliłam do ust. – Alkohol chyba działa cuda. – Zmarszczyłam czoło, spoglądając w dno kubka. – Trochę się uspołeczniłam. – Czknęłam, zanosząc się od razu śmiechem. – Ej, w ogóle to nie wiedziałam, że tak dobrze poruszasz się na parkiecie. – Zachichotałam, szturchając go zaczepnie łokciem. – Wiesz, jak laski piszczą na twój widok? Normalnie myślałam, że stanę się zazdrosna.
– Zazdrosna, powiadasz? – Ace Bryne pochylił się tuż nad moją twarzą, wytrącając mi przypadkowo kubek z dłoni. Zanim jednak zdążył choćby złożyć zdradliwy pocałunek na moich ustach, zachichotałam jak małe dziecko i uciekłam w bok. Przeniosłam się szybko do pionu, zakładając ręce na biodra, jakbym szykowała się do nowej wyprawy. Serce biło mi jak oszalałe. 
Zastanawiałam się, czemu w ogóle uciekłam. Może gdybym tego nie zrobiła, rzeczywiście by mnie pocałował? A tego jeszcze nikt nie zrobił. No, może z wyjątkiem śliniącego się chłopaka z podstawówki, z którym grałam w butelkę. Na samo wspomnienie tego poczułam, jak przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze.
Zanim się zorientowałam, Ace, niczym wierny pies, stanął obok mnie, chowając ręce do kieszeni. Przyglądał mi się ukradkiem, jakby czekał na to, co zamierzam zrobić. Zachwiałam się lekko, kiedy tylko postawiłam krok w jego stronę. Efekt był taki, że uderzyłam głową w jego twardą pierś. Ace próbował przywrócić mnie do pionu, ale siła uderzenia była na tyle duża, że sam, będąc lekko nietrzeźwym, stracił równowagę. Oboje, jak rozsypujące się klocki lego, padliśmy na sofę. Ten upadek nie miał w sobie nic romantycznego. Zapewne wyglądaliśmy jak dwie pokraki, które stuknęły się głowami. Spoglądając prosto w płomienne oczy, wybuchłam śmiechem. Szybko ukryłam głowę w piersi demona, uderzając w nią miarowo pięścią. Po prostu tak mnie to rozbawiło, że nie mogłam się uspokoić. Tak samo rozbawiony zdawał się być Ace, który nawet nie próbował uwolnić się spod mojego ciężaru. Przez umysł przeszło mi wtedy dziwne pytanie: co by było, gdybyśmy nie byli wrogami? Czy nasza relacja mogłaby wyglądać tak samo, jak teraz? Czy niczym nie musielibyśmy się martwić? On matką, która kazała mu mieć na mnie oko, a ja tym, że frakcja, do której należał, chciała poświęcić moje serce Reverentii.
– Umilkłaś – przyuważył chłopak.
Podniosłam głowę, zdając sobie sprawę z tego, że od dłuższej chwili spoczywała bezwładnie na jego piersi. Nie powiem, było to przyjemne uczucie, szkoda tylko, że zostało przerwane przez słowa ognistego demona.
– Tak trochę – odpowiedziałam z uśmieszkiem, przetaczając się na sofę. Teraz znowu byliśmy w tych samych pozycjach, co wcześniej. Oboje wpatrywaliśmy się przed siebie, nic nie mówiąc. Mój niewyraźny wzrok padł w pewnym momencie na zegar ścienny. Kiedy zmrużyłam oczy, dostrzegłam, że została mi jeszcze godzina, zanim zjawi się tutaj po mnie Nate. Może czas zaprzestać zabawy i zająć się misją?
Przymknęłam na chwilę powieki, zbierając w sobie chaotyczne myśli.
– Ile jeszcze możemy się tak bawić, zanim wyrwiecie mi serce? – spytałam ledwo słyszalnie. Na szczęście Ace miał na tyle dobry słuch, że nawet przez dudniącą muzykę zdołał mnie usłyszeć.
– Czy to jest właśnie pytanie, które chciałaś mi zadać przez cały ten czas?
Spojrzałam na niego z niemrawym uśmiechem. Chociaż chciałam uczynić z tego dramatyczne przedstawienie, w którym miałam zamiar grać dziewczynę pogodzoną ze swoim losem, nie mogłam ukryć smutku, który nagle mną zawładnął. Przecież nie miałam pewności, że organizacja Nox mnie obroni. Naprawdę mogłam stracić serce, a tym samym opuścić ten cholerny ziemski padół.
– A ty nie chciałbyś wiedzieć, kiedy ktoś planuje twoją śmierć?
– Lepiej nie wiedzieć, kiedy śmierć nadejdzie. Łatwo można wtedy zaakceptować jej nadejście. – Posłał mi dziwny uśmieszek, w którym kryło się coś, czego nigdy dotąd nie widziałam. Może jakaś nuta smutku? Żałości? To byłoby dziwne, ale kto powiedział, że nieprawdziwe?
Przybliżyłam się do niego, patrząc mu prosto w oczy. Tym razem nabrałam większej powagi.
– Chciałabym to wiedzieć – powiedziałam odważnie.
Usta demona już po chwili rozszerzyły się w bezczelnym uśmiechu, który wskazywał na to, że coś knuł. On również się do mnie przybliżył, opierając jedną dłoń na oparciu sofy, tuż obok mojej głowy. Wyglądało to, jakby tym razem chciał mnie przytrzymać w miejscu, abym nie uciekła od jego niecnego pocałunku. Do niczego takiego jednak nie doszło. Widocznie Ace Bryne miał inne plany. I to plany, na które w tym momencie mogłam z chęcią przystać.
– Nie powiem ci, chyba że zaproponujesz mi coś w zamian – szepnął.
– Czy to jakaś niemoralna propozycja? – zapytałam z rozbawieniem, próbując odsunąć od siebie jego twarz. – Bo jeśli tak, to muszę przyznać, że czuję się zachęcona. – Zachichotałam jak szalona, opuszczając się po sofie w dół, aby wyślizgnąć się z uścisku, w którym trzymał mnie demon. Szybko przeniosłam się do pionu i chwyciłam go za dłoń. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować, że znikamy z pola ludzkiego widzenia, pociągnęłam mojego towarzysza za sobą. 
– Chyba powinniśmy negocjować w warunkach… pokojowych. – Zachichotałam się, ukrywając rozbawienie za dłonią jak dziewczynka, która właśnie zamierzała wywinąć komuś kawał. Przez to rozemocjonowanie mało nie wywinęłam na schodach orła. Dopiero po chwili zorientowałam się, że siedzieli tu jacyś ludzie, którzy spojrzeli na mnie z oburzeniem. Ja wzruszyłam tylko ramionami, w końcu nie kazałam im się tutaj obściskiwać.
– Pokojowych, mówisz? – zapytał w zamyśleniu Ace. – A co, jeśli wszystkie pokoje będą zajęte? – Uniósł znacząco brew, posyłając mi znaczący uśmieszek.
– Nie po to urodziliśmy się z mocami, aby z nich nie korzystać.
Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem, przeskakując już ostatni stopień. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie wchodzę, po prostu chwyciłam za pierwszą lepszą klamkę, na której nie widniały żadne części garderoby mogące oznaczać, że działo się w danym pomieszczeniu coś niecenzuralnego. Jak się okazało, wcale nie musieliśmy używać magii, aby kogoś stąd wykurzyć, za to użyłam magii, aby zablokować komukolwiek możliwość wejścia do tego pomieszczenia. Cóż, ceniłam sobie prywatność.
Opierając się o drzwi od wewnętrznej strony, spojrzałam wyzywająco prosto w oczy mojego wroga. Z drugiej strony… może teraz niekoniecznie byliśmy wrogami. Raczej zwykłymi nastolatkami, którzy zamierzali ze sobą w kulturalny sposób negocjować.
– Co chcesz w zamian za tę małą informację?
– Nic wielkiego. – Ace Bryne wzruszył luzacko ramionami, powoli do mnie podchodząc. Dopiero kiedy położył dłonie na drzwiach po obu stronach mojej głowy i pochylił się nade mną, zrozumiałam, że ta wymiana nie musi być taka bolesna, jak mogłabym początkowo tego oczekiwać. Może nawet przyjemniejsza niż mi się zdawało.
Kiedy usta ognistego demona zbliżyły się do mnie, poczułam, że dłużej nie wytrzymam tego napięcia. Serce biło mi jak oszalałe, nie mogąc się doczekać momentu, w którym zanurzę się w cieple emanującym z ciała chłopaka, który dzisiejszej nocy nie był moim wrogiem, tylko kolegą z klasy, który cholernie mi się podobał. Alkohol szumiał mi w głowie, skutecznie hamując mechanizmy działania rozumu. W tym momencie zupełnie nic mnie nie obchodziło. Po prostu chciałam przystać na tę niewypowiedzianą na głos propozycję, aby uciszyć ogień, który rozrastał się w mojej piersi jak chaotyczna moc, siejąca wkoło spustoszenie. Ace Bryne wiedział, co robi. To dlatego zatrzymał się tuż przed moimi ustami, posyłając mi ten irytujący, triumfalny uśmieszek. Wiedział, że go chcę. Po prostu się ze mną droczył. Miałam głęboko gdzieś to, że jeżeli złamię się jako pierwsza, uzna, że ma nade mną jakąkolwiek władzę. I tak zamierzałam ją w końcu odzyskać. Inaczej nie byłabym sobą.
Objęłam dłońmi szyję demona, przyciągając go do siebie tak gwałtownie, że kiedy wreszcie dotknęłam jego warg, nieporadnie go ugryzłam. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że właśnie spieprzyłam cały romantyzm, ponieważ nie byłam kompletnie doświadczona w tych sprawach, ale ten nieświadomy, sadomasochistyczny gest wcale nie odtrącił chłopaka, który poczuł się jeszcze bardziej zachęcony do pocałunków. To wszystko działo się tak szybko, jakby było zaledwie mrugnięciem oka. Ledwo zaczęliśmy się całować, a nasze niecierpliwe, gorące dłonie już zaczęły prowadzić nas w najróżniejsze zakątki ciał, zdzierając z nich ubrania. Przez cały ten czas chciało mi się śmiać. Śmiać z tego, jaka głupia byłam, upijając się tak, że właśnie zamierzałam stracić dziewictwo z demonem, który za dnia uchodził za mojego wroga, pragnącego wyrwać mi serce z piersi. Czy było w tym choć odrobinę miłości? Nie, raczej czyste pożądanie. Która dziewczyna nie poleciałaby na Ace’a Bryne’a?
Nasze nieporadne, mające w sobie niewiele trzeźwości kroki, zaprowadziły nas w stronę łóżka. Zostałam na nie niemal pchnięta, co wzbudziło we mnie irytację, ponieważ to ja chciałam w tym związku pełnić rolę władcy. Rozbawiony moją mimiką Ace nie zamierzał pozwalać mi na to, abym nad nim górowała. Zanim się podniosłam, wyrażając tym samym swój protest, on przygwoździł moje dłonie do materaca, znów przylegając do mnie ustami. Chociaż starałam się mu wyrwać jeszcze przez dobrą minutę, w końcu zaakceptowałam narzucony stan rzeczy. Niech go ogień pochłonie! Następnym razem to ja będę nad nim dominować. Zaraz. Następnym razem? Czyżbym przewidywała inne pijackie przygody z nim w roli głównej? Alkohol chyba doszczętnie wypalił mi mózg.
Ace Bryne zdawał się nie przejmować tym, że nie miałam za sobą żadnego bagażu doświadczalnego w sferze intymnej. Domyślił się już, że to był mój pierwszy raz, co nie znaczyło, że zechciał być choć odrobinę bardziej łagodny w stosunku co do mnie. Czy mogłam go za to winić? Był po prostu demonem, który nie miał sobie nawet krztyny delikatności. A ja stałam się po prostu uległym pionkiem, służącym zaspokojeniu żądzy. Kiedy utorował sobie do mnie drogę, mało nie zdzieliłam go z pięści w twarz. Zanim wydałam z siebie okrzyk, który mieszał w sobie zarówno ból, jak i złość, skutecznie zatkał mi usta swoimi wargami. Widziałam w jego oczach ten piekielny triumf. A najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale mi on nie przeszkadzał, bo już po chwili zatraciłam się w świecie, który dotąd był dla mnie zupełnie obcy i niedostępny. Miałam gdzieś to, że wydawane przeze mnie dźwięki, wyrażające odczuwaną przyjemność, niosły się prawdopodobnie po całym domu. Miałam gdzieś to, że dałam się przelecieć własnemu wrogowi. Miałam nawet gdzieś to, że przyszłam tutaj w zupełnie innym celu. W tym momencie tak miło i boleśnie zarazem było tonąć w ramionach ognistego demona, który sam utracił kompletnie kontrolę nad tym, co robił. Po raz pierwszy żadne z nas nie musiało grać.
Kiedy przedstawienie dobiegło końca, wbiłam pazury w skórę demona tak mocno, że zapewne jeszcze przez kilka dni zostaną mu piękne, krwawe ślady – o ile rany ognistych demonów choć trochę przypominały te ludzkie. Dźwięki różnych tonacji, które z siebie wydawaliśmy, zlały się w jeden zgodny jęk, po którym wybuchłam śmiechem, jakbym postradała rozum. Niespokojnie dysząc, zamknęłam oczy, pragnąc pozostać w tej pozycji jeszcze przez kilka dobrych minut. Po tym czasie doczekałam się również obezwładniającego szeptu, który wkradł się do mojego ucha, dając mi mglistą odpowiedź na to, czego kosztem utraty dziewictwa miałam się dowiedzieć.
– Zostały ci niecałe dwa miesiące.
Po tych słowach poczułam dziwny chłód, który przyniósł ze sobą pustkę. Wciąż leżałam z zamkniętymi oczami, mrucząc do siebie coś nieokreślonego. Wychodziło na to, że Ace ostatecznie skończył jako trzeźwiejsza osoba w tym towarzystwie, bo zdołał mnie nawet ubrać w sukienkę. Kiedy to robił, próbowałam go chwycić za dłoń, żeby tylko stąd nie odchodził, ale najwyraźniej nasza współpraca dobiegła końca. Z uczuciem samotności i pustki, zapadłam w płytki sen, podczas którego najlepszym towarzyszem była mi chłodna poduszka. Zdawało mi się, że nie czekałam tak jednak w nieskończoność. W krótkim czasie ktoś zaczął mnie delikatnie poszturchiwać. Miałam nadzieję, że to mój demoniczny kochanek, ale oczywiście się przeliczyłam.
– Aura – usłyszałam własne imię, które z jakiegoś powodu wywołało na mojej twarzy grymas. – Hej, Aura. Już po północy. Musimy iść.
Otworzyłam oczy, spoglądając  niemrawo w twarz brata, który zdawał się być zmartwiony moim sennym stanem. Po bełkotliwych słowach, jakimi go obdarzyłam, zdołał się już domyślić, że nie byłam do końca trzeźwa. Kiedy po moich daremnych uderzeniach na oślep Nate w końcu ściągnął mnie siłą z łóżka, powiedział tylko jedno:
– Tata cię zabiję.
I z pewnością miał rację, bo jednym z warunków swobodnego wypełnienia zaplanowanej przeze mnie misji, była moja trzeźwość.
– Zamkniiij sieeee. Mhoja misja wymagaua poświenceń – wyrzuciłam z siebie.
W niedługim czasie, z pomocą mojego brata bliźniaka, wytoczyłam się z domu, gdzie impreza wciąż trwała w najlepsze. Wyciągałam ręce w stronę osób, które tańczyły na parkiecie, pragnąc powrócić do tego wieczora, który przeżyłam razem z Ace’em, ale Nate niestety był nieustępliwy. Kiedy wreszcie udało mu się mnie wyciągnąć z domu, chłodne uderzenie wiatru przypomniało mi o tym, że ten błogi dzień właśnie dobiegł końca. Z ciężkim westchnięciem, wsparta o brata, szłam przez park, kierując się powolnie do naszego domu. W międzyczasie opowiadałam bełkotliwym głosem Nate’owi, co takiego się wydarzyło. Całe szczęście nie zdążyłam nawet dobrnąć do historii sedna imprezy – to nawet lepiej, bo byłoby niezwykle dziwnie, gdybym przyznała się bratu, iż przeleciałam się z wrogiem – ponieważ trzecie zetknięcie z alkoholem w moim nastoletnim życiu sprawiło, że zwróciłam całą zawartość żołądka prosto w trawę. Nie obchodziło mnie, czy obrzygałam własnego brata, teraz po prostu chciałam umrzeć. Morał z tej historii wynikał jeden: zero alkoholu, a tym bardziej pieprzenia się wrogami. Przynajmniej do następnego razu.