niedziela, 1 lipca 2018

[TOM 3] Rozdział 62 - "Niech zapłonie świat"

W moim życiu niewiele było momentów, w których traciłam całkowitą kontrolę nad ruchami działającymi na spółkę z mechanizmami spanikowanego umysłu. Choć moje trwanie splecione było na stałe z tchórzostwem, potrafiłam w krytycznych sytuacjach zachować zimną krew. Wszystkie te niebezpieczne sytuacje, z których wychodziłam z mniejszymi lub większymi ranami, dawały mi jednak drogę wyboru – teraz go nie miałam, a jedyne, co mogłam robić, to walczyć o swoje życie jak zwierzę oddane instynktowi przetrwania. W tym momencie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej czułam się jak bezradny człowiek, bo kiedy nie miałam już sposobności  chłodnego przemyślenia i zaplanowania starcia, po prostu atakowałam, próbując przeżyć.
Wiłam się w niewidzialnej sferze, którą przepełniała ciemność, próbując na oślep trafić demony, które wydrapywały na mojej skórze ujścia do krwawej rzeki samego serca. Jak dotąd nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, który poświadczyłby o bólu. Bardziej martwiłam się o przetrwanie niż o zadawane rany. Gdzieś w tle rozbrzmiewał szaleńczy, nieprzerwany śmiech demonicy, która patrzyła na ten przezabawny pokaz człowieczej bezradności, ciesząc się rozrywką. Wiedziałam, że jeżeli dalej tak pójdzie, demony rozszarpią mnie na strzępy. Co jednak miałam zrobić? Nawet kopiąc i wymachując nożem w powietrzu niewiele mogłam zdziałać. Pokraki szarpały mną jak kawałkiem świeżego mięsa, wykłócając się o to, kto weźmie większy kawałek.
Próbowałam oczyścić swój umysł z paniki, znaleźć choć mały skrawek skupionych w sobie myśli, który umożliwiłby mi szybkie działanie, nawet według irracjonalnego planu. To na nic. Wola przetrwania była teraz silniejsza niż chęć skupienia się i intelektualnej ucieczki od zagłady.
Potężna łapa demona zdzieliła mnie po twarzy, zostawiając na niej długi, krwawy ślad. Zaraz po nim ranę poprawił drugi demon. Chwilę później pazury zagłębiły się w moim ramieniu, potem po lewej stronie piersi, blisko bijącego serca – na ten atak podskoczyło przerażone, na moment paraliżując wszystkie moje kończyny, które były ostatnią słabą drogą do ocalenia. Nie wiedziałam już, ile demonów mnie otaczało. Chwilami odnosiłam wrażenie, że była ich cała gromada, potem, że tylko dwa. Moje myśli kończyły się gdzieś na granicy omamów, które nie pozwalały mi na racjonalną obronę.
– Wciąż nie masz dosyć, Lauro? Jeszcze chwila i będziesz dziurawa jak ser – odezwała się piekielnie rozbawiona Gabrielle. Aby pokazać swoją jawną pogardę dla ludzkości, kopnęła mnie boleśnie w bok. I to był pierwszy raz, kiedy wydałam z siebie jęk bólu. Zaraz po tym ciosie nastąpił kolejny i kolejny, a ja z każdym następnym miałam wrażenie, że ostry obcas damskich butów wydrąża w moich żebrach krwawą dziurę, z której ucieka cenna krew. Teraz każdy skrawek mojej skóry był jak gorejący materiał składający się z nieskończonych cząsteczek bólu. Dziwiłam się, że wciąż pozostawałam przytomna – już dawno powinnam uciec do krainy dziecięcych snów, z której wybudzić mogłaby mnie tylko śmierć.
Jeszcze niedawno myślałam, że uda mi się pokonać Gabrielle, a tymczasem tkwiłam tutaj, kopana i raniona, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, kuląc się w sobie jak niemowlak dryfujący w wodach płodowych. Zostałam potraktowana gorzej niż jakiekolwiek stworzenie, które mogło stąpać po tej ziemi. Gorzej niż jakakolwiek rzecz, która została wytworzona ludzkimi dłońmi. Gabrielle zniosła mnie do poziomu nieużywanego i niechcianego przedmiotu, który po zniszczeniu można było wyrzucić tylko na wysypisko śmieci. Gdybym miała w sobie choć trochę siły, choć trochę magii, zapewne gniew wybuchłby we mnie ze zdwojoną siłą, uwalniając od ciągu bolesnych ciosów, jednak ten kluczowy element mojego niedoszłego wyzwolenia siedział gdzieś na dnie serca i zaledwie się żarzył, niezdolny do pochłonięcia ogniem całego ciała. Powoli traciłam nadzieję na to, że uda mi się zmienić bieg bezlitosnego losu. Choć nie chciałam dopuścić do swojej świadomości myśli, że mogłam przegrać, podświadomie czułam, że właśnie tak miało się stać. Leciałam w dół, prosto w czarną otchłań, która pragnęła zamknąć mnie w ostatecznym uścisku lodowatych ramion.
