Razem z Laurą zamykamy jeden z rozdziałów jej życia. Teraz będzie się działo o wiele więcej. Można powiedzieć, że zaczyna się teraz druga część tego tomu. Pierwsza z nich pokazała jej życie z troszkę łagodniejszej strony, bo dopiero wdrażała się w ten świat. Teraz zacznie się mocniejsza akcja. Więcej Departamentu Kontroli Demonów, więcej Aidena i Calanthe, więcej wyjaśnień, więcej łowców, więcej demonów i... romantyzmu.
Na zakończenie pierwszej części mamy też nowy nagłówek. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do nowego wystroju, bo wolę mroczniejsze tonacje kolorów, ale... powoli, powoli. Na pewno wystrój jest ładniejszy niż ten poprzedni, który raził mnie już w oczy, chociaż Cleo twierdzi, że ten jest za mało mroczny - poniekąd się zgodzę XD.
Oczywiscie rozdział wstawiany z opóźnieniem, bo ze względu na brak laptopa i milion sprawdzianów, straciłam rachubę. Tymczasem przywitajmy dosyć znaczący w życiu Laury rozdział.
POPRAWIONE [03.06.2018]
***
Szpital
od zawsze mnie przytłaczał. Ilekroć tutaj przebywałam, zastanawiałam się, ilu
ludzi cierpiało, zwijając się w nocy z bólu, lub wołając o pomoc, która nie
nadchodziła. Ile osób zakończyło tu swój marny żywot. Ile osób leżało tu bez
celu, będąc pogrążonym w wiecznym śnie, tak jak Amy.
Nigdy w
życiu nie byłam w szpitalu w roli osoby chorej lub poszkodowanej. Odwiedzałam
tu tylko innych. Moją własną matkę, która pewnego dnia straciła przytomność w
pracy z powodu przemęczenia, umierającego tyrana – przyszywanego ojca,
koleżankę z klasy chorą na zapalenie płuc, z którą praktycznie nie miałam nic
wspólnego, i Amy, która mogła się już nie obudzić.
Radość
ze zwycięstwa została przyćmiona szybciej, niż sądziłam. Tak bardzo cieszyłam
się, że podołałam tej trudnej misji i nie poddałam się presji, jaką wywarła na
mnie ta krytyczna sytuacja, ale... czy mogłam czerpać z tego prawdziwą radość, jeżeli
wiedziałam, że demony dobrały się do energii potencjalnej mojej przyjaciółki i
wyżarły ją w takim stopniu, że zrównała się ze mną wyrazistością cienia?
Sorathiel uświadomił mnie, że jeżeli nastąpi gwałtowny spadek takiej energii,
człowiek albo umrze, albo zapadnie w śpiączkę. Powinnam się więc cieszyć, że
Amy w ogóle oddychała. Wciąż była nadzieja na to, że kiedyś zregeneruje siły,
otworzy oczy i spojrzy na mnie, szczęśliwie wołając: „Patrz, Laura! Jaki ten
lekarz jest przystojny!”.
Uśmiechnęłam
się słabo pod nosem. Moje życie to pasmo udręk, które nigdy się nie kończą.
Najpierw Deaniel, który poświęcił się dla mnie, trafiając do otchłani, później
moja mama, która walczyła jak prawdziwa lwica, tylko po to, abym ja mogła żyć,
a teraz Amy, która nie była niczemu winna – leżała tu w bezruchu, nie
uśmiechając się ani nie śmiejąc. Była jak martwa lalka, która w żaden sposób nie
przypominała mojej prawdziwej przyjaciółki.
Tylko
kilka chwil dzieliło mnie od uwolnienia prawdziwego wodospadu łez. Nie
chciałam, a raczej nie mogłam jednak płakać. Płacz ugrzązł gdzieś na dnie
mojego kruszącego się serca. Żebra uniemożliwiały mi nadmierne wyrażanie
emocji. Miałam wrażenie, że wróciłam do stanu sprzed śmierci mojej mamy, kiedy
pokiereszował mnie demon. Jeżeli tak miała wyglądać moja rekonwalescencja, to
chyba powinnam pozbyć się raz na zawsze żeber i wymienić je na coś bardziej
giętkiego.
Starałam nie patrzeć się na twarz blondyna,
który tak samo jak ja siedział przy szpitalnym łóżku w milczeniu. Wiedziałam,
że wewnętrznie cierpi. Amy była jego słońcem, które teraz przyćmione zostało wielką
burzową chmurą. Zapewne myślał o tym, że nie chce stracić kolejnej osoby w
swoim
życiu, a także o tym, że bycie łowcą to przekleństwo, wobec którego nikt bliski
nie pozostawał bezpieczny.
Gdzieś
pod oknem stał Nathiel. Odkąd tu przybyliśmy, nie odezwał się do mnie ani
słowem. Zastanawiałam się, czy zbierał w głowie obelgi, którymi chce mnie
obrzucić, czy myślał nad dramatycznością tej sytuacji. Wnioskując po jego
wyrazie twarzy odbijającym się w szybie okna, pewnie rozważał obydwie opcje.
Nie
wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiedziałam, czy w ogóle mam prawo się odezwać.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam źle, lekceważąc jego
słowa, ale… przecież uratowałam Amy. Gdyby nie ja, być może w ogóle by jej nie
odzyskali. Demony zalewały ich zewsząd jak wielka czarna masa, próbując za
wszelką cenę zagrodzić im drogę do celu. Powinniśmy się cieszyć, że to
skończyło się tak, a nie inaczej. W końcu wciąż żyliśmy.
Nathiel
zagłuszył moje myśli, uderzając pięścią w parapet, który aż zabrzęczał.
Drgnęłam niespokojnie na krześle. To nie zapowiadało niczego dobrego.
– To
moja wina, Nathiel – odezwał się niespodziewanie Sorathiel. Znał swojego
przyjaciela już na tyle dobrze, że wiedział, co wywołało jego nagły napad
złości.
Auvrey głośno
prychnął.
– Niby
dlaczego twoja? – spytał nerwowo.
– Pozwoliłem
Laurze iść za nami. Nie, ja wręcz nalegałem, żeby to zrobiła – powiedział
odważnie, patrząc z powagą w plecy swojego przyjaciela, który wciąż był do nas
odwrócony tyłem.
Odbicie
Nathiela w szybie zamknęło oczy i uśmiechnęło się w poirytowany sposób.
–
Świetnie – podsumował już po chwili. – Myślałem, że to ja jestem idiotą. Że w
przeciwieństwie do was nie myślę, ale w tej sytuacji muszę przyznać, że
obydwoje jesteście kretynami.
Auvrey odwrócił
się w naszą stronę z krzywym uśmiechem. Oparł się łokciami o parapet. Nie
wyglądał jednak na wyluzowanego, a wręcz przeciwnie: na nabuzowanego
negatywnymi emocjami.
Sorathiel
już chciał otworzyć usta, kiedy w słowo wetknął mu się Nathiel:
– Z
tobą policzę się później. – Obdarzył go chłodnym spojrzeniem. – A ty – tu
spojrzał w moją stronę. Jego szmaragdowe oczy iskrzyły się nienawiścią.
Wiedziałam, że ta rozmowa nie zakończy się pozytywnie.
– Jestem
cholernie zły – zaczął dziwnie spokojnym głosem, który zapowiadał jednak
prawdziwy wybuch – tak cholernie zły, że mam ochotę coś rozwalić – dodał,
odrobinę groźniej. – Mimo tego, że mogłaś zginąć, jak na skrzydłach poleciałaś
do magazynu. – W jego głosie dało się słyszeć coraz potężniejszą dawkę ironii.
– Pewnie, Laura musi pokazać, jaką jest bohaterką, przecież do tej pory nic jej
nie wychodziło.
Spojrzałam
na Nathiela z niechęcią, próbując zahamować własne nerwy, które tłukły się o
moją skroń. Kiedy ten kretyn był zły, potrafił naprawdę dopiec człowiekowi.
– To
moje życie i nikt nie będzie nim rządził za mnie – syknęłam przez zęby.
–
Pewnie! Ograniczam cię, zniewalam, chcę dla ciebie źle! Tak! Masz rację! –
krzyczał dalej, śmiejąc się w przerażający, niezwiastujący niczego dobrego
sposób.
– Wiem,
że nie chcesz źle – zaczęłam spokojnym głosem, próbując ratować sytuację. Mimo
tego, że zachowywał się teraz jak kompletny dupek, wiedziałam, że przez ten
wybuch złości przemawiała troska. Nie na darmo kazał zostać mi w domu.
– Nie
wiesz, do cholery! – wykrzyknął, odrywając się gwałtownie od parapetu. Ze
strachu i równoczesnego zdziwienia zacisnęłam dłoń na kołdrze, pod którą leżała
Amy. Patrzyłam w jego twarz, zastanawiając się, co zamierza uczynić. Jeszcze
kilka godzin temu sądziłam, że jest całkiem nieszkodliwy i że żadną siłą słów
nie jest mnie w stanie pokonać. Chyba się myliłam. Z jakiegoś powodu zaczęłam
czuć się niepewnie.
– Nawet
sobie nie wyobrażasz, jak się o ciebie martwię! Jak chcę cię bronić! Ale mi to
nie wychodzi! Wiesz dlaczego? Bo ciągle pchasz się w jakieś bagno! I to
dobrowolnie!
Miałam
wrażenie, że im więcej słów, tym Nathiel coraz bardziej krzyczy. Jeszcze chwila
i jakaś pielęgniarka przyleci do nas, błagając o ciszę, a w najgorszym
przypadku zostaniemy stąd wyproszeni.
– Jak
można być tak głupim? – spytał spokojniej, zaciskając zęby.
– Można
– odpowiedziałam chłodno, zyskując nowej mocy. – Sam ryzykujesz, gdy ratujesz
najbliższych. To samo zrobiłam ja.
– Jest
między tobą a mną pewna różnica – zaczął rozbawiony tym faktem chłopak. – Ja
jestem łowcą i umiem walczyć. Ty jesteś zwyczajną dziewczyną, której o mały
włos nie zabiła mierna pokraka. Dlaczego nie mogłaś zostawić tego nam?
– Bo
nie dalibyście rady – szepnęłam.
– Dalibyśmy!
Nieraz dawaliśmy sobie radę w gorszych sytuacjach! Już jako małe dzieciaki
zabijaliśmy demony!
Wzięłam
głęboki oddech. Zamknęłam na chwilę oczy, by się uspokoić.
Nathiel
miał poniekąd rację. Coś mi jednak podpowiadało, że nie powinnam się z nim zgadzać.
Było tyle argumentów obalających jego słowa, czy chociażby przemawiających za
tym, aby przestał się na mnie drzeć. Za bardzo kusiło mnie, żeby ich użyć.
– Nie
cofnę czasu – powiedziałam zimnym głosem. – Wszyscy uszliśmy z życiem.
Odzyskaliśmy Amy bez większych problemów i szkód.
– Tak? –
zaśmiał się. – W takim razie wstań.
Spojrzałam
na niego zdziwiona. Gdy nie uzyskał ode mnie upragnionej reakcji, powtórzył to
samo zdanie ze zdwojoną siłą głosu. Nie wiedząc, co uczynić, podniosłam się do
góry. Nathiel podszedł do mnie gwałtownym krokiem i niespodziewanie ścisnął
moje żebra. Na moment straciłam
oddech. Nogi się pode mną ugięły, a błyszczące iskry słabości przysłoniły mi widzenie.
Upadłam na kolana. Nie dane było mi dojść do siebie – Nathiel zaraz chwycił
mnie za dłoń i przywrócił gwałtownie do pionu, sprawiając, że zrobiło mi
się słabo z bólu. Był nieczuły. Nieczuły i bezwzględny. Taki, jaki nigdy
jeszcze wobec mnie nie był.
Złapałam
się za żebra, wydając z siebie mimowolny jęk. I tym razem Sorathiel przyszedł
mi z pomocą.
–
Uspokój się, Nathiel – powiedział chłodno. – Doskonale wiesz, że sprawiasz jej
tym ból.
– Wiem –
odpowiedział równie chłodno zielonooki. – Chcę jej pokazać, co się dzieje, gdy z
demonami zadziera osoba, która nawet nie powinna mieć wstępu do tego świata.
Osoba, która jest słaba i dlatego potrzebuje ratunku innych.
Zacisnęłam
mocno pięści, spoglądając w jego twarz z nieskrywaną irytacją.
– Nie
potrzebuję twojej pomocy – syknęłam przez zęby. – Nigdy więcej nie będę jej
potrzebować. Poradzę sobie sama i to lepiej, niż myślisz, ty nieczuły,
demoniczny kretynie.
–
Proszę bardzo – odpowiedział ironicznie rozbawiony Nathiel, który rozłożył ręce
w bok. – Droga wolna. Nikt cię nie będzie zatrzymywał.
– Cóż,
nie będę obciążać twojego cennego żywota taką kupą nieszczęścia – warknęłam i
wymijając swojego „ukochanego” czarnowłosego towarzysza, wyszłam z
pomieszczenia.
Na sali
zaległa cisza.
***
Aromat
różanej herbaty koił moje zszargane nerwy. Ciepły kubek, który obejmowałam
rękoma zdawał się powoli topić lodową górę zalegającą w moim żołądku po słownym
starciu z Nathielem. Nigdy nie sądziłam, że tu wrócę. Ponoć decyzje pod wpływem
silnych przeżyć i emocji mogą diametralnie ulec zmianie. Tak też było ze mną.
Od zawsze byłam słabą, tchórzliwą i mało znaczącą w świecie ludzi osobą.
Prowadziłam spokojne życie, kryjąc się w ciemnym kącie domu, skąd żadna siła
nie mogła mnie wyrwać. Narzekałam, raziłam chłodem, zamykałam się w sobie i
nienawidziłam. Nienawidziłam wszystkich ludzi wokół mnie. Do serca wpuszczałam
tylko bliskie mi osoby. Teraz coś się zmieniło. Mojej mamy nie było już na
świecie, a Amy wpadła w śpiączkę. Wychodziło również na to, że relacja, która
łączyła mnie z Nathielem, została przerwana. Byłam oficjalnie sama.
–
Pamięta pan naszą rozmowę? – spytałam, zaciągając się cudownym zapachem róż.
Staruszek doskonale wiedział, o co mi chodzi.
To było kilka miesięcy temu, kiedy po raz pierwszy się tutaj zjawiłam. Sytuacja
wyglądała tak samo, jak wtedy. On i ja siedzący na skórzanych fotelach, naprzeciwko
siebie, z filiżankami pełnymi aromatycznej herbaty. Jedyna różnica polegała na
moim nastawieniu. Tym razem nie zamierzałam już uciekać.
– Chcę
zostać łowcą cienia – wyrzuciłam z siebie, nie spuszczając z niego oczu.
Hugh
nie był tym faktem zdziwiony. Uśmiechnął się tylko na dźwięk moich słów i
pokiwał znacząco głowa. Jakaś wewnętrzna myśl podpowiadała mi, że spodziewał
się takiego obrotu spraw. Wiedział, że w końcu będę chciała dołączyć do
organizacji Nox.
–
Przemyślałaś tę decyzję? – spytał podejrzliwie, pochylając się do przodu. –
Pamiętaj, że nie warto kierować się emocjami.
–
Przemyślałam – odpowiedziałam spokojnie. – Nie chcę być już dla nikogo
obciążeniem. Chcę bronić osób, na których mi zależy, a przede wszystkim nie
chcę już na nikim polegać. Na temat świata demonów wiem już wystarczająco dużo.
Teraz nie tkwię tam jedną nogą, a dwiema, panie Hugh.
Mężczyzna
kiwnął znacząco głową. Wyraz jego twarzy wskazywał na zamyślenie.
–
Zważając na ostatnie wydarzenia, myślę, że warto, abyś nauczyła się, jak radzić
sobie z demonami. Pamiętaj jednak, że droga do zostania łowcą cienia nie jest
łatwa. Spójrz na to miejsce, niewielu jest tu ludzi.
Doskonale
wiedziałam, że to niełatwa profesja. Nigdy nie wiesz, czy akurat dzisiejszy
dzień nie będzie twoim ostatnim. Nigdy nie wiesz, co czeka cię za zakrętem –
tysiąc bolesnych ran i ostateczny koniec twojego marnego żywota, czy chwalebne
zwycięstwo. Musisz być czujny, samodzielny, szybki, nieufny, silny i twardy.
Brak którejkolwiek z tych cech może oznaczać śmierć.
Mój
umysł był dziwnie przyćmiony. Połowę z tego, co mówił do mnie Hugh, rozumiałam,
połowę nie. Przeklinałam siebie w duszy za brak nieuwagi. Niestety, nie mogłam
nic na to poradzić. Ten dzień był dla mnie naprawdę ciężki. Gdy już myślałam,
że zakończy się pozytywnie, życie ponownie odwróciło się do mnie plecami.
Ostatecznie zostałam na tym świecie sama. Bez nikogo, kto by mnie wsparł czy
podał pomocną dłoń. To musiało się w końcu stać.
Przeznaczenie
pchnęło mnie do momentu, w którym zawarłam kontrakt z szefem organizacji Nox.
Pomożemy ci, nauczymy cię, jak radzić sobie z demonami, a gdy nadejdzie czas,
dostaniesz własne exitialis. Trening
zaczniesz od jutra. Lepiej będzie, jeżeli przeprowadzisz się do organizacji – te
wszystkie słowa kłębiły się w mojej głowie, nie mogąc utworzyć konkretnej wizji
przyszłości. Nawet wówczas, gdy wstałam i pożegnana przez Hugha wyszłam z
organizacji, mój umysł okryty był ciemną zasłoną nieświadomości. Działałam jak
robot, wbrew własnej woli. Wyjść, wykonać, wrócić – to właśnie miałam zrobić.
Moje
serce zakołatało niespokojnie w piersi, wiedząc, że znowu będzie musiało
spotkać się z Nathielem. Chciałam uniknąć tego spotkania, ale nie mogłam. Moim
celem było teraz spakowanie swoich rzeczy i udanie się do organizacji, gdzie
przejdę szkolenie. Koniec mieszkania z Nathielem. Koniec jego ucieszonej
twarzy, która codziennie rano spoglądała na mnie w kuchni. Koniec gestów, które
świadczyły o przyjacielskiej więzi, szaleńczego śmiechu niszczącego moje
bębenki, głupoty, która była niebezpiecznie zaraźliwa. Czyżbym tego żałowała? Przecież
takie życie wcale mi nie odpowiadało, prawda? Wolałam spokój. Od zawsze.
Spojrzałam
w niebo, cicho wzdychając.
Mogłam próbować oszukiwać każdego innego
człowieka, ale nie mogłam oszukiwać siebie. Mimo świadomości, że zostałam
potraktowana źle i powinnam być z tego powodu piekielnie zła, było mi zwyczajnie
przykro i czułam się jak zbity pies. Miłe gesty Nathiela wcale mi nie
przeszkadzały. Jego obecność także. W rzeczywistości go polubiłam i nauczyłam
się, jak z nim żyć. Teraz będę musiała przyzwyczaić się do innej codzienności.
Wiedziałam, że będę go widywać w organizacji. Wiedziałam, że do końca od niego
nie ucieknę, i że to nie kompletny koniec naszej wspólnej przygody. Coś się
jednak w tym momencie zmieniało i bezpowrotnie wymykało mi się z rąk.
Stanęłam
przed drzwiami domu dwóch znajomych łowców, z którymi mieszkałam. Przez chwilę
się wahałam, w końcu jednak uznałam, że nie powinnam się bać. Była duża szansa,
ze jeszcze nie wrócili.
Otworzyłam
drzwi, wchodząc po cichu do środka. Bezproblemowo dostałam się do swojego
tymczasowego pokoju. Bezproblemowo spakowałam wszystkie swoje rzeczy do
niewielkiej walizki. Bezproblemowo zeszłam po schodach i znalazłam się przy
wyjściu. Jak jednak idzie się domyślić, moje życie nie mogło wyglądać do końca
bezproblemowo.
–
Idziesz do domu? – usłyszałam głos, który dochodził gdzieś z głębi
przyciemnionego salonu.
– Nie –
odparłam, stając przed drzwiami. Nie odwróciłam się. – Do organizacji.
Słyszałam
jak Nathiel podrywa się do góry i idzie w moją stronę. Na szczęście zatrzymał
się, zanim zdążyłam odwrócić się w jego stronę i powiedzieć ostrzegawczym tonem:
„Nie podchodź”. Najwyraźniej przypomniał sobie o tym, że jakieś dwie godziny
nieźle się pożarliśmy.
– Nie
mów, że...
Nie
musiał dokańczać. Domyślał się, jaką podjęłam decyzję. Nie był taki głupi, za
jakiego czasem uchodził. Miewał swoje chwile olśnienia.
– Chcę
zostać łowcą – powiedziałam oschle. Dopiero teraz zauważyłam, jak śmiesznie
brzmią te słowa, kiedy je wypowiadam. Ja, Laura Collins, siedemnastoletnia,
tchórzliwa dziewczyna, miałam zostać łowcą cienia. Ten zawód w żaden sposób do
mnie nie pasował. Był ode mnie zadziwiająco odległy.
Wiedziałam,
że Nathielowi się to nie spodoba. Wiedziałam, że będzie próbował odciągnąć mnie
od tego, co chciałam zrobić ze swoim życiem, ja jednak nie zamierzałam mu ulec.
Klamka zapadła. Nie będę wiecznie polegała na innych.
–
Pogrzało cię?! – usłyszałam jego krzyk, który został zakończony ciężkim
westchnięciem, próbującym przywrócić zszargane nerwy do właściwego poziomu. –
Laura, przemyśl to – kontynuował zadziwiająco spokojnym głosem. – To nie jest
coś, co możesz robić. Nie nadajesz się do tego.
– Bo
co? – spytałam, głośno prychając. – Bo jestem słaba, tchórzliwa? – Uśmiechnęłam
się ironicznie pod nosem.
– Tego
nie powiedziałem – rzucił poirytowany Nathiel. Mimo tego, że nie wymówił tych
słów, wiedziałam, że tak właśnie sądzi. – Po prostu... Mogłabyś przynajmniej
spojrzeć w moją twarz?
Potrząsnęłam
głową. Nie chciałam tego robić. Nie teraz.
Zielonooki
zrezygnował. Najwyraźniej domyślał się, że nie miałam ochoty oglądać bo po tym,
co mi zrobił. A może chodziło o coś zupełnie innego? Może bałam się, że gdy
spojrzę w jego oczy, nagle się rozkleję?
– Nie
rób tego – powiedział bezradnie. Nie brzmiał teraz jak Nathiel Auvrey, którego
znałam. Ten zawsze kpił sobie z niebezpieczeństwa i uwielbiał ryzyko. Dlaczego
wobec mnie nie chciał go podjąć? Tak bardzo mu na mnie zależało?
–
Zrobię to – stwierdziłam twardo, chwytając za klamkę.
Nie
chciałam dłużej wysłuchiwać jego nieudolnych błagań. Jeszcze niedawno wydarł
się na mnie, że mam sobie radzić sama i odejść, a teraz próbował mnie powstrzymać?
Nie, nikt mnie już od tego nie odciągnie.
Kiedy podejmowałam decyzję, była ona ostateczna.
Otworzyłam drzwi i postawiłam krok w przód.
Nathiel chwycił mnie za dłoń.
– Laura – powiedział najbardziej bezradnym
głosem, jaki w życiu usłyszałam.
– Nie – odpowiedziałam chłodno.
Zielonooki
łowca tkwił przez moment w tej samej pozycji, trzymając moją dłoń w swoim
uścisku. Najwyraźniej zastanawiał się, co powiedzieć. W końcu jednak
zrezygnował i niechętnie mnie wypuścił.
Odetchnęłam
cicho i dłużej nie czekając, ruszyłam w stronę organizacji.
Im
prędzej, tym lepiej.
– Laura
– usłyszałam jeszcze raz. Tym razem był to jednak pewny siebie ton.
Mimowolnie
przystanęłam w miejscu, chcąc wysłuchać, co ma jeszcze do powiedzenia.
–
Dzięki za list – powiedział. Zabrzmiało to jednak jak zdanie, które zostało
powołane do zastępstwa czegoś, co wstydził się wymówić.
Kiwnęłam
głową. Moje serce przyspieszyło swoje bicie.
Przeczytał
go, pamiętał, dziękował. Chciałam spytać go o więcej. Czy podobał mu się mój
nieudolny rysunek? Co sądził o ty, co napisałam? Czy ten skrawek papieru miał
dla niego jakąś wartość? Czy prezent, choć skromny, był udany?
–
Proszę – odpowiedziałam, zamiast tego.
To były
ostatnie słowa jakie zamieniliśmy. Pożegnaliśmy się we względnej zgodzie, mogłam
być więc w miarę spokojna. Mogłam, a mimo tego jakiś dziwny smutek targał moim
ciałem. Z trudem udało mi się utrzymać emocje na wodzy. Było blisko od tego,
żebym popłakała się jak małe dziecko. To zdecydowanie za dużo jak na jeden
dzień…
Po raz
kolejny zamykałam ważny rozdział mojego życia, zostawiając za sobą to, co złe.
Kolejny etap będzie trudniejszy. Rzucam własną osobę na głęboką, niezmierzoną
wodę. Nie wiem czy sobie poradzę, nie wiem czy przetrwam. Wiem tylko tyle, że
nigdy wcześniej nie byłam niczego tak pewna, jak teraz. Chciałam zostać łowcą
cienia. Zostanę nim i wreszcie zmienię bezlitosne przeznaczenie, które zabrało wszystkie
bliskie mi osoby.
Żegnajcie
tchórzliwe dni, witaj demoniczny świecie.
Początek - Wow... Smuteg i to wielki...
OdpowiedzUsuńPotem - nieco śmiechowo
Końcóweczka - łzy, łzy, łzy, Niagara, Pacyfik
Najlepszy rozdział. Wszystkie są cudowne, wciągające, ale ten jeden... matko, żelku, nie wiem, kogo wzywać... Ledwo się trzymam w całości.
Laura nie rozumie, że coś się rodziło między nią i Nathielem... Szkoda. Przecież czuła, co czuła, nie zaprzeczy niczemu. Znam ten ból :( Mam nadzieję, że zapowiadany romantyzm dotyczy tej cudownej pary :)
Amy... biedna Amy... Mam nadzieję, że się obudzi. Nie tylko ze względu na siebie, Laurę czy kogo tam jeszcze, ale ze względu na Soratha... Jak on to przeżyje, nie mam pojęcia.
No kurde, no, musiałaś wszystkie historie skończyć tak smutno?! Nic ino płaczę... A gdzie uśmiech???
Laura łowcą cienia... To się w każdym razie zapowiada nieźle :) Mam nadzieję, ze jej się uda i nie zginie. I że odkryjemy wreszcie, kim ona jest. Bo to nadal sprawa niewyjaśniona. Czy jej "moce" powrócą? Fajnie by było. Wkurzona Laura i nagle BAM wszystko lata po pomieszczeniu. I wielki raban, szkolenie dodatkowe, opanowywanie, a ostatecznie i tak przy emocjach będzie BAM... Cóż, moje wyobrazenia, a rzeczywistość twojej historii, jak zauważyłam, baaardzo się różnią :P
Czekam na tom 2 ;) Mam nadzieję, że zaczniesz szybciutko ;)
Dużo weny i żelków życzę (chociaż dzisiaj to raczej więcej weny... I nie tylko w pisaniu opowiadania, ale w szkole również :P)
Żelcio
Zatkało mnie. Po prostu nie mogę skleić zdania *O*
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że się przyzwyczaimy :P Tylko po prostu to dość duża zmiana kolorystyczna, porównując z poprzednim szablonem. Ale u mnie już jest lepiej, beż mnie tak nie razi ;) Choć wciąż pozostaję fanką szarości.
OdpowiedzUsuńKoniec nieoficjalnego tomu pierwszego "W cieniu nocy". To ja się biorę za czytanie z kubkiem gorącej herbatki w ręce.
" - Świetnie - podsumował - Myślałem, że to ja jestem idiotą. Że w przeciwieństwie do was nie myślę, ale w tej sytuacji muszę przyznać, że obydwoje jesteście kretynami." - może to dziwne, ale rozumiem Nathiela. Do tej pory to on postępował lekkomyślnie, pchając się wszędzie tam, gdzie wyczuwał bijatykę. A teraz to Sorath i Laura poszli na pewną śmierć z myślą, że może się uda, przewartościowali własne siły. Ale może właśnie to spotkanie z prawie śmiercią obudziło w tej dwójce prawdziwą miłość do Amy.
" - Nie wiesz jak się o ciebie martwię! Jak chcę cię bronić! Ale mi to nie wychodzi! Ciągle pchasz się w jakieś bagno! I to dobrowolnie!" - Auvrey zaczyna wprost nazywać swoje uczucia i robi to w jawny sposób, brawo!
Pierwsza część rozdziału jest raczej negatywna - Nathiel pokazuje swoją złość w wyrachowany, spokojny sposób, który w ogóle do niego nie pasuje, co czyni go jeszcze bardziej przerażającym. Mogę i jego sposób, by ukazać Laurze jest bezsilność był dla bolesny, to pokazał prawdę - blondynka nie jest gotowa stawić czoła demonów.
to "ukochanego" jest świetnie wstawione :D <3
Różana herbata - chciałabym takiej spróbować, tak samo jaśminową ^^
Dzień dobry wieczór, panie Hugh! Miło znowu się z panem spotkać :)
"Musisz być czujny, samodzielny, szybki, nieufny, silny i twardy. Brak którejkolwiek z tych cech, może oznaczać twój koniec." - podoba mi się to, że Laura naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, w co się pakuje, jest pewna swojej decyzji. To dobrze. Trzymam za nią kciuki ;)
"Koniec mieszkania z Nathielem. Koniec jego ucieszonej twarzy, która codziennie rano spoglądała na mnie w kuchni. Koniec gestów, które świadczyły o przyjacielskiej więzi, szaleńczego śmiechu, niszczącego moje bębenki i umysł, głupoty, którą się zarażałam. Czego mam żałować? Przecież takie życie wcale mi nie odpowiadało, prawda?" - oj, nie wiem, czy czasem nie będzie ci tego brakować, kochana Lauro :)
"Miłe gesty Nathiela wcale mi nie przeszkadzały. Jego obecność także. W rzeczywistości lubiłam go i nauczyłam się jak z nim żyć." - <3 <3 <3
"- Laura - powiedział najbardziej bezradnym głosem, jaki w życiu usłyszałam." - cały strach i niepokój zielonookiego zawarte w tym słowie, w tym imieniu <3 Tak bardzo podoba mi się ta troska, ten niepokój, że mam ochotę uściskać Nathiela i powiedzieć mu, że wytrwa w tej miłości, bo kocha prawdziwie.
Naff kochana, to jest najlepsza "końcówka tomu", jaką mogłaś nam zafundować. Jest niepokój, kończy się beztroska, zaczyna prawdziwe życie. Pozostaje jedynie wspierać Laurę i się od niej nie odwracać.
Coś mi mówi, że teraz Nath będzie jej pilnował jeszcze bardziej, bo nie będzie aż tak często blisko niej.
Lauro, poradzisz sobie z treningiem. A ty, Nathiel, strzeż jej i bądź przy niej, pokaż jej swoją miłość. Bo jak to rzekł mój ulubiony pisarz: "Kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkami, a nie słowami".
Dziękuję za możliwość lektury kolejnego świetnego rozdziału :)
Życzę powodzenia z kolokwiami!!! Rozwal je :)
Czekam na nn ^^
Chyba muszę zatrudnić betę do poprawiania moich komentarzy...
Usuń"Mogę i jego sposób, by ukazać Laurze jest bezsilność był dla bolesny, to pokazał prawdę - blondynka nie jest gotowa stawić czoła demonów." - to zdanie miało brzmieć tak: "Może i jego sposób, by ukazać Laurze jej bezsilność, był dla niej bolesny, za to pokazał prawdę".
Czasami mam ochotę trzasnąć się patelnią w łeb.
Amy, wracaj do zdrowia!
Bardzo bardzo ciekawy rozdział! Świetnie się czyta!
OdpowiedzUsuńhttp://otaku-okaeri.blogspot.com/
Powiem tyle: znów mnie tu przywiodło i patrzę "Wow, nowy rozdział. *Ta Naff leci szybciej niż ja i Żydziu na obiad, kiedy są pierogi*. Robię to co zawsze- czytam notkę Naffa. I kurde, widzę to:
OdpowiedzUsuń"Rozdział z dużej perspektywy Nathiela."
NAJLEPSZA RZECZ DNIA DZISIEJSZEGO. <3 <3 <3
Serduszko jakoś tak od razu fajniej bije, słuchawki przełączają się z laptopa na tablet, muzyczka w tle i uśmiech na gębie. Aż zawołam lokaja, żeby mi herbatę zrobił (nie odmówił. ohoho. jest moc). Jeeeej, tak bardzo się cieszę! Listy nie doszły, a na dworze *u Ciebie mówi się na polu czy na dworze? Bo kurde ja zawsze poprawiam z pola na dwór* tłucze się koparka, bo mi ogródek rozkopują. Od 15. <3 Ahhhh, kocham.
Dzięki Naffciu. Przesyłam huga. Wielkiego. :3
Trochę przybija mnie, chociaż nie, przygniata, perspektywa 3 rozdziałów do tyłu, ale come on. Keepi swimmiin', keep swimmin'.
"Więcej departamentu kontroli demonów, więcej Aidena i Calanthe"- Kolejny cytat z notatki, ale muszę: OHOHOHOHO, więcej Aidena! <3 OMNOM. Ćpam go kurde jak moje kupione wczoraj rękawiczki za złoty pisiont, ale o nich długa historia. W każdym razie dobrze, że je kupiłam, bo mi palce nie zmarzły na lodowisku. Staph, Królik. Czytaj, staph.
Wait. Przeczytałam już pierwszy akapit, ale chyba zrobię jakiś wyznacznik, kurde, bo chyba komentarz będzie długi.
Znowu cię zamęczę. Pseplasam. :c
______________ < wyznacznik.
" Nathiel zagłuszył moje myśli, uderzając mocno pięścią w parapet, który aż zabrzęczał."- i tutaj pytam sama siebie: tylko zabrzęczał? Wow, a myślałam, że się rozleci. Moje myśli są destrukcyjne, kaboom.
"Nie wiesz jak się o ciebie martwię! Jak chcę cię bronić!"- Żebyś widziała mój uśmiech, kiedy to czytałam! Ohh! <3 Nie rozpływaj się, nie rozpływaj...
"Nathiel podszedł do mnie gwałtownym krokiem i z zaskoczenia, ścisnął moje żebra."- Ej no kurde. Z początku uznałam to za takie trochę wredne, ale teraz poczułam nutkę romantyzmu. Oh.
"Był nieczuły. Nieczuły i bezwzględny."- Hm. No tak, ale wciąż tak samo Nathielowaty. Ale to tylko wskazuje na to, jak bardzo troszczy się o Laurę.
" Dlatego wyjdę. Nie będę obciążać twojego cennego żywotu taką kupą nieszczęścia - warknęłam i wymijając swojego "ukochanego", czarnowłosego towarzysza, wyszłam z pomieszczenia."- OHOHOHOHOHOHOOOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO. Laura nazwała Nathiela ukochanym! Kij z tym, że w cudzysłowiu! Patyk z tym, że z sarkazmem! Gałąź z tym, że była zła! Nazwała go ukochanym, lalala *śpiewa w myślach*.
" Koniec mieszkania z Nathielem."- *smutna minka* Mimo wszystko było ciekawie, jak mieszkali razem.
"W rzeczywistości lubiłam go i nauczyłam się jak z nim żyć."- Jest! Mamy to! Maaaaamy to! *kibice Lauriel szaleją*
" Zielonooki tkwił przez moment w tej samej pozycji, trzymając moją dłoń i zastanawiając się co powiedzieć."- Kobieto, kobieto, ty chcesz, żebym się rozpłynęła podczas czytania? To już chyba 3 dla mnie romantyczna sytuacja. Czuję się tak milutko. Aż mi się płakać zachciało. *ogarnia się*
*koniec części pierwszej, hehe*
O kurde. Rozdział czytało mi się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, że lokaj nie przyniósł herbaty. *dzyń dzyń dzwoneczkiem na lokaja*
OdpowiedzUsuńTaki piękny rozdział! Rozpływam się! KUUURDE! Jak ja zasnę! Co sobie to podsumowuję, to mi się łezki gromadzą. A wtedy mrugam i się uspokajam. Hehe. To jeszcze nie czas na mój płacz przy Cieniu Nocy. Nie mogę sobie na to pozwolić. Ale wielki szacun, że łzy się pojawiły jako tako. Kiedy ja tak ostatnio miałam. Hm. Ah. Przy śmierci Lubbacka z AgK. Ale wtedy beczałam. Dobra. Ale jak mogli go zabić? :C
Nawet mi się nie waż zabijać Aidena. Naff. Spójrz w moje oczy. ANI. SIĘ. WAŻ. To je mój Aiden! >D Mój! *przytula* My treasure!
Czy ja przeczuwam, że Amy umrze? Chyba jej tego n i e z r o b i s z ? Tak? Nie zrobisz? *znowu łzy*
Uspokajam się już. Tak.
Końcówka tomu, tak jakby. Jej. Za chwilę roczek Cienia minie. Chwila. Chwila. Dobra, 5 lutego, ale wydaje mi się, jakbym była tu już od zawsze (no, jestem od początku, ale jednak uczucie jest jeszcze inne). Oh, pamiętam, jak tu byłam po raz pierwszy. Wzięło mnie na wspomnienia, o, czerwone światło. Wycofujemy się *pip, pip*
E! Kurde! Ja mam jeszcze rozdziały! Lecem! Herbata mi się dopiero teraz robi! Na 40 powinna już być.
O. Wait. Mam jednak 4 rozdziały do nadrobienia. No, teraz już 3.
Królik. (・ω・)
"Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków"- ten moment. ;______; Chyba przesadziłam.
tym tym tyyym Laura mały kłamczuszek zrobiła to pod wpływem emocji xd Nathiel powinien ją błagać na kolanach .Lol. Demoniczny baran hahahha padłam
OdpowiedzUsuń