niedziela, 12 marca 2017

[TOM 3] Rozdział 15 - "Wiedźma przekupstwa"

Rozdział mocno magiczny. Sama chwilami miałam wrażenie, że gubię się w tych zaklęciach i w historii la bonne fee. Myślę jednak, że nie wyszło tak źle. Jest drobne nawiązanie do shota z GKP <<KLIK>>, bo opisywałam już jak Madlene zdawała test na la bonne fee.
Cieszę się, że w WCS rozwinęłam wątek czarodziejek, żałuję jednak, że nie mogę poświęcić każdej z nich tyle czasu, ile bym chciała. Czasami mam wrażenie, że WCSie jest zdecydowanie za dużo postaci i dlatego ciężko sobie z nimi poradzić. 
***
Alex wiele by dała, by znów poczuć się w swoim ulubionym miejscu na ziemi lekko i przyjemnie. Tymczasem wszystkie pozytywne uczucia skojarzone z biblioteką zostały siłą wydarte z jej umysłu przez ostatnie wydarzenia. Teraz nie siedziała tutaj tylko po to, żeby się odprężyć, pijąc herbatę i rozmawiając ze swoim przyjacielem, ale po to, aby kogoś ocalić.
Stare magiczne księgi i podręczniki zajmowały całą przestrzeń szerokiego stołu, przy którym często przesiadywali czytelnicy. La bonne fee powoli zaczynały gubić się w nadmiarze treści. 
Szelest kartek przerywał ciszę panującą w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Od czasu do czasu ktoś westchnął, jęknął lub uderzył jakąś częścią ciała w drewniany stół, używanie słów było jednak znikome. Niespisana i nieomówiona zasada między czarodziejkami i bibliotekarzem polegała na tym, że dopóki ktoś nie znajdzie przydatnych informacji, nie ma konieczności odzywania się. Milczenie panujące w miejscu pachnącym książkami trwało już kilka godzin.
Lysander przyniósł kolejną porcję ksiąg magicznych i ułożył je w idealnie równe stosy. Te, które zostały już przeczytane zaniósł na zaplecze, gdzie jego matka składowała wszystkie opasłe tomy służące czarodziejkom. Było ich tysiące. Mieściły się w tej małej bibliotece publicznej tylko dlatego, że do ich składowania została użyta magia. Wielkość zbiorów przerastała dwukrotnie ilość zwyczajnych książek, które można było na co dzień wypożyczyć.
Kiedy młody bibliotekarz uporał się już ze swoimi porządkującymi zadaniami, sam przysiadł obok Alex i otworzył pierwszą lepszą księgę, którą miał pod ręką. Płomienna czarodziejka spojrzała na niego ukradkiem, starając się ukryć za zasłoną z czerwonych włosów. Lysandrowi było do twarzy z książkami. Czytał je zawsze z zainteresowaniem i delikatnym uśmiechem na twarzy – teraz ten uśmiech zastępowała powaga, co nie zmieni faktu, że wciąż wyglądał jak Bóg książek. Gładził je palcem tak, jakby każda z nich była jego kochanką.
Alex syknęła pod nosem. Wcale nie chciała, żeby Lysander miał jakieś inne kochanki. W książkach również można było się zakochać.
Z nachmurzonym wyrazem twarzy zaczęła stukać palcami o blat. Wtedy wszyscy skupieni czytelnicy spojrzeli na nią z uwagą.
– Co? – mruknęła, przerywając ciszę. 
Reszta wzruszyła obojętnie ramionami.
– Znalazłem coś – odezwał się chwilę potem Lysander.
La bonne fee zastygły w bezruchu. Chyba każda z nich wstrzymała w tej chwili dech. Zgodnie czekały aż bibliotekarz zacznie odczytywać treść wyszukanego w księdze rozwiązania. Miały nadzieję, że okaże się bezpieczne i skuteczne.
– Zaklęcie poświęcenia – zaczął głośno i oficjalnie Lysander, jakby odczytywał treść Pisma Świętego. Alex powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, co jednak nie umknęło spostrzegawczemu bibliotekarzowi. Spojrzał na nią ukradkiem, ale niczego nie powiedział. Z jego miny również niewiele można było wywnioskować. – Jedno z najsilniejszych zaklęć zaliczanych do białej magii. – W tym momencie wszystkie czarodziejki odetchnęły z ulgą. Nie chciały przecież iść w ślady Madlene. – Pomaga utrzymać przy życiu la bonne fee, która zbliża się ku śmierci. – Czarodziejki spojrzały po sobie. Czy Madlene można było uznać za osobę, która zbliżyła się do śmierci, czy osobę, która była już martwa? Co prawda przestała oddychać, ale nikt nie powiedział, że nie da się przywrócić jej czynności życiowych. Nikt nawet nie zdążył przeprowadzić na niej resuscytacji krążeniowo-oddechowej ani nie obdarzył ją elektrowstrząsami (chociaż Alex bardzo chciała to zrobić). To oznaczało, że mogły spróbować. 
– Zaklęcia użyto w historii białej magii tylko kilka razy, gdyż wymaga skupienia i szybkich decyzji, co często nie jest adekwatne do krótkiego czasu naturalnego utrzymania przy życiu rannej lub pozbawionej sił witalnych la bonne fee. Zaklęcie jest niebezpieczne, a ryzyko nieudanego rytuału wysokie. Istnieje możliwość stałego uszkodzenia mocy osób, które je wykonują.
Alex wystawiła przed siebie rękę, przerywając tym samym czytanie Lysandra. Spojrzała na swoje przyjaciółki lekko zaniepokojona.
– Nie chcę być pesymistką, ale chyba zdążyłyście mnie już poznać – zaczęła z westchnięciem. – Skoro użyto tego zaklęcia tylko kilka razy i na dodatek jest bardzo niebezpieczne to… czy po pierwsze: zdążymy je wykonać, zanim Mad wyzionie ducha i czy same damy sobie z nim rady? – Zmarszczyła czoło.
Patricia spojrzała na książkę, którą wciąż miał przed sobą Lysander.
– Może najpierw zobaczmy jak wygląda ten rytuał? – spytała niepewnie. – Wtedy ocenimy, czy jesteśmy w stanie go wykonać. Chyba nie najgorsze z nas la bonne fee, prawda? – dodała, śmiejąc się niemrawo.
– Nie najgorsze? – mruknęła oburzona Alex, zakładając ręce na piersi. – Najlepsze.
Pozostała dwójka czarodziejek uśmiechnęła się łagodnie.
Lysander odchrząknął donośnie, zwracając tym samym uwagę dziewcząt. Zapowiedział, że ma zamiar kontynuować czytanie. Tak naprawdę nie lubił, gdy ktoś mu przerywał.
– Do rytuału poświęcenia są potrzebne przynajmniej dwie osoby. Im większa ich ilość, tym zaklęcie będzie skuteczniejsze – czytał. – Każda czarodziejka uczestnicząca w rytuale, musi poświęcić coś, co jest dla niej ważne. Może to być wartość życiowa, wspomnienia, które mają jednak najmniejszą siłę działania, cechę charakteru lub uczucie. – Tym razem to Lysander przerwał czytanie i spojrzał na czarodziejki. Takie rozwiązanie najwyraźniej je zaskoczyło. Wiedział jednak, że od razu zaczęły się zastanawiać nad tym, co mogłyby poświęcić, żeby uratować przyjaciółkę. Podjęły decyzję bez wahania. 
– Udane zaklęcie będzie trwać dopóki wszystkie uczestniczki rytuału będą żyły. Śmierć choć jednej z nich spowoduje ukruszenie się mocy, przez co ratowana la bonne fee może zapaść w głęboką śpiączkę lub umrzeć, wtedy również, oddane cechy powrócą do ich pierwotnych właścicielek. Jeżeli ratowana czarodziejka utraci życie, poświęcone wartości także powrócą tam, gdzie miały swoje źródło. – Lysander znów przerwał czytanie i spojrzał na dziewczęta. – Jeśli chcecie, skseruję wam sposób wykonania tego rytuału. Nie będę o nim czytać, jest obszerny.
La bonne fee spojrzały po sobie. Nie musiały nawet potwierdzać, że chcą użyć tego zaklęcia. Przeszukały już setki książek, które nie przyniosły im żadnych rozwiązań. Nie miały czasu, żeby się zastanawiać, czas płynął nieubłaganie szybko i niebawem lodowe zaklęcie Patricii przestanie działać. Nie mogły jeszcze raz zamrażać swojej przyjaciółki – to skończyłoby się spełnieniem ich najgorszej obawy – że Madlene umrze.
– Jeśli możesz to będziemy wdzięczne – odezwała się Martha. Zdążyła już przejrzeć pobieżnie rytuał. Nie był łatwy, ale powinny sobie poradzić.
Lysander pokiwał głową, chwycił za księgę i odszedł z nią za jeden z regałów. Alex patrzyła w ślad za nim. Złapała się na tym, że wzdycha do jego pleców jak zakochana nastolatka. Gdyby tak szybko nie odszedł, może nawet sprzedałaby mu w nagrodę całusa. Wtedy choć raz by go czymś zaskoczyła.
– Mamy jeszcze dziesięć godzin. Każda z nas powinna zastanowić się nad tym, co chce poświęcić – kontynuowała Martha.
– Damy radę – mruknęła Alex, zaciskając na stole pięści. – Ale niech tylko ta idiotka się przebudzi, a… przysięgam, że będzie harować na moje zaufanie do końca swoich dni. Niczym się nie wypłaci, niczym – syknęła.  
– Wiesz, dlaczego to zrobiła, Alex – odezwała się cicho Patricia.
– W pewnym sensie ją rozumiem. Nie dogadałybyśmy się, gdyby nam o tym powiedziała. Każda z nas chciałaby użyć znaków przywołania, a wtedy wszystkie mogłybyśmy skończyć tak jak Mad – westchnęła Martha. – Boli mnie tylko to, że użyła tak niebezpiecznego rozwiązania i to z wiedzą, że nawet, gdy zastosuje silne zaklęcie z pomocą czarnej magii, może się jej nie udać. Gdyby nam powiedziała, może jednak doszłybyśmy do jakiegoś rozwiązania wspólnymi siłami.
– To Mad – mruknęła Alex. – Czasem postępuje bezmyślnie i trzyma się pierwszego lepszego pomysłu, jaki przyjdzie jej do głowy, ale na pewno nie chciała źle. W końcu chciała poświęcić się dla nas. – Płomienna czarodziejka westchnęła ciężko i opadła na krzesło. – Teraz chyba powinnyśmy poszukać jakiegoś rozwiązania na obawy.
Patricia chrząknęła cicho i przysunęła w stronę przyjaciółek starą księgę. Bladym palcem wskazała na krótką sentencję. Musiała ją wyszukać już wcześniej.
– Zaklęcie odwołujące – powiedziała cicho. – Pożera trochę mocy i trzeba je powtarzać co dwa dni, ale razem damy sobie radę. To przynajmniej powinno wstrzymać próby urzeczywistniania obaw na jakiś czas.
Martha i Alex pokiwały zgodnie głowami.
– Tak, to może być nasze zaklęcie zastępcze. Kiedy już poradzimy sobie z Mad, możemy go użyć – powiedziała herbaciana czarodziejka – ale nie będziemy go przecież stosować wiecznie. Musimy znaleźć jakieś inne rozwiązanie.
– W tym celu – zaczęła oficjalnym i wzniosłym głosem Alex – użyjemy tajnej broni. – Płomienna czarodziejka sięgnęła ręką po bardzo starą księgę leżącą na stosie nieprzeczytanych cegiełek. Jej objętość mogła przerazić nawet najwybitniejszego czytelnika. Na szczęście dziewczęta nie zamierzały czytać całej. Nawet gdyby chciały, nie miałyby takiej możliwości. – Wielka Księga Czterech Czarodziejek  – powiedziała to głośno i wyraźnie, jakby zapowiadała występ w teatrze. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że pasowałaby tym stylem mówienia do Lysandra. Uśmiechnęła się krzywo na boku, a jej poliki lekko się zaróżowiły. – Znacie zasadę, prawda? – spytała, unosząc brew do góry. Reszta czarodziejek pokiwała głowami. – Można zajrzeć do niej tylko raz w ciągu życia. Poza tym musimy ustalić, czego dokładnie szukamy, bo Księga Czterech ujawni nam tylko jedno zaklęcie.
– Czy to nie oznacza przypadkiem, że… to rozwiązanie będzie związane z pierwotnymi czarodziejkami? – spytała przestraszona Patricia.
– Dokładnie. Ta księga jest zaklęta. Albo czarodziejki dobrowolnie podadzą nam rozwiązanie, albo je stamtąd wyciągnę siłą – warknęła Alex.
Podstawą szkolenia każdej la bonne fee była znajomość historii ich powstania. Każda z dziewcząt pochodziła od konkretnej gałęzi czarodziejskiej – ich drzewo genealogiczne rozchodziło się na cztery strony. Pierwszymi kobietami, które zapoczątkowały ród la bonne fee były właśnie Cztery Wielkie Czarodziejki. Nikt tak naprawdę nie wiedział w jakich czasach się narodziły, istniała jednak teoria, że pierwsze la bonne fee pojawiły się już w średniowieczu. Każda z nich władała prostą magią żywiołów. Nivareth posługiwała się magią wiatru, Livianne magią ziemi, Marisel władała ogniem, Vivien magią wody. Z czasem przodkinie pierwszych la bonne fee zaczęły łączyć swoje moce i tworzyć nowe kategorie czarów, stąd Martha, Alex, Madlene i Patricia nie miały już prawie niczego wspólnego z pierwotną magią żywiołów.
Pierwsze czarodziejki wspólnie spisały własną księgę z zaklęciami, jednak żadna z doczesnych la bonne fee nie miała prawa przeczytać jej w całości. Ponoć Wielka Czwórka czuwała nad każdym pojedynczym egzemplarzem i sama nakierowywała potencjalnych użytkowników na właściwe rytuały. Dziewczęta nie mogły jej jednak użyć, żeby uratować Madlene, bo pierwsza zasada spisana przez pierwotne la bonne fee mówiła, że księga nie łączy się bezpośrednio z zagadnieniami życia i śmierci, co świadczyło o tym, że Wielka Czwórka nie pomogłaby im ożywić przyjaciółki, nawet, gdyby bardzo tego chciały.
– Już kiedyś z niej skorzystałam – kontynuowała Alex. – Nie mogę więc zrobić tego drugi raz.
– Ja to zrobię – odezwała się Patricia. Usiadła obok Alex i dotknęła dłonią księgi. Czuła, że emanuje z niej energia. Było w niej dużo ciepła, ale też coś niepokojącego. Dziewczyna przypisała to niepokojące uczucie swojemu własnemu strachu. – Jakie pytanie powinnam zadać? – spytała, spoglądając na swoje towarzyszki.
– „Jak usunąć zaklęcie urzeczywistniające obawy, które rzuciły z pomocą czarnej magii wiedźmy” – odezwała się prawie natychmiastowo Martha. Potem wzruszyła ramionami. – Miejmy nadzieję, że to pomoże.
Patricia kiwnęła głową i wzięła głęboki wdech.
W szkole dla la bonne fee uczyły się o tym, jak użyć księgi rytualnej Czterech Wielkich Czarodziejek. To zagadnienie było ostatnim, jakie przyswoiła w szkole przygotowawczej. Należało się uspokoić, położyć obie dłonie na okładce i powtórzyć w myślach trzy razy swoje pytanie. Musiała się do tego przygotować.
Dziewczyna wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów, a potem wykonała ten krótki i nieskomplikowany rytuał. Przez chwilę nie działo się zupełnie nic, potem poczuła, że księga zaczyna palić ją w ręce – zabrała je odruchowo. Bała się, że to mogło przerwać rytuał, a ona bezpowrotnie straci możliwość skorzystania z księgi. Na szczęście nic takiego się nie stało. Księga już po chwili otworzyła się na stronie tysięcznej. Kiedy pochyliła nad nią głowę, pergaminowe kartki były puste. Dopiero kiedy wytężyła wzrok, na jednej z nich zmaterializowała się odpowiedź. Odpowiedź, która sprawiła, że wstrzymała dech.
– Nienienieinie – mruczała do siebie.
– Co? – spytała zaniepokojona Martha.
Kiedy Patricia odsunęła się od księgi, ta samoczynnie się zamknęła.
Wiedziała, że rozwiązanie nie będzie łatwe, ale to przechodziło już ludzkie pojęcie.
– Nivareth – odezwała się cienkim głosem, spoglądając na swoje przyjaciółki. Te zrobiły zdziwione miny.
Nivareth była czwartą, najmłodszą pierwotną czarodziejką, która została również uznana za pierwszą wiedźmę. Na jej temat krążyło wiele prawdziwych lub nieprawdziwych opowieści. Wśród la bonne fee nazywano ją „pierwszą wiedźmą przekupstwa”.
Kiedy Patricia uderzyła głową w magiczną księgę, twarda okładka wydała z siebie ciche pyknięcie. Nie trzeba było odpowiadać na to pytanie, wszystkie la bonne fee domyślały się już, jaką dostała odpowiedź.
Martha wzięła głęboki wdech i powiedziała:
– A więc będziemy się z nią musiały targować.
***
Nastał czas spotkania Nox. Niewiele pojawiło się na nim osób – wiele z nich było rannych lub zajętych własnymi sprawami, na które ujemnie wpłynęły uwolnione obawy, od innych nie dostaliśmy żadnej wiadomości. Wszyscy się domyślaliśmy, co mogło się stać z niektórymi członkami Nox, ale nikt nie chciał powiedzieć tego na głos. Postanowiliśmy odłożyć to na później. Najpierw musieliśmy wysłuchać la bonne fee, które same zwołały to spotkanie.
W pomieszczeniu była nas zaledwie dziesiątka. Nathiel i ja, pobladły i zmęczony Sorathiel, Ethan, który zdołał już wytrzeźwieć i zastąpić swój nagły alkoholizm litrami wypijanej kawy – najwyraźniej niezbyt dobrze się czuł, co można było już dostrzec w jego oczach; Aren, który również niewiele tej nocy spał – najwyraźniej niepokoił się o Madlene i swoje nienarodzone jeszcze dziecko, Alec – jako przedstawiciel młodszego sortu, który jako jeden z niewielu był gotów do działania, i czwórka la bonne fee. Nasz skład był bardzo podstawowy i osłabiony. W siedzibie Nox nawet nasze dzieci siedziały cicho, jakby wyczuwały powagę sytuacji. Amy i Anastasia wciąż były w szpitalu, ale ich stan był stabilny i nic nie zapowiadało tego, że zostaną w nim na długo.
Dowiedzieliśmy się już, że czarodziejki wyszukały rozwiązanie, ale nie będzie ono łatwe. Wszyscy się o to niepokoiliśmy.
Jako pierwsza głos zabrała Martha. Czasami miałam wrażenie, że pełniła rolę przywódczyni wszystkich czarodziejek. Była ich strategiem, łącznikiem pomiędzy Nox i zawsze tłumaczyła nam zawiłe działania zaklęć, które zamierzały zastosować.
– Zaczniemy od tego, że znalazłyśmy sposób na uratowanie Madlene, dlatego musicie dać nam trochę czasu, zanim poradzimy sobie z waszymi obawami. – Widziałam jak Aren uniósł do góry głowę i zacisnął pięści. Ta informacja musiała go ucieszyć, ale i zaniepokoić, w końcu nie wiedział jeszcze o co chodzi. Zapewne la bonne fee porozmawiają z nim o tym po zakończeniu spotkaniu. – Na razie będzie to lekkie zaklęcie odsuwające od nas strach, nazywamy je odwołującym. Zastosujemy je już jutro. – Wielu z nas wstrzymało dech. „Na razie” brzmiało niepokojąco podejrzanie. – Co jakiś czas będzie musiało być powtarzane, przynajmniej do czasu, kiedy ostatecznie nie rozwiążemy tego problemu. – Westchnęła, a potem wzięła głęboki wdech. – Misja nie będzie łatwa. Będziemy mogli wdrożyć ją w życie dopiero po planowanym ataku demonów. – No, tak, całkowicie zapomniałam o tym, że już niedługo departament zastosuje się do swojego planu, który odkryły pół demony z Reverentii. – To silne zaklęcie, któremu nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać z obecnym poziomem naszej mocy. Musimy wobec tego poprosić o rozwiązanie wiedźmę.
Spojrzałam na czarodziejki z lekkim zdziwieniem. 
Wiedźmę? Ponoć wiedźmy nie dogadywały się z la bonne fee, zresztą kilka z nich prowadziło z nami wojnę.
Martha spojrzała na Alex, jakby chciała jej przekazać spojrzeniem, aby kontynuowała przemówienie. Płomienna czarodziejka przewróciła oczami, ale przejęła jej rolę.
– Chodzi o Nivareth, wiedźmę przekupstwa. Wszystkie la bonne fee pochodzą od Wielkiej Czwórki Czarodziejek, ona była najmłodsza z nich i jak się idzie domyślić, przeszła na złą stronę. Wciąż, jak widać, pomaga jednak swoim przodkiniom. Tyle, że nie robi nic na darmo, jak na wiedźmę przystało – mruknęła niepocieszona Alexandra, patrząc gdzieś w bok. – Jeżeli chcemy osiągnąć cel, musimy się z nią targować. Same jeszcze nie wiemy czym możemy ją przekupić.
– Do tej pory miała z tą wiedźmą styczność tylko Madlene, ale nie zamierzamy posyłać jej na tę misję – dodała nieśmiało Patricia.
To było kilka lat temu. Alexandra, Martha i Madlene kończyły szkołę dla la bonne fee egzaminem. Każda z nich losowała zadanie. Na nieszczęście śpiewającej czarodziejki – dostała jedno z trudniejszych zadań praktycznych. Miała obowiązek skontaktować się z jedną z pierwotnych la bonne fee, która była jej przodkinią. Żadna z czarodziejek nie wiedziała, do której gałęzi rodowej należy, dopóki nie spotykała na swojej drodze którejś z pierwotnych la bonne fee. Przodkinią Madlene była Nivareth, a jej zadanie polegało na przekonaniu jej, że powinna zdać egzamin i oficjalnie stać się prawowitą czarodziejką. Reszta dziewcząt wciąż nie miała pojęcia jak to osiągnęła. Madlene nie była najlepszą dyplomatką, a Nivareth zazwyczaj oczekiwała za swoją pomoc naprawdę wiele.
– Żeby osiągnąć nasz cel, musimy polecieć do Paryża – kontynuowała Martha. – To stamtąd pochodzimy i tam znajduje się świątynia Nivareth. Na razie nie wiemy jeszcze czym ją przekupimy i kto podejmie rolę rozmówcy, ale mamy na to czas.
– Brzmi cholernie skomplikowanie – mruknął pod nosem Nathiel. Po jego minie widziałam, że nie do końca zrozumiał o co chodzi czarodziejkom. Wiedziałam jednak, że wyrwie się do tej misji jako pierwszy.
– Mamy jeszcze jedną, dobrą wiadomość – odezwała się nagle z uśmiechem Martha. Spojrzała po nas wszystkich, chcąc zbudować odpowiednie napięcie. – Znalazłyśmy sposób na to, jak zamknąć przejście do Reverentii i uwięzić departament w naszym świecie. Nawet, jeśli nasza misja związana z powstrzymaniem ich działań nie powiedzie się, będziemy mogli odkupić nasze winy, dopadając ich w naszym świecie.
Zdziwiłam się tak samo jak i reszta członków Nox.
Jeszcze niedawno byliśmy pewni, że departament ma nad nami przewagę, a tymczasem la bonne fee w krótkim czasie znalazły zaklęcia, które temu zapobiegną. Najpierw dopadniemy departament, potem uwolnimy Nox i jego sojuszników od obaw. Wszystko wyglądało bardzo optymistycznie i prosto, ale wiedziałam, że nie wszystko pójdzie po naszej myśli.
– Dobrze – odezwał się ze spokojem Sorathiel. – Dziękujemy wam za pomoc. Myślę, że zmiana strategii misji przeciwko demonom wyjdzie nam na dobre. Uwięzienie ich w naszym świecie ułatwi sprawę. Czy moglibyśmy o tym porozmawiać za kilka dni? – spytał, unosząc brew do góry. – Myślę, że każdy z nas chciałby teraz odpocząć, poza tym la bonne fee mają coś jeszcze do zrobienia, prawda?
Czarodziejki kiwnęły zgodnie głowami.
Po raz kolejny nie mogłam się nadziwić temu, ile potrafiły zrobić dla naszego dobra. Miały się najpierw zająć ocaleniem Madlene, dopiero potem próbując odnaleźć rozwiązanie na nasze problemy, a tymczasem wyszukały nie jedno, nie dwa rozwiązania, a trzy, na dodatek na coś, czego od nich nie oczekiwaliśmy.
W takich chwilach żałowałam, że sama nie jestem czarodziejką, a moja nieopanowana moc na nic się nie przydawała.
– Myślę, że możemy zakończyć spotkanie. Życzę wam powodzenia – powiedział Sorthiel i skinął głową w stronę dziewczyn.
Wszyscy członkowie się rozeszli. Zgodnie z moimi podejrzeniami Aren zerwał się do góry i dopadł czarodziejki, nim odeszły. Nie chciałam im przeszkadzać. Uszczypnęłam w bok Nathiela, który uparcie starał się podsłuchiwać o czym dyskutują.
– Chodź – mruknęłam.
Auvrey przewrócił oczami, ale mnie posłuchał.
Miałam nadzieję, że la bonne fee osiągną swój cel.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Boże, jak się cieszę, że czarodziejki znalazły rozwiązania dla problemów. Co z tego, że sa one tylko tymczasowe, ważne że zadziałają. Atmosfera i tak jest już napięta, niech więc się coś dobrego wydarzy.
    Alex i Lysander - czekam, aż brda parą. Przyjemnie się o nich czyta, a płomienna la bonne fee mnie bawi tym, co sobie myśli.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń