Nie wiem co mnie nagle wzięło, ale dokończyłam rozdział. Nie czekałam do weekendu, bo po co? Będę miała wolne, może w końcu pouczę się do egzaminów zawodowych, do matury, tak, tak!
Są akapity (tylko takie... malutkie!), starałam się robić w tym mendowatym Wordpadzie przerwy, starałam się wyzbyć kropek przed myślnikami i mam nadzieję, że wszystko jest idealnie D: chociaż znając życie, blogger spieprzy moją robotę.
Niech żyje patelnia.
POPRAWIONE [30.07.2017]
Wcześniej wspominałam o akapitach. Nawet nie wiecie jak bardzo ułatwił mi robotę Word Office. Dla wszystkich początkujących - nigdy nie róbcie akapitów spacjami, od tego są taby, mnie się to potem strasznie poprawiało!
***
– Od czego mam zacząć?
Nie spieszyłam się z
odpowiedzią, chciałam ją najpierw dokładnie przemyśleć.
Spoglądałam ukradkowo na
Nathiela, który siedział na krawędzi mojego łóżka i luzacko opierał się o
kołdrę. Lewą nogę założył z gracją antylopy na prawą, czarną grzywkę zaczesał
palcami w tył. Wyglądał jakby pozował do niewidzialnego aparatu. Może i był
przystojny, może miał w sobie dużo naturalnego powabu, ale modelem to on by nie
mógł zostać. Widział kto gościa z nożem na okładce magazynu dla kobiet? Chyba
że ten magazyn jest dla psychopatek zamkniętych w wiadomym zakładzie.
– Co, zatkało? – spytał.
Przez swoje głupie rozważania
przestałam myśleć o tym, o czym teraz powinnam. Twarz Nathiela mnie rozpraszała.
Lepiej wyglądałby z papierową torbą na głowie.
– Nie – mruknęłam. – Po prostu
nie jestem pewna czy naprawdę chcę posłuchać tej historii – skłamałam. To oczywiste,
że chciałam to zrobić, nieważne jakie wyciągnę z tego konsekwencje. Mogłabym
wręcz rzec, że wiedza jeszcze nikogo nie zabiła, ale nie chciałabym stracić
głowy.
– I tak jedną nogą jesteś już w
świecie demonów. – Chłopak wzruszył obojętnie ramionami.
Miał racje. Skoro Deaniel był
jednym z nich, to z pewnością nie ucieknę od tego tematu, nieważne jak bardzo
bym tego chciała.
Wzięłam krótki wdech,
uspokoiłam swoje rozszalałe myśli i nareszcie wyrzuciłam z siebie szereg pytań,
które dręczyły mnie od kilku dni:
– Jakie są demony i w jaki
sposób zagrażają ludziom?
Nathiel, któremu paliło się do
opowieści, wyprostował się dumnie, chrząknął niczym profesor, który zaczyna
swój wykład na uniwersytecie dla wybitnie uzdolnionych i zaczął opowiadać:
– Nikt nie jest w stanie
jednoznacznie określić kim lub czym są demony i skąd się wzięły. Jedni mówią,
że to sama wiara i wyobraźnia człowieka je stworzyła, inni, że samoczynnie
zrodzili się z ciemności, nicości lub
zła. Teorii jest wiele, ja wiem tylko tyle, że istnieją od niepamiętnych
czasów, posiadają potężną moc i są na wskroś przesiąknięte złem – mówiąc to, uśmiechnął
się pod nosem. Miałam dziwne wrażenie, że wyrecytował jakąś stronę z książki o
demonach, ale czy on w ogóle potrafił czytać? Miałam co do tego wątpliwości. –
No, dobra. Niech będzie, istnieją też dobre demony.
Dobre demony? To brzmiało jak
czysta abstrakcja. W końcu już sama nazwa wskazywała na to, że te potwory były
przesiąknięte złem. W żadnej bajce ani powieści nie spotkałam się z takim,
który byłby dobry. Widocznie ludzie wciąż mieli małe pojęcie o otaczającym ich
złym świecie, składającym się z obrzydliwych stworów.
– Są to na przykład demony
ziemi, wiatru i wody, czyli demony żywiołów. Mogą jedynie zaszkodzić
przyrodzie, choć częściej jej pomagają. Nie mają też jakiejś szczególnie
wielkiej mocy.
Deaniel wspominał kiedyś o tym,
że jest w połowie demonem ziemi i cienia. Skoro te pierwsze były dobre, to co w
takim razie z drugimi? Ich niezapowiedzenie nie wróżyło niczego dobrego.
– Najbardziej szkodliwe są
demony ognia, które sieją spustoszenie gdziekolwiek pójdą, na szczęście rzadko schodzą
do świata ludzi, no i nasza udręka, demony cieniste, które biją wszystkich na
głowę – skrzywił się. – Istnieję po to, by je niszczyć. – Gdyby nie to, że
Nathiel siedział na łóżku i opowiadał mi tę demoniczną historię, pomyślałabym,
że jestem w kinie i słucham reklamy dotyczącej jakiegoś super science-fiction,
do którego scenariusz układał przesiąknięty sztampowością scenarzysta.
Demony. Władza. Śmierć.
Pieniądze. Dziwki. Mafia. Narkotyki. I ostre noże. To wszystko znajdziesz w
nowym filmie pod tytułem: „Zabiję te ścierwa”, gdzie główną rolę gra Nathiel
Auvrey. W kinach od dziesiątego października.
– A więc cieniste demony są
jedynymi z gorszych? – spytałam od niechcenia, żeby tylko podtrzymać rozmowę.
Zadawanie pytań oczywistych było ku temu dobrym rozwiązaniem.
– Jednymi? Są najgorsze –
prychnął mój towarzysz. – To potwory, które żywią się ludzką energią.
– Co masz na myśli? – Odrobinę
się zawahałam.
– Jak sama nazwa wskazuje,
cieniste demony kryją się w cieniu, który jest dla nich ochroną, mam tu na
myśli różne przedmioty, nie istoty ożywione. Prawdziwy cel cieniste pokraki
osiągają tylko wtedy, gdy skryją się w ludzkim cieniu. Mogą tam przebywać jakiś
czas, ale prędzej czy później wysysają z ludzi energię. W taki sposób mogą
doprowadzić człowieka do szybkiej śmierci, ale nie zawsze wyżerają tę energię w
całości – wytłumaczył. – Ich ofiarą może paść każdy człowiek. Chociaż – tu
spojrzał w stronę mojego cienia odbijającego się na ścianie – ty nie masz się o
co martwić.
– Ja? – zdziwiłam się.
– Twój cień jest słaby, co
świadczy o niskiej energii potencjalnej.
– Energia potencjalna w fizyce
to energia, którą wytwarza ciało w spoczynku – mruknęłam, nie do końca
rozumiejąc co energia potencjalna ma z tym wspólnego.
– Pieprzyć fizykę – prychnął
Nathiel. – W świecie demonów jest to wewnętrzna energia człowieka, która
pozwala im się nażreć i stać potężniejszym. Tak ją sami nazywają, a chyba
rozumiesz to, że nie przejmują się nazwami ze świata ludzi?
– Rozumiem. – Kiwnęłam głową,
nie mówiąc już nic więcej.
Zauważyłam, że demony to bardzo
drażliwy temat dla Nathiela. Ciekawiło mnie, co mu takiego zrobiły, bo szczerze
wątpiłam w to, że jego mania na temat ich zabijania była nieuzasadniona żadnym
wydarzeniem. Nienawiść nie bierze się znikąd, aby nienawidzić musimy mieć powód
inni niż tylko i wyłącznie czyjeś istnienie.
Każdy element ciała Nathiela
wydawał się mówić: „nienawidzę tych ścierw, wybiję je wszystkie”. Nawet do opowiadania
o nich podchodził z dziwną powagą, z którą do tej pory nie ważyłam się go kojarzyć.
– Zanim cieniste demony atakują
swoją ofiarę, sprawdzają jaki ma stopień wyrazistości cienia. Wątpię, aby
którykolwiek chciał się dobrać do twojego. Na świecie jest wielu ludzi, którzy
będą dla nich bardziej wartościowi.
Cóż, przynajmniej nie musiałam się
bać, że któryś z nich zechce mnie pożreć. Pominę oczywiście fakt, że już raz
jeden demon chciał mnie zabić. To wspomnienie wciąż było w mojej głowie jak
żywe.
Nie mogłam czuć się do końca
bezpiecznie. Nawet jeśli demony nie czekały na mnie za każdym rogiem ulicy, to
jednak wciąż istniały i kto wie, czy z desperacji oraz głodu nie dobiorą się
również do mojego słabego cienia.
– W naszym świecie wyróżnia się
trzy rodzaje wyrazistości. Słaby – jak twój, przeciętny – posiada go większość
ludzi na świecie, silny, czy inaczej wyrazisty, który posiada na przykład twoja
dziwna przyjaciółka.
