HA! I kto tu się pojawił po prawie miesiącu?! No, ja! Przyznaję, to był ciężki czas dla mojego pisarstwa, ale raz do roku muszę mieć taką przynajmniej miesięczną przerwę od pisania (najczęściej w wakacje, kiedy dosłownie nic mi się przez lipiec nie chce). Co prawda potem ciężko mi się wdrożyć (podobnie było z 63 rozdziałem WCSa...) i na początku mam wrażenie, że piszę o byle czym, no ale potem jakoś to idzie. Oczywiście jak to bywa w moim świecie, rozpiska znowu uległa zmianie, bo najlepsze pomysły wpadają w trakcie pisania. I znowu wydłużyłam tym samym rozdziały! Ciekawe, kiedy ja w końcu zakończę WCSa...
***
Nadzieja i wiara to obłuda –
powtarzał zawsze Sorathiel. Po raz pierwszy zwątpił w ich istnienie w dniu, w
którym utracił rodziców. Pamiętał to wydarzenie, jakby miało miejsce zaledwie
wczoraj. Pachniało kwiatami wiśni, czekoladowymi lodami i świeżą, ludzką krwią.
Gdy rozszalały demon wbijał
ostre pazury w pierś jego matki, wierzył w to, że nie przebił jej serca. Kiedy
bezwładne ciało jego ojca padło u jego stóp, miał nadzieję na to, że jeszcze
nie wszystko jest stracone. Dwie martwe kukły nieprzypominające rodziców
ścieliły chodnik, który prowadził w stronę placu zabaw, a demon trzymał go za
gardło, próbując wycisnąć z niego resztki życia. Nie bronił się. Chciał pójść
śladem ojca i matki, którzy czekali na niego w odległej, choć bezpiecznej
krainie pozbawionej demonów. Kiedy zamykał oczy, wyobrażał sobie, że znów idą
po parku, trzymając się za ręce. Śmieją się do siebie, wymieniają radosne
uśmiechy i jedzą wspólnie lody. W tym świecie nie było Nathiela, który był
przecież żywy i stał nieopodal niego. Ostatnia jego myśl przepełniona nadzieją
spłonęła w ogniu prawdy, gdy jego przyjaciel chwycił za exitialis Arthura Blythe’a i wbił go prosto w serce wrogiego
demona. Sorathiel przeżył, ale jego rodzice już nigdy mieli nie otworzyć oczu.
Dziecięca wiara i nadzieja poszły wraz z nimi do grobu, a on przekonał się o
tym, że życie, które zawdzięczał mamie i tacie, już nigdy nie będzie normalne.
Nie, póki będą w nim demony.