Z jednodniowym opóźnieniem, ale skończone. Zauważyłam, że te daty są ostatnio strasznie ruchome. Jak nie spóźnię się z poprawianiem WCNa, to spóźnię się z poprawianiem WCSa, ha.
Powiedzmy, że rozdział lekko odpoczynkowy, zapowiadający coś większego. Dawno nie było Sorci, to też się na nich skusiłam huehuehu.
***
Od ostatniego starcia z
wiedźmami minął już ponad tydzień. Od tamtej pory nie widzieliśmy ani la bonne
fee, ani Arena. Czarodziejki potrzebowały czasu na pogodzenie się ze stratą i
zrozumienie tego, co zrobiła dla nas Madlene, Arena oprócz straty ukochanej
dręczyły również dziwne dziury w pamięci i chorująca córka. Nie chcieliśmy ich
poganiać, a równocześnie zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w końcu będziemy
zmuszeni prosić ich o pomoc. Było coraz gorzej. Demony atakowały już nie tylko
niewinnych ludzi – do tej pory bały się podchodzić do nas chociaż na krok,
teraz byliśmy dla nich głównym obiektem do wyeliminowania. Czasy, kiedy unikały Nox jak ognia przeminęły. Najwyraźniej coś musiało podbudować ich nienawiść.
Czy to Vail Auvrey maczał w tym palce? Nie mieliśmy wątpliwości co do tego, że
to część jego planu. Chciał nas doprowadzić do przedwczesnej kapitulacji,
złamać naszego ducha walki, który po śmierci jednej z naszych sojuszniczek i
tak był już mocno osłabiony. W dosłowny sposób pokazywał nam, że nad nami
góruje. Nie mieliśmy żadnego planu, nie wiedzieliśmy co robić, jedyne, co nam
pozostało to żyć z dnia na dzień, walczyć z demonami, które nam zsyłał i
przygotowywać się do bitwy, która niebawem miała nadejść.
Ślęczałam nad papierami już od
kilku godzin. Wszyscy z Nox zgodnie orzekli, że najlepszą osobą od biurokracji
będę ja, dlatego kiedy Nathiel spędzał całe dnie poza domem, próbując uratować
niczego nieświadomych ludzi przed demonami, ja siedziałam w domu, opracowywałam
misje i kompletowałam zespoły, które miały w nich uczestniczyć. Przy okazji
wypijałam litry herbaty i próbowałam uspokoić dzieci, które czasem nie dawały
mi spokoju i usilnie próbowały zmusić mnie do zabawy. Nie mogłam poradzić nic
na to, że ostatnio ani Nathiel, ani ja nie mieliśmy dla nich czasu. Owszem,
bolało mnie to, że ich zaniedbujemy, czy nie mamy pełnej kontroli nad tym, co
robią – nieraz zamykały się w pokoju i objadały czekoladą, a ja wykorzystując
chwilę skupienia, starałam się przy największych obrotach uporać z pracą – ale
nie mieliśmy wyboru. Ze względu na serię przedziwnych wypadków zamknięto
ostatnio przedszkole, do którego uczęszczały dzieciaki. Baliśmy się, że ta
„seria dziwnych przypadków” mogła być spowodowana tym, że demony chciały dorwać
nie tylko nas, ale również i nasze dzieci.