Rozdział mocno magiczny. Sama chwilami miałam wrażenie, że gubię się w tych zaklęciach i w historii la bonne fee. Myślę jednak, że nie wyszło tak źle. Jest drobne nawiązanie do shota z GKP <<KLIK>>, bo opisywałam już jak Madlene zdawała test na la bonne fee.
Cieszę się, że w WCS rozwinęłam wątek czarodziejek, żałuję jednak, że nie mogę poświęcić każdej z nich tyle czasu, ile bym chciała. Czasami mam wrażenie, że WCSie jest zdecydowanie za dużo postaci i dlatego ciężko sobie z nimi poradzić.
Cieszę się, że w WCS rozwinęłam wątek czarodziejek, żałuję jednak, że nie mogę poświęcić każdej z nich tyle czasu, ile bym chciała. Czasami mam wrażenie, że WCSie jest zdecydowanie za dużo postaci i dlatego ciężko sobie z nimi poradzić.
***
Alex wiele by dała, by znów
poczuć się w swoim ulubionym miejscu na ziemi lekko i przyjemnie. Tymczasem wszystkie
pozytywne uczucia skojarzone z biblioteką zostały siłą wydarte z jej umysłu
przez ostatnie wydarzenia. Teraz nie siedziała tutaj tylko po to, żeby się
odprężyć, pijąc herbatę i rozmawiając ze swoim przyjacielem, ale po to, aby
kogoś ocalić.
Stare magiczne księgi i
podręczniki zajmowały całą przestrzeń szerokiego stołu, przy którym często
przesiadywali czytelnicy. La bonne fee powoli zaczynały gubić się w nadmiarze treści.
Szelest kartek przerywał ciszę panującą w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Od czasu do czasu ktoś westchnął, jęknął lub uderzył jakąś częścią ciała w drewniany stół, używanie słów było jednak znikome. Niespisana i nieomówiona zasada między czarodziejkami i bibliotekarzem polegała na tym, że dopóki ktoś nie znajdzie przydatnych informacji, nie ma konieczności odzywania się. Milczenie panujące w miejscu pachnącym książkami trwało już kilka godzin.
Szelest kartek przerywał ciszę panującą w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Od czasu do czasu ktoś westchnął, jęknął lub uderzył jakąś częścią ciała w drewniany stół, używanie słów było jednak znikome. Niespisana i nieomówiona zasada między czarodziejkami i bibliotekarzem polegała na tym, że dopóki ktoś nie znajdzie przydatnych informacji, nie ma konieczności odzywania się. Milczenie panujące w miejscu pachnącym książkami trwało już kilka godzin.
Lysander przyniósł kolejną
porcję ksiąg magicznych i ułożył je w idealnie równe stosy. Te, które zostały
już przeczytane zaniósł na zaplecze, gdzie jego matka składowała wszystkie opasłe tomy służące czarodziejkom. Było ich tysiące. Mieściły się w tej małej
bibliotece publicznej tylko dlatego, że do ich składowania została użyta magia.
Wielkość zbiorów przerastała dwukrotnie ilość zwyczajnych książek, które można
było na co dzień wypożyczyć.
Kiedy młody bibliotekarz uporał
się już ze swoimi porządkującymi zadaniami, sam przysiadł obok Alex i otworzył
pierwszą lepszą księgę, którą miał pod ręką. Płomienna czarodziejka spojrzała
na niego ukradkiem, starając się ukryć za zasłoną z czerwonych włosów.
Lysandrowi było do twarzy z książkami. Czytał je zawsze z zainteresowaniem i
delikatnym uśmiechem na twarzy – teraz ten uśmiech zastępowała powaga, co nie
zmieni faktu, że wciąż wyglądał jak Bóg książek. Gładził je palcem tak, jakby
każda z nich była jego kochanką.
Alex syknęła pod nosem. Wcale
nie chciała, żeby Lysander miał jakieś inne kochanki. W książkach również można
było się zakochać.
Z nachmurzonym wyrazem twarzy
zaczęła stukać palcami o blat. Wtedy wszyscy skupieni czytelnicy spojrzeli na
nią z uwagą.
– Co? – mruknęła, przerywając
ciszę.
Reszta wzruszyła obojętnie ramionami.
Reszta wzruszyła obojętnie ramionami.
– Znalazłem coś – odezwał się
chwilę potem Lysander.
La bonne fee zastygły w
bezruchu. Chyba każda z nich wstrzymała w tej chwili dech. Zgodnie czekały aż
bibliotekarz zacznie odczytywać treść wyszukanego w księdze rozwiązania. Miały nadzieję,
że okaże się bezpieczne i skuteczne.
– Zaklęcie poświęcenia – zaczął
głośno i oficjalnie Lysander, jakby odczytywał treść Pisma Świętego. Alex
powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, co jednak nie umknęło spostrzegawczemu
bibliotekarzowi. Spojrzał na nią ukradkiem, ale niczego nie powiedział. Z jego
miny również niewiele można było wywnioskować. – Jedno z najsilniejszych zaklęć
zaliczanych do białej magii. – W tym momencie wszystkie czarodziejki odetchnęły
z ulgą. Nie chciały przecież iść w ślady Madlene. – Pomaga utrzymać przy życiu
la bonne fee, która zbliża się ku śmierci. – Czarodziejki spojrzały po sobie.
Czy Madlene można było uznać za osobę, która zbliżyła się do śmierci, czy
osobę, która była już martwa? Co prawda przestała oddychać, ale nikt nie
powiedział, że nie da się przywrócić jej czynności życiowych. Nikt nawet nie
zdążył przeprowadzić na niej resuscytacji krążeniowo-oddechowej ani nie
obdarzył ją elektrowstrząsami (chociaż Alex bardzo chciała to zrobić). To
oznaczało, że mogły spróbować.
– Zaklęcia użyto w historii białej magii tylko kilka razy, gdyż wymaga skupienia i szybkich decyzji, co często nie jest adekwatne do krótkiego czasu naturalnego utrzymania przy życiu rannej lub pozbawionej sił witalnych la bonne fee. Zaklęcie jest niebezpieczne, a ryzyko nieudanego rytuału wysokie. Istnieje możliwość stałego uszkodzenia mocy osób, które je wykonują.
– Zaklęcia użyto w historii białej magii tylko kilka razy, gdyż wymaga skupienia i szybkich decyzji, co często nie jest adekwatne do krótkiego czasu naturalnego utrzymania przy życiu rannej lub pozbawionej sił witalnych la bonne fee. Zaklęcie jest niebezpieczne, a ryzyko nieudanego rytuału wysokie. Istnieje możliwość stałego uszkodzenia mocy osób, które je wykonują.
Alex wystawiła przed siebie
rękę, przerywając tym samym czytanie Lysandra. Spojrzała na swoje przyjaciółki
lekko zaniepokojona.
– Nie chcę być pesymistką, ale
chyba zdążyłyście mnie już poznać – zaczęła z westchnięciem. – Skoro użyto tego
zaklęcia tylko kilka razy i na dodatek jest bardzo niebezpieczne to… czy po pierwsze:
zdążymy je wykonać, zanim Mad wyzionie ducha i czy same damy sobie z nim rady? –
Zmarszczyła czoło.
Patricia spojrzała na książkę,
którą wciąż miał przed sobą Lysander.
– Może najpierw zobaczmy jak
wygląda ten rytuał? – spytała niepewnie. – Wtedy ocenimy, czy jesteśmy w stanie
go wykonać. Chyba nie najgorsze z nas la bonne fee, prawda? – dodała, śmiejąc
się niemrawo.
– Nie najgorsze? – mruknęła oburzona
Alex, zakładając ręce na piersi. – Najlepsze.
Pozostała dwójka czarodziejek
uśmiechnęła się łagodnie.
Lysander odchrząknął donośnie,
zwracając tym samym uwagę dziewcząt. Zapowiedział, że ma zamiar kontynuować
czytanie. Tak naprawdę nie lubił, gdy ktoś mu przerywał.
– Do rytuału poświęcenia są
potrzebne przynajmniej dwie osoby. Im większa ich ilość, tym zaklęcie będzie
skuteczniejsze – czytał. – Każda czarodziejka uczestnicząca w rytuale, musi poświęcić
coś, co jest dla niej ważne. Może to być wartość życiowa, wspomnienia, które
mają jednak najmniejszą siłę działania, cechę charakteru lub uczucie. – Tym razem to
Lysander przerwał czytanie i spojrzał na czarodziejki. Takie rozwiązanie
najwyraźniej je zaskoczyło. Wiedział jednak, że od razu zaczęły się zastanawiać
nad tym, co mogłyby poświęcić, żeby uratować przyjaciółkę. Podjęły decyzję bez
wahania.
– Udane zaklęcie będzie trwać dopóki wszystkie uczestniczki rytuału będą żyły. Śmierć choć jednej z nich spowoduje ukruszenie się mocy, przez co ratowana la bonne fee może zapaść w głęboką śpiączkę lub umrzeć, wtedy również, oddane cechy powrócą do ich pierwotnych właścicielek. Jeżeli ratowana czarodziejka utraci życie, poświęcone wartości także powrócą tam, gdzie miały swoje źródło. – Lysander znów przerwał czytanie i spojrzał na dziewczęta. – Jeśli chcecie, skseruję wam sposób wykonania tego rytuału. Nie będę o nim czytać, jest obszerny.
– Udane zaklęcie będzie trwać dopóki wszystkie uczestniczki rytuału będą żyły. Śmierć choć jednej z nich spowoduje ukruszenie się mocy, przez co ratowana la bonne fee może zapaść w głęboką śpiączkę lub umrzeć, wtedy również, oddane cechy powrócą do ich pierwotnych właścicielek. Jeżeli ratowana czarodziejka utraci życie, poświęcone wartości także powrócą tam, gdzie miały swoje źródło. – Lysander znów przerwał czytanie i spojrzał na dziewczęta. – Jeśli chcecie, skseruję wam sposób wykonania tego rytuału. Nie będę o nim czytać, jest obszerny.
La bonne fee spojrzały po
sobie. Nie musiały nawet potwierdzać, że chcą użyć tego zaklęcia. Przeszukały
już setki książek, które nie przyniosły im żadnych rozwiązań. Nie miały czasu,
żeby się zastanawiać, czas płynął nieubłaganie szybko i niebawem lodowe
zaklęcie Patricii przestanie działać. Nie mogły jeszcze raz zamrażać swojej
przyjaciółki – to skończyłoby się spełnieniem ich najgorszej obawy – że Madlene
umrze.
– Jeśli możesz to będziemy
wdzięczne – odezwała się Martha. Zdążyła już przejrzeć pobieżnie rytuał. Nie
był łatwy, ale powinny sobie poradzić.
Lysander pokiwał głową, chwycił
za księgę i odszedł z nią za jeden z regałów. Alex patrzyła w ślad za nim. Złapała się na tym, że wzdycha do jego pleców jak zakochana nastolatka. Gdyby tak szybko nie odszedł, może nawet sprzedałaby mu w nagrodę całusa. Wtedy choć raz by go czymś zaskoczyła.
– Mamy jeszcze dziesięć godzin.
Każda z nas powinna zastanowić się nad tym, co chce poświęcić – kontynuowała Martha.
– Damy radę – mruknęła Alex,
zaciskając na stole pięści. – Ale niech tylko ta idiotka się przebudzi, a…
przysięgam, że będzie harować na moje zaufanie do końca swoich dni. Niczym się
nie wypłaci, niczym – syknęła.
– Wiesz, dlaczego to zrobiła,
Alex – odezwała się cicho Patricia.
– W pewnym sensie ją rozumiem.
Nie dogadałybyśmy się, gdyby nam o tym powiedziała. Każda z nas chciałaby użyć
znaków przywołania, a wtedy wszystkie mogłybyśmy skończyć tak jak Mad –
westchnęła Martha. – Boli mnie tylko to, że użyła tak niebezpiecznego
rozwiązania i to z wiedzą, że nawet, gdy zastosuje silne zaklęcie z pomocą
czarnej magii, może się jej nie udać. Gdyby nam powiedziała, może jednak
doszłybyśmy do jakiegoś rozwiązania wspólnymi siłami.
– To Mad – mruknęła Alex. –
Czasem postępuje bezmyślnie i trzyma się pierwszego lepszego pomysłu, jaki
przyjdzie jej do głowy, ale na pewno nie chciała źle. W końcu chciała poświęcić
się dla nas. – Płomienna czarodziejka westchnęła ciężko i opadła na krzesło. –
Teraz chyba powinnyśmy poszukać jakiegoś rozwiązania na obawy.
Patricia chrząknęła cicho i
przysunęła w stronę przyjaciółek starą księgę. Bladym palcem wskazała na krótką
sentencję. Musiała ją wyszukać już wcześniej.
– Zaklęcie odwołujące –
powiedziała cicho. – Pożera trochę mocy i trzeba je powtarzać co dwa dni, ale
razem damy sobie radę. To przynajmniej powinno wstrzymać próby
urzeczywistniania obaw na jakiś czas.
Martha i Alex pokiwały zgodnie
głowami.
– Tak, to może być nasze
zaklęcie zastępcze. Kiedy już poradzimy sobie z Mad, możemy go użyć –
powiedziała herbaciana czarodziejka – ale nie będziemy go przecież stosować
wiecznie. Musimy znaleźć jakieś inne rozwiązanie.
– W tym celu – zaczęła oficjalnym
i wzniosłym głosem Alex – użyjemy tajnej broni. – Płomienna czarodziejka sięgnęła
ręką po bardzo starą księgę leżącą na stosie nieprzeczytanych cegiełek. Jej
objętość mogła przerazić nawet najwybitniejszego czytelnika. Na szczęście dziewczęta
nie zamierzały czytać całej. Nawet gdyby chciały, nie miałyby takiej możliwości. – Wielka Księga Czterech Czarodziejek – powiedziała to głośno i wyraźnie, jakby
zapowiadała występ w teatrze. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że
pasowałaby tym stylem mówienia do Lysandra. Uśmiechnęła się krzywo na boku, a
jej poliki lekko się zaróżowiły. – Znacie zasadę, prawda? – spytała, unosząc
brew do góry. Reszta czarodziejek pokiwała głowami. – Można zajrzeć do niej
tylko raz w ciągu życia. Poza tym musimy ustalić, czego dokładnie szukamy, bo
Księga Czterech ujawni nam tylko jedno zaklęcie.
– Czy to nie oznacza
przypadkiem, że… to rozwiązanie będzie związane z pierwotnymi czarodziejkami? –
spytała przestraszona Patricia.
– Dokładnie. Ta księga jest
zaklęta. Albo czarodziejki dobrowolnie podadzą nam rozwiązanie, albo je stamtąd
wyciągnę siłą – warknęła Alex.
Podstawą szkolenia każdej la
bonne fee była znajomość historii ich powstania. Każda z dziewcząt pochodziła
od konkretnej gałęzi czarodziejskiej – ich drzewo genealogiczne rozchodziło się
na cztery strony. Pierwszymi kobietami, które zapoczątkowały ród la bonne fee były właśnie Cztery Wielkie Czarodziejki. Nikt tak naprawdę nie wiedział w
jakich czasach się narodziły, istniała jednak teoria, że pierwsze la bonne fee
pojawiły się już w średniowieczu. Każda z nich władała prostą magią żywiołów. Nivareth
posługiwała się magią wiatru, Livianne magią ziemi, Marisel
władała ogniem, Vivien magią wody. Z czasem przodkinie pierwszych la bonne fee zaczęły łączyć swoje moce i tworzyć nowe kategorie czarów, stąd Martha, Alex,
Madlene i Patricia nie miały już prawie niczego wspólnego z pierwotną magią
żywiołów.
Pierwsze czarodziejki wspólnie
spisały własną księgę z zaklęciami, jednak żadna z doczesnych la bonne fee nie miała prawa
przeczytać jej w całości. Ponoć Wielka Czwórka czuwała nad każdym pojedynczym
egzemplarzem i sama nakierowywała potencjalnych użytkowników na właściwe
rytuały. Dziewczęta nie mogły jej jednak użyć, żeby uratować Madlene, bo
pierwsza zasada spisana przez pierwotne la bonne fee mówiła, że księga nie
łączy się bezpośrednio z zagadnieniami życia i śmierci, co świadczyło o tym, że
Wielka Czwórka nie pomogłaby im ożywić przyjaciółki, nawet, gdyby bardzo tego
chciały.
– Już kiedyś z niej
skorzystałam – kontynuowała Alex. – Nie mogę więc zrobić tego drugi raz.
– Ja to zrobię – odezwała się
Patricia. Usiadła obok Alex i dotknęła dłonią księgi. Czuła, że emanuje z niej
energia. Było w niej dużo ciepła, ale też coś niepokojącego. Dziewczyna
przypisała to niepokojące uczucie swojemu własnemu strachu. – Jakie pytanie
powinnam zadać? – spytała, spoglądając na swoje towarzyszki.
– „Jak usunąć zaklęcie
urzeczywistniające obawy, które rzuciły z pomocą czarnej magii wiedźmy” – odezwała się
prawie natychmiastowo Martha. Potem wzruszyła ramionami. – Miejmy nadzieję, że
to pomoże.
Patricia kiwnęła głową i wzięła
głęboki wdech.
W szkole dla la bonne fee uczyły
się o tym, jak użyć księgi rytualnej Czterech Wielkich Czarodziejek. To
zagadnienie było ostatnim, jakie przyswoiła w szkole przygotowawczej. Należało
się uspokoić, położyć obie dłonie na okładce i powtórzyć w myślach trzy razy
swoje pytanie. Musiała się do tego przygotować.
Dziewczyna wzięła jeszcze kilka
głębokich wdechów, a potem wykonała ten krótki i nieskomplikowany rytuał. Przez
chwilę nie działo się zupełnie nic, potem poczuła, że księga zaczyna palić ją w
ręce – zabrała je odruchowo. Bała się, że to mogło przerwać rytuał, a ona
bezpowrotnie straci możliwość skorzystania z księgi. Na szczęście nic takiego
się nie stało. Księga już po chwili otworzyła się na stronie tysięcznej. Kiedy
pochyliła nad nią głowę, pergaminowe kartki były puste. Dopiero kiedy wytężyła
wzrok, na jednej z nich zmaterializowała się odpowiedź. Odpowiedź, która
sprawiła, że wstrzymała dech.
– Nienienieinie – mruczała do
siebie.
– Co? – spytała zaniepokojona
Martha.
Kiedy Patricia odsunęła się od
księgi, ta samoczynnie się zamknęła.
Wiedziała, że rozwiązanie nie
będzie łatwe, ale to przechodziło już ludzkie pojęcie.
– Nivareth – odezwała się
cienkim głosem, spoglądając na swoje przyjaciółki. Te zrobiły zdziwione miny.
Nivareth była czwartą,
najmłodszą pierwotną czarodziejką, która została również uznana za pierwszą
wiedźmę. Na jej temat krążyło wiele prawdziwych lub nieprawdziwych opowieści.
Wśród la bonne fee nazywano ją „pierwszą wiedźmą przekupstwa”.
Kiedy Patricia uderzyła głową w
magiczną księgę, twarda okładka wydała z siebie ciche pyknięcie. Nie trzeba było
odpowiadać na to pytanie, wszystkie la bonne fee domyślały się już, jaką
dostała odpowiedź.
Martha wzięła głęboki wdech i
powiedziała:
– A więc będziemy się z nią
musiały targować.
***
Nastał czas spotkania Nox.
Niewiele pojawiło się na nim osób – wiele z nich było rannych lub zajętych
własnymi sprawami, na które ujemnie wpłynęły uwolnione obawy, od innych nie
dostaliśmy żadnej wiadomości. Wszyscy się domyślaliśmy, co mogło się stać z
niektórymi członkami Nox, ale nikt nie chciał powiedzieć tego na głos. Postanowiliśmy odłożyć to na później. Najpierw musieliśmy wysłuchać la bonne fee, które same
zwołały to spotkanie.
W pomieszczeniu była nas
zaledwie dziesiątka. Nathiel i ja, pobladły i zmęczony Sorathiel, Ethan, który
zdołał już wytrzeźwieć i zastąpić swój nagły alkoholizm litrami wypijanej kawy –
najwyraźniej niezbyt dobrze się czuł, co można było już dostrzec w jego oczach;
Aren, który również niewiele tej nocy spał – najwyraźniej niepokoił się o
Madlene i swoje nienarodzone jeszcze dziecko, Alec – jako przedstawiciel
młodszego sortu, który jako jeden z niewielu był gotów do działania, i czwórka
la bonne fee. Nasz skład był bardzo podstawowy i osłabiony. W siedzibie Nox
nawet nasze dzieci siedziały cicho, jakby wyczuwały powagę sytuacji. Amy i
Anastasia wciąż były w szpitalu, ale ich stan był stabilny i nic nie
zapowiadało tego, że zostaną w nim na długo.
Dowiedzieliśmy się już, że
czarodziejki wyszukały rozwiązanie, ale nie będzie ono łatwe. Wszyscy się o to
niepokoiliśmy.
Jako pierwsza głos zabrała
Martha. Czasami miałam wrażenie, że pełniła rolę przywódczyni wszystkich
czarodziejek. Była ich strategiem, łącznikiem pomiędzy Nox i zawsze tłumaczyła
nam zawiłe działania zaklęć, które zamierzały zastosować.
– Zaczniemy od tego, że
znalazłyśmy sposób na uratowanie Madlene, dlatego musicie dać nam trochę czasu,
zanim poradzimy sobie z waszymi obawami. – Widziałam jak Aren uniósł do góry
głowę i zacisnął pięści. Ta informacja musiała go ucieszyć, ale i zaniepokoić,
w końcu nie wiedział jeszcze o co chodzi. Zapewne la bonne fee porozmawiają z
nim o tym po zakończeniu spotkaniu. – Na razie będzie to lekkie zaklęcie
odsuwające od nas strach, nazywamy je odwołującym. Zastosujemy je już jutro. –
Wielu z nas wstrzymało dech. „Na razie” brzmiało niepokojąco podejrzanie. – Co jakiś czas
będzie musiało być powtarzane, przynajmniej do czasu, kiedy ostatecznie nie
rozwiążemy tego problemu. – Westchnęła, a potem wzięła głęboki wdech. – Misja
nie będzie łatwa. Będziemy mogli wdrożyć ją w życie dopiero po planowanym ataku
demonów. – No, tak, całkowicie zapomniałam o tym, że już niedługo departament
zastosuje się do swojego planu, który odkryły pół demony z Reverentii. – To silne
zaklęcie, któremu nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać z obecnym poziomem
naszej mocy. Musimy wobec tego poprosić o rozwiązanie wiedźmę.
Spojrzałam na czarodziejki z
lekkim zdziwieniem.
Wiedźmę? Ponoć wiedźmy nie dogadywały się z la bonne fee, zresztą kilka z nich prowadziło z nami wojnę.
Wiedźmę? Ponoć wiedźmy nie dogadywały się z la bonne fee, zresztą kilka z nich prowadziło z nami wojnę.
Martha spojrzała na Alex, jakby
chciała jej przekazać spojrzeniem, aby kontynuowała przemówienie. Płomienna
czarodziejka przewróciła oczami, ale przejęła jej rolę.
– Chodzi o Nivareth, wiedźmę
przekupstwa. Wszystkie la bonne fee pochodzą od Wielkiej Czwórki Czarodziejek,
ona była najmłodsza z nich i jak się idzie domyślić, przeszła na złą stronę.
Wciąż, jak widać, pomaga jednak swoim przodkiniom. Tyle, że nie robi nic na
darmo, jak na wiedźmę przystało – mruknęła niepocieszona Alexandra, patrząc gdzieś w bok. – Jeżeli chcemy
osiągnąć cel, musimy się z nią targować. Same jeszcze nie wiemy czym możemy ją przekupić.
– Do tej pory miała z tą
wiedźmą styczność tylko Madlene, ale nie zamierzamy posyłać jej na tę misję –
dodała nieśmiało Patricia.
To było kilka lat temu.
Alexandra, Martha i Madlene kończyły szkołę dla la bonne fee egzaminem. Każda z
nich losowała zadanie. Na nieszczęście śpiewającej czarodziejki – dostała jedno
z trudniejszych zadań praktycznych. Miała obowiązek skontaktować się z jedną z
pierwotnych la bonne fee, która była jej przodkinią. Żadna z czarodziejek nie
wiedziała, do której gałęzi rodowej należy, dopóki nie spotykała na swojej
drodze którejś z pierwotnych la bonne fee. Przodkinią Madlene była Nivareth, a jej zadanie
polegało na przekonaniu jej, że powinna zdać egzamin i oficjalnie stać się
prawowitą czarodziejką. Reszta dziewcząt wciąż nie miała pojęcia jak to
osiągnęła. Madlene nie była najlepszą dyplomatką, a Nivareth zazwyczaj oczekiwała za
swoją pomoc naprawdę wiele.
– Żeby osiągnąć nasz cel,
musimy polecieć do Paryża – kontynuowała Martha. – To stamtąd pochodzimy i tam
znajduje się świątynia Nivareth. Na razie nie wiemy jeszcze czym ją przekupimy
i kto podejmie rolę rozmówcy, ale mamy na to czas.
– Brzmi cholernie
skomplikowanie – mruknął pod nosem Nathiel. Po jego minie widziałam, że nie do
końca zrozumiał o co chodzi czarodziejkom. Wiedziałam jednak, że wyrwie się do
tej misji jako pierwszy.
– Mamy jeszcze jedną, dobrą
wiadomość – odezwała się nagle z uśmiechem Martha. Spojrzała po nas wszystkich,
chcąc zbudować odpowiednie napięcie. – Znalazłyśmy sposób na to, jak zamknąć
przejście do Reverentii i uwięzić departament w naszym świecie. Nawet, jeśli
nasza misja związana z powstrzymaniem ich działań nie powiedzie się,
będziemy mogli odkupić nasze winy, dopadając ich w naszym świecie.
Zdziwiłam się tak samo jak i
reszta członków Nox.
Jeszcze niedawno byliśmy pewni,
że departament ma nad nami przewagę, a tymczasem la bonne fee w krótkim czasie
znalazły zaklęcia, które temu zapobiegną. Najpierw dopadniemy departament,
potem uwolnimy Nox i jego sojuszników od obaw. Wszystko wyglądało bardzo
optymistycznie i prosto, ale wiedziałam, że nie wszystko pójdzie po naszej
myśli.
– Dobrze – odezwał się ze
spokojem Sorathiel. – Dziękujemy wam za pomoc. Myślę, że zmiana strategii misji
przeciwko demonom wyjdzie nam na dobre. Uwięzienie ich w naszym świecie ułatwi
sprawę. Czy moglibyśmy o tym porozmawiać za kilka dni? – spytał, unosząc brew
do góry. – Myślę, że każdy z nas chciałby teraz odpocząć, poza tym la bonne fee
mają coś jeszcze do zrobienia, prawda?
Czarodziejki kiwnęły zgodnie
głowami.
Po raz kolejny nie mogłam się
nadziwić temu, ile potrafiły zrobić dla naszego dobra. Miały się najpierw zająć
ocaleniem Madlene, dopiero potem próbując odnaleźć rozwiązanie na nasze
problemy, a tymczasem wyszukały nie jedno, nie dwa rozwiązania, a trzy, na
dodatek na coś, czego od nich nie oczekiwaliśmy.
W takich chwilach żałowałam, że
sama nie jestem czarodziejką, a moja nieopanowana moc na nic się nie przydawała.
– Myślę, że możemy zakończyć
spotkanie. Życzę wam powodzenia – powiedział Sorthiel i skinął głową w stronę
dziewczyn.
Wszyscy członkowie się
rozeszli. Zgodnie z moimi podejrzeniami Aren zerwał się do góry i dopadł
czarodziejki, nim odeszły. Nie chciałam im przeszkadzać. Uszczypnęłam w bok
Nathiela, który uparcie starał się podsłuchiwać o czym dyskutują.
– Chodź – mruknęłam.
Auvrey przewrócił oczami, ale
mnie posłuchał.
Miałam nadzieję, że la bonne
fee osiągną swój cel.
Hej :)
OdpowiedzUsuńBoże, jak się cieszę, że czarodziejki znalazły rozwiązania dla problemów. Co z tego, że sa one tylko tymczasowe, ważne że zadziałają. Atmosfera i tak jest już napięta, niech więc się coś dobrego wydarzy.
Alex i Lysander - czekam, aż brda parą. Przyjemnie się o nich czyta, a płomienna la bonne fee mnie bawi tym, co sobie myśli.
Pozdrawiam.