niedziela, 3 stycznia 2016

[TOM 2] Rozdział 22 - "Gniew demona"

Dziś nareszcie trochę dłuższy rozdział. 
Uwielbiam pisać o Sorci (przypominam: Soriel + Patricia). Czuję się przy nich tak lekko, choć przecież w większości mam zaplanowane ich wypowiedzi (już od ponad roku!). 
Spotykamy się też z la bonne fée i samym Nathielem.
Więcej nie mam co pisać. Może tylko tyle, że życzę szczęśliwego, nowego roku i że mam mnóstwo planów pisarskich na ten 2016 rok. Shoty przestaję już wstawiać na WCN. Założyłam w raz z Królikiem bloga na którym będziemy wstawiać wszystkie nasze dzieła z osobna, a także te wspólne. Kiedy przeniosę już wszystkie z WCN na bloga, usunę zakładki po prawej. 
Zostaje mi jedynie zaprosić na naffliczkowego bloga z opowiadaniami i do przeczytania pierwszego rozdziału naszego osobnego opowiadania, które nazywa się: "Między dobrem, a złem". To tak na wstępie, żeby rozgrzać bloga.


Cały adres z osobna to: http://naffliczek.blogspot.com.
Chciałabym jeszcze ostrzec, iż istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że przed początkiem lutego nie będą pojawiać się żadne rozdziały. W lutym sesja, czas zacząć się martwić o studia.
***

          Był 20 maj.
          Minął dokładnie tydzień od narodzin i równoczesnego zniknięcia bliźniaków Auvrey. Całe Nox wrzało od poszukiwań, które dotąd były nieskuteczne. Świeżo upieczony ojciec Aury i Nate’a czuł, że jeszcze chwila niepewności i zwariuje. Był pewien, że jego dzieci nie zniknęły bez powodu. Na pewno stały za tym demony i jeśli tylko natrafi na choć jeden, drobny ślady, który będzie prowadził w stronę Reverentii, bez namysłu rzuci się w paszczę wroga, aby rozharatać ją od środka i pozbawić zębów. Odzyska je, chociażby miał zginąć. Odzyska je dla Laury, która przecież musi się w końcu obudzić.
            Nathiel odgarnął kosmyk blond włosów z czoła śpiącej ukochanej i zmarszczył czoło.
            Nikt nie widział sensu w jego codziennym przebywaniu tutaj. Lekarze i pielęgniarki dawali mu maksymalnie dwa tygodnie, potem na pewno się podda i przestanie przychodzić.
            Cały personel szpitalny krył się przed nim w strachu. Opowieść o nieobliczalnym 20 kilku latku rozniosła się w mgnieniu oka, niestety, nikt nie mógł go stąd wygonić. To szpital ponosił odpowiedzialność za jego dzieci, mógłby więc podać ich do sądu. Wszyscy kryli się nie tylko przed jego gniewem, ale także wyrokiem. Nathiel nie zamierzał jednak niczego takiego zgłaszać. Nie znał się na tym, poza tym czy miało to sens? Jeżeli jego dzieci naprawdę zostały porwane przez demony, nikt ze zwyczajnych ludzi nie mógł nic na to poradzić.
            Chłopak odchylił się na wyjątkowo niewygodnym krześle do tyłu i jak co dzień, zaczął wpatrywać się w wirujące na delikatnym, majowym wietrze firanki.
            Co za przeklęty los. Owszem, pogodził się już z tym, co się stało i  starał się mocno trzymać tej głupiej nadziei, że wszystko powróci do ładu, zły nastrój nie opuszczał go jednak nawet na krok. To okropne uczucie bezradności, które śmiało mu się w twarz i próbowało udowodnić, że niczego nie jest w stanie zrobić, poza czekaniem... Nie znosił bezczynności, nie znosił siedzenia w miejscu, ale co innego mu zostało?
            W kieszeni spodni, zabrzęczał mu telefon. Najprawdopodobniej dostał jakąś wiadomość.
            Obojętnym wzrokiem przeszył własną kieszeń i wyjął winowajcę zakłócenia szpitalnego spokoju.
            Skrzynka wyświetlała dwie nowe wiadomości. Dla niego tą ważniejszą w tym momencie była ta, którą napisał Sorathiel. Może miał dla niego jakąś odstresowującą misję? Albo natrafił na jakiś ślad związany z bliźniakami? Nie liczył na wiele, bo wolał się nie zawieść.
            „Ethan Parthenai dobrowolnie przyszedł do naszej organizacji i zadeklarował się do współpracy z Nox. Zgadniesz kto u niego był?”.
            Nathiel skrzywił się.
            Mógł się domyślić, że to Laura do niego chodziła. Tylko ona mogła być tak głupia, żeby w ciąży odwiedzać alkoholika, który mógł zrobić jej krzywdę. Uznała to za swój obowiązek, w końcu Calanthe, jej matka, była przyjaciółką starego Ethana. Gdyby tylko mógł z nią porozmawiać, zapewne powiedziałby jej co o tym myśli, jednak nie mógł, w końcu Laura była pogrążona w śpiączce. Cała irytacja momentalnie z niego uleciała. Cóż, powinien się cieszyć, że przynajmniej udało im się zdobyć jednego z demonicznych weteranów. Niech żyje Nox i niesamowicie szybki wzrost jego siły.
            Na drugiego SMSa Nathiel zareagował z lekkim grymasem. Początkowo miał porzucić sprawdzenie wiadomości od jednej z la bonne fée, w końcu jednak uznał, że i tak nie ma nic do roboty.
            Otworzył wiadomość od Madlene.
            „Wiemy, gdzie są bliźniaki”.
            Na początku nie bardzo to do niego docierało, w końcu jednak mózg zareagował. Nerwy nakazały mu poderwać się do góry, zmysły, jak i serce zaczęły szaleć. One naprawdę je odnalazły! Cholerne wiedźmy! Cholerne, ale jak widać, czasem przydatne.
            Dłużej nie czekając, zerwał się z krzesła, złożył krótki pocałunek na pobladłym czole Laury i machając jej na pożegnanie, wypadł z sali szpitalnej jak strzała.
            Aura, Nate, nadchodzę.
***
        Głośny tupot stóp, przyspieszony oddech i oddźwięk głośno skrzypiących drzwi, które nawet nie doczekały się trzykrotnego, kulturalnego pukania - po prostu rozwarły się z głośnym trzaskiem i uderzyły w ścianę, ukazując jego roziskrzoną postać.
        Nathiel doskonale wiedział gdzie przyszedł i po co. Miał jeden cel i nie obchodziły go maniery. Był w końcu demonem, a demony nawet nie wiedziały co to dobre wychowanie.
        - Gdzie one są?! - wykrzyknął.
        Piątka dziewcząt siedząca w kółku przy stole, wyglądała jak zgromadzenie księży, przeprowadzających egzorcyzm. Karty tarota porozrzucane po stole, dopełniły efekt grozy. Brakowało tylko świec, ciężkich łańcuchów, dźwięku piosenek Justina Biebera puszczanych od tyłu i czarnych kapturów na głowach kobiecego zgromadzenia.
        Nathiel szybko otrząsnął się z tych myśli. Zrobił to, zanim w jego głowie pojawiła się piwnica, gdzie przywiązany został do krzesła przez la bonne fée. Tak, ich piwnica byłaby idealnym miejscem na egzorcyzm.
        - A zapukać to nie łaska? - spytała chłodno Alexandra, unosząc do góry brew.
        Wyprostowała się dumnie, pragnąc pokazać, że nawet gdy siedzi ma nad nim władzę.
        - Gdzie są bliźniaki?! - wrzasnął wściekle Nathiel, ruszając gwałtownie z miejsca.            Wyglądał tak, jakby miał się zaraz rzucić na którąś z dziewczyn i zacząć ją dusić, aż w końcu nie wyrzuci z siebie tej cennej informacji.
        Najszybciej zareagowała Alexandra, którą w żaden sposób to nie przerażało. W końcu to tylko przeklęty demon.
        - Spokój, demonie - syknęła i wyrzuciła w górę dłoń. Piorun przeszył sufit nie uszkadzając go w żaden sposób. Inaczej miała się w tej sytuacji podłoga, na której została czarna, spalona dziura. Błyskawica trafiła w miejsce przed Nathielem, próbując ostrzec go przed konsekwencjami zbliżenia się do sojuszniczek. Warknął, ale zatrzymał się w miejscu. Przed wybuchem powstrzymywała go myśl, że zawsze może zostać spalonym, smacznym kąskiem, a przecież nie wiedział czym żywią sie wiedźmy.
        W gniewie zacisnął pięści.
        - One są u wiedźm - odezwała się Madlene, pragnąc go uspokoić. Wystawiła przed siebie ręce w dziwnie obronnym geście - Tych złych.
        Auvrey wyraźnie się uspokoił, w końcu uzyskał upragnioną odpowiedź.
        - Skąd to wiesz? - spytał.
        - Karty. Po wielu błaganiach i próbach, odpowiedziały na moje pytanie.
        - Jaką masz pewność, że naprawdę u nich są, do cholery?! - wrzasnął znów rozwścieczony Auvrey - Nie wierzę w te wasze pieprzone karty z różdżkami i gołymi diabłami z fajfusami na wierzchu!
        - A-ale te różdżki to buławy, a diabeł... - zaczęła zaniepokojona Mad, przeglądając nagle wszystkie karty. Gdy znalazła tą, o której była mowa, odetchnęła z wyraźną ulgą i wystawiła ją przed siebie - Stoi tyłem. Widać tylko jego pupę.
        - Gówno mnie to obchodzi!
        Nathiel znów ruszył w stronę zgromadzenia la bonne fée. Na jego gniew ponownie zareagowała Alexandra.
        W przeciągu kilkunastu lat zupełnie nic się nie zmieniło. To ona reagowała zawsze pierwsza. Nigdy nie bała się przeciwnika, nieważne, czy był człowiekiem, potworem, czy innym tworem poza ziemskim. Od małego chroniła swoje przyjaciółki, które płakały, gdy jakiś chłopak ciągnął je za włosy. Nieważne jak bardzo cierpiała podczas walki - czy miała obdarte kolana czy podbite oko, liczył się sam fakt, że walczyła.
        Piorun trafił tym razem w czarną grzywkę, odstającą od reszty towarzyszy włosów, a następnie w buta, robiąc w nim dziurę w taki sposób, że nie uszkodził palców. Alexandra miała ochotę powiedzieć: lata praktyki, ale nie chciała się chwalić. Zanim nauczyła się precyzyjnych strzałów piorunami, wiele razy kogoś przypaliła. Chociaż pewnie nie żałowałaby, gdyby oderwała palca demonowi. Nie żałowałaby nawet, gdyby go zabiła.
        - Waruj, demon - syknęła Alex - Poświęcamy ci swój cenny czas, bo chcemy ci pomóc, a ty warczysz na nas jak pies. To nie nasza wina, że nie upilnowałeś swoich dzieci.
        - Spokojnie - odpowiedziała Madlene, śmiejąc się nerwowo - Rozumiem to. Jest przewrażliwiony, w końcu to jego dzieci - mówiąc to, posłała niewinne spojrzenie swojej płomiennowłosej towarzyszce broni.
        - Swoją drogą - zaczęła Martha, upijając łyka herbaty - Karty nigdy nie kłamią.
        Herbaciana wiedźma reagowała zupełnie inaczej niż jej piorunująca przyjaciółka. W przeciwieństwie do niej wolała bardziej ugodowe rozwiązania. Nie ma rzeczy, której nie można rozwiązać rozmową. No, chyba, że druga strona rzeczywiście jest zbyt agresywna, wtedy wystarczy wylać na nią wrzątek. Wrzątek przemawia do każdego.
        - Zaufaj nam - szepnęła dosyć piskliwym głosem Mad. Była jedną z tych osób, które panikowały, gdy ktoś był agresywny i najchętniej uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Podczas kłótni często wolała milczeć niż się udzielać.
        - W takim razie powiedzcie mi, gdzie znajdują się wiedźmy - syknął przez zęby Nathiel, próbując się opanować. Gotowy do walki z przeciwnościami losu, podwinął do góry rękawy koszuli.
        - Nie pójdziesz tam sam! - pisnęła Madlene, podnosząc się z podłogi.
        - Ja o tym zdecyduję - odparł chłodno demon, mierząc ją przeszywającym spojrzeniem od którego miało się ochotę uciec. Mad szybko się skuliła i poddała.
        - Pomożemy ci - odezwała się milcząca dotąd Patricia - Wiemy o naszych wrogach więcej niż ktokolwiek inny.
        - Dlaczego to robicie? - spytał Nathiel, unosząc brew do góry. Stał teraz w postawie wykazującej defensywę, nic jednak nie wskazywało na to, że zaraz się na nie rzuci. Na wszelki wypadek Alexandra wciąż trzymała rękę w górze. Gotowa była go ukarać, jeżeli nie przestanie zgrywać zapatrzonego w siebie durnia.
        - Jesteśmy la bonne fée - stwierdziła z powagą Madlene, jak gdyby właśnie przedstawiała dramatyczny fakt ojcowi nienarodzonego jeszcze dziecka - A la bonne fée pomagają ludziom.
         Nastąpiła chwila przejmującej ciszy.
        - I demonom - dodała Martha, pragnąc sprostować wypowiedź koleżanki.
        Patricia zarumieniła się podejrzanie na boku. Nikt jednak tego nie zauważył. Wszyscy patrzyli teraz na Nathiela.
        - Wyruszamy jutro z samego rana - burknęła niechętnie Alexandra, piorunując go tym razem już tylko wzrokiem.
        - Dlaczego nie dziś? - warknął chłopak.
        Płomiennowłosa uśmiechnęła się jak rodowity psychopata i wystawiła dłoń do góry. Z palców zaczęły lecieć podejrzanie wyglądające iskry. Przypominały trochę zimne ognie, które mogły wyrządzić niemałą krzywdę.
        - Zaufaj nam - odezwała się Martha, chwytając za dłoń Alex i opuszczając ją w dół ku jej niezadowoleniu - Wtedy bliźniaki do ciebie wrócą.
        Młody i gniewny ojciec długo jeszcze stał w miejscu, przyglądając się każdej czarodziejce z osobna. Mrużył groźnie oczy, jakby chciał wykryć jakieś kłamstwo lub intrygę, ale nie mógł nic takiego dostrzec w twarzach czyniących dobro la bonne fée. Wciąż nie wierzył w to, że ktoś mógł być bezinteresownie pomocny, wciąż nie wierzył tym przeklętym wiedźmom, nawet, jeżeli były jego sojuszniczkami, nie miał jednak wyboru jak po prostu im zaufać. Dzisiaj już niczego nie wskóra. Przygotuje się odpowiednio do poranka.
        - Jutro, godzina 8 pod organizacją - zarządził stanowczo, a potem obrócił się na pięcie i po cichu opuścił siedzibę la bonne fée, znajdującą się w sklepie matki Madlene.
        Wśród czarodziejek nastąpiła długa cisza. Każda wpatrywała się teraz w drzwi, które przed chwilą zamknęły się za demonicznym łowcą z dziwnym spokojem. Martha piła z obojętnym wyrazem twarzy herbatę, Alex wciąż jeszcze bawiła się iskrami w dłoniach, jakby próbowała wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, Patricia zerkała niepewnie w telefon i miliony SMS-ów od nieznośnego współlokatora ostatnich jej dni, Silvia chrupała obojętnie chipsy, Madlene drapała się po poliku, wciąż ściskając w ręku kartkę diabła.
        - Nie sądzisz, że Nathiel podobny jest do Soriela? - szepnęła cicho Pat na ucho do najbliżej niej siedzącej Madlene.
        - Dla mnie wszystkie demony wyglądają tak samo - odpowiedziała dziewczyna, kierując spojrzenie na diabelską kartę. Nachmurzyła się - W sumie ten diabeł ma dosyć zgrabny tyłek.
***
        Dlaczego stąpanie po schodach we własnym domu, kojarzyło się teraz z czymś, czy może raczej kimś, kto leży w jej łóżku? Zawsze gdy pięła się po nich do góry, wiedziała, że jej osobisty, uwięziony w kołdrze demon szykuje już jakiś tekst na podryw. Przy okazji bała się, że może zastać go całkowicie nagiego lub bez koszulki. Raz przyłapała go nawet na tym, że bawi się jej bielizną. Wytłumaczył to tym, że nie może jej rozszyfrować, a kolor majtek wiele mówi o osobowości dziewczyny. Patricia nawet nie chciała go pytać co wywnioskował. Po prostu wyrwała mu swoją bieliznę z dłoni i schowała do komody. Wtedy zaczęła żałować, że nie miała na ni ej kłódki.
        Czym tym razem zaskoczy ją jej przystojny pacjent?
        Z głośno bijącym sercem i wielkimi, rumianymi plamami na twarzy, dziewczyna przeszła przez górny korytarz. Do środka weszła bez pukania, w końcu to wciąż jej pokój. Nie zamierza go nikomu oddawać.
        Jej pacjent leżał grzecznie na łóżku i czytał gazetę, chrupiąc jakiś słony przysmak, który zapewne wyjął z jej szafki w kuchni. To już ponad tydzień jak tu leży. Zaglądnął chyba w każdy kąt i w każdą skrytkę jej domu.
        Patricia cieszyła się, że mimo wszystko leżał tu grzecznie. Przynajmniej tym razem.
        - Czujesz się już lepiej? - spytała, wymuszając uśmiech. Torbę zawieszoną na ramieniu, zrzuciła na krzesło stojące w kącie. Dzisiaj wzięła kilka próbnych leków od Madlene z domu, tłumacząc się tym, że chce mieć ich zapas na wszelki wypadek. Tak naprawdę chciała je wypróbować na Sorielu, któremu demoniczna rana goiła się niezwykle powoli. A może po prostu kłamał, żeby dłużej tu zostać?
        - Dzięki tobie, maleńka - odpowiedział seksownym głosem demon, puszczając jej oczko.
        - Czy ty podrywasz wszystkie dziewczyny w taki sposób? - westchnęła zażenowana dziewczyna.
        Soriel odłożył słony przysmak na szafkę nocną, zaś gazetę na swoje kolana. Z uśmiechem spojrzał na swoją wybawicielkę.
        - Każdą w inny sposób.
        - To musisz mieć ich na pęczki.
        Blondynka prychnęła i udała, że grzebie w torbie, szukając czegoś niezwykle ważnego. Tak naprawdę, nie chciała patrzeć teraz w jego twarz. Znów czuła piekące ją z zawstydzenia poliki. Jeżeli ten skretyniały demon wciąż tutaj będzie, przegrzeje się na amen.
        - Fakt, dużo ich jest, ale bardzo irytują - odpowiedział rozbawiony Soriel, wzruszając ramionami.
        Patricia spojrzała na niego kątem oka. Mimo tego, że nie miał przy sobie żadnych ciuchów, ani rzeczy niezbędnych do życia, każdego dnia miał na sobie inny zestaw ubrań. Była niemalże pewna, że podczas jej nieobecności, spaceruje po mieście i wydaje pieniądze na prawo i lewo. Ciekawe tylko skąd je miał. A może kradł ciuchy innym ludziom? To byłoby podobne do cwanego demona.
        - Może czas się ustatkować i znaleźć tą jedyną? - spytała, odrywając się w końcu od torby w której nic nie znalazła. Teraz z zainteresowaniem zaczęła zbierać puste opakowania leżące na podłodze. Soriel był jak dziecko, a w sumie to robił nawet większy nieporządek niż one.
        - Chcesz być moją jedyną? - spytał seksownie chłopak. Pat była pewna, że puszcza teraz oczko do jej pleców, ale przecież nie chciała tego widzieć. I tak była dostatecznie zawstydzona odważnymi podrywami demona.
        - Jesteś ode mnie o 8 lat starszy - prychnęła, piorunując go ukradkowym spojrzeniem.
       Całkiem niedawno udało jej się wyciągnąć z niego informację jaki jest jego wiek. Dowiedziała się, że ma obecnie 26 lat. Wcale jej to nie dziwiło.
       - Miłość nie patrzy na wiek - zachichotał w odpowiedzi.
       - Nie boisz się, że oskarżą cię o pedofilie? - spytała Patricia, unosząc brew do góry. Posłała mu krótkie, choć nic nieznaczące spojrzenie. Wiedziała, że niedługo zacznie jej brakować zajęć w tym pokoju. Dziś Soriel nie nabrudził aż tak bardzo. Czyżby zrobił to specjalnie?
       - Nie boję się niczego - prychnął w odpowiedzi i rozłożył się wygodniej na łóżku, żeby pokazać jak bardzo kpi z niebezpieczeństwa. Bose nogi skrzyżował ze sobą, zaś ręce podłożył pod głowę. Jego uśmiech był lekko kpiący i władczy. Taki ktoś z pewnością nie daje sobie dmuchać w kaszę.
       - Jesteś dziwny - podsumowała Patricia - I trochę dziecinny. Głupi też. Nieznośny, denerwujący, podrywacz, pedofil...
       I pewnie mogłaby wymieniać tak w nieskończoność, gdyby nie Soriel, któremu nie spodobały się te obelgi.
       - Hej, tylko złe rzeczy masz do powiedzenia na mój temat? - oburzył się.
       - Czasem bywasz normalny, ale w sumie to rzadko - tym razem to na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
       - To żaden komplement, wysil się bardziej.
       - Krótko cię znam.
       - To nie powód. Zawsze da się powiedzieć coś miłego o kimś, kogo zna się krótko.
       - A ty to niby masz coś miłego do powiedzenia na mój temat, poza narzekaniem? - spytała odważnie la bonne fée, zakładając ręce na piersi. Jej mina była teraz wyzywająca.
       - Tak - przyznał rozbawiony jej postawą Soriel - Czasem bywasz normalna - i zachichotał jak mały łobuz.
       - A ty głupi! - wykrzyknęła, chwytając za poduszkę, która leżała w szarym kącie pokoju. Rzuciła go nią z irytacją.
       Czasami miała dosyć tego darmozjada, który tylko by podrywał, narzekał, irytował, śmiecił i marnował wodę. Nikt normalny nie wytrzymałby z nim tak długo w jednym domu. Nie dziwiła się, że spędzał u swoich kochanek tylko jedną noc. Przecież żadna nie chciałaby go na dłużej w domu. Już następnego dnia namiętny czar by prysnął. Ona przecież też nie podniecała się już tym, że ma w łóżku przystojnego demona. Teraz był to dla niej po prostu okropny demon, marnujący jej czas i zużywający wszystkie zasoby naturalne i nienaturalne.
            Czarnowłosy złapał poduszkę w górze i zaśmiał się dźwięcznie.
            - Jesteś taka słodka jak się denerwujesz!
            I znów poczuła te palące jej twarz zawstydzenie. Miała ochotę jęknąć. Jednak zamiast tego, rzuciła się na Soriela z kolejną poduszką. Teraz bezlitośnie okładała go po głowie.
            - Przestań mnie podrywać! - piszczała, na co demon tylko się śmiał, nawet nie próbując bronić. W końcu co to dla niego była poduszka? Rozumiał jakiegoś mocnego kopa w miejsce, gdzie światło nie dociera czy goniącą za nim demonicę z biczem, ale przecież ta mała, urocza dziewczynka nie mogła zrobić mu krzywdy.
            - No, już! - śmiał się - Starczy! - mówiąc to, chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Zaskoczona Patricia puściła poduszkę i wpadła na jego twardą jak skała pierś. Jeszcze tego brakowało, żeby miała go tulić w swoim własnym łóżku!
            Z głośnymi okrzykami zaczęła wyrywać się z jego objęć. Próbowała bić go piąstkami na oślep, co dawało jednak marne skutki. Soriel nawet leżąc, potrafił uniknąć jej ciosów.
            - Hej - chłopak znów się śmiał i chwytał jej nadgarstki, tym razem jednak nie przyciągnął czarodziejki do siebie. Wiedział, że to nie skończy się dobrze. Zdążył ją poznać przynajmniej w takim stopniu, aby zauważyć, że nie jest łatwa do zdobycia. Ale on lubił takie wyzwania. Prędzej czy później i tak wpadnie w jego ramiona. Wszystkie kobiety były takie same.
            - Po jakiej jesteś stronie? - spytał rozbawiony, patrząc prosto w jej roziskrzone, pałające złością oczy. Uśmiechał się. Tym razem jednak nie w seksowny sposób, a po prostu zwyczajny. To lekko zdezorientowało Patricię.
            - Po stronie dobra - burknęła w odpowiedzi, starając się nie patrzeć w jego pociągające, szmaragdowe oczy. - A ty? - spytała dla zasady podtrzymania rozmowy. „A ty” było najczęstszym zapytaniem ludzi w rozmowach. Pomagało przy przedłużeniu konwersacji i uwalniało od przejmującej ciszy.
            - Jestem neutralny - odpowiedział chłopak, wzruszając ramionami - Chociaż ostatnio próbowali przekonać mnie do zła.
            - Nie słuchaj innych - burknęła Pat, spoglądając na niego ukradkiem. Soriel nareszcie puścił jej dłonie, dzięki czemu mogła spokojnie usiąść na krańcu łóżka. Nie była znowu tak blisko od niego, ale też nie była przerażająco daleko. Odległość była bezpieczna, w sam raz do rozmowy.
            - To nie ciebie gonią demony - prychnął chłopak, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
            - Racja - przyznała Pat - Ale jeden z nich leży w moim łóżku.
            - To seksowny musi być - Soriel znów przybrał charakterystyczny dla siebie, uwodzicielski ton i minę.
            - Ja wiem?
            Dobra czarodziejka udała zamyślenie. Czuła się jednak rozbawiona. Nie spodziewała się, że akt zniewagi na przystojnym demonie, doprowadzi do tego, ze rzuci ją poduszką w twarz, a przez to wyląduje jak długa na łóżku.
            - Zgiń - syknął, mrużąc groźnie swoje szmaragdowe oczy - Jestem najseksowniejszym typem na Ziemi - mówiąc to, wyprostował się dumnie w pozycji siedzącej. Brakowało jeszcze, żeby ściągnął koszulkę i zaczął świecić nagą piersią, bo przecież był taki boski.
            Niezrażona dziewczyna, powróciła w raz z poduszką do pozycji siedzącej. Reakcja jej osobistego demona była zabawna, dlatego też zaśmiała się cicho.
            - Przypominasz mi kogoś - przyznała już po chwili.
            - Kogo?
            - Też jest demonem. No i jest od ciebie młodszy. Macie takie same oczy, włosy, uśmiechy, styl bycia. Tylko wydaje mi się, że jest trochę poważniejszy niż ty - przerwała, bo zdziwiło ją zaciekawiona mina Soriela.
            - Mów dalej.
            - Cóż - kontynuowała w zamyśleniu, z palcem na ustach - Nazywa się Nathiel Auvrey.
            - Ach, tak? - spytał demon, unosząc do góry brew. Jego uśmiech przypominał coraz bardziej uśmiech diabła, który własnie odkrył największą niegodziwość świata, z czego oczywiście był dumny. Wyglądał trochę, jakby kpił, a równocześnie triumfował i był tym zainteresowany - Co u niego słychać? - spytał, układając się wygodniej na poduszce, jakby oczekiwał na długą historię na dobranoc.
            Patricia zdziwiła się.
            - Znasz go?
            - Oczywiście.
            - Skąd?
            - Tajemnica.
            Soriel uśmiechnął się uwodzicielsko i puścił swojej małej przyjaciółce oczko. Nie było to coś nowego w ciągu dnia. W końcu robił to non stop. Czy on nigdy się nie poddawał w swoich podrywach?
            - Więc co u niego?
            Lekko skonsternowana czarodziejka, zastanawiała się, co mu może o nim powiedzieć. Czy znali się na tyle blisko, że może zdradzać jego historię? Sądząc po jego wcześniejszym uśmiechu, chyba nie byli zbyt dobrymi przyjaciółmi.
            - Jest z Laurą, niedawno urodziła mu dwójkę bliźniaków, chłopca i dziewczynkę - mówiła o tym powoli, jakby dobierała odpowiednie słowa. Nie chciała zdradzić zbyt wiele, bo nie wiedziała czy Nathiel sobie tego życzył. Postanowiła przemilczeć historię ze śpiączką Laury i zniknięciem Aury oraz Nate'a.
            - Co? - spytał zdziwiony. Następna jego reakcja była dla Patricii co najmniej dziwna. Nagle zaczął śmiać się jak szaleniec i rzucać po całym łóżku, jakby był opętany, ale przecież demon nie mógł być, prawda? W końcu sam atakował ludzi i przejmował władzę nad ich ciałem.
            - Nathiel? Serio, Nathiel?! - pytał sam siebie, nie mogąc pohamować dzikiego rozbawienia. Pewnie dalej oddawałby się temu szaleńczemu aktowi, gdyby nie to, że nagle zakuła go rana. Skrzywił się lekko i przyłożył do niej dłoń. Zdołał się uspokoić choć na chwilę - Mówimy o tej samej osobie?
            - Nathiel to raczej rzadkie imię. Dlaczego tak cię to bawi?
            - Bo nigdy bym nie podejrzewał, że w wieku 23 lat dorobi się dzieciaków. Wydawało mi się, że jest podobny do mnie, w końcu sam go szkoliłem jako młodzika - podsumował, wzruszając ramionami. Dla Patricii wydawało się to być coraz bardziej skomplikowane. Znali się od małego? A więc kim dla siebie byli? Zaczęła już nawet rozważać to, że byli jakimiś dalekimi kuzynami, ale przecież Mad sama stwierdziła, że wszystkie demony są takie same. Ona, widziała w swoim życiu tylko dwa z nich. Nathiela i Soriela.
            - A Laura to kto? - spytał zaciekawiony chłopak - Jakaś fajna dupa?
            - Uważam, że jest ładna - przyznała Patricia - Niska, bardzo chuda, blada, ma blond włosy i jasne, zielone oczy. Jest pół demonem, pół człowiekiem.
            Soriel przeszył powietrze swoim przeciągłym gwizdnięciem.
            - Nieźle.
            Panna Finch nie mogła już wytrzymać. Musiała w końcu o to spytać:
            - Powiesz mi, skąd go znasz?
            Na twarzy szmaragdowookiego chłopaka, pojawił się zabójczy uśmiech. Pomieszczenie pod wpływem jego mrocznie wyglądającej twarzy jakby ściemniało. Patricię przeszły ciarki. Wyglądał teraz naprawdę przerażająco, nie spodziewała się więc pozytywnej odpowiedzi. Może nie byli przyjaciółmi, a po prostu wrogami?
            W końcu, po chwili niepewnych rozważań, doczekała się odpowiedzi.
            -  Cóż - zaczął głębokim głosem demon, kierując spojrzenie na sufit - W końcu sam nazywam się Soriel Auvrey.

2 komentarze:

  1. Cześć :)

    A ja lubię czytać o Sorci :D Choć i tak bardziej kocham parring Lauriel, to tę dwójkę też shipuję ;)
    Dłuższy rozdział, to ja się jaram :3
    Widać, że Nathiel naprawdę chce odzyskać dzieci. Pokochał je, chce je wychowywać razem z Laurą. Jest ojcem, a to czyni go odpowiedzialnym jak nigdy dotąd.
    Panna Collins odniosła sukces - Ethan wraca do organizacji i pragnie stać się na nowo jej członkiem. Poczułam swego rodzaju ulgę, wiesz? Doświadczony łowca przyda się Nox, gdy w powietrzu wisi zapowiedź złych czasów.
    " Dłużej nie czekając, zerwał się z krzesła, złożył krótki pocałunek na pobladłym czole Laury i machając jej na pożegnanie, wypadł z sali szpitalnej jak strzała.
    Aura, Nate, nadchodzę." - uśmiechnęłam się :) Mieć Natha i bliźniaki razem to będzie naprawdę miłe. A jak jeszcze to tego dołączy się wybudzenie Laury, to już w ogóle będę w euforii z Auvrey'ami. O ile to nastąpi.
    La bonne fee się przydają!
    " Piątka dziewcząt siedząca w kółku przy stole, wyglądała jak zgromadzenie księży, przeprowadzających egzorcyzm" - ale egzorcyzmów nie odprawia się przy stole, tylko najczęściej przy łóżku! No chyba że to stół jest opętany, wtedy nie mam zastrzeżeń do wspomnianego tekstu.
    "- Skąd to wiesz? - spytał.
    - Karty. Po wielu błaganiach i próbach, odpowiedziały na moje pytanie.
    - Jaką masz pewność, że naprawdę u nich są, do cholery?! - wrzasnął znów rozwścieczony Auvrey - Nie wierzę w te wasze pieprzone karty z różdżkami i gołymi diabłami z fajfusami na wierzchu!
    - A-ale te różdżki to buławy, a diabeł... - zaczęła zaniepokojona Mad, przeglądając nagle wszystkie karty. Gdy znalazła tą, o której była mowa, odetchnęła z wyraźną ulgą i wystawiła ją przed siebie - Stoi tyłem. Widać tylko jego pupę.
    - Gówno mnie to obchodzi!" - starcia na linii Nathiel-Madlene mają w sobie pewien humor i wywołują u mnie uśmiech. Kiedyś może będą dobrymi znajomymi, gdy ta nierozpoczęta wojna się skończy.
    Alexandra to takie superhero :D Świetnie ją kreujesz ;)
    " - Swoją drogą - zaczęła Martha, upijając łyka herbaty - Karty nigdy nie kłamią.
    Herbaciana wiedźma reagowała zupełnie inaczej niż jej piorunująca przyjaciółka. W przeciwieństwie do niej wolała bardziej ugodowe rozwiązania. Nie ma rzeczy, której nie można rozwiązać rozmową. No, chyba, że druga strona rzeczywiście jest zbyt agresywna, wtedy wystarczy wylać na nią wrzątek. Wrzątek przemawia do każdego." - uzmysłowiłaś mi tym fragmentem, że ja nie mam herbaty przy sobie! Idę zrobić, za chwilę wrócę do czytania i komentowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Siedem minut później*
      Jest czarna herbata, to czytamy dalej, huehue.
      Nathiel i czarodziejki doszli do porozumienia i ja się cieszę. Poza tym jaram się zbliżającym spotkaniem z Isabelle i jej wiedźmowatą bandą :3
      "W sumie ten diabeł ma dosyć zgrabny tyłek." - Mad! xD
      "Wytłumaczył to tym, że nie może jej rozszyfrować, a kolor majtek wiele mówi o osobowości dziewczyny." - Soriel, jak wielkim pervertem jesteś? W ogóle mieścisz się w skali bycia zboczonym? xD
      "- Może czas się ustatkować i znaleźć tą jedyną? - spytała, odrywając się w końcu od torby w której nic nie znalazła. Teraz z zainteresowaniem zaczęła zbierać puste opakowania leżące na podłodze. Soriel był jak dziecko, a w sumie to robił nawet większy nieporządek niż one.
      - Chcesz być moją jedyną? " - God, gorsze teksty niż miał Nathiel. Dlatego to ja wolę młodszego Auvrey'a, który się w życiu zdołał na swój sposób ogarnąć.
      Chwila. Pedofilów wsadza się za kraty, gdy obcują z kimś poniżej (najczęściej) 15, 16 roku życia. Sorry, Pat, nie wliczasz się. Chroń więc swoją cnotę przed tym demonem! On Cię może zdemoralizować!
      Niektórzy nie zasługują na żadne komplementy, Soriel. I ty chyba wliczasz się w tę grupę (czyżbym zmieniła obiekt do dissów? Straszne!).
      Soriel dowiaduje się o bracie, huehuehue. Jest, nareszcie! :D (mam nadzieję, że nie zaspoilerowałam nikomu)
      No to się Pat dowiedziała, huehuehue. Jaram się tym! :D Ja chcę teraz spotkanie braci! Nie widzieli się osiemnaście lat, poza tym Soriel miał być martwy. Uwielbiam ten wątek w tej części!

      Dobra, już się nie ekscytuję. Cieszę się, że wspólnie Nathiel i la bonne fee ruszają bliźniakom na ratunek. Cieszę się, że Ethan wrócił do Nox. Cieszę się, że wieść o pokrewieństwie wyszła na jaw. Cieszę się, że Pat nie reaguje już na Soriela jak nastolatka na widok idola. Rozdział przypadł mi do gustu :)

      Czekam na nn ^^
      Ściskam mocno! :*

      Usuń