poniedziałek, 25 czerwca 2018

[TOM 3] Rozdział 61 - "W pułapce iluzji"

Nie jest to rozdział idealny i przyznaję: cholernie ciężko mi się go pisało. Mógł być lepszy, ale jest taki, jaki jest. Trudno. Toczy się głównie wokół Laury i Gabrielle. Ile ja czekałam na to starcie, ech!
***
Nie minęło nawet pięć minut, a już wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd. Była pomiędzy mną a Gabrielle istotna różnica. Ona była pełnokrwistym demonem, który żywił się na co dzień ludzką energią – dzięki temu miała niespożytkowaną ilość mocy, za pomocą której w łatwy sposób mogła mnie zabić. Ja byłam zaledwie półdemonem, który jakiś czas temu oddał połowę swojej magii, handlując z pewną wiedźmą. Jedyna energia, z której teraz korzystałam, należała do mnie. 
Aby wygrać, musiałam mieć konkretny plan, a niestety na razie nic ambitnego nie przychodziło mi do głowy. Mogłam tylko odpierać ataki rozbawionej Gabrielle, która najwyraźniej świetnie się bawiła, próbując mnie osłabić. Jeżeli dalej tak pójdzie, cała moja moc zostanie wyczerpana tylko i wyłącznie dlatego, że starałam się nie dać zabić. A co będzie potem? Zostanie mi tylko i wyłącznie ucieczka.
Odskoczyłam gwałtownie w bok, mało nie potykając się o gruzy zniszczonego budynku. Moja przeciwniczka wykorzystała chwilę mojego zawahania i posłała piekielnie szybką wstęgę mocy w kierunku moich stóp. Gdyby nie to, że gwałtowny wiatr, który pojawił się znikąd, zmienił jej bieg, zapewne byłabym ciągnięta po ziemi w stronę mojej oprawczyni. Alex również nie próżnowała – choć ledwo była w stanie opierać się łokciami o podłoże, posłała piorun w stronę Gabrielle. Demonica tylko skrzywiła się na widok tej nieudolnej próby zrobienia z niej spalonego kotleta – ostentacyjnie poprawiła przypalony kosmyk włosów, który zaczesała do tyłu, a potem zgrabnym ruchem dłoni rzuciła w kierunku la bonne fee wstęgę, która owinęła się wokół jej nadgarstków, skutecznie ją unieruchamiając.
– Zaskakujesz mnie – powiedziała znudzona demonica, okręcając swoją broń wokół ust Alexandry, która najwyraźniej chciała się wtrącić w rozmowę. –  Doskonale wiedziałaś, że nie poradzisz sobie ze mną w walce, a jednak się na nią zgodziłaś. – Gabrielle uniosła brew, całkowicie tracąc zainteresowanie czarodziejką. – Pokonałam nawet pyskatą żmiję, która miała zdecydowanie większe pokłady mocy niż ty. Naprawdę myślisz, że dasz sobie rady? – zaśmiała się kpiąco. – Spójrz tylko. – Machnęła dłonią w bok, pokazując na zniszczone miasto. – Czy jest tutaj coś, co pomoże ci ze mną wygrać? Może nie jesteś tak głupia jak twój pokręcony chłoptaś, ale mózg niewiele da ci w walce na moce. – Prychnięcie, które z siebie wydała, kojarzyło się z nieprzyjemnym oddźwiękiem, które wydawało łamane drewno.
– Uwierz mi, mózg na wiele się przydaje – odezwałam się chłodno. – Po prostu trzeba umieć go używać, a w przypadku niektórych osób: najpierw posiadać.
Gdyby nie to, że Gabrielle się wściekła, byłabym zadowolona z mojej riposty, zamiast tego musiałam jednak zacząć uciekać, potykając się o własne nogi. Za moimi krokami niósł się chrapliwy śmiech niezadowolonej kobiety, która próbowała mnie zabić.
Cholera. Myślałam, że jestem już na tyle dorosła, że potrafiłam powstrzymać się od użycia sarkazmu, kiedy powinnam siedzieć cicho. Z drugiej strony: chociaż bardzo chciałam, nie żałowałam tej wypowiedzi. W końcu to ja zirytowałam Gabrielle, a nie ona mnie.
Schowałam się za drzewem i oparłam się o nie plecami, niespokojnie dysząc. Starałam się złapać powietrze, nie było mi to jednak dane w takim odstępie czasu, jaki bym sobie życzyła. W takich właśnie chwilach cieszyłam się, że nie byłam wysoka, inaczej moja głowa poleciałaby razem z przeciętym drzewem na ziemię.
– Nie przypomina ci to trochę jednego z naszych spotkań? – spytała przesadnie wesołym głosem Gabrielle, kierując się w moją stronę. Uskoczyłam w stronę drugiego drzewa, które również zostało przecięte, nim jeszcze do niego dotarłam. Jak tak dalej pójdzie, cały park zostanie ogołocony, a ja nie będę się miała gdzie skryć.
Ruszyłam do biegu, kierując dłoń w stronę Gabrielle. Posłałam jej mały prezent w postaci chaotycznego wiatru. Od jakiegoś czasu czułam, że nie tylko moja moc uczestniczy w tej walce. Wspierała ją również inna magia. Może nie byłam dobra w wyczuwaniu źródeł mocy tak jak la bonne fee, niewidzialny strumień wiatru kojarzył mi się jednak tylko z jedną osobą – Madlene. Gdy uświadomiłam sobie jej obecność, byłam ją w stanie również ujrzeć. Majaczyła się między drzewami jako słabo nakreślona sylwetka, której twarz zdobiła determinacja. Podziękowałam jej w duchu, mając nadzieję na to, że mnie usłyszy.
– Naprawdę jesteś mało zaskakująca – prychnęła Gabrielle, rzucając długą wstęgą w moim kierunku, kiedy przebiegałam pomiędzy kolejnymi drzewami, próbując nie dać się złapać. Tym razem demonica była jednak szybsza. Zabójcza lina owinęła się wokół mojego kolana, a potem pociągnęła gwałtownie w dół, przez co zaryłam brodą w ziemi. Kiedy próbowałam wbić pazury w podłoże, aby tylko nie trafić w ręce szalonej członkini departamentu, uświadomiłam sobie, co przed chwilą powiedziała.
„Nie przypomina ci to jednego z naszych spotkań?”.
Tak, teraz już pamiętałam. Tak samo uciekałam przed nią, kiedy ścigała Deaniela i próbowała wciągnąć go do otchłani. Teoretycznie nie powinnam być wtedy jej celem, a jednak i mnie chciała porwać do świata, z którego mogłam więcej nie wrócić. Wtedy także uciekaliśmy pomiędzy drzewami, próbując uniknąć jej zabójczych wstęg. Od tamtej chwili wiele się zmieniło. Przede wszystkim dowiedziałam się, że mam w sobie cząstkę półdemona, a moim ojcem jest szef Departamentu Kontroli Demonów, po którym odziedziczyłam moc chaosu. Teraz umiałam również władać nożem łowców i należałam do organizacji, która nauczyła mnie, jak radzić sobie w krytycznych sytuacjach z udziałem demonów. Dlaczego więc, mimo tego, zachowywałam się tak, jak wtedy? Czy to moja podświadomość próbowała wrócić mnie do przeszłości, gdy w stosunku do Gabrielle byłam nikim? Nie mogłam przez cały ten czas być tchórzem, który tylko i wyłącznie uciekał.
Oderwałam ręce od podłoża, przez co moja podróż w stronę demonicznej zagłady została przyspieszona, miałam w tym jednak pewien nieprzemyślany cel. Wystawiłam ręce przed siebie i mocą uniosłam gwałtownie betonową płytę, która zawieruszyła się gdzieś pomiędzy parkowymi drzewami. Rzuciłam nią prosto w Gabrielle, która najwyraźniej nie spodziewała się tego ataku, ponieważ uskoczyła w bok w ostatniej chwili i wylądowała na ziemi, ryjąc w niej łokciami.
To była moja szansa.
Przewróciłam się gwałtownie na plecy, wyciągnęłam przed siebie ręce, uniosłam w górę wstęgi demonicy i nieco chaotycznym ruchem splątałam je ze sobą, mocno zawiązując na nich supły. Gabrielle zdążyła się otrząsnąć i rzucić we mnie cienistą kulą mocy, która zaryła w miejscu obok mojej głowy, robiąc w ziemi wgłębienie. Myśląc, że mnie zaskoczyła, wyrzuciła w górę wstęgi, które nie zareagowały jednak tak, jak tego chciała. Oglądając je z dołu, wyglądała na zaskoczoną. Pewnym i szybkim ruchem dłoni udało mi się ściąć drzewo, które stało tuż nad demonicą – upadło na nią, przygniatając jej ciało do podłoża. Wiedziałam jednak, że ten zabieg zatrzyma ją tylko na chwilę. Może człowiek zginąłby od tego uderzenia, ale nie Gabrielle, która była demonem. To miało tylko kupić mi czas.
Przeniosłam się na kolana, mocą zgarniając wszystkie kamienie i konary, które leżały porozrzucane wokół mnie – posłałam je w stronę zawalonego drzewa, tworząc u jego szczytu kopiec. Ta czynność miała ograniczyć możliwości ruchowe demonicy i sprawić, że zyskam więcej czasu na myślenie. Po tym zabiegu mogłam co jedynie wziąć głęboki oddech i rozglądnąć się wkoło w poszukiwaniu jakiegoś elementu krajobrazu, który pomógłby mi wygrać. Nic takiego jednak nie znalazłam.
Dłoń Gabrielle wynurzyła się spod gruzów, zaciskając się w pięść. Moje ciało na ten widok zadrżało – ten gest przypominał mi kogoś, kto chce zmiażdżyć człowiecze kości. Podświadomie poczułam przyszły ból, którego za wszelką cenę chciałam uniknąć, dlatego kiedy demonica pełna złości wydobyła się spod sterty drzew i kamieni, przetoczyłam się w gęste krzaki, siadając pod jednym z drzew i biorąc głębszy wdech. Miałam nadzieję, że nie zdążyła mnie zauważyć.
Ta walka naprawdę była bezsensu. Może potrafiłam przechytrzyć demonicę tanimi sztuczkami, których się nie spodziewała, ale jak, po pierwsze: miałam się jej pozbyć, kiedy otchłań wciąż była zamknięta, a po drugie: nie byłam na tyle silna, aby to zrobić?
Przygryzłam wargę i przymknęłam powieki. Brałam ciche, spokojne wdechy, próbując nie dać się ogarniającej mnie panice. Musiałam po prostu coś wymyślić. Czasami nawet najprostsze pomysły wiele mogły wskórać.
W momencie, kiedy coś zaszeleściło nad moją głową, uniosłam ją w górę, wstrzymując dech. Zamiast dostrzec Gabrielle, dostrzegłam jednak luźno zwisające fałdy obfitej w falbany sukni i lśniące pantofle. Znałam tylko jedną osobę, która ubierała się w staromodne fatałachy.
Usłyszałam oburzone prychnięcie.
– Wypraszam sobie. Lepiej spójrz na siebie, półdemoniczne bezguście.
Oparłam się plecami o drzewo i uniosłam się w górę. Dopiero teraz dostrzegłam znajomą mi wiedźmę w całej swojej wywyższającej się okazałości. Siedziała na gałęzi drzewa z nogą założoną na drugą nogę, wyprostowanymi plecami i dłońmi, które trzymały spodek i filiżankę herbaty z użyciem finezyjnie złożonych palców, udających przesadnie arystokratyczne. Ostre, karcące spojrzenie, które zostało mi posłane, przypomniało mi o tym, że Nivareth słyszy moje myśli.
– Spróbuj jeszcze w jakiś sposób skomentować mój ubiór albo wygląd, a przysięgam, zginiesz, zanim dorwie cię ta demoniczna niedojda – syknęła przez zęby. Chińska porcelana przechyliła się niebezpiecznie w bok, przez co wzburzone fale bursztynowego Dunaju wydostały się z bezpiecznej przystani i spłynęły w dół po drzewie.
– Urządzasz sobie widowisko, jak mniemam? – spytałam, całkowicie ignorując jej wypowiedź. Jeszcze niedawno byłam porażona jej potęgą, teraz nie widziałam w niej jednak nikogo więcej, jak wywyższającej się dziewczyny, która miała wyjątkowo przydatne moce.
Nivareth wyprostowała się i uniosła podbródek z gracją.
– Wyjątkowo nudne widowisko, ale wciąż ciekawsze, niż to co widzę na co dzień – mruknęła, wykrzywiając usta w grymasie. Upiła łyka herbaty i spojrzała na mnie z góry, obdarzając mnie spojrzeniem pełnym pogardy.
Gdzieś spomiędzy koron parkowych drzew zaczął wyłaniać się śmiech polującej na mnie demonicy. Odruchowo przylgnęłam plecami do drzewa, wstrzymując dech. Była niedaleko. Jeżeli Nivareth zdradzi moje położenie, po mnie.
– Za kogo mnie uważasz? – prychnęła wiedźma, a potem chrząknęła w pięść, zdając sobie sprawę z tego, że nie mam zbyt wiele czasu na pogawędki. Wiedziałam, że przybyła tu w określonym celu, dlatego czekałam aż łaskawie wyjaśni mi, czemu zawdzięczam jej arystokratyczną obecność. – Muszę przyznać, że wciąż nie mogę odgadnąć, czy jesteś głupia, czy po prostu odważna. Skłaniałabym się ku pierwszej myśli. – Zmarszczyła czoło. – Nie zmieni to faktu, że twoja waleczność mi zaimponowała. – Kolejny łyk herbaty. – Mam dla ciebie prezent, który może ocalić twoje marne życie.
– Więc słucham – powiedziałam zniecierpliwiona, nasłuchując kroków.
– Jeżeli zabijesz tego przebrzydłego demona, osobiście wyślę go jako pierwszego do zastępczej otchłani. – Nivareth posłała mi krzywy uśmieszek, a ja zrobiłam zdziwioną minę. Może nie była to pomoc moich marzeń i nie rozwiązywała problemu, który wciąż przed sobą miałam, jednak była to całkiem dobra propozycja. Jeżeli rzeczywiście dorwę Gabrielle, przynajmniej się nie odrodzi. A czy zdawała sobie z tego obecnie sprawę? Nie. Cały czas myślała, że jest nieśmiertelna. Nawet jeżeli wiedziała, jaki cel mają la bonne fee, które nie dotarły w określone punkty misji, mające posłużyć za rozwiązanie problemu z otchłanią, nie mogła się domyślać, że poza ich nieudaną podróżą kryje się jeszcze jedna moc, zdolna do cudów.
Wiedźma wyprostowała się dumnie i uśmiechnęła z nutką triumfu. Najwyraźniej moje myśli połechtały jej dumę.
– A teraz wybacz, ale najwyraźniej masz gościa – zironizowała moja tymczasowa towarzyszka, stając na gałęzi. W ciągu sekundy rozpłynęła się w powietrzu. Samotna filiżanka, którą wcześniej trzymała w ręku, zaczęła w spowolnionym tempie lecieć w moją stronę. Czarna wstęga trafiła ją w momencie, kiedy była już w połowie drogi do mnie. Jej odpryski uderzyły mnie w policzek, to jednak pobudziło mnie do działania. Zanim pożegnałam się ze swoją głową, uskoczyłam w bok. Mordercza broń zaledwie przecięła kosmyk frunących w powietrzu włosów, które odcięte i samotne wylądowały na ziemi.
– Żarty się skończyły – usłyszałam wyjątkowo niski, kobiecy głos przepełniony nienawiścią. Zaniepokoiło mnie to, że dosłyszałam go tuż nad swoim uchem. Obracając głowę, zetknęłam się z twarzą wykrzywioną demonicznym grymasem. Szmaragdowe oczy świeciły nieludzko w ciemności, przymrużone jak u węża, który planuje zatopić ostre kły ociekające trucizną w szyję swojej ofiary. Zgodnie z obietnicą, Gabrielle nie użyła siły fizycznej, a mocy, która oplotła się wokół mojego gardła i ust, zaciskając się tak mocno, że zabrakło mi tchu. Starałam się poruszyć rękami, aby użyć choć niewielką ilość swojej magii, niestety – byłam jej pozbawiona. Nie czułam już  swobodnego przepływu półdemonicznej energii, najwyraźniej musiałam doprowadzić do jej nadużycia.  
Na wszystkie przeklęte losy bohaterów, dlaczego akurat to mnie zawsze musiało spotykać takie zaskoczenie? Owszem, byłam całkiem zaradna, ale jak miałam uwolnić się z uścisku duszących wstęg bez mocy? Moja dłoń ledwie sięgała exitialis, które spoczywało w kieszeni – nie mogłam go wyjąć, kiedy cała cienista moc owinęła się wokół mojego ciała. Co mi da wyłącznie jego trzymanie?
Spojrzałam prosto w twarz triumfującej nade mną Gabrielle. I wtedy właśnie przypomniałam sobie, że jej największym błędem od zawsze było niedocenianie ludzkich możliwości.
Zamachnęłam się głową, uderzając ją boleśnie w czoło, dzięki czemu wylądowała na trawie, a potem szybkim ruchem rozcięłam luźne wstęgi nożem. I kto by się teraz przejmował tym, że zagrałam nieczysto, bo bez użycia mocy? Czasem jedyną mocą w posiadaniu człowieka był strach, który napędzał go do działania.
Kiedy ja próbowałam rozplątać się z zawiłych sieci czarnego materiału, Gabrielle zdążyła się już otrząsnąć po tym szokującym, ludzkim ataku. Na jej czole widniał czerwony ślad po uderzeniu, który przybrał kształt półksiężyca – nie chciałam wiedzieć, jaką to ja będę miała pamiątkę na swoim bladym czole, ale spokojnie mogłam go nazwać raną wojenną.
Po dosyć niemrawej, nienawistnej minie znajomej demonicy, odgadłam, że żarty naprawdę się skończyły. Nie minęło nawet kilka sekund, a wokół mnie zaczęła gromadzić się cienista powłoka. Błyszczące nienawiścią oczy demona podpowiedziały mi, że nie będzie tak łatwo uciec z miejsca, w które właśnie chce mnie zaprowadzić. Nawet nie próbowałam uciekać, ponieważ wiedziałam, że i tak utonę w ciemności. To samo uczynił Vail Auvrey, z którym walczyłam w Reverentii.  
Przymknęłam powieki i wzięłam kilka spokojnych oddechów. Stres w tej sytuacji nie pomoże. Musiałam się uspokoić. Tylko wtedy będę mogła się skupić na ruchach, które wykonuje Gabrielle. Gdzieś w głębi umysłu słyszałam zagłuszający głos Nathiela, który darł się: „Poradzisz sobie, maleńka!”. To sprawiło, że na moich ustach mimowolnie wykwitł uśmiech. Szybko jednak zniknął, kiedy w odmętach umysłu rozległo się głośne uderzenie obcasów o podłoże.
– Znudziła mi się ta zabawa – usłyszałam. – Nie mam czasu na użeranie się z tobą, droga Lauro – dodała z jadem w głosie. – Wzywają mnie inne obowiązki.
– Tatuś Vail woła? – zironizowałam. Tym razem postanowiłam, że nie będę powstrzymywać języka. Dałam upust mojemu odwiecznemu sarkazmowi, który wręcz wyrywał się do Gabrielle.
Demonica głośno prychnęła.
– Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale ja również miałam ojca i matkę. Teraz są tak samo martwi, jak twoi – syknęła. Wytężyłam słuch, ponieważ usłyszałam, że przenosi się na prawo. Zdziwiłam się w momencie, kiedy dźwięk rozszerzył się również na lewą stronę. Wtedy kompletnie zgłupiałam. Czy to jakaś tajemnicza właściwość cienistej sfery? A może Gabrielle była bardziej ostrożna niż Vail, który traktował mnie jak robaka i tylko dlatego mogłam go zranić? Choć demonica potępiała moje zdolności, była odrobinę bardziej ostrożna niż on.
– Ojca nie znałam, zresztą mam wątpliwości co do tego, czy moja matka również go znała – zaśmiała się kpiąco, zataczając wokół mnie krąg. Choć próbowałam się skupić na dźwięku, jakie wydawały jej buty, nie mogłam rozszyfrować, z której strony na mnie natrze. – Wiesz co jest w tej historii ciekawe? To twoja matka zabiła moją matkę.
Choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Calanthe miała na pieńku z poprzednim składem departamentu i skutecznie go ukróciła, całkowicie niszcząc jedną z linii rodowych wrogich demonów, to nie wiedziałam, że to właśnie ona była oprawcą matki Gabrielle. Ten fakt nie powinien mnie zaskoczyć, a jednak.
– Miała również okazję zabić mnie – zaśmiała się. – Ale nie zrobiła tego. Jej nienawiść do demonów powstrzymał jedyny członek Nox, który do niedawna zasilał wasze szeregi. Hmm, jak się nazywał, zanim zginął, broniąc ciebie? – Przełknęłam ślinę, a moje serce zatłukło się niespokojnie w piersi. Nie mogłam zapomnieć o Ethanie, który przeze mnie nigdy więcej nie zobaczy wschodzącego nad naszym miastem słońca. – No, tak. Ethan. „To dziecko, nie zabijaj go, Calanthe!” – wykrzyknęła piskliwie. – I proszę, na kogo to dziecko wyrosło. Pomyślisz pewnie: och, niedobra Gabrielle mści się na mnie za swoją własną matkę, a to przecież wcale nie moja wina, i może jest w tym trochę racji, ale to nie wszystko, za co cię potępiam.
Wyprostowałam plecy, kiedy usłyszałam tuż za sobą głośny szelest.
– Wiedziałam, że zostaniesz w tym świecie – syknęła do mojego ucha. – A najgorsze jest to, że to ja do tego doprowadziłam.
Gabrielle miała poniekąd rację. Może moje spotkanie z rozszalałym Nathielem, który gonił Deaniela, było przypadkowe, ale to ona była pierwszym demonem, który poważnie uprzykrzył mi życie. To przez nią Auvrey postanowił mnie chronić. To przez nią dołączyłam do Nox. Doprowadziła do tego, że zostałam takim łowcą, jak Calanthe, która zabiła jej matkę. Może nie byłam tak silna i nie budziłam takiego postrachu jak ona, jednak niewątpliwie miałam na pieńku z demonami w takim samym stopniu jak ona. Dlaczego? Może odpowiedź tkwiła w tym, że podpisałam na siebie wyrok w dniu, kiedy przybrałam nazwisko Auvrey i przedłużyłam linię rodu, dając istnienie trzem kolejnym potomkom, którzy jeszcze nieźle mogą namieszać.
– Użalanie się nad sobą nie jest w twoim stylu, Gabrielle – mruknęłam, ściskając exitialis w dłoni.
– Irytujesz mnie. Irytujesz mnie od dnia, kiedy tylko cię zobaczyłam – syknęła złośliwie demonica, popychając mnie do przodu. – Ktoś taki jak ty w ogóle nie powinien należeć do tego świata, a jednak trzymasz się go jak rzep i na dodatek wciąż żyjesz. Jakim cholernym cudem?
Kiedy upadłam na ziemię, wykrzywiłam usta w grymasie.
Tak, też mnie ta kwestia zastanawiała. Być może po części zawdzięczałam to Nathielowi i wszystkim członkom Nox, jednak nie przeżyłabym, gdybym sama nie potrafiła zawalczyć o swoje życie. Bo może nie byłam silna, ale w jakiś sposób zawsze uciekałam niebezpieczeństwu z rąk. To nie było tylko i wyłącznie moje szczęście.
Nie spodziewałam się, że Gabrielle tak szybko do mnie dotrze i chwyci mnie za bluzkę, przenosząc gwałtownie do pionu. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ona – w przeciwieństwie do mojej osoby – mogła mnie zobaczyć. Ja dostrzegałam tylko ciemność.
– Jesteś inna niż w dniu, kiedy cię poznałam. Mniej tchórzliwa i bezradna. A to mnie wkurza jeszcze bardziej – syknęła przez zęby. – Czekałam, żeby w końcu cię dopaść. I oto proszę, jesteś w mojej pułapce. – Ręce demonicy przesunęły się w stronę mojej szyi, a potem zacisnęły się na niej mocno, chcąc mnie pozbawić tchu. Zamachnęłam się nożem, trafiając moją oprawczynię w dłoń. Zdziwiłam się, kiedy jej ręce po prostu się rozpłynęły, a ona nie wydała z siebie żadnego dźwięku, który mógłby uchodzić za bolesny. Wręcz przeciwnie – wybuchła śmiechem, stojąc za moimi plecami.
Teraz już wiedziałam, co jest nie tak. Próbowała mnie potraktować tanią iluzją.
Rozmasowałam szyję i uśmiechnęłam się ironicznie na boku.
W ciemnym kącie dostrzegałam zarys prawdziwej Gabrielle, która starała się mnie omamić. Było to możliwe tylko dzięki temu, że posiadałam demoniczną moc. Może nie działała tak, jak u pełnokrwistych demonów, ale wystarczyła, abym mogła wyczuć jej prawdziwą postać spośród innych cieni, które się tu pałętały. Od początku domyślałam się, że nie będzie tak łatwo, jakbym tego chciała. Całkowity kontakt z jej realną postacią zarysowaną ledwo widoczną linią magii, straciłam wtedy, kiedy niewyczuwalna przeze mnie powłoka uderzyła prosto w moją twarz i przejechała po niej pazurami. Zatoczyłam się na bok, a potem dotknęłam twarzy. Po policzku ściekała mi krew, która prawdopodobnie nie była iluzją. Jeżeli przyjdzie mi walczyć z cienistymi pokrakami, które skradały się w ciemności, będę miała ogromny problem, aby przy okazji wyczuć Gabrielle przemieszczającą się z jednego kąta w drugi. Poza tym jak miałam walczyć z demonami w kompletnych ciemnościach?
Przygryzłam wargę i zamachnęłam się nożem, słysząc warknięcie cienistej pokraki, która na mnie polowała. Nie spodziewałam się, że atak nadejdzie z innej strony, a ja zostanę przygnieciona do niewidzialnego podłoża i ugryziona boleśnie w ramię.
Gabrielle, która była świadkiem tego zdarzenia, wybuchła przerażającym śmiechem.
Byłam w pułapce. Wiedziałam, że jeżeli niczego szybko nie wymyślę, zginę. I bynajmniej nie będzie to miły koniec.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Nie dziwię się irytacji Gabrielle, która toczy pojedynek z jakimś miernym półdemonem (wybacz, Laura), za to mnie irytuje ona. Jakoś nigdy nie zapałałam do niej sympatią, a powyższy rozdział jedynie umacnia mnie w tym, by tego demona omijać łukiem.
    Nivareth rozbawiła mnie swoim pojawieniem się :D
    Niezłe opisy, choć czasami widać, że nie było łatwo się z nimi mierzyć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń