sobota, 20 września 2014

Rozdział 28 - "Dziecko, które pokochałam"

Dochodzę do wniosku, że to opowiadanie nie może być bardziej przewidywalne. Nie umiem zaskakiwać. Jestem łomem fabularnym. Nie liczcie na to, że coś was w tym opowiadaniu jeszcze zaskoczy XD. Chyba że śmierć.
25-tego wyjeżdżam na stałe do Wrocławia. Moim celem jest znaleźć Nathiela, bo Soratha już znalazłam. Teraz rozdziały wstawiam co tydzień, ale podczas studiów będę wstawiać je rzadziej!

POPRAWIONE [18.03.2018]
***
– Dlaczego?
Nie czułam żalu. Nie czułam bólu. Nie czułam nienawiści. Nie czułam tak naprawdę niczego. To tak, jakbym zaledwie chwilę temu usłyszała zwyczajne: „Dziś na obiad będą ziemniaki”, co przecież nie było ani trochę zaskakujące dla przeciętnego dziecka, które praktycznie codziennie je spożywa. Czułam pustkę jak w każdej sytuacji życiowej, która powinna mnie zaskoczyć, a tego nie zrobiła. A może tylko chciałam myśleć, że nie jestem zaskoczona? Może w głębi duszy ten fakt tak mnie przeraził, że moje mój umysł przepalił wszystkie kolorowe kable prowadzące do odrębnych uczuć? Może chwilę temu, gdzieś w mojej głowie, wyświetlił się wielki czerwony napis „Error”, który wprowadził mózg w tryb ewakuacyjnej obojętności?
– Lauro – usłyszałam podłamany głos mojej mamy.
Mamy? Kim ona tak naprawdę dla mnie była, jeżeli nie nią? Jak się teraz miałam do niej zwracać? Po imieniu?
– Przepraszam. Przepraszam, naprawdę! Nie miałam serca, żeby ci o tym powiedzieć – mówiła przejętym głosem. Była gdzieś na granicy płaczu, którego nie potrafiłam zrozumieć. To ja teraz powinnam płakać, nie ona. Joanne przynajmniej znała prawdę.
Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Miałam ochotę odsunąć od siebie kobietę, która mnie do siebie tuliła i bez słowa wdrapać się po schodach, które zaprowadzą mnie do mojej ciemnicy. Potem po prostu położyć się do łóżka i zasnąć, zapominając o Margaret i o tym, czego się od niej dowiedziałam. Od niej, nie od mojej „mamy”.
Joanne nie była moją matką. Może to po prostu jakiś wyjątkowo głupi, ale realistyczny sen? Tak, na pewno, zaraz się obudzę, wejdę do kuchni, zrobię sobie na śniadanie osławione, lekko przypalone tosty, pocałuję w policzek moją zaspaną mamę i spytam: „Jak ci się spało?”. W myślach równocześnie z nią odpowiem: „Zdecydowanie za krótko”.
– Wytłumaczę ci wszystko, dobrze? – dodała spokojniej, odrywając się ode mnie i chwytając mnie za ramiona, zupełnie jakby przewidziała, że zechcę stąd uciec. Patrzyła na mnie smutno, szukając w moich pustych, nieporuszonych emocjami oczach zgody.
Spojrzałam prosto w jej tęczówki. Nie były zielone, podobnie jak u mojego ojca. Nikt w mojej całej domniemanej rodzinie nie miał tak intensywnie zielonych oczu i tak bladej cery, jak ja. Na spotkaniach rodzinnych wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwadło, które nie pasuje do reszty, i szeptali za moimi plecami. Oni wiedzieli. Tylko ja żyłam w nieświadomości, aż do dziś.
Joanne nie jest i nigdy nie była moją matką, ale... czy to coś zmieniało? Czy wyglądała przez to inaczej? Zachowywała się inaczej? Nagle mnie znienawidziła i przestała traktować jak córkę? Nie. Zupełnie nic się nie zmieniło, poza moją świadomością. Joanne całe życie przy mnie stała. Karmiła, ubierała, tuliła i pocieszała, chroniąc przed ojcem i całym złym światem. Dlaczego świadomość tego, że kto inny mnie urodził, miała zniszczyć całą więź, jaką do tej pory stworzyłyśmy? To była moja matka. Jedyna osoba, która kochała mnie i nic w zamian za to nie oczekiwała.
– Usiądźmy – powiedziała w końcu, kiedy moje milczenie się przedłużało.
Czułam się jak robot wykonujący tylko proste polecenia, które zostały zakodowane w jego elektronicznej podświadomości.
Sztywnym krokiem podeszłam do stołu i usiadłam na krześle tuż obok niej. Czekałam. Czekałam na to, aż opowie mi o tej części mojego życia, której jeszcze nie znałam. Czekałam, aż dowiem się, co stało się z moją rodzicielką. Dlaczego znalazłam się w domu Joanne, a nie u osoby, która mnie urodziła. Dlaczego przez siedemnaście lat nie dowiedziałam się, że jestem bękartem, sierotą, przybłędą, której Edward Collins nie był w stanie zaakceptować.
– Jestem już prawie dorosła – słowa nagle same popłynęły z moich ust, nie miałam nad nimi kontroli. – Przyjęłabym tę wiadomość o wiele lepiej, gdybym nie dowiedziała się tego od Margaret, a od ciebie.
– Wiem – odpowiedziała załamana. Pochyliła się nade mną, chwyciła za moje dłonie i mocno je ścisnęła. Jej uścisk wydawał się być dla mnie równocześnie znajomy i obcy. – Tyle lat przymierzałam się do tego, aby ci o tym powiedzieć, ale... nie potrafiłam. Dlaczego miałam psuć to, co pomiędzy nami jest?
– Nie zepsułabyś – stwierdziłam sucho, delikatnie wyswobadzając się z jej uścisku. – Pomimo świadomości, że to nie ty mnie urodziłaś, dalej bym cię kochała, bo to nie moja matka się mną zajęła i obdarzyła miłością, tylko ty. Jak mogłabym zacząć nienawidzić kogoś, kto był i prawdopodobnie będzie jedyną ważną w moim życiu osobą?
Po policzkach Joanne spłynęły łzy. Jej cienkie usta ułożyły się w odwróconą podkowę. Zawsze myślałam, że to jedna z nielicznych części ciała, którą po niej odziedziczyłam. Niegdyś byłam dumna z tych drobnych malinowych ust. Teraz wiedziałam, że przedtem należały do kogoś innego. 
– Nienawidzisz mnie teraz? – spytała jękliwie niczym dziecko. Przez chwilę to ja czułam się jak matka, która próbuje wytłumaczyć swojej pociesze oczywiste prawdy o naszym świecie.
– Kocham. Kocham, ale nie rozumiem. Pozwól mi zrozumieć – powiedziałam spokojnie.
Smutna podkowa uniosła się w górę, ukazując mi delikatny uśmiech. Wiedziałam, że trochę ją tym uspokoiłam. Ponownie chwyciła za moje dłonie i mocno je ścisnęła, pochylając się ku mnie tak blisko, że niemal zabrakło mi przestrzeni osobistej. To była jedyna osoba, której na to pozwalałam. Gdyby zrobił to Nathiel, zapewne jego twarz wylądowałaby na ścianie.
Jakaś niewidzialna tama zaczęła we mnie pękać. Czułam, że ten nieprawdopodobny fakt powoli do mnie dociera. Nie czułam bólu ani zawodu. Nie, to nie jeden z licznych dramatów filmowych, w którym będę obwiniać swoją przybraną matkę o to, że zataiła przede mną prawdę. Nie ucieknę do pokoju i nie zapłaczę nad swoim gorzkim losem w poduszkę. Nie będę obwiniać życia o to, że potraktowało mnie niesprawiedliwie. Nie zacznę również bezpodstawnie nienawidzić mojej mamy. Wręcz przeciwnie –  będę starała się ją zrozumieć.
Tak łatwo było nam osądzać czyjeś czyny, kiedy sami nie znajdowaliśmy się w danej sytuacji. Może powiedzenie swojej wychowance po kilkunastu latach życia w nieświadomości, że nie jest się jej matką, wcale nie było takie proste? Może próbowała to zrobić, ale nigdy nie potrafiła? Może chciała mnie w ten sposób uchronić przed złem?
– Miałam syna – usłyszałam nagle.
Kolejny fakt, który wgniótł mnie w siedzenie.
– Syna, która zmarł zaraz po porodzie – dodała, rozwiewając moje wątpliwości. – Lekarze stwierdzili, że nigdy więcej nie będę mogła mieć dzieci.
Zmarszczyłam czoło, przysłuchując się tej historii z uwagą. Chłonęłam każde jej słowo, jakby była kapłanem, który wygłasza mające odmienić moje życie kazanie. I chociaż nie byłam religijna, czułam się tym poruszona.
– Byłam załamana, a Edward wcale mi nie pomagał. Uznał mnie za bezużyteczną – kontynuowała. Jej uśmiech lekko pobladł. Domyślałam się, że to właśnie wtedy uznała, że mężczyzna, którego wzięła sobie za męża, nie był tym właściwym. Jej wysoce wrażliwa, artystyczna dusza musiała zejść z puchatych chmur wyobraźni wprost na przepełnioną gorzkim bólem ziemię. Nie mieć zupełnie nikogo, kto mógłby cię wesprzeć w twojej niedoli, to naprawdę smutna rzecz. 
Aby dodać jej otuchy, ścisnęłam dłonie, które wciąż mnie obejmowały. Domyślałam się, że Joanne nie opowiedziała mi o moim pochodzeniu również ze względu na to, że przywoływały zarówno dobre, jak i smutne wspomnienia.
– Do tej pory nie wiem, jak się tam znalazłam, ale... – uśmiechnęła się – trafiłam na oddział noworodków. Spoglądałam na wszystkie nowonarodzone dzieci, nie potrafiąc ukryć bólu po stracie jedynego na świecie małego człowieczka, który w całości miał należeć do mnie. – Wzięła cichy wdech i przymknęła na moment oczy. Nie poganiałam jej. Dałam jej czas na rozliczenie się z własną przeszłością. – Wtedy właśnie usłyszałam rozmowę dwóch położnych. Mówiły o niesamowitej, nowonarodzonej dziewczynce, która nigdy nie płakała i spoglądała na wszystkich intensywnie zielonymi oczkami, wyrażającymi mądrość, jaką nie wykazywały się żadne noworodki. Pielęgniarki bały się jej, bo uważały, że kryje się w niej coś dziwnego, niepokojącego. Za każdym razem, gdy ktoś do niej podchodził, patrzyła na niego uważnie i nie spuszczała oczu, dopóki nie odszedł, zupełnie jakby chciała wyczytać z jego duszy wszystkie tajemnice.
Uniosłam brwi w zdziwieniu. Naprawdę siałam aż taki postrach na oddziale, będąc niemowlakiem? Moja wyobraźnia uśmiechała się do mnie krzywo. Może wyglądałam jak mały goblin albo troll? W takim razie moje pochodzenie było jasne.
– Na moment zapomniałam o swojej własnej rozpaczy. Przez szybę patrzyłam na zielonooką dziewczynkę, która wyłapała moje spojrzenie i przez długi czas nie spuszczała ze mnie czujnych oczu. Położne mówiły, że leżała tutaj już długi czas. Jej matka uciekła ze szpitala tuż po porodzie, zostawiając ją na pastwę losu. Ponoć była młodą dziewczyną, nie miała nawet ukończonych osiemnastu lat – mówiąc to, spojrzała na mnie niepewnie, jakby bała się, że moja reakcja na tę wiadomość będzie nie taka, jak powinna być, czyli obojętna. Na szczęście życie nauczyło mnie, jak trzymać emocje na wodzy.
A więc moja rodzicielka była jakąś nastolatką, która najwyraźniej zaszalała na imprezie i musiała nosić mnie przez dziewięć nieszczęsnych miesięcy w brzuchu. Pewnie gdy mnie zostawiła, nawet się nie obejrzała. Chciała po prostu urodzić tego małego pasożyta, tym samym uwalniając się od ciążącego w jej brzuchu ciężaru, i uciec, zapominając o moim istnieniu. Ciekawe, czy kiedykolwiek żałowała, że mnie zostawiła? A może wręcz przeciwnie, nie miała wyrzutów sumienia, bo byłam dla niej czymś obcym, zbliżonym do niechcianej rzeczy? Żałowałam, że nie mogę pokonać myślami czasoprzestrzeni i trafić do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło.
– Jedna z pielęgniarek powiedziała, że niedługo, jeżeli nikt się po nią nie stawi, będą musieli oddać ją do domu dziecka. Wszelkie informacje o jakiejkolwiek jej rodzinie zaginęły. Nie było znane nawet imię i nazwisko matki. Jedyną rzeczą, jaka była wiadoma, to to, że ma na imię Laura – powiedziała, posyłając mi delikatny uśmiech. – Gdy miałam stamtąd odejść, na twojej niemowlęcej twarzyczce dostrzegłam uśmiech. Ten uśmiech sprawił, że zyskałam chęć do życia. Zaczęłam walczyć wszystkimi siłami o to, abyś trafiła do naszego domu jako adoptowana przeze mnie córka. Edward nie popierał tego pomysłu, ale nie dbałam o jego zdanie. Miałam przed sobą jeden cel, do którego uparcie dążyłam. I oto proszę, dzięki mojemu uporowi, po kilku miesiącach ciężkiej walki, nareszcie z nami zamieszkałaś. – Promienność jej uśmiechu naruszyła moją ścianę obojętności. Chociaż nie chciałam tego po sobie pokazywać, wzruszyłam się.
Wzięłam cichy, ledwo słyszalny wdech, który pomógł mi zatrzymać łzy jeszcze zanim nagromadziły się w kącikach oczu.  
Jak mogłam jej nienawidzić? Gdyby nie ona, znalazłabym się w domu dziecka, a tam moja przyszłość mogłaby być zgoła inna, może nawet gorsza. Może trafiłabym do okrutnej rodziny zastępczej, gdzie pomiatano by mną i traktowano jak najgorszą z najgorszych. Może do dziś siedziałabym w sierocińcu i była najbardziej problemową wśród rówieśników osobą. Kto wie, co by mnie czekało w obcym świecie? Cieszyłam się tym, co los mi podarował, bo chociaż mój zastępczy ojciec nie był aniołem, matka z pewnością za niego uchodziła.
– Dziękuję – szepnęłam, na co mama natychmiastowo zalała się długo wstrzymywanymi łzami. Wstałam od stołu i podeszłam do komody, gdzie leżało pudełko chusteczek – podałam je mojej opiekunce, która kiwnęła dziękczynnie głową i wyciągnęła z niego kilka papierowych przyjaciół zrozpaczonych matek. Ten widok sprawiał, że i mi robiło się przykro. Wciąż walczyłam ze łzami, które na razie mieszkały tylko i wyłącznie w mojej podświadomości. Może Amy miała rację – zmieniłam się. Byłam odrobinę bardziej emocjonalna, a przy tym mniej chłodna niż zwykle.
Zapatrzyłam się w dal, nasłuchując dźwięku, który wydaje wydmuchiwany nos. Wciąż zastanawiała mnie jedna rzecz. Kim była moja rodzicielka i dlaczego uciekła, zostawiając mnie samej sobie? Czy to młodzieńcza głupota zmusiła ją do tak karygodnego czynu, czy może istniał jakiś zupełnie odmienny powód, którego nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić? Może było to związane z moimi dziwnymi zdolnościami? Skoro na świecie istniały demony, to może istniały również takie dzieci jak ja? Pozostawione na pastwę losu małe zielonookie potwory będące skrzatami, gnomami lub innymi stworzeniami, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. 
Spojrzałam na Joanne, pragnąc dowiedzieć się czegoś jeszcze. Najwyraźniej domyśliła się, o co chcę spytać, bo zanim zadałam pytanie, ona miała już przygotowaną dla mnie odpowiedź:
– Nigdy nie spotkałam twojej prawdziwej matki. Dostałam jednak od niej list.
Zdziwiłam się. Była to rzecz, której nie przewidziałam. Jak moja rodzicielka zdołała odnaleźć osobę, która mnie adoptowała? Przecież nawet nie znała jej nazwiska, a o ile mi wiadomo, takie informacje nie mają prawa ujrzeć światła dziennego, jeżeli próbuje ich dociec nieupoważniona osoba. Moja prawdziwa matka nie podała swoich danych osobowych, gdy mnie rodziła. Zostawiła po sobie tylko moje imię i to bez nazwiska. Laur, które trafiły do adopcji, mogło być tysiące.
– List był krótki i zawierał jedynie podziękowania. Nie podpisała się nawet własnym imieniem, a słowem „matka” – westchnęła, ocierając łzy wierzchem dłoni.
Kiwnęłam głową. Choć bardzo kusiło mnie, aby dowiedzieć się na jej temat więcej, na tym właśnie zaprzestałam. Nie powinna mnie obchodzić osoba, która mnie zostawiła. Dlaczego miałam się nią interesować, skoro ona nie poświęciła mi ani odrobiny swojej uwagi i miłości? Jeden głupi list z podziękowaniami, to tak naprawdę nic wielkiego. Gdyby miała odwagę, stanęłaby w drzwiach naszego domu i podziękowała Joanne osobiście. Spotkałaby się ze mną, poznała to, co sama wydała na świat. Była tchórzem i... chyba już wiedziałam, skąd u mnie ta niewdzięczna cecha.
W tym wszystkim zastanawiało mnie jeszcze, kim był mój ojciec. Był wtedy nastolatkiem, tak jak moja matka? Obydwoje byli zwyczajnymi ludźmi? Łączyła ich miłość czy jednorazowa przygoda? A może istniał w ich okrytym tajemnicą związku jakiś ukryty fakt?
Potrząsnęłam głową we własnych myślach, próbując odgonić od siebie te natarczywe pytania. Nie powinnam się w tym zagłębiać. Musiałam żyć dniem dzisiejszym, a nie odległą przeszłością, która nie sięgała nawet moich narodzin. Skoro zostałam porzucona, musiał być ku temu jakiś powód. A ja nie chciałam go znać. Nie dziś. Nie jutro. Może nawet nigdy. Zachowam w sercu pytania, na które nie znajdę odpowiedzi i jeśli będę musiała, zabiorę je ze sobą do grobu.
Podeszłam do Joanne, której nos zaczerwienił się soczyście pod wpływem płaczu. Wyglądała, jakby nigdy miała już nie skończyć płakać. Przytuliłam jej głowę do piersi, głaszcząc jej brązowe włosy, które pachniały brzoskwiniami.
Oto kobieta, która oddała mi swoje serce oraz duszę. Jako jedyna zobaczyła we mnie kogoś więcej, niż zielonookiego potwora, przeszywającego ludzi spojrzeniem. Zobaczyła we mnie po prostu Laurę, którą przez całe swoje życie starała się bronić.
Więcej do szczęścia nie potrzebowałam. 

9 komentarzy:

  1. Z "Let her go" w tle mogę się brać za czytanie :)
    Zdjęcie Sorathiela już komentowałam, nie będę się powtarzać.

    Joanne... miała syna? Wow. Tu jestem zaskoczona. A pisałaś w notce, ze nie będzie zaskakiwania! Łgarz :P
    Laura sieje postrach wśród noworodków, yeah! Od urodzenia nie mogła być normalna. Intrygujące jest to: "Za każdym razem, gdy ktoś do niej podchodził, patrzyła na niego i nie spuszczała oczu, dopóki nie odszedł." - czyżby Laura badała siłę potencjalną ludzi?
    "Może wyglądałam jak mały goblin albo troll? W takim razie moje pochodzenie jest jasne." - gdyby tak wyglądała jako malutkie dziecko, to bardzo by się nie mogła zmienić przez lata, a przecież jest ładną nastolatką. Więc ja nie wierzę w to dziwne tłumaczenie Laury.
    Biologiczna matka Laury okazała się nieodpowiedzialna, ale jak dla mnie, to że zostawiła Laurę w szpitalu, zamiast ją zabić czy porzucić w śmietniku, świadczy o tym, że chciała dla dziecka dobrego życia, którego nie mogła mu sama zapewnić.
    Joanne okazała się najlepszą matką, jaką Laura mogła mieć. Pokochała ją mimo wszystko, wychowała, zapewniła wykształcenie. Podziwiam ją :)

    Wiem, że Laura w końcu dowie się prawdy o swoim pochodzeniu. Ważne, by Joanne ją wtedy wspierała.
    Coś czuję, że to może mieć związek z departamentem łowców. I Nathielem. Za którym nawet nie tęsknię, choć to już trzeci rozdział bez niego.

    Mój komentarz jest skromny, ale ważne, że jest :)

    Czekam na nn ^^


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że to nie będzie zaskoczenie XD. W końcu i tak umarł zaraz po porodzie.
      Och, no przecież te gobliny i trolle to była czysta ironia. Jak to tak ona bez ironii XD? Laura bez ironii to jak żołnierz bez broni!
      Coś jest w tym, co mówisz (o biologicznej matce), ale za tym kryje się osobna historia. I... hmm. Ja wiem? Nie wiem czy mogę stwierdzić, że to ma związek z łowcami, ale z Nathielem na pewno nie XD. Laura nie okaże się jego siostrą, o, nie XDD. Nie przeżyłabym tego D: ale tatuś Nathiela się jeszcze pojawi! Ohohoho.
      Dziękuję za jakikolwiek komentarz! :3 jak sprzątnę to zabieram się za czytanie Rozważnej i za nadrabianie opowiadania Króliczka!

      Usuń
    2. Nie podejrzewam, że Laura mogłaby być siostrą Nathiela (to by było straszne!). Ale podejrzewam, że Nathiel może znać jej biologicznych rodziców, o ile są oni demonami czy przynajmniej jedno z nich. W końcu pewne jest, że Laura swoją moc po kimś odziedziczyła.
      Ta ironia to Ci się udała, jest tak świetnie ukryta, że mój na ogół ironiczny mózg jej nie wykrył, brawo! ^^
      Rozważna poczeka ;) Miłego sprzątania!

      Usuń
    3. To dobrze XD. Ja nawet nie dopuszczam tego rozwiązania do swoich myśli. LOL. Laura i Nathiel rodzeństwem. Armagedon XD.
      Nieee. Nathiel nie zna jej biologicznych rodziców ^___^.
      Serio XD? Może to ja tak dziwnie piszę, że nikt tego nie widzi :o może ja myślę, że to ironia, a to nie ironia :o? *przerażenie w cozach*
      Dziękuję! Jednak przeczytam dopiero wieczorem na spokojnie. Jestem już na połowie, ale wysyłają mnie do ogródka na zbierania winogrona :o (wiiiinoooo!).

      Usuń
  2. Wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow, wow... O.O
    Czekam dalej, bo ciekawie jest bardzo :D
    Daj w kolejnym rozdziale Nathielka kochanego :* <3<3<3

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. Skomentuj, plissssss ;)
    tkaczemarzen2.blogspot.com
    nieprzecietniludzie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. dramat twoim życiem Lauro :( mogą sobie przybić piątkę z Alice. Uwielbiam ich relacje matki i Laury chodź nie mogę się doczekać biologicznej XD
    Też mi brakuje Nathiela...

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeej, byłam u tego chłopaka zamawiać jedzonko ! :D
    A za czytanie zaraz się biorę xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj...
    No to wgniotło mnie w fotel *krzesło, ale fotel lepiej brzmi*.
    Chyba źle oceniłam Laurę, za co ją teraz przepraszam. Myślałam, że inaczej zareaguje. Ta twoje wersja jest o niebo lepsza od tej, którą wymyśliłam.
    Historia Joanne strasznie mnie wzruszyła. Miała synka. Ten zmarł. Brak mi słów.
    Ciekawe jest to, że Joanne nic nie wspomniała o tym, jak Edward przyjął jej decyzję o adopcji. Choć ze wcześniejszych wspomnień Laury możemy się domyślić...
    Cóż, trochę mnie nie dziwi fakt, że Laura jakoś obojętnie przyjęła wiadomość o swojej biologicznej matce. Jednak mam przeczucie, że jej temat jeszcze wypłynie.
    Och...Aż boję się kolejnego rozdziału....

    Pozdrawiam.

    Mika/Tess;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej no kurde, ale syn Joanne mógł przeżyć. :c Smutam.
    Ciekawa historia tej Laury, aczkolwiek mam nadzieję, że taka zostanie i że Laura pozna prawdziwych rodziców. Jeszcze 2 rozdziały. Może przy najnowszym się wreszcie rozpiszę.

    OdpowiedzUsuń