środa, 19 listopada 2014

Rozdział 36 - "Czas odwagi"

Rozdział taki króciutki, wprowadzający. Nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia. Nadmiernie ciekawy też nie jest. Dopiero w następnym zacznie się akcja. I potem akcja będzie się ciągła, ciągła, ciągła. Jupi. Połowa za nami.
Dziękuję Cleo za cudowne rozmowy, jaranie się mangą, Mattem i rozkminianie! Do zobaczenia w sobotę <3. Królik, wielkie dzięki za SPOILER NIGHT.

POPRAWIONY [10.05.2018]
***
Ludzie, wszędzie ludzie. Na podłodze, na sofie, na krzesłach, w wannie, w szafie, pod dywanem, a nawet w lodówce, choć przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jakim cudem ktoś się tam zmieścił. Wszyscy wyglądali jak martwi. Impreza musiała być naprawdę udana, skoro nikt nie wrócił wczesnym porankiem do domu, tylko spędzał noc w tym pogorzelisku. Nie wiem kto będzie sprzątał pięćdziesiąt trupów z ziemi, ale na pewno nie będę to ja.
Wracając schodami z talerzem pełnym kanapek, nadepnęłam komuś na rękę. Ta osoba najwyraźniej niczego nie poczuła, ponieważ dalej tkwiła w tym samym miejscu, jakby była martwa. Cóż, albo naprawdę ważyłam za mało, albo pijany trup był prawdziwym trupem.
Uśmiechając się do siebie ironicznie, przeszłam przez przedpokój i... zatrzymałam się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Nathiela. Nie widziałam go nigdzie wśród tłumu spitych ludzi. Gdzie mógł być, jak nie u siebie?
No dalej, ruszajcie do przodu, niewdzięczne nogi. Dlaczego macie się interesować osobą, która jeszcze niedawno starała się usilnie pocałować waszą właścicielkę? Hej, ręce, to już może podchodzić pod molestowanie seksualne, dlaczego więc chwytacie za klamkę? Mózgu! Nie kieruj impulsów nerwowych do dłoni! Hej! Jak mogłeś mnie w tak okrutny sposób zdradzić?!
Chcąc nie chcąc, przekroczyłam próg pokoju Nathiela. Cóż, było to chyba jedno z dwóch pomieszczeń w tym domu, gdzie po ścianach i podłogach nie walali się obcy ludzie. Znajdowała się tu tylko jedna osoba. Osoba, której początkowo nie zauważyłam. Kto by się w końcu spodziewał, że właściciel pokoju nie będzie leżał na łóżku, a pod nim? Gratuluję pomysłowości, Nathielu. Gdy się obudzisz, będziesz miał miłe zetknięcie z własnymi niepranymi przez miesiąc skarpetkami i brudami, które tam chowasz.
Kręcąc głową z pobłażaniem, podeszłam do biurka i odstawiłam na nie talerz z kanapkami. Miałam nadzieję, że żadne zmutowane bakterie z zaschłej dwutygodniowej pizzy nie przeskoczą na moje śniadanie.
Podeszłam do łóżka i pochyliłam się tak, by móc zobaczyć twarz niesfornego demona. Odchyliłam pościel, która go zakrywała i spojrzałam na niego w całej okazałości. Moje serce szybciej zabiło, gdy ujrzałam, że w swoich ramionach trzyma znajomy skrawek papieru. Tulił go do piersi jak najcenniejszy skarb, co świadczyło o tym, że go przeczytał. Nie sądzę, aby wiele z niego zrozumiał w takim stanie, w jakim był, ale cieszyłam się, że chociaż po pijaku uznał list za coś cennego.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam w jego śpiącą twarz. Wyglądał jak małe dziecko, które zmęczone całodziennym płaczem w końcu usnęło w łóżeczku z przytulonym do siebie misiem i lekko rozwartymi ustami. Oczywiście nie sądziłam, że Nathiel płakał. Nie miałby przecież powodu, aby to robić, poza tym łzy nijak mi do niego pasowały.
Podniosłam się z podłogi. Początkowo miałam zamiar go obudzić, ale uznałam, że nie będę wchodzić z butami w jego sny. Niech zna moją łaskę.
Wzięłam swój talerz i nie oglądając się do tyłu, wyszłam za drzwi. Od razu po wyjściu z pokoju Auvreya w oczy rzuciła mi się głowa usłana blond włosami, która spacerowała po parterze. Spacerowała? Chyba chodziła niecierpliwie, szukając czegoś ważnego.
Spojrzałam z żałością na swoje śniadanie i ciężko westchnęłam. Będę musiała poczekać z jedzeniem. Talerz odłożyłam na szafkę, która stała w rogu przedpokoju, a potem ruszyłam na dół, pragnąc dowiedzieć się, co takiego dręczy jednego z moich współlokatorów.
– Sorathi... – zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.
– Widziałaś Amy? – spytał łowca, przerywając mi zaniepokojonym głosem.
Na jego twarzy malował się strach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj każdą sytuację życiową przyjmował z przesadnym spokojem. Najwyraźniej miłość zmieniała ludzi.
– Nie – przyznałam szczerze.
Jeśli się przez chwilę zastanowić, to Amy miała spać w moim pokoju, ale nie uświadczyłam tej nocy jej obecności. Nie przejmowałam się tym faktem i uznałam, że pewnie wolała zostać z resztą ludzi do końca imprezy. Amy w końcu lubiła zabawy. Ewentualnie wróciła do domu, całkowicie o mnie zapominając – to też jej się nieraz zdarzało, szczególnie kiedy była zajęta własnymi myślami wodzącymi ją po świecie fantazji. Mogła sobie na przykład wyobrazić Sorathiela na białym rumaku, który… Nieważne. 
– Zniknęła – stwierdził blondyn.
– Może poszła do domu albo jest w którymś z pokoi. Sam widzisz, ludzie leżą tu dosłownie na każdym wolnym skrawku podłogi – powiedziałam uspokajającym głosem, sama w to za bardzo nie wierząc. Amy nie była typem osoby, która upijała się tak bardzo, że usypiała w byle jakim miejscu. Z reguły niewiele piła, a tylko moczyła usta, aby nikt jej nie przekonywał do nadużycia alkoholu. Kiedy chciała, potrafiła być mądra.
Dopiero teraz zauważyłam, że Sorathielowi naprawdę na niej zależy. Niepokój, który odznaczył się na jego twarzy był na to żywym dowodem.
– Zadzwoń do niej – zaproponowałam.
– Dzwoniłem już dziesięć razy – stwierdził chłopak, ciężko wzdychając.
– O dziesięć za mało – powiedziałam, obdarowując go pobłażliwym uśmiechem.
To on nie wiedział, że do niektórych kobiet można dzwonić nawet po pięćdziesiąt razy, zanim odbiorą ten cholerny telefon? Biedny Sorathiel, chyba wciąż był niedouczony. Przecież Amy sam prysznic zajmował co najmniej pół godziny, makijaż i dobór ciuchów następne dwadzieścia minut, a przy tym wszystkim słuchała pobudzającej muzyki, która skutecznie zagłuszała telefon. 
Cóż, ponoć żadna książka nie uczy miłości.
Chłopak usiadł na fotelu i zajął się ponownym wydzwanianiem, tymczasem ja chodziłam po całym domu, zerkając w najmniejsze nawet zakamarki, w nadziei, że odnajdę jakikolwiek ślad obecności Amy. Na razie wolałam poszukać jej na własną rękę, nie chciałam dręczyć państwa Whitefold niepotrzebnymi telefonami.
Zaczęłam od uporządkowanego pokoju Sorathiela, który był teraz zdemolowany przez leżące na ziemi trupy. Gdzie mogła pójść Amy, jak nie do jego pokoju, w którym spędzali wspólnie tyle czasu? Swoją drogą, zastanawiałam się, co tam robili całymi dniami. Nie raz Nathiel starał się ich podsłuchiwać, jednak nic konkretnego nie wywnioskował. Od czasu do czasu słyszał tylko cichy śmiech Amy i przyciszone rozmowy. Zupełnie jakby byli świadomi, że gdzieś w domu buszuje gumowe ucho, pragnące zgłębić tajniki zamkniętego na klucz pokoju. Nie dziwiłam im się. Wszyscy, którzy obcowali z Nathielem nie mieli własnego życia, a co dopiero mówić o prywatności…
Potrząsając lekko głową, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Łóżko, szafa, miejsce pod łóżkiem, biurko i… nic. Następnie łazienka. Nic. Ponownie pokój Nathiela. Nic. Na wszelki wypadek postanowiłam zerknąć do siebie, ale i tam nie było śladu po Amy. Zrezygnowana wróciłam na dół. Gdy Sorathiel trzymający telefon przy uchu spojrzał na mnie, potrząsnęłam głową na znak, że moje poszukiwania były bezowocne.
– Dalej nie odbiera – szepnął do mnie, gdy usiadłam naprzeciwko niego w salonie.
Słyszałam, że ze słuchawki płynie dobrze mi znany sygnał, oznaczający, że właściciel ma daleko w poważaniu osobę, która próbuje się z nią skontaktować. Sorathiel się nie poddawał. Zadzwonił jeszcze raz. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał i... cisza. Oboje spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Ktoś w końcu odebrał telefon.
– Amy? – spytał niepewnie Sorathiel. – Gdzie jesteś?
– Drogi łowco cienia – usłyszeliśmy kobiecy, głęboki głos na wskroś przeszyty sarkazmem i obrzydzeniem. – Chcesz odzyskać ukochaną? Zapraszam na Baker Street do starego magazynu broni.
Połączenie zostało zerwane. Patrzyliśmy na siebie, nie mogąc z siebie niczego wydusić. Byliśmy w szoku. Głosu, który słyszeliśmy nie można było pomylić z żadnym innym. To była Gabrielle. Ta przebrzydła demonica, która wielokrotnie była bliska od tego, aby mnie zabić. Ta Gabrielle, która strąciła Deaniela do otchłani. Przyczyna mojego strachu, koszmarów i wielu ran, po których zostały liczne blizny, zdobiące moje ciało niczym pamiątki po wojnie.
Gwałtownie podniosłam się z fotela. Nie chciałam, aby kolejna cenna osoba zniknęła z mojego życia. Demony mogły jej coś zrobić, miała przecież wysoki wskaźnik energii potencjalnej. To nie był przypadek, że zniknęła akurat Amy.
Nim się obejrzałam, tuż obok mnie przebiegł Sorathiel, który popędził do góry jak na skrzydłach. Nie czekając ani chwili dłużej, pognałam za nim. Wiedziałam, że idzie do Nathiela.
– Nathiel, obudź się! – krzyknął, próbując wyciągnąć swojego przyjaciela spod łóżka. Widziałam na jego twarzy panikę. Naprawdę bał się o Amy. W pewnym sensie wiedziałam, co czuł. Oboje straciliśmy już ważne dla nas osoby i to z powodu demonów. To nie mogło się powtórzyć.
– Czego chcesz, Sorath? Przecież rano jest, chciałem po południu wstać – mruknął zaspanym głosem zielonooki, stosując szyki przestawne godne mistrza Yody. Zdążył opuścić na podłogę list, którym teraz w żaden sposób się nie przejmował.
– Amy została porwana – odpowiedziałam za blondyna, stając w progu jego pokoju.
– Co? – spytał nierozumnie zaspany Auvrey, przecierając zwiniętymi pięściami oczy. Przez ten krótki moment wyglądał jak niedospane dziecko.
– Amy została porwana przez demony – poprawił mnie Sorathiel. Dopiero wtedy zielonooki się obudził. Wyprostował plecy i spojrzał to na mnie, to na swojego przyjaciela. Chyba wciąż nie docierał do niego sens naszych słów, choć punkt za to, że jego uszy wyłapały słowo „demony”.
– Żartujecie sobie – powiedział odrobinę żywszym głosem.
– Ani trochę – stwierdził blondyn. – Dzwoniłem do niej. Odebrała Gabrielle. Powiedziała, że jeżeli chcę ją odzyskać, mam się zjawić w magazynie na Baker Street.
– Co za suka – stwierdził oburzony demoniczny łowca, podnosząc się z podłogi. Przez chwilę się chwiał, co było zapewne efektem spożycia zbyt dużej ilości alkoholu, który wciąż nie zdążył wyparować z jego krwi. – Znowu chce z nami zadrzeć? – mówiąc to, podszedł do szuflady i wyciągnął z niej nóż, który schował do tylnej kieszeni spodni.
– To może być pułapka, Nathiel – powiedział cicho jego przyjaciel.
– Pułapka czy nie pułapka, chyba chcesz odzyskać Amy, nie? – prychnął podenerwowany Nathiel.
Chłopak bez wahania pokiwał głową.
Obaj wyminęli mnie w drzwiach i zbiegli po schodach. Nie wiedziałam, co mam robić. Chciałam odzyskać Amy, najcenniejszą, jedyną przyjaciółkę, która od dziecka była moim promykiem słońca w pochmurne dni. Optymistyczną, radosną, dzielącą się swoją miłością z całym światem dziewczyną, której nikt nie miał prawa nienawidzić. Moje zmysły szalały z niepokoju o nią. W końcu nie porwał ją byle kto. To były demony. Dlaczego akurat ją? Przecież nie miała nic wspólnego z tym przeklętym światem. Była niewinna! Mogli równie dobrze porwać mnie, przecież to jasne, że Nathiel rzuciłby się za mną w pogoń – tam gdzie demoniczna jatka, tam i Auvrey.
Zeszłam na dół za chłopakami.
Wiem, byłam bezradna, nie umiałam walczyć, nie umiałam się nawet obronić, ale... nie mogłam tego tak zostawić. Za Amy mogłabym nawet oddać życie, jej było zdecydowanie bardziej wartościowe niż moje.
– Idę z wami – powiedziałam twardo, przystając w przedsionku.
Nathiel zatrzymał się i spojrzał na mnie pobłażliwie, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. Był na mnie zły. Widziałam to w jego oczach. Kto jednak powinien być bardziej wkurzony? To nie ja usilnie próbowałam go pocałować i wyznawałam mu nadmiernie miłość w stanie nietrzeźwości.
– Nie żartuj sobie – stwierdził, głośno i ostentacyjnie prychając. – Na nic się nam nie przydasz, będziesz tylko zawadzać. Zostaw to nam, nie musisz się bać o Amy – mówiąc to, założył ręce na piersi.
– Nie chcę jej stracić! – wykrzyknęłam odważnie, zaciskając pięści. – Przysięgam, nie będę wam zawadzać!
– To nie jest zabawa! Możesz nawet zginąć!
Nathiel spojrzał na mnie wściekle. Myślał, że mnie przestraszy? Kiedy w grę wchodziło życie bliskiej mi osoby, na które miałam wpływ, zamierzałam zrobić wszystko, by ją ocalić.
– Nie obchodzi mnie to!
Wymieniliśmy gniewne spojrzenia. Gdyby to była bajka, z pewnością pomiędzy nami utworzył by się teraz morderczy piorun, który zniknąłby w puchatym dywanie, zostawiając po sobie spalone tworzywo. Na szczęście to była rzeczywistość, inaczej już dawno byśmy się pozabijali.
– Przestańcie – odezwał się Sorathiel, przerywając naszą walkę na spojrzenia. – Nathiel ma racje, możesz zginąć, jeżeli z nami pójdziesz. Powinnaś zostać w domu.
 – Wiem, że powinnam to zrobić. Wiem, że będę wam zawadzać, ale nie mogę tego tak zostawić! To moja przyjaciółka! Jedna z niewielu osób, które mi pozostały i… - przerwałam, ponieważ Sorathiel postawił w moją stronę trzy gwałtowne kroki i zanim otworzyłam usta, by dopowiedzieć to, co chciałam, on szepnął ciche: „uważaj”, po czym uszczypnął mnie delikatnie w tył szyi. Na szczęście, mimo szoku, szybko zorientowałam się o co chodzi.
Miałam udawać.
Upadłam teatralnie na podłogę, udając, że tracę przytomność. Tylko kretyn uwierzyłby w prawdziwość tego wydarzenia, nie istniał bowiem chwyt, który zapewniał omdlenie poprzez nacisk na szyję (chyba że ktoś by mi ją złamał, wtedy straciłabym przytomność na wieki). Mieliśmy jednak za przyjaciela idiotę, więc wszystko się zgadzało.
– Świetnie – burknął po chwili Nathiel, otwierając drzwi wyjściowe.
Gdybym nie udawała zemdlałej osoby, z miłą chęcią rzuciłabym się na niego z pazurami. Rzeczywiście, było się z czego cieszyć. W końcu zemdlałam. Co z tego? Ważne, że mogą iść na misję. Ja tu sobie po prostu poleżę i poczekam, aż odzyskam przytomność. Oczywiście kiedy to już nastąpi, zacznę sprzątać dom złocistą miotłą, która wygna wszystkie zwłoki na powietrze, bo przecież kobieta była tylko od sprzątania, ewentualnie od gotowania. Ach, zapomniałam o wychowywaniu dzieci, w tym przypadku Nathiela.
– Poczekaj chwilę, wezmę exitialis – powiedział Sorathiel do swojego przyjaciela. Usłyszałam tylko ciche „no” i odgłos oddalających się kroków oraz zamykanych drzwi. Nie potrzebowałam mieć szczególnie wyczulonych zmysłów, żeby wiedzieć, kto nade mną wisiał. Otworzyłam oczy i natychmiastowo przeniosłam się do pozycji siedzącej. Sorathiel kucnął przy mnie i spojrzał z powagą prosto w moje oczy.
– Co najmniej pięć metrów od nas. Masz się kryć i nie rzucać w oczy. Nie kombinuj i nie udawaj bohaterki – powiedział powolnym głosem tak, abym wszystko dokładnie zrozumiała i zapamiętała. – Tu masz exitialis – mówiąc to, wyjął z kieszeni nóż i podał mi go. Bez chwili wahania chwyciłam za niego i kiwnęłam głową na znak, że wszystko zrozumiałam.
Sorathiel podniósł się z podłogi i podał mi dłoń. Chwyciłam ją, ale wciąż patrzyłam na niego z dołu, próbując zrozumieć jego zachowanie. Zmarszczyłam czoło i zmrużyłam podejrzliwie oczy.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Bo domyślam się, jak się czujesz – stwierdził sucho. – Poza tym nie wiemy, co czeka nas w magazynie. Gdyby coś się stało, to ty będziesz naszą deską ratunkową. Zabierzesz ze sobą Amy i nie oglądając się za siebie, uciekniesz.
Milczałam przez dłuższą chwilę, wpatrując się uważnie w jego twarz, po czym kiwnęłam głową i z jego pomocą podniosłam się z podłogi.
– Powodzenia – szepnęłam.
Sorathiel kiwnął tylko głową, po czym wyszedł z domu.
Jego czyn mnie zaskoczył. Myślałam, że sądzi tak samo jak Nathiel. Że zginę, że będę zawadzać, bo nie umiem walczyć. Prawda była jednak zupełnie inna. Zdaniem Sorathiela liczyła się każda pomocna dłoń. Po prostu jedni władali siłą fizyczną, inni siłą umysłu.
Wzięłam głęboki wdech, odczekałam stosowną ilość czasu, a potem chwyciłam za klamkę od drzwi wyjściowych. Moje serce biło w szalonym rytmie, bojąc się przyszłych wydarzeń. Wiedziałam, że może nie być łatwo, ale chciałam za wszelką cenę ocalić Amy. To czas, w którym w końcu wyjdę z cienia i zrobię coś dla innych. Czas, w którym tchórzliwa Laura musi pomachać na do widzenia rzeczywistości i stawić czoła demonom, nawet jeżeli niczego nie umiała.
Niech los będzie dla nas łaskawy.

8 komentarzy:

  1. Może i krótki, ważne, że jest :P
    Nie masz mi za co dziękować ;) Miło wiedzieć, że na tym świecie jest ktoś, kogo jarają te same rzeczy, co mnie. Do zobaczenia w sobotę! Szykuj żołądek na lody bakaliowe! :D

    Ej no, jak tak można?! Kto mi, do cholery, zajął miejsce w wannie?! Przecież to moja miejscówa w domu u Nathiela! Kurde, co za ludzie, zero poszanowania czyjeś własności.
    Ooo, Laura poszła do pokoju Nathiela. Może wreszcie to związki chemiczne w jej organizmie, które odpowiadają za emocje, zaczęły działać.
    Ooo, Nathiel przeczytał list i zasnął z nim w rękach. Aww *.* Jak słodko.
    "Niepokój na jego twarzy zdradzał miłość, jaką ją obdarzał." - aww, Sorath naprawdę zakochał się w Amy. Życzę im szczęście, w końcu mała Ana... nevermind.
    "Nie raz Nathiel starał się ich podsłuchiwać, jednak nic konkretnego nie wywnioskował. " - mogłam się spodziewać, że zielonooki będzie żywnie zainteresowany poczynaniami swojego przyjaciela w sferze związków z dziewczynami. Auvrey, nie mam słów.
    Na "Baker Street"? :D Za dużo Sherlocka...
    Okay, Nath jest zły, ale dlaczego na Laurę, a nie na siebie? Przecież powinien kierować gniew na samego siebie! Nie odważył się powiedzieć Laurze, co do niej czuje, na żywo, a jedynie po procentach! Jak to o nim świadczy?
    Teraz to ja jestem zła na bruneta. Kretyn.
    "Możesz nawet zginąć!" - ale przynajmniej jawnie boi się o pannę Collins. Przynajmniej tyle.
    Laura jest bystra, ja bym na jej miejscu nie skumała, o co blondynowi chodzi.
    Collins staje u progu świata, który nie do końca poznała, chce stawić czoła demonom, bo chce odbić osobę, która kocha. A jak wiadomo, miłość jest potężną mocą.
    Czuję, że coś się wydarzy, że Nath odkryje śledzącą Laurę, nawrzeszczy na nią, a ona później uratuje mu życie... Kochany mózgu, nie zatruwaj mi myśli podobnymi pomysłami, przecież to Lauriel! Im brakuje tyle do romantyczności, co mnie do odnalezienia Logana.

    Rozdział może i nie za długi, ale przyjemny, posuwa opowiadanie naprzód. :)
    Komentarz mój jest niczego sobie, ach, taka tradycja ^^

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyszło na komórce, to na laptopie! O, matko, lody bakaliowe <33. Nie mogę się doczekać.
      No, kwestia wanny została już rozwiązana XD przerzucamy cię do łóżka. Huhuhuh.
      Nathiel chciałby wiedzieć wszystko, bo.. bo to Nathiel XD.
      Och, jest zły na Laurę, bo jest zły na siebie. Nie widzi czasem swoich błędów i obwinia o nie innych. Zawsze starałam się pokazać kilka wyraźnych wad postaci w opowiadaniach <3, w końcu nikt nie jest idealny.
      Ja też bym się nie zorientowała o co chodzi, bo jestem za bardzo nieogarnięta D: może jakaś wewnętrzna moc jej podpowiadała co ma zrobić.
      No, odkryć na pewno ją odkryje i rzeczywiście, nawrzeszczy na nią. Będą się żreć jak jeszcze nigdy w tym opowiadaniu i nie będą się do siebie odzywać dłuuuugi czas! Ale nie, Laura go nie uratuje XD.
      Ciiii, po ich zgodzie będzie wszystko w porządku <3, coraz więcej romantyzmu.

      Usuń
  2. Sorath, Sorath nananana So...

    Rozdział jest krótki, ale ciekawy. Biedna Amyyyyy

    Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  3. ZWARIOWAŁAŚ? Że to niby zły rozdział? Jest idealny! Zero nudy, przeciągnął mnie przez całą rozpiętość uczuć - od śmiechu, przez przerażenie po szok i niedowierzanie. To. Jest. NIESAMOWITE.
    Serio? Serio, Amy? Mam nadzieję, że wyrzuty sumienia nie dają ci spać... A jeśli ona nie przeżyje, to moja sfora żelek cię zje... :D
    Nathielku, kochany, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi... Ach, ten Nathiel... Scena z listem - wzruszająca, omal się nie popłakałam :)
    Sorath... wow, zaskoczyłeś mnie...
    Czekam na nn ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. U mnie nowości ;) Jest śmiech, są łzy i jest przewidywalność, ale cóż... Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że po dyskotece będzie spokojnie i cichutko poczytam sobie w cieniu nocy "W cieniu nocy" (taka gra słowna. Badum tss.) Jednakże było inaczej i do trzeciej byłam zajęta rozmową, a potem dyżurujący nauczyciele nie zezwalali na używanie telefonu. Tak więc jestem teraz, bo zrezygnowałam z pisania komentarza z rozładowywującego się telefonu w trzęsącym się autobusie podczas gdy ty jesteś ledwo żywa.
    Rozdział 36 i połowa za nami? Jak to! Ja pamiętam, jak jarałam się pierwszym rozdziałem, kiedy to Nath wpadł na Laurę goniąc tego padalca Deaniela, pamiętam ten epicki moment, kiedy Laura zabija demona domestosem, tą imprezę u Natha... Jej, jak ten czas szybko leci! Mam wrażenie, że z Naffciem znam się od zawsze, a nawet rok nie minął. :O 6 lutego 2014. Pamiętam. Tzn ostatnio specjalnie przeglądałam. XD
    SPOILER NIGHT! Musimy to powtórzyć, nie ma bata ani kija. Nie powiedziałaś mi za dużo, nie martw się! XD Poza tym będę milczeć jak grób (hihi).
    "
    Ludzie, wszędzie ludzie. Na podłodze, na sofie, na krzesłach, w wannie, w szafie, pod dywanem, a nawet w lodówce, choć przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jakim cudem ktoś się tam zmieścił. "- OMG, ludzie w lodówce? JEŹDZCY CHAOSU! TAAAAK! NA GRUNWALD! NATHIEL MA LEPSZĄ LODÓWKĘ OD LUCY, NAFF? BO KRÓLICZEK SĄDZI, ŻE TAK! XD *konieczne przeczytanie 13, tak, odbija mi. Ale jestem nawet zadowolona z tego pomysłu, bo dzięki temu zamykałam telefon w lodówce, ohoho.*
    Rozdział taki ciekawy! Akcja się rozkręca, to widać. Gabrielle powraca (w jakiś sposób zaczynam ją tolerować, czy jest ze mną źle?) i porywa Amy. Musi mieć niezłe źródła/ śledzić Soratha i Amy, żeby wiedzieć, że są razem. Szprytny z niej lis (what does the fox say? ringdingdingdingding).
    Kurde. Nie mam nic do powiedzenia. Naprawdę, mam pustkę. Może to przez to, że nie chce mi się zejść na dół po picie, podczas gdy mnie suszy. Chyba się przemogę. Ale to za chwilę.
    O, o, i jeszcze mam! Sorath jest taki przyjacielski i pomocny! :3 Laura + Sorathiel = Friendship! <3
    W sumie to przeczuwam, że z tej akcji coś wyniknie. Coś grubego, ohoho.
    Nie wiem, czy nadrobię jeszcze dziś jakiś rozdział, bo tracę siły. Aczkolwiek jeden rozdział po jednym, tak też może być.
    I co? I tyle. Mam wyprany mózg po noclegu w Pewli. Podziękuj chłopakom.
    Czekam na przeczytanie nn! ^^
    Pozdrowionka i uściski dla Naffa (wyszłaś z tej lodówki, c'nie? XD)
    Króliczek.

    OdpowiedzUsuń
  5. czas na nadrabianie rozdziałów xd YEY co mi się stałoxxd Laura jednak nie jest takim tchórzem , skoro idzie pomóc przyjaciółce.Jestem z niej dumna. Sor hmmm serio zapunktował u mnie, gdyż wywołał tą całą sytuacje udawaną :D

    OdpowiedzUsuń