piątek, 13 marca 2020

[TOM 4] 3/4 demona: przeznaczenie ognia [Cz. 8]

Jeszcze niedawno myślałam sobie: ech, wypaliłam się z tym WCN. To już nie jest to samo. I rzeczywiście, to nie jest to samo, co wcześniej, ale jak ma być, skoro to historia z perspektywy zupełnie innej bohaterki? 3/4 ma jakiś swój dramatyczny urok. Dostrzegłam go dopiero po skończeniu ósmej części, kiedy Aura stanęła przed pytaniem: demon czy człowiek?
***
Gdybym miała opowiedzieć jedną zaskakującą historię z dzieciństwa, która wryła się mocno w moją pamięć, na pewno byłaby to scena z udziałem małego, bojaźliwego i zapłakanego dzieciaka będącego moim odbiciem lustrzanym. Dzieciaka, którego to ja zawsze broniłam, choć byłam dziewczynką niewiele mniejszą od niego. Wszyscy rówieśnicy uważali go za maminsynka, i pewnie tkwiła w tym jakaś prawda, ale nawet ten maminsynek, bawiący się wiecznie w jednej piaskownicy ze swoją siostrą oraz jej koleżankami, przejawiał się pewną skrytą odwagą. Zaczynał od małych, niewidzialnych dla nikogo drobiazgów. 
Pod koniec drugiej klasy podstawówki pierwszy raz podniósł drżącą dłoń, aby zgłosić się z odpowiedzią na jedno z matematycznych zadań, którego nikt nie rozumiał. Chociaż miał problem z wydukaniem kilku słów, co wzbudziło wśród klasy chichoty, równanie rozwiązał prawidłowo. Został wówczas pochwalony przez nauczycielkę. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak pięknie się uśmiechał, kiedy usłyszał komplement. Ale nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Zaraz jakiś cymbał rzucił gumką w głowę kolegi i wybuchłam śmiechem, podobnie jak reszta uczniów. Od tamtej pory nieśmiały chłopczyk stawiał coraz większe i odważniejsze kroki, otwierając się na ludzi, i to bez pomocy swojej siostry, która była tak zapatrzona w siebie, że tego nie dostrzegała. Myślała, że jej brat będzie zależny od niej już zawsze. Że będzie trzymał ją za rękę przy każdym skoku przez kałużę, która miała być oceanem pełnym wygłodniałych rekinów, a ona jak zawsze go obroni. Kto by pomyślał, że pewnego dnia zamienią się rolami?
Historia, którą miałam na myśli, wydarzyła się tak dawno, że przez lata straciła dla mnie znaczenie. Przypomniałam sobie o niej dopiero, kiedy się powtórzyła.
Kiedy byłam w podstawówce, często chodziłam po szkole do parku, załatwiać porachunki z łobuzami, którzy dokuczali moim koleżankom czy rodzeństwu. Można się domyślić, że po tych niewinnych bitwach zawsze wracałam do domu potłuczona, a u boku miałam przywieszononą beksę w postaci brata. Nate nigdy nie uczestniczył w tych bitwach. Raczej starał się mnie przekonywać, że nie powinnam brać w nich udziału. Zawsze myślałam, że płakał, bo ktoś go obraził. Nawet się nie domyślałam, że chodziło mu o jego niepoprawną siostrę. Ponoć kiedy jedno z bliźniaków cierpiało, drugie współdzieliło ból. Ja czułam ból tylko z zewnątrz, Nate wewnątrz. Wychodziło więc na to, że nieźle się wówczas uzupełnialiśmy.
Pewnego słonecznego dnia, gdy nie wybierałam się na żadną bitwę, bitwa przyszła sama do mnie. Chłopacy z naszej klasy naskarżyli starszym i silniejszym kolegom, że po ich szkole pałęta się dziewczyna, która spuszcza im manto (oczywiście powiedzieli to pewnie inaczej, bo dlaczego mieliby przyznawać się do tego, że pobiła ich niższa i słabsza od nich? Słabsza tylko pozornie, tak dla ścisłości). Tak oto zaledwie jedenastoletni bliźniacy Auvrey zostali zaatakowani w drodze do domu przez jakichś cwaniaków. Byłam silna, bo nie byłam w pełni człowiekiem, poza tym posiadałam moc, o której zwyczajni ludzie nie musieli wiedzieć. Atak przyszedł tak znienacka, że nie miałam nawet możliwości zastanowić się nad tym, kogo uderzyć i co zrobić. Gnojki nieźle mnie wtedy poharatały. Przez chwilę mój maleńki móżdżek podpowiadał mi nawet, że umrę, co było pewnie tylko wymysłem dziecięcej wyobraźni, ale na ratunek niespodziewanie przyszedł Nate. Z dzikim, choć piskliwym okrzykiem rzucił się na plecy jednego z największych zbójów i ugryzł go w ucho. Nigdy nie zapomnę, jak ten przerośnięty grubas zaczął się wydzierać, wymachując dłońmi. Z bólu nawet się popłakał. A potem ktoś ściągnął Nate’a z jego pleców i nieźle mu natłukł. Przez cały ten czas, kiedy nie mogłam do niego dotrzeć, ponieważ za koszulkę trzymał mnie inny chłopak, mój brat dzielnie próbował walczyć, tłukąc na oślep pięściami rozbawionych kolesi. Pamiętam, że wtedy krzyczał, że nikt nie ma prawa bić jego siostry. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go takim wściekłym, wręcz oszalałym. Oczywiście po całej akcji tym razem oboje wracaliśmy do domu z płaczem, siniakami i obdartymi kolanami, ale była w tym jakaś wspólnota. Pierwszy raz od długiego czasu trzymaliśmy się za dłonie, nie przejmując się tym, że dwunastoletnie rodzeństwo może być już za duże na takie gesty. Chociaż podobna historia nigdy więcej się nie powtórzyła, bo tata skutecznie nastraszył chłopaków z naszej szkoły, Nate pozostał moim cichym obrońcą. Nie zawsze w sensie fizycznym – od tego byłam ja. Wspierał mnie w innych pozornie wówczas dla mnie nieważnych rzeczach.
To dziwne i może nieco śmieszne, ale dopiero gdy życie stawiało nas w patowej sytuacji, potrafiliśmy dostrzec małe elementy, które składały się w spójną całość, dający obraz rzeczywistości. Kiedyś to ja musiałam bronić Nate’a, ale później to on stał się moim obrońcą. Przyjął na siebie rolę starszego brata, który zachowywał się często jak cień w świetle oczojebnej, samozwańczej, niepowstrzymanej, zbyt często wybuchającej gwiazdy. Tą gwiazdą byłam oczywiście ja, choć daleko było mi do pozytywnej sławy. Nate poszedł do nowej szkoły, gdzie w końcu mógł rozbłysnąć, co nie znaczyło, że zostawił mnie na pastwę losu. W momencie, kiedy powinien być piekielnie zły na swoją rozpieszczoną i bezmyślną siostrę, znowu stanął w jej obronie. I niemal przez to nie umarł.
Nie umarł?
Otworzyłam ociężałe powieki i spojrzałam w sufit. Od razu zorientowałam się, że leżałam w swoim pokoju. Byłam obolała, senna, rozdrażniona i… spanikowana, bo nie wiedziałam, gdzie znajdował się Nate. Pamiętałam tylko, że zanim zemdlałam, chwyciłam go za dłoń. Skoro ja tutaj byłam, powiedzmy, że cała i zdrowa, on też gdzieś tutaj musiał być, prawda?
Miałam kilka podejść do podniesienia się z łóżka. Za drugim razem zwaliłam spektakularnie wszystko, co stało na szafce nocnej. Za czwartym razem w końcu udało mi się wstać, a nawet doczłapać do drzwi. Zejście ze schodów było gorszym wyzwaniem, na szczęście miałam obok siebie poręcz, która ratowała mnie od niechybnego upadku. Wkrótce znalazłam się w salonie. Byłam tak zaaferowana obecnością rodziny w pomieszczeniu, że potknęłam się o próg i wylądowałam na kolanach. W normalnym przypadku pomógłby mi wstać zapewne Nate, ale tym razem zastąpiła go Calanthia, której twarz pozbawiona była wyrazu troski. Wyglądała raczej na zmęczoną i zrezygnowaną niż zmartwioną. Kiedy pomogła mi przenieść się do pionu, tata wciąż stał przy oknie obrócony do nas tyłem. Mama zaś siedziała na sofie, obejmując poduszkę i wgapiając się pustym wzrokiem przed siebie. Żadne z nich nie zwracało na mnie uwagi. Nic zresztą dziwnego.
– Gdzie jest Nate? – spytałam dziwnie charczącym głosem, który nie miał tak silnego natężenia, jak się tego spodziewałam. Dopiero teraz poczułam, że nieźle zaschło mi w gardle.
– W szpitalu – odpowiedział burkliwie tata. – W stanie krytycznym.
Wyprostowałam się i zesztywniałam.
– Jak to?
– Jak to? – powtórzył ze zjadliwą ironią Nathiel Auvrey. Obrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie z okrutnie wręcz pogardliwym uśmiechem. – Może mam ci przypomnieć, co odwaliłaś w szkole Nate’a? – zapytał prześmiewczo, zakładając ręce na piersi. Nie lubiłam tej wersji taty. Potrafiła ranić ostrymi jak nóż słowami. To dlatego napięłam mięśnie ramion, czekając na potężne uderzenie, które zbije mnie z nóg. – Od początku wiedzieliśmy, że z całego rodzeństwa to z tobą będzie największy problem, w końcu przeklęły cię wiedźmy. Ale, do cholery, myśleliśmy, że wychowaliśmy cię chociaż w połowie dobrze, że pokazaliśmy ci, jaka jest różnica pomiędzy dobrem a złem, nauczyliśmy cię, jak podejmować właściwe decyzje. Okazuje się, że jednak nie! – Skuliłam się na te słowa, choć jednocześnie się z nimi zgadzałam. Rodzice najwięcej wysiłku włożyli w wychowanie najstarszej córki. I nic z tego dobrego nie wyszło. –  To już nie jest niewinna zabawa nastolatki, która chce dopiec swojej rodzinie ze względu na chorą dumę. Doprowadziłaś do śmierci setki ludzi! I to tylko dlatego, że chciałaś się zabawić! Ostatecznie mało nie zabiłaś swojego brata. Jak się z tym czujesz?! – przez głos taty przebijał się potężny gniew. Jego słowa sprawiły, że po raz pierwszy zaczęłam drżeć przed nim ze strachu. Spojrzałam ukradkowo na mamę z nadzieją, że go powstrzyma, ale ona wciąż patrzyła się tępo przed siebie, pozwalając mu na płomienny monolog. Przestało jej zależeć. Uznała, że zasługuję na słowa rozszalałego, demonicznego ojca.
Otworzyłam usta, ale byłam w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek powiedzieć.
– Po której stronie w końcu jesteś?! – wykrzyknął tata.
– P-po… po stronie Nox – wydukałam niczym przerażona dziewczynka, którą zapewne teraz byłam.
– Gówno prawda. Nikt kto należy do Nox, nie robi takich rzeczy. – Tym razem głos taty nabrał chłodu. – Zdecyduj się, czy wolisz być demonem, czy człowiekiem. Jeżeli demonem, to nie chcę cię tu nigdy więcej widzieć. – Szmaragdowe oczy zmrużyły się groźnie jak u jadowitego węża.
Do oczu napłynęły mi łzy.
– Tato, ja naprawdę nie chcia…
– Wyjdź stąd.
Zamrugałam oczami, nie dowierzając temu, co słyszę.
– Wyjdź! – tym razem zostałam potraktowana krzykiem, który wyrwał mnie z osłupienia. Zapłakana i przerażona popatrzyłam najpierw na mamę – właśnie zasłaniała twarz dłońmi  a potem na siostrę, która również wydawała się być zszokowana, ale także zrezygnowana. Wgapiała się w podłogę, omijając moje spojrzenie.
Gdybym miała na tyle siły, pewnie wybiegłabym z salonu, becząc jak mój mały brat, którego siostra została nieźle pokiereszowana. Zamiast tego, trzymając się za ranę, wyszłam z domu, próbując nie zadusić się własnym płaczem. Kiedy dotarłam już do pobliskiego parku, osunęłam się po drzewie i upadłam na trawę. Ręce opuściłam bezwiednie wzdłuż ciała, a wzrok wbiłam w krajobraz zachodzącego słońca. Co chwila pociągałam nosem, nawet nie próbując wstrzymać łez.
Nikomu nie powinno być mnie żal. Zasłużyłam na takie traktowanie. Słowa taty, które kiedyś były dla mnie świętością, niemal przebiły moje serce na wylot, chociaż doskonale wiedziałam, że zadał istotne pytanie.
Chciałam być człowiekiem czy demonem?
Bo póki co czułam się demonem, i to w najgorszym, choć wciąż ludzkim wydaniu.
***
Nie musiałam się zastanawiać, w którym szpitalu leżał Nate, ponieważ w naszym małym mieście znajdowała się tylko jedna sterylna umieralnia. To tam powędrowałam, kiedy nie byłam już w stanie znieść rozsadzających mnie od środka emocji. Chciałam przekonać się, że mój brat wciąż żył, że pomimo stanu, w jakim się teraz znajdował, jeszcze kiedyś stanie o własnych siłach i spojrzy na mnie z tym swoim głupiutkim, nieśmiałym uśmiechem, proponując wspólne smażenie naleśników i oglądanie durnych seriali. Los nie mógł być tak okrutny. Ja nie mogłam być tak okrutna. Nawet jeżeli moja moc wyrządziła takie szkody, zabijając wszystkich wkoło, nie mogła przecież zabić Nate’a. Był moim bratem. Zależało mi na nim bardziej niż na kimkolwiek w tym popieprzonym świecie.
Chociaż droga była długa i mozolna, a ja nie do końca ruchliwa, po godzinie udało mi się doczłapać do szpitala. Pielęgniarki niemal się przeżegnały, kiedy zobaczyły, jak podchodzę do recepcji. Jedna z nich krzyknęła do drugiej, aby pilnie wezwała lekarza. Widocznie musiałam wyglądać jak chodzące nieszczęście – tym się oczywiście nie przejmowałam, bo to nie lekarza teraz potrzebowałam, tylko mojego brata. Spytałam ochrypłym głosem młodej kobiety, gdzie znajduje się Nate Auvrey. Usłyszałam jakiś zlepek bezsensownych zdań, które sprowadzały się do tego, że nie można go odwiedzać, bo jest w stanie krytycznym, leży nieprzytomny na drugim piętrze i w ogóle nawet nie może udostępniać mi tych wszystkich informacji, bo nie wie, kim jestem.
– Widziałaś go choć przez chwilę? – spytałam chłodno.
Pielęgniarka pokiwała niepewnie głową.
– W takim razie powinnaś się do cholery domyślić, że jestem jego siostrą bliźniaczką – warknęłam, uderzając pięścią w recepcję. – Gdzie jest Nate?!
– Proszę się uspokoić, bo wezwę ochronę…
– Gówno mnie obchodzi wasza ochrona! Chcę się dowiedzieć, gdzie leży mój brat!
Kobieta chwyciła za słuchawkę telefonu. Widziałam, że wyraźnie zbladła, a mimo tego nie chciała niczego powiedzieć. Uśmiechnęłam się diabolicznie i szarpnęłam ją za białą koszulę, przyciągając jej wątłe ciało do siebie. Pacjenci, którzy znajdowali się w poczekalni, zastygli w bezruchu.
– Albo powiesz, gdzie leży mój brat, albo cię zabiję na oczach wszystkich ludzi – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Gdzieś z tyłu głowy pojawiło się powtarzane echem pytanie mojego taty.
Demon czy człowiek?
– Sala dwieście dziesiąta – pisnęła przerażona pielęgniarka.
– Dziękuję – odpowiedziałam z uroczym, ironicznym uśmieszkiem. Puściłam ją i ruszyłam w kierunku windy. Czekając na nią, czułam na sobie wzrok milczących, przerażonych ludzi. Tak, bali się mnie, chociaż byłam nastolatką.
Demon czy człowiek…?
W moich uszach rozbrzmiał pobudzający dźwięk oznaczający, że dźwig znalazł się na parterze. Weszłam do windy, spoglądając na ochroniarzy, którzy właśnie wpadli do szpitala. Nie zdążyli do mnie dobiec. Drzwi zamknęły się tuż przed ich nosami.
Wjechałam na drugie piętro. Kiedy wysiadłam, usłyszałam, jak na schodach rozlegają się głośne kroki. Nie mogłam biegać, więc gdy zetknęłam się z ochroniarzami twarzą w twarz, wystawiłam przed siebie dłoń, używając zaledwie namiastki swojej chaotycznej mocy, aby zepchnąć ich ze schodów. Słyszałam, jak krzyczą. Może nawet łamali sobie karki. Teraz mało mnie to jednak obchodziło. Przecież kilka dni temu, a może zaledwie wczoraj, zabiłam kilkaset ludzi i demonów, w tym prawie swojego brata.
Demon czy człowiek?
Z piekielnym, krzywym uśmieszkiem ruszyłam wzdłuż korytarza. Szybko odnalazłam salę dwieście dziesięć. Kiedy do niej weszłam, zobaczyłam ukradkiem, że ktoś siedzi przed potężną szybą, która oddzielała go od izolatki, gdzie leżał mój brat. Nie wiedziałam nawet kto to, zresztą miałam to gdzieś. Po prostu podeszłam do drzwi i zacisnęłam dłoń na klamce. 
W tym momencie zrobiło się bardzo głośno. Ktoś chwycił mnie za ramię  pewnie jakaś niczego nieświadoma pielęgniarka, do szyby zaczął dobijać się lekarz, który kazał mi stąd zjeżdżać, a gdzieś za moimi plecami usłyszałam własne imię wypowiedziane dziewczęcym głosem. Próbowałam się wyrwać, ale z czasem do delikatnych dłoni, które szarpały mnie za koszulkę, dołączyły grube, szorstkie i potężne palce ochroniarzy. Wyrywałam się, krzyczałam, biłam ich na oślep, ale nie chcieli odpuścić. Zdołałam się im wyrwać tylko na moment, aby przylgnąć do szyby.
– Nate! – krzyknęłam rozpaczliwie. W moim głosie nie kryło się jednak nic ludzkiego.
Demon czy człowiek?
Uderzyłam kogoś łokciem w nos, nadepnęłam komuś na stopę, ale przez cały ten czas patrzyłam tylko i wyłącznie na mojego brata, który nieprzytomny leżał na szpitalnym łóżku. Był blady jak człowiek w bardzo ciężkim stanie chorobowym. Podłączono do niego wiele dziwnych urządzeń. Miał na ustach maskę, zapewne do oddychania. Jego ciało owinięte było bandażami. Tylko twarz została nieruszona – na policzku znajdowało się jedynie lekkie zadrapanie, wokół którego pojawił się siny skrawek skóry. Właśnie w ten policzek uderzył go jeden z ognistych demonów.
Czułam, że powoli przegrywam, i to z ludźmi pozbawionymi mocy. Oni w przeciwieństwie do mnie nie byli jednak ranni. W głowie od nagromadzenia emocji zaczęło mi wirować. Teraz już sama nie wiedziałam, kogo uderzam, po prostu nie chciałam, żeby zabrano mnie od szyby. To pragnienie spełzło oczywiście na niczym. W końcu zaciągnięto moje osłabione ciało do drzwi wyjściowych. Wiedziałam, że po raz kolejny odpowiem przed ludźmi za swoje niepowstrzymane, demoniczne zachowanie. Jakaś pielęgniarka, która stała przy szybie, trzymała się za nos. Spomiędzy jej palców wyciekała krew. To ja musiałam ją walnąć w twarz. Nie chciałam nawet patrzeć, jakie szkody wyrządziłam innym osobom. Zresztą nie miało to teraz żadnego znaczenia.
Kiedy niemal odleciałam do krainy błogiej nieświadomości, zdarzyło się coś dziwnego. Czas nagle się zatrzymał. Początkowo myślałam, że to moja chora wyobraźnia, potem wstrzymałam dech, zastanawiając się, czy to aby Nate nie używa mocy odziedziczonej po babci, szybko się jednak okazało, że to tylko słaba imitacja czegoś, co przecież nie mogło mieć obecnie miejsca.
Do moich uszu zaczął docierać cichy i słodki śpiew. Już po chwili mogłam go zidentyfikować. Osobą, która krzyczała wcześniej moje imię, była Madelyn. Nie powinno mnie raczej dziwić, że tutaj siedziała. Może była jeszcze dzieciakiem, ale Nate to dla niej bóstwo. Zapewne kiedy rodzice czekali, aż się obudzę, to ona pełniła przy nim wartę.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się tylko na moment. Potem wskazała palcem w kierunku drzwi wyjściowych, nakazując mi w ten sposób uciekać. Coś wewnątrz mnie starało się ożywczo zaprotestować. W końcu teraz droga do izolatki, w której leżał Nate, była wolna, ale jakiś cichy głos w mojej głowie podpowiadał, że już wystarczająco szkód wyrządziłam.
Nie podziękowałam jej. Nie powiedziałam nawet słowa. Po prostu wyszłam z pomieszczenia, a potem skierowałam się w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Po schodach schodziłam ociężale, jakbym za chwilę miała upaść. Pokonując ostatni stopień, niemal wpadłam na stalowe drzwi, które były zamknięte. Dopiero kiedy użyłam na nich mocy, ustąpiły pod moim naciskiem.
Wypadając na zewnątrz, poczułam na twarzy zimny powiew wiatru. Zachodzące słońce ustąpiło miejsca wieczornemu chłodowi i ciemności. Przestałam sprawować kontrolę nad uciekającym czasem. Nawet nie wiedziałam, kiedy dzień usunął się w cień.
Prawda była taka, że nie miałam, gdzie pójść. Rodzina aktualnie nie chciała widzieć mnie na oczy, Nate był nieprzytomny, a członkowie Nox pewnie tylko patrzyliby z pogardą w moim kierunku. Było tylko jedno miejsce, gdzie mogłam się przenieść. Nie jako człowiek, a jako demon.
Z trudem doczłapałam na skraj wzgórza, z którego niegdyś w dzieciństwie skoczyłam, aby znaleźć się w Reverentii. Podróżowałam tam za rodzicami. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że mieli pasażera na gapę. To całkiem zabawne, ale już wtedy marzyłam o tym, żeby zamieszkać w świecie demonów. Zazdrościłam więzionemu przez Departament Kontroli Demonów Nate’owi, który wychowywał się tam przez pierwsze lata życia. Nie myślałam nigdy o tym, jak bardzo samotny musiał być. Mnie otaczali od dziecka bliscy, on wówczas nie wiedział, czym była rodzina i miłość. Trafiając do świata ludzi musiał wiele nadrobić, ale cywilizowanie szło mu zdecydowanie lepiej niż mi.
Spojrzałam w dół na gęsty las. Taki widok musiał przerażać większość ludzi. Ale ja nie byłam człowiekiem. Poza tym wiedziałam, gdzie zaprowadzi mnie przepaść. Nie do śmierci, a do Reverentii.
Zamknęłam oczy, biorąc cichy wdech. Delikatny wiatr owiał chłodem moją twarz. Chciałam się uśmiechnąć, ale nie potrafiłam. W tym momencie nic nie dawało mi ulgi, nawet świadomość tego, że mogłam uciec.
Postawiłam krok do przodu, stawiając stopę w powietrzu. Zanim jednak zaczęłam spadać, zostałam chwycona za ramię. 
Otworzyłam gwałtownie oczy. 
To oczywiste, że nie poszedł za mną ani mój brat, ani Madelyn, ani nikt z mojej rodziny. Nie przyszedł tutaj również żaden człowiek. W powietrzu wyczuwałam zdradliwą moc ognia i charakterystyczny zapach palonego drewna. Właśnie tak pachniał Ace Bryne.
– Jesteś tego pewna? – usłyszałam jego głos.
Gdzieś w sercu poczułam słaby uścisk. Nie miał jednak nic wspólnego z brakiem zdecydowania. Wiedziałam, gdzie chcę iść. Zadziałała tak na mnie obecność zdradliwego dupka, który w pewnym momencie po prostu uciekł, zostawiając nas na pastwę losu.
– Tam wcale nie musi być bezpieczniej.
Skrzywiłam się i wyrwałam z jego uścisku.
– Przynajmniej nie będę na nikogo sprowadzała kłopotów – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Spójrz na mnie.
Nie chciałam tego robić, a jednak go posłuchałam. Niepewnie obejrzałam się przez ramię, by w końcu stanąć twarzą twarz z demonem, którego powinnam nazywać wrogiem, a jednak nie potrafiłam. Jeżeli ktoś kiedyś powiedział, że miłość bywa ślepa, musiał być cholernym mędrcem. Ledwo go znałam. Wiedziałam, że nie mogę mu ufać, a jednak był teraz jedyną bliską osobą, przy której chciało mi się płakać i wcale nie czułam z tego powodu wstydu.
Ace Bryne pociągnął mnie za dłoń. Stanęłam naprzeciw niego, niemal dotykając głową jego piersi. Dał mi możliwość decyzji, a ja bez zastanowienia ją podjęłam. Oparłam czoło o demona, pociągając nosem jak dziecko. Nie spodziewałam się, że chłopak położy dłoń na moich plecach i przygarnie mnie do siebie. Może daleko było temu gestowi do romantycznego czy czułego, ale wyczuwałam, że mój ognisty przyjaciel chciał dobrze.
– Każdy popełnia błędy – odezwał się nagle, co mnie zaskoczyło.
– Ale nie każdy zabija jednego dnia setki ludzi i nie czuje z tego powodu wyrzutów sumienia – szepnęłam w odpowiedzi.
– Właśnie tak robią demony.
– Jestem demonem.
– W większej mierze tak, ale wciąż tkwi w tobie jakaś cząstka człowieka.
Ace miał rację. Czy tego chciałam, czy nie, biologicznie miałam w sobie ludzką krew, a także ludzkie emocje. Inaczej nie stałabym tu teraz, będąc w kompletnej rozsypce, bo omal nie zabiłam własnego brata, którego przecież kochałam. Inaczej nie stałabym tutaj, tuląc się do wroga, którego darzyłam od dłuższego czasu cieplejszymi uczuciami.
Uniosłam wzrok i spojrzałam w oczy ognistego demona.
– Chcę iść do Reverentii – rzuciłam cicho.
Ace spojrzał na mnie z góry z uśmieszkiem pozbawionym ironii, co było do niego niepodobne.
– W takim razie jeszcze raz spełnię twoje życzenie.

czwartek, 13 lutego 2020

[TOM 4] 3/4 demona: przeznaczenie ognia [Cz. 7]

Byłam złą córką. Oczywiście nie od dzisiaj. Powiedziałabym raczej, że odkąd nauczyłam się chodzić. Jeszcze większy zamęt w domu siałam, kiedy nauczyłam się używać magii, a to również nastąpiło stosunkowo szybko. Rodzice zawsze byli dla mnie wyrozumiali dlatego, że wisiała nade mną klątwa wiedźm, której dotąd nikomu nie dało się odczynić. Nawet jeżeli mieszkałam całe życie w świecie ludzi, marzyłam o tym, aby przeprowadzić się pewnego dnia do Reverentii, skąd pochodzą demony. Nie było we mnie krztyny dobra. Kiedy rodzice zabijali złe demony pragnące zawładnąć naszym światem, czynili dobro. Kiedy ja chciałam to robić, robiłam to dla samego zabijania i próby udowodnienia sobie, że byłam dobrym łowcą. Nie obchodzili mnie tak naprawdę inni ludzie. Obchodziła mnie tylko moja rodzina, co nie znaczy, że nie lubiłam poszczególnym jej członkom czasem zdrowo dopiec. Od kiedy zostałam odsunięta od Nox, żadne z nich nie uciekło od mojego cichego gniewu. To dlatego siedziałam teraz w fotelu, przyglądając się zmęczonej twarzy mamy i zdenerwowanemu tacie, którzy wezwali mnie na rodzicielską dyskusję dotyczącą mojego niewłaściwego zachowania. To było całkiem zabawne.
– Dzwonili ze szkoły. Ponoć nie chodzisz na zajęcia od jakiegoś tygodnia – powiedział Nathiel Auvrey, unosząc powolnie brew. Przez chwilę milczał, jakby chciał mi dać chwilę na wytłumaczenie. Moją jedyną odpowiedzią było jednak obojętne wzruszenie ramion. Niemal widziałam nerwową zmarszczkę, która przeszyła czoło taty. Zastanawiałam się, kiedy wybuchnie. – Nie, czekaj. Byłaś tam jeden dzień. I sprałaś trzech gości. Ponoć bez wyraźnego powodu.
– Zawsze jest jakiś powód, żeby kogoś sprać – powiedziałam ze słodkim uśmiechem, trzepocząc rzęsami. – Wiesz, tato, jedni piorą demony, drudzy ludzi.
– Aura, nie przeginaj. – Nathiel wskazał na mnie ostrzegawczo palcem. – Dobrze wiesz, że nie cofniemy decyzji o odsunięciu cię z Nox. Nie zachowuj się jak rozpieszczony gówniarz, który tupie nogą, kiedy nie dostanie tego, czego chce. Dobrze wiesz, dlaczego to zrobiliśmy.
– Bo uważacie, że sobie nie poradzę? – spytałam z ironicznym uśmieszkiem. – Jeżeli ogniste demony będą chciały mnie dopaść, po prostu to zrobią, bez względu na to, czy będę należeć do Nox, czy nie. Po co się łudzić, że odsuwanie mnie od organizacji coś zmieni?
Prychnęłam głośno, zakładając ręce na piersi.
– Zmieni – powiedziała spokojnie mama, chwytając za kolano taty, który już otwierał usta, żeby wyrazić swoje oburzenie. To wystarczyło, aby się uspokoił, ale przy okazji skrzywił. – Łatwiej byłoby im odebrać nam ciebie w walce. Poza tym właśnie na to liczą – że jeśli zrobią gdzieś hałas, to pojawimy się tam nie tylko my, ale również ty.
Przewróciłam oczami, nie odpowiadając na to.
– Aura, nie jesteśmy twoimi wrogami. Chcemy cię chronić. To, że nie będziesz chodzić do szkoły, wracać późno do domu i bić się z innymi ludźmi, nie sprawi, że zmienimy zdanie.
Po plecach przebiegły mi nieprzyjemne dreszcze. Nie lubiłam, kiedy mama była tak dotkliwie chłodna. Wtedy traciłam całą chęć na zabawę. Już wolałam, żeby to tata prowadził tę dyskusję. Latające po domu talerze były zabawniejsze niż spokojna i zimna reakcja.
– Tak à propos szkoły – powiedziałam znudzonym głosem, wyjmując telefon z kieszeni. – Jeżeli się nie pospieszę, to mogę się spóźnić na zajęcia, a przecież mam być grzeczną dziewczynką, prawda? – spytałam z szerokim uśmiechem, przekręcając głowę w bok. Nie czekając na ich odpowiedź, po prostu podniosłam się z fotela. Widziałam, że tata chce coś powiedzieć, ale szybko odpuścił, kiedy skocznym krokiem Czerwonego Kapturka ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Za plecami usłyszałam tylko jego niezadowolone mruknięcie:
– Trzeba było kupić sobie koty i psy, a nie robić dzieci.
Kiedy wyskoczyłam za drzwi, odetchnęłam. Miałam już dosyć tego rodzicielskiego gadania. Poza tym wcale nie chciałam im zrobić na złość. Najzwyczajniej w świecie byłam znudzona, kiedy oni wychodzili na misje. Gdyby nie moja rozwijająca się znajomość z Ace’em, z którym spędzałam teraz każdą wolną chwilę, chyba już dawno umarłabym z powodu szarej, ludzkiej codzienności. To nie było moje życie. Moje życie powinno wyglądać o wiele bardziej ekscytująco. Może to dlatego spotykałam się ze swoim wrogiem, który w każdej chwili mógł mi wyrwać serce z piersi. Cóż, przynajmniej nie był nudziarzem i lubił robić niedozwolone rzeczy.
– Co znajduje się dzisiaj na liście rzeczy zakazanych panny Auvrey? – usłyszałam.
Uśmiechnęłam się do siebie, zakładając plecak na plecy. Nie musiałam patrzeć w bok, żeby wiedzieć, że zaraz za drzewem czekał na mnie Ace. Ostatnio czekał tutaj na mnie każdego poranka jak wierny pies. Może nie chciał mówić tego na głos, ponieważ z reguły nie uchodził za zbyt otwartą osobę, chętnie dzielącą się faktami ze swojego życia, ale robienie pewnych rzeczy na przekór swojej matce też musiało mu się podobać. Oboje byliśmy demonami, ale wciąż mieliśmy w sobie coś z buntowniczych nastolatków.
– Hmm, pomyślmy – powiedziałam, przytykając palec do ust. Ace zdążył zrównać ze mną krok. Standardowo trzymał ręce w kieszeniach, patrząc się na mnie z tym chytrym, wrednym uśmieszkiem i płonącymi oczami. – Zawsze chciałam odwiedzić szkołę mojego braciszka, żeby dowiedzieć się, jak to jest być kujonem. Wchodzisz w to?
– Chyba nie muszę odpowiadać.
Wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy.
***
Ledwie pojawiliśmy się w progu szkoły, a już nasz plan zdążył okazać się niedopracowany. Nie wystarczyło bowiem tylko przejść przez drzwi, aby znaleźć się w siedlisku nerdów. Na korytarzu stał ochroniarz, który szybko nas stamtąd wygonił, bo przecież nie mieliśmy mundurków, a goście nie mieli tutaj prawa wstępu, jeżeli nie mieli specjalnej przepustki. Z jakiegoś powodu stałam się jeszcze bardziej zła na Nate’a. Może dlatego, że do mojej szkoły mógł wejść nawet terrorysta z bazooką, a i tak nikt by się nie zorientował, że coś takiego miało miejsce, tymczasem on żył w jakiejś anielskiej, świeżo malowanej krainie, w której pachniało dobrym żarciem ze stołówki. Naprawdę zaczynałam się czuć jak przedstawicielka plebsu. Od kiedy mój brat był ode mnie w jakimś względzie lepszy? Zawsze byliśmy równi.
Zdenerwowana stanęłam na schodach prowadzących do szkoły. Nie powstrzymałam się od kopnięcia niewinnego, betonowego stopnia. Pewnie gdyby miał głos, już by mnie wyzywał od niewyżytych emocjonalnie nastolatek.
– Zazdrość zżera? – spytałam z uśmieszkiem Ace.
To całkiem zabawne, że od razu wiedział, o co chodzi. Pewnie ktoś inny mógłby uznać, że wyżywam się na rzeczach nieożywionych, ponieważ mój plan spalił na panewce. Kiedy Ace Bryne zdążył mnie tak poznać? Raczej nie prowadziliśmy ze sobą zbyt często konwersacji, których podmiotami sami byliśmy. Nasze rozmowy były raczej płytkie. Łatwiej i chętniej przechodziliśmy do czynów.
– To nie jest teraz ważne – warknęłam, gromiąc go złym spojrzeniem, które tylko go rozbawiło. – Jak już sobie coś założę, to chcę to spełnić, także pora na nowy plan.
Nie czekając na odpowiedź zaczęłam kierować się na tyły budynku. Z kieszeni wyjęłam mapę szkoły, którą znalazłam wczoraj w pokoju Nate’a. Mój braciszek był nadgorliwym panikarzem, tak więc przez pierwszy tydzień w nowym miejscu potrzebował wiedzieć, gdzie się kieruje, nikogo nie prosząc o pomoc. Powód był taki, że bał się ludzi, a tym razem nie miał przy sobie siostry, która by mu pomogła.
– Możemy dostać się do szkoły od strony magazynu. Może przynajmniej znajdziemy jakieś mundurki – powiedziałam cicho, wgapiając się uparcie w mapę.
– O tym mówisz?
Obróciłam się w kierunku Ace’a. Właśnie trzymał za koszulę jakiegoś omdlałego nastolatka. Przez chwilę myślałam, że wyrwał mu serce, ale najwyraźniej po prostu zdzielił go mocno w głowę.
– Ja już mam swój mundurek – wytłumaczył, kiedy ja uniosłam brew. Już po chwili rozebrał ucznia i wrzucił go w krzaki, jakby był szmacianą lalką, a nie człowiekiem.
– Rodzice mnie za to zabiją – mruknęłam do siebie. W tym samym momencie, jak na zawołanie, zza budynku wyszła jakaś dziewczyna, która potajemnie chciała poprawić swój ledwie widoczny makijaż. Najwyraźniej w szkole Nate’a surowo tego zabraniano. Kiedy na mnie spojrzała, podskoczyła. Wyglądała, jakby chciała zacząć się tłumaczyć z tego, co robi, bo niezgrabnie wrzuciła puder do torebki i wystawiła przed siebie dłoń, ale zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, przymknęłam powieki, odwróciłam głowę w bok i machnęłam dłonią tak, że moja moc pchnęła ją na ścianę budynku. Zaraz potem nieprzytomna upadła na trawę. Podeszłam do niej i upewniłam się, że nie zrobiłam jej większej krzywdy. Cóż, na pewno będzie ją bolała głowa.
– Przepraszam, oddam ci go – mruknęłam z niezadowoleniem.
Kiedy ja zdejmowałam z dziewczyny mundurek, Ace zdążył się już przebrać. Jego potężny cień przykrył moją postać, gdy poprawiał krawat. Spojrzałam na niego ukradkiem, tak z ciekawości, aby się upewnić, czy przypadkiem nie wygląda zabawnie w bordowej marynarce i kraciastym krawacie. Okazało się, że wyglądał nawet lepiej niż mój braciszek. Chociaż może to kwestia upodobań. Trudno było powiedzieć, że mój brat to szalenie przystojny chłopak, bo to w końcu mój brat. Za to o ognistym przyjacielu mogłam tak pomyśleć z pełnym podziwem, chociaż przyznaję, że zdecydowanie bardziej wolałam go w wersji bez ciuchów. Oczywiście nie miałam zamiaru narzekać...
– Wyglądam jak przykłady uczeń szkoły dla inteligentnych nastolatków? – spytał, unosząc z rozbawieniem brew.
– Kujony nie są tak przystojne – powiedziałam, cicho się śmiejąc. – A teraz się obróć.
– Znowu zaczynasz ten temat? – Ace uniósł znacząco brew. – Widziałem cię mnóstwo razy…
– Cholera, to nie znaczy, że nie mogę mieć odrobiny prywatności – warknęłam.
Ognisty demon wzruszył ramionami i bez słowa obrócił się do mnie tyłem. Dzięki temu w trybie natychmiastowym mogłam przebrać się w nieco przyciasny mundurek. Cóż, dziewczyna, którą niecnie pozbawiłam ciuchów, była o co najmniej dziesięć centymetrów niższa i niemal bezkształtna, jak dziecko. Trudno, żebym prezentowała się w jej ubraniu tak, jak ona. Efekt był taki, że spódnica w kratkę ledwo zasłaniała mi pośladki, a koszula była nieco obcisła na piersiach. Całe szczęście marynarka mniej więcej zasłaniała te mankamenty.
Kiedy spojrzałam w kierunku szyby, aby zobaczyć całościowy efekt, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Nagle zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym to ja podążała śladami własnego brata. Całe życie to on zawsze za mną chodził. Może gdybym lepiej się uczyła, mniej uciekała z lekcji i nie biła się z chłopakami, dziś nosiłabym taki sam mundurek jak Nate? I nie czułabym się tak piekielnie samotna.
– Wygląda to lepiej, niż sądziłem – odezwał się demon, który przystanął za moimi plecami z rękami w kieszeniach. Jego wzrok spoczął na przykrótkiej spódnicy. To wytrąciło mnie z dziwnych rozważań, i dobrze, bo nie chciałam się czuć, jakbym czegoś w życiu żałowała. Stałam się tym, kim miałam się stać. Drogi bliźniaków prędzej czy później się rozchodzą. Bo żaden człowiek (ani demon) nigdy nie będzie dosłownie taki sam. Między mną a Nate’em była zbyt wielka przepaść, która z roku na rok coraz bardziej się pogłębiała. To musiało się stać.
Przewróciłam oczami i pchnęłam z rozbawieniem Ace’a Bryne’a, który wrednie zachichotał – ten dźwięk przypominał prędzej syczenie dzikiego węża zamierzającego pożreć swoją ofiarę, ale w przypadku ognistego demona wcale mnie to nie dziwiło.
Oboje bez słowa ruszyliśmy w kierunku tylnego wejścia. Do środka weszliśmy przez salę gimnastyczną. Mieliśmy szczęście, ponieważ właśnie była sprzątana przez niską i najwyraźniej przygłuchą kobietę, która nawet nie przejęła się tym, że wchodzimy z brudnymi butami do środka. Jak widać, fart nam dzisiaj dopisywał.
Idąc korytarzem, spoglądałam w mapę. Na szczęście zdążyłam ją schować, nim rozległ się dzwonek na przerwę. Udało mi się również dowiedzieć, w jakiej sali Nate aktualnie będzie odbywał zajęcia z rozszerzonej chemii. Właśnie w tamtą stronę się kierowaliśmy.
– Nie uważasz, że tu dosyć spokojnie? – spytałam ze znudzeniem idącego obok mnie chłopaka, który już zdołał zainteresować swoim wyglądem chodzące po korytarzu uczennice.
– Chodzi ci o to, że nikt się nie wydziera, jak w naszej szkole, i nie biega po korytarzach? Cóż, szkoły dla ludzi z ambicjami a szkoły dla plebsu najwyraźniej różnią się poziomem kultury. – Ace wzruszył obojętnie ramionami. – Może oni wcale nie muszą siebie wyzywać i bić, bo mają inne hobby. Na przykład naukę.
– To musi być nudne życie – powiedziałam z głośnym prychnięciem, zakładając ręce na piersi.
– Cóż, twój brat wygląda na zadowolonego.
Spojrzałam w kierunku, w którym Ace wskazywał głową i zatrzymałam się gwałtownie na środku korytarza, przez co wpadła na mnie jakaś grupka uczniów – oczywiście nie odezwali się nawet słowem, ale zostałam przynajmniej obdarzona niezadowolonymi spojrzeniami.
Nate stał pod salą, gdzie za kilka minut miały odbyć się zajęcia z chemii. Trzymał w ręku otwarty zeszyt, a wokół niego gromadził się niewielki zespół składający się głównie z dziewcząt. Najwyraźniej coś im tłumaczył. Na nosie miał oprawki o cienkiej, srebrnej obwódce, a najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że wcale nie musiał ich nosić, po prostu chciał wyglądać mądrzej. Poza tym szeroko się uśmiechał, a jego policzki lekko się rumieniły, ale nie z powodu zawstydzenia. W zasadzie to pierwszy raz widziałam mojego brata w tak pewnej siebie wersji. Przez chwilę myślałam, że go z kimś pomyliłam, ale nie, to przecież był Nate. Nate, który był otwarty na ludzi. Nate, który swobodnie z nimi rozmawiał. Nate, który nie kulił się za plecami siostry ze łzami w oczach, oczekując, że ta uratuje go przed wszystkim, co złe.
Poczułam w sercu nieprzyjemny uścisk. Dlaczego czułam się, jakbym go nie znała? Czy ominęłam jakiś ważny, przełomowy moment w jego życiu? A może to brak mojej obecności przy nim sprawił, że nareszcie mógł stać się kimś innym? Co, jeśli osobą, która go ograniczała przez cały ten czas, byłam ja?
Z jakiegoś powodu poczułam się jeszcze bardziej zdradzona niż w momencie, w którym dowiedziałam się, że Nate wybrał inne liceum i zapomniał mnie o tym fakcie powiadomić. Zdradzona, smutna i przy okazji cholernie zła. Miałam wrażenie, że mroczne cienie gromadzoną się wokół mojego ciała, jakby szukały swojej ofiary. Pewnie gdyby nie Ace, który pociągnął mnie nagle za łokieć, mogłabym tam wybuchnąć gniewem. Czasami gdy unosiłam się złością, potrafiłam narobić niezłego bałaganu.
Oparłam się plecami o metalowe szafki, wbijając puste spojrzenie w przeciwległą ścianę.
– Masz już dosyć? – spytał mój towarzysz zbrodni, opierając dłoń obok mojej głowy.
– Dosyć? – zdziwiłam się. – Teraz jeszcze bardziej chcę mu dopiec.
– Czy to przypadkiem nie zazdrość, panno Auvrey? – Ace posłał mi wredny uśmiech.
Ponownie poczułam w sercu nieprzyjemne ukłucie. Czy ten idiota naprawdę zawsze czytał ze mnie jak z otwartej księgi? Nie podobało mi się to. Skoro moja rodzina miała problem z rozczytywaniem moich intencji, to dlaczego on robił to bez najmniejszego problemu? Czyżbyśmy spędzili ze sobą już zdecydowanie za dużo czasu?
Od odpowiedzi uratował mnie dźwięk dzwonka. To dlatego cicho prychnęłam i odepchnęłam go do siebie. Bez zastanowienia, gniewnym i odważnym krokiem, ruszyłam w stronę sali, do której właśnie zaczęli wchodzić uczniowie. Nauczyciel chemii miał tak duże denka od okularów, że nawet kiedy posłałam mu uroczy uśmiech, nie zorientował się, że jestem kimś zupełnie obcym, najwyraźniej wystarczyło to, że nosiłam mundurek uczniów tej szkoły. Kiedy spojrzałam ostatni raz w tył, zauważyłam, że Ace opiera się luzacko o ścianę. Najwyraźniej w tej zbrodni nie zamierzał uczestniczyć. Po prostu pomachał dłonią i posłał mi wredny uśmieszek.
Weszłam do sali i usiadłam w odpowiedniej odległości od Nate’a. Stąd mogłam wgapiać się w jego plecy, a on nie miał możliwości mnie rozpoznać. Dziewczyny, które siedziały ze mną w ławce, przyjrzały mi się podejrzliwie. Najwyraźniej musiały się już zorientować, że nie należałam do ich grupy. Nic jednak nie powiedziały. Widocznie stwierdziły, że odrabiałam zajęcia albo byłam kimś z wymiany. Nie odwoływałam ich od tego. Po prostu posłałam im krzywy uśmieszek, bo tylko na tyle było mnie stać.
Kiedy lista obecności, na której oczywiście mnie nie było, co wzbudziło jeszcze większe podejrzenia, została już przeczytana, nauczyciel oznajmił, żebyśmy podzielili się na mieszane grupy. Bądź co bądź zostałam wypchnięta z kręgu dziewcząt, które niezbyt mi ufały. Przeklęłam wtedy pod nosem los. Próbowałam odnaleźć jakiś inny zespół, ale zanim cokolwiek zrobiłam, nauczyciel powiedział, żebym dołączyła do tej, do której należał Nate. Oczywiście, bo dlaczego nie?
Pochyliłam głowę i z morderczą miną podeszłam do stołu. Przez dłuższą chwilę mój brat nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ zapisywał coś w zeszycie, ale gdy już zasiadłam obok niego, podniósł głowę i spojrzał na mnie z miłym uśmiechem. Szkoda tylko, że ten uśmiech wkrótce zamienił się niepewność, a potem w niedowierzanie. Długopis aż wypadł mu z wrażenia z ręki.
– Aura?! – spytał półszeptem.
Nauczyciel może go nie usłyszał, ale osoby, które obok nas siedziały, owszem.
– Co ty tu robisz? – głos Nate’a stał się dziwnie ostrzegawczy, zupełnie jakby myślał, że przyszłam mu tutaj zniszczyć życie. Cóż, może było w tym trochę prawdy. To bądź co bądź mój brat. Zdążył mnie już trochę poznać. – Czy ty właśnie próbujesz mi zrujnować życie w szkole? – syknął, pochylając się nade mną blisko, ponieważ nie chciał, aby ktokolwiek go usłyszał. Teraz wyglądał już na złego, co było dosyć niecodzienne dla mojego bliźniaka.
Udałam zdziwienie.
– Och, a więc po szkole grasz ukochanego braciszka, a w szkole nie chcesz się do mnie przyznawać? – spytałam cicho z ironią w głosie. Nie powstrzymałam się od wrednego uśmieszku. – Bo co, może uważasz, że jestem zbyt głupia, aby tutaj być?
Nauczyciel zdążył nam rozdać karty zadań. Członkowie naszej grupy zaczęli już szykować potrzebne rzeczy. Tylko od czasu do czasu spoglądali na nas ponaglająco, jakby od prędkości wykonywanych czynności zależało ich życie.
– Aura, błagam cię – zaczął załamany Nate. – Nie chodzi tutaj o to, że nie chcę się do ciebie przyznawać, po prostu twoje przebywanie w tej szkole jest ryzykowne. Jeżeli ktoś cię nakryję, to nie tylko ty będziesz miała problemy, ale również ja. O tym nie pomyślałaś?
– No, tak. Jeżeli ktoś się o tym dowie, to rzeczywiście zrujnuję ci życie szkolne – powiedziałam, śmiejąc się ironicznie. W dłoń chwyciłam pierwszą lepszą fiolkę z czerwonym płynem, którą akurat przyniósł któryś z uczniów naszej grupy. Położyłam palec na brodzie i udałam, że jestem starożytnym myślicielem. – Hm, co się stanie, jak doleję tego do niebieskiego płynu? – spytałam, spoglądając na podgrzewaną kolbę, która zaczynała się już gotować.
Nate kompletnie zignorował moje podchody.
– Aura, do cholery, tu nie chodzi o moją reputację! – tym razem brat powiedział to na tyle głośno, że usłyszała go większość klasy. Oczywiście wszyscy byli zdziwieni gniewem, jaki okazał, a także słowami, jakich użył. Mnie tymczasem wyłącznie to rozbawiło. Cóż, robiło się coraz ciekawiej. Czyżbym odnalazła sposób na to, jak zirytować Nate’a? Widocznie częściej musiałam odbywać takie wycieczki.
– Panie Auvrey, słownictwo – powiedział chłodno nauczyciel, wskazując na niego ostrzegawczo palcem. – I proszę zająć się ćwiczeniami, a nie pogawędką, bo ocena będzie marna.
– Przepraszam – bąknął mój bliźniak, a jego policzki spłonęły rumieńcami.
Kiedy Nate ponownie na mnie spojrzał, wyglądał na załamanego. Skomentowałam to bezgłośnie, bo wzruszeniem ramion.
– Po prostu dobrze się bawmy. Potem sobie pójdę – oznajmiłam z uroczym uśmieszkiem, a potem, nim ktokolwiek zdołał zaprotestować, dodałam czerwonego płynu z fiolki do gotującego się roztworu. Nate nawet nie zdołał mnie ostrzec, że nie powinnam tego robić. Zanim ktokolwiek się odezwał, nastąpił wybuch. Spanikowane masy ludzi od razu zaczęły kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Sam nauczyciel zaczął ich ponaglać. Przy okazji spytał, czy wszyscy są cali i nikt nie potrzebuje pomocy. Oczywiście nie dostał odpowiedzi, bo panował zbyt wielki chaos.
Popychana przez tłum zgubiłam gdzieś mojego brata. Chociaż kaszlałam, przy okazji chichotałam się jak prawdziwy diabeł, który był usatysfakcjonowany odrobiną wyrządzonych szkód. Nie mogłam nic poradzić na to, że uwielbiałam chaos. Poza tym kiedy zobaczyłam szczęśliwego Nate’a, miałam ochotę zrobić coś naprawdę złego, aby zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy.
Kiedy wyszliśmy z sali, dym uciekł kłębami tuż za nami. Uczniowie rozbiegli się po korytarzu, ja tymczasem przystanęłam z boku. Nie spodziewałam się, że w tym samym momencie ktoś uderzy mnie w głowę z takim impetem, że niemal wywrócę się na podłogę. Instynkt samozachowawczy zmusił mnie do natychmiastowego wyjęcia noża z kieszeni. Szkoda tylko, że miałam na sobie nie ten strój, który powinnam mieć. Moje exitialis zostało w złożonym komplecie ubrań, który upchnęłam gdzieś w krzakach. To było bezmyślne z mojej strony. Przecież mogłam się domyślić, że nawet tutaj ogniste demony mnie dopadną. Kiedy zobaczyłam płonące ślepia jednego z nich, nie miałam co do tego wątpliwości.
– Szkoła płonie! – wykrzyknął ktoś w panice.
Rozejrzałam się wkoło, dziwiąc się, że nie było to wyłącznie stwierdzenie rzucone w panice wywołanej po wybuchu środków chemicznych. Na dodatek to nie ja wywołałam pożar.
Z wściekłością spojrzałam na demona, który właśnie chwycił mnie za koszulę i przeniósł gwałtownie do pionu. Jego twarz zdobił wyszczerzony uśmiech.
– Świetny pomysł – wysyczał mi prosto w twarz. – Podpalimy kilku ludzi, nikt się nie zorientuje, że to my byliśmy sprawcami tego chaosu.
Zanim ognisty demon cokolwiek zrobił, dostał porządnego kopa w bok od mojego przyjaciela, który właśnie pojawił się obok. Oszołomiony mężczyzna padł na podłogę. Ace zareagował szybciej, niż sądziłam. Podał mi nawet mój własny nóż, który musiał ze sobą wziąć, gdy się przebieraliśmy. Najwyraźniej miał więcej rozumu niż ja.
– Zdziwiona? – spytał z krzywym uśmieszkiem. – To oczywiste, że nie oddam cię innej frakcji.
– Dzięki – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Dobrze wiedzieć, że tylko o to ci chodzi.
– A niby o co jeszcze miałoby mi chodzić? – spytał z prychnięciem.
Pozostawiłam to bez odpowiedzi, w końcu nie mogłam oczekiwać, że demon, który po prostu się mną bawił, nagle zacznie darzyć mnie jakimiś ludzkimi uczuciami.
Oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłam, że obca frakcja ognistych demonów dobiera się do niewinnych ludzi i wyrywa im serca z piersi. Przecież to nie o nich im chodziło, prawda? Przyszli tutaj po mnie.
Kiedy jakaś dziewczyna zaczęła się wydzierać wniebogłosy, przerażona demonem, który właśnie chwycił ją za kark i uniósł w górę, wiedziałam, że nie powinnam się zatrzymać, a jednak to zrobiłam. Bo byłam jej to winna. W zasadzie byłam to winna każdemu w tej szkole, bo to z mojego powodu zjawiły się tutaj ogniste demony. Byłam głupia, skoro sądziłam, że mogłam czuć się wszędzie bezpieczna, szczególnie w szkole mojego brata. Musiałam być od dłuższego czasu śledzona.
Wbiłam nóż prosto w pierś demona, który chciał wyrwać serce przerażonej uczennicy. Ten wyszczerzył do mnie swoje ostre zębiska, oznajmiając:
– Jak nie ja, to inni.
Dziewczyna uciekła na czworakach, zanosząc się panicznym płaczem, zaś ja wyjęłam z piersi ognistego demona nóż. Wiedziałam, że to go nie zabije, ale na pewno go spowolni. Niestety nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą trochę trucizny z niebieskich kwiatów zebranych w Reverentii, które działały śmiertelnie na naszych wrogów. Teraz mogłam tylko uciekać.
Puściłam się biegiem przez korytarz. Dym sprawił, że straciłam z oczu Ace’a. Po drodze mijałam tylko mgliste sylwetki martwych uczniów, którzy nie powinni dzisiaj umierać. Uścisk w sercu stał się nagle jeszcze boleśniejszy niż wcześniej. Nie znałam dotąd uczucia, które teraz starało się nade mną zawładnąć, ale domyślałam się już, czym ono było. To poczucie winy.
– Aura! – usłyszałam swoje imię.
Obróciłam się, obdarzając brata zdziwionym spojrzeniem. Miałam ochotę spytać: „co tu robisz?”, ale przecież doskonale to wiedziałam. Chciał mnie chronić.
– Nic ci nie jest? – spytał niepewnie, chwytając za moje ramiona. Miał załzawione oczy i świeżą ranę na policzku. Z kieszeni jego spodni wystawał nóż. Najwyraźniej musiał polecieć po niego do szafki. Byłam ciekawa, jak w ogóle przetransportował do szkoły broń, nie było to jednak w tym momencie najważniejsze.
Kiwnęłam sztywno głową, nagle zdają sobie z czegoś sprawę. Nate’owi nie chodziło o to, że jeżeli zostanę odkryta, zepsuję jego szkolną reputację. On się po prostu bał, że stanie mi się krzywda. I miał rację. W końcu ogniste demony przybyły tu po mnie. Dlaczego akurat do szkoły Nate’a? Może dlatego, że dotąd nie zapuszczałam się w tak dalekie rejony miasta. Wiedzieli, że jeżeli zaatakują mnie tutaj, zanim przybędą posiłki ze strony Nox, prawdopodobnie zdążą mi już wyrwać serce.
– Chodź, wyprowadzę cię ze szkoły tylnym wyjściem – powiedział Nate, chwytając za moją dłoń. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął mnie w kierunku schodów. Zanim pokonaliśmy choćby trzy stopnie, na drodze stanęły nam jednak ogniste demony. – Dobra, to nie jest dobry pomysł.
Mój brat skierował dłoń w kierunku wrogów. Dzięki temu wstrzymał działanie czasu. Odziedziczył tę moc po naszym tacie. Ta magia była przydatna, ale jej największa wada to krótkotrwałość. Poza tym jej użycie wymagało zmarnowania ogromnych pokładów energii.
Ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, na wyższe piętro. W zdziwieniu spojrzałam na plecy brata.
– Co ty wyprawiasz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Pożar zaczął się od dolnego piętra, które prawdopodobnie wypełnione jest po brzegi ognistymi demonami – powiedział spokojnie Nate. – W przeciągu kilku minut znajdzie się tutaj straż pożarna. Może to nie jest zbyt dobry pomysł, ale póki co bezpieczniej będziemy się czuć na strychu. Poza tym widzisz tych ludzi, którzy uciekają schodami po przeciwnej stronie? Możemy się tylko domyślać, że wszystkie wyjścia są zablokowane przez ogień.
Mój gniew nieco zelżał. Postanowiłam, że zaufam bratu, w końcu nie miałam powodu, aby tego nie robić, prawda?
Do oczu zaczęły nachodzić mi łzy. Nie wiedziałam, czy to z powodu złości, czy z powodu duszącego dymu. Przestałam już w ogóle orientować się, co się dookoła mnie dzieje. Kiedy wbiegaliśmy po schodach, widziałam rozrzucone po stopniach zakrwawione ciała młodych osób. Nate też musiał je widzieć, a mimo tego nie zatrzymał się nawet na moment. Ważniejsze dla niego było teraz to, abyśmy dotarli bezpiecznie na strych. Wiedział, że prawdopodobnie i tak nie mógł już nikomu z nich pomóc, nawet jeżeli byli jego przyjaciółmi.
To nie tak miało wyglądać. Nate miał być wkurzony. Powinien się wydrzeć, wyładować cały swój gniew, a może nawet mnie uderzyć. Tyle że to nie było w stylu mojego brata. Cokolwiek bym zrobiła, jakąkolwiek krzywdę bym mu wyrządziła, on i tak zawsze będzie po mojej stronie. Tylko dlaczego dostrzegłam to dopiero dzisiaj? Aż tak zaślepiła mnie zazdrość z powodu tego, że obecnie prowadził o wiele lepsze życie niż ja? I że to życie było lepsze bez jego siostry? To przecież oczywiste. Dorastaliśmy. Mieliśmy inne priorytety. Jak mogłam go tak potraktować? Czy zła klątwa, która nade mną wisiała, aż tak bardzo mnie zaślepiła? A może to był po prostu mój zepsuty charakter i zwykła ludzka ślepota, przez którą nie dostrzegałam troski, jaką darzyła mnie rodzina? Zachowywałam się jak nieodpowiedzialny gówniarz. Szkoda tylko, że dostrzegłam to o kilka godzin za późno.
Ścisnęłam mocniej dłoń brata. Nie musiał na mnie nawet patrzeć. Po prostu odwzajemnił uścisk. Chciałam go przeprosić za to, co zrobiłam i jak się zachowywałam, ale obawiałam się, że musiałam zostawić to na późniejszą porę.
Na strych dostaliśmy się już bez większych problemów. Okazało się, że nie tylko my mieliśmy pomysł, aby się tu schronić. Po pomieszczeniu chodziło już kilku nauczycieli, którzy zwrócili uwagę na Nate’a, zadając mu od razu pytanie, czy wszystko z nim w porządku, a także mnóstwo osób z różnych klas licealnych. W większości były to osoby przerażone, płaczące i niekiedy ranne. Moje poczucie winy stawało się coraz silniejsze. Teraz już niemal czułam, jak przygniata mnie do podłogi. Nawet jeżeli chciałam w jakiś sposób naprawić to, co zrobiłam, nie wiedziałam jak. Nie miałam mocy, aby cofnąć czas.
– Dobrze się czujesz, Aura? – spytał niepewnie Nate, pochylając się tuż nad moją twarzą. – Masz dziwną minę.
– Powinieneś mnie teraz nienawidzić – bąknęłam, patrząc gdzieś w bok, jakbym się go wstydziła.
– Powinienem – przyznał brat, powoli się prostując. Spojrzałam na niego ukradkiem. Wydawał się być smutny, nie wściekły, ale jak już wspominałam, gniew nie był uczuciem, które Nate pokazywał nadmiernie często. Był piekielnie cierpliwy. – Powinienem, ale wciąż jesteś moją siostrą. Kiedy już bezpiecznie wrócimy do domu, będę się na ciebie wściekał. – Posłał mi zmęczony uśmieszek. – Teraz chcę, żebyśmy po prostu wyszli stąd cali i zdrowi.
– Nie powinno mnie tu być, Nate – szepnęłam z niepokojem, pochylając się ku niemu, ponieważ grupka osób obok zaczęła się nam dziwnie przyglądać. Cóż, nie sposób było nie zauważyć, że byliśmy bliźniakami, poza tym nikt, kto znał osobiście Nate’a w tej szkole, nie widział mnie nigdy na oczy. Rzeczywiście mogli być podejrzliwi.
– Istnieje szansa, że demony się poddały, Aura – powiedział cicho mój brat. – Żadnego po drodze nie spotkaliśmy. Może…
Spojrzałam ponad jego ramieniem, ponieważ jakiś obcy kształt błysnął mi przed oczami. Początkowo myślałam, że dotarł na strych jakiś zbłąkany uczeń, ale szybko się okazało, że to jeden z ognistych demonów. W ręku trzymał kulę ognia. Zanim rzucił nią w kierunku pleców mojego brata, posłał mi chytry uśmieszek, od którego przeszyły mnie dreszcze. Przecież w taki sam sposób patrzył na mnie Ace. Czy to jakaś cecha wspólna ognistych demonów?
– Uwaga! – krzyknęłam w tył, równocześnie odpychając Nate’a na bok.
Kiedy my wylądowaliśmy na podłodze, w pomieszczeniu rozległy się przerażone okrzyki ludzi. Chociaż chcieli uciekać, nie mieli gdzie. Wejście zostało zablokowane przez zgraję demonów.
Spojrzeliśmy na siebie z Nate’em. Nie mogliśmy używać magii przy ludziach, ale całe szczęście mój bliźniak posiadał moc, która była w stanie ukryć przed oczami postronnych osób to, co miało się lada moment wydarzyć. Ćwiczyliśmy podobny scenariusz już miliony razy, tak więc zrozumieliśmy się bez słów.
Nate wstrzymał czas, obejmując wszystkich ludzi, a także demony. Wpływ jego mocy nie objął tylko mnie. Szybko przetoczyłam się po podłodze i kucnęłam, dotykając dłonią posadzki. Moja cienista moc powędrowała w kierunku demonów, wiążąc ich ze sobą. Nie przewidzieliśmy jednak jednego: że do środka może wejść jeszcze ktoś, kogo moc Nate’a nie obejmie. I właśnie tak się stało.
Nowy demon musiał się zorientować, że to mój brat był osobą, która wstrzymuje działanie czasu. Ruch jego dłoni był tak szybki i precyzyjny, że nim zdołaliśmy zareagować, nóż wbił się pod żebra Nate’a. Działanie magii zostało przerwane. On upadł na podłogę, a ja wydałam z siebie zduszony okrzyk. To oczywiste, że grupa demonów szybko się uwolniła spod działania mojej mocy, a co najgorsze – nie chodziło im tylko o mnie. Kiedy ja doczłapałam do skulonego z bólu bliźniaka, reszta zaczęła się dobierać do niewinnych ludzi. Wcale nie musiałam się na nich oglądać, żeby widzieć, co właśnie robili. Pragnęli pożreć ich serca.
Przewróciłam ciało Nate’a na bok. Cios demona był niezwykle trafny, bo krew wylewała się z niego jak z przedziurawionego worka z ziarnem. W tym momencie przeklinałam, że mieliśmy w sobie cząsteczkę człowieczych genów. Może nasza krew mieszała się z krwią demonów, która wyglądała jak gęsta, dymna smoła, ale w naszych żyłach płynęła również czerwona ciecz, a co za tym idzie: łatwiej było nas pozbawić życia.
Nim cokolwiek zrobiłam, ognisty demon chwycił mnie za włosy i pociągnął w górę. Wyciągnęłam dłoń do bladego Nate’a, który zrobił to samo. Miał przerażoną, a przy okazji zbolałą minę. Widziałam, że stara się wstrzymać czas, ale stracił zbyt dużo energii i przy okazji krwi. Starałam się wbić łokieć w żebra oprawcy, ale szybko wygiął moje ramię pod takim kątem, że nie byłam w stanie nic zrobić, nawet kopnąć go tam, gdzie światło dzienne nie docierało. Chciałam użyć swojej mocy, żeby się uwolnić, ale w tym samym momencie drugi demon kopnął mojego brata w twarz. To sprawiło, że ogarnął mnie gniew, niewyobrażalnie wielka i płomienna złość, która gdyby była mocą, mogłaby zniszczyć cały świat. Czas jakby stanął w miejscu, i to bez użycia jej przez Nate’a. W uszach brzęczał mi śmiech demonów, krzyki umierających ludzi, jęk bólu, który wydał z siebie mój brat oraz własny nierówny oddech. Powietrze wokół mnie zaczęło dziwnie wibrować, jakby zebrała się wokół potężna fala mocy. Wystarczyło tylko puścić hamulce, aby wszystko wybuchło. Aby świat spłonął bez pomocy ognia. Przecież zawsze tego pragnęłam, prawda?
Kiedy demon chwycił mojego brata za koszulkę i go podniósł, moc, która paliła mnie w środku, uwolniła się gwałtownie jak szalejący na morzu sztorm. Dookoła zapanował chaos. Widziałam tylko ciała demonów, które obijały się o ściany i podłogi. Coś wewnątrz mnie wybuchło, opanowując cały strych. Dookoła były krew i ogień. Tylko tyle byłam w stanie dostrzec, kiedy upadłam już na posadzkę. Gwałtowna wichura ucichła, jakby uciekła przez otwarte okno. Jedyne, co chciałam teraz zrobić, to chwycić brata za dłoń, nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rzecz w życiu, jaką zrobiłam.
Przeciągnęłam palcami po nierównej podłodze. Czułam się ciężka i słaba, zupełnie jakby z tą przedziwną falą obcej mocy uciekła również cała moja energia. Nie chciałam nawet myśleć o tym, czym się na ten moment stałam. Nie obchodziło mnie to.
Z trudem dotknęłam chłodnej dłoni brata, ale to było wszystko, co mogłam zrobić. Wśród dymu, ognia i krwi, pozostało mi tylko zamknąć oczy.
***
– Ciociu! Wujku! Szkoła Nate’a płonie!
Rozespany Nathiel usiadł na sofie, przyglądając się trójce rozkrzyczanych dzieciaków, które dopadły go jak stado wygłodniałych zombie. Trochę mu zajęło, zanim zorientował się, że to nie jego dzieci, tylko dzieci jego brata. No tak, przecież Nate i Aura nie byli już tacy mali. To nastolatki. Musiało mu się nieźle przysnąć, skoro o tym zapomniał.
– O co wam chodzi? – mruknął z niezadowoleniem, kiedy Anathia i Lathan chwycili go za ręce, próbując nim szarpać na wszystkie strony. Dopiero po chwili zauważył, że pomiędzy nimi stoi najstarsza z nich wszystkich Madelyn, córka Arena. Jej przerażone spojrzenie kazało mu sądzić, że stało się coś naprawdę złego. To dlatego od razu się rozbudził.
– Szkoła Nate’a płonie – powiedziała zdyszana dziewczyna, przebijając się przez okrzyki młodszego rodzeństwa Auvreyów. – To… chyba demony.
Nathiel natychmiastowo zerwał się z sofy. W tym samym momencie w drzwiach prowadzących do salonu zjawiła się zaniepokojona Laura, która najwyraźniej usłyszała okrzyki bratanków męża. Sądząc po jej spojrzeniu, musiała również usłyszeć słowa Madelyn. To oczywiste, że nie potrzebowali ze sobą rozmawiać, aby zdecydować, co zrobią. Skoro płonęła szkoła ich syna, nieważne, czy były to demony, czy nie, musieli tam iść.
– Mam tylko nadzieję, że nie kłamiecie – burknął niezadowolony Nathiel, chwytając za nóż, który leżał na stole. Skierował swoje kroki w stronę drzwi wyjściowych.
– No, sami to przecież widzieliśmy! – krzyknęła oburzona Anathia, podążając za wujkiem. – Akurat wracaliśmy z lekcji i Mad chciała poczekać na Nate’a, żeby mu powiedzieć, że się w nim zakochała, a tu nagle się okazało, że wkoło stoi dużo straży pożarnej, policji i w ogóle.
Zarumieniona Madelyn szturchnęła ją łokciem, od razu płonąc rumieńcem.
– No, co? Jesteś zabujana w Nacie – prychnęła dziewczynka, oddając jej kuksańca.
– Teraz ważniejsze jest to, że płonie szkoła! – pisnęła zawstydzona czarodziejka.
– Biegnijcie do domu – burknął niezadowolony Nathiel, całkowicie ignorując kłótnie dzieciaków. Były teraz ważniejsze rzeczy. – Ewentualnie możecie zahaczyć o organizację Nox i powiadomić Sorathiela o tym, co się stało. Tylko nie wymyślajcie głupot, bo nie wiadomo jeszcze, czy to ogniste demony, dobra? Szczególnie wy. – Tu wskazał palcem na uśmiechające się łobuzersko rodzeństwo Auvreyów, którzy siebie poszturchiwali.
– Wszystko przekażemy – rzuciła twardo Madelyn, ciągnąc Anathię i Lathana w przeciwną stronę. – No i dopilnuję, żeby nie mówili głupot!
Nathiel spojrzał za nimi i cicho westchnął. Chwilę później dołączyła do niego Laura, która chwyciła go za dłoń. Oboje mieli złe przeczucia, ale nie chcieli się tym dzielić, nie wtedy kiedy jedno z ich dzieci było w niebezpieczeństwie.
– Dlaczego jego szkołę miały zaatakować akurat ogniste demony? – spytał z krzywą miną Nathiel. – Te dzieciaki mają chyba naprawdę za dużą wyobraźnię.
– Nate to w końcu brat Aury, a skoro jego siostra ostatnio nie bierze udziału w żadnych misjach, możliwe, że chciały się dowiedzieć osobiście, gdzie się podziewa – odpowiedziała spokojnie Laura. – Oczywiście to tylko przypuszczenia.
– Chyba nie sądzisz, że Aura byłaby na tyle głupia, żeby urządzić sobie wycieczkę do szkoły Nate’a? – Mężczyzna spojrzał ukradkowo na swoją żonę, która cicho westchnęła.
– Nathiel, wolę nie myśleć, do czego zdolna jest Aura. Możemy mieć tylko nadzieję, że żadnemu z nich nic nie grozi.
Na tym ich rozmowa się zakończyła. Resztę drogi pokonali w biegu. Gdy znaleźli się już przy szkole, spojrzeli po sobie z niepokojem. Cały budynek płonął. Nie było możliwości, aby ktokolwiek, kto się w nim teraz znajdował, przeżył. Mogli mieć tylko nadzieję na to, że ich jedyny syn w porę uciekł.
– Czuję coś dziwnego w powietrzu – odezwała się nagle Laura, marszcząc czoło. – Jakby moc.
– Umiesz wyczuwać moc w powietrzu? – spytał z głupią miną Nathiel.
– Tylko jedną, ponieważ należała do mojego ojca – mówiąc to, wykrzywiła usta w grymasie. – Pamiętasz przepowiednię ognistych demonów? Mówiła o osobie, na którą rzucono klątwę, która ma w sobie krew ludzi i demonów, a także kogoś, kto używa potężnej mocy przodków. Dziwiliśmy się, że może chodzić o naszą córkę, ponieważ dotąd nie wykazywała się żadną potężną magią, ale oboje wiemy, jak ona wyglądała w moim przypadku, prawda? Uwalniała się w najbardziej krytycznych sytuacjach, często pod wpływem gniewu czy bezradności.
– Czy właśnie zasugerowałaś, że Aura mogła się tutaj jednak zjawić?
– Wszystko jest możliwe, Nathiel. Lepiej chodźmy ich poszukać.
– Nie musicie – odezwał się ktoś z boku.
Oboje spojrzeli w kierunku chłopaka ubranego w mundurek szkolny. Trzymał ręce w kieszeniach i spoglądał z nieprzeniknionym uśmieszkiem na płonącą szkołę. Od razu było widać, że to ognisty demon. Na dodatek bardzo dobrze im znany.
– Rzeczywiście, wasza teoria jest bliska prawdy. – Ace przekręcił głowę w bok. Od jego płomiennych oczu bardzo wyraźnie odbijał się blask ognia. – Wasza córka rzeczywiście tutaj była. Chciała zabawić się w uczennicę szkoły swojego brata. Jak widać, nie skończyło się to dobrze, bo ogniste demony dobrze jej pilnują. Zaatakowały szkołę, wybijając niemal połowę ludzi, którzy się tam znajdowali. Wasz syn skończył w stanie krytycznym, a co najzabawniejsze, nie z powodu demonów, a własnej siostry, która użyła mocy chaosu, zabijając wszystkich, którzy znajdowali się obok niej. – Usta demona rozszerzyły się w diabelskim uśmieszku. – Oczywiście ona sama przeżyła. Jest po prostu wycieńczona. Szukałbym ich raczej w tamtym kierunku. – Wskazał palcem w stronę karetek.
Nathiel chciał się na niego rzucić z nożem, ale Laura w porę chwyciła go za ramię.
– Są teraz ważniejsze rzeczy – szepnęła do niego.
– Jeszcze cię zabiję, gnojku – wysyczał Auvrey, obdarzając niewzruszonego chłopaka wrogim spojrzeniem.
– Spróbuj szczęścia – rzucił z rozbawieniem Ace, unosząc dłoń na znak pożegnania. Potem skierował się w stronę parku, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
***
Wokół panowała niezmierzona ciemność. W normalnym przypadku może czułabym się zaniepokojona, ale w otoczeniu wyczuwałam dziwny spokój. Nie byłam tutaj sama. Nie widziałam co prawda żadnego człowieka, ale czułam, że ktoś musiał się tutaj znajdować.
– Dobra robota, Auro Auvrey – usłyszałam nagle kpiący, kobiecy głos, który zdarzało mi się już słyszeć w dzieciństwie. Głos należał do babci Calanthe. Kiedy byłam mała, często przychodziła do mnie w snach. Potem przestała się mną interesować, a skupiła się na mojej młodszej siostrze, o co byłam nieco zazdrosna.
Oglądnęłam się w tył, dostrzegając na ciemnym tle dwie sylwetki. Zdziwiłam się, bo nie sądziłam, że swoją obecnością zaszczyci mnie nie tylko babcia, ale również dziadek. Na dodatek oboje mieli niezbyt tęgie miny.
– W końcu postanowiliście się ze mną zobaczyć? – spytałam znudzonym głosem, próbując nie dać się presji, jaką wywoływało na mnie surowe spojrzenie babci. – Dziwne, bo to zazwyczaj Calanthia się z wami widuje.
Nim się obejrzałam, Calanthe pojawiła się naprzeciw mnie, uderzając mocno w mój policzek. Nie spodziewałam się tego, to dlatego zatoczyłam się w tył, niemal upadając na ziemię. Zaskoczona spojrzałam w chłodne oblicze kobiety, która wyglądała, jakby skończyła ledwie trzydzieści lat.
– Co takiego zrobiłam? – spytałam, marszcząc czoło i przy okazji masując obolały policzek.
– Odpowiedź jest prosta, zachowałaś się jak gówniarz – odpowiedziała babcia, chowając dłonie do kieszeni czarnego płaszcza. Nawet przez chwilę nie spuściła ze mnie surowego spojrzenia. Wiedziałam, że nienawidziła demonów i była jedną z najlepszych łowczyń Nox. Dlaczego sama teraz czułam się jak demon, którego mogłaby nienawidzić?
– Nie rozumiem – odpowiedziałam niepewnie. W zamian za tą odpowiedź zostałam chwycona za koszulkę i pociągnięta do przodu. Tym razem spotkałam się z iskrzącymi, błękitnymi oczami. Takie same tęczówki miała moja siostra. W zasadzie to obie były jak krople wody.
– Co ty odwalasz, Aura? – spytała z głośnym prychnięciem. – Jeszcze niedawno myślałam, że odziedziczyłaś trochę rozumu po matce, ale jak się okazuje, więcej w tobie głupoty Auvreyów. Przez ciebie twój brat mógł zginąć.
– Zginąć? – Spojrzałam na nią przerażona, ponieważ kompletnie nic nie pamiętałam.
– Odświeżę ci trochę pamięć. – Babcia puściła moją koszulkę. – Stwierdziłaś, że urządzisz sobie wycieczkę ze swoim nowym demonicznym kochankiem do szkoły własnego brata. Oczywiście poszły za tobą ogniste demony, które siedziały ci na ogonie od dłuższego czasu i tylko czekały, aż oddalisz się wystarczająco daleko, aby mogły cię zaatakować. Brawo, udało ci się ułatwić im sprawę. Ostatecznie trafiłaś z bratem na strych szkoły. Kiedy zobaczyłaś, że demony go atakują, pierwszy raz użyłaś mocy, którą odziedziczyłaś po Aidenie. – Calanthe spojrzała w tył na towarzyszącego jej demona, który nie poruszył się nawet o centymetr. Był jak zjawa. – Zabiłaś wszystkich, łącznie z ludźmi i demonami. Przeżył tylko twój brat.
Otworzyłam usta, nie wiedząc, co powiedzieć. To wszystko było takie nieprawdopodobne. Szkoła Nate’a, atak ognistych demonów, moc chaosu i… Nate. Mój brat, którego niemal zabiłam. Nie mogłam w to uwierzyć.
– Musisz nauczyć się panować nad tą mocą – odezwał się dziadek. – Inaczej historia się powtórzy.
Podniosłam na niego wzrok, dziwiąc się temu, że w ogóle się odezwał. Patrzył na mnie z góry z założonymi na piesi rękoma.
– Ale… jak? – spytałam bezradnie.
Aiden Vaux uniósł brew. Chyba nigdy nie poczułam się tak beznadziejnie mała, jak w tym momencie, kiedy obdarzył mnie swoim chłodnym spojrzeniem.
– To ty rozpętałaś burzę, więc sama ją zakończ. Pokaż, że jesteś godna tej mocy albo zgiń.
Po tych słowach sylwetki zaczęły się rozmywać. Chciałam krzyknąć, dlaczego mi nie pomogą, ale przecież znałam odpowiedź. To wszystko była moja wina. I teraz sama powinnam posprzątać to, co nabroiłam. Pytanie tylko, czy nie było za późno…