Skończył się pewien etap WCN, ale zaczął się inny (nie mogłam tak łatwo zostawić tej serii, halo). Tym razem swoje trzy grosze dostaną dzieci Auvreyów. W pierwszej kolejności prezentuję 3/4 demona: przeznaczenie ognia, które krąży wokół historii Aury. Nie będzie już cienistych demonów (chyba że obocznie), ale będą... demony ognia. Nie będą to co prawda całe tomy, bo do trzydziestki bym tego wszystkiego nie skończyła, ale kilka czy kilkanaście części każdej historii na pewno poświęcę. W ogólnym założeniu 3/4 demona: przeznaczenie ognia będzie mieć 10 części + epilog. Oczywiście te rozdzialiki mogą być dłuższe niż przeciętny rozdział z poprzednich tomów. Rozpiska przyszłych opowiadań (póki co) wygląda tak:
1. 3/4 demona: przeznaczenie ognia [Aura Auvrey]
2. Reinkarnacja [Calanthia Auvrey]
3. Idealna [Madelyn Barielle i trochę Nate'a Auvreya]
4. W cieniu ognia [Calanthe Clerinell]
Tak więc sporo historii. Oczywiście nie będę się z nimi spieszyć. WCN jest trochę wygasłym blogiem i piszę go tak naprawdę dla siebie. Dopiero na Wattpadzie zaczął się jakiś ruch, ale tam nie skończyłam poprawiać nawet pierwszego tomu.
***
Wszystko
dookoła płonęło. Ogień pochłaniał każdy wolny skrawek lasu, nie oszczędzając niczego,
co napotykał na swojej drodze. Nawet moje dłonie otaczał palący żar. Powoli
zamieniałam się w popiół, tak jak wszystko to, co mnie otaczało. Po środku tego
ognistego chaosu stał on, pan ognia o oczach w barwie płomieni. Uśmiechał się
do mnie chytrze, kierując powolnie palec wskazujący na moją pierś. Jego
krwistoczerwone usta układały się w słowa: przeznaczeniem ognia jest strawić
cały świat.
Zerwałam
się do góry, chwytając gwałtownie powietrze.
To
był tylko sen. Cholerny sen, który powtarzał się od ponad miesiąca. Może byłam
pieprzonym jasnowidzem, który przewiduje mające nadejść klęski? Jeżeli tak, to
nasze miasto miało niebawem spłonąć.
Westchnęłam
ciężko i przeczesałam palcami roztrzepane włosy. Moja grzywka była spocona,
jakbym rzeczywiście stanęła w obliczu ognia, a czarna koszulka z napisem „Not
today Satan” lepiła się do pleców. Sięgnęłam po telefon. Ekran wskazywał na
piątą rano. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Nawet jakbym nażarła się tabletek nasennych,
i tak by mi to nic nie dało. Moje sny rządziły się własnymi prawami.
Odrzuciłam
na bok zamaszystym ruchem kołdrę i stanęłam bosymi stopami na zimnych panelach.
W pokoju panował półmrok, to dlatego wyszukałam przygotowane na pierwszy dzień
szkoły ciuchy na oślep. Zapewne gdyby nie zrobiła tego mama, ja sama nie
tknęłabym ich nawet palcem. Wolałam raczej zabawę w wyrzucanie na podłogę
wszystkich ubrań z szafy, aby znaleźć coś, co nie byłoby choć trochę
wygniecione. Cóż, to tylko pierwszy dzień durnej szkoły. Tak zwana szkoła dla
plebsu, gdzie nie musiałam nawet nosić mundurka, jak mój ułożony brat bliźniak
czy utalentowana młodsza siostrzyczka. Pewnie rodzice nie byli nawet ze mnie
dumni, skoro obok zawsze stała dwójka rodzinnych geniuszów.
Ubrałam
czarną koszulkę z białym kołnierzykiem i czarne spodnie – w swojej garderobie
nie akceptowałam rzeczy w innych kolorach, do czego mama zdążyła się już
przyzwyczaić. Różowe sukienki nosiłam tylko jako niczego nieświadoma
dziewczynka. Wszystkie dowody na to, że byłam kiedyś uroczym dzieckiem w
uroczych ciuszkach zdążyłam na szczęście spalić.
Uczesałam
szybko włosy, nie przejmując się ich ułożeniem – tata zawsze powtarzał, że
jestem tak samo przystojna jak i on, dlatego nie potrzebowałam się malować czy
nawet robić sobie fryzury. Wierzyłam mu. Nie byłam w końcu skromna.
Posłałam
swojemu odbiciu krzywy uśmieszek, a potem pakując byle co do plecaka – mam tu
na myśli jakieś losowe przybory szkolne i jeden zeszyt – zeszłam z nim na dół,
rzucając go gdzieś w szary kąt przedsionka. Kiedy weszłam do kuchni, ujrzałam
siedzącą przy stole mamę, która była ubrana w biały szlafrok. Z
charakterystyczną dla niej obojętną miną zgłębiała stronice jednej z licznych w
jej księgozbiorze biologicznych książek. Obok niej na stole stał kubek z parującą
herbatą. Mama zawsze wstała przed nami, więc nie było to dla mnie niczym
dziwnym, jednak nie zdarzało jej się dotąd siedzieć w kuchni i pić herbaty o
piątej nad ranem. Kiedy spojrzała na mnie z miną pozbawioną emocji,
zmarszczyłam czoło.
–
Czemu nie śpisz?
–
Nie mogłam zasnąć. A ty? To do ciebie niepodobne wstawać o tak wczesnej porze.
– Na ustach mojej mamy zbłąkał się delikatny uśmieszek, który mógł mieć w sobie
dozę sarkazmu. Cóż, miała rację. W normalne dni szkolne notorycznie się
spóźniałam, bo nikt nie mógł mnie zrzucić z łóżka, nawet siłą. Widocznie coś
się zmieniło.
Usiadłam
przy stole i sięgnęłam po kubek z herbatą, upijając z niego łyk. Nie
spodziewałam się czegoś innego jak różanego Earl Greya.
–
Miałam koszmar, a potem zgłodniałam – mruknęłam w odpowiedzi, odstawiając kubek
na stół. Prawy policzek oparłam ze znudzeniem na dłoni. Moja matka kiwnęła
tylko głową i podniosła się w górę. Jeszcze raz postawiła czajnik z wodą na
kuchence.
–
Stresujesz się pierwszym dniem szkoły?
Prychnęłam
głośno, okazując swoje niezadowolenie.
–
Zważając na to, że pierwszy raz pójdę do niej sama – zaczęłam z sarkazmem – bo
mój głupi braciszek mnie wykiwał… Nie. Nie stresuję się. Jestem już duża, mamo.
–
Powinnaś porozmawiać z Nate’em.
Mało
nie wybuchłam śmiechem.
–
Nie zamierzam.
Tak
jak się spodziewałam, mama nie skomentowała mojej zgryźliwości. Wszyscy w
rodzinie Auvreyów przyzwyczaili się już do tego, że byłam konfliktowa. Może na
mojej rodzicielce nie robiło to większego wrażenia, jednak nauczyła się już, że
przekonywanie mnie do własnego zdania nie miało sensu. I tak zamierzałam zrobić
to, co uważałam za właściwe.
Odkąd
skończyłam pięć lat nie było dnia, którego nie spędziłabym ze swoim bratem
bliźniakiem. Byliśmy nierozłączni. Razem się bawiliśmy, razem kąpaliśmy i razem
spaliśmy. Kiedy rodzice chcieli nas rozdzielić, buntowniczo się temu
sprzeciwialiśmy. Dopiero kiedy poszliśmy do szkoły, przekonano mnie, abym
przeprowadziła się do własnego pokoju. Zrobiłam to, kiedy poznałam nowe
koleżanki. Wtedy stwierdziłam, że byłoby głupio zapraszać je do pokoju, w
którym siedział mój nieśmiały brat bliźniak bojący się ludzi. To oczywiście nie
tak, że go zostawiłam. Wciąż spędzaliśmy czas razem, a kiedy ktoś miał czelność
go zaczepić, ruszałam do boju, mierząc się nawet z o głowę wyższym chłopakiem –
nikt w końcu nie musiał wiedzieć, że posługiwałam się magią. Moja społeczna
przyszłość rysowała się w jasnych barwach, przynajmniej do czasu, kiedy wszyscy
nie zaczęli się mnie obawiać. Byłam buntowniczką. Biłam się z każdym, kto się
tylko napatoczył, pyskowałam nauczycielom, a jednego z nich nawet pogryzłam. To
dlatego wszyscy moi rówieśnicy szybko się ode mnie odwrócili. Ale nie Nate.
Kiedy ja płakałam w kącie, użalając się nad swoim gorzkim losem, mój brat jako
jedyny przy mnie usiadł i mocno przytulił. Powiedział wtedy, że już zawsze
będzie ze mną, bo jestem jego ukochaną siostrą i mogę na niego liczyć. Jak się
okazało po jedenastu latach naszego wspólnego życia, zamierzał się w końcu ode
mnie uwolnić. O jego przeniesieniu do innej szkoły dowiedziałam się kilka dni
temu, grzebiąc w jego rzeczach w poszukiwaniu zaginionej ładowarki do telefonu.
Chyba nigdy nie kłóciliśmy się tak płomiennie jak wtedy, kiedy znalazłam kopię
podania do szkoły dla młodych geniuszy, do której mnie akurat nikt by nie
wpuścił. To dlatego nie zamierzałam z nim rozmawiać. Przestał być moim bratem w
momencie, kiedy mnie zostawił, na dodatek nie miał odwagi mi o tym powiedzieć
prosto w twarz.
Jak
na zawołanie schody cicho zaskrzypiały. Spojrzałam leniwie w ich kierunku,
dostrzegając czarną czuprynę. Mój brat poprawiał właśnie w skupieniu krawat –
ostatnie dwa dni spędził na oglądaniu filmików na YouTube, gdzie znajdowało się
milion sposobów na ich wiązanie. Prychnęłam głośno, zwracając na siebie jego
uwagę.
–
Aura? Już wstałaś? – spytał niepewnie, kiedy wszedł już do kuchni.
Spojrzałam
na niego jak na idiotę, a potem przeniosłam się do pionu. Podeszłam do szafki,
gdzie leniwym, niespiesznym ruchem wsypałam do miski płatki śniadaniowe.
–
A co, myślałeś, że uda ci się wyjść z domu przede mną, dzięki czemu mnie
unikniesz? – mruknęłam z niezadowoleniem, dodając do płatków mleka.
–
Nie, wręcz przeciwnie. Chciałem z tobą… porozmawiać. – Nate ostrożnie podszedł
do stołu. Naszą mamę przywitał tym swoim cholernym, niewinnym uśmiechem
niepasującym do rodziny Auvreyów. Czasami miałam wrażenie, że był jakimś
podrzutkiem, bo o ile ja stanowiłam połączenie chłodnego charakteru mamy i
szalonego usposobienia taty, tak Nate nie przypominał zupełnie nikogo. Był
nieśmiały, a przy tym piekielnie niewinny i chłopięco uroczy. Inteligencję oraz
ugodowość odziedziczył pewnie po mamie, za to po tacie miał wyłącznie wygląd.
Mama powiedziała, że kiedy tata był w wieku Nate’a, wyglądał dokładnie tak samo
jak on – różniły ich tylko zachowania. W skrócie: Nathiel Auvrey był
popierniczonym nastolatkiem, który latał z nożem po ulicach, a mój brat nerdem
siedzącym w swoim pokoju, gdzie czytał całe stosy książek. Jak już wspominałam:
rodzinny odmieniec.
–
Nie mamy o czym rozmawiać – odpowiedziałam obojętnie, kładąc miskę z płatkami
na stole. Nie patrząc na niego, zaczęłam pałaszować śniadanie. Musiałam się
czymś zająć, tym samym pokazując swój brak zainteresowania bratem.
–
Aura – jęknął mój bliźniak, siadając naprzeciw mnie. Nawet nie musiałam patrzeć
w jego twarz, żeby wiedzieć, jaką miał teraz minę. Smutny szczeniaczek już na
mnie nie działał. – Nie możesz się na mnie obrażać tylko dlatego, że wybrałem
inną szkołę. To dla mnie naprawdę wielka szansa i…
Spojrzałam
na niego spode łba.
–
Nie obchodzi mnie to. – Mój głos był niższy niż przypuszczałam. Może to
dlatego, że w momencie, kiedy na niego spojrzałam, dostrzegłam ten pieprzony
mundurek dla mózgowców, który cholernie do niego pasował. Ja wyglądałabym w nim
niewłaściwie. Nie byłam tak ułożona jak on.
–
Aura, jesteśmy rodzeństwem, dlatego…
–
Powinniśmy trzymać się razem? – spytałam, unosząc brew. Łyżka, którą opuściłam,
uderzyła z brzękiem w ścianę miski. – Daj spokój, nie jesteśmy już dziećmi.
Poza tym sam postanowiłeś, że się ode mnie odsuniesz, więc o co chodzi,
braciszku? – Przekręciłam głowę w bok, uśmiechając się wrednie. – Czyżbyś się
bał, że nie poradzisz sobie bez siostrzyczki, która całe życie cię broniła?
Och, przykro mi, ale sam wybrałeś taką drogę. Tylko potem nie przylatuj do mnie
z płaczem. Uwierz mi, będę cię miała wtedy głęboko w du…
–
Aura. – Laura Auvrey spojrzała na mnie karcąco, na co przewróciłam oczami. Nate
posłał mojej mamie błagalne spojrzenie, ale ona nie zamierzała wtrącać się w
kłótnię. Jej mina mówiła raczej: to wasza sprawa.
Załamany
Nate podszedł do kuchennego blatu. W milczeniu zaczął przyrządzać sobie tosty.
Dźwięki kuchennego rozboju przerwał cichy odgłos stąpających po schodach stóp.
Tym razem to moja młodsza siostra ubrana w dziewczęcy mundurek szkoły dla
utalentowanych dzieciaków zeszła na dół. Przywitała się z nami skinięciem
głowy, co oczywiście zignorowałam.
–
Ty też nie mogłaś dzisiaj spać? – spytała mama, która właśnie opierała się o
blat. W dłoni trzymała kubek z nową herbatą, którą sobie przyrządziła. Tą
pierwszą pozostawiła mi. Lubiłam w niej tę cichą matczyność, którą nas otaczała.
Może nie była wylewna uczuciowo, ale jej miłość przejawiała się wielokrotnie w
gestach. Po co komu słowa „kocham cię”, skoro dzielił się z tobą najlepszą pod
słońcem herbatą?
Calanthia
zmarszczyła czoło.
–
Miałam koszmar. Wszystko dookoła płonęło.
Słysząc
to, zakrztusiłam się mlekiem.
Niech
to szlag. Może moje koszmary nie były bezpodstawne? Przecież to nie przypadek,
że Calanthii śniło się dokładnie to samo, co mi.
–
Po tym dziwnym śnie pojawiła się babcia i przekazała mi, że powinniśmy uważać,
ponieważ dzisiaj wydarzy się coś złego.
Moja
młodsza siostra jak zawsze w obliczu niepokojących kwestii miała spokojny wyraz
twarzy. Swoim stonowanym chłodem przypominała nieco mamę, choć trzeba była
przyznać, że w przeciwieństwie do niej uchodziła za nieco bardziej otwartą i
towarzyską. W szkole była przez wszystkich lubiana, to dlatego wybrano ją na
przewodniczącą klasy. Bardziej idealnym niż ona nie dało się być. O ile Nate
sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie i problematycznego pod względem
towarzyskości dziecka, a ja kogoś, kto wpakowywał się wiecznie w kłopoty, nie
szczędząc nieprzychylnych słów i buntując się na wszelkie możliwe sposoby, tak
Calanthia była do bólu przepełniona normalnością. Na dodatek to ją babcia i
dziadek, którzy już dawno nie żyli, upatrzyli sobie jako tę osobę, z którą będą
się kontaktować w snach. To było naprawdę niesprawiedliwe. Wystarczyło, że
Calanthia jako jedyna w naszej rodzinie miała błękitne oczy jak nasza babcia,
żeby zostać przez nią zauważoną. Przecież nie było w niej nic szczególnego.
Zachowywała się jak zwyczajna nastolatka, która nie miała żadnych super mocy.
Nawet sąsiedzi myśleli, że była adoptowana. Małe bajorko wśród demonicznej
zieleni.
Zauważyłam
ukradkiem, że mama prostuje plecy i nabiera powietrza w płuca, jakby coś ją
zaniepokoiło. Może wiedziała o czymś, czego my nie wiedzieliśmy?
–
Powinniście iść dzisiaj do szkoły razem. – Tu posłała w moją stronę znaczące
spojrzenie, ponieważ wiedziała, że będę jedyną osobą, która sprzeciwi się jej
zdaniu. O ile moje rodzeństwo było usłuchane i grzeczne, tak ja buntowałam się
i kłóciłam za nich dwoje.
–
Mam to gdzieś – mruknęłam od niechcenia. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać,
chwyciłam za miskę z płatkami i poszłam z nią na górę. Kiedy już zamknęłam się
w pokoju, odłożyłam ją na biurko, ponieważ straciłam chęć na jedzenie. Przez
kolejne minuty wpatrywałam się tępo w okno, które atakowały już wschodzące
promienie słońca. Nie miałam pojęcia, jak długo siedziałam w bezruchu, ale
kiedy się ocknęłam, moje rodzeństwo przygotowywało się do wyjścia. Do naszego
domu zawitały niezwykle irytujące i głośne dzieciaki, jakimi byli mój młodszy
kuzyn Lathan – najstarszy syn wujka Soriela, który niedawno skończył dziesięć
lat – i o rok od niego starsza Madelyn, córka jednej ze zmarłych podczas demonicznej
wojny czarodziejek (uganiała się za moim bratem, kiedy tylko nauczyła się
raczkować). Nate obiecał im w te wakacje, że będzie ich odprowadzał rano do
szkoły, ponieważ podstawówka, do której uczęszczali, znajdowała się niedaleko
jego liceum. Nie rozumiałam jego „dobroci”. Po co brał na głowę dwójkę głośnych
dzieciaków?
Kiedy hałas na dole ucichł, znikając za
zamykającymi się drzwiami, z ulgą odetchnęłam. Całe szczęście nikt nie
zamierzał na mnie czekać. To dobrze. Przecież nie miałam już pięciu latek i
wcale nie musiałam chodzić do szkoły z rodzeństwem. Teraz kiedy nie będę miała
na głowie Nate’a, skupię się na własnej reputacji szkolnej. Mam nadzieję, że w
nowej szkole ktoś nieźle obije mu gębę. Wtedy doceni to, co stracił.
Usatysfakcjonowana
nowym stanem rzeczy wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. Weszłam do kuchni
tylko po to, żeby pożegnać się z mamą, przy stole zastałam jednak tatę. Jak na
tak wczesną godzinę i poziom roztrzepania jego włosów wyglądał na całkiem
wypoczętego. Kiedy dostrzegł mnie w drzwiach, od razu posłał mi szeroki
uśmiech. Uśmiech, jakim nie obdarzał nikogo z mojego rodzeństwa. Mama często
powtarzała, że od dziecka byłam jego oczkiem w głowie.
–
Oto moje małe trzy czwarte demona, które zaczyna dziś liceum – powiedział z
nieskrywaną dumą, głośno się chichocząc.
–
Daj spokój, tato, to tylko szkoła – odpowiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
–
Szkoła czy nie szkoła, jesteś już prawie dorosła. Prawie. – Tu spojrzał na mnie
podejrzliwie. – Nie będzie z tobą Nate’a, więc na siebie uważaj. W sensie
wiesz… chłopacy i te sprawy. Nie podrywaj ich. I uważaj, jak ciebie będą
podrywać. W końcu jesteś taka piękna jak twój tatuś, więc bez tego na pewno się
nie obejdzie. Pamiętaj, że w razie czego możesz mi o tym powiedzieć, wtedy
przyjdę i nakopię im do dupy, bo nikt nie będzie podrywał mojej uroczej i wciąż
małej córeczki, która…
–
Tato. – Przewróciłam z rozbawieniem oczami. – Poradzę sobie.
–
W to nie wątpię. – Nathiel Auvrey wzruszył ramionami. – Zawsze byłaś
najbardziej samodzielna z całego rodzeństwa. No i przy okazji najbardziej
rozrabiałaś. Postaraj się być grzeczna chociaż pierwszego dnia w szkole, potem
możesz już szaleć.
Tata
posłał mi wyszczerzony uśmiech, z którym wyglądał jakby dopiero skończył
liceum. Cóż, ostatecznie był demonem, więc wolniej się starzał. Podobnie jak
mama. Choć miała w sobie tylko połówkę demonicznej krwi, wyglądała zdecydowanie
młodziej niż większość kobiet w jej wieku.
–
Dobrze, tato – powiedziałam uroczym głosem, trzepocząc rzęsami. W powietrzu
posłałam mu całusa. – Będę pisać, jakbym coś rozwaliła. – Oddaliłam się w stronę
drzwi.
–
To pisz do mamy, bo nie lubię spotkań z wychowawcami!
Zaśmiałam
się cicho.
Cóż,
pora zacząć szkolną masakrę.
***
Uniosłam
ręce w górę, przeciągając się leniwie w ławce. Ten dzień był naprawdę męczący.
Przez wakacje zdążyłam zapomnieć, jaką udręką było chodzenie do szkoły. Nie
potrafiłam się nigdy skupić na tym, co mówili nauczyciele. Większość zajęć
przespałam, na co w końcu zwrócił uwagę jeden z belfrów. Ponoć walnął taką
gadką przed całą klasą, że wszyscy śmiali się do rozpuku, wskazując na mnie
palcami przez kolejne dwie przerwy. Domyślałam się, że miało to związek z
obślinionym przeze mnie zeszytem – jedynym zresztą, jaki posiadałam.
Nic
nie wskazywało na to, żebym miała się z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Zapewne Nate
był w tym momencie otoczony wianuszkiem ucieszonych jego przystojną twarzyczką
dziewcząt, w końcu kto nie lubiłby takich niewinnych chłoptasiów jak on? Ja
może i byłam jego siostrą bliźniaczką, ale od zawsze ludzie bali się do mnie
podchodzić. Może to ze względu na minę mordercy, którą wielokrotnie
przybierałam. Tata wiecznie powtarzał, że powinnam się więcej uśmiechać, ale ja
tego nie lubiłam. Jeżeli wszyscy się mnie bali, to przynajmniej potem nikt mnie
nie denerwował. Jeden z klasowych śmieszków podstawił mi dzisiaj nogę, ponieważ
myślał, że będę idealną ofiarą, z której pośmieją się do końca roku szkolnego.
Szybko mu ten pomysł wytrąciłam z głowy. Po skończonym angielskim chwyciłam go
za koszulkę, uderzyłam nim o szafkę i zagroziłam przy wszystkich mało
cenzuralnymi słowami, że jeżeli jeszcze raz spróbuje mnie dotknąć, rozkwaszę
jego twarz na betonie ścielącym szkolne boisko. Śmiał się. Przynajmniej do
czasu, kiedy nie połamałam mu nosa. Jak szło się domyślić, zostałam wezwana do
dyrektora, który z głupim uśmieszkiem przeglądał moje akta z poprzedniej
szkoły. Stwierdził, że niezłe ze mnie ziółko, ale on nie zamierza tolerować
moich wybryków. Jeżeli sytuacja jeszcze raz się powtórzy, wylecę ze szkoły.
Wzruszyłam wtedy obojętnie ramionami, pokazując, że mam to gdzieś. Bo naprawdę
miałam. Chodziłam tutaj tylko dlatego, że zmuszali mnie do tego rodzice.
Kiedy
zajęcia dobiegły końca, wszyscy w klasie ominęli mnie szerokim łukiem. Tata
kazał mi być grzeczną, ale najwyraźniej nie wyszło, a skoro nie było tutaj
Nate’a, nie miał mnie kto hamować. Cóż, przyjaciół raczej tutaj nie znajdę, ale
ich nie potrzebowałam. Od zawsze radziłam sobie sama.
Zapakowałam
rzeczy do plecaka i wyszłam z sali jako jedna z ostatnich osób. Nie mogliśmy
przynosić ze sobą telefonów, ale wszyscy i tak je ze sobą mieli. Ukrywali się z
nimi po kątach, jakby się bali, że dostaną za to szlaban życia. Ja miałam to
gdzieś. Skończyły się już zajęcia, więc skończyła się też dyktatura. Sięgnęłam
po niego i zerknęłam na wyświetlacz. Mogłam się spodziewać, że Nate tak łatwo
się nie podda. Jakąś godzinę temu napisał mi wiadomość, że możemy spotkać się
po szkole w parku, w końcu kończyliśmy o tej samej godzinie. Po moim trupie.
Nie zamierzałam mu tak łatwo odpuszczać. Jeżeli był przerażony nową szkołą, to
jego problem. Może przynajmniej doceni to, że całe życie przy nim tkwiłam.
Wychodząc
ze szkoły pomyślałam, że wstąpię do sklepu po jakiegoś energetyka. Jako że
ostatnio nie dosypiałam, miałam mało energii do życia. Przyda mi się
przynajmniej sztuczna dawka mocy. Niech Nate czeka sobie z nadzieją w parku, ja
pójdę inną drogą, o wiele dłuższą.
Kiedy
dzwoneczek powieszony na drzwiach oznajmił moje przybycie, wparowałam bez słowa
pomiędzy regały. Sprzedawczyni przyglądała mi się z daleka, jakby uznała, że
jestem podrzędną kryminalistką, która zaraz wyciągnie z plecaka pistolet.
Myślała, że nie widzę, jak trzyma rękę pod ladą, gotowa wcisnąć przycisk w
razie przestępstwa? Jej niedoczekanie. Gdy byłam młodsza, kradłam słodycze dla
żartów, ale teraz nie sprawiało mi to radości. Miałam własne kieszonkowe.
Nie
musiałam się długo zastanawiać. Chwyciłam za energetyka i bekonowe chrupki.
Zanim jednak ruszyłam do kasy, spojrzałam podejrzliwie w bok. Stał tam jakiś
chłopak z kapturem na głowie. Nie patrzył na mnie, ale miałam dziwne wrażenie,
że szedł za mną od szkoły aż do tego miejsca. To dlatego z wolna przesuwałam
się wzdłuż każdego regału, udając, że coś szukam. W pewnym momencie chłopak
zniknął, więc uznałam, że to tylko moja paranoja. To wszystko przez babcię
Calanthe, która stwierdziła, że dziś wydarzy się coś złego. Przecież nie
musiało się to wydarzyć akurat mnie.
Zapłaciłam
przy kasie za jedzenie, a potem wyszłam ze sklepu już nie przejmując się żadnym
zakapturzonym osobnikiem. Ruszyłam w drogę powrotną do domu. Co prawda
prowadziła ona przez ciemne zakątki miasta, ale posiadając magię, niczego się
nie bałam. Poza tym byłam córką Nathiela Auvreya, który od dziecka kpił sobie z
niebezpieczeństwa.
Otworzyłam
puszkę z energetykiem i upiłam z niego łyk. W drugiej dłoni dzierżyłam chrupki,
którymi się zajadałam. Nie miałam w zwyczaju przesiadywania w stołówce, dlatego
uzupełniałam braki w swoim żywieniu pustymi kaloriami. Tyle wystarczało, abym
po powrocie mogła zjeść jeszcze obiad.
Kiedy
weszłam pomiędzy wysokie budowle, pomiędzy szeleszczącą folią i zgrzytem puszki
wyszukałam jakiś zupełnie obcy dźwięk. Z doświadczenia wiedziałam, że nie warto
pokazywać niepokój, dlatego wciąż parłam naprzód, wytężając przy okazji słuch. Gdy
skończyłam już jeść, wrzuciłam opakowanie do dużego śmietnika. Ubrudzoną rękę
wytarłam w spodnie. Kiedy usłyszałam kolejny szelest, sięgnęłam do kieszeni,
gdzie spoczywał nóż. Chociaż nigdy nie walczyłam z demonami tak na serio – gdy
miałam pięć lat wielka wojna z Departamentem Kontroli Demonów sprawiła, że
szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę, to dlatego od lat panował w
naszym mieście spokój – mój ojciec zadbał o to, abym umiała sobie radzić w
sytuacji, gdybym miała do czynienia z którymś z nich, to dlatego nosiłam ze
sobą exitialis. Oczywiście nikt nie
powiedział, że siedział mi na ogonie demon, ale nawet jeżeli tak nie było, nóż
na pewno się nada.
Szelest
ucichł, dlatego zerknęłam ostrożnie przez ramię. Chyba rzeczywiście miałam
przesłyszenia, bo nikt za mną nie podążał. Kiedy zwróciłam się do przodu i
wyjęłam z kieszeni dłoń, niespodziewanie wyrósł przede mną ten sam chłopak w
kapturze, którego spotkałam wcześniej w sklepie. Nie zdążyłam nawet zareagować,
kiedy ten z chytrym uśmieszkiem chwycił mnie za głowę i uderzył nią w ścianę.
Ostatnim, co zobaczyłam, były jego płonące oczy. Dokładnie takie same, jak we
śnie.
***
Otworzyłam
oczy. Miażdżący ból przeszył moje skronie. Nie czułam się tak źle od czasu,
kiedy jako dwunastolatka podkradłam z lodówki piwo taty. Pamiętam, że wtedy
musieli mnie zbierać z podłogi, bo inaczej nie dotarłabym do własnego pokoju.
To właśnie takie uczucie – jakby ktoś przywalił twoją głową w ścianę. Zaraz.
Czy rzeczywiście tak nie było?
Zamrugałam
oczami, próbując uzyskać właściwą ostrość obrazu. Poruszyłam rękami i nogami,
szybko zdając sobie sprawę z tego, że zostałam uwięziona. Tylko kto i po co
miałby mnie więzić? To raczej nie Nate, który stwierdził, że nie będzie mógł ze
mną porozmawiać, dopóki nie przywiąże mnie do krzesła. Nie. To musiał być ktoś
inny. Zanim zgasłam, widziałam płonące oczy. Właśnie takie, jakie teraz przed
sobą miałam.
–
Kim ty, do kurwy nędzy, jesteś? – spytałam ochryple, spoglądając na pochylającego
się nade mną obcego chłopaka, który nie mógł być wiele starszy ode mnie.
Nieznajomy
przekręcił głowę w bok, rozszerzając usta w impertynenckim uśmieszku. Dłonie
schował do kieszeni szarej bluzy. Nawet jeżeli starałam się nie mierzyć go
wzrokiem, nie potrafiłam. Do cholery, już na pierwszy rzut oka było widać, że
nie jest człowiekiem. Ludzie nie miewali oczu w kolorze płomieni.
–
Poznaliśmy się już – odezwał się. Jego głos sprawił, że po plecach przebiegły
mi dreszcze. To głębokie, przepełnione prześmiewczą nutą brzmienie było co
najmniej niepokojące. – Cmentarz. Mówi ci to coś?
Zmarszczyłam
czoło. Rzadko bywałam na cmentarzu, bo nie byłam religijna i nie wierzyłam w
to, że jeżeli będę odwiedzała groby zmarłych, ktokolwiek doceni moją
wytrwałość. Mama zabierała mnie tam tylko wtedy, kiedy byłam mała.
–
Cholera – mruknęłam pod nosem. – To ty byłeś tym dzieciakiem, który ukrył się
za drzewem. Myślałam, że mam zwidy. Powiedz mi jeszcze, że jesteś demonem
ognia, który wywołał wtedy ten wielki pożar w mieście. – Posłałam mu krzywy
uśmieszek.
–
Jesteś wyjątkowo domyślna. – Nieznajomy wyprostował się i spojrzał na mnie z
góry, jakby chciał udowodnić swoją wyższość nade mną. Cóż, prawdopodobnie
gdybym obok niego stanęła, i tak byłby ode mnie wyższy. – Myliłaś się tylko z
jedną rzeczą. To nie ja wywołałem tamten pożar. Nie musisz się jednak martwić,
wywołam go innym razem.
Słyszałam
od rodziców, że wszystkie demony charakteryzował niezwykły urok osobisty –
odziedziczyliśmy go zresztą z Nate’em po naszym tacie. Nigdy jednak nie
widziałam innego rodzaju demonów niż cieniste – ich akurat było pełno w
otoczeniu Nox. Wszystkie z nich posiadały szmaragdowe oczy i bardzo często
czarne włosy, choć to nie była reguła. Czy ogniste demony wyglądały jak ten
nieznajomy? Bo jeżeli rzeczywiście tak było, chciałabym z nich stworzyć własny
harem. Mój porywacz był naprawdę przystojny. Kiedy chytrze się uśmiechał, lewy
kącik jego ust był wyżej uniesiony niż prawy. Oczy w kolorze płomieni wręcz
kazały się w nie wgapiać, jakby chciały mnie zahipnotyzować. Włosy, które
przypominały swoją barwą mleczną czekoladę, układały się w taki sposób, jakby
chłopak miał własnego stylistę. Do tego ostro zarysowane kości policzkowe,
trójkątny, idealnie symetryczny podbródek i zgrabny nos. Lekko zakrzywione brwi
nadawały wyrazowi jego twarzy pewną diaboliczność. Chłopak na pewno nie był tak
blady jak ja, co mogło mieć swoje uzasadnienie w jego płomiennej naturze – w
końcu ogień tak samo jak słońce mógł opalać skórę. Mogłam się założyć, że żadna
dziewczyna nie przeszła obok niego obojętna. Złapałam się na tym, że gapię się
w jego twarz z tępą miną.
–
Może byś się przynajmniej przedstawił? – wyrzuciłam z siebie, aby przerwać
przedłużającą się ciszę. – Moje imię zapewne już znasz. Nie znając mojej
tożsamości raczej byś mnie tutaj nie uwięził. – Skrzywiłam się.
–
Słuszna uwaga. – Chłopak wyjął z kieszeni nóż i zaczął się bawić jego ostrzem,
nie patrząc w moją twarz. – Ace Bryne.
–
Aura Auvrey. Świetnie. To teraz możemy uznać, że jesteśmy najlepszymi
przyjaciółmi – zironizowałam. – Może wytłumaczysz mi, dlaczego mnie tutaj
uwięziłeś? – Uniosłam brew. – Nie jestem dobrą osobą do torturowania. Poza tym
nie posiadam żadnych cennych informacji. Teoretycznie nie należę nawet do Nox,
bo te tymczasowo nie istnieje.
–
Nie potrzebuję informacji. Potrzebuję ciebie. – Ace Bryne posłał mi niepokojąco
diabelski uśmiech. Miałam ochotę zetrzeć go z tej demonicznej gęby. – Może
jeszcze o tym nie wiesz, ale Reverentia została otwarta, dzięki czemu znów
możemy swobodnie chodzić po ziemi.
Mało
nie zakrztusiłam się własną śliną. Przecież rodzice mówili, że Królestwo Nocy
nie zostanie otwarte jeszcze przez dobre kilkadziesiąt lat. Jak to się stało?
Mylili się? A może demony znalazły jakiś sposób na jej otwarcie?
Ognisty
demon pochylił się tuż nad moją twarzą, wgapiając się prosto w moje oczy.
–
Skończyła się era cienistych demonów. Teraz to my będziemy dominować w tym
świecie. – Starałam się wytrzymać jego spojrzenie bez mrugania, ale nie było to
możliwe. Miał zbyt wyrazistą barwę tęczówek. Przez niego sama zdawałam się
płonąć. Zupełnie jak w moim śnie.
Nim
się obejrzałam, zimne ostrze noża zostało przyłożone do mojej klatki
piersiowej. Miałam ochotę rąbnąć go z bani. Nie pozwalał sobie na za dużo? Może
nie byłam jakoś szczególnie zawstydzona, ale do cholery, nikt mnie nie będzie
macał nożem po cyckach!
–
Wiesz, co różni nas od cienistych demonów?
–
Nie wiem. Jesteście zboczeńcami? – zironizowałam, posyłając mu krzywy
uśmieszek.
Ace
wydał z siebie parsknięcie, które mogło przypominać śmiech, ale czy naprawdę
nim było – tego nie wiedziałam.
–
Zły trop – odpowiedział z wrednym uśmiechem. – W przeciwieństwie do was nie
potrzebujemy wysysać energii z ludzkiego cienia. Na dodatek możemy tykać nie
tylko ludzi, ale również demony. Wiesz, jak się ich pozbywamy? – Przekręcił
głowę w bok. – Wyrywając im serca, którymi potem się pożywiamy. – Kłujące
ostrze noża nacięło moją bluzkę na wysokości serca, jakby ostrzegało mnie przed
tym, że lada moment je stracę. Może rzadko odczuwałam strach, ale też musiałam
przyznać, że nigdy moje życie nie było zagrożone tak, jak w tym momencie. Nawet
najtwardszą osobę w takiej chwili śmierć mogła przerażać. – Nie jesteś tylko
cienistym demonem, Auro Auvrey. Jesteś kimś więcej. I to właśnie twojego serca
najbardziej będziemy potrzebowali.
–
Po moim trupie, psycholu. – Zanim pomyślałam, co robię, zamachnęłam się z całej
siły głową, uderzając go w czoło, dzięki czemu postawił dwa chwiejne kroki w
tył. Cóż, najwyraźniej się tego nie spodziewał, tak samo jak i ja. Plotki
głoszą, że Auvrey’owie są nieprzewidywalni.
Cienistą
mocą przecięłam więzy, które trzymały mnie w uścisku, a potem podniosłam się z
krzesła. Powinnam z nim walczyć, to prawda, ale zdecydowanie wolałam w tym
momencie ucieczkę. Nie byłam tchórzem, ale skoro Reverentia została otwarta,
Nox szybko musiało się o tym dowiedzieć. Wychodziło na to, że mieliśmy nowych
wrogów.
Kiedy
ruszyłam w kierunku wyjścia z ciemnego pomieszczenia, którym mógł być jakiś
opuszczony składzik czy magazyn, przede mną wyrosła niespodziewanie ściana
ognia, która przypaliła mi kosmyki włosów. W porę obróciłam się w tył. Gdybym
tego nie zrobiła, prawdopodobnie dostałabym ognistą strugą mocy prosto w
brzuch. Ledwo odbiłam ją swoją cienistą magią. To nie był oczywiście koniec.
Ogień
otoczył całe pomieszczenie, tworząc zaciśnięty krąg. Kiedy ja musiałam używać do
czarowania swoich dłoni, Ace robił to stojąc w bezruchu, z rękami schowanymi w
kieszeniach. Przez to nie byłam pewna, co planuje. Nie miałam wyboru, jak
zacząć na niego nacierać. Inaczej to ja mogłam stracić życie.
Mieszające
się ze sobą w górze cieniste i ogniste wstęgi mocy tworzyły niesamowite
widowisko zmieszanych ze sobą barw. Czerń przebijała się przez żarzącą
czerwień, pomarańczowa struga przepływała wirująco przez czerń. Gdyby ktoś
nakręcił naszą walkę z ukrycia i wrzucił ten filmik na YouTube’a, pewnie
dostalibyśmy miliony łapek w górę. Tylko że nikt by nie uwierzył, że to nie
efekty specjalne i że walczyliśmy na śmierć i życie.
–
Jesteś słabsza niż ja. Nigdy nie przebywałaś w Reverentii, więc nawet nie
miałaś okazji zwiększyć swojej mocy. To tylko kilka zabawnych sztuczek. Powinnaś
się po prostu poddać, nim wyrządzę ci poważniejszą krzywdę – zaśmiał się Ace.
No, naprawdę wypowiedział przedni żart. Aż miałam ochotę przywalić mu cieniem
prosto w tę parszywą gębę. Moje próby skończyły się jednak dosyć licho. Od
początku było jasne, że ognisty demon był ode mnie silniejszy. Potrzebowałam
strategii, nie mocy.
Ognista
kula otarła się o mój bok, spalając materiał bluzki. Skóra mocno mnie zapiekła.
Zapewne mój kolega zafundował mi piękne oparzenie któregoś tam stopnia. I to
nie jedno, bo wytrącona z ferworu walki, dostałam kolejną ognistą strugą prosto
w ramię. Za trzecim razem udało mi się odskoczyć, za bardzo skupiłam się jednak
na obronie. Nie wiedziałam, że ogniste demony potrafiły się niemalże
teleportować. Kiedy zobaczyłam przed sobą twarz Ace’a, zdążyłam tylko wciągnąć
do płuc powietrze – potem zostałam rzucona na ścianę. Osunęłam się na podłogę,
próbując złapać oddech. Już wcześniej miałam niemiłe spotkanie ze ścianą, dlatego
ten atak wcale mi nie pomógł w odzyskaniu sił witalnych.
Nim
zdołałam się podnieść, wróg chwycił mnie za bluzkę i przeniósł brutalnie do
pionu. Znów widziałam przed sobą jego gębę, którą zdobił kpiący uśmieszek.
–
Gdybyś się tak nie rzucała, zapewne uniknęłabyś zbędnych ran.
–
A co, miałam może dać sobie po prostu wyrwać serce? Rzeczywiście, to lepsze
rozwiązanie. – Prychnęłam mu prosto w twarz. Próbował mnie zastraszyć, ale nie
bardzo mu to wychodziło.
Machnęłam
delikatnie dłonią z zamiarem wyciągnięcia spod ziemi cienistej mocy. Zdołała
ona odtrącić ode mnie mojego wroga, jednak oprócz tego niczego mu nie zrobiła.
Znów upadłam na kolana. Starałam się kontrolować magię na tyle, aby odpychać od
siebie wrogą moc, jednak z trudem mi to przychodziło. Byłam pozbawiona energii,
przez co i moja magia zdawała się być coraz słabsza – niedługo mogła całkowicie
zniknąć.
Chociaż
się starałam, ogień w końcu przedarł się przez cienistą osłonę. Odskoczyłam w
bok, niemal padając u stóp Ace’a. Myślałam, że postanowi mnie zaatakować z
góry. Raczej nie spodziewałam się tego, że kopnie mnie w twarz, przez co padnę
na podłogę, skąd będę mogła oglądać wirujący mi przed oczami sufit. Chwyciłam
się za krwawiący nos. Miałam w sobie trzy czwarte cienistego demona. To dlatego
ludzka krew mieszała się u mnie z czymś z demoniczną krwią przypominającą dym
ulatniający się z komina. Nie sądziłam, że tak mocne uderzenie sprawi, że z
oczu poleją mi się łzy. Nie byłam nawet w stanie usiąść, a co dopiero walczyć.
Moja moc była już za słaba.
Ace
Bryne tym razem nie chwycił mnie za koszulkę. Wolał napawać się moim widokiem z
góry. Po wyrazie jego twarzy mogłam się domyślić, że był pieprzonym sadystą,
który cieszył się torturami. Świetnie. Lepiej nie mogłam trafić.
–
Masz już dosyć, czy dalej będziesz próbować ze mną walczyć? – spytał kpiąco,
przekręcając głowę w bok.
–
Nie byłabym Auvreyem, gdybym nie spróbowała zetrzeć ci tego uśmieszku z twarzy
– syknęłam przez zaciśnięte zęby. To, co chciałam zrobić, mogło pozbawić mnie
nawet przytomności, ale nie dbałam o to. To moja ostatnia deska ratunku.
Skupiłam
w sobie całą pozostałą moc, a potem uderzyłam nią w Ace’a, rozwiewając ognistą
barierę. Cienista mgła utrzymywała się jeszcze przez dłuższą chwilę, to dlatego
miałam czas, aby się podnieść i uciec z magazynu. Tym razem wybrałam inną
drogę. Wiedziałam, że Ace Bryne mimo tego mógł mnie z łatwością wykryć, na
szczęście walka ze mną najwyraźniej mu się znudziła i postanowił zostawić mnie
w spokoju, przynajmniej do czasu kolejnego naszego starcia.
Mój
dom nie znajdował się daleko. Opierając się o mur, jakoś zdołałam do niego dobrnąć,
wiedziałam, że to jednak kres mojej wytrzymałości. Żaden demon nie mógł żyć bez
swojej magii, a ja właśnie całą z siebie wyrzuciłam, aby ratować własne życie.
Teoretycznie nawet nie powinnam być w stanie się ruszyć. Dotarłam tutaj tylko
dlatego, że miałam silną wolę. Poza tym postawiłam przed sobą jasny cel:
powiedzieć rodzinie o tym, co się stało.
Kiedy
stanęłam już przed drzwiami domu, nie potrafiłam ich otworzyć. Zapukałam do
nich cicho, zmuszając swoje zdrętwiałe ręce do jakiegokolwiek ruchu.
Wiedziałam, że jeszcze chwila i padnę jak długa na ziemię. Krople krwi, które
skapywały na wycieraczkę, rozmazywały mi się przed oczami.
Myślałam,
że czekam pod drzwiami całą wieczność, na szczęście w końcu ktoś je otworzył.
Czułam jak moje bezwładne ciało wlatuje do środka. Gdyby nie ręce, które mnie
przytrzymały, zapewne uderzyłabym głową w panele – tak naprawdę dzieliło mnie
od nich tylko kilka centymetrów. Najwyraźniej osoba, która mnie złapała, nie
spodziewała się lecącej do przodu kłody.
Starałam
się unieść głowę, ale była zdecydowanie zbyt ciężka. Ciemność powoli ogarniała
mój umysł. Wiedziałam, że muszę wypełnić swoje ostatnie zadanie. Pomiędzy
słabymi oddechami wydusiłam z siebie:
–
Reverentia… została… otwarta. – Po tych słowach straciłam całkowitą kontrolę
nad ciałem.
–
Aura! – dosłyszałam niknący w oddali krzyk. Teraz już wiedziałam, kto uratował
mnie przed upadkiem. To był Nate. Ostatnim, co usłyszałam z jego ust, było
rozpaczliwe, spanikowane nawoływanie rodziców. Miałam ochotę mu powiedzieć, że
jest frajerem.
Przecież
żyłam.
Jeszcze.