niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 8 - "No, chyba sobie jaja robisz!"

Nareszcie rozdział z którego jestem zadowolona C: dzisiaj specjalnie dla Was niczego nie brałam, a dilera odesłałam do piekła. W efekcie mamy (nie)całkiem normalny rozdział. Dziękuję A. za wytrwale wysłuchiwanie się w rozdział, podczas którego uświadomił mi, że obrót o 360 stopni to powrót do tej samej pozycji. O, a wujek Google powiedział mi o tym, że domestos wywodzi się z północnej części Anglii i powstał w 1929 roku. Miłego czytania.

[09.07.2017] POPRAWIONE
Trochę zajęło, zanim znowu zaczęłam poprawiać rozdziały, ale powiedzmy, że to wina sesji! Jak tak to wszystko czytam od początku to... matko, jaką ja miałam porytą wyobraźnię. W sumie wciąż mam.
***

– Chodź.
Deaniel chwycił mnie gwałtownie za rękę i pociągnął w stronę schodów. Jego uścisk sprawił mi ból. Syknęłam głośno z nadzieją na to, że mnie usłyszy i odrobinę ochłonie, ale najwyraźniej nie zamierzał. Z jakiegoś powodu był bardzo podenerwowany. Ciągnął mnie, nie zważając na to, że nie nadążam za jego krokami. Po podłodze walały się butelki, kubki i inne bliżej nieokreślone przedmioty, które z trudem wymijałam.
Co mu zrobiłam? Czy to moja wina, że działy się tu jakieś dziwne, niedające się wyjaśnić żadnym logicznym faktem rzeczy? Czy to moja wina, że trafiliśmy do domu Nathiela? Mogłam tu nie przychodzić. Od samego początku wiedziałam, że ta impreza nie jest dla mnie. Żadna impreza nie była dla mnie.
Kiedy nadepnęłam piętą na butelkę, syknęłam z bólu. Wtedy uznałam, że nie dam sobą pomiatać. Wciąż byłam człowiekiem, nie rzeczą czy zwierzątkiem, które można było przenosić z miejsca na miejsce.
– Może wytłumaczysz mi przynajmniej o co chodzi? – spytałam zirytowana.
– Jeśli mi powiesz, kim jesteś – odpowiedział chłodno.
Jego zachowanie naprawdę mnie zdziwiło. Czułam się, jakby ta dziwna szara bariera zabrała Deaniela, którego znałam. Teraz nie miałam już przed sobą miłego chłopaka, który niewinnie mnie podrywał. Teraz był to groźny typ, który z jakiegoś nieokreślonego powodu stracił do mnie całe swoje zaufanie.
Nie bałam się go i nie zamierzałam.
Tym razem to ja pociągnęłam go za dłoń, w efekcie czego obydwoje stanęliśmy w połowie drogi na piętro. Przez chwilę milczeliśmy, wpatrując się w siebie tak samo badawczym i wyczekującym wzrokiem. Cisza zdawała się przedłużać.
– Więc? – spytał Deaniel, jakby próbował mnie przekonać do zdemaskowania. Problem tkwił w tym, że nie wiedziałam co mam demaskować. Nie miałam nic do ukrycia.
– Najpierw mówisz, że mnie kochasz, a potem patrzysz na mnie z nienawiścią? – prychnęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku. – Czy to moja wina, że się tutaj znalazłam? Moja wina, że trafiliśmy do domu tego psychicznie chorego kretyna, który wyżyna wkoło niewinnych ludzi? Jestem najzwyklejszym w świecie człowiekiem! Człowiekiem z krwi i kości!
Dan patrzył na mnie chwilę z miną bez wyrazu. Wydawało mi się, że stoimy tu wieczność, a ja miałam tego już dosyć. Jeszcze chwila i zeszłabym na dół tylko po to, żeby na niego nie patrzeć. Nieważne, że z dołu dochodziły głośne trzaski, okrzyki i piski.
– Przepraszam – powiedział nagle Deaniel, natychmiastowo wracając do swojej spokojnej postawy. – Musiałaś znaleźć się tu przez przypadek, to na pewno nie twoja wina.
– No co ty? – spytałam ze zjadliwą ironią w głosie. – Może sądziłeś, że jestem demonem?
– Nie – westchnął.
Jeszcze raz chwycił mnie za dłoń – tym razem jednak delikatniej – i pociągnął w górę. Teraz mu się nie spieszyło. Szedł powoli, zupełnie jakbyśmy wyszli na mały, wieczorny spacer. Zaczynałam podejrzewać, że z jego psychiką było coś nie tak. Może potrzebował jakiejś terapii antystresowej? Albo miodowego miesiąca spędzonego w nowopowstałym zakładzie dla obłąkanych. Dla niego mogłabym rozbić swoją cenną świnkę i dorzucić się do leczenia.
Czy ktoś mi wreszcie wyjaśni, co tu się do jasnej cholery działo? Cały dom zalał się w jednej chwili szarością, ludzie znieruchomiali wtapiając się w ten bezbarwny obraz, a my „szczęśliwi” i kolorowi uciekaliśmy od tego, co się działo się na dole. Czy moje życie musiało ostatnio tak bardzo odbiegać od zwyczajowej dla mnie rutyny? Koniec z niespodziankami, chcę odwyku.
Gdy dotarliśmy na piętro, Deaniel wepchnął mnie do jakiegoś pokoju z wielką, białą tabliczką na drzwiach, na której był narysowany pies. Czarne i grube litery głosiły: „Nie wchodzić, bo gryzę”. Zgadywałam, że był to pokój Nathiela – taka informacja pasowała tylko do niego. Po ubłoconych krańcach tej blaszanej informacji zdołałam się zorientować, że nie kupił jej w żadnym markecie. 
Rozglądnęłam się wkoło. Na podłodze, której prawie w ogóle nie było widać, leżał stos wygniecionych i brudnych ciuchów, pozdzierane karty do gry, płyty z grami i muzyką, poduszki oraz różne, niecenzuralne gazety. Na biurku udekorowanym czerwonymi zeschniętymi plamami po ketchupie, stał piętrzący się stos użytkowanych już jakiś czas temu naczyń. Wydawało mi się, że jedyne co było czyste w tym pokoju, to ściany w kolorze błękitu oraz błyszczący nowością laptop stojący na biurku wśród śmieci – był otwarty. Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się teraz w zupełnie obcym miejscu i byliśmy uczestnikami jatki, która odbywała się piętro niżej, zaczęłabym się śmiać. Na ekranie widniał wielki czerwony napis na czarnym tle, który głosił: „Zabiję wszystkie demony”. No, pięknie. Nathiel naprawdę miał jakiś demoniczny fetysz. Teraz moje teorie odnośnie słabego zdrowia psychicznego tego popapranego nastolatka okazały się być w pełni uzasadnione i prawdziwe.
– Schowaj się pod łóżko – usłyszałam znienacka.
– Co? – Spojrzałam zdziwiona na Deaniela. Początkowo myślałam, że żartuje.
– Schowaj się. Nie chcę, żeby coś ci się stało – mówiąc to, posłał mi spojrzenie pełne troski. Nie, ani trochę to na mnie nie zadziałało. Nie zapomniałam o tym, jak zachowywał się jeszcze kilka minut wcześniej, a nie byłam osobą, która łatwo i szybko przebacza.
Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się kpiąco.
– A ty co zrobisz? – spytałam.
– Wrócę na dół.
Spojrzałam na niego jak na ostatniego idiotę na świecie.
– Jesteś samobójcą? – spytałam i to całkiem poważnie.
Deaniel uśmiechnął się delikatnie, jakby stwierdził, że nie musi potwierdzać tego, co jest prawdą. Potem machnął mi ręką na pożegnanie i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie zupełnie samą na środku burdelu, w którym brakowało tylko roznegliżowanych prostytutek.
– Dzięki – mruknęłam do siebie z niezadowoleniem.
Podeszłam do rozmemłanego łóżka i zgarnęłam z niego wszystkie magazyny – uznałam, że ozdobienie podłogi kilkoma dodatkowymi kolorami nie zniszczy naturalnego piękna tego burdelu. Przepraszam, pokoju.
Usiadłam na miękkim posłaniu, mało nie przewracając się na plecy – byłam raczej przyzwyczajona do twardszego materaca.
Cóż, zostało mi tylko i wyłącznie czekanie, bo na dół się nie wybierałam – posiadałam jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Nie było tu zbyt wiele rzeczy do zrobienia, a sprzątać obcego pokoju nie zamierzałam – jeszcze tak zdesperowana nie byłam – dlatego moim jedynym zajęciem było siedzenie, wpatrywanie się we własne nogi i wsłuchiwanie się w odgłosy walki. To dziwne, ale nie czułam się zagrożona. Cała ta sytuacja wydawała mi się być zmyślona na potrzebę jakiegoś chorego, dziwnie realistycznego snu. Zdarzało się, że śniłam w sposób typowo fantastyczny, także istniało wielkie prawdopodobieństwo, że to moja wyobraźnia wzbogacona o potężne dawki różanego Earl Greya zadziałała na moje śnienie. Czekałam aż obudzi mnie moja mama. W szkole opowiem zapewne o swoim durnym śnie Deanielowi i razem będziemy się z niego śmiać.
Demony. Nie mogłam wymyślić czegoś lepszego?
Czas wydawał się płynąć w spowolnieniu. W pokoju pachnącym starymi skarpetkami siedziałam już dobre pół godziny. Znudziło mi się wpatrywanie w plakaty japońskich, animowanych dziewczynek z majtkami na wierzchu. Chodzenie po pokoju Nathiela również nie było zbytnio bezpieczne. Mogłeś na przykład natrafić na brudne gacie lub zaplątać się w kable od bliżej nieokreślonych urządzeń, co mogło doprowadzić nawet do śmierci, w końcu nigdy nie wiadomo w co mogłeś uderzyć, lecąc na stertę przepoconych ciuchów. Niezbadane były wyroki zakrytych bambetlami podłóg.
Patrząc na ten obraz nie miałam wątpliwości co do tego, że znajduję się w pokoju chłopaka. Młodego, chaotycznego, szalonego, zboczonego i nienormalnego chłopaka, który miał obsesję na punkcie demonów.
Nie, dalej nie wierzyłam w tę bajkę. Nawet krzyki Nathiela mieszające się z innymi oddźwiękami dobiegającymi z dołu nie upewniały mnie przy tym, że to co się tam dzieje jest „krwawą jatką” z potworami w roli głównej. Może to była po prostu jedna z tych imprezowych bitew, podczas których ludzie upijali się tak bardzo, że zaczynali szaleć. Kto wie, co dolano im do drinków? Może ja sama naćpałam się tego świństwa, wdychając opary z gęstego i stęchłego powietrza?
Machając nogami wsłuchiwałam się w okrzyki Nathiela, który był głównym aktorem tego przedstawienia.  „Zabiję skurwysyna!”, „Sorath, daj mi się pobawić, nie bądź lama!”, „Ty to widziałeś?! Podarł mi koszulę!”. Moja głowa pękała od jego jazgotu. Miałam go dosyć. Chciałam stąd wyjść i cieszyć się swoim całkiem zwyczajnym życiem. Tu nie czułam się normalnie.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam za okno – przynajmniej tam nie było szaro. Bariera ominęła także pokój, w którym się znajdowałam. Mogłam mieć po prostu przywidzenia albo chwilową zaćmę oczu. Może czas najwyższy wybrać się do okulisty?
Po kilkunastu minutach w końcu zrobiło się cicho. Byłam pewna, że lada moment przyjdzie po mnie Deaniel. Siedziałam tyłem do drzwi i wyczekiwałam jego przyjścia jak grzeczny piesek. Cały czas wpatrywałam się w poczerniałe niebo obsiane malutkimi, srebrnymi guzikami. Z nudów zaczęłam nawet układać z nich wzory.
Drzwi w pewnym momencie zaskrzypiały złowieszczo. Nie zadałam sobie trudu i nawet się nie obróciłam. Deaniel musiał stąpać jak sarenka, ponieważ nie słyszałam jego kroków. Zaskoczył mnie w momencie, kiedy zasłonił mi dłońmi oczy. Zasłonił to mało trafne określenie – zaczął mnie macać po twarzy, jakby próbował odgadnąć samym dotykiem, czy to na pewno ja.
Zdziwiłam się. Może tam na dole wszyscy umarli z przedawkowania, a Deaniel oszalał?
– Dan, dobrze się czujesz? – spytałam już lekko zaniepokojona.
Jego dłonie na moment wstrzymały swoje badawcze zamiary. W odpowiedzi usłyszałam groźnie burknięcie, nie żadne słowa. Zanim zdążyłam się zorientować, że żaden człowiek nie wydaje takich dziwnych oddźwięków, zostałam pociągnięta za włosy tak mocno, że uderzyłam plecami w łóżko. To, co zobaczyłam, sprawiło że miałam ochotę zemdleć.
Nade mną pochylało się ohydne monstrum, którego nie powstydziłby się sam Masterton. Okalała go cienista powłoka, przez co wyglądał jakby płonął, ale nie ogniem, a cieniem. Z miejsca, gdzie u człowieka powinny być usta, jemu wystawały długie, białe kły ociekające ludzką krwią, a tam gdzie powinny znajdować się oczy, osadzone były złowieszczo błyszczące zielone punkciki.
Krzyknęłam.
Poderwałam się z łóżka i odsunęłam się gwałtownie pod samą ścianę – dotknęłam ją dłońmi, aby upewnić się, że nie mam już drogi ucieczki. Stwór nie czekał. Rzucił się na mnie z długimi, czarnymi i prawdopodobnie ostrymi pazurami. W ostatniej chwili chwyciłam za nocną lampkę stojącą na szafce i cisnęłam nią prosto w jego głowę. To jednak niewiele pomogło. Zyskałam zaledwie kilka sekund na ucieczkę.
Potwór wydał z siebie wściekły okrzyk. Gdy zaczęłam uciekać w stronę drzwi, chwycił za moją sukienkę wstrętnymi pazurami i bezczelnie ją podarł. Tak, wiem, błękit to nie mój kolor.
Nie przejmowałam się tym, że miałam teraz nagie udo. Priorytetem było dla mnie przetrwać i zachować życie.
Wypadłam przez drzwi w ostatniej chwili skręcając w lewo – zapewne gdybym tego nie zrobiła, pazury potwora wbiłyby się w moją szyję, a nie w ścianę.
Pisnęłam jak mała, przerażona dziewczynka. Nawet nie wiedziałam gdzie biec! Strach pozbawił mnie logicznego myślenia i orientacji w terenie. Minęłam schody tylko po to, by nie zostać zabita. Nie miałam wyboru, jak po prostu wejść do kolejnego pomieszczenia, w którym mogłam spróbować się zabarykadować i liczyć na łut szczęścia w postaci ratunku. Padło na łazienkę. Wpadłam tam jak lawina, zamknęłam drzwi i nie czekając aż potwór je wyważy, przesunęłam pod nie szafkę. Wiedziałam, że nie zatrzymam go na długo. Musiałam zastosować inne, dodatkowe środku ostrożności.
 Rozglądnęłam się. Na moje nieszczęście nie znajdowało się tu żadne okno, przez które mogłabym uciec. Wokół mnie leżały buteleczki z szamponami, żelami i innymi rzeczami codziennego użytku.
Oczy zaszły mi łzami. Jeżeli taki miał być mój koniec, to naprawdę bardzo dziękuję osobie, która wymyśliła dla mnie taki scenariusz. Od samego początku wiedziałam, że moje życie to żart, ale nie podejrzewałam, że skończę śmiercią jak z horroru.
Nie potrafiłam przesyłać myśli, ale miałam nadzieję, że Deaniel w końcu się tu zjawi i użyje swoich domniemanych demoniczny mocy, by zniszczyć tego potwora.
Nim zdążyłam uzbroić się w coś, co mogłoby mi posłużyć do walki, demon zrobił wielką dziurę w drzwiach, a potem bez problemu roztrzaskał szafkę, która torowała mu drogę. Wszedł do łazienki, a potem groźnie na mnie łypnął, zupełnie jakby chciał mi przekazać informację, że przed nim lepiej się nie chować, bo tylko go rozwścieczę (co oczywiście zrobiłam).
Zrozpaczona chwyciłam za ostatnią, wątłą deskę ratunku. Słuchawkę od prysznica. Gdy potwór zaczął biec w moją stronę z wystawionymi przed siebie pazurami, zamknęłam oczy i skierowałam na niego strumień gorącej wody. Myślałam, że to nie zadziała, ale... udało się. Zamknął swoje zielone ślepia, próbując odgonić się łapami od wody. Nie czekając, chwyciłam za domestos stojący na wannie (kto trzyma środki chemiczne na wannie?). Z tego co udało mi się wywnioskować, monstrum miało oczy tak samo wrażliwie jak człowiek, dlatego miałam szansę na ucieczkę.
Zakręciłam wodę i skierowałam w jego stronę nową, chemiczną broń. Gdy tylko otarł ślepia z wody i otworzył je, nacisnęłam na żółtą, plastikową butelkę i posłałam w jego stronę wąski strumień środka do mycia toalet. Potwór zawył z bólu tak silnie, że łazienka się zatrzęsła, a potem upadł na podłogę i zaczął się po niej tarzać.
Laura pogromca potworów.
Rzuciłam moją zabójczą broń gdzieś w kąt łazienki i zaczęłam uciekać. Stwór był jednak sprytniejszy. Chwycił mnie za nogę, powalił na kafelki i pociągnął po podłodze w swoją stronę. Zaczęłam wyrywać się jak oszalała. Rozpaczliwie chwytałam się ceramicznych płytek, który nie dawały mi żadnego punktu zaczepu, ponieważ były zbyt śliskie. W pobliżu nie było niczego, za co mogłam się chwycić. Byłam skazana na wolę potwora.
Nie chciałam ginąć w taki sposób!
Potwór zostawił długi i krwisty ślad na mojej łydce. Rzucałam czym mogłam w jego stronę, żeby tylko mnie puścił, ale to nie pomagało. Gdy chwycił mnie w żelazny uścisk i otoczył mnie swoją cienista poświatą, mogłam już tylko zamknąć oczy i czekać na śmierć.
– Tu się ukrył – usłyszałam.
Bałam się otwierać oczy. Wiedziałam, że ktoś przyszedł, wiedziałam, że miałam szansę na ocalenie, ale czy ten ktoś naprawdę chciał mnie uratować?
– A może nie potrzebujesz pomocy? – usłyszałam ten sam rozbawiony głos. Wtedy domyśliłam się, kto raczył zawitać w progi własnej łazienki. Gdybym miała wolne ręce na pewno bym się przeżegnała i odmówiła modlitwę.
Dziękuję mamo, że o mnie dbałaś, ale nadszedł mój czas. Siedemnaście lat to dużo, prawda? Może to nawet nie połowa mojego życia, ale powinnam się cieszyć, że los w ogóle pozwolił na mój marny żywot. Amen.
Otworzyłam oczy. Stał przede mną Nathiel i wspierał się leniwie na swoim biodrze. Zdawało się, że nie obchodziło go to, że lada moment umrę. Tak, to była ta chwila, kiedy stawałam się zdesperowana.
– Skoro taki z ciebie wielki łowca, to mnie uratuj! – powiedziałam nienaturalnie piskliwym głosem, bliska płaczu. W tej sytuacji mogłam się zniżyć do tak niskiego poziomu, w końcu moje życie wisiało na włosku.
Gdy ja siłowałam się z potworem, Nathiel wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni nóż. Powolnym krokiem zaczął iść w moją stronę. Naprawdę mu się nie spieszyło.
– To najsłabszy demon jakiego w życiu spotkałem – powiedział teatralnie zawiedzionym głosem.– Inny już dawno by cię pochłonął. Szkoda.
Nathiel pociągnął mnie gwałtownie za rękę, bez problemu wyrywając mnie z objęć potwora. Wylądowałam kolanami na kafelkach tuż obok jego nóg.
Mój wybawiciel zaczął bez celu wymachiwać nożem w górze – to wyglądało, jakby próbował trafić jakiegoś niewidzialnego przeciwnika. Nie spodziewałam się, że jego czyn miał głębszy sens.
W powietrzu pojawił się świetlisty znak. Nathiel przebił go zgrabnym ruchem i trafił nożem prosto w demona. Jego zagłada była dosyć spektakularna – wydał z siebie coś pomiędzy burknięciem zwierzęcia a okrzykiem ludzkim i... zniknął w rozpływającej się w powietrzu cienistej powłoce.
 W łazience zaległa cisza.
Nie mogłam się ruszyć. Siedziałam na podłodze obolała i przerażona, próbując opanować drżenie rąk. Cały czas kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że lada moment odlecę. Nathiel tymczasem przeciągał się leniwie, jakby dopiero co wstał z łóżka i cieszył się nowym dniem.
– No, dobra – zaczął wesoło. Uklęknął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy. W jego wyrazie twarzy było coś niepokojącego. – Mogę wiedzieć kim jesteś? Bo chyba nie demonem? – uśmiechnął się do mnie zabójczo i przekręcił głowę w bok. Wyglądał niebezpiecznie uroczo. – Swoją drogą – spojrzał na moje niemalże nagie udo i podartą sukienkę, jakby chciał mnie pochłonąć samym wzrokiem. – Seksowna nóżka. Dzięki niej wyglądasz na mniej sztywną niż jesteś – wyszczerzył się.
– Starasz się być miły, czy chcesz mnie jeszcze bardziej wkurzyć? – spytałam chłodnym, choć drżącym głosem.
– Łał, podziwiam cię. – Chłopak uśmiechnął się ironicznie na boku. Cały czas spoglądał prosto w moje oczy. – Trzęsiesz się jak osika, masz łzy w oczach, a mimo tego potrafisz udawać całkiem groźną. – Pokazał mi kciuka i wyszczerzył się. Nie powiedział tego dlatego, że mnie podziwiał. Kpił ze mnie.
Nic nie powiedziałam, bo co miałabym rzec? Że to prawda? A potem narazić się na kolejne przytyki ze strony tego kretyna? Byłam roztrzęsiona, przerażona i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To było szokujące przeżycie. Obawiałam się, że przez nie będę miała traumę do końca życia. Z pewnością nie obejrzę już żadnego horroru, a w domu zamontuję więcej zamków i kilka pułapek na demony. Może przeprowadzka do piwnicy również nie byłaby złym pomysłem?
Nathiel wstał z podłogi z głośnym westchnięciem i podał mi rękę. To samo zrobił, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Wtedy nie przyjęłam jego dłoni, dziś nie miałam wyboru, inaczej siedziałabym tu całą noc. Gdy chłopak pociągnął mnie w górę silnym ruchem, syknęłam z bólu.
– Ranna? – Uniósł brew i udał, że ogląda mnie dokładnie z każdej strony, próbując naleźć źródło mojego cierpienia, tak naprawdę patrzył się na nagie udo. Nie był ani trochę troskliwy.
– Trochę – mruknęłam, nie czyniąc już ironicznych uwag.
– Sorathiel cię opatrzy – dodał, podtrzymując mnie ramieniem.
Sorathiel to zapewne ten blondyn, który wcześniej powstrzymał Nathiela przed rzuceniem się na mnie, kiedy nazwałam go gejem. Chętnie bym go bliżej poznała, bo wydawał mi się lepszym kandydatem do rozmowy niż Auvrey, a jeżeli ktoś miałby mi udzielić wyjaśnień odnośnie tego, co tu się działo, musiałam znaleźć odpowiednią osobę.
Do łazienki wpadł przerażony Deaniel. Zatrzymał się gwałtownie, żeby na nas nie wpaść. Gdy mnie zobaczył, pobladł. Najwyraźniej był nieco zdziwiony moim stanem i tym, że to nie on był moim wybawicielem. Zanim się do mnie zbliżył, Nathiel rzucił w jego stronę nóż. Nie trafił, ostrze przeleciało obok jego ucha. Najwyraźniej chodziło mu tylko o to, by nie podchodził.
– Z chęcią bym cię zabił – warknął w stronę mojego przyjaciela. Chwilę potem przybrał jednak łagodniejszy ton i wyraźnie się rozluźnił – ale zrobię wyjątek, bo nam pomogłeś i uratowałeś dupę Soratha – westchnął. – Oczywiście jeżeli jeszcze raz włamiesz się do naszej organizacji i będziesz chciał ukraść coś, co nie jest twoje... – tu przerwał i przejechał palcem po szyi – to zginiesz marnie.
Dan skinął obojętnie głową i ruszył do przodu. Nathiel pchnął mnie w jego stronę.
– Masz swoją zgubę – burknął z niezadowoleniem.
Syknęłam z bólu i spojrzałam na mojego wybawiciela ze zgrozą. Miałam ochotę rzucić w jego stronę jakąś ironiczną uwagą, ale... cóż. Uratował mnie. Należał mu się szacunek. Przynajmniej chwilowy.
– Bariera zaraz przestanie działać. Radziłbym wam w drodze powrotnej zajść do kuchni. Znajduje się na dole, po lewej. Będę tam czekał razem z Sorathem – mruknął. Spojrzał na nas ukradkiem w taki sposób, że nie śmieliśmy mu odmówić, potem podrzucając nóż do góry, wyszedł z łazienki.
Razem z Deanielem milczeliśmy. Wciąż nie mogłam pojąć co takiego się stało. Początkowo miałam dziwne wrażenie, że to po prostu zły sen wytworzony przez moją chorą wyobraźnię, ale nie mogłam siebie dłużej oszukiwać. To działo się naprawdę, dowodem na to był ból pulsujący w mojej zakrwawionej łydce.
– Laura – zaczął Deaniel, patrząc na mnie ze zmartwieniem w oczach. Otworzył usta, żeby coś z siebie wydusić, ale zamiast tego uciekł w moje objęcia. Przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej z taką delikatnością, jakby bał się, że może mnie uszkodzić, twarz ukrył w moich włosach, które plątały się na ramieniu.
Poczułam nagły zawód. To dziwne, powinnam się przecież cieszyć, że przeżyłam i jestem w ramionach osoby, przy której nic złego mi nie grozi, a jednak nie czułam się przez to bezpieczniejsza czy szczęśliwsza. Irytowało mnie to, że Deaniel zostawił mnie na pastwę losu. Chciał zaskarbić sobie zasługi Nathiela, któremu nawet nie zdołałam podziękować?
– Przepraszam – szepnął do mojego ucha, jakby wyczuwał, że brak odwzajemnionych uczuć jest spowodowany jego nagłym zniknięciem. – Naprawdę przepraszam.
Najwyraźniej byłam głupia i naiwna, bo przekonał mnie do siebie jednym słowem. Uczucie zawodu zniknęło i ustąpiło miejsca uldze. Założyłam ręce na jego szyję i przytuliłam go tak samo delikatnie jak on mnie.
Zachciało mi się płakać. Przeklęłam siebie w duchu za zadziwiającą wylewność uczuciową, ale musiałam spróbować chociaż zrozumieć moje ludzkie odruchy. Wciąż byłam w szoku i potrzebowałam kogoś, kto sprawi, że poczuję się bezpieczna.
Deaniel oderwał się ode mnie dopiero po kilku minutach trwania w ciszy. Wtedy bez słowa zarzucił moją rękę na ramię i ruszył w stronę wyjścia z łazienki. Gdy znaleźliśmy się na schodach, pomógł mi z nich zejść. Przeprawa przez nie była prawdziwą i bolesną katorgą, ale nie chciałam, żeby Deaniel musiał mnie nieść – stanowczo mu tego zabroniłam. Zeszłam po schodach prawie samodzielnie, z małą, przyjacielską pomocą.
Gdy dotarliśmy pod drzwi kuchni, szary obraz zaczął powoli znikać.
– Boisz się? – spytał mnie, chwytając za klamkę.
– Nic straszniejszego niż to, co przed chwilą przeżyłam, nie może mnie spotkać – odpowiedziałam bezbarwnym tonem głosu.
Dan westchnął ciężko i otworzył drzwi od kuchni.
***
Głośna muzyka raniła moje w uszy jeszcze bardziej, niż wcześniej, gdy byłam w salonie. Czułam się słaba i z niechęcią patrzyłam na to, jak znajomy Nathiela przemywa mi ranę bliżej nieokreślonym płynem. Na pewno nie była to woda utleniona. Środek odkażający, który trzymał w dłoni miał żółtawą barwę i śmierdział jak osikane przez kota buty.
Spojrzałam w bok na Deaniela, który z przejęciem i troską wpatrywał się w dłonie blondyna, a potem na Nathiela, który siedział na blacie i wpatrywał się uparcie w moje nagie udo. Nachmurzyłam się.
– Możesz przestać?– spytałam chłodno.
– Z czym? – zapytał chłopak, udając zdziwienie.
– Wciąż patrzysz się na moją nogę.
– Tę bladą nogę? – prychnął, wskazując na nią palcem. – No, chyba sobie kpisz.
Westchnęłam, całkowicie się poddając.
– Nie powinnaś prowadzić bezcelowych dyskusji z Nathielem. Niespostrzeżenie potrafi sprowadzić człowieka do swojego poziomu intelektualnego – przyuważył spokojnym głosem Sorathiel, który właśnie bandażował moją nogę. Nathiel spojrzał na swojego przyjaciela z niekrytym oburzeniem. Założył ręce na piersi jak obrażone dziecko.
– Wal się, Sorath – burknął. Zeskoczył z blatu, na którym siedział i chwycił za pobliskie krzesło, stawiając je zaskakująco blisko mojej osoby. Usiadł na nim w odwrotny sposób od normalnego – objął nogami drewniane nogi i wsparł się luzacko łokciami o oparcie. – Skończyłeś? – spytał, spoglądając na blondyna.
Sorathiel skinął głową na potwierdzenie i wyprostował się. Nie spoglądał na swojego przyjaciela, tylko na mnie. Posłał mi delikatny i uspokajający uśmiech mówiący o tym, że nie mam się czego obawiać.
– Dziękuję – powiedziałam cicho. Czułam się odrobinę lepiej. Drżenie ciała ustało i powoli nabierałam dawnych kolorów, słaba byłam jednak w dalszym ciągu i wolałam nie wstawać z krzesła, żeby przypadkiem nie zaliczyć podłogowej gleby.
– Może teraz porozmawiamy o tym, co robiłaś w środku bariery? – Nathiel pochylił się ku mnie z wrednym uśmiechem. Był zdecydowanie za blisko mojej twarzy. Z trudem powstrzymałam się od tego, żeby pacnąć go dłonią i pokazać, gdzie jest jego miejsce. – Wiesz, zazwyczaj mają do niej dostęp tylko demony – tu spojrzał na Deaniela – i łowcy, którymi jesteśmy. – Tym razem spojrzał na Sorathiela.– Jakim cudem znalazła się tam zwyczajna nastolatka?
– Skąd mam to wiedzieć? – burknęłam, spoglądając na niego spode łba.
– Laura nie może być ani demonem, ani łowcą – powiedział z powagą Deaniel. – Widzieliście przecież jej krew.
– Więc może istnieje inny powód? – spytał Nathiel. – Może akurat macałaś Deaniela i przekazał ci swoją demoniczną moc, dzięki której znalazłaś się wśród nas?
– Tak, masz racje. Macałam go tak mocno, że zaczął krzyczeć bym przestała – syknęłam.
– Mówisz, że się tak podjarał? – udał zdziwienie, a ja przewróciłam oczami.
Sorathiel miał racje. Nie można prowadzić z nim dłuższych konwersacji. Może cię sprowadzić na samo dno intelektualności ludzkiej.
Spojrzałam na Deaniela, który posłał Nathielowi pobłażliwy uśmieszek.
– Skończmy z tymi idiotycznymi rozważaniami – powiedział. – To czysty przypadek.
– Całkowicie czysty, ani trochę brudny – przyznał czarnowłosy łowca, kiwając znacząco głową.
Reszta dialogów prowadzona pomiędzy trójką chłopaków przestała do mnie docierać. Zajęłam się własnymi rozważeniami, odłączając całkowicie mózg od świata realnego.
Miałam wrażenie, że dzisiejszej nocy nie zasnę, a jeśli zasnę, to będę śniła o strasznych potworach, które będą chciały pozbawić mnie we śnie życia. Przyznaję, do tej pory nie wierzyłam w demony, teraz nie miałam wyboru jak w nie uwierzyć. Demony istniały, jeden chciał mnie nawet zabić. Z tego, co wcześniej tłumaczył Sorathiel, miałam okazję zetknąć się z młodym cienistym potworem. Młode nie są tak groźne jak dorosłe. Ten był najwyraźniej na swoich pierwszych łowach i nie wiedział jak mnie potraktować. Gdyby był bardziej doświadczony, pochłonąłby mnie w całości i wyżarł całą moją energię, a Nathiel nie zdążyłby nawet dotrzeć do miejsca mojego zgonu. Miałam szczęście. Szczęście w nieszczęściu.
Spojrzałam na Deaniela, który zajęty był spokojną wymianą zdań z Sorathielem. On też był demonem. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego w formie ludzkiej. Może to nie była jego prawdziwa postać? Może potrafił się zmieniać w takie same ohydztwo, jakie napotkałam? Na samą myśl o tym, wzdrygnęłam się. Nie chciałabym pewnego dnia ujrzeć go w takiej odsłonie. Uciekałabym, gdzie pieprz rośnie.
 Zagadka gonitwy za Deanielem została rozwiązana. Zastanawiało mnie, dlaczego wkradł się do organizacji, w której pracował Nathiel. Dowiedziałam się tyle, że próbował coś ukraść, pytanie tylko co. Miałam tak wiele pytań odnośnie demonów, łowców i samego Deaniela, że rozbolała mnie głowa. Nie mogłam uporządkować myśli. Gdy chciałam je uspokoić i zająć się słuchaniem rozmowy trójki chłopaków siedzących nieopodal mnie – nie mogłam. Nawet otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć  i… milczałam.
Deaniel spojrzał na mnie zaniepokojony. Mówił coś do mnie. Mówił? Ruszał ustami. Nie słyszałam żadnych słów. Widziałam, że w pewnym momencie uklęknął przede mną. Czułam jak dotykał mojej twarzy chłodną dłonią. Nathiel wskazał palcem na moją zranioną łydkę. Poszłam za jego śladem i spojrzałam w dół. Bandaż w tempie błyskawicznym zaczął zalewać się krwią. Nie wiedziałam, co się działo. Może miałam jakieś halucynacje?
Ktoś mnie dotykał, może nawet przeniósł do pionu, bo straszliwie kręciło mi się w głowie. Z ruchu warg rozczytywałam swoje własne imię. Ktoś musiał je wykrzykiwać. Przez myśl przeszło mi, że umierałam.
Straciłam całkowitą władzę nad własnym ciałem. Zsunęłam się w dół, ale ktoś mnie złapał. Nie było już przejmującej ciszy. Słyszałam przytłumione szepty, a na koniec, nim całkowicie utraciłam przytomność, ktoś wykrzyknął:

– No, chyba sobie jaja robisz!

22 komentarze:

  1. I to piękne zakończenie! :D ee tam że umiera czy co innego, pff :D
    Tylko się zastanawiam jak amerykanie wymówią Deaniel. Diiejniel jakoś tak ;-; poplątane trochu :-: przynajmniej się ogarnął tam na schodach i nie próbował się fochać.
    Ehh, ja tu trochę nie w temacie ;-;
    Ale masz fajny styl pisania i mi się podoba, w ogóle całe opowiadanie wydaje się ciekawe hmm, jak się oderwę od nauki to postaram się wpaść i poczytać od początku.. :>
    Pozdrawiam! ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżu kolczasty w borze szumiącym! "Wrócę tu za kilka godzin" tak. No tak, tal faktycznie. Ale chyba właśnie chodzi o to że jednak NIE :/ w każdym razie jestem, lepiej późno niż wcale..
      Jestem dzisiaj emocjonalną kluchą i chyba trochę się spedale jak powiem że zaczęłam ryczeć w momencie w którym już ją dopadł w łazience i na sam koniec jak przestała kontaktować. Tak, mam takie dziwne dni do ryczenia nawet przez słodkie pieski robiące wow ;___;
      "Błękit to nie mój kolor". No tak, zapomniałam, BO TO TAKIE WAŻNE W TYM MOMENCIE. Ale niech będzie. Tu też ryczałam. Ze śmiechu ._. "
      "Sorath, daj mi się pobawić!" (czymkolwiek chciał się bawić)" ja wiem czym chciał się bawić >:D ale tym grzeczni chłopcy się nie bawią. :///
      W takim razie kim do jasnej cholery jest Laura?! Jak się w tym rozdziale nie dowiedziałam, to domyślam się że w najbliższym czasie mi nie powiesz :/ *ale mnie korci żeby rzucić pisanie komentarza w pierdut i lecieć czytać dalej :|* no i co teraz będzie z naszą białą dupą? :< i co takiego chciał ukraść Deaniel? Czy niedźwiedzie polarne zjadają pingwiny? ;-;
      Tym domestosem też mnie zabiłaś.. ja bym nie potrafiła się ruszyć z miejsca gdyby coś takiego mnie atakowało, a co dopiero pomyśleć i kurcze zostawić się szafką. Epickie jeszcze było to obmacywanie twarzy Laury przez demona.
      Ale naprawdę umarłam przy doprowadzaniu Deaniela, przez co wydzieliłby swoją "demoniczność" co Ty ze mną robisz ;_;
      To niepodważalnie jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek miałam zaszczyt czytać w internetach ;_; czuj się ubóstwiana .-. Ja przy czytaniu mogę umrzeć z dwóch powodów i nie wiem który dopadnie mnie szybciej. Z napięcia i niewiedzy, czy raczej ze śmiechu przez Twoje nietuzinkowe teksty ,_,
      Jesteś moim guru, ziom. ;___;
      IDĘ CZYTAĆ DALEJ MWWAHAHA. Nareszcie. Nawet nie wiesz jak duży się pisanie komentarza *tak jeszcze był sensowny i żeby w ogóle rozwinięty był itp:/* kiedy chcesz iść natychmiast czytać dalej! :///
      Nie pozdrawiam, uciekam :D

      Usuń
  2. Dalej jest mi głupio za tego Nathaniela... ://
    Spędziłam dzisiejszy dzień na opiekowanie się blogami, pisanie rozdziałów i czytanie książek. I teraz naszła kolej na skomentowanie Twojego dzieła. :D
    Ciekawi mnie, dlaczego Laura została w tej barierze. I dlaczego ma normalną krew. Czyżby była w połowie demonem, w połowie łowcą? Nie, nieważne. Dziwne teorie. :))
    Co do pokoju Nathiel'a, to oprócz tych czasopism i plakatów, opisałaś wygląd mojego pokoju dwa lata temu, do czego teraz się nie przyznaję... xd
    Deaniel (i ta cała akcja z włamaniem do organizacji) mnie intryguje.
    No cóż, życzę weny i czekam na nn :))
    Pisz szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż nadal kocham Laurę:-) fakt ten rozdział jest troche bardziej normalny od poprzednich ale i tak mi się podoba:-) Poza tym zaczynam lubić Nathiela:-)taki słodlki jest...
    Ale ona przeżyje? Prawda.?? No mam nadzieję!

    OdpowiedzUsuń
  4. No faktycznie, rozdział jakby normalny ale mimo to był bardzo dobry.
    Mam tylko nadzieję że Laurze nic się nie stanie, w sensie... nic gorszego co do tej pory ją spotkało bo jak coś jej się stanie, to potnę się! Tak, szantażuje cie! Potnę się linijką.
    Eh... nie umiem być zabawna, szkoda ;( Więc streszczę krótko moją wypowiedz, rozdział był super!
    Pozdrawiam i czekam na kolejny ^^
    Elfik Elen

    OdpowiedzUsuń
  5. Długość rozdziału mnie powala :D Och, czytam i czytam i jest świetnie!
    Naff, wiesz, że Cie uwielbiam? ;) To opowiadanie jest GENIALNE!
    Nie będę wracała do "Darów", już to omawiałyśmy, ale w Twoim przypadku moje zainteresowanie jest większe, gdyż Laura jest inna niż Clary, również sarkastyczna, ale jeszcze nie wyczuwa się jej zainteresowania Nathiel'em i vice versa, na razie jedynie się wkurzają (no chyba, że Nathiela już bierze, bo spotkał dziewczynę, któej jeszcze nie zawrócił w głowie- w końcu gapił się jak debil na jej udo).
    Ok, przyznam z ręką na sercu- zakochałam się w Nathiel'u, boję się, że tym uczuciem zdradzę Logana, powstrzymaj mnie!
    Oo, demony, finally! :D
    Co jest z Laurą? Specjalnie będziesz się teraz nad nami pastwiła? Oj, niedobra Naff niedobra :P

    Jedno słowo podsumowania: KOCHAM!<3

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. hahahxd domestosem w oczy xdddd genialnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. * REKLAMA *
    Jeżeli czujesz za sobą obecność demona, a Ty dopiero wracasz z zakupów - przypomnij sobie, co kupiłaś / eś. Pogrzeb trochę w reklamówkach (ach ten irytujący szelest papierowej torby z Tesco) i natraf na dłonią to coś - Domestosa! Odkręć i lej po oczach skurczysyna! Nie miej litości!
    Domestos - zastępca gazu pieprzowego. Ostro wypala zmysł wzroku! *w tle słychać przerażonego demona*.
    Polecam, Laura!
    * KONIEC REKLAMY *
    Wybacz, musiałam to napisać. :D
    Dalej masz problemy z pisaniem poprawnych dialogów. Ich treść jest wyczesana w kosmos, ale te znaki interpunkcyjne krzyczą: Neff! Umieść nas dobrze! Miej litość, już od lat jestem w kropce!
    No i akapity. Nie wiem jak w wersji komputerowej, ale wersja mobilna ich nie odnalazła i również ubolewa. :C
    Dobra, idziemy do treści rozdziału.
    Nathiel to osoba, którą chętnie bym wyprostowała, bo jakbym miała z nim codziennie styczność to bym chyba rzygała japońszczyzną, a playboyami robiła coś znacznie gorszego. ;)
    Deaniel może i jest słodki, ale dla mnie jest nieco rozchlapany. Taka zakochana demoniczna istota, która wkrótce będzie oglądać M jak Miłość, płacząc nad tym, że powtarzają śmierć Hanki.
    A Laura? Ma cięty język nawet w najgorszej sytuacji. Już sobie wyobraziłam jak ma spadać w przepaść i jeszcze gada: skok na bungee bez zabezpieczeń... Nie jestem gotowa na dziecko ze śmiercią!
    Końcówka sama namawia na to, aby grzecznie czekać na następny rozdział. Rany, ja już chcę wiedzieć, co dalej! Normalnie "dziwki, koks i marmolada". Takie mieszane uczucia ze słodkim akcentem. :D
    Dobra, życzę ci weny i proponuję, aby Laura zawsze miała w kieszeni nóż. Jeżeli nikogo nie zabije to może sobie zrobić kanapki czy coś tam innego.
    Pozdrawiam! :D
    Ps. Znalazłam jeszcze błąd!
    " Skończmy z tymi idotycznymi rozwarzaniami." - rozwaŻaniami, zapewne idIotycznymi. :D Taka korekta. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Noo jaki długi rozdział.;-)
    Laura to ma przygody, ale mam nadzieję, że nic poważnego nie stanie się !!!!
    No i ma normalną krew? Hmmm , szybko musisz nam to wyjasnić !!!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę się zgodzić z moimi poprzedniczkami ,że długość rozdziału powalajaca.
    Ogólnie muszę przyznać ,ze dopiero nadrabiam Twoje opowiadanie i otwarcie głoszę wszem i wobec : ŚWIETNIE PISZESZ.STYL MASAKRYCZNIE DOBRY.
    Tylko to potrafię napisać bo jestem pod niesamowitym wrażeniem ,że nie jestem w stanie napisać nic więcej.Amen.
    W ogólnie nic już nie piszę bo tylko się pogrązam.
    Na koniec chcę aby dodać jedno:

    jesli masz ochotę to wpadnij do mnie i pozostaw po sobie ślad.Byłabym wdzięczna ,ponieważ dopiero zaczynam :*
    http://themoordeath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurczę, genialne! :D No i kim jest ta Laura? Czekam na wyjaśnienie :D Dużo dużo weny! :*
    i-jego-zielone-oczy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko to jest cudenko,<3
    I jeszcze jedno kim jest Laura?

    OdpowiedzUsuń
  13. Domestosem po oczach,
    Laura Colinns spółka z.o.o
    Yeah, czuję ten klimat ^__^
    >wzdycha<
    No i znowu nie mam co napisać, bo mówienie tego, że rozdział genialny, niesamowity i wow, już było.
    No to teraz w stylu pieseła: uszanowanko dla rozdziału ♥
    Ah, i wstawiaj następne szybciutko, bo wiesz... też mam domestos w domu XD
    Pozdrawiam i weny c;

    OdpowiedzUsuń
  14. Też się teraz zastanawiam kim ona może być ;-) Bardzo to wszystko tajemnicze. Ja bym chyba nie była na tyle rozgarnięta jeśli chodzi o tego potwora :P Uciekałabym i darła się na całe gardło! Nath mnie czasem denerwuje, ale teksty ma nieraz ciekawe :D W każdym razie rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na coś nowego! ;)
    Pozdrawiam! :-)

    P.S. Bardzo bym Cię prosiła, żebyś na przyszłość zostawiała powiadomienia o nowościach w zakładce ze spamem ;-) Niech wszystko na blogu ma swoje miejsce no i łatwiej będzie wszystko "ogarnąć"

    To chyba tyle. Życzę Ci weny i czekam na nowość :)

    [idealny-swiat]
    [echo-przeszlosci]

    OdpowiedzUsuń
  15. http://loop-of-fear.blogspot.com/2014/03/1-dusznosc.html ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ 1.

    OdpowiedzUsuń
  16. Masz rację masz być z czego zadowolona bo wyszło świetnie :) Czekam oczywiście na więcej, bo pochłaniam to z prędkością światła! :)

    Zapraszam do siebie na drugi, nowy rozdział :)
    http://my-world-is-your-name.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Baaaardzo jestem zadowolona, że rozdział jest taki długi, ale i tak nie do końca sie nim nasyciłam, bo to jest takie świetne, że chciałabym więcej i więcej! :)))) Masz bardzo dobry styl pisania i wyobraźnię, której naprawdę Ci zazdroszczę. :)
    Bardzo podoba mi się w tym opowiadaniu postać Laury i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, bo jestem strasznie ciekawską osobą! Byłoby mi bardzo miło, jeśli dostałabym o nim informację. :)
    ---
    zajrzyj do mnie znów, jeśli masz ochotę lovebutheartless.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. już wcześniej skomentowałam,ale tymczasem zapraszam na 6 rozdział.
    pozdrawiam Wigi <3

    http://themoordeath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Oto jestem. Wybacz, ze dopiero teraz. Rozdział cucucudny :) No i jaki długi. Oczywiście + za to. Bardzo polubiłam u cb postać Laury.
    Pozdrawiam
    Aqua
    http://aquasenshi.blogspot.com/2014/03/rozdzia-9.html
    zapraszam na 9 rozdział

    OdpowiedzUsuń
  20. Super rozdział :)
    tylko znowu nie dowiedziałam się czym jest Laura...
    Wydaje mi się, że Deaniel wcale nie chcę byś demonem skoro pomagał Łowcą :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Myślę, że Deaniel był tym demonem, który zaatakował Laurę, pewnie nie może się kontrolować w tej postaci ;) Niezwykle ciekawi mnie, kim jest Laura, jak zwykle ostatnia scena jest u Cb najciekawszą i najbardziej intrygującą, jednocześnie pozostawiającą największy niedosyt :P Czemu z nogi Laury trysnęła krew? Nie mam pojęcia, może jest jeszcze potężniejszą istotą, niż łowcy i demony ;)
    Zdecydowanie był to najlepszy rozdział z tych wszystkich, które zdążyłam już przeczytać, fabularnie zwłaszcza :)
    Przekonałam się do postaci przyjaciela Nathiela, bardzo go lubię ;) Poza tym opatrzył nogę Laurze ;)
    pozdrawiam
    Court.
    www.hgwk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń