Byłam złą córką.
Oczywiście nie od dzisiaj. Powiedziałabym raczej, że odkąd nauczyłam się
chodzić. Jeszcze większy zamęt w domu siałam, kiedy nauczyłam się używać magii,
a to również nastąpiło stosunkowo szybko. Rodzice zawsze byli dla mnie
wyrozumiali dlatego, że wisiała nade mną klątwa wiedźm, której dotąd nikomu nie
dało się odczynić. Nawet jeżeli mieszkałam całe życie w świecie ludzi, marzyłam
o tym, aby przeprowadzić się pewnego dnia do Reverentii, skąd pochodzą demony. Nie
było we mnie krztyny dobra. Kiedy rodzice zabijali złe demony pragnące
zawładnąć naszym światem, czynili dobro. Kiedy ja chciałam to robić, robiłam to
dla samego zabijania i próby udowodnienia sobie, że byłam dobrym łowcą. Nie
obchodzili mnie tak naprawdę inni ludzie. Obchodziła mnie tylko moja rodzina,
co nie znaczy, że nie lubiłam poszczególnym jej członkom czasem zdrowo dopiec.
Od kiedy zostałam odsunięta od Nox, żadne z nich nie uciekło od mojego cichego
gniewu. To dlatego siedziałam teraz w fotelu, przyglądając się zmęczonej twarzy
mamy i zdenerwowanemu tacie, którzy wezwali mnie na rodzicielską dyskusję
dotyczącą mojego niewłaściwego zachowania. To było całkiem zabawne.
– Dzwonili ze szkoły.
Ponoć nie chodzisz na zajęcia od jakiegoś tygodnia – powiedział Nathiel Auvrey,
unosząc powolnie brew. Przez chwilę milczał, jakby chciał mi dać chwilę na
wytłumaczenie. Moją jedyną odpowiedzią było jednak obojętne wzruszenie ramion.
Niemal widziałam nerwową zmarszczkę, która przeszyła czoło taty. Zastanawiałam
się, kiedy wybuchnie. – Nie, czekaj. Byłaś tam jeden dzień. I sprałaś trzech
gości. Ponoć bez wyraźnego powodu.
– Zawsze jest jakiś
powód, żeby kogoś sprać – powiedziałam ze słodkim uśmiechem, trzepocząc
rzęsami. – Wiesz, tato, jedni piorą demony, drudzy ludzi.
– Aura, nie przeginaj.
– Nathiel wskazał na mnie ostrzegawczo palcem. – Dobrze wiesz, że nie cofniemy
decyzji o odsunięciu cię z Nox. Nie zachowuj się jak rozpieszczony gówniarz,
który tupie nogą, kiedy nie dostanie tego, czego chce. Dobrze wiesz, dlaczego
to zrobiliśmy.
– Bo uważacie, że sobie
nie poradzę? – spytałam z ironicznym uśmieszkiem. – Jeżeli ogniste demony będą
chciały mnie dopaść, po prostu to zrobią, bez względu na to, czy będę należeć
do Nox, czy nie. Po co się łudzić, że odsuwanie mnie od organizacji coś zmieni?
Prychnęłam głośno,
zakładając ręce na piersi.
– Zmieni – powiedziała
spokojnie mama, chwytając za kolano taty, który już otwierał usta, żeby wyrazić
swoje oburzenie. To wystarczyło, aby się uspokoił, ale przy okazji skrzywił. –
Łatwiej byłoby im odebrać nam ciebie w walce. Poza tym właśnie na to liczą – że
jeśli zrobią gdzieś hałas, to pojawimy się tam nie tylko my, ale również ty.
Przewróciłam oczami, nie
odpowiadając na to.
– Aura, nie jesteśmy
twoimi wrogami. Chcemy cię chronić. To, że nie będziesz chodzić do szkoły,
wracać późno do domu i bić się z innymi ludźmi, nie sprawi, że zmienimy zdanie.
Po plecach przebiegły
mi nieprzyjemne dreszcze. Nie lubiłam, kiedy mama była tak dotkliwie chłodna.
Wtedy traciłam całą chęć na zabawę. Już wolałam, żeby to tata prowadził tę
dyskusję. Latające po domu talerze były zabawniejsze niż spokojna i zimna
reakcja.
– Tak à propos szkoły –
powiedziałam znudzonym głosem, wyjmując telefon z kieszeni. – Jeżeli się nie
pospieszę, to mogę się spóźnić na zajęcia, a przecież mam być grzeczną
dziewczynką, prawda? – spytałam z szerokim uśmiechem, przekręcając głowę w bok.
Nie czekając na ich odpowiedź, po prostu podniosłam się z fotela. Widziałam, że
tata chce coś powiedzieć, ale szybko odpuścił, kiedy skocznym krokiem
Czerwonego Kapturka ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych. Za plecami usłyszałam
tylko jego niezadowolone mruknięcie:
– Trzeba było kupić
sobie koty i psy, a nie robić dzieci.
Kiedy wyskoczyłam za
drzwi, odetchnęłam. Miałam już dosyć tego rodzicielskiego gadania. Poza tym
wcale nie chciałam im zrobić na złość. Najzwyczajniej w świecie byłam znudzona,
kiedy oni wychodzili na misje. Gdyby nie moja rozwijająca się znajomość z
Ace’em, z którym spędzałam teraz każdą wolną chwilę, chyba już dawno umarłabym
z powodu szarej, ludzkiej codzienności. To nie było moje życie. Moje życie
powinno wyglądać o wiele bardziej ekscytująco. Może to dlatego spotykałam się
ze swoim wrogiem, który w każdej chwili mógł mi wyrwać serce z piersi. Cóż,
przynajmniej nie był nudziarzem i lubił robić niedozwolone rzeczy.
– Co znajduje się
dzisiaj na liście rzeczy zakazanych panny Auvrey? – usłyszałam.
Uśmiechnęłam się do
siebie, zakładając plecak na plecy. Nie musiałam patrzeć w bok, żeby wiedzieć,
że zaraz za drzewem czekał na mnie Ace. Ostatnio czekał tutaj na mnie każdego
poranka jak wierny pies. Może nie chciał mówić tego na głos, ponieważ z reguły
nie uchodził za zbyt otwartą osobę, chętnie dzielącą się faktami ze swojego
życia, ale robienie pewnych rzeczy na przekór swojej matce też musiało mu się
podobać. Oboje byliśmy demonami, ale wciąż mieliśmy w sobie coś z buntowniczych
nastolatków.
– Hmm, pomyślmy –
powiedziałam, przytykając palec do ust. Ace zdążył zrównać ze mną krok.
Standardowo trzymał ręce w kieszeniach, patrząc się na mnie z tym chytrym,
wrednym uśmieszkiem i płonącymi oczami. – Zawsze chciałam odwiedzić szkołę
mojego braciszka, żeby dowiedzieć się, jak to jest być kujonem. Wchodzisz w to?
– Chyba nie muszę
odpowiadać.
Wymieniliśmy
porozumiewawcze uśmiechy.
***
Ledwie pojawiliśmy się
w progu szkoły, a już nasz plan zdążył okazać się niedopracowany. Nie
wystarczyło bowiem tylko przejść przez drzwi, aby znaleźć się w siedlisku
nerdów. Na korytarzu stał ochroniarz, który szybko nas stamtąd wygonił, bo
przecież nie mieliśmy mundurków, a goście nie mieli tutaj prawa wstępu, jeżeli
nie mieli specjalnej przepustki. Z jakiegoś powodu stałam się jeszcze bardziej
zła na Nate’a. Może dlatego, że do mojej szkoły mógł wejść nawet terrorysta z
bazooką, a i tak nikt by się nie zorientował, że coś takiego miało miejsce,
tymczasem on żył w jakiejś anielskiej, świeżo malowanej krainie, w której
pachniało dobrym żarciem ze stołówki. Naprawdę zaczynałam się czuć jak
przedstawicielka plebsu. Od kiedy mój brat był ode mnie w jakimś względzie
lepszy? Zawsze byliśmy równi.
Zdenerwowana stanęłam
na schodach prowadzących do szkoły. Nie powstrzymałam się od kopnięcia niewinnego,
betonowego stopnia. Pewnie gdyby miał głos, już by mnie wyzywał od niewyżytych
emocjonalnie nastolatek.
– Zazdrość zżera? –
spytałam z uśmieszkiem Ace.
To całkiem zabawne, że
od razu wiedział, o co chodzi. Pewnie ktoś inny mógłby uznać, że wyżywam się na
rzeczach nieożywionych, ponieważ mój plan spalił na panewce. Kiedy Ace Bryne
zdążył mnie tak poznać? Raczej nie prowadziliśmy ze sobą zbyt często
konwersacji, których podmiotami sami byliśmy. Nasze rozmowy były raczej płytkie.
Łatwiej i chętniej przechodziliśmy do czynów.
– To nie jest teraz
ważne – warknęłam, gromiąc go złym spojrzeniem, które tylko go rozbawiło. – Jak
już sobie coś założę, to chcę to spełnić, także pora na nowy plan.
Nie czekając na
odpowiedź zaczęłam kierować się na tyły budynku. Z kieszeni wyjęłam mapę
szkoły, którą znalazłam wczoraj w pokoju Nate’a. Mój braciszek był nadgorliwym
panikarzem, tak więc przez pierwszy tydzień w nowym miejscu potrzebował
wiedzieć, gdzie się kieruje, nikogo nie prosząc o pomoc. Powód był taki, że bał
się ludzi, a tym razem nie miał przy sobie siostry, która by mu pomogła.
– Możemy dostać się do
szkoły od strony magazynu. Może przynajmniej znajdziemy jakieś mundurki –
powiedziałam cicho, wgapiając się uparcie w mapę.
– O tym mówisz?
Obróciłam się w
kierunku Ace’a. Właśnie trzymał za koszulę jakiegoś omdlałego nastolatka. Przez
chwilę myślałam, że wyrwał mu serce, ale najwyraźniej po prostu zdzielił go
mocno w głowę.
– Ja już mam swój
mundurek – wytłumaczył, kiedy ja uniosłam brew. Już po chwili rozebrał ucznia i
wrzucił go w krzaki, jakby był szmacianą lalką, a nie człowiekiem.
– Rodzice mnie za to
zabiją – mruknęłam do siebie. W tym samym momencie, jak na zawołanie, zza
budynku wyszła jakaś dziewczyna, która potajemnie chciała poprawić swój ledwie
widoczny makijaż. Najwyraźniej w szkole Nate’a surowo tego zabraniano. Kiedy na
mnie spojrzała, podskoczyła. Wyglądała, jakby chciała zacząć się tłumaczyć z
tego, co robi, bo niezgrabnie wrzuciła puder do torebki i wystawiła przed siebie
dłoń, ale zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, przymknęłam powieki, odwróciłam
głowę w bok i machnęłam dłonią tak, że moja moc pchnęła ją na ścianę budynku.
Zaraz potem nieprzytomna upadła na trawę. Podeszłam do niej i upewniłam się, że
nie zrobiłam jej większej krzywdy. Cóż, na pewno będzie ją bolała głowa.
– Przepraszam, oddam ci
go – mruknęłam z niezadowoleniem.
Kiedy ja zdejmowałam z
dziewczyny mundurek, Ace zdążył się już przebrać. Jego potężny cień przykrył
moją postać, gdy poprawiał krawat. Spojrzałam na niego ukradkiem, tak z
ciekawości, aby się upewnić, czy przypadkiem nie wygląda zabawnie w bordowej
marynarce i kraciastym krawacie. Okazało się, że wyglądał nawet lepiej niż mój
braciszek. Chociaż może to kwestia upodobań. Trudno było powiedzieć, że mój brat
to szalenie przystojny chłopak, bo to w końcu mój brat. Za to o ognistym
przyjacielu mogłam tak pomyśleć z pełnym podziwem, chociaż przyznaję, że
zdecydowanie bardziej wolałam go w wersji bez ciuchów. Oczywiście nie miałam
zamiaru narzekać...
– Wyglądam jak przykłady
uczeń szkoły dla inteligentnych nastolatków? – spytał, unosząc z rozbawieniem
brew.
– Kujony nie są tak
przystojne – powiedziałam, cicho się śmiejąc. – A teraz się obróć.
– Znowu zaczynasz ten
temat? – Ace uniósł znacząco brew. – Widziałem cię mnóstwo razy…
– Cholera, to nie
znaczy, że nie mogę mieć odrobiny prywatności – warknęłam.
Ognisty demon wzruszył
ramionami i bez słowa obrócił się do mnie tyłem. Dzięki temu w trybie
natychmiastowym mogłam przebrać się w nieco przyciasny mundurek. Cóż,
dziewczyna, którą niecnie pozbawiłam ciuchów, była o co najmniej dziesięć
centymetrów niższa i niemal bezkształtna, jak dziecko. Trudno, żebym
prezentowała się w jej ubraniu tak, jak ona. Efekt był taki, że spódnica w
kratkę ledwo zasłaniała mi pośladki, a koszula była nieco obcisła na piersiach.
Całe szczęście marynarka mniej więcej zasłaniała te mankamenty.
Kiedy spojrzałam w
kierunku szyby, aby zobaczyć całościowy efekt, poczułam dziwne ukłucie w sercu.
Nagle zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym to ja podążała śladami
własnego brata. Całe życie to on zawsze za mną chodził. Może gdybym lepiej się
uczyła, mniej uciekała z lekcji i nie biła się z chłopakami, dziś nosiłabym
taki sam mundurek jak Nate? I nie czułabym się tak piekielnie samotna.
– Wygląda to lepiej,
niż sądziłem – odezwał się demon, który przystanął za moimi plecami z rękami w
kieszeniach. Jego wzrok spoczął na przykrótkiej spódnicy. To wytrąciło mnie z
dziwnych rozważań, i dobrze, bo nie chciałam się czuć, jakbym czegoś w życiu
żałowała. Stałam się tym, kim miałam się stać. Drogi bliźniaków prędzej czy
później się rozchodzą. Bo żaden człowiek (ani demon) nigdy nie będzie dosłownie
taki sam. Między mną a Nate’em była zbyt wielka przepaść, która z roku na rok
coraz bardziej się pogłębiała. To musiało się stać.
Przewróciłam oczami i
pchnęłam z rozbawieniem Ace’a Bryne’a, który wrednie zachichotał – ten dźwięk
przypominał prędzej syczenie dzikiego węża zamierzającego pożreć swoją ofiarę,
ale w przypadku ognistego demona wcale mnie to nie dziwiło.
Oboje bez słowa
ruszyliśmy w kierunku tylnego wejścia. Do środka weszliśmy przez salę
gimnastyczną. Mieliśmy szczęście, ponieważ właśnie była sprzątana przez niską i
najwyraźniej przygłuchą kobietę, która nawet nie przejęła się tym, że wchodzimy
z brudnymi butami do środka. Jak widać, fart nam dzisiaj dopisywał.
Idąc korytarzem,
spoglądałam w mapę. Na szczęście zdążyłam ją schować, nim rozległ się dzwonek
na przerwę. Udało mi się również dowiedzieć, w jakiej sali Nate aktualnie
będzie odbywał zajęcia z rozszerzonej chemii. Właśnie w tamtą stronę się
kierowaliśmy.
– Nie uważasz, że tu
dosyć spokojnie? – spytałam ze znudzeniem idącego obok mnie chłopaka, który już
zdołał zainteresować swoim wyglądem chodzące po korytarzu uczennice.
– Chodzi ci o to, że
nikt się nie wydziera, jak w naszej szkole, i nie biega po korytarzach? Cóż,
szkoły dla ludzi z ambicjami a szkoły dla plebsu najwyraźniej różnią się poziomem kultury. – Ace wzruszył obojętnie ramionami. – Może oni wcale
nie muszą siebie wyzywać i bić, bo mają inne hobby. Na przykład naukę.
– To musi być nudne
życie – powiedziałam z głośnym prychnięciem, zakładając ręce na piersi.
– Cóż, twój brat
wygląda na zadowolonego.
Spojrzałam w kierunku,
w którym Ace wskazywał głową i zatrzymałam się gwałtownie na środku korytarza, przez
co wpadła na mnie jakaś grupka uczniów – oczywiście nie odezwali się nawet
słowem, ale zostałam przynajmniej obdarzona niezadowolonymi spojrzeniami.
Nate stał pod salą,
gdzie za kilka minut miały odbyć się zajęcia z chemii. Trzymał w ręku otwarty
zeszyt, a wokół niego gromadził się niewielki zespół składający się głównie z
dziewcząt. Najwyraźniej coś im tłumaczył. Na nosie miał oprawki o cienkiej,
srebrnej obwódce, a najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że wcale nie
musiał ich nosić, po prostu chciał wyglądać mądrzej. Poza tym szeroko się
uśmiechał, a jego policzki lekko się rumieniły, ale nie z powodu zawstydzenia.
W zasadzie to pierwszy raz widziałam mojego brata w tak pewnej siebie wersji.
Przez chwilę myślałam, że go z kimś pomyliłam, ale nie, to przecież był Nate.
Nate, który był otwarty na ludzi. Nate, który swobodnie z nimi rozmawiał. Nate,
który nie kulił się za plecami siostry ze łzami w oczach, oczekując, że ta
uratuje go przed wszystkim, co złe.
Poczułam w sercu
nieprzyjemny uścisk. Dlaczego czułam się, jakbym go nie znała? Czy ominęłam
jakiś ważny, przełomowy moment w jego życiu? A może to brak mojej obecności
przy nim sprawił, że nareszcie mógł stać się kimś innym? Co, jeśli osobą, która
go ograniczała przez cały ten czas, byłam ja?
Z jakiegoś powodu
poczułam się jeszcze bardziej zdradzona niż w momencie, w którym dowiedziałam
się, że Nate wybrał inne liceum i zapomniał mnie o tym fakcie powiadomić.
Zdradzona, smutna i przy okazji cholernie zła. Miałam wrażenie, że mroczne cienie
gromadzoną się wokół mojego ciała, jakby szukały swojej ofiary. Pewnie gdyby
nie Ace, który pociągnął mnie nagle za łokieć, mogłabym tam wybuchnąć gniewem.
Czasami gdy unosiłam się złością, potrafiłam narobić niezłego bałaganu.
Oparłam się plecami o
metalowe szafki, wbijając puste spojrzenie w przeciwległą ścianę.
– Masz już dosyć? –
spytał mój towarzysz zbrodni, opierając dłoń obok mojej głowy.
– Dosyć? – zdziwiłam
się. – Teraz jeszcze bardziej chcę mu dopiec.
– Czy to przypadkiem
nie zazdrość, panno Auvrey? – Ace posłał mi wredny uśmiech.
Ponownie poczułam w
sercu nieprzyjemne ukłucie. Czy ten idiota naprawdę zawsze czytał ze mnie jak z
otwartej księgi? Nie podobało mi się to. Skoro moja rodzina miała problem z
rozczytywaniem moich intencji, to dlaczego on robił to bez najmniejszego
problemu? Czyżbyśmy spędzili ze sobą już zdecydowanie za dużo czasu?
Od odpowiedzi uratował
mnie dźwięk dzwonka. To dlatego cicho prychnęłam i odepchnęłam go do siebie.
Bez zastanowienia, gniewnym i odważnym krokiem, ruszyłam w stronę sali, do
której właśnie zaczęli wchodzić uczniowie. Nauczyciel chemii miał tak duże
denka od okularów, że nawet kiedy posłałam mu uroczy uśmiech, nie zorientował
się, że jestem kimś zupełnie obcym, najwyraźniej wystarczyło to, że nosiłam
mundurek uczniów tej szkoły. Kiedy spojrzałam ostatni raz w tył, zauważyłam, że
Ace opiera się luzacko o ścianę. Najwyraźniej w tej zbrodni nie zamierzał uczestniczyć.
Po prostu pomachał dłonią i posłał mi wredny uśmieszek.
Weszłam do sali i
usiadłam w odpowiedniej odległości od Nate’a. Stąd mogłam wgapiać się w jego
plecy, a on nie miał możliwości mnie rozpoznać. Dziewczyny, które siedziały ze
mną w ławce, przyjrzały mi się podejrzliwie. Najwyraźniej musiały się już
zorientować, że nie należałam do ich grupy. Nic jednak nie powiedziały. Widocznie
stwierdziły, że odrabiałam zajęcia albo byłam kimś z wymiany. Nie odwoływałam
ich od tego. Po prostu posłałam im krzywy uśmieszek, bo tylko na tyle było mnie
stać.
Kiedy lista obecności,
na której oczywiście mnie nie było, co wzbudziło jeszcze większe podejrzenia, została
już przeczytana, nauczyciel oznajmił, żebyśmy podzielili się na mieszane grupy.
Bądź co bądź zostałam wypchnięta z kręgu dziewcząt, które niezbyt mi ufały.
Przeklęłam wtedy pod nosem los. Próbowałam odnaleźć jakiś inny zespół, ale
zanim cokolwiek zrobiłam, nauczyciel powiedział, żebym dołączyła do tej, do której
należał Nate. Oczywiście, bo dlaczego nie?
Pochyliłam głowę i z
morderczą miną podeszłam do stołu. Przez dłuższą chwilę mój brat nie zwracał na
mnie uwagi, ponieważ zapisywał coś w zeszycie, ale gdy już zasiadłam obok
niego, podniósł głowę i spojrzał na mnie z miłym uśmiechem. Szkoda tylko, że
ten uśmiech wkrótce zamienił się niepewność, a potem w niedowierzanie. Długopis
aż wypadł mu z wrażenia z ręki.
– Aura?! – spytał
półszeptem.
Nauczyciel może go nie
usłyszał, ale osoby, które obok nas siedziały, owszem.
– Co ty tu robisz? –
głos Nate’a stał się dziwnie ostrzegawczy, zupełnie jakby myślał, że przyszłam
mu tutaj zniszczyć życie. Cóż, może było w tym trochę prawdy. To bądź co bądź
mój brat. Zdążył mnie już trochę poznać. – Czy ty właśnie próbujesz mi
zrujnować życie w szkole? – syknął, pochylając się nade mną blisko, ponieważ
nie chciał, aby ktokolwiek go usłyszał. Teraz wyglądał już na złego, co było
dosyć niecodzienne dla mojego bliźniaka.
Udałam zdziwienie.
– Och, a więc po szkole
grasz ukochanego braciszka, a w szkole nie chcesz się do mnie przyznawać? –
spytałam cicho z ironią w głosie. Nie powstrzymałam się od wrednego uśmieszku. –
Bo co, może uważasz, że jestem zbyt głupia, aby tutaj być?
Nauczyciel zdążył nam
rozdać karty zadań. Członkowie naszej grupy zaczęli już szykować potrzebne
rzeczy. Tylko od czasu do czasu spoglądali na nas ponaglająco, jakby od
prędkości wykonywanych czynności zależało ich życie.
– Aura, błagam cię –
zaczął załamany Nate. – Nie chodzi tutaj o to, że nie chcę się do ciebie
przyznawać, po prostu twoje przebywanie w tej szkole jest ryzykowne. Jeżeli
ktoś cię nakryję, to nie tylko ty będziesz miała problemy, ale również ja. O
tym nie pomyślałaś?
– No, tak. Jeżeli ktoś
się o tym dowie, to rzeczywiście zrujnuję ci życie szkolne – powiedziałam,
śmiejąc się ironicznie. W dłoń chwyciłam pierwszą lepszą fiolkę z czerwonym
płynem, którą akurat przyniósł któryś z uczniów naszej grupy. Położyłam palec
na brodzie i udałam, że jestem starożytnym myślicielem. – Hm, co się stanie,
jak doleję tego do niebieskiego płynu? – spytałam, spoglądając na podgrzewaną
kolbę, która zaczynała się już gotować.
Nate kompletnie
zignorował moje podchody.
– Aura, do cholery, tu
nie chodzi o moją reputację! – tym razem brat powiedział to na tyle głośno, że
usłyszała go większość klasy. Oczywiście wszyscy byli zdziwieni gniewem, jaki
okazał, a także słowami, jakich użył. Mnie tymczasem wyłącznie to rozbawiło.
Cóż, robiło się coraz ciekawiej. Czyżbym odnalazła sposób na to, jak zirytować Nate’a?
Widocznie częściej musiałam odbywać takie wycieczki.
– Panie Auvrey,
słownictwo – powiedział chłodno nauczyciel, wskazując na niego ostrzegawczo
palcem. – I proszę zająć się ćwiczeniami, a nie pogawędką, bo ocena będzie
marna.
– Przepraszam – bąknął
mój bliźniak, a jego policzki spłonęły rumieńcami.
Kiedy Nate ponownie na
mnie spojrzał, wyglądał na załamanego. Skomentowałam to bezgłośnie, bo wzruszeniem
ramion.
– Po prostu dobrze się
bawmy. Potem sobie pójdę – oznajmiłam z uroczym uśmieszkiem, a potem, nim
ktokolwiek zdołał zaprotestować, dodałam czerwonego płynu z fiolki do
gotującego się roztworu. Nate nawet nie zdołał mnie ostrzec, że nie powinnam
tego robić. Zanim ktokolwiek się odezwał, nastąpił wybuch. Spanikowane masy
ludzi od razu zaczęły kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Sam nauczyciel
zaczął ich ponaglać. Przy okazji spytał, czy wszyscy są cali i nikt nie
potrzebuje pomocy. Oczywiście nie dostał odpowiedzi, bo panował zbyt wielki chaos.
Popychana przez tłum
zgubiłam gdzieś mojego brata. Chociaż kaszlałam, przy okazji chichotałam się
jak prawdziwy diabeł, który był usatysfakcjonowany odrobiną wyrządzonych szkód.
Nie mogłam nic poradzić na to, że uwielbiałam chaos. Poza tym kiedy zobaczyłam
szczęśliwego Nate’a, miałam ochotę zrobić coś naprawdę złego, aby zetrzeć mu
ten uśmiech z twarzy.
Kiedy wyszliśmy z sali,
dym uciekł kłębami tuż za nami. Uczniowie rozbiegli się po korytarzu, ja
tymczasem przystanęłam z boku. Nie spodziewałam się, że w tym samym momencie
ktoś uderzy mnie w głowę z takim impetem, że niemal wywrócę się na podłogę.
Instynkt samozachowawczy zmusił mnie do natychmiastowego wyjęcia noża z
kieszeni. Szkoda tylko, że miałam na sobie nie ten strój, który powinnam mieć.
Moje exitialis zostało w złożonym
komplecie ubrań, który upchnęłam gdzieś w krzakach. To było bezmyślne z mojej
strony. Przecież mogłam się domyślić, że nawet tutaj ogniste demony mnie
dopadną. Kiedy zobaczyłam płonące ślepia jednego z nich, nie miałam co do tego
wątpliwości.
– Szkoła płonie! –
wykrzyknął ktoś w panice.
Rozejrzałam się wkoło,
dziwiąc się, że nie było to wyłącznie stwierdzenie rzucone w panice wywołanej
po wybuchu środków chemicznych. Na dodatek to nie ja wywołałam pożar.
Z wściekłością
spojrzałam na demona, który właśnie chwycił mnie za koszulę i przeniósł
gwałtownie do pionu. Jego twarz zdobił wyszczerzony uśmiech.
– Świetny pomysł –
wysyczał mi prosto w twarz. – Podpalimy kilku ludzi, nikt się nie zorientuje,
że to my byliśmy sprawcami tego chaosu.
Zanim ognisty demon
cokolwiek zrobił, dostał porządnego kopa w bok od mojego przyjaciela, który
właśnie pojawił się obok. Oszołomiony mężczyzna padł na podłogę. Ace zareagował
szybciej, niż sądziłam. Podał mi nawet mój własny nóż, który musiał ze sobą
wziąć, gdy się przebieraliśmy. Najwyraźniej miał więcej rozumu niż ja.
– Zdziwiona? – spytał z
krzywym uśmieszkiem. – To oczywiste, że nie oddam cię innej frakcji.
– Dzięki – syknęłam
przez zaciśnięte zęby. – Dobrze wiedzieć, że tylko o to ci chodzi.
– A niby o co jeszcze
miałoby mi chodzić? – spytał z prychnięciem.
Pozostawiłam to bez
odpowiedzi, w końcu nie mogłam oczekiwać, że demon, który po prostu się mną
bawił, nagle zacznie darzyć mnie jakimiś ludzkimi uczuciami.
Oboje ruszyliśmy wzdłuż
korytarza. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłam, że obca frakcja
ognistych demonów dobiera się do niewinnych ludzi i wyrywa im serca z piersi.
Przecież to nie o nich im chodziło, prawda? Przyszli tutaj po mnie.
Kiedy jakaś dziewczyna
zaczęła się wydzierać wniebogłosy, przerażona demonem, który właśnie chwycił ją
za kark i uniósł w górę, wiedziałam, że nie powinnam się zatrzymać, a jednak to
zrobiłam. Bo byłam jej to winna. W zasadzie byłam to winna każdemu w tej
szkole, bo to z mojego powodu zjawiły się tutaj ogniste demony. Byłam głupia,
skoro sądziłam, że mogłam czuć się wszędzie bezpieczna, szczególnie w szkole
mojego brata. Musiałam być od dłuższego czasu śledzona.
Wbiłam nóż prosto w
pierś demona, który chciał wyrwać serce przerażonej uczennicy. Ten wyszczerzył
do mnie swoje ostre zębiska, oznajmiając:
– Jak nie ja, to inni.
Dziewczyna uciekła na
czworakach, zanosząc się panicznym płaczem, zaś ja wyjęłam z piersi ognistego
demona nóż. Wiedziałam, że to go nie zabije, ale na pewno go spowolni. Niestety
nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą trochę trucizny z niebieskich kwiatów
zebranych w Reverentii, które działały śmiertelnie na naszych wrogów. Teraz
mogłam tylko uciekać.
Puściłam się biegiem
przez korytarz. Dym sprawił, że straciłam z oczu Ace’a. Po drodze mijałam tylko
mgliste sylwetki martwych uczniów, którzy nie powinni dzisiaj umierać. Uścisk w
sercu stał się nagle jeszcze boleśniejszy niż wcześniej. Nie znałam dotąd
uczucia, które teraz starało się nade mną zawładnąć, ale domyślałam się już,
czym ono było. To poczucie winy.
– Aura! – usłyszałam
swoje imię.
Obróciłam się,
obdarzając brata zdziwionym spojrzeniem. Miałam ochotę spytać: „co tu robisz?”,
ale przecież doskonale to wiedziałam. Chciał mnie chronić.
– Nic ci nie jest? –
spytał niepewnie, chwytając za moje ramiona. Miał załzawione oczy i świeżą ranę
na policzku. Z kieszeni jego spodni wystawał nóż. Najwyraźniej musiał polecieć
po niego do szafki. Byłam ciekawa, jak w ogóle przetransportował do szkoły
broń, nie było to jednak w tym momencie najważniejsze.
Kiwnęłam sztywno głową,
nagle zdają sobie z czegoś sprawę. Nate’owi nie chodziło o to, że jeżeli
zostanę odkryta, zepsuję jego szkolną reputację. On się po prostu bał, że
stanie mi się krzywda. I miał rację. W końcu ogniste demony przybyły tu po
mnie. Dlaczego akurat do szkoły Nate’a? Może dlatego, że dotąd nie zapuszczałam
się w tak dalekie rejony miasta. Wiedzieli, że jeżeli zaatakują mnie tutaj,
zanim przybędą posiłki ze strony Nox, prawdopodobnie zdążą mi już wyrwać serce.
– Chodź, wyprowadzę cię
ze szkoły tylnym wyjściem – powiedział Nate, chwytając za moją dłoń. Nie
czekając na odpowiedź, pociągnął mnie w kierunku schodów. Zanim pokonaliśmy
choćby trzy stopnie, na drodze stanęły nam jednak ogniste demony. – Dobra, to
nie jest dobry pomysł.
Mój brat skierował dłoń
w kierunku wrogów. Dzięki temu wstrzymał działanie czasu. Odziedziczył tę moc
po naszym tacie. Ta magia była przydatna, ale jej największa wada to krótkotrwałość.
Poza tym jej użycie wymagało zmarnowania ogromnych pokładów energii.
Ruszyliśmy w przeciwnym
kierunku, na wyższe piętro. W zdziwieniu spojrzałam na plecy brata.
– Co ty wyprawiasz? –
syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Pożar zaczął się od
dolnego piętra, które prawdopodobnie wypełnione jest po brzegi ognistymi
demonami – powiedział spokojnie Nate. – W przeciągu kilku minut znajdzie się
tutaj straż pożarna. Może to nie jest zbyt dobry pomysł, ale póki co
bezpieczniej będziemy się czuć na strychu. Poza tym widzisz tych ludzi, którzy
uciekają schodami po przeciwnej stronie? Możemy się tylko domyślać, że
wszystkie wyjścia są zablokowane przez ogień.
Mój gniew nieco zelżał.
Postanowiłam, że zaufam bratu, w końcu nie miałam powodu, aby tego nie robić,
prawda?
Do oczu zaczęły
nachodzić mi łzy. Nie wiedziałam, czy to z powodu złości, czy z powodu
duszącego dymu. Przestałam już w ogóle orientować się, co się dookoła mnie dzieje.
Kiedy wbiegaliśmy po schodach, widziałam rozrzucone po stopniach zakrwawione
ciała młodych osób. Nate też musiał je widzieć, a mimo tego nie zatrzymał się
nawet na moment. Ważniejsze dla niego było teraz to, abyśmy dotarli bezpiecznie
na strych. Wiedział, że prawdopodobnie i tak nie mógł już nikomu z nich pomóc,
nawet jeżeli byli jego przyjaciółmi.
To nie tak miało
wyglądać. Nate miał być wkurzony. Powinien się wydrzeć, wyładować cały swój
gniew, a może nawet mnie uderzyć. Tyle że to nie było w stylu mojego brata.
Cokolwiek bym zrobiła, jakąkolwiek krzywdę bym mu wyrządziła, on i tak zawsze
będzie po mojej stronie. Tylko dlaczego dostrzegłam to dopiero dzisiaj? Aż tak
zaślepiła mnie zazdrość z powodu tego, że obecnie prowadził o wiele lepsze życie
niż ja? I że to życie było lepsze bez jego siostry? To przecież oczywiste.
Dorastaliśmy. Mieliśmy inne priorytety. Jak mogłam go tak potraktować? Czy zła
klątwa, która nade mną wisiała, aż tak bardzo mnie zaślepiła? A może to był po
prostu mój zepsuty charakter i zwykła ludzka ślepota, przez którą nie
dostrzegałam troski, jaką darzyła mnie rodzina? Zachowywałam się jak
nieodpowiedzialny gówniarz. Szkoda tylko, że dostrzegłam to o kilka godzin za
późno.
Ścisnęłam mocniej dłoń
brata. Nie musiał na mnie nawet patrzeć. Po prostu odwzajemnił uścisk. Chciałam
go przeprosić za to, co zrobiłam i jak się zachowywałam, ale obawiałam się, że
musiałam zostawić to na późniejszą porę.
Na strych dostaliśmy
się już bez większych problemów. Okazało się, że nie tylko my mieliśmy pomysł, aby
się tu schronić. Po pomieszczeniu chodziło już kilku nauczycieli, którzy
zwrócili uwagę na Nate’a, zadając mu od razu pytanie, czy wszystko z nim w
porządku, a także mnóstwo osób z różnych klas licealnych. W większości były to
osoby przerażone, płaczące i niekiedy ranne. Moje poczucie winy stawało się
coraz silniejsze. Teraz już niemal czułam, jak przygniata mnie do podłogi.
Nawet jeżeli chciałam w jakiś sposób naprawić to, co zrobiłam, nie wiedziałam
jak. Nie miałam mocy, aby cofnąć czas.
– Dobrze się czujesz,
Aura? – spytał niepewnie Nate, pochylając się tuż nad moją twarzą. – Masz
dziwną minę.
– Powinieneś mnie teraz
nienawidzić – bąknęłam, patrząc gdzieś w bok, jakbym się go wstydziła.
– Powinienem – przyznał
brat, powoli się prostując. Spojrzałam na niego ukradkiem. Wydawał się być
smutny, nie wściekły, ale jak już wspominałam, gniew nie był uczuciem, które
Nate pokazywał nadmiernie często. Był piekielnie cierpliwy. – Powinienem, ale
wciąż jesteś moją siostrą. Kiedy już bezpiecznie wrócimy do domu, będę się na
ciebie wściekał. – Posłał mi zmęczony uśmieszek. – Teraz chcę, żebyśmy po
prostu wyszli stąd cali i zdrowi.
– Nie powinno mnie tu
być, Nate – szepnęłam z niepokojem, pochylając się ku niemu, ponieważ grupka
osób obok zaczęła się nam dziwnie przyglądać. Cóż, nie sposób było nie
zauważyć, że byliśmy bliźniakami, poza tym nikt, kto znał osobiście Nate’a w
tej szkole, nie widział mnie nigdy na oczy. Rzeczywiście mogli być podejrzliwi.
– Istnieje szansa, że
demony się poddały, Aura – powiedział cicho mój brat. – Żadnego po drodze nie
spotkaliśmy. Może…
Spojrzałam ponad jego
ramieniem, ponieważ jakiś obcy kształt błysnął mi przed oczami. Początkowo
myślałam, że dotarł na strych jakiś zbłąkany uczeń, ale szybko się okazało, że
to jeden z ognistych demonów. W ręku trzymał kulę ognia. Zanim rzucił nią w
kierunku pleców mojego brata, posłał mi chytry uśmieszek, od którego przeszyły
mnie dreszcze. Przecież w taki sam sposób patrzył na mnie Ace. Czy to jakaś
cecha wspólna ognistych demonów?
– Uwaga! – krzyknęłam w
tył, równocześnie odpychając Nate’a na bok.
Kiedy my wylądowaliśmy
na podłodze, w pomieszczeniu rozległy się przerażone okrzyki ludzi. Chociaż chcieli
uciekać, nie mieli gdzie. Wejście zostało zablokowane przez zgraję demonów.
Spojrzeliśmy na siebie
z Nate’em. Nie mogliśmy używać magii przy ludziach, ale całe szczęście mój
bliźniak posiadał moc, która była w stanie ukryć przed oczami postronnych osób
to, co miało się lada moment wydarzyć. Ćwiczyliśmy podobny scenariusz już
miliony razy, tak więc zrozumieliśmy się bez słów.
Nate wstrzymał czas,
obejmując wszystkich ludzi, a także demony. Wpływ jego mocy nie objął tylko
mnie. Szybko przetoczyłam się po podłodze i kucnęłam, dotykając dłonią
posadzki. Moja cienista moc powędrowała w kierunku demonów, wiążąc ich ze sobą.
Nie przewidzieliśmy jednak jednego: że do środka może wejść jeszcze ktoś, kogo
moc Nate’a nie obejmie. I właśnie tak się stało.
Nowy demon musiał się
zorientować, że to mój brat był osobą, która wstrzymuje działanie czasu. Ruch
jego dłoni był tak szybki i precyzyjny, że nim zdołaliśmy zareagować, nóż wbił
się pod żebra Nate’a. Działanie magii zostało przerwane. On upadł na podłogę, a
ja wydałam z siebie zduszony okrzyk. To oczywiste, że grupa demonów szybko się
uwolniła spod działania mojej mocy, a co najgorsze – nie chodziło im tylko o
mnie. Kiedy ja doczłapałam do skulonego z bólu bliźniaka, reszta zaczęła się
dobierać do niewinnych ludzi. Wcale nie musiałam się na nich oglądać, żeby
widzieć, co właśnie robili. Pragnęli pożreć ich serca.
Przewróciłam ciało
Nate’a na bok. Cios demona był niezwykle trafny, bo krew wylewała się z niego
jak z przedziurawionego worka z ziarnem. W tym momencie przeklinałam, że mieliśmy
w sobie cząsteczkę człowieczych genów. Może nasza krew mieszała się z krwią
demonów, która wyglądała jak gęsta, dymna smoła, ale w naszych żyłach płynęła
również czerwona ciecz, a co za tym idzie: łatwiej było nas pozbawić życia.
Nim cokolwiek zrobiłam,
ognisty demon chwycił mnie za włosy i pociągnął w górę. Wyciągnęłam dłoń do
bladego Nate’a, który zrobił to samo. Miał przerażoną, a przy okazji zbolałą
minę. Widziałam, że stara się wstrzymać czas, ale stracił zbyt dużo energii i
przy okazji krwi. Starałam się wbić łokieć w żebra oprawcy, ale szybko wygiął
moje ramię pod takim kątem, że nie byłam w stanie nic zrobić, nawet kopnąć go
tam, gdzie światło dzienne nie docierało. Chciałam użyć swojej mocy, żeby się
uwolnić, ale w tym samym momencie drugi demon kopnął mojego brata w twarz. To
sprawiło, że ogarnął mnie gniew, niewyobrażalnie wielka i płomienna złość,
która gdyby była mocą, mogłaby zniszczyć cały świat. Czas jakby stanął w
miejscu, i to bez użycia jej przez Nate’a. W uszach brzęczał mi śmiech demonów,
krzyki umierających ludzi, jęk bólu, który wydał z siebie mój brat oraz własny
nierówny oddech. Powietrze wokół mnie zaczęło dziwnie wibrować, jakby zebrała
się wokół potężna fala mocy. Wystarczyło tylko puścić hamulce, aby wszystko
wybuchło. Aby świat spłonął bez pomocy ognia. Przecież zawsze tego pragnęłam,
prawda?
Kiedy demon chwycił
mojego brata za koszulkę i go podniósł, moc, która paliła mnie w środku,
uwolniła się gwałtownie jak szalejący na morzu sztorm. Dookoła zapanował chaos.
Widziałam tylko ciała demonów, które obijały się o ściany i podłogi. Coś
wewnątrz mnie wybuchło, opanowując cały strych. Dookoła były krew i ogień.
Tylko tyle byłam w stanie dostrzec, kiedy upadłam już na posadzkę. Gwałtowna
wichura ucichła, jakby uciekła przez otwarte okno. Jedyne, co chciałam teraz
zrobić, to chwycić brata za dłoń, nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rzecz w
życiu, jaką zrobiłam.
Przeciągnęłam palcami
po nierównej podłodze. Czułam się ciężka i słaba, zupełnie jakby z tą
przedziwną falą obcej mocy uciekła również cała moja energia. Nie chciałam
nawet myśleć o tym, czym się na ten moment stałam. Nie obchodziło mnie to.
Z trudem dotknęłam
chłodnej dłoni brata, ale to było wszystko, co mogłam zrobić. Wśród dymu, ognia
i krwi, pozostało mi tylko zamknąć oczy.
***
– Ciociu! Wujku! Szkoła
Nate’a płonie!
Rozespany Nathiel
usiadł na sofie, przyglądając się trójce rozkrzyczanych dzieciaków, które
dopadły go jak stado wygłodniałych zombie. Trochę mu zajęło, zanim zorientował
się, że to nie jego dzieci, tylko dzieci jego brata. No tak, przecież Nate i
Aura nie byli już tacy mali. To nastolatki. Musiało mu się nieźle przysnąć,
skoro o tym zapomniał.
– O co wam chodzi? –
mruknął z niezadowoleniem, kiedy Anathia i Lathan chwycili go za ręce, próbując
nim szarpać na wszystkie strony. Dopiero po chwili zauważył, że pomiędzy nimi
stoi najstarsza z nich wszystkich Madelyn, córka Arena. Jej przerażone
spojrzenie kazało mu sądzić, że stało się coś naprawdę złego. To dlatego od
razu się rozbudził.
– Szkoła Nate’a płonie
– powiedziała zdyszana dziewczyna, przebijając się przez okrzyki młodszego
rodzeństwa Auvreyów. – To… chyba demony.
Nathiel natychmiastowo zerwał
się z sofy. W tym samym momencie w drzwiach prowadzących do salonu zjawiła się
zaniepokojona Laura, która najwyraźniej usłyszała okrzyki bratanków męża.
Sądząc po jej spojrzeniu, musiała również usłyszeć słowa Madelyn. To oczywiste,
że nie potrzebowali ze sobą rozmawiać, aby zdecydować, co zrobią. Skoro płonęła
szkoła ich syna, nieważne, czy były to demony, czy nie, musieli tam iść.
– Mam tylko nadzieję,
że nie kłamiecie – burknął niezadowolony Nathiel, chwytając za nóż, który leżał
na stole. Skierował swoje kroki w stronę drzwi wyjściowych.
– No, sami to przecież
widzieliśmy! – krzyknęła oburzona Anathia, podążając za wujkiem. – Akurat
wracaliśmy z lekcji i Mad chciała poczekać na Nate’a, żeby mu powiedzieć, że
się w nim zakochała, a tu nagle się okazało, że wkoło stoi dużo straży
pożarnej, policji i w ogóle.
Zarumieniona Madelyn
szturchnęła ją łokciem, od razu płonąc rumieńcem.
– No, co? Jesteś
zabujana w Nacie – prychnęła dziewczynka, oddając jej kuksańca.
– Teraz ważniejsze jest
to, że płonie szkoła! – pisnęła zawstydzona czarodziejka.
– Biegnijcie do domu –
burknął niezadowolony Nathiel, całkowicie ignorując kłótnie dzieciaków. Były
teraz ważniejsze rzeczy. – Ewentualnie możecie zahaczyć o organizację Nox i
powiadomić Sorathiela o tym, co się stało. Tylko nie wymyślajcie głupot, bo nie
wiadomo jeszcze, czy to ogniste demony, dobra? Szczególnie wy. – Tu wskazał
palcem na uśmiechające się łobuzersko rodzeństwo Auvreyów, którzy siebie
poszturchiwali.
– Wszystko przekażemy –
rzuciła twardo Madelyn, ciągnąc Anathię i Lathana w przeciwną stronę. – No i dopilnuję,
żeby nie mówili głupot!
Nathiel spojrzał za
nimi i cicho westchnął. Chwilę później dołączyła do niego Laura, która chwyciła
go za dłoń. Oboje mieli złe przeczucia, ale nie chcieli się tym dzielić, nie
wtedy kiedy jedno z ich dzieci było w niebezpieczeństwie.
– Dlaczego jego szkołę
miały zaatakować akurat ogniste demony? – spytał z krzywą miną Nathiel. – Te
dzieciaki mają chyba naprawdę za dużą wyobraźnię.
– Nate to w końcu brat
Aury, a skoro jego siostra ostatnio nie bierze udziału w żadnych misjach,
możliwe, że chciały się dowiedzieć osobiście, gdzie się podziewa –
odpowiedziała spokojnie Laura. – Oczywiście to tylko przypuszczenia.
– Chyba nie sądzisz, że
Aura byłaby na tyle głupia, żeby urządzić sobie wycieczkę do szkoły Nate’a? –
Mężczyzna spojrzał ukradkowo na swoją żonę, która cicho westchnęła.
– Nathiel, wolę nie
myśleć, do czego zdolna jest Aura. Możemy mieć tylko nadzieję, że żadnemu z
nich nic nie grozi.
Na tym ich rozmowa się
zakończyła. Resztę drogi pokonali w biegu. Gdy znaleźli się już przy szkole,
spojrzeli po sobie z niepokojem. Cały budynek płonął. Nie było możliwości, aby
ktokolwiek, kto się w nim teraz znajdował, przeżył. Mogli mieć tylko nadzieję
na to, że ich jedyny syn w porę uciekł.
– Czuję coś dziwnego w
powietrzu – odezwała się nagle Laura, marszcząc czoło. – Jakby moc.
– Umiesz wyczuwać moc w
powietrzu? – spytał z głupią miną Nathiel.
– Tylko jedną, ponieważ
należała do mojego ojca – mówiąc to, wykrzywiła usta w grymasie. – Pamiętasz
przepowiednię ognistych demonów? Mówiła o osobie, na którą rzucono klątwę,
która ma w sobie krew ludzi i demonów, a także kogoś, kto używa potężnej mocy
przodków. Dziwiliśmy się, że może chodzić o naszą córkę, ponieważ dotąd nie
wykazywała się żadną potężną magią, ale oboje wiemy, jak ona wyglądała w moim
przypadku, prawda? Uwalniała się w najbardziej krytycznych sytuacjach, często
pod wpływem gniewu czy bezradności.
– Czy właśnie
zasugerowałaś, że Aura mogła się tutaj jednak zjawić?
– Wszystko jest
możliwe, Nathiel. Lepiej chodźmy ich poszukać.
– Nie musicie – odezwał
się ktoś z boku.
Oboje spojrzeli w
kierunku chłopaka ubranego w mundurek szkolny. Trzymał ręce w kieszeniach i
spoglądał z nieprzeniknionym uśmieszkiem na płonącą szkołę. Od razu było widać,
że to ognisty demon. Na dodatek bardzo dobrze im znany.
– Rzeczywiście, wasza
teoria jest bliska prawdy. – Ace przekręcił głowę w bok. Od jego płomiennych
oczu bardzo wyraźnie odbijał się blask ognia. – Wasza córka rzeczywiście tutaj
była. Chciała zabawić się w uczennicę szkoły swojego brata. Jak widać, nie
skończyło się to dobrze, bo ogniste demony dobrze jej pilnują. Zaatakowały
szkołę, wybijając niemal połowę ludzi, którzy się tam znajdowali. Wasz syn
skończył w stanie krytycznym, a co najzabawniejsze, nie z powodu demonów, a
własnej siostry, która użyła mocy chaosu, zabijając wszystkich, którzy
znajdowali się obok niej. – Usta demona rozszerzyły się w diabelskim uśmieszku.
– Oczywiście ona sama przeżyła. Jest po prostu wycieńczona. Szukałbym ich
raczej w tamtym kierunku. – Wskazał palcem w stronę karetek.
Nathiel chciał się na
niego rzucić z nożem, ale Laura w porę chwyciła go za ramię.
– Są teraz ważniejsze
rzeczy – szepnęła do niego.
– Jeszcze cię zabiję,
gnojku – wysyczał Auvrey, obdarzając niewzruszonego chłopaka wrogim
spojrzeniem.
– Spróbuj szczęścia –
rzucił z rozbawieniem Ace, unosząc dłoń na znak pożegnania. Potem skierował się
w stronę parku, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
***
Wokół panowała
niezmierzona ciemność. W normalnym przypadku może czułabym się zaniepokojona,
ale w otoczeniu wyczuwałam dziwny spokój. Nie byłam tutaj sama. Nie widziałam
co prawda żadnego człowieka, ale czułam, że ktoś musiał się tutaj znajdować.
– Dobra robota, Auro
Auvrey – usłyszałam nagle kpiący, kobiecy głos, który zdarzało mi się już
słyszeć w dzieciństwie. Głos należał do babci Calanthe. Kiedy byłam mała,
często przychodziła do mnie w snach. Potem przestała się mną interesować, a
skupiła się na mojej młodszej siostrze, o co byłam nieco zazdrosna.
Oglądnęłam się w tył,
dostrzegając na ciemnym tle dwie sylwetki. Zdziwiłam się, bo nie sądziłam, że
swoją obecnością zaszczyci mnie nie tylko babcia, ale również dziadek. Na
dodatek oboje mieli niezbyt tęgie miny.
– W końcu
postanowiliście się ze mną zobaczyć? – spytałam znudzonym głosem, próbując nie
dać się presji, jaką wywoływało na mnie surowe spojrzenie babci. – Dziwne, bo
to zazwyczaj Calanthia się z wami widuje.
Nim się obejrzałam,
Calanthe pojawiła się naprzeciw mnie, uderzając mocno w mój policzek. Nie
spodziewałam się tego, to dlatego zatoczyłam się w tył, niemal upadając na
ziemię. Zaskoczona spojrzałam w chłodne oblicze kobiety, która wyglądała, jakby
skończyła ledwie trzydzieści lat.
– Co takiego zrobiłam?
– spytałam, marszcząc czoło i przy okazji masując obolały policzek.
– Odpowiedź jest
prosta, zachowałaś się jak gówniarz – odpowiedziała babcia, chowając dłonie do
kieszeni czarnego płaszcza. Nawet przez chwilę nie spuściła ze mnie surowego spojrzenia.
Wiedziałam, że nienawidziła demonów i była jedną z najlepszych łowczyń Nox.
Dlaczego sama teraz czułam się jak demon, którego mogłaby nienawidzić?
– Nie rozumiem –
odpowiedziałam niepewnie. W zamian za tą odpowiedź zostałam chwycona za
koszulkę i pociągnięta do przodu. Tym razem spotkałam się z iskrzącymi,
błękitnymi oczami. Takie same tęczówki miała moja siostra. W zasadzie to obie
były jak krople wody.
– Co ty odwalasz, Aura?
– spytała z głośnym prychnięciem. – Jeszcze niedawno myślałam, że
odziedziczyłaś trochę rozumu po matce, ale jak się okazuje, więcej w tobie
głupoty Auvreyów. Przez ciebie twój brat mógł zginąć.
– Zginąć? – Spojrzałam
na nią przerażona, ponieważ kompletnie nic nie pamiętałam.
– Odświeżę ci trochę
pamięć. – Babcia puściła moją koszulkę. – Stwierdziłaś, że urządzisz sobie
wycieczkę ze swoim nowym demonicznym kochankiem do szkoły własnego brata.
Oczywiście poszły za tobą ogniste demony, które siedziały ci na ogonie od
dłuższego czasu i tylko czekały, aż oddalisz się wystarczająco daleko, aby
mogły cię zaatakować. Brawo, udało ci się ułatwić im sprawę. Ostatecznie
trafiłaś z bratem na strych szkoły. Kiedy zobaczyłaś, że demony go atakują,
pierwszy raz użyłaś mocy, którą odziedziczyłaś po Aidenie. – Calanthe spojrzała
w tył na towarzyszącego jej demona, który nie poruszył się nawet o centymetr.
Był jak zjawa. – Zabiłaś wszystkich, łącznie z ludźmi i demonami. Przeżył tylko
twój brat.
Otworzyłam usta, nie
wiedząc, co powiedzieć. To wszystko było takie nieprawdopodobne. Szkoła Nate’a,
atak ognistych demonów, moc chaosu i… Nate. Mój brat, którego niemal zabiłam.
Nie mogłam w to uwierzyć.
– Musisz nauczyć się
panować nad tą mocą – odezwał się dziadek. – Inaczej historia się powtórzy.
Podniosłam na niego
wzrok, dziwiąc się temu, że w ogóle się odezwał. Patrzył na mnie z góry z
założonymi na piesi rękoma.
– Ale… jak? – spytałam
bezradnie.
Aiden Vaux uniósł brew.
Chyba nigdy nie poczułam się tak beznadziejnie mała, jak w tym momencie, kiedy
obdarzył mnie swoim chłodnym spojrzeniem.
– To ty rozpętałaś
burzę, więc sama ją zakończ. Pokaż, że jesteś godna tej mocy albo zgiń.
Po tych słowach
sylwetki zaczęły się rozmywać. Chciałam krzyknąć, dlaczego mi nie pomogą, ale
przecież znałam odpowiedź. To wszystko była moja wina. I teraz sama powinnam
posprzątać to, co nabroiłam. Pytanie tylko, czy nie było za późno…