Tak, wiem, rozdział pisałam całą wieczność i na dodatek nie jest zbyt dobry. Jakiś taki po prostu niemrawy i bez polotu. Czasami tak bywa, że jak się czegoś długi czas nie pisze i to na dodatek zlepkami, to nie jest to potem zbyt dobrej jakości. Obiecuję sobie, że będę już pisać co tydzień, ale to tylko sobie. Zobaczymy jak będzie. Do końca roku chcę już WCSa skończyć, by móc się zająć innym opowiadaniem!
***
W samym środku bitwy, gdzie
demony przeskakiwały nad naszymi głowami oraz piękną, chińską zastawą zdobioną
krwawymi makami, zastanawiałam się, dlaczego dziesięć minut piekielnej herbatki
jak na złość upływało w spowolnionym czasie. Swoją uwagę dzieliłam na zabijanie
demonów, sporadyczne spożywanie drogiego Earl Greya, którym w normalnych
warunkach zapewne bym się rozkoszowała, spoglądanie na twarze moich milczących
towarzyszek oraz gustowny, starodawny zegar, który został postawiony na
wyczarowany przez Nivareth okrągły stół, aby odliczał czas. Moje skupienie
chyba jeszcze nigdy nie było na takim poziomie, jak teraz. Czułam, że po
upływie tych dziesięciu minut będę się czuła bardziej zmęczona, niż po dniu
spędzonym z trójką moich rozbieganych po domu dzieci.
Dziwność sytuacji, w której
przyszło nam się znaleźć, czyniła tę chwilę najbardziej osobliwym ze zdarzeń,
które mógł wyczarować tylko umysł znudzonej życiem (czy może raczej śmiercią)
wiedźmy. Zresztą była ona jedyną w naszym zgromadzeniu osobą, która uśmiechała
się przebiegle, z pewną dozą nieskrywanej radości, i polewała magią herbatę,
zmuszając nas do szybkiego jej upijania.
Bywały dni, kiedy Nivareth jawiła
mi się jako potężna kobieta, której sprzeciwienie się nie byłoby zbyt dobrym
rozwiązaniem, a drżenie ze strachu jak najbardziej właściwym. Bywały jednak
również takie dni, kiedy widziałam w niej ucieszoną, rozpieszczoną, złośliwą i
dziecinną arystokratkę, która szukała wyłącznie rozrywki, a także dobrego
towarzystwa.
Do moich uszu doszło głośne,
oburzone prychnięcie.
– Nie przesadzaj z tym dobrym
towarzystwem – żachnęła się Nivareth, która najwyraźniej znowu czytała w moich
myślach, co zdawało się być jej ulubionym hobby, kiedy tylko się na mnie
natykała. – Jesteście jak kłody, które tylko wymachują rękami, aby odpędzić
demony. Nie potraficie rozkoszować się upijanym płynem podarowanym nam przez
samych bogów.