Mój laptop odmówił posłuszeństwa dokładnie 24 grudnia, nim zdołałam opublikować wszystkie teksty. Dalej jest martwy, bo padł cały dysk, na szczęście udało się odzyskać dane i mogłam je skopiować na dysk przenośny. Tak oto mam cały rozdział 48, z którym siedziałam do 4 nad ranem tylko po to, aby opublikować go tydzień po terminie. Ale to nic, miałam go w zapasie i mogłam zająć się innymi tworami. Nie było na święta, ale jest na Sylwestra. Także... Szczęśliwego Nowego Roku.
–
Laura! Laura!
Głos,
który mnie wołał był cichy i niewyraźny, a jednak udało mi się wywnioskować z
jego brzmienia coś, co pomogło mi przynajmniej częściowo powrócić do
przytomności. Miałam wrażenie, że moje ciało przygniecione jest przez coś
nieziemsko ciężkiego, utrudniającego mi oddychanie – nie myliłam się, to nie
był wymysł mojego ospałego umysłu. Na szczęście w porę zostałam wyciągnięta
spod sterty bliżej nieokreślonych ciężarów – ktoś chwycił mnie za rękę i
pociągnął w górę. Rażące światło zaatakowało moje oczy, przez co musiałam je
zmrużyć.
–
Hej, wszystko w porządku? Żyjesz? – usłyszałam zatroskany głos Nathiela, który
wciąż dochodził z oddali. Najwyraźniej potężny huk, który rozległ się chwilę temu, dostał się do moich uszu i skutecznie mnie ogłuszył.
–
Żyję – odpowiedziałam niemrawo, zanosząc się kaszlem. Miałam
wrażenie, jakbym najadła się pyłu. Wywołał u mnie atak kaszlu, kiedy próbowałam
powiedzieć coś więcej niż jedne słowo rzucone w stronę męża.
Jakaś ręka
poklepała mnie mocno po plecach.
–
Wszystko zniszczone. Gdzie się teraz podziejemy? – usłyszałam inny męski głos.
Nie mogłam jednak rozszyfrować, kto był jego właścicielem. W uszach wciąż
dziwnie mi szumiało.
–
To by się stało prędzej czy później, chyba nie sądziłeś, że nasza siedziba
zostanie nienaruszona? – zakpił ktoś inny.