Nie jest to rozdział idealny i przyznaję: cholernie ciężko mi się go pisało. Mógł być lepszy, ale jest taki, jaki jest. Trudno. Toczy się głównie wokół Laury i Gabrielle. Ile ja czekałam na to starcie, ech!
***
Nie minęło nawet pięć minut, a
już wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd. Była pomiędzy mną a Gabrielle
istotna różnica. Ona była pełnokrwistym demonem, który żywił się na co dzień
ludzką energią – dzięki temu miała niespożytkowaną ilość mocy, za pomocą której w łatwy sposób mogła mnie zabić. Ja byłam zaledwie półdemonem, który jakiś czas
temu oddał połowę swojej magii, handlując z pewną wiedźmą. Jedyna energia, z
której teraz korzystałam, należała do mnie.
Aby wygrać, musiałam mieć
konkretny plan, a niestety na razie nic ambitnego nie przychodziło mi do głowy.
Mogłam tylko odpierać ataki rozbawionej Gabrielle, która najwyraźniej świetnie
się bawiła, próbując mnie osłabić. Jeżeli dalej tak pójdzie, cała moja moc
zostanie wyczerpana tylko i wyłącznie dlatego, że starałam się nie dać zabić. A
co będzie potem? Zostanie mi tylko i wyłącznie ucieczka.
Odskoczyłam gwałtownie w bok,
mało nie potykając się o gruzy zniszczonego budynku. Moja przeciwniczka
wykorzystała chwilę mojego zawahania i posłała piekielnie szybką wstęgę mocy w
kierunku moich stóp. Gdyby nie to, że gwałtowny wiatr, który pojawił się
znikąd, zmienił jej bieg, zapewne byłabym ciągnięta po ziemi w stronę mojej
oprawczyni. Alex również nie próżnowała – choć ledwo była w stanie opierać się
łokciami o podłoże, posłała piorun w stronę Gabrielle. Demonica tylko skrzywiła
się na widok tej nieudolnej próby zrobienia z niej spalonego kotleta –
ostentacyjnie poprawiła przypalony kosmyk włosów, który zaczesała do tyłu, a
potem zgrabnym ruchem dłoni rzuciła w kierunku la bonne fee wstęgę, która
owinęła się wokół jej nadgarstków, skutecznie ją unieruchamiając.
– Zaskakujesz mnie –
powiedziała znudzona demonica, okręcając swoją broń wokół ust Alexandry, która
najwyraźniej chciała się wtrącić w rozmowę. – Doskonale wiedziałaś, że nie poradzisz sobie
ze mną w walce, a jednak się na nią zgodziłaś. – Gabrielle uniosła brew,
całkowicie tracąc zainteresowanie czarodziejką. – Pokonałam nawet pyskatą
żmiję, która miała zdecydowanie większe pokłady mocy niż ty. Naprawdę myślisz,
że dasz sobie rady? – zaśmiała się kpiąco. – Spójrz tylko. – Machnęła dłonią w
bok, pokazując na zniszczone miasto. – Czy jest tutaj coś, co pomoże ci ze mną
wygrać? Może nie jesteś tak głupia jak twój pokręcony chłoptaś, ale mózg
niewiele da ci w walce na moce. – Prychnięcie, które z siebie wydała, kojarzyło
się z nieprzyjemnym oddźwiękiem, które wydawało łamane drewno.
– Uwierz mi, mózg na wiele się
przydaje – odezwałam się chłodno. – Po prostu trzeba umieć go używać, a w
przypadku niektórych osób: najpierw posiadać.
Gdyby nie to, że Gabrielle się
wściekła, byłabym zadowolona z mojej riposty, zamiast tego musiałam jednak
zacząć uciekać, potykając się o własne nogi. Za moimi krokami niósł się
chrapliwy śmiech niezadowolonej kobiety, która próbowała mnie zabić.
Cholera. Myślałam, że jestem
już na tyle dorosła, że potrafiłam powstrzymać się od użycia sarkazmu, kiedy
powinnam siedzieć cicho. Z drugiej strony: chociaż bardzo chciałam, nie żałowałam
tej wypowiedzi. W końcu to ja zirytowałam Gabrielle, a nie ona mnie.
Schowałam się za drzewem i
oparłam się o nie plecami, niespokojnie dysząc. Starałam się złapać powietrze,
nie było mi to jednak dane w takim odstępie czasu, jaki bym sobie życzyła. W
takich właśnie chwilach cieszyłam się, że nie byłam wysoka, inaczej moja głowa
poleciałaby razem z przeciętym drzewem na ziemię.
– Nie przypomina ci to trochę jednego
z naszych spotkań? – spytała przesadnie wesołym głosem Gabrielle, kierując się
w moją stronę. Uskoczyłam w stronę drugiego drzewa, które również zostało
przecięte, nim jeszcze do niego dotarłam. Jak tak dalej pójdzie, cały park
zostanie ogołocony, a ja nie będę się miała gdzie skryć.
Ruszyłam do biegu, kierując
dłoń w stronę Gabrielle. Posłałam jej mały prezent w postaci chaotycznego
wiatru. Od jakiegoś czasu czułam, że nie tylko moja moc uczestniczy w tej
walce. Wspierała ją również inna magia. Może nie byłam dobra w wyczuwaniu
źródeł mocy tak jak la bonne fee, niewidzialny strumień wiatru kojarzył mi się
jednak tylko z jedną osobą – Madlene. Gdy uświadomiłam sobie jej obecność,
byłam ją w stanie również ujrzeć. Majaczyła się między drzewami jako słabo
nakreślona sylwetka, której twarz zdobiła determinacja. Podziękowałam jej w
duchu, mając nadzieję na to, że mnie usłyszy.
– Naprawdę jesteś mało
zaskakująca – prychnęła Gabrielle, rzucając długą wstęgą w moim kierunku, kiedy
przebiegałam pomiędzy kolejnymi drzewami, próbując nie dać się złapać. Tym razem
demonica była jednak szybsza. Zabójcza lina owinęła się wokół mojego kolana, a
potem pociągnęła gwałtownie w dół, przez co zaryłam brodą w ziemi. Kiedy
próbowałam wbić pazury w podłoże, aby tylko nie trafić w ręce szalonej
członkini departamentu, uświadomiłam sobie, co przed chwilą powiedziała.
„Nie przypomina ci to jednego z
naszych spotkań?”.
Tak, teraz już pamiętałam. Tak
samo uciekałam przed nią, kiedy ścigała Deaniela i próbowała wciągnąć go do
otchłani. Teoretycznie nie powinnam być wtedy jej celem, a jednak i mnie
chciała porwać do świata, z którego mogłam więcej nie wrócić. Wtedy także
uciekaliśmy pomiędzy drzewami, próbując uniknąć jej zabójczych wstęg. Od tamtej
chwili wiele się zmieniło. Przede wszystkim dowiedziałam się, że mam w sobie
cząstkę półdemona, a moim ojcem jest szef Departamentu Kontroli Demonów, po
którym odziedziczyłam moc chaosu. Teraz umiałam również władać nożem łowców i
należałam do organizacji, która nauczyła mnie, jak radzić sobie w krytycznych
sytuacjach z udziałem demonów. Dlaczego więc, mimo tego, zachowywałam się tak,
jak wtedy? Czy to moja podświadomość próbowała wrócić mnie do przeszłości, gdy
w stosunku do Gabrielle byłam nikim? Nie mogłam przez cały ten czas być
tchórzem, który tylko i wyłącznie uciekał.
Oderwałam ręce od podłoża,
przez co moja podróż w stronę demonicznej zagłady została przyspieszona, miałam
w tym jednak pewien nieprzemyślany cel. Wystawiłam ręce przed siebie i mocą
uniosłam gwałtownie betonową płytę, która zawieruszyła się gdzieś pomiędzy
parkowymi drzewami. Rzuciłam nią prosto w Gabrielle, która najwyraźniej nie
spodziewała się tego ataku, ponieważ uskoczyła w bok w ostatniej chwili i
wylądowała na ziemi, ryjąc w niej łokciami.