Nie byłam na to gotowa.
Kiedy wydawało mi się, że mój umysł powoli gasnął, wyciszając stopniowo demoniczne warczenie i kobiecy śmiech, który rozlegał się już nie tylko w ciemnościach, ale i w mojej głowie, nagle przez ten przyciszony harmider zaczął przedzierać się cieniutki głos – początkowo lekki i delikatny jak najdroższy jedwab ocierający się figlarnym koniuszkiem o skórę, wywołując na niej przyjemne dreszcze. Z czasem wdzierał się jednak do mojej głowy mocniej, jak silny podmuch wiatru smakujący ostrzeżeniem lub uderzenie niskiego dźwięku niesionego na splątanej w harmonii pięciolinii. Ten dźwięk nie ranił moich uszu, choć jego delikatność przecinała na wskroś wszystko to, co złe. Poprzez wirującą ciemność dostrzegłam strzępki rzeczywistego, ludzkiego świata, który mienił się w moich oczach fragmentami szalejących na wietrze liści i szarego nieba. Ten czysty obraz przecinały cierpiące demony, trzymające się za głowy – ich szerokie paszcze otwierały się w ryku, lecz nie wydawały z siebie żadnego bolesnego oddźwięku. Demoniczna agonia rozgrywała się na moich oczach w towarzystwie słów niezrozumiałej dla mnie pieśni. Wtedy zrozumiałam, że to nie moja wyobraźnia, tylko moc, w jej najczystszej, najjaśniejszej i najurodziwszej postaci. Osoba, która z niej korzystała, majaczyła się blado na czarnym tle, kierując w moją stronę dłoń.
Nagle cały chłód, jaki mnie ogarniał, przemienił się w dobrze mi znane ciepło, którego uświadczyłam już podczas ostatniej walki z wiedźmami. Wtedy spłynął na nas życiodajny deszcz wywołany ostatnim zaklęciem, jakie wydusiła ze swoich płuc żywa czarodziejka. Dzięki temu delikatnemu brzmieniu znów poczułam, jak ból odchodzi z mojego ciała, a chaotyczna moc gwałtownie nawraca się w żyłach, wędrując przyspieszonym rytmem do serca. Zachłysnęłam się ciepłem, które gwałtownie na mnie napierało – to zupełnie odwrotny efekt do tego, który osiągnęła śpiewająca czarodziejka, karząc demony za ich szaleńcze napastowanie.
Kiedy podniosłam się z klęczek, chwytając ponownie za exitialis, poczułam się jak nowonarodzona. Wtedy właśnie głos się urwał, a jego właścicielka rozpłynęła się w rzadkiej mgle ulatującej się w ciemnościach. Skrawki rzeczywistości znów pogrążyły się w demonicznej otchłani mocy, czułam jednak, że ta powłoka nie była już taka potężna, jak wcześniej. Najwyraźniej Gabrielle została osłabiona.
– Wypatruj linii mocy, które będą ich otaczać, skup się, wyczuj ich energię – wyszeptał cichy głos do mojego ucha. Mimowolnie skierowałam spojrzenie na zmęczone i pogrążone w bólu pokraki, które rozkładały się teraz na niewidzialnym podłożu.
Rzeczywiście. Powrót mojej mocy spowodował, że dostrzegałam teraz wyraźne kontury demonów, które wcześniej próbowały mnie rozszarpać. Była ich cała piątka. Gdzie w takim razie znajdowała się Gabrielle?
– Ukrywa się za swoją mocą, nie mogę jej wykryć – usłyszałam niknące brzmienie. Wiedziałam już, że to ostatnie zdanie, które wypowiedział śpiewający duch czarodziejki. Odtąd musiałam radzić sobie sama.
Nie czekając na to, aż pokraki pozbierają się po gwałcącym ich wrażliwe uszy ataku, machnęłam równomiernie dłońmi od dołu do góry, zarysowując w powietrzu potężne fale, zderzające się ze sobą w gwałtownym uścisku. Ten magiczny gest sprawił, że wszystkie demony uniosły się w górę, uderzając o swoje przebrzydłe cielska. W momencie, gdy opuściłam je w dół, rzuciłam się w ich kierunku z nożem, pozbywając się każdego z nich z świetlistym uderzeniem energii. W przeciągu kilkunastu sekund wszystkie pokraki rozpłynęły się w powietrzu, prawdopodobnie wracając do miejsca, z którego wcześniej tutaj trafiły.
Nie zdążyłam nawet wziąć głębokiego oddechu, a zostałam pociągnięta za włosy w tył. Poczułam w karku nieprzyjemne strzyknięcie kości, i gdyby nie to, że odepchnęłam silnym uderzeniem chaotycznej mocy moją oprawczynię, zapewne mogłabym udawać człowieka bez głowy.
Głośne i nieludzkie, choć wciąż kobiece warknięcie, wrzynało się w mój umysł.
– Pieprzony półdemon – syknęła Gabrielle, której najprawdopodobniej przecięłam skórę. – Módl się o szybką śmierć, bo tylko to ci zostało.
Wsłuchałam się w głośne stąpanie butów, w porę odskakując w bok, nie spodziewałam się jednak, że mój wróg dokona szybkiego zwrotu, rzucając w moją stronę mordercze wstęgi, które oplotą się wokół mojej talii jak dwa węże boa, a potem uniosą mnie wysoko w górę i uderzą z impetem o podłoże. Na moment zabrakło mi powietrza w płucach, Gabrielle nie dawała mi jednak chwili na wytchnienie – chwilę później powtórzyła ten gest.
Poprzez zamglone bólem oczy dostrzegałam dwie wyróżniające się w ciemnościach wstęgi, które prezentowały moc demonicy. Choć prowadziły prosto do niej, jej postać wciąż pozostawała dla mnie niewidzialna. Jeżeli będzie używała swoich wstęg, mogę mieć szansę na atak, ale co jeśli zmieni sposób walki? Co jeśli jej wściekłe ruchy okażą się tak gwałtownie, że początek trzymanych przez nią wstęg całkowicie mi umknie?
Uderzając po raz kolejny o twardą powierzchnie, nie miałam wyboru, jak zwyczajnie przeciąć je w powietrzu swoją mocą. Kiedy to zrobiłam, opadły bezwolnie na dół, całkowicie odgradzając mnie od demonicy, która zniknęła w ciemnościach.
Upadając twardo na ziemię, syknęłam z bólu i jednoczesnej bezradności. Gabrielle mogła mną pomiatać w nieskończoność, ja i tak wiedziałam, że moja moc w końcu się skończy, a Madlene nie przyjdzie tutaj pomóc mi po raz drugi. Zapewne i tak wytraciła już słabe pokłady swojej duchowej energii.
Musiałam myśleć.
Kiedy obcasy nakreśliły ścieżkę prowadzącą prosto do mnie, moja dłoń mechanicznie skierowała się w stronę kieszeni. Ten gest był tak bardzo obcy, tak bardzo niekontrolowany i przede wszystkim nie mój, że postanowiłam mu w pełni zaufać. Na oślep wymacałam plastikową, malutką fiolkę, która wciąż tam tkwiła. Zdążyłam przetoczyć się na prawą stronę, kiedy Gabrielle naskoczyła na mnie z góry i uderzyła cienistą mocą w podłoże, w którym zapewne powstało wgłębienie.
Leżąc na plecach, wyjęłam z kieszeni fiolkę. Zawierała w sobie połowę zawartości zabarwioną na zieleń.
Mikstura odbudowująca. Gdy ją spożywaliśmy w siedzibie czarodziejek, miała błękitny kolor. Wyjaśnienia doszukałam się w tłumaczeniach jednej z la bonne fee, która z rozbawieniem oznajmiła, że gdy potrząśnie się porządnie fiolką, mikstura zmieni nie tylko swoją barwę, ale również właściwości. Z punktu widzenia walki, nie będzie już ona w żaden sposób przydatna. No, chyba że ktoś będzie chciał wypalić oczu swojemu wrogowi albo… sprawić, że jego szata zapłonie fosforyzującą zielenią.
To właśnie miało być rozwiązanie. Fiolka z fluoroscencyjnym płynem połyskiwała delikatnie w ciemnościach, przypominając mi o słowach Alexandry: „Raz polałam się taką miksturą i nie dość, że wypaliłam sobie skórę na dłoniach, to jeszcze przez kolejne dwa dni świeciłam się jak neony w burdelu. Trzeba z nią uważać”.
Słysząc kolejne gwałtowne kroki odznaczające się stukotem obcasów, tym razem nie odskoczyłam na bok. Zrobiłam to celowo. Chciałam, żeby moja przeciwniczka myślała, że ma nade mną przewagę. Tym samym chwyciła mnie za włosy, podniosła gwałtownie do góry i uderzyła kilka razy pięścią w brzuch. Choć robiło mi się słabo i miałam ochotę zwymiotować pod jej nogi, powstrzymałam się przed tym, w końcu miałam inny cel.
Paznokciem podważyłam ukrytą w mojej kieszeni fiolkę. Nie dbałam o to, czy Gabrielle zauważy mój niecny występek. Po prostu chlusnęłam zieloną zawartością w miejsce, gdzie spodziewałam się jej stóp. Już po chwili dwie wyraźne plamy w postaci fosforyzowanych smug, otoczyły jej buty. Miałam tylko nadzieję, że płyn nie wyżre materiału, a przy okazji jej skóry – to mogłoby mnie zdradzić. Na szczęście Gabrielle pogrążona w radosnych uderzeniach, nawet nie zauważyła, że teraz jej obuwie świeci jak dwie latarki w ciemnościach. Najwyraźniej było to spowodowane tym, że ona we własnym stworzonym z czerni świecie, widziała wszystko wyraźnie, ja widziałam tylko tę znamienną czerń, którą teraz rozświetlała odrobina fluoroscencyjnego światła.
Uśmiechnęłam się krzywo pod nosem, co moja przeciwniczka najwyraźniej zauważyła.
– Jeszcze masz siłę, żeby się uśmiechnąć? – prychnęła, chwytając za moją szczękę i unosząc ją do góry. Bliżej nieokreślone kości w moim karku i na twarzy niepokojąco strzyknęły. – Przecież zaraz zginiesz – syknęła demonicznie, zaciskając swoje rozcapierzone palce jeszcze mocniej na mojej szczęce.
– To się okaże – odpowiedziałam z kpiną w głosie.
Gabrielle wydała z siebie bliżej nieokreślony, niemal zwierzęcy dźwięk, który mogły wydawać tylko wypełnione po same brzegi gniewem demony. Po tym rzuciła mną o podłogę i przygniotła do niej kolanem, naciskając z całej siły na mój kręgosłup. Jęknęłam, czując jak kości odmawiają posłuszeństwa. Do oczu mimowolnie naszły mi łzy. Drżące dłonie wbiłam w podłoże, próbując walczyć z ogłuszającym mnie bólem.
Musiałam wytrzymać.
– Pamiętam cię jako sukę, która miała niewyparzoną gębę, ale teraz to już przesadziłaś. Każdy człowiek, który ma w sobie choć trochę rozumu, po prostu by się zamknął, wiedząc, że za chwilę może zginąć. Takie gadki na pewno ci nie pomogą – warknęła do mojego ucha. Drugą ręką znów chwyciła za moje włosy i pociągnęła je w tył. Teraz kręgosłup stał się łukiem, który ułożył się pod niebezpiecznym kątem zwiastującym pęknięcie. Stłumiłam w sobie okrzyk bólu.
– Chciałam się nacieszyć twoim gniewem w ostatnich chwilach życia – zironizowałam, plując pod jej stopy krwią, która zdążyła zebrać się w moich ustach już przy wcześniejszych starciach.
Niespodziewanie Gabrielle wybuchła szaleńczym śmiechem, a potem uderzyła moją głową w twardą powierzchnię. Gdy myślałam, że już wystarczająco się wyżyła, ona zrobiła to jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Wydawało się, że nie skończy, póki po prostu nie stłucze mojej czaszki o twarde podłoże.
Nawet teraz odnosiłam wrażenie, że ciemność wiruje w moich oczach.
– Będę cię torturować, patrzeć jak z każdego skrawka twojego marnego ciała wylewa się słaba, ludzka krew, a z twoich oczu ciekną łzy. Będę słuchać twojego nędznego zawodzenia i błagań, żebym cię zostawiła. Ale wiesz? Ja ich nie posłucham, droga Lauro – zaśmiała się niskim, prawie męskim głosem. – Czekałam na ten dzień przez wiele lat.
– I pomyśleć, że poświęciłaś wiele swojego cennego czasu i myśli na kogoś, kto jest słaby – zaśmiałam się słabo. W tym momencie zaczęłam kumulować w swojej dłoni moc. Skupiłam się na tym, aby gotowe jej wątki oplotły się delikatnie wokół kostek demonicy. Zanim ona znów uderzyła moją głową w ziemię, pociągnęłam za niewidzialne liny, które sprawiły, że Gabrielle upadła na kolana. Chciałam się przeczołgać na drugą stronę, ale ona w porę chwyciła mnie za kostkę i wbiła w nie swoje długie pazury. Zacisnęłam usta i kopnęłam ją na oślep, mając nadzieję na to, że trafię prosto w jej twarz. Sądząc po głuchym dźwięku, który wydostał się z jej płuc, prawdopodobnie mój cel okazał się trafny.
Obolała przeniosłam się do pionu. Czułam jak moje ciało się chwieje, ale nie pozwoliłam sobie na upadek. Teraz byłam już zbyt blisko ostatecznego rozwiązania.
Skupiłam wzrok na poruszających się w ciemnościach butach, na których odznaczały się drobne, zielone plamy. Choć wirowały mi w oczach, podpowiadając, że długo nie ustoję w miejscu, to jednak wciąż byłam w stanie dostrzec, gdzie Gabrielle kieruje swoje kroki. Okrążała mnie, a oddźwięk jej obcasów niósł się po przeciwnej stronie, co zapewne znów było wynikiem iluzji. Starałam się wyciszyć umysł i skupić wyłącznie na wirujących plamach. Raz na jakiś czas spoglądałam w inną stronę, aby nie zdradzić tego, że widzę przeciwniczkę. Byłam tak skupiona, że czułam w skroniach bolesne pulsowanie.
– Myślę, że poświęciłam już wystarczająco dużo czasu na zabawę z tobą – usłyszałam donośne, a równocześnie niepokojąco łagodne brzmienie głosu. Tak brzmieli tylko potencjalni mordercy, którzy szykowali się do ostatecznego ciosu. – Długo zastanawiałam się nad skutecznym sposobem, który pomoże ci odejść w chwale, i wiesz na co wpadłam? – Umilkła. Słyszałam, że coś podrzuca do góry. – Demony są w stanie wyczuć tę broń na kilometr. Ma w sobie drażniącą moc, która w pierwszym zetknięciu może zaniepokoić, ale jeżeli ktoś jest do niej przyzwyczajony… Cóż, wtedy nie robi na nim dużego wrażenia – zaśmiała się, zataczają kolejny okrąg. – Na palcach dwóch rąk mogłabym policzyć, ile razy ta broń mnie drasnęła. Wyczuwasz ją, półdemonie? Czy może twoja moc jest zbyt słaba, żeby ją zobaczyć?
Nie musiałam jej czuć, żeby wiedzieć, że to exitialis. To prawda, że początkowo ten nóż napawał mnie dziwnym niepokojem, ale to uczucie szybko minęło, gdy spędziłam z nim kilka dni. Nie widziałam w tym nożu tego, co widziały pełnokrwiste demony. Nie byłam w stanie go nawet dostrzec – żadna linia mocy nie okalała jego powłoki. To nie było jednak potrzebne.
– Milczysz. Próbujesz się skupić, żeby mnie dostrzec? – spytała rozbawiona Gabrielle. – Świetnie. Być może uda ci się mnie chociaż drasnąć. – Na zawołanie demonica machnęła nożem i trafiła mnie w ramię. Widziałam ten ruch, ale nie chciałam siebie jeszcze zdradzać. Przeszywająca moc exitialis sprawiła, że poczułam zdecydowanie większy ból, niż powinnam. Nic dziwnego, w końcu to nóż, który oddziaływał na złe moce demonów.
Przymknęłam powieki i wzięłam cichy wdech.
– Och, jednak mnie nie widzisz – zironizowała demonica. – Przykro mi z tego powodu. –  Zatoczyła kolejny krąg i znów mnie drasnęła, tym razem w drugie ramię. Za każdym razem jej buty były coraz bliżej mnie. Podejrzewałam, że chce się zakraść o przyłożyć nóż do mojego gardła. Cóż, zobaczymy, czy jej się to uda.
– Mój zegar odmierzył czas, który przeznaczyłam na tę nędzną walkę – prychnęła. – Trochę mi smutno, że mnie nie zabawiłaś, ale nie spodziewałam się po tobie niczego zaskakującego.
Gabrielle stanęła naprzeciw mnie. Przez moment starałam się zwizualizować jej sylwetkę, potem odwróciłam wzrok, aby nie dostrzegła, że wiem, gdzie się znajduje.
– Ostatnie słowo pożegnania? – Oddźwięk głośno stąpających obcasów, demoniczny chichot i ruch fosforyzujących butów. – Nie? – Uśmiechnęłam się kpiąco pod nosem. – Uśmiechasz się. Niech więc będzie to twoim ostatnim wołaniem o śmierć – syknęła i rzuciła się w moją stronę. Nim exitialis dotknęło mojego gardła, zatopiłam swój własny nóż w ciele Gabrielle. Ta wydała z siebie dźwięk, który mógł uchodzić za zaskoczenie. Stalowa broń, którą dzierżyła, upadła na ziemię z głośnym brzękiem.
– Ty… suko – warknęła przez zęby. Niespodziewanie wokół mojego gardła zaczęły owijać się wstęgi. Zacisnęły się na nim gwałtownie, jakby chciały pozbawić mnie głowy.
Ciemność, która wcześniej nas spowijała, nagle się przerzedziła. Moim oczom ukazała się wściekła postać Gabrielle, której usta wykrzywiły się w nienawistnym grymasie. Szmaragdowe oczy raziły mnie swoim złowieszczym blaskiem, jakby była monstrum naładowanym niebezpieczną magią. Nóż, którym ją trafiłam, wbił się pod jej żebra, tuż obok serca. Chybiłam zaledwie o kilka centymetrów. Kilka cholernych centymetrów.
Zachłysnęłam się powietrzem, które nie mogło dostać się do moich płuc. W tym momencie ogłuszył mnie głośny śmiech demonicy.
– Zapomniałaś już, że nie mogę umrzeć? – spytała ochryple, patrząc prosto w moje oczy. – Otchłań jest zamknięta.
– Już nie – usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam w bok równocześnie z Gabrielle, która nawet nie podejrzewała, z kim będzie miała do czynienia.
Po naszej prawej stronie stała Nivareth. Wyglądała jak całkiem żywa arystokratka, choć oczywiście już dawno była trupem. Wachlowała się powolnie drogim, bogato zdobionym wachlarzem po to, by za chwilę ostentacyjnie go zwinąć i wystawić w naszą stronę. W powietrzu nakreśliła trójkąt, który przecięła linią mocy. W tym momencie pod nogami Gabrielle, na podłożu, utworzyła się błyszcząca siatka mocy.
– Na co czekasz? – spytała głosem wyższości Nivareth, spoglądając mi w oczy.
Krztusząc się, wyjęłam nóż z piersi demonicy i zamachnęłam się nim, trafiając prosto w serce zaskoczonej takim obrotem spraw przeciwniczki. Czarny dym wylał się gwałtownie z jej klatki piersiowej, zasłaniając mi na chwilę widok. Przez mglistą powłokę dostrzegałam tylko jej przepełnione szokiem oczy, a także rozdziawione usta. To była mina kogoś, kto nie spodziewał się, że skończy właśnie w taki sposób, i to z rąk tak plugawej istoty.
Uścisk wstęg na mojej szyi zelżał akurat w momencie, kiedy świat zawirował mi w oczach, ostrzegając przed gwałtownym niedoborem tlenu. Upadłam na pośladki, z trudem podpierając się na dłoniach. Głośno i chrapliwie dysząc, wpatrywałam się w Gabrielle, która powoli niknęła w ziemi. W ostatnich chwilach swojego życia tłukła pięściami o niewidzialną ścianę, próbując się wydostać z pułapki.
– Ty pieprzona suko – warknęła przez zęby, ostatecznie upadając na kolana. Z jej ust wydobywał się czarny dym, który zastępował ludzką krew. Kasłała nim, krztusząc się własnym złem.
Spoglądałyśmy sobie w oczy przez kolejne sekundy, które zaważyły o jej życiu. Nie miałam sił na dumne uniesienie podbródka. Nie miałam sił na kpiący, triumfalny uśmiech ani na żadne słowa pogardy, z którymi posłałabym ją prosto do piekła. W tych ostatnich chwilach, nim jej głowa usłana czarnymi jak noc włosami, znikała w sztucznej otchłani, powiedziałam tylko przyciszonym głosem:
– Żegnaj.
Gabrielle wydała z siebie demoniczny okrzyk nienawiści, który zniknął wraz z echem w zamykającej się pułapce. Kiedy Nivareth dopełniła swojej misji, znów rozłożyła wachlarz, kiwając w moją stronę głową. Posłałam jej dziękujące spojrzenie i odwzajemniłam gest. Potem obróciła się na pięcie i zniknęła wraz z pojedynczym mrugnięciem moich oczu.
Opadłam na plecy, wgapiając się w wirujące, poszarzałe niebo. Na moje usta wkradł się mimowolny uśmiech. Łapałam powietrze, na przemian się nim krztusząc, na przemian nim radując. Wciąż nie docierało do mnie, że właśnie pozbyłam się najgorszego przeciwnika.
Przejmującą ciszę, która szumiała w moich uszach, przerwało głośne wołanie mojego imienia. Znajome brzmienie głosu sprawiło, że moje serce otoczyła ciepła chmura spokoju. Niebo przysłoniła głowa z czarnymi, roztrzepanymi włosami, i przejęte, szmaragdowe oczy. Usta zaciśnięte początkowo w wąską kreskę, w końcu się rozluźniły i wydały na świat szeroki uśmiech. Potem zostałam chwycona za ramiona i przeniesiona gwałtownie do pozycji siedzącej. Świat zawirował tak mocno, że niespodziewanie zgięłam się wpół i zwymiotowałam pod czyjeś stopy. Głaskana po plecach przez kolejne minuty, byłam w stanie wyrzucać z siebie wyłącznie pustą zawartość żołądka. Przy tym marnym, ludzkim przedstawieniu, słyszałam uspokajający mnie głos:
– Jest dobrze, nie musisz się niczym martwić.
W końcu byłam w stanie się wyprostować i spojrzeć na otaczające mnie twarze. Naprzeciw mnie klękała zmartwiona i pobladła Patricia, pokaleczona Alex, osmolona Martha i wykrzywiony Soriel, który najwyraźniej starał się doczyścić swoje buty. Obok siedział podpierający mnie swoim ramieniem Nathiel, który posłał mi szeroki uśmiech. Starałam się go odwzajemnić tak, jak potrafiłam.
– Cholera, wyglądasz jak zarzynane w rzeźni zwierzę – mruknął starszy z braci Auvrey, marszcząc czoło. – Wobec tego jestem ci nawet w stanie wybaczyć, że zrzygałaś się na moje buty.
– Świat nie kończy się na twoich butach, przeklęta pokrako. Świat w ogóle nie kończy się na tobie – syknęła przez zęby Alex. Nie wyglądała może tak strasznie jak wcześniej, ale wciąż była blada i zakrwawiona.
– Zamknij się, ruda wiedźmo, bo inaczej tego pożałujesz.
– Przestańcie się kłócić – jęknęła Patricia, kładąc dłoń na piersi Soriela, który już wystawiał się w stronę jej przyjaciółki, żeby ukarać ją za kolejną obelgę, którą miała przygotowaną w ustach.
– Dla mnie nie wyglądasz jak zarzynane zwierzę – oburzył się Nathiel. – Dla mnie wyglądasz jak krwawa i waleczna amazonka, z tym że twoje cycki są wciąż na miejscu. – Wyszczerzył się, na co ja przewróciłam oczami. – Jesteś cudowna – kolejne słowa były wypowiedziane z taką miłością i ciepłem, że przeszyły mnie dreszcze. Nie spodziewałam się takiej wylewności ze strony Nathiela, który nieprzerwanie patrzył w moje oczy. – Poradziłaś sobie beze mnie i to z najgorszym demonem, zaraz po moim ojcu, który stąpał po tym świecie. – Auvrey objął delikatnie mój kark i przyciągnął do siebie, składając na czole pocałunek. – Wiedziałem, kogo biorę za żonę. I na pewno nie była to osoba, która kiedykolwiek mogła uchodzić za tchórza. – Kolejny pocałunek, tym razem w nos.
Uśmiechnęłam się blado.
– Wiem, że zawsze marzyłeś o żonie, która będzie zabijać demony.
– I patrz, jak ją zdobyłem – zachichotał. – Siłą, własną krwią i miłością.
Spojrzeliśmy sobie w oczy, bo więcej w tym momencie nie potrzebowaliśmy.
– No, dobra, gołąbeczki. Koniec romansów – powiedziała znacząco Alex. – Wciąż nie rozstawiliśmy dwóch siatek mocy.
Kiwnęłam znacząco głową, odwracając od Auvreya spojrzenie.
– W takim razie ruszajmy.
***
Sorathiel przyjrzał się niebu, na którym rozbłysnął piorun, przecinający je na wskroś. To był trzeci, ostatni znak, który poświadczył o tym, że misja czarodziejek została zakończona powodzeniem. Zaraz po tym, ziemia pod jego stopami lekko zadrżała. Przez ułamek sekundy dryfowały pod nią błyszczące nicie, które przebiegły przez cały teren miasta.
Sztuczna otchłań była gotowa do użycia.
– Zaczynamy? – spytał zdyszany Alec, który mimo wszystko wciąż miał mnóstwo energii. Ta była widoczna w jego świecących błękitem oczach. Sorathiel widząc ten zapał, zaśmiał się gorzko w myślach. Kiedy to on stał się takim udręczonym, starym dziadem? Nie miał jeszcze trzydziestu lat, a już czuł się jak podstarzały mężczyzna, który najchętniej zasiadłby przed telewizorem i nie ruszał się sprzed niego przez kolejne dni. Był wykończony wojną. Wykończony obowiązkami, które zrzucił na jego barki po śmierci Hugh.
Szef organizacji Nox spojrzał w niebo, a następnie przeniósł wzrok na ludzi, którzy czekali na jego rozkazy. Wszyscy byli gotowi do walki, nawet jeżeli wiedzieli, że mogą skończyć jako martwy pokarm dla demonów.
Sorathiel wziął głęboki wdech. Nie mógł przedłużać milczenia. Byli już na ostatniej prostej do wygranej bądź przegranej. Właśnie teraz ich losy zostaną przesądzone.
– Zaczynamy. – W momencie, w którym to powiedział, ziemia zadrżała potężnie, powodując utracenie równowagi przez wszystkich wojowników, którzy szykowali się właśnie do walki. Uczucie, które towarzyszyło Sorathielowi podczas tego ostrego trzęsienia ziemi, daleko odchodziło od spokoju ducha, który opanował jego duszę w momencie, gdy la bonne fee uruchomiły sztuczną otchłań. Ziemia drżała, ponieważ zmusiło ją do tego coś naprawdę złego.
– Nie sądziłem, że przedstawienie może rozpocząć się beze mnie. – Donośny głos uniósł się w powietrzu, trafiając wyraźnie do każdego z obecnych. Nikt nie zastanawiał się, skąd ów dochodzi. Wszyscy unieśli zgodnie głowy, spoglądając na górzyste wzniesienie, gdzie stał nie kto inny, jak Vail Auvrey. Jego czarna szata powiewała na wietrze niczym skrzydła nietoperza, który właśnie szykuje się do ataku na swoją ofiarę. Rozciągnięte w bok ramiona, które mogły kojarzyć się z gestem otwartości, tak naprawdę czekały, aby objąć swoją władzą i potęgą prostych ludzi, którzy znajdowali się u jego stóp. Szmaragdowe oczy, w których można było odnaleźć tylko kpinę i obrzydzenie, kolidowały z przymilnym uśmiechem oznaczającą ukośną linię na jego ziemistej skórze. U podnóża wzniesienia zaczęły zbierać się warczące gniewnie demony, którym z gęby kapała zielona maź. Ich oczy przepełnione obłędem utkwione były w przeciwnikach.
Sorathiel przełknął ślinę. Jego serce zatłukło niespokojnie o pierś, sprawiając mu fizyczny ból. Kiedy spoglądał na setki, czy może nawet tysiące demonów, które zebrały się wokół Vaila Auvreya, wiedział, że to nie będzie łatwe starcie. Może w przeciwieństwie do armatniego mięsa, za które robiły cieniste pokraki, mieli rozum, jednak wiedział, że niekiedy inteligencja przegrywała z liczebnością.
– Niech zapłonie świat! – wykrzyczał szef Departamentu Kontroli Demonów, zanosząc się złowieszczym śmiechem.
I świat rzeczywiście zapłonął.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Ja też mówię Gabrielle "żegnaj". Nie będę za nią tęsknić, bo nigdy się do niej nie przekonałam, właściwie to cieszę się bardzo, że w końcu mamy ją z głowy na wieczność.
    Świetne, mega plastyczne opisy! Do tego przekazałaś też emocje Laury, cenię to sobie :)
    Jakiś taki Nathiel dojrzały w tym chwaleniu żony, ale te miłe słowa z jego ust bardzo mi się podobały.
    Świat zapłonął, a ja czekam, aż ogień pochłonie i istnienie Vaila.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń