Od rozdziału 32 będzie lecieć już zdecydowanie wolniej. Kończą się rozdziały, które nadrobiłam, a nie mam zbytnio czasu, by coś napisać.
Mam wrażenie, że pisanie w trzeciej osobie wychodzi mi zdecydowanie gorzej, niż w pierwszej.
Macie, łapcie dramat. Było pięknie, będzie gorzej.
POPRAWIONE [03.04.2018]
***
– Spójrz.
Drzwi prowadzące do
przyciemnionego pokoju uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Sztuczne światło
lampy przedostającej się przez szparę, oświetliło twarze dwójki nastolatków
pogrążonych we śnie. Chłopak wyglądał na czujnego, nawet gdy spał – świadczyły
o tym ściągnięte brwi i jego skupiona mina. Szerokimi ramionami obejmował dziewczynę,
pragnąc schronić ją przed całym światem. Z pewnością, gdyby groziło jej teraz
niebezpieczeństwo, rzuciłby się w stronę zagrożenia bez chwili namysłu.
Dziewczyna oddychała powoli
przez delikatnie rozwarte usta. Jej poliki i nos płonęły czerwienią, zdradzając
wielogodzinny płacz. Dłonie trzymała tuż przy głowie. O ile wcześniej miotała
nią panika, tak teraz leżała uspokojona, jakby nigdy więcej miała się nie
obudzić.
– Gdyby to była zupełnie inna
sytuacja, zaczęłabym skakać z radości – powiedziała cicho, brązowowłosa dziewczyna,
stojąca w drzwiach. – Laura i Nathiel razem. To byłoby coś niesamowitego –
szepnęła, posyłając chłopakowi stojącemu obok niej delikatny uśmiech.
Blondyn kiwnął głową.
Rzeczywiście, zadziwiające było zobaczyć ich razem tulących się do siebie i nieskaczących
sobie do oczu. Wiedział i widział jednak więcej, niż ona. Laura wcale nie była
zakochana w Nathielu. Najzwyczajniej w świecie szukała u niego wsparcie w
ciężkiej dla siebie chwili. Zawsze ratował ją z opresji, przyzwyczaiła się do
tego, że był jej wybawicielem. Wcale nie zdziwiło go, gdy ujrzał poranioną,
ledwo przytomną Laurę w progu ich mieszkania. Gdzie miała się zwrócić, jak nie
do Nathiela? Gnana przez adrenalinę, niepokój i przyćmione zmysły miała w
myślach tylko i wyłącznie jego. Nawet wówczas, gdy wpadła mu wprost w ramiona,
nie mogąc dłużej ustać, usłyszał z jej ust imię swojego przyjaciela. Nie. To
nie była miłość. To czyste przywiązanie, być może zaczątek przyjaźni, zaufanie,
które jego przyjaciel zbudował, dzięki poświęceniu i walce o Laurę. Sorathiel
był świadom tego, że Auvrey wpadł w bagno, z którego tak łatwo się nie uwolni.
Kiedy on będzie się coraz bardziej zakochiwał, dziewczyna prawdopodobnie go
odepchnie.
Dwie przeciwstawne osobowości,
które łączyła jedna cecha: kłótliwość, nie były w stanie się dogadać. Tylko cud
mógł zmienić bieg zdarzeń.
– Znowu się zamyśliłeś –
szepnęła cicho Amy, zamykając ostrożnie drzwi.
– Lubię analizować –
odpowiedział chłopak, uśmiechając się na boku.
Razem zaczęli schodzić po
schodach.
– Mam wrażenie, że twoja
analiza sprowadza cię do czarnych myśli.
– Dlaczego tak uważasz? –
spytał rozbawiony blondyn.
– Twoja mina z każdą sekundą
zmienia się na coraz bardziej przygnębioną.
– Ach, tak?
Amy pokiwała nieśmiało głową.
To prawda, jego myśli zazwyczaj
sprowadzały się do pesymistycznych. Być może to dlatego, że świat, w którym żył
nigdy nie uchodził za szczęśliwy. Jako dziecko był świadkiem tragicznej śmierci
swoich rodziców i to właśnie wtedy skończyło się jego radosne dzieciństwo.
Wolał rozważać najgorsze scenariusze, niż myśleć o tęczy i błękitnym niebie.
Kto był przygotowany na każdą ewentualność, nigdy nie czuł się zawiedziony –
nauczył się tego w dniu śmierci ojca i matki.
Amy była jego przeciwnością.
Wysoka energia potencjalna świadczyła o ogromnych pokładach optymizmu i radości
do życia. Podświadomie czuł, że potrzebuje odrobiny światła, które od niej
emanowało. Dzięki niemu czuł się spokojniejszy, a świat wkoło nie wydawał się
być całkowicie pozbawiony barw. Chwilami przypominała mu jego własną matkę,
która miała w sercu wielkie pokłady miłości. Może to właśnie nią widział w Amy?
I dlatego tak bardzo jej potrzebował.
Sorathiel spojrzał ukradkiem na
uśmiechającą się do niego łagodnie dziewczynę i wreszcie zrozumiał tę łatwą
zależność. Nathiel i Laura, tak samo jak oni, byli zupełnie kolidującymi ze
sobą osobowościami. To, że przeciwieństwa się przyciągają, to szczera racja. Pozwolił,
że da szansę ich rozwijającej się relacji. Być może wyniknie z tego coś
interesującego?
***
Minął już drugi tydzień, odkąd
znalazłam się w domu Nathiela. Ze względu na połamane żebra, praktycznie nie
ruszałam się z łóżka. Na szczęście poza problemami z oddychaniem i poruszaniem
się, nie dolegało mi nic poważnego. Wszyscy byli zdziwieni tym, że wyszłam z
tej demonicznej jatki tylko i wyłącznie ze złamanymi żebrami i kilkoma nic
nieznaczących ranami i siniakami, które nie utrudniały mi życia i szybko się
goiły.
Fizycznie czułam się coraz
lepiej, psychicznie coraz gorzej. Wciąż obwiniałam siebie o nagły napad płaczu
i nadmierną wylewność w stosunku co do Nathiela. Wtedy się tym nie
przejmowałam, dziś było mi po prostu głupio. Od tamtej pory ani razu nie
zapłakałam. Wszystkie emocje dusiłam wewnątrz siebie. Gdybym choć raz pozwoliła
sobie na wylewność, zapewne nie skończyłabym wyć przez kilka kolejnych dni.
Przychodziło do mnie wielu
ludzi, nie czułam jednak ich obecności. Mówili, pocieszali, próbowali rozbawić,
a mnie to w żaden sposób nie ruszało. Tylko jedna niezwykle irytująca osoba
siadała codziennie na krześle pod ścianą i wpatrywała się we mnie milcząco, oczekując,
aż w końcu coś powiem. Zazwyczaj po dwóch godzinach czarnowłosy osobnik
opuszczał pokój ze zirytowaną miną. Zadziwiała mnie jego cierpliwość i to, że
codziennie potrafił siedzieć w tym pokoju przez tyle czasu milcząc. Widziałam,
że ma mnie dosyć.
Mało jadłam, prawie w ogóle się
nie odzywałam i nie uśmiechałam. Często zastanawiałam się nad tym, co dalej. Nie
dostrzegałam jednak żadnego celu, dla którego warto było żyć. Aby się utrzymać,
musiałam pracować, a więc rzucić szkołę. Na dodatek wciąż nie byłam
pełnoletnia, wielu rzeczy nie mogłam więc robić sama. Miałam dopiero
siedemnaście lat. Nie posiadałam żadnych perspektyw na własną przyszłość.
Czułam się jak roślina, która leży i nie potrafi zrobić nic innego. Nie
chciałam dłużej narzucać się Nathielowi i Sorathielowi. Utrzymywał ich Hugh,
któremu z pewnością nie była potrzebna kolejna sierota do wyżywienia.
Jak co dnia spoglądałam za
okno. Tylko ludzie chodzący po ulicach nie pozwalali mi zwariować. Na dole
ciągle coś się działo. Staruszki plotkowały na temat niewdzięcznej młodzieży,
która nie ustępuje im miejsca w autobusach, dzieciaki dewastowały pobliskie
trawniki, psy sąsiadów szczekały na każdego, kto przechodził obok, matki
chodziły z ciężkimi reklamówkami pełnymi zakupów, ojcowie wracali do domu ze
skórzanymi teczkami pod ręką. Była też mała dziewczynka o blond włosach, która
codziennie o godzinie ósmej rano zatrzymywała się pod domem Nathiela i machała
mi radośnie ręką. Za każdym razem odmachiwałam jej, zazdroszcząc normalnego
dzieciństwa. Gdyby moje życie potoczyło się inaczej, może sama byłabym radosnym
dzieckiem machającym do innych ludzi w drodze do szkoły czy przedszkola.
Niestety, pech wciąż deptał mi po piętach. Nieraz zastanawiałam się, co takiego
zrobiłam temu światu, że tak mnie karał. Chciałam po prostu istnieć. Żyć w
spokoju i ciszy, nikomu nie wadząc. Dlaczego los mścił się za coś, czego nie
zrobiłam?
Moje oczy zaszły łzami.
Myślałam, że nie powstrzymam się od płaczu, na szczęście do pokoju, jak co
dnia, wszedł Nathiel. Usiadł na swoim krześle i zakładając ręce na piersi,
spoglądał na mnie wyczekująco. Na chwilę przeniosłam na niego swoje bezwyrazowe
spojrzenie, jednak szybko powróciłam do wpatrywania się w okno. Im dłużej będę
go ignorować, tym szybciej stąd wyjdzie.
Wiem, byłam straszliwie
niewdzięczna. Nawet nie podziękowałam chłopakom za to, co dla mnie zrobili, a
zrobili dla mnie naprawdę wiele. Ponoć, gdy pojawiłam się w progu ich domu,
padłam wprost w ramiona Sorathiela, tracąc od razu przytomność. Mówili, że w
chwilach nagłego przebudzenia wołałam albo Nathiela, albo swoją mamę. Było ze
mną źle. Przez pierwsze dni leżałam nieprzytomna, walcząc z potworną gorączką,
którą wywołała zbyt długo krążąca w moich żyłach trucizna podarowana mi przez
demona. Moja nieświadomość trwała cały tydzień. Rzadko się budziłam, a gdy już to
robiłam, nikt nie potrafił ze mnie wyciągnąć nic sensownego. Nie pamiętałam
żadnego dnia z wyjątkiem tego, w którym płakałam w ramionach Nathiela. Od
tamtej pory byłam w pełni świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Zawsze po
szkole przychodziła do mnie Amy i opowiadała mi o wszystkim, co się działo
podczas mojej nieobecności. Chyba jako jedyna pozostawała w tym zamieszaniu
sobą, z tą różnicą, że przestała mówić o wszystkich chłopakach świata, a
skupiała się głównie na Sorathielu, z którym teraz była. Lubiłam słuchać jej
opowieści o blondynie. Mimo odmiennych charakterów, doskonale się ze sobą
dogadywali. Cieszyłam się, że przynajmniej Amy powodziło się w życiu. Bałam się
tylko o to, aby nie została przypadkiem wciągnięta w to demoniczne bagno, które
zniszczyło fundamenty mojego spokoju. Amy wiedziała, że moja matka nie żyje,
nie znała jednak prawdziwej przyczyny jej śmierci. Razem z Sorathielem
staraliśmy się odciągnąć ją od tego mrocznego świata najdalej jak się dało.
Po swojej prawej usłyszałam
głośne chrząkniecie, które wybudziło mnie z trybu uporczywych rozmyślań. Było
to coś zupełnie nowego ze strony siedzącego obok Nathiela. Zazwyczaj nie żądał
uwagi w ten sposób.
Spojrzałam na niego
beznamiętnie, jednak niczego z siebie nie wydusiłam.
Długo nie musiałam czekać. Jego
twarz wykrzywiła się z poirytowania i wreszcie powiedział to, co chciał powiedzieć
mi od dłuższego czasu:
– Długo jeszcze będziesz się
nad sobą użalać?
Ignorując jego pytanie, odwróciłam
wzrok. Może na zewnątrz nie było widać, że byłam poruszona, ale w środku
zagotowałam się jak woda w czajniku.
Od śmierci mojej matki minęły
zaledwie dwa tygodnie. Jak miałam się pozbierać po tak krótkim czasie? Nathiel
nie miał nawet pojęcia, jak ważną osobą dla mnie była. Nie wiedział, co oznacza
dla mnie jej brak.
Chłopak prychnął cicho i
kontynuował swój monolog:
– Już wiem, jaki jest twój
problem – powiedział złośliwie, zakładając ręce na piersi. – Każda przeciwność
losu sprawia, że zamykasz się w sobie i nie chcesz od nikogo pomocy. Coraz
bardziej się pogrążasz. Myślisz, że tylko ty cierpisz? Nie, miliony ludzi na
tym świecie przeżywa teraz gorszy dramat niż ty i nie mają nawet wsparcia. Na
pewno ci zazdroszczą!
Zacisnęłam pięści na kołdrze. Czułam
jak gniew powoli we mnie narasta. Tak, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,
że byłam beznadziejna. Nie potrafiłam podnieść się po porażce jak inni ludzie,
a wsparcie przyjaciół zupełnie nic mi nie dawało. Byłam przecież małą,
użalającą się nad sobą, jędzowatą, bladą dupą albinosa. Powinnam teraz skakać z
radości po łóżku i krzyczeć: „E, tam! Zginęła mi matka! Mogło być gorzej!
Cieszmy się wolnością!”.
– Powinnaś być twarda –
podsumował zirytowany Nathiel.
Tym razem nie wytrzymałam.
– I to mówi ten, który bezustannie
jęczy, że jest demonem – mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. Wciąż
wpatrywałam się w okno, choć już tak bardzo nie skupiałam się na tym, co się za
nim dzieje.
Wszystko tylko nie jego twarz.
– Odezwałaś się! Łał!
Niesamowite! – wykrzyknął z udawaną, ironiczną euforią Nathiel. – A może panienka
Laura teraz coś łaskawie zje? Sorathiel nie po to gotuje, żeby żarcie leżało i
gniło na mojej szafce!
Przymknęłam oczy i wzięłam
głęboki wdech.
Brońcie mnie wszystkie siły
nieczyste, abym nie podniosła się z łóżka i nie przywaliła temu idiocie lampą w
łeb. Wiem, Sorathiel naprawdę się starał, a ja z całego serca mu za to
dziękowałam, ale niestety nie byłam w stanie przełknąć więcej, niż dwie łyżki
jedzenia, które przyrządzał. Większa jego ilość sprawiała, że zbierało mi się
na wymioty. Nie chciałam, aby pościel Nathiela mieniła się tęczowymi kawałkami
ziemniaków. Jadłam tyle, ile musiałam, aby przeżyć.
– Pozbieraj się wreszcie. Wciąż
masz nas, nie jesteś całkiem sama na tym świecie. Chcesz, aby inni od ciebie
odeszli? I co, gdy to zrobią, dalej będziesz siedzieć i użalać się nad sobą?
Niewidzialna tama ponownie we
mnie pękła. Zbyt wiele emocji w moim ciele spowodowało nagły wybuch gniewu. Łzy
ściekały teraz po moich policzkach, po raz kolejny pokazując światu, że byłam
słaba.
– Zamknij się! – syknęłam,
spoglądając gniewnie na Nathiela. – Skąd możesz wiedzieć, jak się czuję?
– Wiem, jak się czujesz –
odpowiedział chłodno czarnowłosy. – Jako dziecko straciłem całą rodzinę. Nie
miałem zupełnie nikogo, kto mógłby mi pomóc. Sam zawalczyłem o swoją przyszłość
i to jako dzieciak – już po chwili pochylił się ku mnie. – Przeżyłem w swoim
życiu więcej śmierci, niż ty. Codziennie patrzyłem, jak bliscy mi ludzie niesprawiedliwie
umierają, a mimo tego się nie poddałem. Nie zgubiłem po drodze własnego
charakteru i cały czas jestem tą samą osobą. Ciesz się tym, co wciąż masz i żyj
dalej. Los niestety nie będzie cię klepał po główce i z chęcią wystawi cię na
kolejne ciężkie próby. To od ciebie zależy, czy je przetrwasz – powiedział
najchłodniejszym głosem, jaki w życiu udało mi się usłyszeć z jego ust.
Wierzchem dłoni otarłam łzy. Wciąż
wpatrywałam się w jego zimne i bezwzględne oblicze. Te słowa mnie zabolały. Z
drugiej strony, gdzieś w głębi swojej duszy, przyznawałam mu rację.
– Jestem tchórzem i nic na to
nie poradzę – mruknęłam na boku, wbijając spojrzenie w kołdrę.
– To nie bądź. To nie takie
trudne, jak ci się wydaje – odpowiedział beztrosko mój towarzysz. – Wszystko
tkwi tutaj – mówiąc to, wskazał palcem na głowę.
– Gorzej, jeżeli tkwi tutaj –
dodałam, wskazując palcem na serce. – Jesteś demonem, więc...
Umilkłam. Wiedziałam, że
powiedziałam już stanowczo za dużo. Te słowa nigdy nie powinny wyjść z moich
ust. Ludzie w przypływie emocji często mówią o rzeczach, które nawet nie są
prawdą, a to wszystko po to, aby komuś dopiec. Nie chciałam jednak zranić
Nathiela. Miał w sobie więcej dobra, niż niejeden człowiek.
– Więc co? – prychnął oburzony,
odchylając się na krześle. – Nie potrafię kochać? Nie mam uczuć? Wszystko
przychodzi mi z łatwością? – spytał z oburzeniem. – Gówno prawda!
Łowca demonów podniósł się
gwałtownie z krzesła i spojrzał na mnie gniewnie z góry.
– Zdecyduj się w końcu, czego
chcesz – prychnął, po czym skierował się
w stronę drzwi, którymi w złości trzasnął.
Znowu zostałam sama. Oparłam
głowę o chłodną szybę i pozwoliłam łzom spływać po policzkach.
– Nie potrafię – szepnęłam do
siebie. – Nie jestem tobą.
Oho, mam nadzieję, że uprzedzę Cleo. 3:)
OdpowiedzUsuńLaura i Nathiel śpiący razem! To takie kochane! Rozpływam się! <3
Sorath i Amy, szipuję ten parring! >D
To takie kochane, że Nath przychodził do Laury! Tak, patrzył się na nią i nie odzywał się, ale było to według mnie w sumie stosowne do sytuacji. Aw.
Rozpływam się coraz bardziej, bo ta rozmowa Laury z Nathielem nie dość, że prawdziwa, to... taka piękna! c':
Może to chora wyobraźnia, ale dla mnie ten rozdział był krótki. :c
Tak szybko go przeczytałam i czuję niedosyt. A może to tylko moje ukryte pragnienia.
Żądam kolejnego jak najszybciej! Jak nie to z deskami i patelniami i domestosem i widłami i pochodniami! Dayuum!
Blogger mi jeszcze przeszkadza w publikacji. Niech go.
Użyczyłabym parę moich rozdziałów na zapas. :C
Ps. Rin. Jest. Mój!
Wiedziałam , że Nathiel nie wytrzyma i coś palnie xd a możę dlatego , że sobie wcześniej przeczytałam rozdział xd chętnie bym dała wykład Nathielowi o wrażliwości człowiekaxd czo się ze mną dzieje wtf xd Amy <3 wreszcie pokochała kogoś i może się skupić na Sorathielu <3
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale, sama nie mam weny i pomysłów na pisanie, a studia tak mnie wykańczają, że mam ochotę rzucić to wszystko i uciec na księżyc.
OdpowiedzUsuń"Tak, wiem, jestem beznadziejna. Nie potrafię podnieść się po porażce jak inni ludzie, a wsparcie przyjaciół nic mi nie daje. Jestem przecież małą, użalającą się nad sobą jędzowatą, bladą dupą albinosa. Powinnam teraz skakać z radości po łóżku i krzyczeć: "E, tam! Zginęła mi matka! Mogło być gorzej! Cieszmy się!"." - o matko. Ten czarny humor już zaczyna być lekkim przegięciem.
Króliczek mnie uprzedził, no nic. Absorbowało mnie dzisiaj coś innego niż blogi.
Laura i Nathiel śpiący razem. Jeszcze kilka rozdziałów temu odbierałabym to jako najromantyczniejszą sceną ze wszystkich, ale teraz odbieram ją jako coś normalnego w tej sytuacji i na takim poziomie relacji. Są w tym samym bagnie, powinni czuć wzajemne wsparcie.
Nathiel nie jest aż takim narwańcem, jak do tej pory. W końcu przychodzi do blondynki co dzień i siedzi w (swoim) pokoju bez słowa. Cichy Nathiel - to jest oznaka dramatu.
Cieszę się, że Amy i Sorathiel mają się dobrze i wciąż są razem.
" - Więc co? - prychnął oburzony Nathiel. - Nie potrafię kochać?" - gdybyś tylko wiedziała, Lauro, odkryłabyś, że zielonooki to tak naprawdę ogarnięty chłopak. I nawet dojrzały, jeśli sytuacja tego wymaga.Wydaje mi się, że to pojawienie się Laury w życiu Nathiela sprawiło, że brunet bardziej stara się uwalniać poważniejszą naturę, która nawet mu pasuje. Jego bezpośredniość i szczerość mogą jedynie pomóc dziewczynie.
Rozdział jest odrobinę krótszy niż poprzedni, ale nie oznacza to, że jest gorszy. Mnie się bardzo podoba, jest refleksyjny, odrobinę smutny, ale taki powinien być, zważając na wszystko.
Lauro, trzymaj się. Sercem jestem przy tobie.
Nathielu, moja miłości. Nie opuszczaj Laury, nie ważne co się stanie, nawet jeśli będzie miała cię dość - bądź przy niej.
Czekam na nn ^^
A teraz wracam do czytania 45 rozdziału Ao Haru Ride.
no kurde, łamiesz mi serce .-.
OdpowiedzUsuńtak bardzo chcę następny rozdział ;-; uwielbiam twoje opowiadanie, normalnie cię podziwiam ; jak można wymyślić coś tak genialnego?
pozdrawiam ;*
~Wtf?