niedziela, 5 marca 2017

[TOM 3] Rozdział 14 - "Strach to twój wróg"

W sumie uważam, że ten rozdział jest trochę zdechły. Ostatnio gorzej z tym WCSem. Zupełnie, jakbym już przekroczyła limit pisania serii WCN i po prostu uparcie dążyła do końca, nie wyczuwając przy tym tak ogromnej pasji jak wcześniej. A może to tylko moje dziwne, pesymistyczne odczucia i niedługo to się zmieni. Kto wie.  
W Nox trochę się pomieszało. Tak poza tym to w końcu wyjdą motywy działania Madlene. Zauważyłam, że wiele osób ostatnio irytowała. Może jej list rozświetli odrobinę sprawę. Chociaż sądzę, że wszystko tak naprawdę wyjaśni się dopiero na końcu WCSa.
***
– Laura, słuchaj mnie teraz uważnie – usłyszałam poważny głos Marthy. – Pod żadnym pozorem nie pokazujcie, że czegoś się boicie.
Milczałam. Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodzi.
– Przez długi czas Madlene ukrywała przed nami plany wiedźm i demonów. Starała się im przeciwdziałać, ale nie miała wystarczająco dużo siły. Teraz kiedy jej moc nie działa nic nas nie chroni. – Czarodziejka brzmiała, jakby coś ją poruszyło. Słysząc jej głos poczułam, że przechodzą mnie dreszcze. Martha była jedną z najbardziej opanowanych osób, jakie znałam. Teraz mówiła bardzo chaotycznie i niezrozumiale. – Chodzi o obawy, jeżeli będziecie się czegoś bali, urzeczywistnią się. Musicie powstrzymać strach, inaczej doprowadzi to do tragedii.
Wciąż nic z tego nie rozumiałam. Zanim jednak zadałam pytanie, rozległ się kolejny ogłuszający i przerażający krzyk. 
Zesztywniałam.
– Aura krzyczy – powiedziałam do telefonu jak sparaliżowana.
– Prawdopodobnie cierpi dlatego, że się o nią boicie – odpowiedziała spokojniej Martha, zupełnie, jakby ją to nie wzruszyło. – Uspokójcie się. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Później wam wszystko opowiemy. Sorathiel został już powiadomiony. Powodzenia. – La bonne fee wyrzuciła z siebie te zlepki słów tak szybko, jakby gdzieś jej się spieszyło. Potem bez zapowiedzi się rozłączyła.
Wciąż nie rozumiałam co tu się działo, ale przynajmniej wiedziałam już, czego przyczyną może być cierpienie mojej córki.
Odrzuciłam telefon na sofę i pobiegłam do łazienki. W drzwiach stał Nathiel ze zmarszczonym czołem. Tulił do siebie Aurę owiniętą w puchaty ręcznik – czarne, uśmiechnięte koty na materiale wcale nie pasowały do sytuacji. Pięciolatka zaciskała drżące piąstki na koszulce ojca i zanosiła się bolesnym płaczem. Tak samo płakał Nate, który wciąż siedział w wannie. Najwyraźniej był przerażony tym, co dzieje się z jego siostrą. Jego panika nie wskazywała bynajmniej na to, że coś go bolało.
– Nathiel, to wina wiedźm i demonów – powiedziałam do męża najspokojniej jak potrafiłam. Miałam jednak wrażenie, że mój głos drży. – Chodzi o nasze obawy. Urzeczywistniają się tylko dlatego, że się boimy. 
Auvrey spojrzał na mnie zaskoczony.
– O czym ty do mnie gadasz? – warknął. – Aurze coś dolega i…
– To dlatego, że się o nią boisz – powiedziałam głośno i wyraźnie. – Przestań to robić.
Nathiel wciąż spoglądał na mnie z wściekłością. Nie rozumiał o co mi chodzi. Tak, dla mnie również brzmiało to niewiarygodnie, tym bardziej, że Martha nie wyjaśniła dokładnie o co chodzi, ale  musieliśmy jej zaufać, w końcu była naszą sojuszniczką.
Mój mąż wziął głęboki wdech i przymknął powieki. Oddychał równomiernie, jego czoło zdobiła zmarszczka świadcząca o skupieniu. Aura wciąż zanosiła się przejmująco bolesnym płaczem. Cała jej twarz stała się czerwona. Moja córka nigdy tak nie wyglądała. Chciałam przytulić ją do swojej piersi i uspokoić, ale ja sama musiałam się przecież skupić na tym, aby nie zjadał mnie lęk.
– To nie działa – warknął Nathiel, otwierając oczy. W tym samym momencie Aura wydała z siebie ogłuszający wrzask. Jej ojciec skrzywił się znacząco, ale pogłaskał ją po włosach. Widziałam, że jest mocno zaniepokojony. Kołysał nią w ramionach, ale nie wiedział co zrobić. Ja również nie wiedziałam. Byliśmy bezradni.
– Tata, boli – jęknęła dziewczynka, uderzając go słabo piąstkami w ramię.
– Zaraz przejdzie, Aura – powiedział najłagodniej jak potrafił Nathiel, głaszcząc córkę po głowie. Wpatrywał się we mnie ukradkiem, jakby oczekiwał, że nagle wpadnę na coś ambitnego. 
A co, jeśli nie potrafiliśmy przestać się bać? Lęk był rzeczą ludzką, niełatwo od niego uciec. Działał niezależnie od naszej woli. Krytyczne sytuacje wymagające skupienia wcale nie ułatwiały sprawy.
Spojrzałam w stronę Nate’a, który zakrywał twarz i płakał równie głośno co siostra. Wtedy odgadłam, co może być źródłem bólu Aury. Przecież problem nie musiał tkwić tylko i wyłącznie w nas.
Podeszłam do wanny i uklęknęłam. Wystawiłam rękę przed siebie, głaszcząc uspokajająco syna po włosach. Starałam się do niego uśmiechnąć.
– Nate – zaczęłam spokojnie. – Boisz się o siostrę?
Chłopiec zawył trochę ciszej i pokiwał bezradnie głową.
– Nie płacz proszę. Z Aurą będzie wszystko w porządku, po prostu musisz przestać się bać, wtedy nic jej nie będzie grozić – szepnęłam mu do ucha. 
Z potężnego wycia zostało już tylko ciche chlipanie. Wystawiłam ramiona, a mój syn sam się w nie rzucił i mocno wtulił. W tym samym czasie płacz Aury gwałtownie się urwał. Początkowo myślałam, że ból przestał ją dręczyć, ale jak się okazało – zemdlała.
Kiedy spojrzałam na Nathiela przez ramię, zacisnął usta i przytulił do piersi bezwładną głowę córki. Miała teraz lekko rozwarte ustka. Wyglądała jak blada, maleńka lalka, którą młoda mama ululała w zabawie do snu. Ten widok poraził mnie jak prądem.
Po zbadaniu córki, Auvrey uznał, że nic szczególnego jej nie grozi, najwyraźniej drobne ciało Aury zostało przeciążone bólem, dlatego utraciła świadomość tego, co się dzieje. Liczyło się to, że oddychała. Może w rzeczywistości zapadła w sen? 
Nate zdołał się uspokoić, podobnie jak my, przynajmniej na tę krótką chwilę.
Wzięłam syna w ramiona i podniosłam się do góry. Nathiel zdążył już wyjść z łazienki. Podejrzewałam, że chce położyć córkę na sofie i czuwać nad nią tyle czasu, ile będzie w stanie. Podążałam jego śladami z przerażonym i drżącym na całym ciele synem. Starałam się go uspokoić szeptami i czułymi gestami, ale wiedziałam, że jeszcze długo nie zapomni o tym, co spotkało jego siostrę. Musiał być przerażony, kiedy bez żadnego uprzedzenia zaczęła krzyczeć.
– O co tu do cholery chodzi? – mruknął niezadowolony demon. Uklęknął przy córce, kiedy już wylądowała na miękkim posłaniu i przeczesał jej czarne włoski ręką. Dziwnie było patrzeć na Aurę, kiedy była taka spokojna, bezradna i milcząca. To tak, jakbyśmy patrzyli na obce dziecko pogrążone we śnie.
Czy naprawdę tak bardzo się o nią baliśmy? A może to panika Nate’a wywołała u niej ból? Dzieci mają zdolność do głębokiego przeżywania i w większym stopniu niż dorośli odczuwają emocje. Obawiałam się, że jeszcze przez długi czas będziemy zmuszeni trzymać na wodzy nie tylko swoje obawy, ale również obawy naszych dzieci. Trudno będzie kazać im przestać się bać. Kiedy dopadną ich nocne koszmary, ten strach może się urzeczywistnić. Nie chciałabym pewnej nocy przyjść do pokoju dziecięcego i zobaczyć nad ich łóżkiem wyimaginowanego potwora z wielkimi zębiskami, który będzie chciał je pożreć. Może od tej pory powinny spać z nami w jednym łóżku?
Przeklęty departament. Doskonale wiedzieli, co robią. Skoro Madlene wstrzymywała przez dłuższy czas to straszne zaklęcie, musiało to oznaczać, że już dawno chcieli nas w ten sposób wykończyć, nawet nie przykładając do tego fizycznie ręki. Albo mieli nas za kompletnych kretynów, którzy sami siebie zniszczą poprzez strach, albo naprawdę nie chciało im się ruszyć z Reverentii, żeby zaszczycić nas walką. Jeszcze się przekonają, że nie tak łatwo jest nas zniszczyć, mimo tego, że jesteśmy ludźmi. Obawy mogą stać się również naszą bronią.
Zacisnęłam usta. Czułam, że wzbiera się we mnie gniew. Poświadczyły o tym sunące powolnie po podłodze chusteczki higieniczne. W normalnej sytuacji zapewne by mnie to rozbawiło, ale teraz przeczuwałam zbliżającą się tragedię. Nie, nie mogłam dać się swojej nieopanowanej mocy w takim momencie. 
Zaraz. Czy to nie tak, że po prostu się jej bałam? To dlatego mogła się uaktywnić. Byłam już po kilku szkoleniach u Pandory, może nie dokonywała ze mną cudów, ale przyczyniła się w niewielkim stopniu do jej opanowania. Poza tym Aiden zapieczętował część mojej magii. 
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Nathiel na szczęście niczego nie dostrzegł. Był skupiony na nieprzytomnej Aurze. Nate cały czas się do mnie tulił, jakby bał się, że coś mu się stanie. Pogłaskanie go, choć na trochę odsunęło mnie od obaw.
– Mama? – usłyszałam cieniutki głosik. 
Spojrzałam w stronę drzwi. Stała tam zaspana Calanthia w swoim króliczym kombinezonie. Jedno zwierzęce ucho z kokardką opadało jej na niebieskie oko. Przetarła leniwie piąstką sklejone powieki – między palce wplątały się jej niesforne kosmyki blond włosów. 
Moja najmłodsza córka miała niesamowitą zdolność do wyczuwania w powietrzu kłopotów. Ilekroć coś się działo, musiała się obudzić i osobiście sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zazwyczaj nie było. Rodzina Auvreyów była tą pechową.
– Wszystko w porządku, Cala – odezwał się Nathiel, posyłając jej uroczy uśmiech. – Wróć do pokoju i spróbuj zasnąć.
– Nie ziaśnę – odpowiedziała dziewczynka i wbiegła do salonu zupełnie, jakby oczekiwała, że zaraz ktoś ją złapie i siłą stąd wyrzuci. Podbiegła do mnie i Nate’a, wdrapała się na moje kolana i przylgnęła do mojej piersi jak jej brat. Na szczęście była tak zaspana, że nie wyczuła w powietrzu niczego złego. Prawie natychmiastowo usnęła w moich ramionach. Widziałam, że Nate uważnie ją obserwuje. Chyba widok śpiącej siostry go uspokoił, bo przestał się mnie kurczowo trzymać i stał się spokojniejszy.
– Aurze nic nie będzie? – spytał nagle pięciolatek, przerywając długą ciszę.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziałam łagodnie. – Niedługo się obudzi i będziecie się mogli znów ze sobą bawić. – Miałam wrażenie, że brzmię nieprzekonująco. Nawet Nathiel spojrzał na mnie spod grzywki, unosząc brew do góry. Posłałam mu krzywy uśmiech, który miał go przekonać do przejęcia inicjatywy. Nate był najwrażliwszy z całej trójki rodzeństwa. Dobrze wyczuwał nastroje innych. Ciężko było coś ukryć przed jego bystrym spojrzeniem i lotnym umysłem.
Już miał otworzyć buzię, kiedy do akcji włączył się jego ojciec, który nie miał problemu z kłamaniem. Czasami odnosiłam wrażenie, że wychodziło mu to lepiej niż polowanie na demony, ale nie chciałam o tym mówić na głos – mógłby się na mnie obrazić, a obrażony Nathiel to nieznośny Nathiel.
– Aura obudzi się jutro wesoła i wypoczęta. Obiecuję, że pójdziemy razem na lody. – Auvrey mrugnął do syna porozumiewawczo. Zabrzmiał jak typowy entuzjasta. No, tak, aktorem również był świetnym.
Nate kiwnął niepewnie głową. Dał się po części przekonać, ale domyślałam się, że uwierzy nam dopiero wtedy, kiedy jego siostra naprawdę pokaże, że czuje się dobrze. Wciąż był tym przestraszonym stworzeniem , w którym nieufność zaszczepiły demony.
Widziałam, że Nathiel zamierza powiedzieć coś jeszcze, ale zanim przemówił, ktoś wpadł z trzaskiem do naszego mieszkania. Tylko dwie osoby tak robiły: Andi i Amy, istniało jeszcze prawdopodobieństwo, że swoją obecnością zaszczyciła nas Alex, ale nie sądzę, aby wyładowała swoją gwałtowność akurat na naszych drzwiach. Poza tym miała teraz na pewno inne rzeczy do zrobienia. Zdecydowanie ważniejsze. 
Do salonu wpadł zdyszany i przestraszony Alec. Nie spodziewałam się, że to on będzie tym energicznym włamywaczem. Większość rzeczy załatwiał spokojnie. Najwyraźniej coś go bardzo mocno poruszyło.
– P-przepraszam za drzwi – zająknął się – po prostu… – Wziął głęboki wdech – w organizacji trochę się porobiło. Straszny chaos – mówił mocno zaaferowany. Miał rozszerzone źrenice i płytki oddech. Wyglądał, jakby zaraz miał paść na zawał. – Do organizacji włamał się jakiś demon, zrobił krzywdę Amy, która próbowała obronić Anastasię. Anastasia wylądowała wraz z nią w szpitalu, więc można się domyśleć, że sam Sorathiel jest w rozsypce – w końcu prawie zabito jego rodzinę. Z trudem udało mu się usunąć tego demona – opowiadał przejęty. – Aren gdzieś zniknął i nie odbiera telefonu, Ethan zapił się i leży na podłodze w swoim pokoju. Nie mogłem go dobudzić. Oprócz tego pokłóciłem się z Andi i… i nie mogę się do niej dodzwonić. Uciekła. – Po spojrzeniu Aleca domyślałam się, że to zniknięcie Andi wywołała w nim największy strach, a strach na pewno jej nie pomoże.
– Wiesz już co się dzieje? – spytałam spokojnie.
– Tak. Tak, dzwoniła jedna z la bonne fee. Mówiła coś o obawach. Posłałem wiadomości tylu ludziom, ilu zdołałem. Miejmy nadzieję, że nikomu nie stanie się krzywda.
Nathiel bez słowa podniósł się do góry. Próbował udawać odprężonego i nieustraszonego, ale wiedziałam, że on też się niepokoi. Po jego minie od razu mogłam stwierdzić, że nie zostawi Andi samej i pójdzie ją poszukać razem z Aleciem.
– Połóż dzieci spać i zajmij się Aurą – odezwał się, zerkając na mnie ukradkiem.
Kiwnęłam głową, nawet nie wdając się w dyskusję. Zazwyczaj to ja podejmowałam w naszej rodzinie decyzje, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby choć raz to Nathiel wykazał się właściwą inicjatywą w męskim zarządzaniu porządkiem. 
Zanim Alec ruszył do drzwi, spojrzałam na niego i odezwałam się: 
– Andi na pewno nic nie grozi. Pamiętaj, że strach o nią tylko spotęguje złe działanie czarów.
Alec kiwnął głową z powagą i wraz z Nathielem opuścili dom.
Zostałam sama. Z trójką dzieciaków, z czego jedno było omdlałe, drugie smacznie spało, a trzecie wciąż wgapiało się w moją twarz z niepewnością.
Poczułam się straszliwie przytłoczona, zupełnie jakbym od kilkunastu minut nosiła na plecach ogromny ciężar. Zastanawiałam się czy to był ciężar obaw, czy  to moja wyobraźnia się mną bawiła.
Postanowiłam, że położę dzieci do naszej sypialni. Mieliśmy wystarczająco duże łóżko, poza tym nic nie zapowiadało, abyśmy mieli się wcześniej położyć spać. Skoro w organizacji Nox panował chaos, ktoś musiał go opanować. Miałam tylko nadzieję, że z Amy i Anastasią wszystko w porządku, a Ethan nie zapił się na śmierć – wiedziałam, że właśnie to było jego największą obawą – powrót do nałogu.
Kiedy dzieci leżały już w łóżku, spostrzegłam, że blada dotąd twarz Aury zamienia się w rumianą. Początkowo myślałam, że odzyskuje kolory, ale szybko okazało się, że po prostu dostała gorączki. Całe szczęście – niewysokiej. Póki była nieprzytomna, mogłam jej ulżyć tylko mokrą, chłodną szmatką kładzioną na czoło. Na szczęście nie rzucała się po łóżku jak opętana. Miałam tylko nadzieję, że nie zapadła w żadną śpiączkę, a po prostu usnęła z wycieńczenia.
Czuwałam przez kolejne późne godziny, oczekując na powrót męża i wiadomość, że z Andi wszystko jest w porządku. Rano zamierzałam skontaktować się z Sorathielem, żeby dowiedzieć się co z moją przyjaciółką. Musieliśmy też podjąć jakieś kroki. Miałam szczerą nadzieję, że la bonne fee odezwą się do tej pory i wyjaśnią całą sytuację. Liczyłam również na to, że znajdzie się jakieś rozwiązanie na nasze obawy. To prawda, że człowiek nie okazywał strachu codziennie, ale gdy strach się już pojawiał, trudno było go opanować. Miałam dziwne i pesymistyczne przeczucie, że szeregi Nox znów mogły się zmniejszyć.
Potrząsnęłam głową, żeby nie przywoływać złych myśli. Czułam, że przez kolejne dni strach będzie chorobą, od której koniecznie będziemy chcieli uciec.
Po godzinie drugiej w nocy, mimo świadomości, że muszę czuwać nad dziećmi, zaczęłam robić się senna. Z trudem walczyłam z własnymi powiekami, które raz za razem przymykały się i gwałtownie otwierały. Chwilami wydawało mi się, że śnię. Moja wyobraźnia tworzyła dziwne stworzenia, które krążyły nad naszymi głowami. Wyglądały jak czarne kruki zwiastujące zło. Przeraziły mnie. Przeraziły mnie na tyle, że gdy otworzyłam oczy, miałam wrażenie, że naprawdę tu są. Szybko okazało się jednak, że to tylko otwarte okno. Wydawało mi się, że je zamykałam, przecież był środek zimy. Czasem przewietrzałam pokój, ale na pewno nie robiłam tego w nocy i to w obecności własnych dzieci. Ten fakt zdołał mnie rozbudzić i doprowadzić do porządku.
Zerwałam się do góry i rozglądnęłam. To prawda, że się bałam, ale starałam się nie wizualizować swojego strachu. Nie oczekiwałam żadnych określonych zdarzeń – a skoro tego nie robiłam, nie byłam w stanie urzeczywistnić konkretnych obaw.
Kiedy podeszłam do okna, moją uwagę przykuł przygnieciony stopą skrawek papieru, który cicho zaszeleścił. Początkowo myślałam, że to jakiś rysunek dzieci, ale szybko spostrzegłam, że na złożonym wpół papierze znajdowały się drukowane, rozmazane wodą litery. Podejrzewałam, że to jakaś konkretna wiadomość, nie wiedziałam tylko jeszcze od kogo.
Zamknęłam cicho okno i wzięłam go w dłonie. Przysiadłam na krańcu łóżka, starając się nie obudzić dzieci – na szczęście spały twardym i spokojnym snem.
Rozłożyłam kartkę papieru. Wypadła z niej mniejsza karteczka, więc to ją jako pierwszą przeczytałam. Zawierała idealnie proste i czytelne pismo, które przywodziło na myśl łagodną i opanowaną kobietę. 

Wybaczcie, że musiałyśmy zastosować się do mocno niekonwencjonalnych sposobów dostarczenia wiadomości. Jeżeli jeszcze się nie domyśliliście – tak, użyliśmy do tego mocy mentalnej.
Nie możemy oficjalnie przekazać Wam tej wiadomości. Jesteśmy w trakcie poszukiwania rozwiązania. Nie mamy wiele czasu, bo tylko dwadzieścia cztery godziny. Chodzi o Madlene. Wiemy, że silne zaklęcie zostało uwolnione i dręczy teraz każdego z nas, ale na tę sytuację patrzymy bardzo egoistycznie – najpierw chcemy uratować własną przyjaciółkę, potem zajmiemy się ratowaniem innych. Mam nadzieję, że nas zrozumiecie. Czynimy dobro, ale mamy również własne cele. Wybaczcie. 
Dołączamy list, który napisała dla nas Madlene. Oby po części rozjaśnił Wam tę skomplikowaną sprawę.
Martha S.
                                                                                                                                                                  
Złożyłam mały liścik wpół i odetchnęłam z ulgą. To była tylko wiadomość od czarodziejek, nie groziło nam więc żadne niebezpieczeństwo.
Rozumiałam je. Ja też, gdybym musiała, ocaliłabym najpierw swoją rodzinę i przyjaciół, dopiero potem zajęłabym się resztą. Może to złe patrzenie na świat, ale w tej sytuacji zachowanie czarodziejek było uzasadnione. Madlene czemuś zapobiegła, więc nie chciały, aby jej praca poszła na marne. Żeby umarła na darmo.
Bez wahania chwyciłam za rozmyty skrawek papieru. Szybko zorientowałam się, że list był pisany w pośpiechu, ponieważ słowa spisane były na odwrocie kartki koślawymi literami. Styl pisma Madlene nie należał do najprostszych do rozczytania. Jej pismo było ciężkie, ukośne i mocno zbite. Miałam jednak nadzieję, że się rozczytam.

Drogie przyjaciółki!
Nie potrafię ująć w słowa tego, co chcę Wam tak naprawdę przekazać, dlatego musicie mi wybaczyć – ten list będzie chaotyczny.
Zanim zaczniecie mnie oceniać i uznacie mnie za kompletnie głupią, wiedzcie, że nie zrobiłam tego bez powodu. Wielokrotnie pytałam los o to, co czeka nas w przyszłości. Kiedy drogą dedukcji, po wielu nierozszyfrowanych układach, doszłam do rozwiązania zagadki… Prawda okazała się trudna do zniesienia. Porażka była nam pisana z góry i wiedźmy doskonale o tym wiedziały. Przez długi czas starałam się znaleźć jakieś rozwiązanie, aż w końcu po wielu pytaniach zdanych kartom… One uznały, że to ja muszę się poświęcić, żeby przywrócić nasze życie do ładu. Gdybym Wam o tym powiedziała, zechciałybyście podzielić mój los. Wiedźmy to przewidziały, dlatego byłam zmuszona zmienić bieg zdarzeń sama. Nie chciałam, żeby każdą z Was spotkał ten sam los co mnie, wciąż jesteście potrzebne światu. Zawsze działałyśmy razem, dlatego czujecie się pewnie przeze mnie zdradzone. Zrozumcie, zrobiłam to dla Waszego dobra. Teraz jest Was trójka i razem możecie jeszcze dużo zdziałać, gdybym wybrała inne rozwiązanie – żadna z nas nie zostałaby przy życiu i Nox nie poradziłoby sobie. Teraz macie szansę na wygraną. Na wojnie nieraz bywa tak, że ktoś się musi poświęcić, żeby inni mogli żyć i dążyć ku zwycięstwu, prawda?
Jak już się pewnie domyśliłyście, użyłam czarnej magii. Tak, jestem świadoma konsekwencji. Nawet, gdybym przeżyła, prawdopodobnie przestanę być la bonne fee, ale… nie zrobiłam tego na darmo. Karty twierdziły, że mogłam zniszczyć czar, ale ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie wytrzymam. Nie w tym stanie, kiedy miałam naprawdę mało mocy. Zapewne poległam.
Nie wiem co zrobić, aby odwołać klątwę. Jest silna, więc będziecie potrzebowały silnych rozwiązań. Wszystkie zdajemy sobie sprawę z tego, że czarnej magii nie pokona biała, ale… wierzę, że gdzieś istnieje inne rozwiązanie, mniej ryzykowne od mojego.
Ach, tyle skrawków niepotrzebnych słów! Wiecie, że lubię się rozpisywać. Chciałabym Wam wyjaśnić o co chodzi przynajmniej z klątwą. Rzuciła ją Sapphire. Od długiego czasu musiała nas obserwować. Poznała nasze obawy, zebrała je i z pomocą wiedźm ułożyła silną klątwę. Strach będzie teraz Waszym najgorszym wrogiem. Nie możecie się bać. Wasze obawy mogą stać się rzeczywiste. Dobrym sposobem na opanowanie tego jest niewizualizowanie tego strachu. 
Zniszczcie moje pianino. Jest w tym momencie przeklęte, w końcu to ono było źródłem zbieractwa całego zła z klątwy i równoczesnym pożeraczem mojej energii życiowej.
Kończy się kartka, tak więc zostaje mi Wam tylko powiedzieć, że Was kocham. Dacie sobie radę. Wierzę w Was, jak zawsze. 
Wasza oddana przyjaciółka – Mad

Opuściłam ten chaotyczny list w dół. Zastanawiałam się, czy sama byłabym w stanie poświęcić siebie dla innych ludzi, którzy są mi bliscy. Poświęcić w taki sposób, żeby stanąć naprzeciw śmierci, ze świadomością, że mogę nie wrócić do świata żywych. Wiedziałam już, że la bonne fee za cel wyższy uznają czynienie dobra, ale to już nie było tylko i wyłącznie dobro czy akt miłosierdzia. To było oddanie.
A więc to wina Sapphire. Dokładnie nas obserwowała i wiele z tego wywnioskowała. Czy to oznaczało, że za każdym razem, kiedy zjawialiśmy się w Reverentii, a oni nie próbowali nas powstrzymywać, po prostu nas obserwowali? Czy wszystkie niepokojące sny z Sapphire w roli głównej i ta podejrzana cisza wokół nas była tylko po to, aby wykończyć nas klątwą złożoną z obaw? I co najważniejsze: jak teraz mieliśmy ją pokonać? Nox nie znało się na magii. Cały ciężar spoczywał więc na barkach czarodziejek, a one nie zamierzały niczego robić, póki nie rozwiążą problemu z Madlene.
Westchnęłam ciężko i potarłam czoło. Niczego konkretnego tego dnia nie zrobiłam, a czułam się straszliwie zmęczona. Za dużo się wydarzyło. Zdecydowanie.
Usłyszałam kroki w salonie. Podniosłam się więc do góry i ruszyłam w stronę odgłosów. Nie pomyliłam się – Nathiel i Alec wrócili po ponad trzech godzinach poszukiwań. Mieli ze sobą Andi, ale to, że Alec niósł ją na plecach nie wróżyło niczego dobrego.
Głowa młodej demonicy leżała bezwładnie na ramieniu chłopaka, a ręce opuszczone w dół przypominały nieruchome konary drzew. A więc obawa Aleca również się sprawdziła: Andi stała się krzywda.
Bez zastanowienia ruszyłam im na pomoc.
Wiedziałam, że przed nami ciężki okres. Miałam tylko nadzieję, że przeżyjemy.

2 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że Departament nieźle to sobie umyślił. Załatwienie ludzi strachem - najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie, bo przed strachem uciec nie można. Nie w pełni.
    Tak, Mad zachowywała się irytująco w ostatnich rozdziałach, to fakt. Nie mogę jednak odmówić szlachetności jej motywów. Powiedzenie teraz, że głupio postąpiła, byłoby aktem hipokryzji, choć też nie do końca się zgadzam z tym, co postanowiła. Ale dokonała wyboru, być może jedynego, jaki daje szanse na zwycięstwo.
    Teraz naprawdę będą żyć "W cieniu strachu".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Użycie strachu nie jest jakąś nową metodą na sianie chaosu i zniszczenie, ale uważam, że to idealny sposób, by zniszczyć porządek życia czarodziejek i Nox. Nad strachem nie da się łatwo zapanować, co nam tutaj ładnie opisałaś, nie każdy też to potrafi, przez co sama się boję (ale sobie tego nie wizualizuję!), co będzie dalej.
    Oddanie życia za swoich bliskich - również znany motyw, ale tutaj pasuje idealnie! Wyjaśniłam, jakimi pobudkami kieruje się Mad, a całość współgra ze sobą i niepokoi. Och, cieszę się, że nadrabiam WCN, dzięki temu są jakieś emocje w moim życiu.
    Bardzo dobry rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń