sobota, 25 października 2014

Rozdział 32 - "Podnieś się i walcz"

Ostatnio mój A. wyliczył mi (ta, ja taka tępota matematyczna), że jeżeli będę wstawiać co tydzień po jednym rozdziale "W cieniu nocy", to skończę to opowiadanie za jakieś 7 miesięcy. Zainteresowało mnie to, bo... ej, ile ja już prowadzę tego bloga? Okazało się, że dokładnie 7 lutego pojawił się pierwszy rozdział. Łał. To dużo. Jak sobie pomyślę, że mam jeszcze napisać "W cieniu ognia" (jako prequel - dzieje sprzed narodzin Laury) i "3/4 demona" (jako sequel - czyli przyszłościowe dzieje Laury), to... matko, ja się nigdy nie uwolnię od tych opowiadań. 

POPRAWIONE [04.04.2018]
***
– Sorath, ja już nie wiem, jak mam do niej dotrzeć.
Czarnowłosy łowca walnął głową w stół i wyciągnął przed siebie bezwładne ręce. Twarz, którą obrócił w bok tak, by móc patrzeć na swojego przyjaciela, wykrzywiła się w grymasie.
Miał już dosyć milczenia i nieprzeciętnie wielkich pokładów chłodu, jakimi obdarzała wszystkich Laura. Naprawdę chcieli jej pomóc – rozmawiali z nią, spędzali z nią czas, próbowali wesprzeć, a ona co? Siedziała prosta jak kij od miotły i tępo wpatrywała się w to cholerne zakurzone okno. Wolał już jej spanikowany wyraz twarzy, krzykliwy płacz i swoją własną zasmarkaną koszulkę, niż to uporczywe odgrywanie królowej lodu. Rozumiał, naprawdę rozumiał, że strata matki bolała, ale nie mogła bez przerwy siedzieć i myśleć o swoim bólu, który pogrążał ją coraz bardziej i bardziej.
To już tydzień, odkąd siedziała przy tym pieprzonym oknie i zadręczała swój umysł. W ciągu tego czasu nie uroniła ani jednej łzy, choć nieraz wydawało mu się, że jest bliska od uwolnienia porywistego nurtu rzeki, który popłynie jej policzkami. Gdy tylko podnosił się z krzesła, by do niej podejść, a tym samym ją pocieszyć, odbicie w szybie na nowo stawało się pozbawione uczuć, zupełnie jakby ktoś wcisnął przycisk, który w jednej sekundzie zamieniał ją w zamrażarkę. Laura potrzebowała pomocy i doskonale zdawała sobie z tego sprawy, a mimo tego ją odrzucała. Dlaczego? Była aż tak nieufna i zamknięta w sobie? Żałowała chwili płaczliwej słabości, którą przeżyła w jego ramionach? A może po prostu była tak głupia, że dopuszczała do swojego serca tylko siebie i nikogo więcej? Naprawdę nie mógł jej ogarnąć. Mówi się, że żadna instrukcja nie jest w stanie wytłumaczyć mężczyźnie sposobu, w jaki działają kobiety. Przeczuwał, że z Laurą było jeszcze gorzej. Może była kosmitką?
Sorathiel, który do tej pory milczał, odwrócił się teraz w stronę przyjaciela i spojrzał na niego z charakterystycznym dla siebie spokojem. Na moment przestał szorować talerz, opuszczając go do spienionej wody.
– Zamiast na nią krzyczeć i dołować ją jeszcze bardziej, powinieneś dać jej czas – powiedział. – Nie chodzi o to, abyś okazywał współczucie, bo nie tego od ciebie oczekuje. Po prostu przy niej bądź – zakończył z cichym westchnięciem, powracając do sprzątania. Porcelana zastukała znajomym dźwiękiem, który towarzyszył dwójce przyjaciół każdego wieczoru.
Nathiel spojrzał uważnie na blondyna. Podbródek wsparł na dłoni, a czarne brwi ściągnął w akcie głębokiego zamyślenia.
Może Sorathiel miał rację, ale był to niestety sposób, który mogły stosować tylko i wyłącznie cierpliwe osoby. On od zawsze był wybuchowy i nie umiał czekać na powolny rozwój sytuacji.
– Widzę, że nie jesteś przekonany – powiedział w końcu jego przyjaciel. Nathiela zawsze dziwiło to, jak bardzo dobrze rozczytywał emocje z jego twarzy. Na dodatek czytał mu w myślach. – Musisz pamiętać o tym, że nie wszyscy są tacy jak ty. Niektórym potrzeba więcej czasu, aby się pozbierać. Nie możesz oczekiwać od Laury, że zgodnie z twoją wolą wstanie, uśmiechnie się i powie: „Życie jest piękne”. To co mówisz wcale jej nie motywuje, a pogrąża jeszcze bardziej.
Zielonooki zmrużył podejrzliwie oczy.
– Słyszałeś.
– Nie sposób tego nie usłyszeć, skoro darliście się na cały dom.
Nathiel uśmiechnął się krzywo na boku. Słowa Sorathiela dały mu trochę do myślenia.
Rzeczywiście. Zachował się trochę… po grubiańsku. Krzyczał na kogoś, na kim bardzo mu zależało. Jego słowa były przepełnione gniewem. W jego głosie nie wybrzmiewała nawet odrobina współczucia, na dodatek sprawił, że Laura wybuchła płaczem. Zamiast ją przeprosić, przytulić, pocieszyć, wyszedł z trzaskiem z pokoju. Zachował się jak zwykły cham.
Kiedy wreszcie to sobie uświadomił, westchnął ciężko i ponownie walnął głową w stół – tym razem jednak mocniej, co dało o sobie znać głośnym trzaskiem o drewnianą taflę.
– Nie wierzę, że to mówię, ale masz rację, Sorath – mruknął niepocieszony.
Blondyn spojrzał na niego zdziwiony. Chyba pierwszy raz w życiu przyznał mu rację, nawet nie wchodząc z nim w zbędne dyskusje. To niesamowite.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem, zaraz potem zalewając gorącą wodą zieloną herbatę i kawę wzbogaconą o tonę cukru. Dwa niebieskie kubki zaniósł do stołu, przy którym zasiadł.
– Wiesz – zaczął, gdy już zajął miejsce – ostatnio trochę spoważniałeś. – Nie mógł ukryć uśmieszku, który niespodziewanie wszedł na jego twarz.
Nathiel podniósł głowę i zmarszczył czoło, jakby nie rozumiał, o co mu chodzi.
– Żartujesz sobie. Nigdy nie będę poważny – prychnął. Nie minęła nawet minuta, a siedział z telefonem w ręku i rzucał się z nim na wszystkie strony, wykrzykując, że ubije zombie tak samo, jak ubija na co dzień demony. 
Sorathiel wsparł się na dłoni i potrząsnął głową z nikłym uśmiechem.
Cóż, niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
***
Stałam przed lustrem i wpatrywałam się w zupełnie obcą mi osobę, której nigdy wcześniej na oczy nie widziałam.
Kiedy tak bardzo się zmieniłam? Moja twarz była bledsza, niż zwykle, a oczy nie miały już tak żywej zielonej barwy, zupełnie jakby wypłowiały od zbyt dużej ilości zażywanego słońca. Mysie włosy układały się tak, jak chciały, a kości policzkowe niepokojąco odstawały od skóry.
Postawiłam kilka kroków w tył. Moja wewnętrznie wysunięta hipoteza zyskała potwierdzenie. Schudłam. O ile wcześniej byłam za chuda, tak teraz wyglądałam jak chodzący kościotrup, którego patyczkowate nogi mogły lada moment pęknąć. Przedstawiałam sobą naprawdę nędzny obraz.
Westchnęłam cicho i przejechałam dłonią po twarzy.
Nie tylko moje ciało się zmieniło. Samo stanie sprawiało mi teraz wiele trudu. Zdecydowanie zbyt długo leżałam w łóżku, gdzie jedyną moją atrakcją było wpatrywanie się w okno i sporadyczne chodzenie do toalety. Nawet Nathiel mnie już nie odwiedzał. Najwyraźniej spisał moją osobę na straty. Może miał rację. Niedługo wszyscy odejdą, jeżeli się stąd nie ruszę.
Ponownie spojrzałam w lustro. Tym razem uniosłam kąciki ust w wymuszonym uśmiechu.
Brawo, wyglądałam tak żałośnie, że wydałam z siebie coś, co swoim brzmieniem przypominało śmiech. Byłam na dobrej drodze do wyzwolenia!
Krzywiąc się znacząco, odwróciłam wzrok od piekielnego lustra i w przypływie chwili nacisnęłam mocno na swoje żebra. Mało nie zgięłam się wpół. To nie było dobre rozwiązanie, w końcu w dalszym ciągu były połamane. Zamiast bawić się w masochistkę, powinnam cierpliwie czekać na samoczynną poprawę. Niestety kości nie dało się posklejać taśmą.
Wzięłam głęboki oddech, pomasowałam uspokajająco żebra i spojrzałam w kierunku drzwi. Długo zastanawiałam się nad tym, czy wyjść z pokoju. Nie wiedziałam, co tak naprawdę mnie tam czekało. Potwory? Otchłań? Pustka? A może najgorszy ze wszystkich: Nathiel? Moje obawy nie były uzasadnione. Naprawdę musiałam zdziczeć przez ten czas. Ile można było przebywać samemu w tym samym pokoju i to na dodatek z własną osobą? Każdego dnia wsłuchiwałam się w zapętlone myśli, które powoli zaczynały mnie męczyć. Wypłakałam już wszystkie łzy. Wypoczęłam. Czas wyjść na światło dzienne. Prawdę powiedziawszy, trochę stęskniłam się za świeżym powietrzem, poza tym... miałam ważną rzecz do załatwienia.
Opuściłam klamkę w dół i wyszłam za drzwi. Natychmiastowo uderzył mnie kwiatowy zapach odświeżacza do powietrza. Cóż, wszędzie było dobrze, poza pokojem Nathiela, który do bólu był przesiąknięty zapachem pizzy i męskich perfum. Dobrze, zdążyłam się już do niego przyzwyczaić. Do pokoju, nie do Nathiela, bo do tego wciąż było mi daleko.
Zaczęłam schodzić po schodach. Robiłam to niemalże bezgłośnie. Ta myśl napawała mnie pewnym strachem. Albo te schody nie skrzypiały, albo to ja nic nie ważyłam. Było jeszcze jedno rozwiązanie: może umarłam i stałam się duchem. Tylko dlaczego wciąż nie spotkałam swojej mamy?
Na chwilę musiałam przystanąć i chwycić się barierki, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Uczucie to na szczęście szybko minęło i nikt nie musiał zeskrobywać mnie ze schodów łyżeczką.
Nie będę kryła faktu, że ostatnie odwiedziny Nathiela sprawiły mi ból. Nie będę też kryła tego, że jego słowa trafiły prosto w moje lodowe serce jak strzała. Dzięki niemu byłam w stanie nareszcie podnieść się z łóżka i ruszyć przed siebie.
Poświęcenie mojej mamy nie mogło pójść na marne. Chciałam znów funkcjonować jak normalny człowiek, chciałam dalej żyć. To prawda, że nic już nie będzie takie samo, ale mimo tego chciałam spróbować. Może ciemne chmury wciąż wisiały nad moją głową, czyniąc ze mnie jeszcze większą pesymistkę, niż byłam wcześniej, ale powoli odganiałam je wątłymi rękoma i odsłaniałam tym samym drogę, którą musiałam odtąd podążać bez Joanne.
Schodząc na sam dół, skierowałam kroki do kuchni. Słyszałam Nathiela i Sorathiela. Rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, jakby nie chcieli, żebym ich usłyszała. Postanowiłam przerwać tę beztroską rozmowę.
Stanęłam w drzwiach i spojrzałam najpierw na jednego, potem na drugiego. Nathiel wyglądał na zaskoczonego, zaś Sorathiel na usatysfakcjonowanego, co można było rozczytać z jego delikatnego uśmiechu. Wiem, moja obecność to zaskakujące wydarzenie. Kto by pomyślał, że wiecznie użalająca się nad sobą Laura uraczy swoim towarzystwem tych dwóch wspaniałych łowców? Nawet ja nie sądziłam, że to zrobię. Czasami miałam wrażenie, że nogi działały wbrew mojej własnej woli.
– Jesteś głodna? – spytał od razu Sorathiel. To były pierwsze słowa, jakie usłyszałam od niego od tygodnia. Był jedną z tych osób, które raczej zaznaczały swoją obecność milczeniem, a nie ciągłym gadaniem, jak Amy, czy gniewem, jak Nathiel. Byłam mu wdzięczna za to, że dostrzegał moją potrzebę wsłuchania się raz na jakiś czas w ciszę.
Już miałam potrząsnąć głową, gdy zorientowałam się, że odmówienie nie jest dobrym pomysłem. Praktycznie nic dzisiaj nie jadłam. Powinnam powrócić do stałych pór posiłków.
Pokiwałam głową na potwierdzenie, że chętnie coś przekąszę. Próbowałam się nawet uśmiechnąć, ale moje usta nie chciały ze mną współpracować.
– Usiądź w takim razie – powiedział Sorathiel, podnosząc się z krzesła i kierując w stronę lodówki.
Dlaczego ten chłopak zawsze kojarzył mi się z perfekcyjną panią domu? Gdy miałam sobie wyobrazić związek Sorathiela i Amy w przyszłości, to właśnie jego widziałam przy garach i to w różowym fartuszku zdobionym koronkami, który tak bardzo lubiła nosić Amy. To nie były dobre myśli.
Posłusznie usiadłam obok drugiego łowcy i skierowałam na niego spojrzenie. Zdawało mi się, że patrzy na mnie dziwnie beznamiętnym wzrokiem. Wciąż zły? Hej, kolego, byłam tutaj, bo na mnie nakrzyczałeś. Ciesz się, bo osiągnąłeś, co chciałeś.
– Lepiej ci? – spytał dziwnym głosem, który znajdował się gdzieś na pograniczu niepewności i złości.
Kiwnęłam głową, choć zarówno Nathiel, jak i Sorathiel wiedzieli, że to zwykłe kłamstwo. Wcale nie było mi lepiej. Wyszłam z pokoju na siłę, na siłę siedziałam również przy stole i na siłę zamierzałam coś zjeść, ale... starałam się, naprawdę się starałam. Moja nowa domena, to: rób coś z przymusu, a w końcu osiągniesz określony cel.
Już po chwili przed moim nosem został postawiony talerz z kilkoma soczystymi kanapkami. Wyglądały apetycznie, ale nie mogłam poradzić nic na to, że gdy poczułam zapach świeżej wędliny, zrobiło mi się niedobrze. Człowiek odzwyczajony od jedzenia miał problem z ponownym przyzwyczajeniem się do spożywania czegokolwiek.
– Dziękuję – szepnęłam ze sztuczną wdzięcznością i chwyciłam kanapkę w dłoń.
Raz, dwa, trzy, gryziemy, Lauro. No już, przełykaj to. Nie, nie możesz robić krzywej miny. Nie, nie możesz wypluć tego na talerz. Bądź grzeczną dziewczynką i przełknij to, co już zmieliłaś w ustach.
Sorathiel i Nathiel wymienili znaczące spojrzenia. Tak, wiem, nie wyglądałam na osobę, która była głodna i z chęcią pożerała posiłek po tak długim poście, ale nie mogłam nic na to poradzić.
Maleńkimi krokami do celu.
– Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał blondyn, przerywając niezręczną ciszę. Dłońmi objął swój stygnący kubek. To dziwne, ale nagle zachciało mi się pić herbaty. Herbata zawsze była moim sposobem na gorszy dzień. Stłumiłam w sobie jednak to dziwne pragnienie.
– Najpierw chcę pójść do swojego domu.
– Teraz? – spytał zdziwiony Nathiel.
Kiwnęłam głową. Zanim zaczął protestować, dodałam:
– Pójdziesz ze mną?
Auvrey oniemiał. Tak zszokowanej miny jeszcze nigdy w życiu u niego nie widziałam. Rozumiałabym jego reakcję, gdybym spytała go co najmniej o to, czy zostanie moim mężem i spłodzi ze mną gromadkę demonicznych dzieci, ale chodziło tutaj o zwykłe, głupie towarzystwo w drodze do domu. Kogo innego miałam prosić, jak nie Nathiela? Z nim nic złego mi nie groziło.
– Pewnie! – niemalże wykrzyknął z radością, która spowodowała, że podskoczyłam na krześle przestraszona. Nie spodziewałam się takiej euforii.
– Dasz sobie radę? – spytał Sorathiel, spoglądając na mnie badawczo.
Chwilę patrzyłam na niego z miną bez wyrazu.
Nie. Nie dam rady. To będzie dla mnie kolejny cios prosto w serce, ale... muszę przez to przejść. Chciałam uratować to, co zostało z mojego domu. Chciałam mieć wspomnienia, które wyrażą bliskie mi przedmioty. Chciałam mieć ciuchy, zeszyty, książki i wszystko to, co było mi potrzebne do życia. Chciałam poczuć się odrobinę bardziej swojo w tym obcym miejscu.
Pokiwałam głową, starając się nie okazywać emocji. Po spojrzeniu Sorathiela widziałam jednak, że wcale go nie przekonałam. Ten człowiek widział chyba duszę każdego człowieka jak na tacy. Może nie był perfekcyjną panią domu, tylko czarownicą latającą na miotle?
Brawo, Lauro. Pierwszy suchar w myślach, oby tak dalej.
– Jej już tam nie ma – usłyszałam nagle Nathiela.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Twojej matki – dokończył szeptem, jakby bał się, że znów wybuchnę płaczem.
Spojrzałam na niego beznamiętnie, choć w głębi duszy samo jej wspomnienie mnie zabolało.  W przypływie chwili powiedziałam coś, czego nawet nie oczekiwałam, że powiem:
– Nie była moją prawdziwą matką.

5 komentarzy:

  1. Coraz więcej Sorathiela :D

    PRZEPRASZAM ZA NIE KOMENTOWANIE :C

    Co Ty robisz z Laurą?! Dziewczyno, nie masz serca?

    Nathiel coraz bardziej mnie zaskakuje... jest taki... taki... taki nie swój?

    OdpowiedzUsuń
  2. What xd ja się pytam co ty ćpiesz kobieto xd Taka chłodna ta Laura , aż za bardzo. Trudne przypadki xddd
    HAHAHAHAH może jeszcze w stringach różowych -Sor perfekcyjnie ułożone włosy, perfekcyjnie kanapki XD Różowy fartuszek , kapcie w hello kitty w strigach i look do Amy" co chcesz kochanie na śniadanie" xdd
    Dosyć tych marzeń . Nie narzekam już bo jest postawa Laury do życia. Cieszmy się xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybywam, by przeczytać! Komentarz nie będzie jakiś bardzo wyszukany, ale pewnie znowu coś poprzeżywam. No i jest Nathiel - pewnie ponownie się czegoś u niego doczepię.
    Cieszę się, że tyle piszesz, bo to oznacza, że jeszcze przez wiele lat będę miała co czytać :D

    " Sorathiel, który do tej pory milczał i oddawał się w pełni myciu naczyń, (...)" - Sorathiel, Perfekcyjna Pani Domu <3
    "Dlaczego zawsze kojarzył mi się z perfekcyjną panią domu? Gdy mam sobie wyobrazić związek Sorathiela i Amy w przyszłości, to właśnie jego widzę przy garach w różowym fartuszku." - mam to samo wrażenie, Laura. Coś mi mówi, że Sorathiel byłby nawet skłonny walczyć o ścierkę/miotłę/mopa, gdyby zaszła taka potrzeba.
    " - Pójdziesz ze mną?
    Czarnowłosy oniemiał. Tak zszokowanej miny jeszcze nigdy w życiu u niego nie widziałam. Naprawdę to takie dziwne, że poprosiłam go o tak prostą i zwyczajną rzecz? Rozumiem jeszcze, gdybym spytała: "wyjdziesz za mnie?", ale spytałam o zwykłe, głupie towarzystwo w drodze do domu. Kogo innego miałam prosić, jak nie Nathiela? Z nim nic mi nie grozi." - najpierw doczepię się braku merytoryki. Kobieta nie pyta mężczyzny, czy ten za nią wyjdzie, tylko czy się z nią ożeni. Poza tym, podzielam zdziwienie Nathiela. Przecież jedynie raz Laura dała mu słownie do zrozumienia, że go lubi, może i prosiła o pomoc, ale do tej pory nie prosiła go twarzą w twarz o towarzystwo. Cieszę się, że to jego wybrała do tej przechadzki :)
    Laura zaczyna się podnosić. Nie są to jakieś wielkie kroki naprzód, ale na początek drobne decyzje i ruchy wystarczą.
    Przypływ szczerości na końcu być może pomoże łowcom zrozumieć zachowanie zielonookiej.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jak to już 32 rozdział? Jeszcze wczoraj czytałam pierwszy rozdział i się cieszyłam, że nie muszę teraz tyle czekać na następne rozdziały. A tu co? Już zdąrzyłam wszystko przeczytać. Bardzo mi się to podoba. Normalnie to kocham <3 Teraz czekam ze zniecierpliwieniem na następne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku się pochwalę, bo mam do nadrobienia nie trzy rozdziały, ale dwa. A jednak nie zapuściłam się tak bardzo, cieszę się z tego.
    Dziś na odmianę spróbuję napisać całkowicie poważny komentarz. Co prawda Żydziu dobija się do bram czatu na facebooku, ale zachowam spokój i nawet nie zerknę, co tam kaleka moja pisze. Nie, nie zerknę.
    Dobra, przyznaję się- zerknęłam. Jakieś pierdoły znowu dziewczyna wygaduje.

    Lubię tą więź pomiędzy Sorathielem i Nathielem. Przyjaciele! Zauważyłam, że między chłopakami nie da się tego zauważyć tak wyraźnie jak u dziewczyn, ale czuć tą więź. To, że Sorath wspiera Nath'a jest takie... *szuka słowa, żeby nie powiedzieć "fajne"* świetne! To lubię (wiersz A. Mickiewicza, polecam, przerabiany na polskim. Teraz żeby tylko Marylka mi w prysznicu nie leżała).
    Pokój Nathiela tak ładnie pachnący! *o*
    Ćpałabym.
    Samego Nathiela zresztą też.
    Pizza, którą ostatnio jem często, bo taka jedna z biedronki jest pyszna! I męskie perfumy- mój tata zawsze nimi tak ładnie pachnie. Nawet gdy wypierzesz jego koszulę; nie pomoże. Dalej będzie pachniała perfumami. Na szczęście zapach jest ładny.

    Sorathiel Perfekcyjna Pani Domu. Ja tam go widzę w fartuszku i przy garach. Będzie niczym Levi z Atack on Titan. Można? Można. Takie bycie kurą domową może dodaje męskości?
    Chwila, dlaczego Laura miałaby pytać Nathiela "wyjdziesz za mnie"? Nie, nie, nie, nie zgadzam się!
    To Nath powinien ją zapytać. I musi być romantycznie.
    "Pierwszy suchar w myślach, oby tak dalej."- Czy tylko ja po przeczytaniu tego widzę głowę Laury, a w niej takiego sporego sucharka? Tak? Tylko ja? Dobrze, nic nie było.

    A teraz dawaj żelki, ohoho! >D
    Już klikam printscreena i wysyłam! AHAHAHAHAAH, tak bardzo zła!

    ... tak, blogger jeszcze będzie wysyłał dinozaury, żeby mi przeszkodzić w publikacji. Działaj, Internecie! *za drugim podejściem*

    OdpowiedzUsuń