Zdziwiłam się i równocześnie
zaniepokoiłam. Nie mogłam pojąć, dlaczego akurat ona była najłatwiejszym łupem
dla demonów. Nigdy bym nie sądziła, że ta roztrzepana, roześmiana, ciesząca się
życiem dziewczyna będzie potencjalną ofiarą dla tych okropnych potworów.
Będzie, bo jeszcze nie jest. Czy ma aż tak wyjątkowe szczęście, że do tej pory
żaden się nią nie zainteresował? A może już się interesował? Znajomość z łowcą
może jej pomóc, ale nie liczyłabym na to.
– Czasami nie musisz patrzeć na
cień, aby domyślić się kto ma jaki stopień wyrazistości. To widać już na
pierwszy rzut oka – uśmiechnął się do mnie i to w całkiem zwyczajny sposób,
niezawierający żadnych podtekstów. – Zazwyczaj osoby twojego pokroju są
okropnymi pesymistami i strasznie zrzędzą. Najczęściej bywa tak, że z jakiegoś
powodu są nieszczęśliwi lub przeżyli coś, co miało na nich negatywny, a czasem niszczący wpływ.
Energia potencjalna może się zmieniać, chociaż prędzej spada, niż wzrasta, no
ale w tym świecie wszystko jest możliwe.
To by się zgadzało. Odkąd
pamiętałam byłam straszliwą pesymistką, uważającą, że żaden człowiek nie ma
prawa wstępu do mojego serca. Jedynymi osobami, które mogły się do mnie zbliżyć
i nie zostały przez to narażone na ostre odłamkami lodu były moja mama i Amy –
moja dokładna przeciwność. Dlatego jej cień jest tak wyrazisty. Stopień
wyrazistości (jak to nazwał Nathiel) musiał w dużej mierze zależeć od charakteru,
czy może prędzej od usposobienia człowieka do życia i jego predyspozycji
psychicznych. W takim razie potęgą świata są optymiści. Tak mi przykro.
– Jak się pewnie domyślasz,
demony nie posiadają cienia. Podobnie jest z łowcami, tyle że w stosunku do
nich mają cienie ukryte. To, co widzisz – tu wstał i skierował palec wskazujący
na swoje cieniste odbicie na ścianie – to cień sztuczny. W ten sposób łowcy
chronią się przed atakami demonów.
A więc schodzimy do tematu
ludzi broniących świat przed demonicznym złem.
– Kim są łowcy? – spytałam.
– Łowcy, a dokładniej łowcy
cienia to zwyczajni ludzie.
Zdziwiłam się. Cały czas
myślałam, że są wyjątkowi, że używają magii, która nie jest dostępna dla
laików. Sądziłam, że można nimi zostać tylko, jeśli przejdzie się przez ciężkie
szkolenie zakrapiane magicznymi rytuałami. Najwyraźniej się myliłam.
– A więc każdy może być łowcą?
– Dobrze kombinujesz – Nathiel
posłał uśmiech w moją stronę. – Jednak niewiele osób jest w stanie podjąć się
tak wielkiego ryzyka. Zazwyczaj to rodzinny fach. Dobrym przykładem jest
Sorathiel, którego rodzice byli niegdyś łowcami.
– Byli?
– Gdy miał siedem lat zginęli w
walce z tymi ścierwami – powiedział i skrzywił się tak mocno, że jego twarz skrywająca
się w cieniu pokoju, wydawała się być zdeformowana. Na szczęście to tylko moja
wyobraźnia.
Nathiel musiał być naprawdę
blisko ze swoim przyjacielem, skoro na samo wspomnienie śmierci jego rodziców
aż się w nim gotowało. Może właśnie to był powód, dla którego gonił za każdym
demonem i nie miał dla nich żadnej litości?
– Nie bał się przejąć po nich
tak ciężkiego zawodu?
– Nie. Od tamtej pory jego
jedynym celem jest niszczenie demonów. Trudno się wyrwać ze świata, w którym żyje się od dziecka
– już bardziej uspokojony, spojrzał w sufit. Chyba się nad czymś zamyślił.
– Dużo jest łowców? –
zapytałam, pragnąc dowiedzieć się jeszcze więcej.
– Bardzo mało. Niewielu ludzi
jest na tyle silnych, by poradzić sobie ze złem. Niewiele ludzi w ogóle wie o
istnieniu demonów. Łowcy cienia to zazwyczaj osoby samotne, silne psychicznie,
chłodne emocjonalnie. To ludzie, którzy nie mają już niczego do stracenia.
Nie mogłam powstrzymać się od
ironicznego uśmieszku.
– Nie wyglądasz na taką osobę.
Nathiel odwzajemnił mój
uśmiech. Nie wyglądał jednak na kogoś, kto za chwilę rzuci mi się do oczu za
opryskliwą uwagę. Po raz pierwszy obydwoje wyglądaliśmy jak normalni ludzie nieskaczący
sobie do oczu. Po prostu rozmawialiśmy. Czy to nie dziwne? Jeszcze kilka godzin
temu ten niepoprawny łowca gonił mnie wokół stołu z nożem w ręku, a ja
atakowałam go patelnią. Coś się zmieniło? Najwyraźniej tak.
– Bo nią nie jestem. Trafiłem
do świata łowców na zupełnie innych zasadach. Można powiedzieć, że od samego
początku mam lżej – powiedział i puścił do mnie oczko.
Bałam się zapytać o co chodzi,
zresztą nie chciałam wchodzić z butami w jego życiowe historie. Jeżeli będzie
chciał, sam mi o tym kiedyś opowie.
Zaraz.
Przecież nie zamierzałam się z
nim więcej użerać. Nie za bardzo się przyzwyczaiłam?
Od tej myśli aż przeszyły mnie
dreszcze. Nie wyobrażałam sobie tego, że będzie do mnie wpadał na herbatkę.
Przecież my się nawet nie lubiliśmy. W tym momencie łączył nas czysty handel –
informacje za nóż, po niej nasza krótka znajomość dobiegnie końca.
– Jak zabijacie demony cienia?
Czy to ma związek z tym tajemniczym nożem, za który chciałeś mnie zabić? – zadałam
kolejne pytanie, żeby przypadkiem nie uznał, że to koniec transakcji.
– Tak. To jedyna skuteczna broń
przeciwko cienistym demonom. Nazywamy ją exitialis. Stworzył go pierwszy łowca cieni. Nie jestem
zbyt dobry w zapamiętywaniu dat, ale łowcy cienia istnieli już w czasach
starożytnych. Myślę, że więcej na ten temat powiedziałby ci Sorathiel. Ma mózg
jak niejeden człowiek na tej planecie.
Uśmiechał się. W normalnym
przypadku stwierdziłabym, że gość jest gejem, ale już od samego początku
widziałam pomiędzy nimi grubą nić porozumienia. Mimo odmienności charakterów,
byli (jak się domyślałam) najlepszymi przyjaciółmi.
– Istnieje jakieś zrzeszenie
łowców? Czy działacie w pojedynkę?
– Należymy do organizacji. Nazywa
się Nox. Głupia i prostacka nazwa, która ma oznaczać, że działamy w nocy, gdy
nikt nie patrzy. Zarządza nią najstarszy jej członek, na którego mówimy Hugh.
Jest cholernie wrednym, starym dziadem, ale to on mnie przyjął do organizacji –
powiedział i wzruszył ramionami, zupełnie jakby to była drobnostka.
– Skoro każdy człowiek może
zostać łowcą cienia, czy nie oznacza to, że każdy ma w sobie magię?
– Za dużo zadajesz pytań –
Nathiel spojrzał na mnie poirytowany. To oznaczało, że powoli zmierzaliśmy do
zakończenia pierwszego etapu naszej transakcji. – Nie. Nie nazwałbym tego
magią. Człowiek nie umie bawić się magią, to demony ją stosują. U nas to zwykłe
użytkowanie energii potencjalnej, o której już wspomniałem.
– A więc aktywatorem noży jest
zwykła, ludzka energia?
Nathiel pokiwał głową.
– Chcesz
coś jeszcze wiedzieć? No, chyba że marzysz o tym, bym spędził u ciebie noc – Uśmiechnął
się w moją stronę uwodzicielsko. – Nie mam nic przeciwko, łóżko masz miękkie.
– O niczym innym nie marzę, jak
o upojnej nocy z jakimś świrem – mruknęłam cicho. – Tak, mam jeszcze kilka
pytań.
Nathiel ziewnął i przeciągnął
się leniwie – stracił sztuczne zainteresowanie nocką, którą domniemanie chciał
ze mną spędzić. Domyślałam się, że to po prostu jego sposób bycia. Jeżeli nie
poderwie chociaż krzaka w drodze powrotnej do domu, nie będzie czuł się sobą.
– Wal, bo robię się głodny.
– Niedawno zjadłeś wielki
talerz placków. – Spojrzałam na niego znacząco. – Jesz jak krowa.
O dziwo nie odpowiedział, tylko
zachichotał, jakbym wypowiedziała jakiś wyborny żart. To nie był żart, naprawdę
mógłby być krową.
Bardzo dziwiło mnie jego
zachowanie. Nagle stał się potulny jak baranek. W normalnym przypadku
zareagowałby na moją wypowiedź jakąś idiotyczną ripostą. Może nie każdy debil
jest debilem w każdym momencie swojego życia?
– Demony mogą przybierać ludzką
formę, prawda? – zapytałam, olewając kwestię zachowania mojego towarzysza
rozmów. Niech się zachowuje, jak chce, nic mi do tego.
– Nie, demony jej nie
przybierają, one po prostu wyglądają jak ludzie. Oczywiście nie w każdym przypadku.
To z czym miałaś okazję się spotkać to słabsza wersja cienistych demonów, dla
rozróżnienia nazywamy je pokrakami. Najczęściej najgroźniejsi są ci, którzy
wyglądają jak normalni ludzie.
Postanowiłam przejść do kwestii,
która ciekawiła mnie najbardziej, a skoro nadarzyła się ku temu okazja, która
nie poświadczyłaby o moim nadmiernym zainteresowaniu pewną osobą, miałam wolną
drogę.
– Kim tak naprawdę jest
Deaniel? Ostatnio oznajmił mi, że jest w połowie demonem cienia i ziemi, czy to
nie oznacza, że w połowie jest i dobry i zły?
Nathiel zastanowił się chwilę.
– Wiesz – zaczął w zamyśleniu –
jako dzieciak był przesiąknięty złem. Robił takie rzeczy o jakich nawet ci się
nie śniło. Demony mogą się jednak zmieniać. – Spojrzał na mnie uważnie. – Jeżeli
nie używają swoich mocy i nie przebywają w Reverentii, czyli inaczej:
królestwie nocy, gdzie znajdują się wszystkie demony, stają się zwykłymi
ludźmi. Jednak jeśli znów zaczną używać swojej mocy i pożerać energię lub
trafią do Reverentii, będą tak samo przesiąkniętymi złem istotami jak na
początku. No, chyba że trafią do otchłani, gdzie lądują wszystkie demony
zabijane przez łowców. Wtedy jeśli uda mu się wyjść, co rzadko się zdarza,
prawdopodobnie nie będzie tą samą osobą już nigdy więcej.
Kiwnęłam głową na znak, że
rozumiem.
– Więc Deaniel jest teraz
zwyczajnym człowiekiem?
– Zwyczajnym, pozornie dobrym
demonem. Demon nigdy nie będzie człowiekiem – powiedział smętnie.
– Dlaczego tak bardzo
nienawidzisz demonów? – spytałam i spojrzałam na niego uważnie. Jeszcze przed
chwilą najbardziej interesującym mnie pytaniem było to, które wiązało się z
Deanielem, teraz zaciekawił mnie sam Nathiel.
Auvrey wyprostował się, jakby to
pytanie go zdziwiło. Wydawało mi się, czy podchodził do tego tematu ostrożnie?
Miałam dziwne wrażenie, że powód jego dostania się do organizacji mógł być
związany z jakąś krwawą jatką. Skoro Sorathiel kontynuował dzieło swoich
rodziców, to może Nathiel chciał kogoś pomścić? Nienawiść często zradzała się z
pogoni za zemstą.
– Nie lubię osobistych pytań –
odpowiedział po dłuższej chwili milczenia, obdarzając mnie diabelskim
uśmiechem. – Może jak się lepiej poznamy to zdradzę ci mój sekret – na
zakończenie swojej wypowiedzi puścił do mnie oczko. Zrobił to chyba dziesiąty
raz dzisiejszego dnia. Gdybym go jeszcze nie znała, mogłabym stwierdzić, że się
mną interesuje. Nic bardziej mylnego. Nathiel uwielbiał siebie i był
przeświadczony o tym, że zarażał uwielbieniem swoje otoczenie. Marzyciel.
Nie chciałam go bliżej poznawać, podziękuję.
Gdybym miała żyć z kimś takim na co dzień, już po tygodniu wylądowałabym w
szpitalu z zawałem serca lub nożem wbitym w brzuch, rozważałam również
psychiatryk, gdzie oczywiście trafiłabym razem z Nathielem. Swoją drogą, kusiło
mnie, żeby go spytać, czy przypadkiem żadni ludzie z kaftanami jeszcze się nim
nie zainteresowali. Ganiający po ulicy nastolatek z nożem nie należał zapewne
do widoków codziennych, można by stwierdzić, że rzeczywiście ma coś z głową.
Nawet gdyby próbował komuś wmówić, że walczy z demonami, raczej miałoby to
marny w skutki ciąg wydarzeń.
– To już wszystko? – spytał
zniecierpliwiony. – Tak? No to wyskakuj z noża, bo ten, który obecnie mam nie
jest mój i mnie irytuje.
Westchnęłam. Miałam jeszcze
milion innych pytań, jednak nie chciałam spędzać całej nocy na rozmowie o
rzeczach, które nie powinny mnie dotyczyć i to na dodatek z osobą, której nie
chciałam tutaj gościć. Głupia, ludzka ciekawość.
Wstałam z krzesła. Nathiel
odprowadził mnie wzrokiem aż do samego biurka. Miał groźnie zmrużone oczy.
Człowieku, dlaczego tak się na mnie gapisz? Podejrzewasz mnie o coś? Jestem
niewinna.
Wyjęłam z szuflady sprawcę
naszego spotkania, zawiniętego w białą bawełnianą ściereczkę. Szmatkę odłożyłam
na bok, a nóż podałam Nathielowi. Gdy go zobaczył, odetchnął z ulgą.
– Cały i zdrowy – mówiąc to,
chwycił za swoją broń. To, co się stało w następnej chwili, zaskoczyło nie tylko
mnie.
Nóż zaświecił oślepiającym
blaskiem, rażąc moje oczy na tyle, że musiałam je zamknąć i oddalić się od
miejsca zdarzenia na kilka metrów. Nathiel odrzucił ostrze jak oparzony,
wydając z siebie głośne syknięcie bólu, ręką potrząsnął tak, jakby się oparzył
i chciał ją ostudzić.
Nóż wylądował na podłodze i
momentalnie stracił cały swój blask. Mój pokój na powrót zalał się ciemnością.
Spojrzałam na Nathiela, który
skierował na mnie groźne spojrzenie.
– Może jeszcze powiesz, że to
moja wina? – prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
– Bo twoja, idiotko. Jak często
dotykałaś tego noża? – spytał podenerwowanym tonem głosu. Zaczął niespokojnie
krążyć po pokoju.
Macałam go dniami i nocami, bo
taki mam fetysz. Skoro Nathiel mógł się mieć manię na demony, to dlaczego ja
nie mogłam lecieć na noże?!
– Często – odpowiedziałam
zgodnie z prawdą.
Jestem typem badającego
myśliciela. Jeżeli coś mnie zastanawia, będę tego dotykać, będę tego słuchać,
będę smakować i to do chwili, gdy w końcu nie znajdę satysfakcjonującej mnie
odpowiedzi. Tu nie znalazłam, więc cóż, nóż padł ofiarą moich bezdusznych
macanek.
– Pięknie! – wykrzyknął Nathiel,
zanosząc się dziwnie brzmiącym śmiechem. Poczochrał nerwowo swoje i tak już wystarczająco mocno
roztrzepane włosy. Niedługo jego głowa będzie wyglądać jak siedlisko nieskoszonej
trawy sczerniałej z braku słońca. – Przyzwyczaiłaś do siebie nóż. Uznał cię za
swojego właściciela.
Dlaczego się temu nie dziwiłam?
Kto by chciał być własnością świra uganiającego się bez opamiętania za
demonami? Lepiej zostać ze statyczną Laurą, która krzywdy potworowi nie zrobi (ewentualnie
wypali mu gały domestosem).
– Uśmiechasz się? – spytał zirytowany
chłopak. Zacisnął pięści tak mocno, że zaczynałam się powoli bać o to, czy
przypadkiem mnie nie pobije. Nie byłam przywiązana do swojej twarzy, ale nie
chciałabym, żeby była obita i obolała.
– Wiesz co cię teraz czeka?
Zostanę nożownikiem. Na pewno
sprawdzę się w tym zawodzie.
– Demony – podsumował Nathiel. –
Będą cię ścigać, bo jesteś właścicielką exitialis,
a one doskonale wyczuwają ich właścicieli.
– Równie dobrze mogę wyrzucić
ten nóż, czyż nie? – spytałam spokojnie. Nie dajmy wyprowadzić się z równowagi,
nie takiemu kretynowi.
– Nie! Cholera, nie! –
wykrzyknął Nathiel, chwytając się za głowę. Wyglądał teraz na mocno
podenerwowanego. – Nawet jak wrzucisz go do wodospadu Niagara z płonącego
samolotu, nawet jeśli rozkażesz wielbłądowi w Afryce zeżreć go razem z
badylami, nawet jeśli podarujesz go krzywookiemu dziecku w Chinach, które
wpieprza ryż, nie, nie pozbędziesz się go!
– Jesteś rasistą – powiedziałam
spokojnie.
Nathiel chwycił mnie za ramiona
i spojrzał prosto w oczy. Myślałam, że zacznie mną potrząsać, aż wylecą mi z
głowy wszystkie moje ironiczne docinki, ale zamiast tego przybrał poważny i spokojny
wyraz twarzy. Trochę mnie to niepokoiło. O ile jeszcze przed chwilą nie
zdawałam sobie sprawy z tego, co może nieść ze sobą posiadanie noża łowców, tak
teraz pod wpływem niepodobnej do Nathiela powagi, zaczynałam niepokoić się o
swoje życie.
– Chcesz jeszcze pożyć?
– Nie mam nic przeciwko.
– To nie pożyjesz zbyt długo
mając go ze sobą, rozumiesz? Nóż plus ty równa się śmierć. Proste równanie, jak
w podstawówce – syknął. – Nie jesteś łowcą i nie poradzisz sobie z demonami.
Jesteś zwykłym człowiekiem o niskiej energii potencjalnej i zginiesz szybciej,
niż ci się wydaje.
Na razie nie byłam w stanie
trzeźwo patrzeć na tę sytuację. Tkwiłam gdzieś na granicy niepokoju i
niedowierzania. Miałam nóż już od jakiegoś czasu i nic mi nie groziło. Miałam
szczęście, czy po prostu Nathiel przesadzał z tym umieraniem?
Puścił mnie, ale wciąż patrzył
mi w oczy z tym samym, dziwnym wyrazem twarzy. Milczał, jakby czekał na mój
ruch.
Co miałam zrobić? Przecież
ledwo postawiłam niemowlęcy krok ku temu paranormalnemu światu. Nie wiedziałam
jak sobie w nim radzić, a łowcą nie miałam zamiaru zostawać. To nie fucha dla
mnie. Byłam całkiem normalna.
– Co mam zrobić? – spytałam z
westchnięciem.
– Masz dwa rozwiązania –
odezwał się Nathiel. – Popełnić samobójstwo albo znosić mój widok do tego
momentu, kiedy nie znajdziemy sposobu na uwolnienie cię od exitialis.
Długo nie musiałam myśleć.
Sprawa była dla mnie oczywista.
– Wolę samobójstwo – mruknęłam.
– Proszę bardzo – Nathiel
wzruszył obojętnie ramionami. – Chciałem być miły. Chociaż raz chciałem być
miły dla jakiejś dziewczyny. – Potrząsnął głową z niedowierzaniem i rozłożył
ręce na bok w geście poddania. – Ty tam w niebie, co ślepego zgrywasz! Czemu
zsyłasz mi takie problemy? Wolałbym się użerać z piękną, czarnowłosą, długonogą
i seksowną kobietą o ciemnej karnacji, a nie ironiczną, małą, mendowatą
blondynką o cerze włochatej lamy!
Przewróciłam oczami.
– Przykro mi, że nie jestem
twoim ideałem – przerwałam i udałam zamyślenie. – Nie, jednak nie jest mi
przykro – uśmiechnęłam się wrednie.
Ponownie usiadłam na krzesło,
zakładając nogę na nogę. Grałam pewną siebie, choć gdzieś w środku czułam
przemożony strach. Nie, nie mogłam pozwolić na to, aby po moim domu pałętały
się demony. Nie chodziło tu tylko i wyłącznie o moje dobro, nie mieszkałam w
końcu sama. Martwiłam się o swoją matkę. Chcąc nie chcąc musiałam zaakceptować
dosyć bezinteresowną propozycję Nathiela, inaczej mogłabym nie dożyć następnego
dnia.
– Zgadzam się na znoszenie
twojej obecności, bo chcę jeszcze trochę pożyć – odparłam.
Nathiel zmierzył mnie obojętnym
wzrokiem. Wyglądał, jakby oczekiwał, że jednak popełnię samobójstwo. Nie wyszło
po jego myśli. Przykro mi, drogi łowco, ale nie jestem desperatką. Wolę się już
użerać z tobą, niż ze zgrają demonów.
– Co prawda niechętnie, ale... –
przerwał, głośno i ostentacyjnie wzdychając. – Niech będzie. Od dziś będę twoim
rycerzem – Nathiel ukłonił mi się z krzywym uśmieszkiem na twarzy. Ta rola
wyraźnie mu nie odpowiadała.
W całej tej sytuacji ciekawiła
mnie tylko jedna rzecz. Nie miałam skłonności do ukrywania swoich myśli, jeżeli
chciałam znać odpowiedź na jakieś pytanie to po prostu je zadawałam.
– Dlaczego po prostu mnie nie
zostawisz?
– Bo jesteś bezbronna – padła
szybka odpowiedź.
– Chciałeś mnie wcześniej
zabić.
– Matko, chciałem to mało
powiedziane – mruknął pod nosem. Najwyraźniej myślał, że mój słuch ominie tę frazę.
Niedoczekanie.
– Słyszałam.
Chłopak chrząknął znacząco.
– Po prostu... dobra, nie
wierzę, że to mówię, ale po części to moja wina, ok? Nie chcę mieć cię na
sumieniu.
To on ma sumienie?
Spojrzałam na niego uważnie,
próbując się dopatrzeć w jego twarzy jakiegoś fałszu lub kłamstwa, jednak patrzył
na mnie ze szczerością. Można było powiedzieć, że zdobył u mnie jednego małego
plusa. W sytuacjach kryzysowych potrafił przyznać się do błędu. Oczywiście nie
twierdzę, że to wszystko było jego winą. Ja również nie musiałam brać tego
cholernego noża z chodnika. Niestety czasu nie da się cofnąć, więc trzeba
zaakceptować swoje dziwne wybory.
– Dziękuję – wyrzuciłam z
siebie, choć z wielkim trudem. W sumie nawet nie musiałam mu dziękować, ale
czyż kultura tego nie wymagała? Bądźmy ludźmi (nie Nathielem).
Łowca, który do tej pory był
dziwnie spięty, rozluźnił swoje mięśnie i posłał mi krótki, uroczy uśmiech
małego, pięcioletniego chłopca.
– Proszę – zakończył miłym
głosem.
Byłam zdziwiona jego nagłą
odmianą. Może triumfował? A może ze mnie kpił? Nie mogłam dostrzec
jakiegokolwiek fałszu w jego uśmiechu, jakiegokolwiek złego gestu, złego
wyrazu. Wszystko wskazywało na to, że był naturalnie szczery, a to zaczynało
mnie powoli przerażać.
Nim się obejrzałam, młody łowca
siedział już na parapecie trzymając się ramy okna. Ten widok sprawił, że nie
powstrzymałam się od przybrania zaskoczonej miny.
– Co ty robisz?
– Idę do domu – odpowiedział
Nathiel głosem wyluzowanego nastolatka, który niczym się nie przejmuje.
– Nie wiesz co to są drzwi? –
spytałam, próbując ukryć uśmieszek rozbawienia.
– Hmm, pomyślmy. Drzwi to
ruchoma, pionowa przegroda, element zamykający otwór w ścianie budynku –
uśmiechnął się do mnie wrednie.
– To dlaczego z nich nie
korzystasz? – spytałam, unosząc brew do góry. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem,
z trudem go już powstrzymywałam.
– Drzwi są dla frajerów. Główni
bohaterowie zawsze wchodzą i wychodzą z klasą – powiedział rozbawiony,
szczerząc swoje idealnie białe zęby.
Machnął mi ręką na pożegnanie i
jak gdyby nigdy nic zeskoczył z parapetu.
Potrząsnęłam głową z
niedowierzaniem. Całe szczęście nie mógł już słyszeć mojego chichotu, gdy
zamykałam za nim okno. Patrzyłam jak ciemna postać nastolatka umyka gdzieś
między krzakami, zupełnie jak ninja, który wypełnia swoją chwalebną misję.
Gdy straciłam go z oczu, zdałam
sobie sprawę z tego, że obecność tego niepoprawnego psychopaty pomogła mi
zapomnieć o Deanielu. Skupiłam się tylko i wyłącznie na Nathielu, a dokładniej
na jego demonicznych opowieściach. Musiałam przyznać, że podczas rozmowy
zachowywał się jak w miarę normalny człowiek, co było dla mnie w najwyższym
stopniu szokujące.
Cóż, może nie jest takim
dupkiem za jakiego go uważałam? Ale to tylko może.