niedziela, 6 stycznia 2019

EPILOG

I nadszedł ten wiekopomny moment, kiedy WCN doczekał się zakończenia...
Pomysł na serię powstał, gdy miałam zaledwie siedemnaście lat. Chciałam wziąć udział w konkursie, o którym usłyszałam w szkole. To był akurat moment, kiedy bardzo jarałam się Darami anioła, to dlatego początkowa wersja WCNa (jak i dalsza) trochę go przypominała. Stworzyłam fabułę, napisałam shota do połowy, a potem... potem zauważyłam, że przekroczyłam limit słów i nie potrafię go skrócić. Nie wysłałam go oczywiście na konkurs, ale zajęłam się jego dalszym tworzeniem. Początkowa wersja była zupełnie inna! Laura miała rodzeństwo i była nieśmiałą nastolatką pozbawioną chłodu. A Nathiel? Nathiel nie lubił parówek (czyli prawdopodobnie Nathiel zawsze był Nathielem). Tak oto powstały trzy pierwsze rozdziały. Dopiero kilka lat później je kontynuowałam, ale tym razem rozdziały wrzucałam już na bieżąco na bloga. 
Pierwszy rozdział został opublikowany na blogu 5 lutego 2014 roku. Miewałam większe przerwy (jak np. przy trzecim tomie), ale obiecałam sobie, że chociażby nie wiem co, skończę to opowiadanie. Bo było moją pierwszą tak bardzo rozbudowaną historią. I tak oto łącznie z epilogiem seria doczekała się 205 rozdziałów, z czego średnio każdy może mieć ok. 5-8 stron. Dużo przeżyłam z tą historią. Poprawiając ją teraz, zauważyłam, że mój styl powolnie ulegał zmianie. Na dodatek pomysły stawały się coraz bardziej skomplikowane. Fajnie obserwować z pewnej perspektywy czasu swój pisarski rozwój, a WCN był tym znaczącym punktem rozwoju! Dzięki temu opowiadaniu poznałam ogrom ludziów! Aktualnie siedzę z dwójką z nich – Cleo i Laurie, które towarzyszą mi w tej ciężkiej chwili. Im szczególnie dziękuję za uczestnictwo w tej długiej przygodzie! Tak samo dziękuję Oli, która niekiedy siedziała ze mną na Messengu i pomagała mi wymyślać tytuły rozdziałów czy fantazjować na temat niektórych wątków. Było też dużo innych osób, a także anonimów. Wszystkim dziękuję za odzew! 
Oprócz Cleo i Laurie mam ze sobą swoją ulubioną koszulkę zamówioną na cześć drugiego tomu: "Kochaj demony <3" (a chciałam sobie jeszcze zrobić z "Chowaj Nate'a do plecaka"), kubek z Nathielem i napisem: "W cieniu nocy", a także różanego Earl Greya (którego podpierniczę Laurie huehue). Smutna chwila, ale też wielka, bo WCN się kończy, a zaczyna się inne wielkie opowiadanie, które tym razem będzie już publikowane na Wattpadzie (na pewno dam znać na WCNie, jak już zacznę je publikować). Oczywiście WCNa nie zostawiam samemu sobie! Dlaczego? Bo w kolejce czeka kilka części z serii "3/4 demona: przeznaczenie ognia" (którego zapowiedzią jest właśnie ten epilog), a także kilka części "W cieniu ognia" opowiadającego o najważniejszych wątkach z życia młodej Calanthe. Na daleką przyszłość planowałam również "Idealną" o córce Madlene i Arena, które będzie się działo już po "3/4 demona: przeznaczenie...", ale to naprawdę daleeeekie plany. Niedługo opublikuję również po prawej stronie wszystkie shoty, jakie dotąd stworzyłam, a które mieściły się w uniwersum "W cieniu nocy". Tak więc trochę tego będzie! Jednak przygoda Laury i Nathiela kończy się w tym momencie. Teraz przekazują pałeczkę Aurze. Dziękuję! (właśnie się poryczałam i musiałam wziąć chusteczkę od Laurie, która poklepała mnie po głowie. Cleo też się popłakała! Taki ze mnie kapuś huehue). Do zobaczenia! 
***
Cmentarz nie był przyjemnym miejscem. Unosiła się nad nim chmura tęsknych wspomnień okutych smutkiem. Tutaj codzienność uciekała w ciemny kąt zapomnienia, ustępując miejsca zadumie. Powód, dla którego ludzie nie spędzali tu każdego wolnego dnia tkwił w tej przygnębiającej atmosferze, w której niekiedy rodziły się jednak ciepłe uczucia. Laura nie była religijną osobą, a do wiary podchodziła sceptycznie, jednak uważała, że każdy miał prawo być pochowany, a także wspominany i odwiedzany przez swoich bliskich. Mimo tego, że nie przepadała za cmentarnym klimatem, odwiedzała niekiedy zmarłych członków Nox, pragnąc oddać im należyty szacunek. Można było uznać ją za głównego pośrednika pomiędzy tymi, których już nie było a światem rzeczywistym, ponieważ to ona co kilka miesięcy stawała w obliczu duchów przeszłości. Zjawiała się tu w każdą zapamiętaną rocznicę śmierci. Czy byli to rodzice Sorathiela, czy Hugh, każdemu poświęcała dokładnie tyle samo czasu i trudu. Dzisiaj wypadała akurat rocznica śmierci jej biologicznej matki. Postanowiła, że z tej okazji wyjątkowo zabierze ze sobą na cmentarz dzieci, być może już w młodym wieku zaszczepi im szacunek dla zmarłych.
– Aura, błagam cię, zejdź z tego grobu – powiedziała trochę głośniej niż oczekiwała, czym zwróciła na siebie uwagę starszej pani siedzącej nieopodal na ławeczce.
– Chciałam tylko sprawdzić, czy się nie zawali, a ja nie wpadnę do krainy demonów – oznajmiła rozweselona dziewczynka. – Muszę chyba poszukać innego miejsca.
Chwilę później uklęknęła na płycie, zmrużyła oczy i zaczęła składać powoli literki, które na niej widniały. Obok niej stanął Nate, który bez mrugnięcia przeczytał na głos imię i nazwisko zmarłej. Oburzona siostra rzuciła go dawno wygasłym zniczem, który ten w ostatniej chwili złapał, potykając się jednak o drugi nagrobek i lądując na nim plecami prosto w świeżych kwiatach. Wkoło posypały się płatki i listowie.
Mała Calanthia trzymająca mamę za rękę nawet nie śmiała się odezwać. Grzecznie czekała w miejscu, w którym ją pozostawiono. Aura tymczasem zanosiła się głośnym śmiechem, tarzając się po płycie nagrobka. Zmęczona matka chwyciła ją za rękę i przeniosła do pionu, potem to samo zrobiła z Natem. Oboje postawiła obok siebie i uklęknęła przed nimi.