niedziela, 3 czerwca 2018

[TOM 3] Rozdział 60 - "Na ratunek"

Mam wrażenie, że dwa ostatnie rozdziały (łącznie z tym) są jakieś zdechłe. Może to kwestia tego, że nie pisałam ich z takim zapałem jak poprzednie. Mam nadzieję, że z kolejnymi pójdzie lepiej, bo... Cholera, zbliżam się do końca. Jeszcze 5 rozdziałów + epilog. A teraz czas na spotkanie ze śmiercią (albo i nie). 
***
Była niemalże pewna, że lada moment zetknie się z ziemią i raz na zawsze pożegna ze swoim cennym życiem. Nie miała nawet czasu, żeby wspominać, jak wiele pięknych chwil przeżyła, będąc żywą osobą. Ta scena nie przypominała w niczym filmu akcji, gdzie głównemu bohaterowi przelatywały przed oczami obrazy z jego słodko-gorzkiego istnienia. Jedyna myśl, która trzymała się jej głowy, zawierała się w jednym, mało twórczym, choć prawdziwym słowie: umrę. Zazwyczaj miała szczęście, jeżeli chodziło o upadki, musiałby się jednak stać cud, aby jej głowa nie natrafiła na jeden z wielkich kamieni, który się pod nią znajdował. Prędzej czy później dobra passa się kończyła, a wtedy człowiek musiał pożegnać się z życiem. Szkoda tylko, że ten moment nastał dla niej tak wcześnie – w końcu dopiero zaczynała prawdziwie żyć. Może po śmierci spotka przynajmniej swoją przyjaciółkę?
Patricia poczuła, że coś owija się wokół jej talii. Przerażona spojrzała w dół. Jakaś obślizgła, cienista lina szarpnęła ją w górę, na co boleśnie się skrzywiła. Kiedy zamiast spadać w dół, zaczęła powolnie podjeżdżać do urwiska, dostrzegła spadające ze wzgórza pokraki. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że ktoś postanowił ją uratować. I nawet domyślała się kto.
Kiedy wdrapała się na rozstęp skalny, niemal od razu wybuchła dziecięcym płaczem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę mogła umrzeć. A przecież miała tyle planów!
– No, czego beczysz? – spytał męski głos. Jego właściciel przygarnął jej drżące i oziębłe ciało do siebie. Patricia natychmiastowo poczuła się bezpiecznie. – Myślałeś, że puszczę cię samą? Chyba ogłupiałaś. Znam cię, wiem, że łatwo wpadasz w kłopoty – prychnął. – To chyba jakaś domena czarodziejek.
– Soriel – jęknęła płaczliwie, przytulając się do jego klatki piersiowej. – Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się na twój widok tak, jak teraz! – zaśmiała się niemrawo. Wiedziała, że żartowanie nijak jej teraz wychodziło, a jednak starała się jak mogła uciec od dramatu, który wciąż trzymał ją w swoich objęciach.

– Kłamiesz, zajączku. Bardziej cieszyłaś się, kiedy tańczyłem w różowym fartuchu, szorując blaty różową gąbką. Niby źle się wtedy czułaś, ale na striptiz nie narzekałaś – zachichotał, przez co został obdarzony słabym ciosem w ramię, który miał oznaczać: „Nie żartuj sobie”. Soriel wiedział, co robi. Najlepszym sposobem na rozładowanie napięcia było robienie z siebie głupa. – No, dobra – chłopak uniósł podbródek swojej dziewczyny i posłał jej pokrzepiający uśmiech – skoro wylałaś już w mojej piersi wszystkie słone łzy i zdołałaś się nawet uśmiechnąć na mój widok, to nie zostaje nam nic innego, jak szaleńcza podróż na plecach demona, który zawiezie cię niczym ekspresowa taksówka w miejsce, do którego zmierzałaś. Co ty na to, maleńka? – Auvrey uniósł powolnie brew, a jego usta rozszerzyły się w uśmiechu typowym dla kobieciarza, jakim był jeszcze kilka lat temu.
Patricia odwzajemniła uśmiech i pokiwała głową. Zanim jednak podniosła się z ziemi, chwyciła Soriela za łokieć i spojrzała mu prosto w oczy. Ten uniósł brwi, nie wiedząc jak zareagować na ten nagły i gwałtowny gest. Skłonny był uwierzyć, że gorzej się poczuła. Już miał jej żartobliwie zaproponować snickersa, kiedy czarodziejka spojrzała mu prosto w oczy, zaciskając usta. Robiła tę minę zawsze, kiedy próbowała coś przed nim ukryć lub zamierzała powiedzieć mu coś zaskakującego, z czego szybko jednak rezygnowała. Ostatnio zdarzało jej się tak na niego patrzeć coraz częściej.
– Co jest? – spytał z powagą, jaką rzadko dało się u niego dostrzec.
Patricia rozluźniła uścisk i uśmiechnęła się niewinnie.
– Po prostu… kiedy to wszystko się skończy, będę miała dla ciebie niespodziankę – powiedziała niepewnie. – Wydaje mi się, że na nią zasługujesz.
– Wiesz, że jestem niecierpliwy. Po co mi o tym mówisz teraz? Żebym w drodze do twojego celu wyciągnął to z ciebie siłą? – zaśmiał się, próbując rozładować to dziwne napięcie.
Dziewczyna puściła go i zwróciła się ku wzgórzu. Po jej ustach błąkał się wredny uśmieszek.
– Ładna dzisiaj pogoda – stwierdziła.
– Cholernie. Spadł dziś z nieba deszcz demonów – zironizował Soriel. Po chwili skierował w jej stronę ostrzegawczy palec wskazujący. – Nie wymigasz się.
Patricia zaśmiała się cicho, ale już nic więcej nie powiedziała. Auvrey mógł ją przekonywać, ile chciał, tym razem postanowiła, że będzie nieczuła na jego nagabywanie. Niespodziankami były nagrody za zwycięstwo, nie za przegraną, poza tym miała w tym ukryty cel.
Cóż, już niedługo wszystko się zmieni.
***
Ogień pochłaniał dosłownie wszystko, co napotkał na swojej drodze. Przez zamglone, załzawione oczy dostrzegała tylko jego rażący blask. Z nadzieją szukała wolnego skrawka nieba bądź ziemi, który potwierdziłby, że wciąż nie spłonęła w piekielnych płomieniach, nie widziała jednak nic innego, łącznie ze swoimi dłońmi. Zawsze myślała, że kiedy człowiek umiera w ogniu, długo krzyczy i zawodzi, próbując uwolnić się od bólu, jaki niosą ze sobą liczne oparzenia. Ona jednak nie czuła zupełnie niczego, jakby to jej dusza spłonęła, nim ogień dobrał się do ciała. Gdzieś w głębi modliła się o to, aby płomienie pożarły ją wreszcie w całości, bo nie zniesie dłużej niepewności, w jakiej trzymała ją ta sytuacja. Ratunek i tak miał nie nadejść, dlatego nie powinna trzymać się głupiej nadziei. Teraz już wiedziała, że głupotą było podróżować samej. Oby na miejsce udało się dotrzeć przynajmniej Alex i Pat.
Martha zamrugała kilka razy oczami, próbując wyostrzyć obraz, który przed sobą miała. Może to śmieszne, ale zdawało jej się, że spomiędzy płomieni zaczęła wynurzać się jakaś ciemna sylwetka. Początkowo myślała, że to wyobraźnia płata jej figle. Obraz nagle gwałtownie zwolnił, a wyrazisty kolor ognia utonął gdzieś w drobinkach niebieskiego światła. Ciemna postać pochyliła się nad nią i dotknęła jej twarzy. Całe gorąco jakie ją otaczało, odeszło. Poczuła, że obcy ją unosi, a potem zarzuca na plecy. Coś do niej mówił, ale początkowo nic z tego nie rozumiała. Dopiero kiedy wytoczyli się już z okręgu zastygłych płomieni, poczuła na skórze kojący chłód. Przyszła po nią Śmierć czy może wręcz przeciwnie – wybawca jej snów?
Początkowo przytłumiony głos nareszcie zaczął nabierać kształtu. Z czasem Martha zaczęła rozróżniać poszczególne słowa. Choć nie w pełni docierał do niej ich sens, to jednak udało jej się rozszyfrować, kto okazał się być jej wybawcą.
– Cholera, jeszcze chwila i mogłaby być z ciebie całkiem dobra kiełbasa grillowana. Demonom na pewno byś posmakowała – usłyszała ironiczny ton. – Coś mi się wydaje, że zostanie ci dużo blizn po tej akcji. Ciesz się, że nie masz poparzonej twarzy. Chociaż byłoby wtedy zabawnie. Mógłbym cię nazywać człowiekiem blizną! – zaśmiał się chłopak. Przez cały czas nie przestawał mówić, zupełnie jakby miał w tym jakiś cel. – Dociera do ciebie w ogóle to, co gadam?
Martha zdobyła się na delikatne skinięcie głową. W tym samym momencie poczuła, że napięcie ramion jej bohaterskiego demona zelżało. Martwił się, że nie przeżyje?
– Mam wrażenie, że wy, wiedźmy, przyciągacie pecha jak magnes – prychnął, wracając do swojej szczerej postawy. – Nie pytam cię o zgodę, bo prędzej czy później i tak pójdziemy tam, gdzie od początku miałyście się znaleźć, dlatego po prostu sprawdzimy, jak radzi sobie Laura. To po drodze, a ty jesteś lekko nieruchawa i cicha, więc… nie będziesz narzekać – zachichotał. – Wciąż żyjesz?
– Żyję – powiedziała ochrypłym głosem Martha, zaraz zanosząc się kaszlem. Nawdychała się zdecydowanie za dużo dwutlenku węgla. – Jeszcze.
– To postaraj się nie umrzeć, bo nie będę ci robił sztucznego oddychania. Co jak co, ale dotykam tylko ust mojej żony – powiedział głosem, który okazał się brzmieć na tyle zabawnie, że z jej płuc wyrwał się dźwięk, który przypominał śmiech.
Martha chciała podziękować Nathielowi za to, że pofatygował się, aby ją uratować, stwierdziła jednak, że póki miała czas na zregenerowanie się, wolała przemilczeć tę kwestię. Później podziękuje mu w odpowiedni sposób. Nie miała nic przeciwko temu, aby pójść sprawdzić, co działo się z jej przyjaciółkami, za którymi prawdopodobnie podążała Laura. Miała nadzieję, że chodziło o Alexandrę, w powietrzu bowiem czuła niepokojące wibracje jej duszy, która słabła z każdą minioną sekundą. Modliła się, aby chodziło o słabnącą w niej moc, a nie o uciekające życie przyjaciółki. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby którejś stała się krzywda. Już raz pożegnała kogoś, kto się za nie poświęcił.
– Lubisz ziółka, co nie? – spytał nagle Nathiel, czym ją zaskoczył. Zdołała pokiwać głową. – Mam coś dla ciebie. – Zaczął grzebać po kieszeniach i już po chwili wyjął z niego małą fiolkę. Uniósł ją do góry. – Coś, co cię pobudzi.
Martha zacisnęła usta. Nie spodziewała się, że Auvrey odda jej własną miksturę odbudowującą. Z drugiej strony… To był Nathiel. Zapewne stwierdził, że mu się nie przyda, bo jest samowystarczalny i zabije wszystkie demony, jakie tylko mu się napatoczą.
Na jej twarzy rozkwitł mimowolny uśmiech. Miała ochotę powiedzieć mu, że jest idiotą, ale zachowała tę myśl dla siebie. Powinna się cieszyć, że istniał ktoś, kto bez zastanowienia wkroczył za nią w ogień. Gdyby Nathielowi nie zależało, zapewne by tego nie zrobił.
Herbaciana czarodziejka oparła głowę na jego ramieniu. Czuła, że jeśli chwilę się zdrzemnie, nikt nie będzie miał jej tego za złe. W końcu znajdowała się w dobrych rękach.
***
– Mogłabyś w końcu zdechnąć, wiesz? To się robi powoli nudne – mówiła demonica pochylająca się nad pobladłym ciałem czarodziejki. Na początku majtała w jej brzuchu z większą pasją, teraz uśmiercanie niezniszczalnej czarodziejki najwyraźniej zaczynało ją nudzić. – Czekasz, aż powiem, że jestem pełna podziwu dla twojej wytrwałości? – zaśmiała się wrednie. – Niech będzie. Jak na ludzką istotę to całkiem dobrze się trzymasz, mając flaki na wierzchu. Wkurza mnie tylko to, że bezustannie się na mnie gapisz jednym okiem. Chcesz pokazać, że nawet jeśli umrzesz, pozostaniesz dumną ze swojego poświęcenia czarodziejką? Proszę cię – prychnęła. – Zrób mi przysługę i zdechnij.
Przyłożyłam exitialis do szyi demonicy i powiedziałam:
– Wolałabym inne zakończenie tej sceny.
Gabrielle początkowo napięła ramiona, ponieważ najwyraźniej się mnie nie spodziewała, jej zaskoczenie szybko zamieniło się jednak w rozbawienie, które wybuchło w jej płucach głośnym śmiechem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kto zaszedł ją od tyłu. Byłyśmy uczestniczkami zbyt wielu starć, żeby zapomniała, jaki mam głos.
– No, proszę. Najwyraźniej mieszkając z tym kretynem, nabyłaś trochę odwagi – powiedziała pomiędzy falami śmiechu.
Skrzywiłam się i przycisnęłam nóż do jej szyi. Nie odpowiedziałam na ten przytyk. Gabrielle była osobą, która całkiem sprawnie władała słowami. Na Nathiela może to działało, ale na mnie? Byłam zbyt opanowaną osobą, aby wybuchnąć z powodu testu, który zastosowała na mnie znajoma demonica.  
– Milczysz? Spodziewałam się, że będziesz równie nudna jak ta wstrętna wiedźma – syknęła przez zęby. Najwyraźniej brak reakcji z mojej strony sprawił, że się zirytowała.
– Wstań – powiedziałam zadziwiająco niskim głosem, który był godny złego charakteru. Gdyby Nathiel mnie usłyszał, zapewne wybuchłby śmiechem i to w trakcie mojego własnego starcia.
Gabrielle posłusznie, choć leniwie, wykonała moje polecenie. Przeniosła się do pionu. Sytuacja mogła zadziałać na jej korzyść, ponieważ była ode mnie wyższa o co najmniej dwadzieścia centymetrów. Z trudem trzymałam nóż przy jej krtani, co zdawało się ją niezwykle bawić.
– Droga Lauro – zaczęła z kpiną w głosie. – Jest między nami wielka przepaść. Myślisz, że choć przez chwilę byłam przerażona tym, co zrobiłaś? Doskonale wiem, że nie chcesz mnie teraz zabić. Dlaczego? Bo chcesz się dowiedzieć, co planuje Vail. Poza tym zabijanie wroga w taki sposób nie byłoby bohaterskie, prawda? – prychnęła. – Musisz pokazać, jak przez te wszystkie lata się zmieniłaś, jak bardzo dobrym łowcą się stałaś. – Chociaż nie chciałam, powoli zaczynałam się irytować. Gabrielle stanowczo za dużo gadała. Musiałam być bardziej czujna. – Och, to przywołuje wspomnienia. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nieźle obtłukłam ci buźkę. A potem byłam blisko od tego, żeby wtrącić cię w otchłań. Jak miał ten półdemon, który się za ciebie poświęcił? Deaniel? – zaśmiała się. – Ile osób musiało się za ciebie poświęcić, żebyś tu dziś stała, co?
Ręka mi zadrżała. Gdyby Gabrielle była istotą ludzką i spędziłaby całe swoje życie w świecie ludzi, zapewne byłaby całkiem niezłym psychologiem. Lub psychopatką, to zależy od sytuacji.
– Dalej milczysz. Świetnie – powiedziała z rozbawieniem. – Załatwimy to w takim razie inaczej. – Umilkła. Starałam się być tak czujna, jak tylko potrafiłam, nie mogłam jednak zauważyć wstęgi, która powolnie sunęła w moją stronę od tyłu. Za późno usłyszałam, że szeleszczący materiał obejmuje moją nogę. Kiedy pociągnął mnie w dół, zachwiałam się i wypuściłam z ręki exitialis. Roześmiana Gabrielle odsunęła się ode mnie na kilka kroków i rozmasowała ostentacyjnie szyję. Spodziewałam się, że rozkaże swoim wstęgom mnie udusić, ale zamiast tego przywołała je do swojej dłoni i zwróciła się w moją stronę. Po raz pierwszy odkąd się spotkałyśmy, spojrzała w moją twarz. Jej ohydny uśmieszek wywołał na mojej skórze dreszcze.
– Mam dla ciebie propozycję – powiedziała Gabrielle. Jedna z jej wstęg pochwyciła moje exitialis i zaczęła je podrzucać do góry. – Wciąż mamy wiele niezałatwionych porachunków. Może pora wykorzystać ten piękny, wojenny czas, aby doprowadzić naszą wspólną historię do końca?  – Przekręciła głowę w bok. – Proponuję ci układ.
Nastała cisza. Słyszałam wyłącznie bicie własnego serca. Gabrielle wiedziała, jak trzymać innych w niepewności. Wychodziło jej to znakomicie.
– Doszły mnie słuchy, że w jakiś sposób opanowałaś moc, którą odziedziczyłaś po Aidenie – kontynuowała. Wcale nie musiała kończyć, żebym dowiedziała się, jakie zaproponuje rozwiązanie. Zanim wymówiła te znaczące słowa, zacisnęłam dłonie w pięści. – Ty i ja, walka na moce, bez sztucznego wspomagania się bronią. Kto wygra, wygra wszystko. – Jej usta rozszerzyły się w diabolicznie szerokim uśmiechu.
Wiedziałam, że nie mam wyboru. Od samego początku zdawałam sobie sprawę z tego, że dojdzie pomiędzy nami do walki. To była tylko kwestia czasu. Może czas najwyższy rozliczyć się ze swoim demonicznym koszmarem? To prawda, że nie miałam zbyt wielkich szans na wygraną, ponieważ posiadałam mniejsze doświadczenie w walce, na szczęście, poza siłą, w zanadrzu miałam coś jeszcze – rozum.
Wzięłam cichy wdech i spojrzałam z uporem w twarz wrogiej demonicy.
– Dobrze, zgadzam się na to.
Gabrielle zachichotała złowieszczo pod nosem, a potem smagnęła wstęgą o ziemię, jakby chciała podkreślić to, że jest zwarta i gotowa do walki.
Widziałam, że Alex próbuje wesprzeć się na łokciach, co przychodziło jej z wielkim trudem. Patrzyła na mnie przestraszona i potrząsała głową, jakby chciała mi przekazać, że to bardzo zły pomysł. Tak, zdawałam sobie z tego sprawę, nie miałam jednak wyboru. Jeżeli chciałam, aby ona przeżyła, ktoś musiał ją zastąpić w tym starciu. Mogłam liczyć na to, że niedługo zjawi się tu Nathiel, który wspomoże la bonne fee w ich misji. Tymczasem jedyne, co mogłam teraz zrobić, to zacząć walczyć.
– Znakomicie. W takim razie… Niech rozpocznie się bitwa na śmierć i życie – syknęła demonica.
Wystawiłam przed siebie dłoń i przeniosłam ciężar ciała na prawą nogę.
Byłam gotowa. Gotowa na to, aby zmierzyć się z kimś, kto uczynił moje życie koszmarem.

2 komentarze:

  1. No i proszę, szczęśliwie wszystkie czarodziejki zostały ocalone przed śmiercią. Przynajmniej tymczasowo. Przyznam jednak, że bardziej intryguje mnie następny rozdział i starcie pomiędzy Laurą a Gabrielle. To dopiero będzie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Doskonale wiem, co to będzie za niespodzianka, a mimo to czekam na jej wyjawienie.
    Duet Nathiel-Martha wywołał u mnie uśmiech. A Gabrielle to szuja, z którą nie szłabym w żaden układ ani nie godziła się na pojedynek. Powodzenia, Laura. Wiesz, jak wysoka jest stawka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń