sobota, 18 października 2014

Rozdział 31 - "Nie jestem tobą"

Od rozdziału 32 będzie lecieć już zdecydowanie wolniej. Kończą się rozdziały, które nadrobiłam, a nie mam zbytnio czasu, by coś napisać. 
Mam wrażenie, że pisanie w trzeciej osobie wychodzi mi zdecydowanie gorzej, niż w pierwszej. 
Macie, łapcie dramat. Było pięknie, będzie gorzej.

POPRAWIONE [03.04.2018]
***
– Spójrz.
Drzwi prowadzące do przyciemnionego pokoju uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Sztuczne światło lampy przedostającej się przez szparę, oświetliło twarze dwójki nastolatków pogrążonych we śnie. Chłopak wyglądał na czujnego, nawet gdy spał – świadczyły o tym ściągnięte brwi i jego skupiona mina. Szerokimi ramionami obejmował dziewczynę, pragnąc schronić ją przed całym światem. Z pewnością, gdyby groziło jej teraz niebezpieczeństwo, rzuciłby się w stronę zagrożenia bez chwili namysłu.
Dziewczyna oddychała powoli przez delikatnie rozwarte usta. Jej poliki i nos płonęły czerwienią, zdradzając wielogodzinny płacz. Dłonie trzymała tuż przy głowie. O ile wcześniej miotała nią panika, tak teraz leżała uspokojona, jakby nigdy więcej miała się nie obudzić.
– Gdyby to była zupełnie inna sytuacja, zaczęłabym skakać z radości – powiedziała cicho, brązowowłosa dziewczyna, stojąca w drzwiach. – Laura i Nathiel razem. To byłoby coś niesamowitego – szepnęła, posyłając chłopakowi stojącemu obok niej delikatny uśmiech.
Blondyn kiwnął głową. Rzeczywiście, zadziwiające było zobaczyć ich razem tulących się do siebie i nieskaczących sobie do oczu. Wiedział i widział jednak więcej, niż ona. Laura wcale nie była zakochana w Nathielu. Najzwyczajniej w świecie szukała u niego wsparcie w ciężkiej dla siebie chwili. Zawsze ratował ją z opresji, przyzwyczaiła się do tego, że był jej wybawicielem. Wcale nie zdziwiło go, gdy ujrzał poranioną, ledwo przytomną Laurę w progu ich mieszkania. Gdzie miała się zwrócić, jak nie do Nathiela? Gnana przez adrenalinę, niepokój i przyćmione zmysły miała w myślach tylko i wyłącznie jego. Nawet wówczas, gdy wpadła mu wprost w ramiona, nie mogąc dłużej ustać, usłyszał z jej ust imię swojego przyjaciela. Nie. To nie była miłość. To czyste przywiązanie, być może zaczątek przyjaźni, zaufanie, które jego przyjaciel zbudował, dzięki poświęceniu i walce o Laurę. Sorathiel był świadom tego, że Auvrey wpadł w bagno, z którego tak łatwo się nie uwolni. Kiedy on będzie się coraz bardziej zakochiwał, dziewczyna prawdopodobnie go odepchnie.  
Dwie przeciwstawne osobowości, które łączyła jedna cecha: kłótliwość, nie były w stanie się dogadać. Tylko cud mógł zmienić bieg zdarzeń.
– Znowu się zamyśliłeś – szepnęła cicho Amy, zamykając ostrożnie drzwi.
– Lubię analizować – odpowiedział chłopak, uśmiechając się na boku.
Razem zaczęli schodzić po schodach.
– Mam wrażenie, że twoja analiza sprowadza cię do czarnych myśli.
– Dlaczego tak uważasz? – spytał rozbawiony blondyn.
– Twoja mina z każdą sekundą zmienia się na coraz bardziej przygnębioną.
– Ach, tak?
Amy pokiwała nieśmiało głową.
To prawda, jego myśli zazwyczaj sprowadzały się do pesymistycznych. Być może to dlatego, że świat, w którym żył nigdy nie uchodził za szczęśliwy. Jako dziecko był świadkiem tragicznej śmierci swoich rodziców i to właśnie wtedy skończyło się jego radosne dzieciństwo. Wolał rozważać najgorsze scenariusze, niż myśleć o tęczy i błękitnym niebie. Kto był przygotowany na każdą ewentualność, nigdy nie czuł się zawiedziony – nauczył się tego w dniu śmierci ojca i matki.
Amy była jego przeciwnością. Wysoka energia potencjalna świadczyła o ogromnych pokładach optymizmu i radości do życia. Podświadomie czuł, że potrzebuje odrobiny światła, które od niej emanowało. Dzięki niemu czuł się spokojniejszy, a świat wkoło nie wydawał się być całkowicie pozbawiony barw. Chwilami przypominała mu jego własną matkę, która miała w sercu wielkie pokłady miłości. Może to właśnie nią widział w Amy? I dlatego tak bardzo jej potrzebował.
Sorathiel spojrzał ukradkiem na uśmiechającą się do niego łagodnie dziewczynę i wreszcie zrozumiał tę łatwą zależność. Nathiel i Laura, tak samo jak oni, byli zupełnie kolidującymi ze sobą osobowościami. To, że przeciwieństwa się przyciągają, to szczera racja. Pozwolił, że da szansę ich rozwijającej się relacji. Być może wyniknie z tego coś interesującego?
***
Minął już drugi tydzień, odkąd znalazłam się w domu Nathiela. Ze względu na połamane żebra, praktycznie nie ruszałam się z łóżka. Na szczęście poza problemami z oddychaniem i poruszaniem się, nie dolegało mi nic poważnego. Wszyscy byli zdziwieni tym, że wyszłam z tej demonicznej jatki tylko i wyłącznie ze złamanymi żebrami i kilkoma nic nieznaczących ranami i siniakami, które nie utrudniały mi życia i szybko się goiły.
Fizycznie czułam się coraz lepiej, psychicznie coraz gorzej. Wciąż obwiniałam siebie o nagły napad płaczu i nadmierną wylewność w stosunku co do Nathiela. Wtedy się tym nie przejmowałam, dziś było mi po prostu głupio. Od tamtej pory ani razu nie zapłakałam. Wszystkie emocje dusiłam wewnątrz siebie. Gdybym choć raz pozwoliła sobie na wylewność, zapewne nie skończyłabym wyć przez kilka kolejnych dni.
Przychodziło do mnie wielu ludzi, nie czułam jednak ich obecności. Mówili, pocieszali, próbowali rozbawić, a mnie to w żaden sposób nie ruszało. Tylko jedna niezwykle irytująca osoba siadała codziennie na krześle pod ścianą i wpatrywała się we mnie milcząco, oczekując, aż w końcu coś powiem. Zazwyczaj po dwóch godzinach czarnowłosy osobnik opuszczał pokój ze zirytowaną miną. Zadziwiała mnie jego cierpliwość i to, że codziennie potrafił siedzieć w tym pokoju przez tyle czasu milcząc. Widziałam, że ma mnie dosyć. 
Mało jadłam, prawie w ogóle się nie odzywałam i nie uśmiechałam. Często zastanawiałam się nad tym, co dalej. Nie dostrzegałam jednak żadnego celu, dla którego warto było żyć. Aby się utrzymać, musiałam pracować, a więc rzucić szkołę. Na dodatek wciąż nie byłam pełnoletnia, wielu rzeczy nie mogłam więc robić sama. Miałam dopiero siedemnaście lat. Nie posiadałam żadnych perspektyw na własną przyszłość. Czułam się jak roślina, która leży i nie potrafi zrobić nic innego. Nie chciałam dłużej narzucać się Nathielowi i Sorathielowi. Utrzymywał ich Hugh, któremu z pewnością nie była potrzebna kolejna sierota do wyżywienia.
Jak co dnia spoglądałam za okno. Tylko ludzie chodzący po ulicach nie pozwalali mi zwariować. Na dole ciągle coś się działo. Staruszki plotkowały na temat niewdzięcznej młodzieży, która nie ustępuje im miejsca w autobusach, dzieciaki dewastowały pobliskie trawniki, psy sąsiadów szczekały na każdego, kto przechodził obok, matki chodziły z ciężkimi reklamówkami pełnymi zakupów, ojcowie wracali do domu ze skórzanymi teczkami pod ręką. Była też mała dziewczynka o blond włosach, która codziennie o godzinie ósmej rano zatrzymywała się pod domem Nathiela i machała mi radośnie ręką. Za każdym razem odmachiwałam jej, zazdroszcząc normalnego dzieciństwa. Gdyby moje życie potoczyło się inaczej, może sama byłabym radosnym dzieckiem machającym do innych ludzi w drodze do szkoły czy przedszkola. Niestety, pech wciąż deptał mi po piętach. Nieraz zastanawiałam się, co takiego zrobiłam temu światu, że tak mnie karał. Chciałam po prostu istnieć. Żyć w spokoju i ciszy, nikomu nie wadząc. Dlaczego los mścił się za coś, czego nie zrobiłam?
Moje oczy zaszły łzami. Myślałam, że nie powstrzymam się od płaczu, na szczęście do pokoju, jak co dnia, wszedł Nathiel. Usiadł na swoim krześle i zakładając ręce na piersi, spoglądał na mnie wyczekująco. Na chwilę przeniosłam na niego swoje bezwyrazowe spojrzenie, jednak szybko powróciłam do wpatrywania się w okno. Im dłużej będę go ignorować, tym szybciej stąd wyjdzie.
Wiem, byłam straszliwie niewdzięczna. Nawet nie podziękowałam chłopakom za to, co dla mnie zrobili, a zrobili dla mnie naprawdę wiele. Ponoć, gdy pojawiłam się w progu ich domu, padłam wprost w ramiona Sorathiela, tracąc od razu przytomność. Mówili, że w chwilach nagłego przebudzenia wołałam albo Nathiela, albo swoją mamę. Było ze mną źle. Przez pierwsze dni leżałam nieprzytomna, walcząc z potworną gorączką, którą wywołała zbyt długo krążąca w moich żyłach trucizna podarowana mi przez demona. Moja nieświadomość trwała cały tydzień. Rzadko się budziłam, a gdy już to robiłam, nikt nie potrafił ze mnie wyciągnąć nic sensownego. Nie pamiętałam żadnego dnia z wyjątkiem tego, w którym płakałam w ramionach Nathiela. Od tamtej pory byłam w pełni świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Zawsze po szkole przychodziła do mnie Amy i opowiadała mi o wszystkim, co się działo podczas mojej nieobecności. Chyba jako jedyna pozostawała w tym zamieszaniu sobą, z tą różnicą, że przestała mówić o wszystkich chłopakach świata, a skupiała się głównie na Sorathielu, z którym teraz była. Lubiłam słuchać jej opowieści o blondynie. Mimo odmiennych charakterów, doskonale się ze sobą dogadywali. Cieszyłam się, że przynajmniej Amy powodziło się w życiu. Bałam się tylko o to, aby nie została przypadkiem wciągnięta w to demoniczne bagno, które zniszczyło fundamenty mojego spokoju. Amy wiedziała, że moja matka nie żyje, nie znała jednak prawdziwej przyczyny jej śmierci. Razem z Sorathielem staraliśmy się odciągnąć ją od tego mrocznego świata najdalej jak się dało.
Po swojej prawej usłyszałam głośne chrząkniecie, które wybudziło mnie z trybu uporczywych rozmyślań. Było to coś zupełnie nowego ze strony siedzącego obok Nathiela. Zazwyczaj nie żądał uwagi w ten sposób.
Spojrzałam na niego beznamiętnie, jednak niczego z siebie nie wydusiłam.
Długo nie musiałam czekać. Jego twarz wykrzywiła się z poirytowania i wreszcie powiedział to, co chciał powiedzieć mi od dłuższego czasu:
– Długo jeszcze będziesz się nad sobą użalać?
Ignorując jego pytanie, odwróciłam wzrok. Może na zewnątrz nie było widać, że byłam poruszona, ale w środku zagotowałam się jak woda w czajniku.
Od śmierci mojej matki minęły zaledwie dwa tygodnie. Jak miałam się pozbierać po tak krótkim czasie? Nathiel nie miał nawet pojęcia, jak ważną osobą dla mnie była. Nie wiedział, co oznacza dla mnie jej brak.
Chłopak prychnął cicho i kontynuował swój monolog:
– Już wiem, jaki jest twój problem – powiedział złośliwie, zakładając ręce na piersi. – Każda przeciwność losu sprawia, że zamykasz się w sobie i nie chcesz od nikogo pomocy. Coraz bardziej się pogrążasz. Myślisz, że tylko ty cierpisz? Nie, miliony ludzi na tym świecie przeżywa teraz gorszy dramat niż ty i nie mają nawet wsparcia. Na pewno ci zazdroszczą!
Zacisnęłam pięści na kołdrze. Czułam jak gniew powoli we mnie narasta. Tak, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam beznadziejna. Nie potrafiłam podnieść się po porażce jak inni ludzie, a wsparcie przyjaciół zupełnie nic mi nie dawało. Byłam przecież małą, użalającą się nad sobą, jędzowatą, bladą dupą albinosa. Powinnam teraz skakać z radości po łóżku i krzyczeć: „E, tam! Zginęła mi matka! Mogło być gorzej! Cieszmy się wolnością!”.
– Powinnaś być twarda – podsumował zirytowany Nathiel.
Tym razem nie wytrzymałam.
– I to mówi ten, który bezustannie jęczy, że jest demonem – mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. Wciąż wpatrywałam się w okno, choć już tak bardzo nie skupiałam się na tym, co się za nim dzieje.
Wszystko tylko nie jego twarz.
– Odezwałaś się! Łał! Niesamowite! – wykrzyknął z udawaną, ironiczną euforią Nathiel. – A może panienka Laura teraz coś łaskawie zje? Sorathiel nie po to gotuje, żeby żarcie leżało i gniło na mojej szafce!
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Brońcie mnie wszystkie siły nieczyste, abym nie podniosła się z łóżka i nie przywaliła temu idiocie lampą w łeb. Wiem, Sorathiel naprawdę się starał, a ja z całego serca mu za to dziękowałam, ale niestety nie byłam w stanie przełknąć więcej, niż dwie łyżki jedzenia, które przyrządzał. Większa jego ilość sprawiała, że zbierało mi się na wymioty. Nie chciałam, aby pościel Nathiela mieniła się tęczowymi kawałkami ziemniaków. Jadłam tyle, ile musiałam, aby przeżyć.
– Pozbieraj się wreszcie. Wciąż masz nas, nie jesteś całkiem sama na tym świecie. Chcesz, aby inni od ciebie odeszli? I co, gdy to zrobią, dalej będziesz siedzieć i użalać się nad sobą?
Niewidzialna tama ponownie we mnie pękła. Zbyt wiele emocji w moim ciele spowodowało nagły wybuch gniewu. Łzy ściekały teraz po moich policzkach, po raz kolejny pokazując światu, że byłam słaba.
– Zamknij się! – syknęłam, spoglądając gniewnie na Nathiela. – Skąd możesz wiedzieć, jak się czuję?
– Wiem, jak się czujesz – odpowiedział chłodno czarnowłosy. – Jako dziecko straciłem całą rodzinę. Nie miałem zupełnie nikogo, kto mógłby mi pomóc. Sam zawalczyłem o swoją przyszłość i to jako dzieciak – już po chwili pochylił się ku mnie. – Przeżyłem w swoim życiu więcej śmierci, niż ty. Codziennie patrzyłem, jak bliscy mi ludzie niesprawiedliwie umierają, a mimo tego się nie poddałem. Nie zgubiłem po drodze własnego charakteru i cały czas jestem tą samą osobą. Ciesz się tym, co wciąż masz i żyj dalej. Los niestety nie będzie cię klepał po główce i z chęcią wystawi cię na kolejne ciężkie próby. To od ciebie zależy, czy je przetrwasz – powiedział najchłodniejszym głosem, jaki w życiu udało mi się usłyszeć z jego ust.
Wierzchem dłoni otarłam łzy. Wciąż wpatrywałam się w jego zimne i bezwzględne oblicze. Te słowa mnie zabolały. Z drugiej strony, gdzieś w głębi swojej duszy, przyznawałam mu rację.
– Jestem tchórzem i nic na to nie poradzę – mruknęłam na boku, wbijając spojrzenie w kołdrę.
– To nie bądź. To nie takie trudne, jak ci się wydaje – odpowiedział beztrosko mój towarzysz. – Wszystko tkwi tutaj – mówiąc to, wskazał palcem na głowę.
– Gorzej, jeżeli tkwi tutaj – dodałam, wskazując palcem na serce. – Jesteś demonem, więc...
Umilkłam. Wiedziałam, że powiedziałam już stanowczo za dużo. Te słowa nigdy nie powinny wyjść z moich ust. Ludzie w przypływie emocji często mówią o rzeczach, które nawet nie są prawdą, a to wszystko po to, aby komuś dopiec. Nie chciałam jednak zranić Nathiela. Miał w sobie więcej dobra, niż niejeden człowiek.
– Więc co? – prychnął oburzony, odchylając się na krześle. – Nie potrafię kochać? Nie mam uczuć? Wszystko przychodzi mi z łatwością? – spytał z oburzeniem. – Gówno prawda!
Łowca demonów podniósł się gwałtownie z krzesła i spojrzał na mnie gniewnie z góry.
– Zdecyduj się w końcu, czego chcesz  – prychnął, po czym skierował się w stronę drzwi, którymi w złości trzasnął.
Znowu zostałam sama. Oparłam głowę o chłodną szybę i pozwoliłam łzom spływać po policzkach.
– Nie potrafię – szepnęłam do siebie. – Nie jestem tobą.

4 komentarze:

  1. Oho, mam nadzieję, że uprzedzę Cleo. 3:)
    Laura i Nathiel śpiący razem! To takie kochane! Rozpływam się! <3
    Sorath i Amy, szipuję ten parring! >D
    To takie kochane, że Nath przychodził do Laury! Tak, patrzył się na nią i nie odzywał się, ale było to według mnie w sumie stosowne do sytuacji. Aw.
    Rozpływam się coraz bardziej, bo ta rozmowa Laury z Nathielem nie dość, że prawdziwa, to... taka piękna! c':
    Może to chora wyobraźnia, ale dla mnie ten rozdział był krótki. :c
    Tak szybko go przeczytałam i czuję niedosyt. A może to tylko moje ukryte pragnienia.
    Żądam kolejnego jak najszybciej! Jak nie to z deskami i patelniami i domestosem i widłami i pochodniami! Dayuum!

    Blogger mi jeszcze przeszkadza w publikacji. Niech go.
    Użyczyłabym parę moich rozdziałów na zapas. :C
    Ps. Rin. Jest. Mój!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam , że Nathiel nie wytrzyma i coś palnie xd a możę dlatego , że sobie wcześniej przeczytałam rozdział xd chętnie bym dała wykład Nathielowi o wrażliwości człowiekaxd czo się ze mną dzieje wtf xd Amy <3 wreszcie pokochała kogoś i może się skupić na Sorathielu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem Cię doskonale, sama nie mam weny i pomysłów na pisanie, a studia tak mnie wykańczają, że mam ochotę rzucić to wszystko i uciec na księżyc.
    "Tak, wiem, jestem beznadziejna. Nie potrafię podnieść się po porażce jak inni ludzie, a wsparcie przyjaciół nic mi nie daje. Jestem przecież małą, użalającą się nad sobą jędzowatą, bladą dupą albinosa. Powinnam teraz skakać z radości po łóżku i krzyczeć: "E, tam! Zginęła mi matka! Mogło być gorzej! Cieszmy się!"." - o matko. Ten czarny humor już zaczyna być lekkim przegięciem.
    Króliczek mnie uprzedził, no nic. Absorbowało mnie dzisiaj coś innego niż blogi.
    Laura i Nathiel śpiący razem. Jeszcze kilka rozdziałów temu odbierałabym to jako najromantyczniejszą sceną ze wszystkich, ale teraz odbieram ją jako coś normalnego w tej sytuacji i na takim poziomie relacji. Są w tym samym bagnie, powinni czuć wzajemne wsparcie.
    Nathiel nie jest aż takim narwańcem, jak do tej pory. W końcu przychodzi do blondynki co dzień i siedzi w (swoim) pokoju bez słowa. Cichy Nathiel - to jest oznaka dramatu.
    Cieszę się, że Amy i Sorathiel mają się dobrze i wciąż są razem.
    " - Więc co? - prychnął oburzony Nathiel. - Nie potrafię kochać?" - gdybyś tylko wiedziała, Lauro, odkryłabyś, że zielonooki to tak naprawdę ogarnięty chłopak. I nawet dojrzały, jeśli sytuacja tego wymaga.Wydaje mi się, że to pojawienie się Laury w życiu Nathiela sprawiło, że brunet bardziej stara się uwalniać poważniejszą naturę, która nawet mu pasuje. Jego bezpośredniość i szczerość mogą jedynie pomóc dziewczynie.
    Rozdział jest odrobinę krótszy niż poprzedni, ale nie oznacza to, że jest gorszy. Mnie się bardzo podoba, jest refleksyjny, odrobinę smutny, ale taki powinien być, zważając na wszystko.
    Lauro, trzymaj się. Sercem jestem przy tobie.
    Nathielu, moja miłości. Nie opuszczaj Laury, nie ważne co się stanie, nawet jeśli będzie miała cię dość - bądź przy niej.

    Czekam na nn ^^
    A teraz wracam do czytania 45 rozdziału Ao Haru Ride.

    OdpowiedzUsuń
  4. no kurde, łamiesz mi serce .-.
    tak bardzo chcę następny rozdział ;-; uwielbiam twoje opowiadanie, normalnie cię podziwiam ; jak można wymyślić coś tak genialnego?
    pozdrawiam ;*
    ~Wtf?

    OdpowiedzUsuń