Nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Taki sobie luźny. Planowałam dłuższy, ale w końcu uznałam, że zamiast rozpisywać się na 10 stron, opisując przy okazji demony, łowców i inne pierdoły, rozłożę to na dwa. I was nie zamęczę i siebie nie zamęczę i chłopaka nie zamęczę (od 3 godzin siedzi na podłodze i czyta książkę). Żyć, nie umierać.
Dziękuję Elfikowi za pomoc w szukaniu zdjęć bohaterów! Wciąż szukam. Na razie mam wstawioną na bloga tylko dupę albinosa i jej przyjaciółkę.
Wiadomość dla Abigail: Nie bij za brak akapitów. Zrobiłam je, opublikowałam, a tu akapitów nie ma. WTF?!
POPRAWIONE [23.07.2017]
Tak się patrzyłam do góry na wzmiankę o Abigail i... kurczę, pomyśleć, że do tej pory się kumplujemy i pomaga mi poprawiać te rozdziały! To takie fajne uczucie >D! Fajnym uczuciem jest też powrót do tych wypocin. I pomyśleć, że kiedyś mówiłam sobie: nie będę tego poprawiać.
Wiadomość dla Abigail: Nie bij za brak akapitów. Zrobiłam je, opublikowałam, a tu akapitów nie ma. WTF?!
POPRAWIONE [23.07.2017]
Tak się patrzyłam do góry na wzmiankę o Abigail i... kurczę, pomyśleć, że do tej pory się kumplujemy i pomaga mi poprawiać te rozdziały! To takie fajne uczucie >D! Fajnym uczuciem jest też powrót do tych wypocin. I pomyśleć, że kiedyś mówiłam sobie: nie będę tego poprawiać.
***
Abonament chwilowo
nieosiągalny.
Słysząc w telefonie dobrze mi już
znany, denerwujący i monotonny głos już po raz setny tego dnia, miałam ochotę
sięgnąć swoimi wirtualnymi rękami przez sieć telefoniczną i udusić po pierwsze
osobę, która tej komórki nie odbierała, po drugie tą panią o sztywnym głosie,
która nie miała nic więcej do powiedzenia niż tę irytującą i schematyczną
formułkę.
Odkąd rozstałam się z Deanielem
minęły już cztery dni. Od tamtej pory miał wyłączony telefon, nie przychodził
na zajęcia i nie dawał żadnych znaków życia. Mimo ogromnej irytacji, gdzieś w
głębi duszy cholernie się o niego martwiłam. Wciąż nachodziły mnie myśli w
stylu: a może ktoś go ściga? Może ktoś chce go zabić? Może ten ktoś już go
zabił? Może uwięził? A jeśli cierpi? Jeśli czeka na pomoc? A może
najzwyczajniej w świecie boi się opowiedzieć mi o swojej mrocznej przeszłości i
się ukrywa? W końcu sam przełożył tę rozmowę. Tchórzostwo bardzo pasowało do
Deaniela.
Byłam zdziwiona swoim
niepokojem. Sama Amy stwierdziła, że wyglądam ostatnio jak wyjątkowo mocno
poplątany kłębek nerwów. Domyślała się, że chodzi o Dana. Oczywiście w tym
czasie co najmniej z dwadzieścia razy usłyszałam, że się zakochałam. Na
szczęście zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Nie czułam potrzeby zaprzeczenia
– to wzbudziłoby dodatkowe zainteresowanie mojej przyjaciółki.
Rzuciłam się na łóżko i zatrzymałam wzrok na
oknie. Była pełnia, dlatego w pokoju nie paliło się żadne światło. Blask
księżyca był na tyle mocny, że rozświetlał pomieszczenie i nadawał mu niepowtarzalny,
mroczny klimat. Zazwyczaj ten widok sprawiał, że czułam się odprężona, dzisiaj
wyjątkowo mnie jednak raził. Klimat sprzyjał myślom, myśli zmartwieniom,
zmartwienia irytacji i... mogłabym wymieniać w nieskończoność.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu.
Chociaż starałam się zająć głowę czymś bardziej ambitnym, jak na przykład
zadaniem z matematyki na jutro, nie potrafiłam. To dziwne, nigdy nie
zachowywałam się jak osoba z zespołem nadpobudliwości. Nie dość, że nosiło mnie
od środka, to jeszcze na zewnątrz – moje nogi odczuły nagłą potrzebę
przespacerowania się po pokoju, dlatego tak szybko jak się położyłam, tak
szybko wstałam. Czułam, że przyda mi się kubek różanego Earl Greya. Gorący
różany napar zawsze łagodził moje nerwy.
Wyszłam z pokoju. Żałowałam, że
mojej mamy nie było w domu. Jej opanowanie, uśmiech i słowa z pewnością by mi
pomogły i pewnie choć na chwilę zapomniałabym o swoim demonicznym kumplu, nad
którego bezpieczeństwem postawiłam wielki znak zapytania. To nic, że z radości zaczęłaby
piszczeć i skakać pod sufit jak małe dziecko, powtarzając uparcie to samo co
Amy – że się zakochałam. W końcu by przestała, a może i nawet pomogła mi
odnaleźć przyjaciela. Wracała jednak dopiero późną nocą, tak więc byłam skazana
na własne nieciekawe towarzystwo.
Rozcierając zmarznięte dłonie,
weszłam do kuchni i chwyciłam za czajnik. Rutynowo wykonałam wszystkie
czynności, które zmierzały do efektu końcowego, jakim była herbata. Potem
stanęłam przy blacie i oparłam się o niego tyłem, wystukując niecierpliwie
wspartymi o niego dłońmi nierówny rytm. Czas gotowania się wody był tak
cholernie długi, że miałam ochotę chwycić to wstrętne dzieło Szatana i cisnąć
nim w ścianę.
Ile możesz się gotować,
cholerna wodo?
Gdybym miała przed sobą lustro,
zapewne spojrzałabym we własne odbicie ze zdziwieniem. Zachowywałam się
naprawdę dziwnie. Jakby w moją skórę wszedł ktoś o dwa tony bardziej
niespokojny i zirytowany światem niż ja. Czy aż tak mocno zależało mi na
Deanielu, że zaczynałam tracić zmysły i swoje odwieczne opanowanie? Byłam
pewna, że nic mu nie groziło, po prostu przestraszył się konsekwencji wynikających
z opowiedzenia mi o sobie. Istniało też prawdopodobieństwo, że miał coś ważnego
do zrobienia lub po prostu chorował. Kto wie, może demony też miały swoje
choroby?
Gdy woda w końcu się
zagotowała, odczekałam aż temperatura się wyrówna i zalałam kubek z herbatą.
Chciałam dodać łyżeczkę cukru, ale moje ręce odmówiły posłuszeństwa i zamiast
do gorącego napoju, wysypałam go na blat. Burknęłam coś na temat uciekającej
ode mnie sacharozy i posprzątałam po sobie jak grzeczna, słuchająca się
rodziców córeczka.
Nie miałam pojęcia co będę
teraz robić. Nie chciałam zamęczać się niepotrzebnymi pesymistycznymi myślami.
Jak Boga kocham, a nie kocham, pierwszy raz w życiu miałam dosyć własnych myśli.
Lauro, czego ty w końcu
chciałaś od życia? Swojej spokojnej, niezmąconej niczym rutyny czy
psychodelicznych przygód z demonami? Odpowiedzi na te pytania najwyraźniej
musiały poczekać.
Stanęłam w połowie drogi do
swojego pokoju z kubkiem herbaty w ręku i wsłuchałam się w oddźwięki dochodzące
z góry. Początkowo myślałam, że mam przesłyszenia. Kiedy okazało się, że to nie
omamy słuchowe, zapragnęłam zrzucić winę na moją matkę, która mogła wcześniej
wrócić do domu, lub na jakiegoś przypadkowego kota przybłędę, który wszedł do
mojego pokoju przez okno, ale wątpiłam w to, żeby zwierzak lub Joanne robili
taki hałas.
Ktoś czymś rzucał, coś
przewracał, ciężko stąpał po panelach, jakby czegoś szukał.
Serce mimowolnie szybciej mi
zabiło. Kto by się nie przestraszył? Przecież to mógł być jakiś parszywy
złodziej, który szukał w mojej ciemnicy bogactw – niestety, jedyne co się tam
znajdowało to pięć dolarów w skarbonce i mnóstwo książek.
Postanowiłam zaryzykować.
Najwyżej skończę jak te wszystkie idiotyczne bohaterki horrorów, które pchają
się w sam środek paranormalnych zjawisk i przez swoją głupotę giną. Cóż,
przynajmniej umrę piękną, dramatyczną śmiercią niczym z książki. Co mi po życiu
do starości, gdzie pod sam jego koniec będę gnić w domu starców i grać z równie
starymi dziadkami w bingo. Wolę zostać zadźgana tępym, zardzewiałym nożem i
umrzeć na środku swojego pokoju, bohatersko wykrwawiając się na śmierć. Tak, to
zdecydowanie bardziej ekscytująca perspektywa.
Po schodach zaczęłam stąpać cicho i powoli.
Jeden schodek, drugi schodek, trzeci i następny, aż w końcu znalazłam się u
szczytu piętra przy samych drzwiach do pokoju. Chwyciłam za klamkę i wzięłam
głęboki wdech. Nad tym czy nie zostanę dźgnięta nożem albo zastrzelona,
zastanawiałam się tylko chwilę, potem pchnęłam delikatnie drzwi – jak na złość
głośno zaskrzypiały.
Opuściłam kubek na podłogę, karmiąc włókna
dywanu oceanem Earl Greya. Nie, to nie była reakcja na stojącego po środku
mojej ciemnicy kryminalisty. Chodziło o mój pokój, który wyglądał jakby właśnie
przeszedł przez niego tajfun. Szok był tak silny, że dopiero po dłuższej chwili
dostrzegłam osobę, która była przyczyną ogromnego zamieszania. Wewnętrznie się
zdziwiłam, na zewnątrz nie dałam po sobie poznać, że jej widok mnie rusza.
– Kogo my tu mamy – usłyszałam
groźnie brzmiący ton głosu. Jego właściciel założył ręce na piersi – mała,
blada złodziejka cennych rzeczy.
– Miłe przywitanie – mruknęłam
zirytowana. – Tak się wita właścicieli domu, do którego się wkrada? –
prychnęłam.
– Milcz – syknął chłopak.
Nie mogłam pojąć tego, co robił
tutaj Nathiel Auvrey – dziki łowca z fetyszem na demony, który jeszcze niedawno
ścigał mojego przyjaciela z nożem. To nie było oczywiście jedyne pytanie, na
które chciałam znać odpowiedź.
Skąd wiedział, gdzie mieszkam?
Skąd wiedział, który pokój jest mój? Jak dostał się tu niezauważony? Chciał mi
zrobić krzywdę? Dlaczego siał spustoszenie w moim pokoju i czemu patrzył się na
mnie znad przymrużonych powiek, jakby chciał mnie zabić?
Łowca postawił krok w moją
stronę. Niewiele czekając, chwyciłam za jedyną broń, którą miałam pod ręką –
książkę. Leżała swobodnie na półce i aż prosiła się o użycie.
– Nie podchodź – syknęłam,
starając się zabrzmieć możliwie groźnie. – Albo grzecznie stąd wyjdziesz, albo
będę zmuszona...
Chłopak
parsknął głośnym śmiechem, nie dając mi dokończyć zdania.
– Wezwać policję? Wystarczy, że
utworzę szarą barierę i koniec z tobą. Nawet policja ci nie pomoże – uśmiechnął
się do mnie wrednie i postawił odważniejszy krok w moją stronę.
Miał rację. Gdy byliśmy u niego
w domu jako jedyna z niepowołanych tam osób utknęłam w tej przedziwnej barierze
pożerającej wszystkie kolory z otoczenia. Gdybym zadzwoniła na policję, albo
zastygliby w bezruchu, albo w ogóle by mnie nie ujrzeli. Nie zamierzałam się jednak
dać zastraszyć. Moją znikomą buntowniczość napędzała w tym momencie irytacja, bo
niby jakim prawem ten idiota wszedł do tego pokoju bez mojego pozwolenia?
Atłasowe firany zafalowały na
delikatnym wietrze. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że okno było
otwarte. To dziwne, bo wydawało mi się, że gdy stąd wychodziłam było szczelnie
zamknięte. Jak mniemam, Nathiel był małpą, która potrafiła wdrapywać się po
ścianach budynku. Zabawne, może zaproszę go na banana do kuchni?
Łowca postawił kolejny krok w
moją stronę. Ostrzegałam, że jeżeli się zbliży to tego pożałuje. Książka, którą
trzymałam w ręku przeleciała przez pokój i trafiła go rogiem prosto w czoło –
potem upadła z cichym łoskotem na podłogę. Już miałam zacząć triumfować, kiedy
okazało się, że lada moment mogę zginąć. Tak, przyznaję, to był błąd.
Nathiel przeklął pod nosem,
wyjął z kieszeni nóż i zaczął iść w moją stronę z podenerwowaną miną.
Naprawdę zamierzał mnie zabić? Myślałam,
że to demony były jego prawdziwymi wrogami i to na ich punkcie miał obsesję! No
chyba, że teraz zamiast pulpitu komputerowego z napisem „zabiję wszystkie
demony”, widniał napis „zabiję bladą dupę albinosa”.
Nie wiedziałam co zrobić, moje
ciało myślało jednak szybciej niż ja i zareagowało na zbliżające się zagrożenie
ucieczką. Nathiel nie zamierzał się poddawać – podążał za mną. Po domu niósł
się oddźwięk zbiegających po schodach z prędkością światła stóp.
– Zaraz obetnę ci te blade łapy!
– krzyknął za mną mój oprawca.
Bez chwili zastanowienia
wpadłam do kuchni i rozglądnęłam się za jakąś bronią nuklearnej zagłady.
Niestety nie miałam domestosa ani żadnej innej bomby dezynfekującej pod ręką,
za to na blacie spoczywała niedomyta patelnia. Chwyciłam za nią i ukryłam się
za stołem. Przybrałam bojową pozę, świadczącą o tym, że nie żartuję i
spojrzałam uważnie na rozbawionego Nathiela, stojącego po drugiej stronie
stołu.
– No i co, kotleta mi w locie
usmażysz? – spytał, zakańczając swoją wypowiedź irytującym parsknięciem
śmiechu. Zakręcił nożem na dłoni i wsparł się swobodnie o dzielącą nas
drewnianą przestrzeń. Wciąż próbowałam pojąć sytuację, która właśnie miała
miejsce. Jeżeli to sen, to bardzo mi się nie udał i będę musiała złożyć
wypowiedzenie u mojej wyobraźni.
– Nie rozumiem cię – syknęłam.
– Wchodzisz do obcego domu, rozwalasz co popadnie i latasz za mną z nożem bez większego
powodu. Matka cię nie kocha?
– Nie mam matki. – Nathiel
wzruszył ramionami i uśmiechnął się obojętnie pod nosem. – Rządzę się własnymi
zasadami. W moim świecie nie ma ograniczeń. – Spojrzał na mnie z szerokim
uśmiechem na twarzy, który przypominał mi prędzej psychodelicznego zabójcę niż
zwyczajnego, radosnego nastolatka.
– Mało obchodzi mnie twój punkt
widzenia – mruknęłam niechętnie. Wciąż dzierżyłam w ręku obronną patelnię,
gotową do ataku. – Może powiesz mi w końcu, co tutaj robisz?
Nathiel sięgnął ręką po banana
leżącego w srebrnej misie na stole. Pozbawił go skórki zgrabnym i wprawionym
ruchem (zupełnie jakby na co dzień obdzierał ludzi ze skóry), a potem rzucił
żółty kubraczek na podłogę. Zaczął go jeść. Moja teoria odnośnie tego, że
Nathiel jest małpą najwyraźniej się sprawdziła.
Ten kretyn zachowywał się,
jakby był u siebie w domu. Podejrzewałam, że była to jego taktyka zmierzającego
do dogłębnego zirytowania mojej osoby.
– Stoję i jem banana –
odpowiedział na moje pytanie dopiero po kilku kęsach, zupełnie jakby mu się nie
spieszyło. Owoc żuł powoli, cały czas patrząc mi się prosto w oczy. Myślał, że
jedzenie przez niego banana mnie jara?
– W życiu nie spotkałam bardziej
wkurzającego idioty – burknęłam. Nathiel wzruszył ignorancko ramionami, nie
biorąc sobie do serca mojej obelgi. – Dowiem się w końcu co tu robisz? –
powtórzyłam pytanie już po raz trzeci, z nadzieją, że w końcu zmuszę go do
zdradzenia mi tego kluczowego powodu jego nagłych odwiedzin.
– Nie można jeść z pełną buzią –
mruknął niezadowolony łowca, przeżuwając w dosyć niestety czy sposób banana.
– A ponoć rządzisz się własnymi
zasadami – prychnęłam, zaciskając mocniej dłoń na rączce patelni. Mój poziom
zirytowania wzrósł tak bardzo, że gotowa byłam rzucić tym kuchennym narzędziem
przez stół i to prosto w jego łeb. Książka nie pomogła, to może patelnia da
radę?
– Wolałbym nie zakrztusić się
bananem w twoim domu. Moim marzeniem jest być ściskanym przez seksowną
pielęgniareczkę, a nie być kopany z buta przez jakąś bladą dupę albinosa –
uśmiechnął się wrednie w moją stronę.
Błagam, powiedzcie mi, że to
ostatni raz kiedy go widzę, bo mam go już serdecznie dosyć.
Gdy Nathiel przełknął ostatniego
kęsa banana, spojrzał w sufit z udawanym zamyśleniem. Może do teatru za jego
ostentacyjne gesty by go nie przyjęli, ale musiałam przyznać, że komediowym
aktorem był wspaniałym.
– Ach, tak! Już wiem po co tu
przyszedłem. – Znów oparł się dłońmi o stół, pochylając się w moją stronę. Spojrzał
na mnie z tym swoim wyjątkowo irytującym uśmiechem na twarzy. Oczy błyszczały
mu jak u kota, który groził, że lada moment rzuci się na mnie z pazurami. –
Masz coś, co jest moje – powiedział powolnym, dźwięcznym głosem. – Wiesz,
normalne dziewczyny wolałaby moje bokserki, ale widzę, że ty masz ostrzejsze
zainteresowania.
– Skończ z tymi głupimi gadkami
– warknęłam, oczekując że w końcu przejdzie do konkretów.
– Nóż. Chcę swój nóż – syknął
przez zęby, wyraźnie już zniecierpliwiony. Jego zachowanie potrafiło zmienić
się w przeciągu kilku sekund. Zaczynałam sądzić, że ma rozdwojenie jaźni. – Gdy
spotkaliśmy się po raz pierwszy, zgubiłem go, a ty wzięłaś go ze sobą.
Byłam lekko zaskoczona. Skąd
niby o tym wiedział?
– Skąd to wiem? – spytał z
uśmieszkiem, zupełnie jakby czytał mi w myślach. – Poczta pantoflowa.
– Amy – mruknęłam pod nosem. Moja
przyjaciółka była jedyną osobą, której opowiedziałam o tym dziwnym spotkaniu.
Uwzględniłam w tej historii nóż, który zabrałam ze sobą do domu, aby
przypadkiem ten oszołom się po niego nie wrócił i nie zrobił nikomu krzywdy.
Amy ostatnimi czasy namiętnie pisała z jego kolegą – Sorathielem. Musiała mu o
tym powiedzieć.
– Jesteś domyślna. – Nathiel
udał zdziwienie. – A teraz pozwól – przerwał swoją wypowiedź i postawił nogę na
krześle – że cię zabiję – zakończył mrocznym głosem, po czym przeskoczył przez
stół i rzucił się w moim kierunku.
Odbiegłam kilka metrów dalej i rzuciłam
w jego stronę patelnią. Tym razem nie udało mi się go celnie trafić – mój
przyszły zabójca chwycił ten metalowy przedmiot kuchenny w górze i to bez trudu.
Pod ręką miałam już tylko talerze. Trudno, mama powinna mi to wybaczyć, w końcu
jej córka była w niebezpieczeństwie, a tonący brzytwy (talerzy) się chwyta.
Zaczęłam rzucać w swojego
przeciwnika porcelaną, którą zgrabnie niczym baletnica omijał. Czułam się,
jakbym oglądała jakieś przedstawienie w cyrku, brakowało tylko adekwatnej do
sytuacji muzyki.
Gdy skończyła mi się amunicja,
powróciliśmy do gonitwy wokół stołu. Moją następną bronią zagłady była
wytłaczanka z jajami, której nie zdążyłam schować do lodówki. Bez chwili
zastanowienia chwyciłam za kilka jajek i zaczęłam nimi cisnąć w swojego wroga.
Jedno wylądowało gdzieś na ścianie, drugie na stole, a trzecie na policzku
Nathiela, co tylko dodatkowo go zdenerwowało. Spojrzał na mnie nienawistnie,
starł resztki żółtka z obrzydzeniem i ruszył z miejsca tak gwałtownie, jakby
właśnie wystartował w maratonie. Zanim uciekłam, chwycił mnie za rękę i
pociągnął w swoją stronę. Nie zdołałam nawet zareagować. Brutalnie posłał moje
ciało na podłogę. Kiedy uderzyłam w nią plecami, zabrakło mi tchu – ten
przeklęty łowca na pewno nie należał do delikatnych osób.
Nathiel w trybie błyskawicznym
usiadł na mnie, chwycił za moje ręce, uwięził je w swoim uścisku i przygniótł
je ponad moją głową do podłogi. W lewej
dłoni trzymał nóż, który zawisł nad moją krtanią, grożąc mi krwawym uśmiechem.
O dziwo, nie wydałam z siebie żadnego pisku. Chyba byłam w zbyt wielkim szoku,
aby to zrobić.
Przez chwilę patrzyłam prosto w
przepełnione gniewem oczy Nathiela i zastanawiałam się, czy naprawdę zamierza
zrobić mi krzywdę, potem całkowicie znienacka usłyszałam za sobą nowy, dobrze
mi znany, kobiecy głos.
– Laura?
Obydwoje spojrzeliśmy w stronę
wyjścia z kuchni. W drzwiach stała moja zdziwiona mama.
***
Siedziałam przy stole z miną
wyrażającą ogromną niechęć, którą chciałam podzielić się ze światem. Spoglądałam
spode łba na cieszącego się, uśmiechniętego Nathiela, który właśnie prowadził
żywą rozmowę z moją rodzicielką. Nie skupiałam się na ich dialogu, byłam zajęta
własnymi myślami i nerwami. Auvrey co jakiś czas patrzył się na mnie z
triumfalnym uśmieszkiem, jakby chciał mi przekazać wiadomość o treści:
„wygrałem, blada mendo”. Przyznaję, wygrał. Wkupił się w łaski mojej łatwowiernej
mamy i oczarował ją swoim wyglądem oraz wyjątkowo miłym i niecodziennym usposobieniem.
Takiej wersji Nathiela Auvreya jeszcze nie znałam. Mogłabym go polubić, gdyby
nie fakt, że grał kogoś, kim nie był.
Tym razem mój wzrok padł na
matkę, która – mogłam się o to założyć – widziała w Nathielu kandydata na
mojego męża.
Dlaczego ludzie wokół mnie byli
tacy łatwowierni i ufni? Czy tylko ja widziałam w tłumaczeniu Nathiela o
treści: „my tylko robiliśmy kanapki” fałsz? Przepraszam bardzo, ale kto w
dzisiejszych czasach powala dziewczynę na podłogę, unieruchamia ją i przystawia
jej do gardła nóż z zamiarem zrobienia kanapek?! No chyba, że chciał ze mnie
odciąć kawałek szynki na swoje pyszne kanapeczki. Nie byłam świnią, poza tym takim
chudym mięsem nikt by się nie najadł. Mogłam jeszcze rozważyć opcję
absurdalnego rytuału dzikich murzyńskich plemion, które tańczą wokół ogniska
czcząc tłustego wieprza, którego właśnie zabili. Nathiel najwyraźniej miał swój
własny rytuał, który potocznie nazywał „robieniem kanapek”. Brakowało tylko
wody święconej i krwi dziewicy. Zaraz. Może chodziło o moją krew.
– Jedz i nie martw się Laurą. Ostatnio
jest jakaś nieswoja, bo jej kolega nie odpisuje na wiadomości – powiedziała moja
matka, podsuwając pod sam nos naszego „honorowego gościa” talerz z gorącymi,
słodkimi placuszkami z dodatkiem musu jabłkowego.
Chłopak spojrzał oczarowany na
gorącą przekąskę i rzucił się na nią jak wygłodniały wilk. Matko, czy on w
ogóle coś dzisiaj jadł? Normalny człowiek nie zachowuje się tak na widok
jedzenia. No chyba, że mieszka w jednym
domu z innym leniwym facetem, któremu nie chce się gotować. Nijak pasowało mi
to do niedawno poznanego Sorathiela, ale co ja tak naprawdę mogłam o nim
wiedzieć? Może był perfekcyjną panią domu tylko jeżeli chodziło o sprzątanie?
Właśnie, sprzątanie. Dziwiło
mnie, że moja mama nawet nie przejęła się wyglądem kuchni. Tylko westchnęła nad
kilkoma porcelanowymi talerzami. Mogłabym pomyśleć, że Auvrey stanął w mojej
obronie, ale jego tłumaczenie o treści: „było trzęsienie ziemi” nie zdołało
przekonać mojej mamy, tylko ją rozbawiło. Za karę musiałam posprzątać kuchnię i
to bez pomocy mojej rodzicielki czy winowajcy całego zamieszania.
Gdy Nathiel opróżnił już cały
talerz, spojrzał na moją mamę z nieskrywanym podziwem i złożył ręce, jakby miał
się zacząć modlić o dokładkę. Na szczęście tego nie zrobił. Podejrzewałam, że
naoglądał się za dużo japońskich bajek, dlatego uczynił ten gest, po którym
pochylił się do przodu w dziękczynnej pozie. Do tego dziwnego rytuał dodał
promienny, czarujący uśmiech, który był zwieńczeniem jego przedstawienia wypełnionego
taktem lizusa.
– Jest pani najlepszą kucharką
na świecie – powiedział, po czym jeszcze raz obdarzył mnie swoim ukradkowym,
triumfalnym uśmieszkiem.
– Och, nie przesadzaj. – Joanne
zaśmiała się dźwięcznie i machnęła ręką, udając zawstydzenie.
Mamo, on miał siedemnaście lat,
a co za tym idzie, był moim rówieśnikiem. Dlaczego reagowałaś na jego fałszywe
ubóstwianie jak nastolatka na pierwszego lepszego faceta, który zwróci na nią
uwagę? To nie była partia dla ciebie, dla mnie zresztą również.
– Mogłabym poprosić cię na
słówko?
Postanowiłam przerwać tę paradę
śmieszności. Posłałam w stronę mojego przeciwnika fałszywy uśmiech, który
wyglądał jakby połączył w sobie wszystkie najgorsze smaki świata – kwaśną cytrynę,
wasabi, papryczki chilli i lukrecję.
– Ależ oczywiście, kochana
Lauro – powiedział słodko niczym mała dziewczynka Nathiel, puszczając do mnie
uwodzicielskie oczko.
Mama oparła się o stół łokciami
i spojrzała na nas rozmarzonym wzrokiem.
Nie, mamo! Nawet o tym nie
myśl! Jeszcze chwila i wykopię go z tego domu! Nigdy więcej go tu nie
zobaczysz! Nie próbuj nawet przekonywać go do tego, aby tu przychodził! Nie i
koniec!
– Pozwoli pani? – spytał
dziwnie uwodzicielskim głosem mój nowy „kolega”.
– Oczywiście, oczywiście. – Mama
machnęła ręką, jakby chciała się nas pozbyć. Kiedy podnosiłam się z krzesła i ruszyłam
w stronę schodów, poczułam jej wzrok na swoich plecach. Pewnie w głowie
tworzyła teraz romantyczne obrazy jak w jakiejś pokrętnej i przesłodzonej
młodzieżówce. Czasami żałowałam, że moja mama miała tak bujną wyobraźnię.
Na schody wdrapywałam się
powoli, oznaczając swoją drogę nerwowymi tupnięciami. Niech ten idiota wie, że
nie zamierzam być wobec niego uległa.
– Fajny masz tyłek – usłyszałam
za plecami.
Dobrze, cofam to o czym
wcześniej pomyślałam. Jednak to nie mamy wzrok czułam na sobie. Pomyliłam też
części ciała, z pewnością nie były to plecy. Poczułam lekkie zażenowanie, ale i
zdenerwowanie. Aby rzucić taki komplement dziewczynie, trzeba było być naprawdę
kompletnym durniem. Może Nathiel był przystojny, ale mózgu to on nie miał.
– Cieszę się – burknęłam
podenerwowana, szczerze żałując, że wybrałam dzisiaj taki, a nie inny zestaw
ciuchów. Krótkie, obcisłe spodenki opinały moje pośladki, a niebieska koszulka
dobrze odznaczała się na moich kościstych biodrach. Nie chodziłam tak po
dworze, za to w domu był to mój codzienny zestaw – tu w końcu nikt nie musiał
mnie oglądać.
Automatycznie przyspieszyłam.
Dzięki temu znalazłam się pod drzwiami mojego pokoju szybciej niż zamierzałam –
otworzyłam je z rozmachem i weszłam do środka. Zaraz za mną niczym ucieszona,
mała dziewczynka podążał Nathiel. Zanim jeszcze zdołałam dotrzeć do krzesła,
gdzie chciałam go usadowić, podbiegł do mojego łóżka i rzucił się na nie
plecami. Z westchnięciem ulgi skrzyżował pod głową dłonie i przymknął powieki.
– Jesteś bezczelny –
stwierdziłam, siadając na krześle i wpatrując się w niego z pogardą.
Wiedziałam, że upomnienia nic nie dadzą, dlatego przeszłam do delikatnej
ofensywy.
– Anglii tym nie odkryłaś –
uśmiechnął się łowca, spoglądając na mnie kątem oka.
– Ameryki, Kolumbie –
poprawiłam go z prychnięciem.
– Niech to i Japonia będzie,
mam to gdzieś – prychnął. Po swojej wypowiedzi przeniósł się do pozycji
siedzącej. Teraz wyglądał na mniej wyuluzowanego. Nagle przypomniało mu się, po
co tu w ogóle przyszedł.
– Doczekam się swojego noża? – spytał.
– Och, nie zamierzasz mnie już
zabić? – zakpiłam, przekręcając głowę w bok. Miałam ochotę na kilka ciętych
ripost w stosunku co do Auvreya. Potrzebowałam zemsty za jego zachowanie.
– Nie, na razie nie –
odpowiedział obojętnie. – Twoja mama była bardzo miła. Nie chcę jej robić
przykrości, chociaż... pewnie i tak by w końcu zrozumiała, że wychowywanie
aspołecznej, pyskatej istoty o skórze w kolorze ściany było nieopłacalne –
powiedział, kładąc palec na usta, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Z pewnością – mruknęłam pod
nosem, nagle tracąc cały zapał związany z wymyślaniem sarkastycznych
wypowiedzi, które mogłyby stłamsić jego niepohamowaną energię.
– Więc... dasz mi mój nóż? –
spytał z przesłodkim uśmiechem na twarzy.
Twój urok na mnie nie działa,
Nathielu Auvrey, nie próbuj mnie oczarować jak moją mamę.
– Pod jednym warunkiem –
odpowiedziałam, spoglądając na niego spode łba.
Chłopak spojrzał na mnie z
zainteresowaniem. Wyglądał jakby stawianie warunków i targowanie bardzo mu się
podobało. Nie dość, że był psycholem to jeszcze masochistą.
– Jakim? – spytał ciekawsko
dziecięcym głosem.
Wzięłam głęboki wdech.
Nie wierzyłam, że to robię. Musiałam
być naprawdę zdesperowana. Na szczęście nie miałam niczego do stracenia.
Odrobina wiedzy jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?
– Opowiesz mi wszystko co wiesz
o demonach, łowcach i o… Deanielu. Chcę wiedzieć jaki ma związek z tym
wszystkim.
Nathiel ułożył się wygodniej i
uśmiechnął w istnie zabójczy sposób. Bardzo mu się ta propozycja spodobała.
Wiedziałam, że osiągnę swój cel.
– Proszę bardzo, panno Collins.
wtfxd nie ma to jak patelnia! -kobieca brońxd hahah zaproś mnie na bananaxddd hahahah czekam na dalszy rozwój sytuacji i opowieści o demonach :D nie widzę błędów :))
OdpowiedzUsuńWięc zapraszam cię na banana i płytę ze studniówki XDD
UsuńRozdział jak zwykle cudny <3 chce juz strasznie next. Prosze dodawaj jak najszybciej i pamietaj zeby mnie informować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aqua
Zapraszam na 10 rozdział
Ależ proszę bardzo, kochana. Jak już wiesz, czekam na propozycję panów. Wspólnymi siłami uda nam się coś wybrać... ale wracając.
OdpowiedzUsuńRozdział był super! Najlepsza scena w kuchni przed przybyciem matki Laury. Patelnia i te sprawy... bronie zagłady i... jajka?? Takie trolololo :)
Jestem ciekawa co Deaniel nawymyśla na temat demonów, łowców i innych wróżek :p
Czekam na kolejny, jak zawsze.
Pozdrawiam i weny życzę,
Elfik Elen
Jeeej! Jak już coś znajdę, to ci powysyłam na e-maila i pomożesz mi znaleźć, ok ^___^?
UsuńNie Deaniel, tylko Nathiel XD. Taka mała poprawka.
OKEY, OKEY BEYBE!! :D
UsuńBoże, sorry! Mam nadzieję że nie jesteś zła za tą pomyłkę. Jak zawsze czekam na wiadomość. I tak wracając do mojej kolejnej wizyty u ciebie, co z Deanielem (teraz pytam o tego demonicznego gościa)? Tęsknie za nim! Dlaczego ma wyjebane na Laurę?? Smuteg, bardzo :(
No, przestań, o co mam być zła XD.
UsuńDeaniel pojawi się za jakieś 2 rozdziały, więc spokojnie, wtedy wszystko się wyjaśni C:
"Jem banana" - i od razu deszczowy dzień nabiera trochę słońca :D Nathiel małpą? Nie zdziwiłabym się :)
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się pod któryś komentarz Abigail na tym blogu - gdzie są AKAPITY?
Odkąd sama piszę z akapitami, zwracam na to uwagę innym. Piszesz, że ci zniknęły, a ja się pytam: JAK? Jestem jedyną osobą, która pisze rozdziały na bloggerze od razu z akapitami???
Są także literówki w rozdziale, ale nie psują całości :)
Patelnia? :D Oj, syndrom Abigail udziela się wszystkim :D :D
Co te kropki robią w dialogach, ja się pytam?! Dostrzegam także problem z myślnikami. Oj, to chyba pierwszy mój komentarz tutaj z uwagami technicznymi. No cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz ;)
Masz rację, nie da się jeść z pełną buzią :P
"Fajny masz tyłek" ?! I to ma być, Nathielu, twój tekst na podryw? Oj, chyba wrócę do Logana :P
Co do rozdziału: KOCHAM wszelkie rozmowy Laury z Nathielem, ten sarkazm, te miny, ach *.* <3
Chciałabym widzieć Joanne, gdy weszła do kuchni, a tu takie pobojowisko ;)
Dobra, więcej się nie rozpisuję, za długi komentarz by wyszedł.
Czekam na nn ^^
Opisy demonów i łowców, yeah!
No, właśnie wyobraź sobie, że nie mogę zrobić tych akapitów i nie wiem czemu. W wordzie były zrobione, wszystko ładnie pięknie i nagle wstawiam na bloga i znikają O___o. Ani nie mogłam robić odstępów, ani tabów.
UsuńJuż wiem o co chodzi z tymi kropkami *facepalm*. Spojrzałam w pierwszą lepszą książkę i widzę swój błąd. Cholera, od dziecka tak piszę i nie wiem czy wyzbędę się tego nawyku, ale spróbuję! XD A z myślnikami ło co chodzi? W sensie, że nie ma odstępów czy jak?
Nathiel się nie pieprzy, Nathiel wali prosto z mostu! C:
Dziękuję -^___^-
Tak, chodzi o spacje. Przykład:
Usuń"- Mam wielką ochotę walnąć cię tą patelnią w ten twój kretyński czarny łeb - powiedziałam coraz bardziej poirytowana zachowaniem Nathielem."
Musiałam wykorzystać zielonookiego w tym przykładzie ^.^
A próbowałaś pisać na bloggerze? Akapity nie znikają po opublikowaniu.
No i wydaje mi się, że twoja wersja dialogu była lepsza mwahhaa XDD.
UsuńWłaśnie po wstawieniu z Worda do bloggera nie mogłam zrobić już żadnych odstępów. Próbowałam tabów, próbowałam spacji - ni cholerę. Może po prostu wkleję normalną wersję tekstu i dopiero na bloggerze porobię akapity. Co do myślników i kropek - dzisiaj pisałam rozdział i już są ładne odstępiki C: chociaż przyznaję, miałam niemały kłopot z przestawieniem się na inną wersję pisania XD
Dobry pomysł z tymi akapitami :)
UsuńOoo, piszesz, że odstępiki są? To świetnie :D
Czekam na rozdział :) i mam nadzieję, że Nathiel wymyśli jakieś lepsze teksty a'la komplementy niż to "Fajny masz tyłek" :)
Oczywiście C: on tym tekstem chciał po prostu wkurzyć Laure ^^ stać go na więcej!
UsuńOj, Laura się chyba zakochała. :3 Niby taka twarda zawodniczka, a jednak jej blada egzystencja, wraz z dzikim sercem, potrzebuje takiego czegoś jak miłość. ^^
OdpowiedzUsuńNathiel to taka dupa wołowa, która ma ochotę poćwiartować nawet swoje alter ego. A te jego teksty - załamka! Rany, co za burak. :D Ale tak: Jeden dupek, drugi taki kisiel z biedronki. :D
Patelnia. <3 Wszyscy kochają bić patelnią! Ale czemu nie miałaś tam łopaty? Latające talerze? Czyżby UFO? xD
Błędnie zapisane dialogi oraz te masakryczne kropki! Cleo miała rację. :D A ja będę cię tak wkurzać z tym wszystkim, że na początku wyskoczy taka informacja: Jeżeli nie jest Abigail to możesz śmiało wbijać, a jeżeli jesteś tą dziewuchą, wiecznie wytykającą błędy to Spie...sz się na zakupy do Tesco, bo promocja! xD
Zapewne masz WordPad. Stamtąd akapity się nie kopiują. Do tego jest potrzebny Microsoft Office Word, ewentualnie jakieś kody, które można znaleźć w internecie. Ja akurat mam Worda, więc mam lekko. <3
Ja chcę dalej. DALEJ! A na mnie gadasz, że jestem okropna! Może i jestem, ale widzę, że się tym zaraziłaś. :D
Dobra, uciekam, bo inne blogi czekają. <3
Weny. ;D
Pozdrawiam!! :*
I burak i kisiel z biedronki pokażą się niedługo z innej strony :3
UsuńTak, dokładnie, używam Wordpada, bo nie mam pakietu microsofta i trudno mi zdobyć kod do aktywowania tego gówna D: umieram od Wordpada, ale jak się nie ma co by się chciało, to się używa, co ręce wpadnie XD. Przynajmniej nie muszę używać notatnika!
Tak, okropnością idzie się zarazić XD mwahhaha. Dziękuję <3 i nawzajem!
Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award, więcej informacji na moim blogu :) http://i-jego-zielone-oczy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPatelnia-hahahaha zawsze spoko (y) dużo śmiechu było przy tym rozdziale.Chyba,ze tylko ja mam tak zrytą banie i sie z tego wszystkiego śmieję.No nic...nieważne
OdpowiedzUsuńRozdział na prawdę wyszedł Ci super! Czekam CIERPLIWIE na kolejną część.
Informuj mnie,proszę :*
Życzę weny i radosci z pisania.
Pozdrawiam Wigi <3
a tymczasem zapraszam na 8 rozdział z życia Sary :*
http://themoordeath.blogspot.com
Zdecydowanie moj ulubiony!
OdpowiedzUsuńKotlety, banany, patelnie... czego chcieć więcej...?
"Fajny masz tyłek"- i moja mina, kiedy sobie coś przypominam ^^
Nie no, zaś mi odbija.
Ahahahahha, tylko domestosa brakowało, mam!
Zostaje czekać, albowiem czekanie cnotą jest
*wymyślone na poczekaniu, na ładną końcówkę*
Pozdrawiam ♥
http://smiertelnamysl.blogspot.com/
Poprostu bomba ten rozdział,<3
OdpowiedzUsuńNie je się z pełną buzią? Ok! :D haha, rozdział genialny! :D Życzę Ci dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńi-jego-zielone-oczy.blogspot.com
hahaha - patelnia ! Yeah ;-P
OdpowiedzUsuńNaśmiałam się ;-D
Laura zakochana? A taka twardzielka z niej była, a tu proszę co wychodzi *.*
Nathiel.... grrrrrr !!!! aaaa - o .... tak to skomentuję, bo jakbym miała ''pokazać'' co o nim myślę, to bym rozwaliła lodówkę albo szafkę !
Genialneeeeeeeee *.* ;*:*:*:*
WENY ;*
super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super,super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super, super ! WENY, PISZ/ WSTAWIAJ SZYBKO NASYĘPNY
OdpowiedzUsuńZachowanie Nathiela było dosyć dziwne, a motyw z małpą i poczęstowaniem go bananem, cudo po prostu, uśmiałam się jak nie wiem xD
OdpowiedzUsuńlovebutheartless.blogspot.com - u mnie nowy rozdział, jeśli masz ochotę. :)
pozdrawiam.
" Abonament jest czasowo nieosiągalny." hmm ... nie powinno być czasem abonent? ;P W pierwszej części rozdziału było kilka błędów, druga część była zdecydowanie lepiej dopracowana ;)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie Nathiel zdenerwował, że tak sobie udobruchał matkę Laury ;P No ale cóż, widocznie nie można mu odmówić uroku osobistego. Ciekawe, co się stało z Deanielem, biedak ... oby nic go złego nie spotkało po drodze ;/ zwłaszcza, że Laura najwidoczniej jest już w nim zakochana po uszy ;P
No i wreszcie dowiemy się czegoś o świecie łowców, cieni i demonów! Tajemnico żegnaj xD !
Bardzo pomysłowo, w końcu Nathiel musiał się w końcu zczaić, że nie ma swojego scyzoryka haha ;)
pozdrawiam
Court.
www.hgwk.blogspot.com
Umarłam.
OdpowiedzUsuńBanan, patelnia, jajka, talerze, kanapki z dupy albinosa, stłuczony kubek, Nathiel i Laura małżeństwem :||| *w sumie liczę na to C:*, mama oczarowana psychopatą...
"Najwyżej skończę jak te wszystkie idiotyczne bohaterki horrorów, które pchają się w sam środek paranormalnych zjawisk i umierają" no błagam, zawsze na nie wrzeszczę, a później wypominam przez pól filmu i nikt już nie chce ze mną go oglądać :|
Zamęcz chłopaka! Chociaż, okej niekoniecznie pisaniem rozdziału >:3
R.I.P. herbatka {*}
Nathiel i Laura nadają się na parę. Szczerze mówiąc wyczuwam lekką chemię w tym jak chcą się zabić...
NO HALO. kto w końcu by nie chciał mieć chłopaka psychopatę?
A tak zupełnie btw.. JESTEM JEBANĄ WRÓŻKĄ. No po prostu wiedziałam że Deaniel to durny wsieś który stchórzył. Szczerze mówiąc tal u mnie zaminusował, że aż wypadł poniżej Amy, która papla wszystko wrogu :/
W ogóle serio uważam za romantyczne takke spiknięcie rozrywkowego Nathiela z dupą albinosa :> lepsze to niż Deaniel :/ bo jestem kuźwa pewna że uciekł i nic mi nie grozi, jest po prostu zbyt dupiasty. To nawet ja jestem mniejszym pedałem :|
Wybacz, chyba piszę coraz krótsze te komentarze :<
Stuprocentowo zgadzam się z komentarzem od anonimka tego z "super x92727265262" C:
Aha noi tytuł mi się kojarzy z ciąża i przez cały rozdział czekałam na sex :|||
UsuńOstatni skomentuję rano, bo lecę na zbity pysk, a machnę Ci później taki super długi komentarz c:
*chyba!!!!1!*