wtorek, 4 listopada 2025

[TOM 4] 3/4 demona: przeznaczenie ognia [EPILOG]

 Taki o krótki epilog. Powiedzcie "cześć" Adalie!

To na razie koniec serii WCN, a przynajmniej kontynuacji. Od nowego roku chciałabym zacząć publikować prequel o młodości Calanthe, więc wait for it.

***

Jak co roku o tej samej godzinie Laura Auvrey stała z kubkiem herbaty w kuchni. Od dłuższej chwili wpatrywała się za okno, jakby liczyła na to, że kogoś tam zobaczy. W takim dniu jak ten, jej mąż, Nathiel Auvrey, wstawał wyjątkowo wcześniej, by być w tym trudnym momencie razem z nią. Jeszcze rozespany, z roztrzepanymi włosami, które zwijały się gdzieniegdzie na końcówkach, podszedł do niej i mocno ją przytulił.

– Już nie śpisz? – spytała Laura, choć nie była zdziwiona.

– Robisz to co roku, tego samego dnia, więc jak mam spać? – zachrypiał Nathiel, opierając głowę na ramieniu kobiety.

– Niełatwo zapomnieć o własnej córce, Nathiel.

– I dobrze, że o niej nie zapominasz. Ja też zawsze o niej myślę, wiesz? Bo wiem, że w końcu do nas wróci. – Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, również kierując spojrzenie za okno. – To Aura.

– Myślisz, że wszystko u niej w porządku? – Laura wyszeptała te słowa, jakby bała się odpowiedzi.

– Oczywiście. – Nathiel cicho prychnął. – Przecież to moja córka.

Laura uśmiechnęła się pod nosem, ale już po chwili wydostała się z uścisku i sama przytuliła się przodem do męża.

– Myślałam, że nasza – rzuciła w jego pierś.

– Nasza, tak, tak. W końcu ktoś musiał ją urodzić. – Nathiel zachichotał.

Przez dłuższą chwilę stali w uścisku, napawając się własną obecnością, gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi. To o tyle zaskakujące, że było około piątej rano. Ledwo zaczynało świtać. Kto mógł się tu zjawić o takiej godzinie?

Jakaś cicha nadzieja pojawiła się w ich sercach. Zanim jednak którekolwiek zdecydowało, że pójdzie otworzyć drzwi, usłyszeli najmłodszą córkę zbiegającą po schodach, która krzyczy:

– Otworzę!

W jej głosie nie rozbrzmiewało zdziwienie, a wręcz przeciwnie – może nawet spodziewana radość. Być może również spodziewała się ujrzeć po trzech latach własną siostrę? Aura lubiła wielkie wejścia, więc… dlaczego nie?

Calanthia chodziła już do szkoły średniej. Przez ten czas niewiele się zmieniła, oprócz tego, że urosła kilka centymetrów i nieco wydoroślała. Nie przypominała już dziewczynki, a raczej młodą kobietę. Była dumą swoich rodziców, tak jak prosiła o to Aura. Oczywiście nie mogła im zastąpić najstarszej córki, ale starała się być maksymalnie blisko rodziny i wspierać ją w największych kryzysach, zwłaszcza że teraz została im tylko ona. Nate wyjechał na studia.

Gdy otworzyła drzwi, najpierw nikogo nie dostrzegła. Pomyślała z zawodem, że to jakiś głupi żart, a może przesłyszenie, jednak już po chwili coś, a raczej ktoś, szarpnął ją za spódnicę mundurka.

Najmłodsza córka Auvreyów spojrzała w dół. Przez dłuższą chwilę sama nie wiedziała, co powiedzieć. Na pewno się tego nie spodziewała.

– Mamo, tato? – zawołała niepewnie.

Chwilę później dołączyli do niej rodzice. Nathiel wychylił głowę zza pleców córki, przyglądając się ze zmarszczonym czołem temu, co dostrzegł w progu mieszkania. Laura natomiast wyglądała, jakby zobaczyła ducha.

Na wycieraczce przed ich domem stała mała dziewczynka. Miała brązowe włosy i zielone oczy. Szeroko się uśmiechała. Była ubrana w schludną białą sukienkę z kokardą u przodu, w której wyglądała jak mały aniołek. Oczywiście Auvreyowie doskonale wiedzieli, że nie miała w sobie nic z aniołka. W końcu to oczy małego demona. Nie to było jednak najbardziej niepokojące…

– Cześć, dziadku, cześć, babciu, cześć ciociu – przywitała się nieco sepleniącym głosem, pokazując brak przedniego zęba w wyszczerzonym uśmiechu. Na głowie miała słomiany kapelusz.

Nastąpiła długa cisza.

Laura słysząc to, nieco się zachwiała, na szczęście Nathiel w porę ją podtrzymał. Sam był nieco skonsternowany. Nie połączył jeszcze faktów. Za to doskonale połączyła je Calanthia.

– Gdzie twoja mama? – spytała ostrożnie, choć wciąż była równie zszokowana, co jej rodzice.

– Mama zostawiła mnie tu na wakacje! – odpowiedziała z entuzjazmem około trzyletnia dziewczynka, przyciągając do siebie plecak, który był tak duży, jak sama ona. Właśnie wysypały się z niego jakieś zabawki.

Nathiel wciąż przetwarzał zdobyte informacje. To zadziwiające, że ta mała bezimienna istota wyglądała jak jego własna córka, oczywiście z wyjątkiem włosów. Przez chwilę spanikowany zaczął szukać w myślach momentu, w którym mógł być tak pijany, że dobrał się do jakiejś innej kobiety niż do Laury. Nie mógł jednak nic takiego znaleźć w odmętach swojej głowy. W końcu jednak do niego dotarło. I kiedy już sobie uświadomił, czyja to była córka, wyskoczył z domu jak opętany i krzyknął rozeźlony w eter:

– Słyszysz mnie, Aura?! Zabiję tego gnojka, który zrobił ci dzieciaka! To ten ognisty skurwysyn, co?! Widzę, że ma takie same włosy jak on! Jak ja mu wyrwę…

Laura zdążyła nieco otrzeźwieć, odzyskując dawne opanowanie. Pozwoliła mężowi wydzierać się w pustą przestrzeń, wyładowując całą swoją złość, ona natomiast uklęknęła przy dziewczynce i spytała:

– Jak się nazywasz?

– Adalie – odpowiedziała wesoło mała demonica.

– Miło mi cię poznać, Adalie. – Laura wymusiła uśmiech. – Pamiętasz, jak nazywają się twoi rodzice?

– Aura i Ace!

– I masz trzy lata, tak?

– Tak! – Adalie nagle zmarszczyła czoło, a uśmiech zniknął z jej twarzy. – Czy babcia jest magikiem?

– Można tak powiedzieć.

– Mamo… – zaczęła cicho Calanthia, pochylając się nieco nad Laurą. – Czy myślisz, że Aura uciekła dlatego, że… – Nie dokończyła pytania.

Laura Auvrey głośno westchnęła, ponieważ wolała nie odpowiadać na to pytanie. Na razie się tego przecież nie dowiedzą.

Już po chwili przeniosła się do pionu i rzuciła do swojej wnuczki:

– Witaj w naszym domu, Adalie. – Po chwili podała jej dłoń, którą ta przyjęła z radością. – Mamy dużo do nadrobienia.

Niedługo potem drzwi od domu Auvreyów zamknęły się, wpuszczając do środka nową członkinię ich rodu, kolejną przedstawicielkę nowego pokolenia. Tymczasem jej rodzicielka stała kilkaset metrów dalej, ukrywając się zza drzewem razem ze swoim bratem. Oboje obserwowali tę scenę z oddali. Aura ciągle się chichotała, a Nate wyglądał na załamanego.

– Nawet nie wiesz, jaki byłem zszokowany, kiedy napisałaś mi o tym w liście – odezwał się, potrząsając głową.

– Żałuj, że nie widziałeś mojej miny, kiedy dowiedziałam się, że będę matką – mruknęła z krzywą miną Aura.

Oboje nie bardzo się zmienili. Choć mieli już po dwadzieścia lat i każde z nich poszło w zupełnie inną stronę, dalej wyglądali jak para bliźniaczych nastolatków. Być może była to kwestia demonicznych genów. W końcu ich ojciec i matka również nie wyglądali na swój wiek.

– Wciąż nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako matki… – powiedział Nate.

Siostra uderzyła go pięścią w ramię.

– Przeżyła już ze mną trzy lata, i jak widzisz, ma się dobrze.

Jej brat zaśmiał się niemrawo, pocierając miejsce, w które został uderzony.

– Kiedy zamierzasz pokazać się rodzicom?

– Niedługo. Sytuacja w Reverentii nieco się uspokoiła. Już tak bardzo za mną nie podążają, bo stracili nadzieję na to, że w ogóle żyję. Dobrze się ukrywamy. – Aura ciężko westchnęła i schowała ręce do kieszeni. Cały czas wpatrywała się w dom, w którym jeszcze kilka lat temu mieszkała. To oczywiste, że wciąż tęskniła.

– Tęsknimy za tobą – szepnął Nate, który zdawał się czytać w jej myślach.

– Wiem, Nate. Ja też za wami tęsknię. – Aura oderwała się nagle od drzewa i spojrzała na brata z wrednym uśmieszkiem. W końcu nie lubiła ckliwości. Doskonale pamiętała o tym, że trzy lata temu, gdy się żegnali, płakała przez całą noc jak dziecko. Dobrze, że Nate o tym nie wiedział.

– A wy co zamierzacie zrobić? – spytał podejrzliwie jej brat bliźniak.

– Jak to co? – Aura prychnęła, zakładając ręce na piersi. – Jedziemy na pierwsze od trzech lat wakacje. Odpocząć od tego małego demona.

– Brzmi, jakby twoja córka odziedziczyła po tobie charakter.

– Jest gorszym potworem niż ja, uwierz mi. – Aura poklepała brata po ramieniu, jakby chciała mu przekazać, że wkrótce będzie to mógł przetestować na własnej skórze.

Nate zaśmiał się niemrawo, już wiedząc, że najbliższe miesiące, które miał spędzić na wakacyjnej nauce, spędzi zupełnie inaczej.

– W takim razie… odpoczywajcie.

– Dzięki.

Oboje pomachali sobie na pożegnanie. W zasadzie widywali się ostatnio co kilka miesięcy. Aura chciała mieć na razie kontakt tylko z bratem, aby mógł przygotować rodziców na jej ponowne pojawienie się. Poza tym… to za swoim małym braciszkiem najbardziej tęskniła. Póki co, świetnie sobie jednak radził bez niej. Studiował, by w przyszłości zostać lekarzem. Tymczasem ona… szwendała się po świecie, nie mogąc nigdzie zapuścić korzeni na stałe. Ale takie życie jej odpowiadało.

Tuż obok niej wylądował Ace Bryne, który zeskoczył właśnie z drzewa, nie chcąc przeszkadzać rodzeństwu w rozmowie. Oboje zaczęli kierować się w stronę parku. Swoje wakacje mieli zacząć od zjedzenia hot dogów.

– To co, lecimy się opieprzać? – spytała niemal zadziornie Aura.

– Nie mogę się doczekać. – Ace zachichotał.

Właśnie kończyła się pewna era.

I zaczynała kolejna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz