środa, 26 listopada 2014

Rozdział 37 - "Dla przyjaciół zrobię wszystko"

Rozdział, który nawet mi się podobał. Bardzo dobrze mi się go pisało, mimo tego, że nie było tu jakiejś głębokiej akcji. 
Przekroczyłam już 50 rozdziałów, a więc jestem 13 rozdziałów do przodu i mogę spokojnie odetchnąć. Odetchnąć? Dostałam manię na pisanie, nie będę odpoczywać.
Cleo, dziękuję za ostatnie spotkanie <3 nie ma piękniejszej chwili od spotkania się z osobą, z którą dzielisz zainteresowania. Nasze opowiadaniowe spoilery, śpiewanie, czytanie listu, a także Rozważnej na żywo, było czymś pięknym <33. 

POPRAWIONE [20.05.2018]
***
– Co to miało być?
Młody chłopak o płomiennych rudych włosach, spojrzał krzywo na swoją towarzyszkę, która bawiła się telefonem komórkowym. Z jej miny wynikało, że nie ma pojęcia, co właśnie wyprawia, zupełnie jakby ten twór był dla niej obcym urządzeniem.
– „Drogi łowco cienia” – zacytował ironicznie ten sam chłopak, próbując powstrzymać się od śmiechu. Zasłanianie ust dłonią niewiele jednak dawało, i tak wydobyło się z nich ciche parsknięcie.
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
– Trzeba było samemu to załatwić, ruda pało – stwierdziła ze złością, rzucając telefon gdzieś do tyłu. Uderzył on z głuchym trzaskiem o ziemię i roztrzaskał się na kawałki. Nie miała zamiaru przejmować się takimi ustrojstwami. Ten telefon należał do przypadkowego, napotkanego po drodze człowieka, który szybko pożegnał się ze swoim życiem.
Zdecydowanie nie rozumiała ludzi. Tworzyli te dziwne gadżety, dzwonili do siebie, bawili się nimi, grali, pisali ze sobą, śmiali się do siebie i podłączali te dziwne kabelki, gdy chcieli posłuchać muzyki. To jakaś paranoja. Ludzie, w przeciwieństwie do demonów, mieli sto razy więcej interesujących zajęć. Gdyby była człowiekiem i nie musiała tylko i wyłącznie pożerać energii oraz użerać się z idiotycznymi demonami z departamentu, miałaby tutaj naprawdę wiele do zrobienia. Zaczęłaby od nocnych klubów i nieskończonego picia alkoholowych trunków, które pozwoliłyby jej zapomnieć, że na co dzień miała do czynieni z samymi kretynami. Oczywiście nie żałowała, że nie jest człowiekiem. Było jej dobrze w swojej demonicznej skórze – dzięki niej miała więcej możliwości.
– Masz brzydką gębę, gdy myślisz – stwierdziła mała, rudowłosa dziewczynka, która trzymała się nogawki spodni starszego brata. Jej piegowata twarz została rozszerzona przez diabelski uśmieszek. Miała zaledwie sześć lat, a zachowywała się, jakby już pozjadała wszystkie rozumy. Czarna sukienka oblegana mnóstwem białych wstążek, guziczków i falbanek, intensywnie rude włosy, które wchodziły powoli w czerwień, a które były ułożone w dwa wysoko upięte kucyki, były idealnym zaprzeczeniem jej dorosłości. To wciąż był mały knypek, który potrafił wyłącznie irytować innych.
– Masz czelność mówić, że mam brzydką gębę, gówniarzu? – spytała skrzywiona Gabrielle, odrywając się od skrzyni, o którą się opierała.
Mała dziewczynka wystawiła jej język i ukryła się za nogami brata.
– Hej, zostaw Andi. Musi wypełnić swoją misję, zanim się do niej dobierzesz – oburzył się chłopak. Z wyglądu był taki sam jak każdy z Touraville’ów, który miał czelność ujrzeć światło dzienne. Intensywnie rude włosy, małe, szmaragdowe oczka, piegi na nosie oraz policzkach, i wysoka postura. Jak większość demonów, Andariel i mała Andi mieli w swoim wyglądzie coś, co przyciągało innych, na szczęście na nią ten wyimaginowany urok nie działał. Nienawidziła ich, tak po prostu.
– To niech zamknie tę swoją niewyparzoną buźkę – syknęła Gabrielle. Chwilę później dostrzegła, że mała Andi wystawia jej język. – Lepiej schowaj ten jęzor, bo ci go odetnę nożem łowców – dodała groźnie, robiąc kilka gwałtownych kroków w jej stronę.
Chłopak spojrzał na swoją siostrę, która w tym samym momencie uśmiechnęła się do niego słodko. Wyglądała teraz jak mały, grzeczny, demoniczny aniołek.
– Ja wcale nic nie robię, braciszku, Gabrielle kłamie – powiedziała uroczym głosem.
– Wiem, Andi. Gabrielle lubi kłamać – mówiąc to, Andariel poklepał swoją siostrę po głowie.
Czarnowłosa demonica prychnęła głośno, żeby pokazać swoje niezadowolenie.
Od zawsze wolała pracować sama. Dlaczego ich szef, który doskonale o tym wiedział, przydzielił jej dwójkę niedorobionego rodzeństwa Tourlaville? Oboje byli nierozgarnięci i bezmyślni. To samo zawsze powtarzała jej matka, która również miała okazję współpracować z poprzednikami tego rodu. Departament co prawda nie był zbyt obfity w członków, ponieważ obecnie zawierał w sobie tylko odłam trzech rodów, ale zawsze można było przydzielić jej kogoś z osób, które wspierały departament. Gdzie był sens w użyciu małej demonicy, która dopiero co uczyła się, jak być jedną z nich? Nie mogła znieść myśli, że to Andi dostaje największą rolę w tym przedstawieniu…
Wściekła Gabrielle podeszła do krzesła, gdzie siedziała przywiązana, nieprzytomna dziewczyna o obficie lokowanych włosach.
Amy Whitefold, przyjaciółka tej blond suki i dziewczyna przydupasa Auvreya. Całkiem niewinna osóbka, która do tej pory nie miała nic wspólnego ze światem demonów. Idealna ofiara. Gdyby Andariel-idiota, który jest głównym szpiegiem departamentu, zauważył szybciej, że posiada wysoki wskaźnik energii potencjalnej, pewnie już wcześniej by ją porwali. Była idealną przynętą i przy okazji wspaniałym pokarmem dla demonów.
Gabrielle chwyciła za dziewczęcy podbródek i uniosła go do góry.
Zdążyli już wyżreć trochę cennej, ludzkiej energii. Jej cień zbladł, przypominając teraz cień osoby o niskiej energii potencjalnej. Tak gwałtowny spadek mógł zaowocować śmiercią lub w najlepszym przypadku śpiączką. Jeszcze oddychała, ale daleko było jej do przytomności. Całe jej ciało znacząco pobladło i gdyby nie to, że była przywiązana do krzesła liną, zapewne leżałaby na ziemi jak bezwładna kukła, której nic nie jest w stanie obudzić. Wręcz nie mogła się doczekać przerażenia w oczach jednego z łowców Nox…
– Chciałabyś wyglądać tak jak ona, co? Niestety, daleko ci do ładnej, Gab!
Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, zaciskając dłoń na podbródku Amy. Z pewnością, gdyby była przytomna, błagała by ją teraz o to, by nie wbijała jej paznokci w twarz – ostre pazury zostawiły na jej skórze krwawe wgłębienia.
Nóż przeleciał tuż obok głowy demonicy, przecinając pasmo kruczoczarnych włosów i wbijając się w cienką ścianę naprzeciw niej. Nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. Ile można było czekać na tych dwóch beznadziejnych chłopczyków z nożami kuchennymi w dłoniach?
Gabrielle odgarnęła włosy do tyłu i obróciła się w stronę nowoprzybyłych nastolatków. Ich widok przyprawiał ją o drgawki wstrętu. Nie mogła ukryć obrzydzenia, które wykrzywiło jej twarz.
– Teraz wyglądasz jeszcze gorzej – przyznał Nathiel, uśmiechając się wrednie. Za ten uśmiech posłałaby go na tortury do samego piekła.
– Nie muszę wyglądać pięknie, drogi Nathielu – powiedziała ironicznie Gabrielle, opierając się o ramię nieprzytomnej i bladej Amy.
Widziała w oczach Sorathiela przerażenie. Starał się je ukryć, lecz nie potrafił. Strach o tę małą, nic nieznaczącą ludzką istotę paraliżował jego zmysły. Będzie łatwym łupem dla demonów. To Auvrey będzie go musiał chronić, a przez to sam nie będzie potrafił się dostatecznie skupić. Cóż, dla niej to lepiej, czekało ją świetne widowisko, a co najlepsze: wyjątkowo nie zamierzała wtrącać się w walkę. Tak jej zresztą nakazał szef Departamentu Kontroli Demonów.  
Gabrielle uniosła dłoń. Na ten prosty gest, z ciemnych kątów magazynu zaczęły wyłaniać się dymiące cienie. Nathiel i Sorathiel wiedzieli, co to oznacza.
***
Gdy bezszelestnie wślizgnęłam się do starego magazynu broni na Baker Street, wiedziałam już, że walka się rozpoczęła. Moje serce biło jak oszalałe, a nogi, które z ledwością się poruszały, były jak z waty. Moja drżąca dłoń ściskała mocno exitialis, którego nigdy w życiu nie używałam i nie wiedziałam jak użyć. Dlaczego nie spytałam o to Sorathiela? Teraz będę miała problem. Wielki problem.
Przystanęłam za jedną z wielkich skrzyń, zamknęłam oczy i wykonałam serię wdechów oraz wydechów. Miało to na celu uspokojenie moich rozszalałych nerwów, nie było to jednak łatwe.
Niekoniecznie musiałam walczyć z demonami. Równie dobrze mogłam zostać niezauważona. Gdy inni będą wciągnięci w wir walki, mogą nawet nie dostrzec Amy, która zniknie im z oczu wraz ze mną, prawda? Nie, nie mogłam starać się na siłę być optymistką. Zamierzałam być tym razem realistką: mogłam nawet zginąć.
Zmuszając nogi do dalszej podróży, przechodziłam obok kolejnych skrzyń. Odgłosy walki stawały się coraz głośniejsze. Im bliżej byłam, tym moje nogi stawały się cięższe, jakby ktoś napchał je kamieniami. I to bez mojej zgody. Byłam tak przerażona, że wcale bym się nie zdziwiła, gdybym lada moment padła jak długa na ziemię i odleciała do krainy tymczasowej bezwładności. Pomagała mi tylko myśl, że nie robiłam tego dla siebie, a dla Amy. 
Zatrzymałam się i wychyliłam ostrożnie głowę zza skrzyni, aby mieć jakiekolwiek rozeznanie w sytuacji. Liczyłam przy okazji na to, że nikt mnie nie dostrzeże. Nathiel i Sorathiel walczyli z cienistymi demonami, a Amy siedziała nieprzytomna na krześle, do którego była przywiązana liną. Świetnie, to pokrzyżowało moje plany. Teraz już z nią nie ucieknę. Będę musiała ją najpierw odwiązać, a potem w jakiś sposób wynieść z magazynu. Bałam się, że nie byłam na tyle silna. Nie sądziłam przy tym, że Amy ważyła sto kilo. Problem tkwił we mnie. Byłam słaba, zdecydowanie niższa i chudsza od niej. Na dodatek wciąż miałam poturbowane żebra. Los posłał mi krzywy, ironiczny uśmiech, po raz kolejny uświadamiając mnie o tym, że nie byłam osobą, której szczęście deptało po piętach.
Przed oczami mignęło mi coś czerwonego. Widziałam, że ktoś stoi po przeciwległej stronie magazynu i przygląda mi się z cienia. Moje serce zamarło, gdy tajemnicza postać osunęła się w ciemny kąt. Wiedziałam, że to demon. Nawet z daleka szmaragdowy błysk dawał znać o swoim istnieniu.
Zostałam odkryta.
Chowając się szybko za skrzynią, wzięłam głęboki wdech, ścisnęłam mocniej rękojeść exitialis, po czym zwróciłam się do przodu i zaczęłam biec. Nie miałam czasu na myślenie, zatrzymywanie się i obserwowanie. Gonił mnie czas. Adrenalina w moich żyłach podskoczyła do maksimum, dzięki czemu byłam jak niepowstrzymana biegaczka, która dobrowolnie zbliżała się do śmierci. Ostatnią skrzynię musiałam pokonać, czołgając się po ziemi, ponieważ była niska i łatwo byłoby mnie zza niej dostrzec. Moje żebra przeszywał ostry ból, gdy z ich pomocą przesuwałam się po betonowym podłożu, nie wydałam z siebie jednak żadnego dźwięku, który poświadczyłby o bólu. Musiałam zacisnąć zęby i zapomnieć o tym, że czuję się, jakby ktoś zrzucił na mnie słonia.
Gdy dotarłam na miejsce, z ulgą wychyliłam głowę. Niedaleko mnie stało krzesło z przywiązaną do niego pobladłą Amy. Wiedziałam, że żyje, a jednak przeszyły mnie nieprzyjemne dreszcze. Czy demony zrobiły jej krzywdę? Sądząc po bladym cieniu, który padał na podłoże, mogły wyżreć jej cenną energię, na szczęście nie na tyle, by pozbawić ją życia. Nie wiedziałam, czy ten fakt mnie bardziej przerażał, czy radował.
Już miałam zaryzykować, podnosząc się z ziemi i podbiegając do niej, gdy zorientowałam się, że tuż nad moją głową, na niskiej skrzyni, siedzi nie kto inny jak Gabrielle. Zatkałam usta dłonią, bojąc się, że mogę wydać z siebie okrzyk przerażenia. Z pewnością była to osoba, z którą nie chciałam mieć do czynienia.
Jak miałam uniknąć konfrontacji z demonicą? Przecież jeżeli podejdę do Amy, od razu mnie zauważy i pogruchocze mi kości. Nie byłam na tyle wyszkolona, by poradzić sobie z ludzkim demonem, który myśli, rani i bezwzględnie zabija. Z drugiej strony, tuż za mną, mógł się czaić w tym momencie inny demon, jeszcze bardziej brutalny, niż Gabrielle. Z każdej strony niebezpieczeństwo, którego nie sposób uniknąć. Musiałam  się wyciszyć i uruchomić system myślenia.
Jeszcze raz wychyliłam głowę, by przyjrzeć się sytuacji. Albo miałam przywidzenia, albo demonów było coraz więcej. Domyślałam się, że jeśli dalej tak pójdzie, nigdy się stąd nie ruszymy. Nathiel i Sorathiel starali się przedzierać przez chmarę szmaragdowookich potworów, by w jakiś sposób dojść do Amy, ale nie mogli. Jedyną nadzieją byłam ja. Tylko co miałam zrobić, by odciągnąć stąd Gabrielle?
Na ratunek przyszedł mi Sorathiel, który dostrzegł mnie wśród skrzyń. Nie był zdziwiony moim położeniem, musiał przewidzieć, gdzie się znajdę. Chwila jego nieuwagi sprawiła, że został zraniony przez demona, na szczęście Nathiel pomógł mu na tyle szybko, aby nie stała się mu większa krzywda. Oboje zamienili ze sobą kilka słów, których nie byłam w stanie dosłyszeć, domyślałam się jednak, czego dotyczyła rozmowa. Po pierwsze planu, który miał na celu odwrócenie uwagi Gabrielle, po drugie tego, że czaiłam się za skrzynią po to, by ocalić Amy. Wywnioskowałam to oczywiście po zdenerwowanej minie Nathiela, który spojrzał na mnie przelotnie, przekazując mi wszystkie negatywne emocje, jakie w sobie miał. Domyślałam się, że gdy wrócimy (o ile będzie nam to dane), zdrowo na mnie nawrzeszczy. Trudno. Ani trochę nie bałam się Nathiela. Może jeszcze niedawno latałby za mną z nożem, próbując mnie zabić, ale teraz miał siłę tylko w słowach, a wszelakie słowa przeciwko mojej sarkastycznej naturze były tak naprawdę żadną bronią.
Dwaj łowcy dosyć szybko przeszli do sedna sprawy. Sorathiel, trzymając się za krwawiące ramię, oczyścił drogę swojemu demonicznemu przyjacielowi, który ze zbulwersowanym wyrazem twarzy, wskoczył na rząd skrzyń i zaczął po nich biec w stronę Gabrielle. Znudzona demonica zeskoczyła z pudła, dając o tym znać mocnym stuknięciem obcasów w podłoże. Tuż obok mojej głowy wylądowała jedna z jej czarnych wstęg. Wstrzymałam oddech. Doskonale pamiętałam, jak miotały mną po całym parku. To było wtedy, gdy Deaniel za jej sprawą zniknął w otchłani. Choć byłam przerażona i sparaliżowana, miałam ochotę chwycić za jedną z nich i pociągnąć tak, aby Gabrielle straciła równowagę. Powstrzymałam się jednak od tych samobójczych myśli. Miałam teraz zupełnie inny cel.
Gdy wstęga oddaliła się ode mnie, a oddźwięk nerwowo stukających obcasów ucichł, postanowiłam ponownie wychylić głowę zza skrzyni.
Nathiel odciągnął Gabrielle dostatecznie daleko. Machnął mi ręką na znak, że powinnam brać się do dzieła. Nie miałam czasu na zastanowienie.
Wyciszyłam wszystkie swoje myśli, wzięłam głęboki wdech i z mocno walącym w piersi sercem, wybiegłam zza skrzyni. Szybko dostałam się do omdlałej Amy. Nie miałam czasu, żeby sprawdzić, w jakim dokładnie stanie się znajduje, musiał mi wystarczyć wyłącznie fakt, że wciąż oddychała. Początkowo miałam wielki problem z rozwiązaniem liny, która ją opinała. Ręce mi drżały, a umysł został przyćmiony na tyle, że spowolnił mój system myśleniowo-decyzyjny. Miałam problem nawet z rozwiązaniem supła. Oczy wędrowały nerwowo to po linie, to po całej sali. Na razie nic nie wskazywało na to, że zostałam zauważona. Wszyscy byli pogrążeni w walce. Pozostało tylko jedno pytanie: gdzie podziewała się ta czerwonowłosa istota o szmaragdowych oczach, która dostrzegła mnie z przeciwległego kąta magazynu?
– Cześć – usłyszałam nagle cienki, dziecięcy głos, który rozległ się za moimi plecami.
Podskoczyłam przestraszona i obróciłam się gwałtownie w tył. Moim oczom ukazała się mała dziewczynka o płomiennych rudych włosach, związanych czarno-białymi wstążkami w dwa kucyki. Gdy pochylała się ku mnie ze złożonymi na plecach rękoma i swoim uroczym uśmiechem na twarzy, wyglądała całkiem normalnie. Problemem były jej szmaragdowe, demoniczne oczy, które płonęły złośliwością. To nie był miły przedszkolak, to dziecko, które było demonem.
– Jestem Andi – przedstawiła się, przekręcając głowę w bok i uśmiechając jeszcze szerzej. – Od dziś będę twoją przyjaciółką – swoją wypowiedź zakończyła krótkim i niepokojąco wesołym śmiechem.
Tuż za mną rozległ się głośny oddźwięk łamanego drewna. Odwróciłam się w tamtym kierunku, aby upewnić się, że to nie Gabrielle, która za chwile poderżnie mi gardło. Na szczęście był to tylko jeden z bezrozumnych cienistych demonów, który został odrzucony przez Sorathiela.  
Szybko powróciłam wzrokiem do miejsca, gdzie stała demoniczna dziewczynka. Ku mojemu zdziwieniu, zniknęła. Rozglądnęłam się uważnie, sprawdzając, czy nie planuje na mnie utajonego zamachu. Na szczęście już jej tam nie było.
Szybko wymazałam z pamięci małą demonicę. Doskonale wiedziałam, że jeszcze tu wróci, teraz musiałam się jednak zająć Amy. Uczyniłam kolejny ruch, który miał na celu rozwiązanie liny. Po wielu trudach, mój pogrążony w chaosie umysł podrzucił mi pewien pomysł – w końcu nie na darmo miałam przy sobie nóż łowców. Może jego pierwotnym zastosowaniem było zabijanie demonów, ale kto powiedział, że nie przyda się do rozcięcia węzła? Na pewno był piekielnie ostry.
Lina okalająca żebra Amy opadła wraz z nią na podłogę. Na szczęście w porę udało mi się chwycić jej bezwładne ciało.
Etap pierwszy zakończony. Co z drugim?
Niewiele myśląc, uklękłam na ziemi i wtargałam na swoje wątłe plecy ciało przyjaciółki. Spodziewałam się, że będzie trochę lżejsza, czego jednak można było oczekiwać po niskiej i pozbawionej jakichkolwiek sił nastolatce, która nie wyleczyła jeszcze swoich żeber? Z wielkim trudem i cichym jękiem bólu, przeniosłam się wraz z Amy do pionu. To był właśnie ten czas, kiedy należało zwiewać.
Zaciskając mocno usta, zaczęłam iść powolnym krokiem w stronę skrzyń, bo tylko na tyle było mnie stać – istniało wielkie prawdopodobieństwo, że nikt mnie nie zauważy, kiedy będę się między nimi przechadzać. Nim jednak zdołałam się tam przenieść, coś lub może ktoś złapało mnie za nogę i sprawiło, że wylądowałam płasko na ziemi. Moje ciało przygniótł dodatkowy ciężar w postaci Amy. Nie mogłam powstrzymać się od okrzyku bólu. Byłam pewna, że moje żebra ponownie zostały połamane.
Mimo łez zbierających się w kącikach oczu, spojrzałam w tył. Zdziwiłam się, bo... nikogo tam nie było. Gdzieś w mojej głowie rozbrzmiał tylko dziecięcy śmiech małej demonicy. Najwyraźniej była to jej sprawka. Czy odtąd zamierzała utrudniać mi ucieczkę?
Z trudem podniosłam się z ziemi, ponownie chwyciłam Amy na plecy i zaczęłam jeszcze wolniejszym krokiem kierować się w stronę wyjścia.
Z perspektywy osoby stojącej z boku, musiałam wyglądać jak mocno pijana nastolatka, która zatacza się pod skrzynie i płacze z bezsilności nad swoim marnym losem. Sytuacja była jednak odrobinę inna. Łzy spływały mi po polikach z powodu nieludzkiego bólu, który władał nad moimi żebrami. Bałam się, że jeszcze moment i upadnę na ziemię, więcej z niej nie wstając. Nie mogłam jednak tego zrobić. Musiałam iść. Obiecałam sobie, że mojej przyjaciółce nie stanie się krzywda. Nie chciałam jej stracić, tak samo jak Joanne.
Z zaciśniętymi zębami jakoś doczłapałam do wyjścia. Uciec – to był teraz mój jedyny cel.
Chłodny wiatr owiewał moją twarz, wcale nie ułatwiając sprawy. Miałam wrażenie, że miota mną na wszystkie strony, śmiejąc się ze mnie i próbując strącić na asfalt. Starałam się mu nie poddawać, ale nie mogłam poradzić nic na to, że byłam u kresu swoich sił. Nogi i ręce drżały, a oczy stawały się coraz bardziej zamglone.
Jak miałam iść, kiedy byłam tylko i wyłącznie człowiekiem?
– Daj mi ją – usłyszałam znajomy głos.
Nawet nie wiedziałam, kiedy obok mnie pojawili się moi zbawcy – Nathiel i Sorathiel. Blondyn zdjął Amy z moich pleców i z łatwością zarzucił ją na swoje. Gdyby nie sytuacja, która zmuszała nas do ucieczki, z pewnością w tym momencie zaczęłabym mu dziękować na kolanach.
– Dobrze się spisałaś – powiedział cicho Sorathiel, posyłając mi delikatny, choć zaniepokojony uśmiech.  
Kiwnęłam głową. Odrobinę mniej entuzjastycznie zareagował Nathiel, który spojrzał na mnie groźnie i pociągnął mnie gwałtownie za rękę, jakby chciał mi zrobić na złość. Jęknęłam z bólu. On jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
– Zabiję cię – mruknął pod nosem, obdarowując mnie chłodnym spojrzeniem. Miałam ochotę rzucić mu jakąś ciętą ripostę, niestety, nie byłam w stanie zrobić niczego więcej, jak po prostu za nim podążać. Auvrey ciągnął mnie za rękę, wcale mnie nie oszczędzając.  
Wiedziałam już, że jeżeli dotrę do domu nie mdlejąc, to będzie cud. 
***
– Co o tym sądzisz, Calanthe?  
Kobieta o długich blond włosach wynurzyła się z cienia, który rzucała na ziemię ogromna skrzynia. Jej mina nie wskazywała na głębsze emocje. Cała jej dusza była ukryta za zasłoną chłodnych, niebieskich oczu. Biorąc do ust papierosa, zaciągnęła się i wydmuchała z ust gęsty dym, który powędrował ku sufitowi, niknąc gdzieś w ciemnościach. Parasolką, którą dzierżyła w drugiej dłoni, zastukała głośno i ostrzegawczo w podłogę, jakby zapowiadała swój rychły powrót.
– Jeszcze nie wygrałeś – odpowiedziała szeptem. – Jeszcze nie.

6 komentarzy:

  1. Dlaczego mam wrazenie, że ta mała, jak jej tam... aaa, Andi, będzie prześladować Laurę??? Coś mi tu mieszasz, Naffciu, oj, mieszasz. Nie, żeby to było źle :D
    Biedna Amy. Mam nadzieję, że nie zapadnie w śpiączkę i przeżyje :(
    Nathiel i Laura... ile jeszcze mam prosić i błagać o to, by byli razem??? Jedno uczucie opisane przez Laurę, czające się wewnątrz jej małej duszyczki i będę usatysfakcjonowana (na pewien czas) :D
    Czekam na nn (oby jak najszyybciej :*)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. Zapraszam do mn na nowości - już w piątek kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ogarniam! Miałam taki długi komentarz, którego połowę pisałam w zeszycie na przerwie, a mi go nie opublikował durny blogger!
    Próba druga.

    Nie masz mi za co dziękować :*
    Dla mnie to też było wspaniałe spotkanie, a jedzenie lodów bakaliowych prosto z pudełka - epickie! <3

    Rozdział przeczytałam na wykładzie i podczas przerwy, na przerwie, jak wspomniałam, zaczęłam pisać komentarz.
    Miło mi powitać rudowłose rodzeństwo. Cześć, Andi! Cześć, Andaniel!
    Gabrielle. Wróciłaś. Weź, umrzyj. Wtedy będę szczęśliwa. Tą grą - porwaniem Amy, by móc powalczyć z Nathielem i Soathem, bardzo mnie wkurzyła. Ale muszę jej przyznać, że zna się na ludziach i wie, co jest ich słabym punktem, ich kryptonitem.
    Trochę się obawiam, że pyskowanie Andi sprowadzi na nią problemy. Czyżby nie wiedziała, że z Gabrielle się nie zadziera? Przecież ona ją może wysłać do piekła! Nathiel wie, co mówię (czy raczej piszę).
    Poza tym, to "Cześć, jestem Andi, od dziś będę twoją przyjaciółką" mnie przeraża. Jest urocze, ale też przerażające o.O Jak przywitanie psychopatki. Może Andi jest psychopatką?!
    Co do części z perspektywy Laury - wiedziałam, że blondynka da sobie radę z uwolnieniem przyjaciółki. To spotkanie z Andi pewnie ją zaszokowała. Ale nie straciła zbytnio zimnej krwi, skoro rozplątała więzy i nawet wzięła na swoje plecy przyjaciółką. To było strasznie heroiczne z jej strony :) Ale uwolniło w niej wewnętrzną siłę.
    Sorathiel znalazł w Laurze sojuszniczkę, a nawet napiszę, że partnerkę w tej misji :)
    Wiedziałam, że Nath będzie zły, to było pewne. A to jego "Zabiję cię" każe mi sądzić, że w następnym rozdziale będzie się między Lauriel działo.

    Okay, tyle z poprzedniego komentarza pamiętam. Chyba taki komentarz wystarczy? :D

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, nie wspomniałam ani słowem o ostatniej części, a tak nie wypada.
      Zgadzam się z Calanthe! Jeszcze nie wygrałeś, Aidenie, jeszcze nie!
      Bazinga!

      Usuń
    2. WTF?!
      Co się stało z szablonem?! :o Jest taki... O rany.
      Nie.

      Usuń
    3. Tak bardzo interesuje mnie robienie prezentacji z historii na jutro, której bym nie zrobiły, gdyby nei kuzyn i jego "ej, a robisz tą prezentację na historię?" (na co ja chwytam się za głowę "o kurde!"). Nawet nie wiem, dlaczego wpadłam. Instynkt! Ciągnie mnie do Cienia! Do demonó! OHOHO! Jestem zło wcielone! Przeze mnie dwa razy winda się nie zamknęła! Kij z tym, że nie lubię wind!
      " - Masz brzydką gębę, gdy myślisz - stwierdziła mała, rudowłosa dziewczynka, która trzymała się nogawki starszego brata."- I od razu się uśmiechasz. No, kurde, a ja miałam zły humor przez prezentację.
      Hej, chwila. Czy to oznacza, że rodzeństwo Tourlaville współuczestniczy w porwaniu. Hej, hej. Aiden. Dlaczego ich tam przydzieliłeś? Chłopie, kocham cię, ale czemu?
      " Ile można było czekać na tych dwóch, beznadziejnych chłopczyków z nożami kuchennymi?"- Hej, hej, hej, to stal szlachetna! Wara od noży! Noże są świetne! Zwłaszcza te tasaki z kauflanda!
      "Moja drżąca dłoń ściskała mocno exitialis, którego nigdy w życiu nie używałam i nie wiedziałam jak użyć"- hej, dzieci, pomożemy Laurze? Tak? Wiedziałam, że tak!
      . . .
      1. Wstańcie z foteli i chwyćcie w dłoń noże ukradzione rodzicom z kuchni (ale ostrożnie, żeby się nie skaleczyć i tym bardziej, aby nikt tego nie zauważył).
      2. Stańcie przed telewizorem, podkręcając głośność.
      3. Chwyćcie nóż mocniej w ręce.
      4. Zróbcie nim gwałtowny ruch w prawo.
      5. Powtórz.
      6. Gwałtowny ruch w lewo.
      7. Powtórz, dwa razy.
      8. Zamachnij się nożem z góry.
      9. Wymachuj szaleńczo bronią, bo i tak nie umiesz się nią posługiwać.
      *nie odpowiadamy za morderstwa, skaleczenia, poważne uszczerbki na zdrowiu lub psychice lub śmierć.
      " Jak miałam iść, kiedy byłam tylko i wyłącznie człowiekiem?"- a może, Lauro, nie jesteś człowiekiem? :o *ciiii, spoiler night pamiętam, ale zachowuję pozory*. Lauro, Lauro, keep going! Keep goin'! Dasz radę! Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!
      Doping lepszy niż ten na wspieranie Żydzia, który rozkimina formułę do excela.
      " - Zabiję cię - mruknął pod nosem, obdarowując mnie chłodnym spojrzeniem, szmaragdowych oczu."- Tak, jestem na tyle nienormalna, żeby uznać to za romantyczne. Kurde! Ale cicho jęczę pod nosem z uśmiechem.
      " - Co o tym sądzisz, Calanthe?"- OMG. Aiden. Aiden, wróć! *jak tytuł filmu, mrrr.* Aiden! Chociaj tu do mnie!
      Mam za dużą obsesję na punkcie białych włosów. Idę do Astleya, sniff sniff.
      " - Jeszcze nie wygrałeś - odpowiedziała szeptem, krzywiąc się na boku. - Jeszcze nie."- Tak, Aiden jeszcze nie wygrał. I OBY NIE WYGRAŁ. To w sumie jedyne, co mi w nim nie za bardzo pasuje. Jego fucha.
      Ale i tak go kochaaam! <3
      Naffie, nadrobiłam jeden rozdział. Pozostałe nadrobię w najbliższym czasie. Może jutro?
      A tymczasem idę załatwić sprawę z wysłaniem Ci takiego jednego zdjęcia. Bo kurde, ten napis jest taki życiowy!
      Do następnego komcia, bajbaj.
      Ej, chwila. Wait. Nie napisałam nic o Andi. Więc, jest urocza. Lubię ją. Wnioskuję, że stoi po stronie Aidena. Tak, lubię ją.
      Króliczek, kończę mój monolog. Yay.
      O, to już ta godzina?

      Usuń
  3. Cala i jej pety hahahaahahahxd Nathielowa miłość -zabije cię <3 Lekko się czyta rozdział chociaż wolałabym więcej dialogów.

    OdpowiedzUsuń