To była moja szansa.
Przewróciłam się gwałtownie na
plecy, wyciągnęłam przed siebie ręce, uniosłam w górę wstęgi demonicy i nieco
chaotycznym ruchem splątałam je ze sobą, mocno zawiązując na nich supły.
Gabrielle zdążyła się otrząsnąć i rzucić we mnie cienistą kulą mocy, która
zaryła w miejscu obok mojej głowy, robiąc w ziemi wgłębienie. Myśląc, że mnie
zaskoczyła, wyrzuciła w górę wstęgi, które nie zareagowały jednak tak, jak tego
chciała. Oglądając je z dołu, wyglądała na zaskoczoną. Pewnym i szybkim ruchem dłoni
udało mi się ściąć drzewo, które stało tuż nad demonicą – upadło na nią,
przygniatając jej ciało do podłoża. Wiedziałam jednak, że ten zabieg zatrzyma
ją tylko na chwilę. Może człowiek zginąłby od tego uderzenia, ale nie
Gabrielle, która była demonem. To miało tylko kupić mi czas.
Przeniosłam się na kolana, mocą
zgarniając wszystkie kamienie i konary, które leżały porozrzucane wokół mnie –
posłałam je w stronę zawalonego drzewa, tworząc u jego szczytu kopiec. Ta
czynność miała ograniczyć możliwości ruchowe demonicy i sprawić, że zyskam
więcej czasu na myślenie. Po tym zabiegu mogłam co jedynie wziąć głęboki oddech
i rozglądnąć się wkoło w poszukiwaniu jakiegoś elementu krajobrazu, który
pomógłby mi wygrać. Nic takiego jednak nie znalazłam.
Dłoń Gabrielle wynurzyła się
spod gruzów, zaciskając się w pięść. Moje ciało na ten widok zadrżało – ten
gest przypominał mi kogoś, kto chce zmiażdżyć człowiecze kości. Podświadomie
poczułam przyszły ból, którego za wszelką cenę chciałam uniknąć, dlatego kiedy
demonica pełna złości wydobyła się spod sterty drzew i kamieni, przetoczyłam
się w gęste krzaki, siadając pod jednym z drzew i biorąc głębszy wdech. Miałam
nadzieję, że nie zdążyła mnie zauważyć.
Ta walka naprawdę była
bezsensu. Może potrafiłam przechytrzyć demonicę tanimi sztuczkami, których się
nie spodziewała, ale jak, po pierwsze: miałam się jej pozbyć, kiedy otchłań
wciąż była zamknięta, a po drugie: nie byłam na tyle silna, aby to zrobić?
Przygryzłam wargę i przymknęłam
powieki. Brałam ciche, spokojne wdechy, próbując nie dać się ogarniającej mnie
panice. Musiałam po prostu coś wymyślić. Czasami nawet najprostsze pomysły
wiele mogły wskórać.
W momencie, kiedy coś
zaszeleściło nad moją głową, uniosłam ją w górę, wstrzymując dech. Zamiast
dostrzec Gabrielle, dostrzegłam jednak luźno zwisające fałdy obfitej w falbany
sukni i lśniące pantofle. Znałam tylko jedną osobę, która ubierała się w
staromodne fatałachy.
Usłyszałam oburzone
prychnięcie.
– Wypraszam sobie. Lepiej
spójrz na siebie, półdemoniczne bezguście.
Oparłam się plecami o drzewo i
uniosłam się w górę. Dopiero teraz dostrzegłam znajomą mi wiedźmę w całej
swojej wywyższającej się okazałości. Siedziała na gałęzi drzewa z nogą założoną
na drugą nogę, wyprostowanymi plecami i dłońmi, które trzymały spodek i
filiżankę herbaty z użyciem finezyjnie złożonych palców, udających przesadnie
arystokratyczne. Ostre, karcące spojrzenie, które zostało mi posłane,
przypomniało mi o tym, że Nivareth słyszy moje myśli.
– Spróbuj jeszcze w jakiś
sposób skomentować mój ubiór albo wygląd, a przysięgam, zginiesz, zanim dorwie
cię ta demoniczna niedojda – syknęła przez zęby. Chińska porcelana przechyliła
się niebezpiecznie w bok, przez co wzburzone fale bursztynowego Dunaju wydostały
się z bezpiecznej przystani i spłynęły w dół po drzewie.
– Urządzasz sobie widowisko,
jak mniemam? – spytałam, całkowicie ignorując jej wypowiedź. Jeszcze niedawno
byłam porażona jej potęgą, teraz nie widziałam w niej jednak nikogo więcej, jak
wywyższającej się dziewczyny, która miała wyjątkowo przydatne moce.
Nivareth wyprostowała się i
uniosła podbródek z gracją.
– Wyjątkowo nudne widowisko,
ale wciąż ciekawsze, niż to co widzę na co dzień – mruknęła, wykrzywiając usta
w grymasie. Upiła łyka herbaty i spojrzała na mnie z góry, obdarzając mnie
spojrzeniem pełnym pogardy.
Gdzieś spomiędzy koron
parkowych drzew zaczął wyłaniać się śmiech polującej na mnie demonicy.
Odruchowo przylgnęłam plecami do drzewa, wstrzymując dech. Była niedaleko.
Jeżeli Nivareth zdradzi moje położenie, po mnie.
– Za kogo mnie uważasz? –
prychnęła wiedźma, a potem chrząknęła w pięść, zdając sobie sprawę z tego, że
nie mam zbyt wiele czasu na pogawędki. Wiedziałam, że przybyła tu w określonym
celu, dlatego czekałam aż łaskawie wyjaśni mi, czemu zawdzięczam jej
arystokratyczną obecność. – Muszę przyznać, że wciąż nie mogę odgadnąć, czy
jesteś głupia, czy po prostu odważna. Skłaniałabym się ku pierwszej myśli. –
Zmarszczyła czoło. – Nie zmieni to faktu, że twoja waleczność mi zaimponowała.
– Kolejny łyk herbaty. – Mam dla ciebie prezent, który może ocalić twoje marne
życie.
– Więc słucham – powiedziałam
zniecierpliwiona, nasłuchując kroków.
– Jeżeli zabijesz tego
przebrzydłego demona, osobiście wyślę go jako pierwszego do zastępczej
otchłani. – Nivareth posłała mi krzywy uśmieszek, a ja zrobiłam zdziwioną minę.
Może nie była to pomoc moich marzeń i nie rozwiązywała problemu, który wciąż
przed sobą miałam, jednak była to całkiem dobra propozycja. Jeżeli rzeczywiście
dorwę Gabrielle, przynajmniej się nie odrodzi. A czy zdawała sobie z tego
obecnie sprawę? Nie. Cały czas myślała, że jest nieśmiertelna. Nawet jeżeli
wiedziała, jaki cel mają la bonne fee, które nie dotarły w określone punkty
misji, mające posłużyć za rozwiązanie problemu z otchłanią, nie mogła się
domyślać, że poza ich nieudaną podróżą kryje się jeszcze jedna moc, zdolna do
cudów.
Wiedźma wyprostowała się dumnie
i uśmiechnęła z nutką triumfu. Najwyraźniej moje myśli połechtały jej dumę.
– A teraz wybacz, ale
najwyraźniej masz gościa – zironizowała moja tymczasowa towarzyszka, stając na
gałęzi. W ciągu sekundy rozpłynęła się w powietrzu. Samotna filiżanka, którą wcześniej
trzymała w ręku, zaczęła w spowolnionym tempie lecieć w moją stronę. Czarna
wstęga trafiła ją w momencie, kiedy była już w połowie drogi do mnie. Jej
odpryski uderzyły mnie w policzek, to jednak pobudziło mnie do działania. Zanim
pożegnałam się ze swoją głową, uskoczyłam w bok. Mordercza broń zaledwie
przecięła kosmyk frunących w powietrzu włosów, które odcięte i samotne wylądowały
na ziemi.
– Żarty się skończyły –
usłyszałam wyjątkowo niski, kobiecy głos przepełniony nienawiścią. Zaniepokoiło
mnie to, że dosłyszałam go tuż nad swoim uchem. Obracając głowę, zetknęłam się
z twarzą wykrzywioną demonicznym grymasem. Szmaragdowe oczy świeciły nieludzko
w ciemności, przymrużone jak u węża, który planuje zatopić ostre kły ociekające
trucizną w szyję swojej ofiary. Zgodnie z obietnicą, Gabrielle nie użyła siły
fizycznej, a mocy, która oplotła się wokół mojego gardła i ust, zaciskając się
tak mocno, że zabrakło mi tchu. Starałam się poruszyć rękami, aby użyć choć
niewielką ilość swojej magii, niestety – byłam jej pozbawiona. Nie czułam już swobodnego przepływu półdemonicznej energii,
najwyraźniej musiałam doprowadzić do jej nadużycia.
Na wszystkie przeklęte losy
bohaterów, dlaczego akurat to mnie zawsze musiało spotykać takie zaskoczenie?
Owszem, byłam całkiem zaradna, ale jak miałam uwolnić się z uścisku duszących
wstęg bez mocy? Moja dłoń ledwie sięgała exitialis,
które spoczywało w kieszeni – nie mogłam go wyjąć, kiedy cała cienista moc
owinęła się wokół mojego ciała. Co mi da wyłącznie jego trzymanie?
Spojrzałam prosto w twarz
triumfującej nade mną Gabrielle. I wtedy właśnie przypomniałam sobie, że jej
największym błędem od zawsze było niedocenianie ludzkich możliwości.
Zamachnęłam się głową,
uderzając ją boleśnie w czoło, dzięki czemu wylądowała na trawie, a potem
szybkim ruchem rozcięłam luźne wstęgi nożem. I kto by się teraz przejmował tym,
że zagrałam nieczysto, bo bez użycia mocy? Czasem jedyną mocą w posiadaniu
człowieka był strach, który napędzał go do działania.
Kiedy ja próbowałam rozplątać
się z zawiłych sieci czarnego materiału, Gabrielle zdążyła się już otrząsnąć po
tym szokującym, ludzkim ataku. Na jej czole widniał czerwony ślad po uderzeniu,
który przybrał kształt półksiężyca – nie chciałam wiedzieć, jaką to ja będę
miała pamiątkę na swoim bladym czole, ale spokojnie mogłam go nazwać raną
wojenną.
Po dosyć niemrawej,
nienawistnej minie znajomej demonicy, odgadłam, że żarty naprawdę się
skończyły. Nie minęło nawet kilka sekund, a wokół mnie zaczęła gromadzić się
cienista powłoka. Błyszczące nienawiścią oczy demona podpowiedziały mi, że nie
będzie tak łatwo uciec z miejsca, w które właśnie chce mnie zaprowadzić. Nawet
nie próbowałam uciekać, ponieważ wiedziałam, że i tak utonę w ciemności. To
samo uczynił Vail Auvrey, z którym walczyłam w Reverentii.
Przymknęłam powieki i wzięłam
kilka spokojnych oddechów. Stres w tej sytuacji nie pomoże. Musiałam się uspokoić.
Tylko wtedy będę mogła się skupić na ruchach, które wykonuje Gabrielle. Gdzieś
w głębi umysłu słyszałam zagłuszający głos Nathiela, który darł się: „Poradzisz
sobie, maleńka!”. To sprawiło, że na moich ustach mimowolnie wykwitł uśmiech.
Szybko jednak zniknął, kiedy w odmętach umysłu rozległo się głośne uderzenie
obcasów o podłoże.
– Znudziła mi się ta zabawa –
usłyszałam. – Nie mam czasu na użeranie się z tobą, droga Lauro – dodała z
jadem w głosie. – Wzywają mnie inne obowiązki.
– Tatuś Vail woła? –
zironizowałam. Tym razem postanowiłam, że nie będę powstrzymywać języka. Dałam
upust mojemu odwiecznemu sarkazmowi, który wręcz wyrywał się do Gabrielle.
Demonica głośno prychnęła.
– Wiem, że trudno w to
uwierzyć, ale ja również miałam ojca i matkę. Teraz są tak samo martwi, jak
twoi – syknęła. Wytężyłam słuch, ponieważ usłyszałam, że przenosi się na prawo.
Zdziwiłam się w momencie, kiedy dźwięk rozszerzył się również na lewą stronę.
Wtedy kompletnie zgłupiałam. Czy to jakaś tajemnicza właściwość cienistej
sfery? A może Gabrielle była bardziej ostrożna niż Vail, który traktował mnie
jak robaka i tylko dlatego mogłam go zranić? Choć demonica potępiała moje
zdolności, była odrobinę bardziej ostrożna niż on.
– Ojca nie znałam, zresztą mam
wątpliwości co do tego, czy moja matka również go znała – zaśmiała się kpiąco,
zataczając wokół mnie krąg. Choć próbowałam się skupić na dźwięku, jakie
wydawały jej buty, nie mogłam rozszyfrować, z której strony na mnie natrze. –
Wiesz co jest w tej historii ciekawe? To twoja matka zabiła moją matkę.
Choć doskonale zdawałam sobie
sprawę z tego, że Calanthe miała na pieńku z poprzednim składem departamentu i
skutecznie go ukróciła, całkowicie niszcząc jedną z linii rodowych wrogich
demonów, to nie wiedziałam, że to właśnie ona była oprawcą matki Gabrielle. Ten
fakt nie powinien mnie zaskoczyć, a jednak.
– Miała również okazję zabić
mnie – zaśmiała się. – Ale nie zrobiła tego. Jej nienawiść do demonów
powstrzymał jedyny członek Nox, który do niedawna zasilał wasze szeregi. Hmm,
jak się nazywał, zanim zginął, broniąc ciebie? – Przełknęłam ślinę, a moje
serce zatłukło się niespokojnie w piersi. Nie mogłam zapomnieć o Ethanie, który
przeze mnie nigdy więcej nie zobaczy wschodzącego nad naszym miastem słońca. –
No, tak. Ethan. „To dziecko, nie zabijaj go, Calanthe!” – wykrzyknęła piskliwie.
– I proszę, na kogo to dziecko wyrosło. Pomyślisz pewnie: och, niedobra
Gabrielle mści się na mnie za swoją własną matkę, a to przecież wcale nie moja
wina, i może jest w tym trochę racji, ale to nie wszystko, za co cię potępiam.
Wyprostowałam plecy, kiedy
usłyszałam tuż za sobą głośny szelest.
– Wiedziałam, że zostaniesz w
tym świecie – syknęła do mojego ucha. – A najgorsze jest to, że to ja do tego
doprowadziłam.
Gabrielle miała poniekąd rację.
Może moje spotkanie z rozszalałym Nathielem, który gonił Deaniela, było
przypadkowe, ale to ona była pierwszym demonem, który poważnie uprzykrzył mi
życie. To przez nią Auvrey postanowił mnie chronić. To przez nią dołączyłam do
Nox. Doprowadziła do tego, że zostałam takim łowcą, jak Calanthe, która zabiła
jej matkę. Może nie byłam tak silna i nie budziłam takiego postrachu jak ona,
jednak niewątpliwie miałam na pieńku z demonami w takim samym stopniu jak ona.
Dlaczego? Może odpowiedź tkwiła w tym, że podpisałam na siebie wyrok w dniu, kiedy
przybrałam nazwisko Auvrey i przedłużyłam linię rodu, dając istnienie trzem
kolejnym potomkom, którzy jeszcze nieźle mogą namieszać.
– Użalanie się nad sobą nie
jest w twoim stylu, Gabrielle – mruknęłam, ściskając exitialis w dłoni.
– Irytujesz mnie. Irytujesz
mnie od dnia, kiedy tylko cię zobaczyłam – syknęła złośliwie demonica, popychając
mnie do przodu. – Ktoś taki jak ty w ogóle nie powinien należeć do tego świata,
a jednak trzymasz się go jak rzep i na dodatek wciąż żyjesz. Jakim cholernym
cudem?
Kiedy upadłam na ziemię,
wykrzywiłam usta w grymasie.
Tak, też mnie ta kwestia zastanawiała.
Być może po części zawdzięczałam to Nathielowi i wszystkim członkom Nox, jednak
nie przeżyłabym, gdybym sama nie potrafiła zawalczyć o swoje życie. Bo może nie
byłam silna, ale w jakiś sposób zawsze uciekałam niebezpieczeństwu z rąk. To
nie było tylko i wyłącznie moje szczęście.
Nie spodziewałam się, że
Gabrielle tak szybko do mnie dotrze i chwyci mnie za bluzkę, przenosząc gwałtownie
do pionu. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ona – w przeciwieństwie do
mojej osoby – mogła mnie zobaczyć. Ja dostrzegałam tylko ciemność.
– Jesteś inna niż w dniu, kiedy
cię poznałam. Mniej tchórzliwa i bezradna. A to mnie wkurza jeszcze bardziej –
syknęła przez zęby. – Czekałam, żeby w końcu cię dopaść. I oto proszę, jesteś w
mojej pułapce. – Ręce demonicy przesunęły się w stronę mojej szyi, a potem
zacisnęły się na niej mocno, chcąc mnie pozbawić tchu. Zamachnęłam się nożem,
trafiając moją oprawczynię w dłoń. Zdziwiłam się, kiedy jej ręce po prostu się
rozpłynęły, a ona nie wydała z siebie żadnego dźwięku, który mógłby uchodzić za
bolesny. Wręcz przeciwnie – wybuchła śmiechem, stojąc za moimi plecami.
Teraz już wiedziałam, co jest
nie tak. Próbowała mnie potraktować tanią iluzją.
Rozmasowałam szyję i uśmiechnęłam
się ironicznie na boku.
W ciemnym kącie dostrzegałam
zarys prawdziwej Gabrielle, która starała się mnie omamić. Było to możliwe
tylko dzięki temu, że posiadałam demoniczną moc. Może nie działała tak, jak u
pełnokrwistych demonów, ale wystarczyła, abym mogła wyczuć jej prawdziwą postać
spośród innych cieni, które się tu pałętały. Od początku domyślałam się, że nie
będzie tak łatwo, jakbym tego chciała. Całkowity kontakt z jej realną postacią
zarysowaną ledwo widoczną linią magii, straciłam wtedy, kiedy niewyczuwalna
przeze mnie powłoka uderzyła prosto w moją twarz i przejechała po niej
pazurami. Zatoczyłam się na bok, a potem dotknęłam twarzy. Po policzku ściekała
mi krew, która prawdopodobnie nie była iluzją. Jeżeli przyjdzie mi walczyć z
cienistymi pokrakami, które skradały się w ciemności, będę miała ogromny
problem, aby przy okazji wyczuć Gabrielle przemieszczającą się z jednego kąta w
drugi. Poza tym jak miałam walczyć z demonami w kompletnych ciemnościach?
Przygryzłam wargę i zamachnęłam
się nożem, słysząc warknięcie cienistej pokraki, która na mnie polowała. Nie
spodziewałam się, że atak nadejdzie z innej strony, a ja zostanę przygnieciona
do niewidzialnego podłoża i ugryziona boleśnie w ramię.
Gabrielle, która była świadkiem
tego zdarzenia, wybuchła przerażającym śmiechem.
Byłam w pułapce. Wiedziałam, że
jeżeli niczego szybko nie wymyślę, zginę. I bynajmniej nie będzie to miły
koniec.
Hej :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się irytacji Gabrielle, która toczy pojedynek z jakimś miernym półdemonem (wybacz, Laura), za to mnie irytuje ona. Jakoś nigdy nie zapałałam do niej sympatią, a powyższy rozdział jedynie umacnia mnie w tym, by tego demona omijać łukiem.
Nivareth rozbawiła mnie swoim pojawieniem się :D
Niezłe opisy, choć czasami widać, że nie było łatwo się z nimi mierzyć.
Pozdrawiam