środa, 9 lipca 2014

Rozdział 19 - "Ja, ty, krzaki"

Już na wstępie chciałabym podziękować mojej kochanej Lunatyczce/Orihime/Oliwii za pomysły odnośnie nowego rozdziału, którego nie mogłam dokończyć.
Już niedługo scena walki. Nie lubię scen walki, chyba wynajmę do niej mojego chłopaka. 
Rozdział wyszedł mi jak czysta parodia. Nathiel, Laura, krzaki, czyste szaleństwo. Na dodatek większość zdań zawiera takie podteksty, że banan wchodzi samoczynnie na ryjka. No, nic, zostaje mi zaprosić was do szaleńczego rozdziału w krzakach. 


POPRAWIONE [19.11.17]

Przyznaję, ledwo poprawiłam ten rozdział, był tak bardzo skrótowy i dziwny, że niemalże waliłam głową w laptopa. Mam nadzieję, że jakoś to wyszło.
***
– Przesuń tę swoją wychudzoną, bladą dupę!
– Nigdy jej nie widziałeś, więc skąd wiesz, że jest blada?
– Cała twoja twarz, ręce, ramiona i nogi są blade, dlatego idę o zakład, że masz też bladą dupę! W końcu kto normalny wystawiałby tyłek na słońce i go opalał? Wiem, że jesteś dziwna, ale żeby taki tyłkowy fetysz od razu mieć?
Przewróciłam oczami.
Musiałam przyznać, że poniekąd brakowało mi tych głupich docinek. Nikt na całym świecie, tak jak Nathiel, nie udowadniał mi, że w przeciwieństwie do niektórych ludzi (bądź demonów) posiadałam mózg. W obecności Auvreya można się było dowartościować. Powinien otworzyć swoją własną działalność, która kierowałaby do niego ludzi z depresją i ciężkimi chorobami umysłowymi – rozmawiając z nim od razu poczuliby się lepiej. W prezencie podarowaliby mu również swoje leki psychotropowe. Może na coś by się zdały.
– Wybrałeś bardzo niewygodne krzaki – powiedziałam, po raz kolejny strzepując liście z włosów. Chwilami żałowałam, że dałam się namówić na tę dziwną misję, która polegała na obserwowaniu Amy oraz Sorathiela z krzaków. Miałam brudne od błota nogawki spodni, poharataną skórę i potargane włosy. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, zapewne uznałby, że spędziłam tutaj miły czas w towarzystwie jakiegoś przypadkowego kochanka. W rzeczywistości było jednak inaczej – chcieliśmy sprawdzić, jak przebiega nie zatwierdzony jeszcze związek naszych przyjaciół, ewentualnie zapobiec katastrofie, gdyby zechcieli zrobić coś nieprzyzwoitego. Na przykład się związać.
– Czego ty chcesz? Trawa mięciutka, jest ciasno, ciemno, po prostu idealne warunki na rozwijanie stosunków międzyludzkich. – Nathiel zaśmiał się szatańsko. Musiałam go szturchnąć, aby emocjonował się trochę ciszej.
– Proponujesz mi coś? – Prychnęłam. 
– Oczywiście. Myślisz, że po co cię tutaj zabrałem? Tylko nie goń mnie potem o alimenty, jestem biednym nastolatkiem, a do pracy się nie wybieram!
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.
Będąc tutaj, czułam się, jakbym została sprowadzona do poziomu dziecka z przedszkola, chociaż równie dobrze mogłam powiedzieć „do poziomu Nathiela”, nie było żadnej różnicy. Już nawet mentalność krzaka była bardziej wartościowa niż jego. 
Cóż, nie zapominajmy o misji jaka nam przyświecała, w końcu nie dla Auvreya tutaj byłam. Martwiłam się o Amy. Nie chciałam, żeby zaczęły interesować się nią demony. Wystarczyło, że to ja musiałam użerać się z jednym z nich.
– Masz jakiś plan? – spytałam, siadając po turecku wśród naszych liściastych przyjaciół.
– Tak – odpowiedział z pełną powagą Nathiel. O mały włos, a parsknęłabym śmiechem na widok jego nieprawdopodobnie poważnej miny. – Ty łapiesz ją, ja łapię jego. Ty zamykasz swoją przyjaciółeczkę w piwnicy, a ja Sorathiela w lochach. Żeby im się nie nudziło, damy im do strugania ziemniaki.
Tym razem o mało nie zostałam zrzucona do poziomu intelektualnego trawy.
Nathiel, zdradź mi przepis na to, co bierzesz z rana. Hera, koka, hasz czy LSD? A może jesteś odporny na domestosa, bo od dziecka zażywasz go na drugie śniadanie? Mogę się założyć, że kiedy ten kretyn się narodził, posiadał jeszcze mózg, po prostu chemiczne opary wyżarły mu wszystkie szare komórki. Co za strata.
Uznałam, że nie skomentuję tej wypowiedzi. Zamiast tego sięgnęłam do torby po butelkę z wodą.  Czułam się spragniona, ponieważ w krzakach panowała gorąca atmosfera, wysysająca z mojego wnętrza wszystkie życiodajne płyny. Moje usta wypowiedziały już zdecydowanie za dużo słów, uznałam jednak, że chłodna woda przyda się bardziej Nathielowi, ponieważ głowa parowała mu od nadmiaru głupoty.
– Może chcesz trochę ochłonąć? – spytałam, podając mu butelkę.
Utop te narkotyki w wodzie. Może się rozpuszczą i stracisz wenę do wymyślania głupich docinek.
Auvrey wzruszył ramionami i powiedział:
– Czemu by nie?
Przejął ode mnie butelkę i wypił prawie całą jej zawartość.
Dzięki, że chociaż trochę o mnie myślisz, drogi towarzyszu. Przeczuwałam, że gdyby przyszło nam spędzić wspólny dzień na Saharze, zapewne byłabym pierwszą osobą, która wyschłaby na wiór, a moje zwłoki zostałyby rzucone gdzieś na gorące piaski, żeby pożarły je hieny.
– Co byś zrobił, gdybym ci powiedziała, że to woda święcona? – spytałam z wrednym uśmieszkiem. Wprost nie mogłam się powstrzymać od zastosowania sarkazmu. Auvrey był dla mnie jak kukła ćwiczeniowa, na której wyładowywałam nagromadzone w moim umyśle docinki. Jak każdy potrzebowałam się czasem na kimś wyżyć, a że ironia znajdowała doskonałe ujście w rozmowach z tym niepoprawnym łowcą, to dlaczego nie?
– A była? – zapytał Nathiel, zerkając na mnie podejrzliwie kątem oka.
– Była.
Czarnowłosy patrzył na mnie chwilę z miną bez wyrazu, jakby jego znikome komórki mózgowe starały się przetworzyć zdobyte informacje, aż w końcu padł na ziemię i zaczął się po niej rzucać, jakby dostał padaczki. Musiałam przyznać, że jego przedstawienie było mało przekonujące. Spoglądałam na niego z uniesioną brwią i założonymi na piersi rękoma, czekając aż skończy swój marny spektakl mordowanego demona.
– Umieram!
– Świetnie! – odpowiedziałam ze sztucznym entuzjazmem, klaszcząc w dłonie. Mało brakowało, a z radości podniosłabym się do góry i zaczęła oznajmiać światu głośnym okrzykiem, że utrapienie moich niekończących się dni, właśnie kopnęło z rozpędu w kalendarz. Jaka szkoda, że to tylko scena żyjąca w mojej wyobraźni.
– Ha ha, bardzo śmieszne – odpowiedział chłopak, siadając z powrotem obok mnie. – Rozumiem, że chcesz, żebym zdechł, ale jeśli odejdzie twój jedyny i niepowtarzalny ochroniarz, to kto będzie cię bronił? – mówiąc to, posłał mi znaczący uśmieszek.  
– Ironia. To najlepsza broń na wszystkich idiotów tego świata – odparłam.
– Uwierz, demonów ironia nie rusza – zaśmiał się łowca. – Wyobraź sobie, że staje przed tobą taki demon, a ty walisz do niego tekstem: „dzień dobry, ładnie dziś wyglądasz! Nowa fryzura? Paznokcie nowe? No, no, wyglądasz lepiej niż zwykle. Jakby ci tak jeszcze szlifierką po gębie przejechać, to... byłbyś wspaniały!”, a demon rzuca się na ciebie i odgryza ci głowę. Wesołe zakończenie, prawda?
Uśmiechnęłam się na boku. Odnosiłam wrażenie, że moje usta zbyt często wykrzywiały się w uśmiechu w obecności tego demonicznego drania. Czyżby jego denne żarty zaczęły mi się podobać? Jeżeli tak, to naprawdę  było ze mną źle, chyba muszę odwiedzić specjalistę od tego typu urojeń.  
„Cześć doktorku, zaczęły mi się podobać żarty demona i coraz częściej się uśmiecham!”, „to poważne, Lauro, trzeba zawinąć cię w biały kaftan i zamknąć w pokoju bez klamek”.
– Są i nasze kraczące wrony – odezwał się czarnowłosy łowca, rozchylając leciutko krzaki, żeby mieć lepszy widok na naszych przyjaciół.
Nathiel prowadził chyba własną politykę słowną. Wrony, przeciwność gruchających gołąbków pogrążonych w miłosnej ekstazie? Nigdy go nie zrozumiem.
Przybliżyłam się do niego i spojrzałam przez dziurę w żywopłocie na Sorathiela i Amy. Wyglądali całkiem zwyczajnie, jak znajomi ze szkoły czy z pracy. Szli obok siebie, ramię w ramię, nawet się nie dotykając i nie patrząc sobie w twarz. Czy tak wyglądała pierwsza faza zakochiwania się? A może to Auvrey miał zbyt wybujałą wyobraźnię? Co ten kretyn mógł tak naprawdę wiedzieć o chorobie dotykającej społeczność całego świata, na którą nie było leku? Nie wyglądał mi na osobę, która kiedykolwiek była w kimś zakochana – chyba że we własnym odbiciu w lustrze.
Nieważne. Jakakolwiek by ta relacja nie była, ja i Nathiel będziemy bezdusznikami, którzy zniweczą ich romantyczne plany. To tylko i wyłącznie dla ich dobra.
Spojrzałam na Amy. Poczułam, jakbym nie widziała jej całe wieki. To dla niego mnie zostawiłaś, ty niewdzięcznico. To dla niego ubrałaś się w swoją ulubioną białą sukienkę zdobioną żółtymi kwiatami. To dla niego rozpuściłaś włosy. To dzięki jego obecności na twojej twarzy widniał teraz delikatny rumieniec i nieśmiały uśmiech.
Co się z tobą działo, Amy? To przecież nie byłaś ty. Gdzie się podziała cała twoja odwaga? Przecież nigdy nie miałaś problemów z porozumiewaniem się z innymi chłopakami. Czy to chłodne spojrzenie brązowych oczu Sorathiela sprawiało, że wyzwalała się w tobie ukryta dotąd nieśmiałość? Czy ja też byłabym tak zestresowana obecnością przyjaciela Auvreya? Czy raczej ze względu na dosyć chłodne usposobienie do życia, dogadalibyśmy się?
Razem z Nathielem przybliżyliśmy głowy do dziury w żywopłocie. Stykaliśmy się teraz głowami jak małe dzieci, które koniecznie chciały podsłuchać rozmowę swoich rodziców. Musiałam przyznać, że zżerała mnie ciekawość. O czym mogła rozmawiać ta dwójka, kiedy tak bardzo się różnili?
– A więc mówisz, że znasz się z Nathielem od dziecka? – spytała Amy z delikatnym uśmiechem. – To tak samo jak ja z Laurą, tylko to trochę inna sprawa, w końcu ze sobą nie mieszkamy. Nie wiem czy byśmy wytrzymały w jednym pomieszczeniu dłużej niż dwa dni. – Zaśmiała się dźwięcznie. – To chyba trudna sztuka żyć ze swoim przyjacielem w jednym domu.
Twarz Sorathiela wykrzywiła się w ironicznym uśmieszku.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. Nathiel to okropny bałaganiarz, który całymi dniami przesiaduje w domu i ogląda swoje chińskie bajki.
Spojrzałam ukradkiem na swojego towarzysza. Wyglądał na zdenerwowanego. Już zaczął się podnosić z zamiarem rzucenia się na swojego przyjaciela za tak niecne, wypowiedziane przez niego słowa, w porę chwyciłam go jednak za rękę i sprowadziłam z powrotem do poziomu krzaków. Nie chciałabym zostać teraz przyłapana. Nie z nim.
– Nazwał anime chińskimi bajkami! – powiedział zirytowany demon.
Przewróciłam oczami.
– Później się z nim rozprawisz, teraz siedź cicho i słuchaj – syknęłam mu wprost do ucha. Kiedy poczułam, że jego napięte mięśnie ustępują, puściłam go i pozwoliłam swobodnie usiąść z powrotem na swoim miejscu.
Nasłuchiwaliśmy dalej.
– Jest denerwujący, dziecinny, nieodpowiedzialny i nie mogę do niego dojść żadnymi słowami – kontynuował swoją opowieść Sorath. – Nathiel słucha tylko i wyłącznie siebie, jakby uważał, że jest władcą wszechświata.
Cóż, wydawało mi się, że Blythe trafił w sedno. Nikt lepiej nie potrafiłby streścić zachowania demonicznego łowcy.
Spojrzałam na Nathiela, który znowu zaczął się podnosić do góry. Ponownie chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w dół.
– Jak on może tak mówić o swoim przyjacielu! – oburzył się.
– Nathiel, zamknij się. Nie chcę zostać odkryta w krzakach razem z tobą – powiedziałam spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Auvrey podchwycił moje spojrzenie i z biegu włączył swój stały tryb superpodrywacza. Obdarzył mnie jednym ze swoich sławnych uwodzicielskich spojrzeń. Chyba zapominał, że byłam odporna na jego uroki.
– Kto by nie chciał przebywać z takim przystojniakiem w krzakach? Przyznaj się, ta perspektywa cię jara. – Puścił mi oczko.
– Tak mnie jara, że zaraz stanę się ofiarą samozapłonu – mruknęłam oschle, ponownie kierując spojrzenie na dwójkę podejrzanych typów, których przyszło nam śledzić. Ci przynajmniej wzbudzali moje zainteresowanie.
– Laura sama nie jest lepsza – odezwała się nagle Amy, marszcząc czoło. – Może nie jest dziecinna i szalona jak Nathiel, ale cały czas zachowuje się, jakby cały świat był przeciwko niej. Ma dopiero siedemnaście lat, a wygląda jak stara, zgorzkniała babcia, której nic się nie podoba. Co najśmieszniejsze, wciąż śpi z misiem!
Tym razem to ja podniosłam się do góry. Rozchichotany Nathiel chwycił mnie za dłoń i ściągnął gwałtownie w dół. Zrobiło mi się na tyle głupio, że na moich policzkach wykwitły dwie różowe plamy.
– Więc śpisz z misiem, drogie dziecko? – spytał Auvrey, powstrzymując się od wybuchnięcia gromkim śmiechem. Obdarzyłam go morderczym spojrzeniem.
Amy przeholowała. Niech ją tylko dopadnę! Jak mogła zdradzić obcemu facetowi mój sekret? Każdemu nowo poznanemu chłopakowi opowiadała o moich tajemnicach? Powinna uważać, ja też znałam kilka wstydliwych faktów z jej życia. Przypadkiem mogłabym je komuś wyjawić. Myślę, że jej kochaś z chęcią by się dowiedział, że w szóstej klasie podstawówki moja przyjaciółka obsmarkała twarz nauczycielki, kiedy ta spytała, czy jest obecna.
Na twarzy Sorathiela pojawił się rozbawiony uśmiech. Pierwszy raz widziałam go w tak wyzwolonej wersji. Fakt, nie znałam go zbyt długo, ale już same opowieści mojego demonicznego kumpla wystarczały, abym wykreowała w głowie jego rzeczywisty obraz.
– Myślę, że by do siebie pasowali – odparł blondyn.
Spojrzeliśmy po sobie z Nathielem i nagle, całkowicie znienacka wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Zgodnie padliśmy w trawę i zaczęliśmy się po niej tarzać jak małe dzieci, których rozbawił widok rzucającego w kogoś marchewką słonia na wycieczce do zoo.
Nathiel i ja! A to dopiero historia miłosna pełna demonicznych przygód! Od razu powinniśmy wziąć ślub i spłodzić małe pokraki o szmaragdowych oczach, które biegałyby za mną z nożem i krzyczały: „jeść matko, jeść!”. Wysuszyłabym chyba wszystkie misy z wodą święconą w miejskich kościołach.
– Też tak uważam – powiedziała Amy z uśmiechem.
Jeszcze raz na siebie spojrzeliśmy, tym razem jednak z poziomu trawiastego podłoża. Na chwilę zapanowała między nami przejmująca cisza, aż w końcu wybuchliśmy tym samym zgodnym śmiechem, co kilka sekund wcześniej. I znów tarzaliśmy się po trawie jak dwójka szalonych szczeniaków. Teraz nie tylko Nathielowi przydaliby się panowie, którzy zawinęliby go w kaftan bezpieczeństwa i odstawili we właściwe miejsce. Chyba za długo przebywałam z nim w towarzystwie – zaraził mnie swoją psychozą.
Zabawna historia, naprawdę.
Amy i Sorathiel jak na zawołanie spojrzeli w stronę naszej kryjówki. Zgodnie umilkliśmy, zatykając sobie nawzajem usta. Zdecydowanie powinniśmy być bardziej ostrożni.
– Też to słyszałeś? – spytała moja przyjaciółka.
Sorathiel kiwnął głową. Bez słowa, szybkim krokiem ruszył w stronę naszej kryjówki. Spojrzeliśmy na siebie z Nathielem, zastanawiając się nad tym, gdzie możemy uciec. Żadne z nas nie chciało być w tym momencie zdemaskowane.
 Auvrey był szybszy, niż moje myśli. W jednej chwili chwycił mnie wpół i wrzucił w jeszcze głębsze krzaki. Potoczyłam się po nich jak ciężka kłoda. Nie była to miła przeprawa przez łąkę – raczej skok w kłujące gąszcze, które poraniło kolcami moje ramiona i nogi. Już miałam wydać z siebie cichy jęk bólu, gdy Nathiel nachylił się tuż nad moją twarzą i przyłożył mi gwałtownie dłoń do ust.
Niech to szlag! Teraz ta scena musiała wyglądać tak, jakbym była biedną, gwałconą dobrowolnie w krzakach nastolatką! Pragnęłam uniknąć takich dramatów – to mogłoby zszargać moją chłodną reputację. Wolałam być zimna i sztywna jak nieboszczyk spoczywający w prosektorium, niż gorąca jak aktorka filmów niedozwolonych dla dzieci.
Nathiel przygniatał mnie swoim łokciem do podłoża, a ja miałam ochotę skopać mu tyłek za ból, który mi zadawał. Chociaż chciałam się wyrwać z jego mocnego uścisku, nie potrafiłam.
Milczeliśmy, wpatrując się wyczekująco w zieloną zasłonę zbudowaną z liści. Już po chwili usłyszeliśmy cichy szelest rozsuwających się krzaków i głos Amy, mówiący:
– To tylko kot!
Podejrzliwy Sorathiel najwyraźniej dał sobie spokój z dalszą penetracją naszych liściastych towarzyszy. Powrócił do Amy, jakby spieszyło mu się do kontynuacji rozmowy na temat tego, jaką to idealną parę stanowilibyśmy razem z Nathielem.
Nie, ten związek nie miałby szansę na przetrwanie, nie wtedy, kiedy byliśmy tak skrajnie różni. Żyliśmy w dwóch różnych światach. On był nastolatkiem, któremu zależało tylko i wyłącznie na pomszczeniu swojej rodziny, ja byłam nastolatką, której zależało w pierwszej kolejności na ukończeniu szkoły. On zabijał po nocach demony, ja późnymi wieczorami czytałam literaturę poważną. On był niezrównoważony, głupi i przystojny, ja byłam spokojna, chłodna i blada jak niedźwiedź polarny, który zakopał się w śniegu. Gorszej pary świat by nie widział. W tym przypadku przeciwieństwa nawet nie miały szansy się do siebie przyciągnąć. Chyba że w wymuszonym trybie działania – jak teraz, kiedy leżeliśmy razem w trawie, próbując uniknąć konfrontacji z naszymi przyjaciółmi.
Spojrzałam na Auvreya z chęcią mordu w oczach. Ten tylko wyszczerzył swoje białe zęby, jakby obecna pozycja mu odpowiadała. Chociaż widział, że próbuję się wyrwać, nawet nie drgnął, żeby mi w tym pomóc. Widziałam, że szykuje się do wyrażenia swoich nieprzyzwoitych myśli. Czym zamierzał mnie tym razem uraczyć? Kolejną dawką słabego podrywu czy irytującą obelgą skierowaną w stronę mojej bladej osoby?
– Ładnie wyglądasz z liśćmi we włosach i tą swoją niewinną miną mówiącą: „och, Nathiel, no, przestań, nie tu, nie teraz, później, u mnie w domu!” – Chłopak udał dziewczęcy, nieco skrzeczący głos, od którego brzmienia zwyczajnie się skrzywiłam.
Wyczuwając rozluźniający się uścisk, odepchnęłam go silnym gestem i na czworakach podreptałam do naszego poprzedniego miejsca pobytu. Nie zamierzałam dłużej znosić obecności tego przeklętego erotomana, który prawie zepsuł naszą misję. W końcu to on zaczął się śmiać jako pierwszy!
Z poirytowaną miną spojrzałam na kota, który przysiadł tuż obok mnie. Spoglądał na mnie swoimi żółtymi badawczymi oczami, jakby chciał się dowiedzieć, co takiego robię w tym przyciasnawym miejscu i to na dodatek z chłopakiem. W końcu jednak uznał, że nie ma tu nic interesującego do roboty i wystawiając ogon do góry, uciekł, pokazując, jak bardzo ma mnie w poważaniu.
Nim się obejrzałam obok mnie znalazł się Nathiel. Miał roztrzepane włosy i iskrzące się oczy małego łobuza. Teraz sam wyglądał, jakby się czymś podjadał – uśmiechał się do siebie jak ostatni wariat na ziemi. Wolałam to przemilczeć i powrócić do oglądania naszych kochanków, którzy siedzieli teraz na ławeczce, nieopodal nas. Widziałam tylko ich plecy, ale tyle mi wystarczyło. Raczej zależało mi na ich podsłuchiwaniu niż na patrzeniu im w twarze.
– Wiesz, bałam się, że gdy się do ciebie odezwę, uznasz mnie za idiotkę – powiedziała szczerze Amy.
Cóż, od wyznań się zaczynało.
– Po pierwszym wypowiedzianym słowie nigdy nie uznaję ludzi za idiotów – odpowiedział spokojnie Sorathiel. – Nie masz się o co martwić.
– Jesteś kochany. – Amy zaśmiała się wesoło. – Kiedy bliżej się ciebie pozna, okazujesz się nie być takim chłodnym typem bez uczuć, za jakiego wcześniej cię miałam!
– Naprawdę uważałaś, że nie mam uczuć? – Sorathiel zabrzmiał, jakby naprawdę się zdziwił.
– Gdy przyszłyśmy do was na imprezę razem z Laurą, patrzyłeś się na mnie, jakbyś chciał mi zrobić krzywdę.
– Może chciałem?
Czy mi się zdawało, czy nachylił się nad moją przyjaciółką i wydusił z siebie coś, co miało zabrzmieć jak tajemniczy śmiech?
Spojrzałam zaskoczona na Nathiela. On najwyraźniej również był zdezorientowany – domyśliłam się tego po jego cichych przekleństwach skierowanych do nieistniejącego Boga.
– Teraz już wiem, że jesteś całkiem normalny.
Amy zwróciła się ku niemu twarzą. Chociaż nie widziałam jej ust, domyślałam się, że są rozszerzone w szerokim uśmiechu. To dało się wyczuć już w brzmieniu jej głosu. Znałam ją na tyle dobrze, że byłam w stanie rozszyfrować, kiedy była naprawdę szczęśliwa.
– Oho, robi się za romantycznie – mruknął mój towarzysz, skubiąc z nerwów biedny żywopłot. Pewnie gdyby miał głos, zaczął by się do niego wydzierać: zostaw mnie, ty niewyżyty seksualnie patafianie! Niecny gwałcicielu liści!
Sorathiel także spojrzał na Amy. Trwali w tej pozycji wystarczająco długo, abym zaczęła podejrzewać ich o odgrywanie aktorskich roli na planie kiepskiego romansu. Ona uśmiechała się nieśmiało, a on patrzył prosto w jej oczy, jakby był w transie. Nieznacznie przybliżyli się do siebie – tak samo jak ja i Nathiel do krzaków z wyczekującymi minami.
– Co o mnie sądzisz? – spytała cicho przyjaciółka.
– Nie przywykłem do mówienia komplementów, ale... uważam, że jesteś urocza.
Na polikach Amy pojawiły się czerwone plamy w barwie dojrzałego pomidora.
– Dziękuję – odparła.
Zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej.
– A ty? Dalej sądzisz, że jestem bezdusznym draniem, pragnącym cię skrzywdzić?– spytał rozbawiony blondyn.
Amy gwałtownie zaprzeczyła:
– Nie! Jesteś po prostu... tajemniczy. Tak poza tym to całkiem miły i kochany z ciebie…
Przerwała. Byli już tak blisko siebie, że jeszcze chwila i złączyliby usta w sekretnym pocałunku. Nie mogliśmy do tego dopuścić. To szło zdecydowanie nie tym torem, którym powinno iść.
Całkowicie nieświadomie wykrzyknęłam razem z Nathielem głośne:
– NIE! – Po czym spojrzeliśmy po sobie zirytowani.
– I co się tak drzesz?! – spytał oburzony Nathiel.
– Ty też się wydarłeś, więc o co ci chodzi?! Zawsze musi być moja wina?! Przeklęty egoista!
– Wrzeszcząca, blada małpa!
– Stuknięty demon!
– Rozkrzyczana menda!
Nathiel rzucił się na mnie, wywracając mnie na trawę. Zaczęliśmy się po niej tarzać jak ostatni idioci na świecie, wykrzykując do siebie przeróżne obelgi. Nie sądziłam, że upadnę tak nisko. Muszę wziąć sobie do serca starą poradę przyjaciela tego kretyna. „Nie ma co dyskutować z Nathielem, bo w końcu sprowadzi cię do swojego poziomu intelektualnego”. Właśnie to zrobił, inaczej nie leżałabym w trawie, okładając go brudnymi od ziemi pięściami.
Zanim się zorientowaliśmy, zostaliśmy nakryci. Rażące promienie słońca przedarły się przez ciemnicę, w której przez ostatnie kilkadziesiąt minut spędzaliśmy czas. Musiałam zmrużyć oczy i zasłonić twarz ręką. Akurat siedziałam na Nathielu i trzymałam go za koszulkę, jakbym chciała mu spuścić ostry łomot. Mój „przyjaciel” nie pozostawał mi dłużny, ciągnął mnie za i tak już potargane włosy przystrojone gałązkami i liśćmi.
                Amy wraz z Sorathielem spoglądali na nas z góry. Sprawiali wrażenie mało zdziwionych, zupełnie jakby się nas tutaj spodziewali. Może to była jakaś ukryta kamera, a to wszystko zostało zaplanowane przez profesjonalnych reżyserów, specjalizujących się w robieniu sobie jaj z porządnych obywateli Ameryki, takich jak ja?
– Cóż – zaczął spokojnie Sorathiel, unosząc do góry brew. – Życzymy miłych wrażeń. – Po tych słowach chwycił Amy za dłoń i pociągnął ją za sobą w stronę wyjścia z parku. Moja przyjaciółka spojrzała na mnie lekko zdezorientowana. Jedną z dłoni przetarła oczy, jakby chciała się upewnić, że to, co widzi nie jest omamem.
– To nie tak, jak myślicie! – wykrzyknęliśmy razem z Nathielem.
– Nie powtarzaj za mną! – oburzył się Auvrey, popychając mnie tak mocno, że spektakularnie i z głośnym szelestem liści wpadłam prosto w kłujące krzewy.
Warknęłam jak dziki zwierz, zebrałam garść zielonej roślinności i rzuciłam nią prosto w twarz mojego niepoprawnego towarzysza spalonej misji.
– Wal się krzakiem!
Tak oto nasze wyjątkowo ważne zadanie zostało przerwane przez siłę kłótliwej, człowieczej natury. I pomyśleć, że można stoczyć się tak nisko, kiedy obcuje z głupotą w demonicznej postaci.
Nigdy więcej.

12 komentarzy:

  1. Naff, chyba zacznę wąchać domestos jeśli dzięki temu się tak pisze.

    TO JEST GENIALNE!

    Jest i Sorathiel <3

    Głupia Amy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sarkazm od samego początku i deszczowy dzień staje się jeszcze lepszym :D
    "Już nawet poziom mentalności krzaka był większy niż jego." - kocham Nathiel'a, ale Laura z tym tekstem zdobywa u mnie ogromnego plusika. Pokazałaś mu! *przybija high five z Laurą*
    " Na twarzy Sorathiela pojawił się rozbawiony uśmiech.
    - Myślę, że by do siebie pasowali - odparł blondyn." - żałuj, że nie widzisz jak duszę się ze śmiechu i ostatkiem sił wciskam klawisze na klawiaturze. Hahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahahaha!!!!!!!! Nawet to, że właśnie w radiu leci "Bring me to life" nie sprawi, że przestanę się szczerzyć do monitora, jakby Nathiel znienacka się przede mną rozebrał :D Dopiero łyk herbaty zmienił kształt moich ust, ale to tylko na chwilę :D
    " Pewnie gdyby miał głos, zaczął by się do niego wydzierać: zostaw mnie, ty niewyżyty seksualnie patafianie! Gwałcicielu liści!" - być może jestem nienormalna, ale nie przeszkadza mi Nathiel, gwałciciel liści :D
    Za dużo się uśmiecham, czy Ty literki domestosem wypsikałaś? Kolejny długi komentarz Cleo, naprawdę, coś się ze mną złego dzieje. A, podziękuj Nathielowi za kotleta, będzie na jutro na obiad! :)
    Przegenialna końcówka! Brawa dla Lunatyczki za pomysły!

    Rozdział rozbrajająco zabawny, pełen ironii i słownych bitew, romantyczny, odrobinę brutalny (biedne krzaki po 'walce' Lauriel (<3)).

    Ja chcę więcej takich!

    Okej, koniec mojej paplaniny. Magdycjo, gdzie mój kaftan? I nie zapomnij otworzyć izolatki!

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHAHAHAH o matko xd padłam ze śmiechu xd Nathiel taki otwarty na chińskie gwałty w krzakach xd uwielbiam tego drania demonowego xdd

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham <3 Krzaki??? Hahahahahahahahahahh :) Jakim cudem w każdym rozdziale potrafisz wsadzić takie teksty i sytuacje "erotyczne"???? Zazdroszczę talentu... :/ Serio, zazdroszczę

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  5. 'Wal się krzakiem !' ---> hahahahahahahahhaahahahahhaaaaahahahaahhahaha umarłam xD Boże dziewczyno masz zajebiste teksty <3 genialne opowiadanie , kocham twój styl pisania . Znalazłam Twojego bloga jakieś sześć godzin temu i od tego czasu wszędzie chodzę z telefonem . Aż mnie oczy bolą ! ;c Ale w sumie warto było ;3
    Nathiel , Nathiel , Nathiel ! <3 Od dzisiaj stałam się psychofanką ;-; kupuję sobie koszulkę z napisem 'Wtf?!' i wytatuuje sobie jego imię z milionem serduszek ( nie chcesz wiedzieć gdzie xd ) no i zakładam fanclub ! Dołączysz ? ;3
    Czekam na kolejny rozdział ! ;*
    ~Wtf ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z chęcią dołączę do fanclubu!

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz XDD. Kipi z niego emocjami haha. Aż zyskałam nowej weny do pisania (a ostatnio mi jej brakowało, bo czeka mnie trudny rozdział!). HAHA, tak! Załóżmy fanclub Nathiela XD sama się chętnie dołączę!

      Usuń
  6. Hahahahahhahahha, pozdro z podłogi. Te teksty mnie rozwaliły!
    ~Julai

    OdpowiedzUsuń
  7. "Cześć, doktorku, zaczęły mi się podobać żarty demona i coraz częściej się uśmiecham!", "To poważne, Lauro, trzeba zawinąć cię w biały kaftan i zamknąć w pokoju bez okien" - BEST
    Jezu tyle podtekstu.
    Tyle śmiechu.
    Tyle Naffowatości
    Uwielbiam.
    CHCESZ ZEBYM UMARŁA ZE ŚMIECHU?! Krztusiłam się do poduszki własnymi łzami radości :") Nathiel erotoman te podteksty... tyle podtekstów..
    Akcja oczywiście zawalona, no bo kto przy zdrowych zmysłach mógłby sądzić, że Nathiel i Laura wylądują razem w krzakach i nie zaczną się na siebie wydzierac, choćby sprawa była niezwykle poważna?!
    Naff, to co tutaj tworzysz to przepiękna esencja 8 cudu świata. Dziękuję :")

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam na twój blog zupełnie przypadkiem, ale od razu mi sie spodobał, przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały xD
    Hahaha weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Od tego rozdziału boli mnie gęba. Nie no, cały czas miałam banana na ryjku. Dobrze, że tu nie ma Miry, bo by chciała go prostować. Nie mogła tego zrobić!
    A teraz przejdźmy dalej.
    Laura i Nathiel. Oni tak bardzo pasują do siebie. On wciąga domestos, ona go używa jako żelu pod prysznic *to tłumaczy barwę jej skóry*. Ich słowne potyczki są tak genialne, że aż zazdroszczę ci dilera! Mój gdzieś wyjechał i nie chce mi oddać weny. Skubaniec jeden!
    - Wal się krzakiem! <--- Taa... Dorzuć jeszcze żywopłot i nowe pozycje do kamasutry jak ta lala! Już od wiosny w Salonach Empik i części filii Matras.
    Następnym razem niech go pobije krzyżem, ewentualnie gromnicą! Yee!

    OdpowiedzUsuń
  10. Z każdym następnym rozdziałem czyta się Twoje opowiadanie coraz lepiej : ) hmm ciekawe kto jest pierwowzorem Twojej bohaterki :3

    OdpowiedzUsuń