niedziela, 25 marca 2018

[TOM 3] Rozdział 51 - "Eirinn Auvrey"

Pomimo tego, że ostatnio pisanie WCSa idzie mi z zawrotną prędkością (dwa rozdziały na plusie, wow, tego dawno nie było), nie jestem w stanie uczynić tych rozdziałów lepszymi, niż mogłyby być. Czuję się jakaś taka schematyczna pod względem opisów i trochę emocjonalnie wybrakowana. A może to tylko takie wrażenie? 
W sumie to nigdy nie sądziłam, że zgłębię dzieje Eirinn. No, ale jak była historia Calanthe i Aidena, to dlaczego nie może być historia Auvreyów? W sumie bez nich nie byłoby Nathiela i Soriela. 
Vail, nienawidzę cię, ale dobrze, że istniejesz, bo bez twoich genów nie powstałby taki świr jak Nathiel!
P.S. Kiedy z ciekawości zrobiłam ctrl + f i wpisałam słowo "Auvrey", w spisie treści wyskoczyły mi kolejno: Nathiel Auvrey; Aura i Nate Auvrey; Bracia Auvrey; Eirinn Auvrey. Zrobiłam to całkowicie nieświadomie, a okazało się to być całkiem dobrym pomysłem. Wychodzi na to, że teraz brakuje jeszcze "Vail Auvrey" huehuehuhue. Laurze dajmy już spokój >D. 
***
Ciemność otaczała mnie zewsząd, nie dając możliwości uchwycenia choćby odrobiny światła. Bezwolnie przez nią płynęłam, zastanawiając się, czy będzie tak już przez wieczność. Wciąż do mnie nie docierało, że trafiłam do otchłani będącej postrachem wszystkich demonów. Nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać, bo jeżeli tylko i wyłącznie opadania w nicość, już teraz mogłam umrzeć. Nikt nie był w stanie przeżyć tyle czasu w ciemnościach i to bez pożywienia. Z drugiej strony, demony będące w otchłani żyły tutaj normalnie – to dało mi nadzieję na to, że przynajmniej na chwilę moje stopy spoczną na gruncie. Czas jednak mijał, a ja nie doczekałam się wymarzonego lądowania. Pełna niepokoju starałam się dotknąć jakiegoś niewidzialnego przedmiotu, który ułatwiłby mi zakończenie lotu, szybko się jednak spostrzegłam, że nawet moje kończyny nie działają zgodnie z tym, co im nakazuję.
Moje serce zatłukło niespokojnie w piersi – jego echo było głośniejsze od mojego oddechu. Miałam wrażenie, że utknęłam w pustce. Powoli zaczynałam wątpić w to, że znajdowałam się w otchłani. Może dane mi było spocząć w samym sercu piekła?
Próbowałam oddychać spokojnie – nie mogłam dać się panice.
Po moich skroniach spływał pot. Wychłodzone ciało zalewały fale gorąca przypominające moment przed omdleniem. Czułam się odrętwiała, sztywna i zaniepokojona. Nie wiedziałam, co mam robić. Rozpaczliwie próbowałam oderwać się od niechcianej stagnacji.
Nagle usłyszałam czyjś głos. Odbijał się echem od niewidzialnych ścian otchłani. Nie znałam go. Słowa, które wychodziły z usta obcej kobiety nie były skierowane do mnie.

niedziela, 18 marca 2018

[TOM 3] Rozdział 50 - "Przekroczyć otchłań"

Wow, nie wierzę. Rozdział ukończyłam już w czwartek, a wcale nie jest krótki. Coś się dzieje ze mną nie tak. Generalnie nie przepadam za pięćdziesiątką. Jest jakaś taka rozwlekła i sucha, a nie potrafiłam jej dodać blasku. Bynajmniej w 51 rozdziale będzie się działo więcej. 
Moja rozpiska obejmuje 51, 52 i początek 53 rozdziału. Wciąż nie mogę ogarnąć, na ilu ostatecznie zakończę WCSa, ale podejrzewam, że nie przekroczę liczby 60, także to kwestia maksymalnie kilku miesięcy. Jakoś tak ostatnio wrócił mi zapał do pisania tego opka. Mimo wszystko je kocham. 
No, to goł. Morderczy skład rusza do Reverentii!
***
– Dobra, to jak dostaniemy się do portalu?
Spojrzałam ukradkiem na wykrzywiające się w grymasie niezadowolenia usta, które należały do Soriela. Jego reakcja w żaden sposób mnie nie dziwiła. Przejście przez portal i dostanie się tym samym do Reverentii, graniczyło bowiem w tym momencie z cudem. Cieniste pokraki wybiegały z niego, jakby ktoś wypełnił pustkę w ich głowach dopalaczami. Przeskakiwały przez siebie, potykały się, popychały pobratymców i wydawały z siebie pomruki pełne niezadowolenia oraz gniewu. Niecierpliwość wręcz kipiała z ich ohydnych, cienistych ciał. Dostanie się w sam środek tego zamętu skończyłoby się w najłagodniejszym wypadku poważnym poturbowaniem, w tym cięższym – śmiercią. Potrzebowaliśmy planu, aby ta misja już na samym początku nie zakończyła się niepowodzeniem.
– Może ty pójdziesz i je powstrzymasz? – spytała z przymilnym uśmiechem Sapphire, kierując na mnie spojrzenie.
– Nie, dziękuję – mruknęłam, nawet na nią nie patrząc. Skupiłam się raczej na wymyślaniu jakiegoś konkretnego planu, niż na przytykach, które miały sprawić, że zacznę bardziej skupiać się na niebezpieczeństwie, które czekało mnie ze strony Sapphire. Osobiście nie wierzyłam w to, że planuje mnie zabić. Co jedynie dopiec i doprowadzić do utraty cierpliwości. Nastoletnia demonica nie prowadziła bezpośrednich ataków, specjalizowała się w umysłowym wykańczaniu wrogów.

niedziela, 11 marca 2018

[TOM 3] Rozdział 49 - "Nieproszeni goście"

Wow, nie wierzę, że po dwóch miesiącach wreszcie zebrałam się do kupy i postanowiłam dokończyć ten rozdział. Przy okazji... Na początku lutego minęły 4 lata WCNa na blogu. Wow, to kupa czasu. I oczywiście gdyby nie Cleo, to bym o tym nie pamiętała. Spóźnione wszystkiego najlepszego dla WCNa! Obym w końcu je skończyła i aby nigdy nie zniknęło z mojego chłodnego serduszka!
Ogólnie to chciałam go zadedykować Oli, bo jest moim epickim korektorem i poświęca swój czas, żeby zerknąć do poprawianych rozdziałów. Tym razem zerknęła nawet do WCSa, bo nie byłam pewna, czy po takim czasie będę w stanie napisać coś... w miarę dobrego. Jak się okazuje, nie jest tak źle. Nie wiem czy kolejny rozdział pojawi się za tydzień, bo podejrzewam, że będzie długi, ale może mi się uda skończyć go na czas.  
***
– No hej, dawno się nie widzieliśmy.
W pomieszczeniu zaległa cisza. Przerwała ją dopiero Patricia, która zerwała się do biegu i rzuciła z głośnym piskiem na osobę, o którą nie tak dawno się martwiła – uwiesiła się na jego szyi i mocno przytuliła, wyjątkowo nie przejmując się resztą zgromadzonych osób. Z reguły starała się nie pokazywać czułości, którą obdarzała nielubianego przez nas wszystkich demona. Poniekąd się cieszyłam, że nie ma tutaj Nathiela. Skomentowałby to w odpowiedni dla siebie sposób.
Widziałam, jak wszystkie la bonne fee, niczym magiczna armia wystawiają ręce w kierunku nowoprzybyłego zespołu, którego nie powinno tutaj być. W końcu kto spodziewał się całego składu demonów w siedzibie, która powinna być chroniona przez silne zaklęcie? Skoro oni dostali się tutaj bez problemu, to znaczyło, że i nasi nadrzędni wrogowie mogli się tutaj dostać.
– Spokojnie – odezwała się Patricia, spoglądając na swoich popleczników. – Oni są… są niegroźni. I najwyraźniej chcą nam pomóc – zaśmiała się niemrawo, jakby sama w to nie wierzyła. Bo o ile ufała swojemu ukochanemu, tak z resztą jego byłych towarzyszy miała niemały problem.
– Tobie mogę pomóc, im nie mam zamiaru – burknął niezadowolony Soriel Auvrey, dumnie wypinając swoją pierś. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przypominał swojego młodszego brata. – Jestem tu tylko po to, aby ktoś chronił mój tyłek, kiedy ja będę zabijał człowieka, którego za cholerę nie nazwę ojcem. – Posłał uroczy uśmiech w kierunku naszego zgromadzenia.