poniedziałek, 25 czerwca 2018

[TOM 3] Rozdział 61 - "W pułapce iluzji"

Nie jest to rozdział idealny i przyznaję: cholernie ciężko mi się go pisało. Mógł być lepszy, ale jest taki, jaki jest. Trudno. Toczy się głównie wokół Laury i Gabrielle. Ile ja czekałam na to starcie, ech!
***
Nie minęło nawet pięć minut, a już wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd. Była pomiędzy mną a Gabrielle istotna różnica. Ona była pełnokrwistym demonem, który żywił się na co dzień ludzką energią – dzięki temu miała niespożytkowaną ilość mocy, za pomocą której w łatwy sposób mogła mnie zabić. Ja byłam zaledwie półdemonem, który jakiś czas temu oddał połowę swojej magii, handlując z pewną wiedźmą. Jedyna energia, z której teraz korzystałam, należała do mnie. 
Aby wygrać, musiałam mieć konkretny plan, a niestety na razie nic ambitnego nie przychodziło mi do głowy. Mogłam tylko odpierać ataki rozbawionej Gabrielle, która najwyraźniej świetnie się bawiła, próbując mnie osłabić. Jeżeli dalej tak pójdzie, cała moja moc zostanie wyczerpana tylko i wyłącznie dlatego, że starałam się nie dać zabić. A co będzie potem? Zostanie mi tylko i wyłącznie ucieczka.
Odskoczyłam gwałtownie w bok, mało nie potykając się o gruzy zniszczonego budynku. Moja przeciwniczka wykorzystała chwilę mojego zawahania i posłała piekielnie szybką wstęgę mocy w kierunku moich stóp. Gdyby nie to, że gwałtowny wiatr, który pojawił się znikąd, zmienił jej bieg, zapewne byłabym ciągnięta po ziemi w stronę mojej oprawczyni. Alex również nie próżnowała – choć ledwo była w stanie opierać się łokciami o podłoże, posłała piorun w stronę Gabrielle. Demonica tylko skrzywiła się na widok tej nieudolnej próby zrobienia z niej spalonego kotleta – ostentacyjnie poprawiła przypalony kosmyk włosów, który zaczesała do tyłu, a potem zgrabnym ruchem dłoni rzuciła w kierunku la bonne fee wstęgę, która owinęła się wokół jej nadgarstków, skutecznie ją unieruchamiając.
– Zaskakujesz mnie – powiedziała znudzona demonica, okręcając swoją broń wokół ust Alexandry, która najwyraźniej chciała się wtrącić w rozmowę. –  Doskonale wiedziałaś, że nie poradzisz sobie ze mną w walce, a jednak się na nią zgodziłaś. – Gabrielle uniosła brew, całkowicie tracąc zainteresowanie czarodziejką. – Pokonałam nawet pyskatą żmiję, która miała zdecydowanie większe pokłady mocy niż ty. Naprawdę myślisz, że dasz sobie rady? – zaśmiała się kpiąco. – Spójrz tylko. – Machnęła dłonią w bok, pokazując na zniszczone miasto. – Czy jest tutaj coś, co pomoże ci ze mną wygrać? Może nie jesteś tak głupia jak twój pokręcony chłoptaś, ale mózg niewiele da ci w walce na moce. – Prychnięcie, które z siebie wydała, kojarzyło się z nieprzyjemnym oddźwiękiem, które wydawało łamane drewno.

niedziela, 3 czerwca 2018

[TOM 3] Rozdział 60 - "Na ratunek"

Mam wrażenie, że dwa ostatnie rozdziały (łącznie z tym) są jakieś zdechłe. Może to kwestia tego, że nie pisałam ich z takim zapałem jak poprzednie. Mam nadzieję, że z kolejnymi pójdzie lepiej, bo... Cholera, zbliżam się do końca. Jeszcze 5 rozdziałów + epilog. A teraz czas na spotkanie ze śmiercią (albo i nie). 
***
Była niemalże pewna, że lada moment zetknie się z ziemią i raz na zawsze pożegna ze swoim cennym życiem. Nie miała nawet czasu, żeby wspominać, jak wiele pięknych chwil przeżyła, będąc żywą osobą. Ta scena nie przypominała w niczym filmu akcji, gdzie głównemu bohaterowi przelatywały przed oczami obrazy z jego słodko-gorzkiego istnienia. Jedyna myśl, która trzymała się jej głowy, zawierała się w jednym, mało twórczym, choć prawdziwym słowie: umrę. Zazwyczaj miała szczęście, jeżeli chodziło o upadki, musiałby się jednak stać cud, aby jej głowa nie natrafiła na jeden z wielkich kamieni, który się pod nią znajdował. Prędzej czy później dobra passa się kończyła, a wtedy człowiek musiał pożegnać się z życiem. Szkoda tylko, że ten moment nastał dla niej tak wcześnie – w końcu dopiero zaczynała prawdziwie żyć. Może po śmierci spotka przynajmniej swoją przyjaciółkę?
Patricia poczuła, że coś owija się wokół jej talii. Przerażona spojrzała w dół. Jakaś obślizgła, cienista lina szarpnęła ją w górę, na co boleśnie się skrzywiła. Kiedy zamiast spadać w dół, zaczęła powolnie podjeżdżać do urwiska, dostrzegła spadające ze wzgórza pokraki. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że ktoś postanowił ją uratować. I nawet domyślała się kto.
Kiedy wdrapała się na rozstęp skalny, niemal od razu wybuchła dziecięcym płaczem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę mogła umrzeć. A przecież miała tyle planów!
– No, czego beczysz? – spytał męski głos. Jego właściciel przygarnął jej drżące i oziębłe ciało do siebie. Patricia natychmiastowo poczuła się bezpiecznie. – Myślałeś, że puszczę cię samą? Chyba ogłupiałaś. Znam cię, wiem, że łatwo wpadasz w kłopoty – prychnął. – To chyba jakaś domena czarodziejek.
– Soriel – jęknęła płaczliwie, przytulając się do jego klatki piersiowej. – Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się na twój widok tak, jak teraz! – zaśmiała się niemrawo. Wiedziała, że żartowanie nijak jej teraz wychodziło, a jednak starała się jak mogła uciec od dramatu, który wciąż trzymał ją w swoich objęciach.