wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 43 - "Gdy demon człowieczeje"

Dzisiejszy rozdział trochę bardziej luźny. Małe wprowadzenie. Można powiedzieć, że w dużej mierze dotyczy Andi! No i pojawia się także jej braciszek - Andariel. Teraz już wszyscy znamy wielką rodzinkę z departamentu. Jupi. 

POPRAWIONE [15.07.2018]
***

Odkąd dowiedziałam się czegoś na temat swojego nieznanego dotąd pochodzenia, moje życie diametralnie się zmieniło. Przez pierwsze chwile nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jakaś wewnętrzna myśl nakazała mi sądzić, że to wyjątkowo kiepski żart podarowany mi przez los, jednak poważne spojrzenie Nathiela z tamtego dnia pozwoliło mi uwierzyć, że to co mówi, było prawdą.
Byłam półdemonem, półczłowiekiem. Wyjątkowym okazem żyjącym w świecie ludzi. Nikt dotąd nie słyszał o demonie posiadającym w sobie cząstkę człowieka. Dominującą cząstkę człowieka. Poza zielonymi oczami, które były słabą imitacją szmaragdowego odcienia (w końcu były jasne), dziwnymi, niepotrzebnymi i rzadko objawiającymi się zdolnościami, i tym, że miałam tylko pół cienia, zupełnie nic nie łączyło mnie ze światem demonów. Cały czas czułam się człowiekiem. Miałam w końcu normalną krew, chorowałam (choć sporadycznie), a mój organizm funkcjonował jak u każdej zwyczajnej dziewczyny w moim wieku. Bardzo cieszyłam się z tego powodu, że demoniczna strona nie zdominowała nad moim istnieniem, chociaż kto wie czy mój chłodny charakterek nie był związany właśnie z nią. Znalazłam również prawdopodobne rozwiązanie mojego pozostawienia w szpitalu zaraz po urodzeniu. Coś podpowiadało mi, że moja prawdziwa matka nie chciała mieć za własne dziecko demona. Najwyraźniej albo została uwiedziona przez demoniczną pokrakę, albo zgwałcona. W takiej sytuacji ani trochę się jej nie dziwiłam. Gdyby przytrafiło mi się coś podobnego, a nie byłabym w żaden sposób związana ze światem demonów, prawdopodobnie zrobiłabym to samo. Wiem, to bardzo nieczułe rozwiązanie, ale w końcu byłam córką osoby, która zostawiła małą, bezbronną półdemonicę na pastwę losu.
– Zabiję cię, mała, ruda larwo!
Spojrzałam znad książki na wbiegającą do mojego pokoju, diabelsko roześmianą Andi oraz Nathiela, który najwyraźniej nie był zadowolony. Gdy dziewczynka nie miała już drogi ucieczki, wskoczyła na łóżko, na którym siedziałam i ukryła się tuż za moimi plecami, gdzie trzymając się mojego ramienia, łypała groźnie na zielonookiego. Chłopak nie przejął się jej zachowaniem. W końcu nie zamierzał dać się zwieść małej demonicy. Bez chwili zastanowienia chwycił ją za bluzkę i podniósł do góry. W pomieszczeniu rozbrzmiały szaleńcze okrzyki.
– Zostaw mnie, ty wstrętnogęby szczurze!
– Niby dlaczego mam cię zostawić? – spytał oschle czarnowłosy. – Wkradłaś się do cienia listonosza!
Na mojej twarzy pojawił się delikatny, rozbawiony uśmiech.
Życie stało się o wiele weselsze, odkąd pojawiła się w nim mała Andi. Widać było, że nie jest zadowolona perspektywą przebywania w organizacji. Wiele razy próbowała stąd uciec, a także wkraść się niezauważenie do czyjegoś cienia. Nathiel był jednak wyjątkowo wytrwały, a przede wszystkim uważny. Nie pozwalał jej na takie wybryki. W moich oczach wyglądał jak surowy brat, który za wszelką cenę starał się wychować swoją siostrę na porządną dziewczynę. Byłam z niego dumna, bo widziałam, że się zmienił. Może nieszczególnie spoważniał, ale za to stał się o wiele bardziej odpowiedzialny. Obiecał wszystkim w organizacji, że zajmie się małą Andi i należycie wypełniał tę misję. Nie odstępował jej na krok. Mieszkał z nią nawet w tym samym pokoju w organizacji. Tak naprawdę nic się nie zmieniło od czasu, gdy mieszkałam z nim oraz Sorathielem. Teraz było tak samo, a nawet jeszcze głośniej.
– Jesteś głupi, głupi, głupi, głupi! – krzyczała Andi. – Prawda? – spytała, uspokajając się na chwilę i zerkając w moją stronę.
– Z grzeczności nie zaprzeczę – odpowiedziałam, uśmiechając się nikle i wlepiając spojrzenie w książkę.
– Łamiesz mi serce – powiedział Nathiel, zerkając na mnie z udawanym smutkiem. Swoją dłoń położył po niewłaściwej stronie piersi.
– Widzę, że transplantacja była udana – powiedziałam cicho, unosząc znacząco brew.
– Debil z ciebie! Serce masz po lewej! – wykrzyknęła triumfalnie Andi, wystawiając Auvreyowi język.
Myślałam, że Nathiel lada moment wybuchnie. Opuścił małą demonicę na łóżko i zaczął okładać ją poduszką. Waleczna, płomiennowłosa dziewczynka nie dawała mu się jednak. W pewnym momencie przetoczyła się po moich kolanach na drugą stronę łóżka i chwyciła za inną poduszkę. Z dzikim okrzykiem rzuciła się na Nathiela. Wspólnie rozpoczęli morderczą bitwę na śmierć i życie.
– Zginiesz, Nathielu Auvrey! – wykrzyknęła Andi, zbyt poważnym głosem jak na sześciolatkę.
– Nigdy nie ugnę się pod ciężarem twej poduszki, Andi Tourlaville! – zawtórował jej Nathiel. Na jego twarzy widniał delikatny, rozbawiony uśmiech, który świadczył o tym, że ta bitwa zwyczajnie go bawi. Nie był poważny. Przyjmował to jako próbę okiełznania małej demonicy dziecięcymi zabawami. Podobnie wyglądała Andi, która choć starała się utrzymać pozory wrogości, nie mogła ukryć dziecięcego zadowolenia. Mogłam się założyć o to, że w Reverentii nikt nie dawał jej tyle uwagi, ile dostawała, przebywając w organizacji.
Westchnęłam cicho, kręcąc z politowaniem głową. Z nikłym uśmieszkiem powróciłam do czytania książki.
– A masz! – usłyszałam okrzyk Andi. Chwilę potem poduszka, którą walnęła mnie w głowę, rozsypała swoje pióra po całym pokoju. Pierze wylądowało na moich kolanach, głowie, ramionach, łóżku, a także podłodze.
Chyba Andi jeszcze nie wiedziała, że ze mną nie warto walczyć. 
– Chcesz ze mną zadrzeć? – spytałam swoim chłodnym głosem, odkładając książkę na bok.
Wstałam z łóżka i chwytając za misia leżącego z boku, zamachnęłam się w stronę... Nathiela. Co jak co, ale dzieci nie biłam. Zamiast tego wyznawałam zasadę: nie masz kogo zaatakować, zaatakuj Nathiela, na pewno nie będzie się tego spodziewał.
Zaskoczony Auvrey, pod wpływem mojego morderczego ciosu, zachwiał się.
– I ty przeciwko mnie? – spytał, gdy odzyskał już równowagę.
Zarówno ja, jak i Andi, wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
Naprawdę wiele bym dała, by te chwile przepełnione śmiechem i zabawą trwały już wiecznie. Nigdy nie czułam takiej radości jak tego dnia. Owszem, miałam świadomość, że moje życie było zagrożone. Wiedziałam, że to wszystko mogło się niedługo skończyć, póki co, cieszyłam się jednak tym, co miałam. Nathielem, rodziną w postaci członków organizacji Nox, Sorathielem, który powoli stawał się moim przyjacielem, a przede wszystkim towarzyszem rozmów, Amy, która przecież żyła, tym że byłam bezpieczna, a nawet Andi, która czyniła moje życie weselszym.
Nie chciałam oczekiwać niczego więcej od losu.
***
– Andariel!
Mała, płomiennowłosa dziewczynka rzuciła się w stronę swojego brata i objęła jego nogi swoimi drobnymi rączkami.
Tak dawno go nie widziała! To już dwa tygodnie jak była w tej nienormalnej organizacji zwalczającej demony. Chwilami czuła się tu jak w więzieniu. Gdy tylko chciała wyjść na zewnątrz, ten głupi Nathiel wychodził za nią i chwytając ją za rękę, odprowadzał z powrotem do siedziby. Gdy chciała pożywić się odrobiną energii potencjalnej jakiegoś człowieka (w końcu w Nox wszyscy mieli ukryte cienie), zaraz wyławiał ją stamtąd z pomocą tego swojego przerażającego noża. Nie mogła niczego robić sama i zawsze była pod stałą kontrolą. Na dodatek każdy, oprócz tej bladej mendy i pseudo demona, bał się z nią rozmawiać. Dlaczego? Bo była demonem? Ale przecież ten idiota Nathiel też nim był, a jego kochanka to półdemon! Ich się nie bali, więc dlaczego bali się akurat jej? To była rzecz, której nie potrafiła zrozumieć. Musiała się jednak jeszcze trochę pomęczyć. Na pewno, gdy nadejdzie czas, przyniesie do samego Departamentu Kontroli Demonów mnóstwo ważnych informacji, które obalą Nox! I wtedy będzie mogła spojrzeć na Gabrielle, śmiejąc się jej prosto w twarz, bo to nie ona zniszczyła tę ludzką, śmieszną organizację!
Andi uśmiechnęła się diabelsko pod nosem, spoglądając do góry na brata, który właśnie poklepał ją po głowie.
– Długo ci to zajęło – przyznał Andariel.
– Bo to ten głupi Nathiel cały czas staje mi na drodze! Zawsze za mną chodzi! – wykrzyknęła oburzona, oddalając się od brata. Nerwowo tupnęła nogą w podłoże.
– Więc teraz go wykiwałaś?
– Oczywiście – odpowiedziała, patrząc na niego z nieskrywaną dumą. – Poszedł spać, a ja wyszłam przez okno.
Andariel kiwnął głową, klękając przy swojej małej siostrze i przypatrując się dokładnie jej twarzy. Mimo nienawiści, jaką w sobie nosiła, różniła się od poprzedniej wersji siebie. Jej spojrzenie nabierało powoli dziwnej łagodności, która nie była charakterystyczna dla demonów. Czy to pierwsza oznaka jej człowieczenia?
– Czego się dowiedziałaś? – zapytał.
– Ta dziewczyna jest półdemonem – stwierdziła z powagą.
– A jednak.
Nox zawsze miało dziwne upodobania. W swoich szeregach posiadali już demona, teraz dołączył do nich półdemon. Brakuje jeszcze tego, żeby pojawiły się tam wiedźmy, żywiołaki i wampiry.
– Wiesz co? Byłam w jej cieniu i wyżarłam jej całą energię – mówiła dumnym głosem Andi – ale przyszedł ten idiota Nathiel i mnie zranił – mówiąc to, dziewczynka uniosła koszulkę i pokazała wciąż gojącą się ranę. – Wyrzucił mnie stamtąd. Ta śmieszna organizacja chciała mnie zabić, ale w końcu debil-Nathiel stanął w mojej obronie i powiedział, że mnie zmieni! – wykrzyknęła oburzona. – Ale mu się to nie uda!
Uda – stwierdził w myślach Andariel, z uwagą przyglądając się śmiesznym gestom młodszej siostry. Było w nich coś, co świadczyło o tym, że kłamie. Udawała. A u dzieci łatwo było dostrzec, że udają. Jeszcze wiele lat minie, zanim nauczy się skutecznie zatajać prawdę.
– W sumie to jak się ze mną bawi, to nie jest zły i w ogóle – zaczęła, marszcząc czoło. Od razu po tym stwierdzeniu, zmieniła jednak temat: – Tu mają takie dobre jedzenie. Na przykład wczoraj jadłam lody. To takie zimne, słodkie żarcie. Rzucałam się z nim razem z Nathielem. Dostał w oko! I dobrze mu tak! – wykrzyknęła, śmiejąc się diabelsko.
– Podoba ci się tu? – spytał podejrzliwie Andariel.
Płomiennowłosa dziewczynka zawahała się.
– Nie jest źle, ale wolę wracać do Reverentii! Do ciebie, nie do Gabrielle, bo to wredna jędza – przyznała, krzywiąc się na boku.
Chłopak podniósł się z ziemi i ponownie poklepał swoją siostrę po głowie.
Andi zaczęła człowieczeć. W Reverentii znane było wiele takich przypadków. Kiedy demony przebywały zbyt długo w świecie ludzi, w końcu łagodniały. Dla większości z nich życie tutaj było zdecydowanie lepsze, niż w świecie demonów. Pociągała ich przede wszystkim rozrywka, dobre jedzenie oraz różnorodność i barwność codziennych zdarzeń. Andi była jeszcze dzieckiem, które najbardziej na świecie potrzebowało dobrej zabawy, dlatego przebywanie tutaj było dla niej podwójnie niebezpieczne.
Musiał wracać już teraz, inaczej źle to się dla niej skończy.
– Muszę iść – powiedział z nagła.
– Już? – spytała dziecięcym, niezadowolonym głosem dziewczynka.
Chłopak kiwnął głową.
– Muszę wypełnić swoją misję – powiedział, oddalając się od niej na kilka kroków.
– No, dobra – odpowiedziała niechętnie płomiennowłosa, marszcząc blade czółko.
Demony nie przykładały zbyt wielkiej wagi do witania się i żegnania, dlatego Andariel pomachał jej obojętnie ręką, po czym oddalił się w cień drzewa i zniknął.
Postanowił, że w tym momencie przerwie swoją misję. Na szczęście polegała tylko na szpiegowaniu jednego z demonów półkrwi – półdemona ognia, półdemona wiatru. Był nieszkodliwy. Panicznie bał się obecności innych ludzi i nasłuchiwał każdego najdrobniejszego szmeru. Wystarczyło go tylko wywabić z kryjówki i po nim. Teraz miał jednak ważniejszą sprawę do załatwienia. Przysiągł swojej matce, że wychowa Andi na piekielnie złą demonicę. W przyszłości miała zająć jego miejsce w Departamencie Kontroli Demonów, musiał więc tę wolę wypełnić. Rozmowa z ich szefem będzie najwłaściwszym rozwiązaniem.
Andariel przemierzał szybkim, miarowym krokiem ciemne korytarze budowli przypominającej zamek. Siedziba departamentu nie była czymś niesamowitym. Jej korytarze przypominały stare, średniowieczne lochy. Łatwo było się tutaj zgubić. W Reverentii nie liczyło się jednak piękno, a funkcjonalność. Do tego miejsca nie mógł wejść nikt, poza nimi.
– Co tak pędzisz, ruda gnido? – spytała Gabrielle, która bezszelestnie wynurzyła się z przeciwległego krańca korytarza. Dołączyła do swojego towarzysza, zrównując z nim krok. Zawsze pojawiała się tam, gdzie akurat nie była potrzebna.
– Idę do Aidena – powiedział z powagą w głosie Andariel.
– Dokonałeś jakiegoś ważnego odkrycia? – prychnęła dziewczyna.
Nie odpowiedział. Przyspieszył kroku i z wielkim rozmachem otworzył drzwi od głównej sali. To tu zawsze przebywał Aiden. Zazwyczaj albo siedział przy wielkim, kamiennym stole, zaczytując się w dziwnych księgach, albo stał przy oknie, spoglądając w nieznaną głębię Reverentii. Andariel nigdy nie rozumiał tych dwóch, dziwacznych czynności, których dopuszczał się ich szef. Po pierwsze nie umiał czytać – bo to w końcu zdolność, którą nabywali ludzie, po drugie nie widział sensu we wgapianiu się w ten sam widok za oknem. Przecież Reverentia się nie zmieniała. Wciąż była taka sama.
– Andi – zaczął od razu, stając przy kamiennym stole.
Szef organizacji stał tym razem przy oknie. Doskonale wiedział, że ktoś zjawił się w pomieszczeniu, wyglądał jednak tak, jakby zignorował zaistniałą sytuację.
– Andi człowieczeje – wyrzucił z siebie Andariel.
– W takim razie ją zniszcz – odpowiedział bez zastanowienia białowłosy mężczyzna, który w dalszym ciągu wpatrywał się w widok rozpościerający się za oknem.
Gabrielle, która stała tuż za płomiennowłosym towarzyszem, wybuchła irytującym śmiechem. Ta odpowiedź w żaden sposób jej nie zaskoczyła. Aiden był bezwzględnym demonem, który nie wstawiłby się za nikim z nich. Prędzej by ich wszystkich zabił, niż uratował od zagłady. Taki właśnie był.
Andariel wyglądał na zaskoczonego. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Jego usta otwierały się i zamykały, szukając właściwego argumentu przeciw rozkazowi Aidena.
– Dlaczego mam to zrobić? Przecież wypełniła swoją misję! Ostatecznie odkryła, że ta dziewczyna jest półdemonem, półczłowiekiem! – wykrzyknął oburzony, uderzając pięścią w kamienny stół. – Siedzenie w tej organizacji nic jej nie da! Nam też ani trochę nie pomoże!
– Masz rację, Andarielu – odezwał się spokojnym, choć chłodnym głosem Aiden, stukając długimi palcami o parapet. – Ani trochę nam nie pomoże. To dlatego masz ją zabić – mówiąc to, zerknął na niego przez ramię, przeszywając go swoimi zimnymi, szmaragdowymi oczami.
Potomek rodu Tourlaville w dalszym ciągu starał się znaleźć jakiś argument, który przemawiałby do obecnego szefa departamentu, nie mógł jednak nic z siebie wydusić. Widział jak jego ręka zaciska się na dobrze mu znanej broni, wiszącej przy jego boku. Jeżeli nie wykona jego rozkazu, sam w tym momencie zginie.
Nie miał wyboru, jak poddać się temu rozkazowi.
Kiwnął głową i odpowiedział:
– Zrobię to.

7 komentarzy:

  1. Już Ci kiedyś pisałam - ja to mogę czytać "W cieniu nocy" nawet co dwa dni :p
    Taki luźniejszy rozdział też jest dobry dla opowiadania, pozwala odetchnąć na chwilę od głównego wątku.

    Ten początek - boski! <3 Tu poważne rozkminy Laury dotyczące naprawdę trudnych zagadnień i to"Na szczęście nadal miałam przy sobie Nathiela"- KOCHAM!<3

    Nathiel i to serce! Nie mogę! Aż ugryzłam prawą rękę Logana, a Margaret dostała lewą. Zaraz pozbawię go głowy. Pyszny jest! Dziękuję za niego! <3
    Walka na poduszki, o jejku! Dajesz, Nath! Chyba nie pozwolisz dziecku ze sobą wygrać?
    Laura, jak tak możesz?! W Nathiela?! I to z misia?! Nie ogarniam! >o<
    Andi myśli, że Laura jest KOCHANKĄ Nathiela?! BUAHAHAHAHA!!!!!!!!!!! Leżę! (poważnie, jestem już w łóżku, zjadłam Logana i teraz się śmieję z tego opowiadania. Kocham! <3)
    Muszę przyznać, że druga część jest fascynując. Naprawdę :) Podziwiam rudego, że przyjął nową misję od Aidena, ale wątpię, by ją wykonał - nie zabije siostry, za bardzo ją kocha.

    Reasumując, rozdział na miarę całego opowiadania :) Rewelacyjny, przyjemny, czyta się szybko, a Nathiel i jego zachowanie sprawiają, że kocham go jeszcze mocniej <3 Stał się bardziej odpowoedzialny, ale nie stracił nic ze swojej głupoty i radości życia.

    Okay, to tyle na dziś. Jutro 53 rozdział Rozważnej, a komentarze od Ciebie nie widać, Logan lekko smuta.

    Czekam na nn ^^
    Kocham! <3

    Te

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GOD. A ja myślałam, że ten rozdział był beznadziejny :o.
      Co do komentarza to dziś miałam silne postanowienie, że gdy wszyscy pójdą spać, a ja już oddam swój pokój bratu i jego narzeczonej, zasiądę w kuchni i przeczytam do końca i Rozważną i króliczkowe opowiadanie.
      http://i60.tinypic.com/2jfcfoo.png <--- JUŻ dzisiaj zaczęłam dokańczać mój komentarz C:
      ZJADŁAŚ LOGANA! GOOOOD! W końcu! XDDD Ale ten opis zjadania po rączce i w końcu głowy zabrzmiał sadystycznie :o aż zaczęłam współczuć ciasteczkowemu Loganowi!

      Usuń
    2. Co do Andariela - to się możesz zdziwić C:

      Usuń
  2. Rozdział świetny <3
    Nathaniel - kocham :*
    Bitwa na poduszki bardzo mi się spodobała :D
    Ani jest cudownym dzieckiem. Dobrze,że człowieczeje. Będą z niej ludzie :P
    Dzisiaj tak króciutko, bo czasu brak :/ Ale czekam na nn <3<3<3

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  3. ojciec taki bezwzględny :( króciutki rozdział aż czuje niedosyt
    bardzo fajny moment z Laurą Andi i Nathielem :D Andi jak ich dziecko hahaxd nie zabijaj ich wszystkich :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Naff dodała kolejny rozdział już, a ja biorę się za nadrabianie tego. God, biologia ucierpi.
    " - Zabiję cię, mała, ruda larwo!
    Spojrzałam znad książki na wbiegającą do mojego pokoju małą, diabelsko roześmianą Andi i Nathiela, który najwyraźniej nie był zbyt zadowolony."- Dlaczego Nathiel i Andi przypominają mi tutaj takie słodkie rodzeństwo, którym *SPOILER ALERT!* nigdy z Sorielem nie byli? XD Bicie się o ostatni kawałek pizzy- <3.
    " - Zostaw mnie, ty wstrętnogęby szczurze!
    - Niby dlaczego mam cię zostawić? - spytał oschle czarnowłosy - Wkradłaś się do cienia listonosza!"- LISTONOSZA? TO NIE PRZYPADEK, LIST DO NAFFA DALEJ NIE DOSZEDŁ! OUO.
    "W moich oczach wyglądał jak surowy brat, który za wszelką cenę starał się wychować swoją własną siostrę na porządną dziewczynę."- TAAAAK! Zupełna inna sytuacja niż z Sorielem! Ou yea?
    " - Jesteś głupi, głupi, głupi, głupi! - krzyczała Andi. - Prawda? - spytała, uspokajając się na chwilę i zerkając na mnie.
    - Z grzeczności nie zaprzeczę - odpowiedziałam, uśmiechając się nikle i wlepiając spojrzenie w książkę."- Grzeczność przede wszystkim. <3
    " - Łamiesz mi serce - powiedział Nathiel, zerkając na mnie z udawanym smutkiem.
    Swoją dłoń położył po niewłaściwej stronie piersi.
    - Widzę, że transplantacja była udana - powiedziałam cicho.
    - Debil z ciebie! Serce masz po lewej! - wykrzyknęła triumfalnie Andi, wystawiając Auvreyowi język."- Oh my goat, anatomia demonów. XD Ale jednak mają serce! Taaak!
    " - Zginiesz, Nathielu Auvrey! - wykrzyknęła Andi, zbyt poważnym głosem jak na 6-latkę.
    - Nigdy nie ugnę się pod ciężarem twej poduszki, Andi Tourlaville! - zawtórował Nathiel."- Bitwa na poduchy, moja ulubiona! *dup, wtrąca się do ich walki i kładzie obydwoje na łopatki, bo ma poduszkę z napisem I <3 Soriel!*
    "Co jak co, ale dzieci nie biję. Zamiast tego wyznaję zasadę: nie masz kogo zaatakować, zaatakuj Nathiela, na pewno nie będzie się tego spodziewał."- Będę stosować tą zasadę. Z wyjątkiem siostry. A słowo Nathiel zastąpię Magikiem. XD
    Sorathiel- od teraz zawsze w mojej głowie po przeczytaniu tego pojawia się również Soriel. Shippowanie parringów- level Naffliczek.
    "Ale przecież ten idiota Nathiel też był demonem, a jego kochanka pół demonem."- KOCHANKA OOHOHOHOHOHOH!
    " Brakuje jeszcze tego, żeby pojawiły się tam wiedźmy, wróżki i wampiry."- WIEDŻMY! >D
    A tak swoją drogą, szukając ostatnio imion dla dziecioków *wiesz jakich* znalazłam Andi i wiesz, co to oznacza? Mała wojowniczka o ile dobrze pamiętam. TAk bardzo prawdziwe! <3
    "- Tu mają takie dobre jedzenie. Na przykład wczoraj jadłam lody. To takie zimne, słodkie jedzenie. Rzucałam się z nim razem z Nathielem. Dostał w oko! I dobrze mu tak! - wykrzyknęła Andi, śmiejąc się diabelsko."- OHOHO! Lody! Pewnie bakaliowe, te co Naff jadła ostatnio, kiedy ja jadłam czekoladkę! XD Chwila, dwa dni temu? :o
    " - Nie jest źle, ale wolę wracać do Reverentii! Do ciebie, nie do Gabrielle, bo to wredna jędza - przyznała, krzywiąc się na boku."- Gabrielle to wredna jędza i przekonałam się o tym ostatnio jeszcze bardziej. A Reverentia zmienia demony, uuu!
    "spoglądając w nieznaną głębie Reverentii."- przeczytałam gębę. Jest ze mną źle. D:
    " - W takim razie ją zniszcz - odpowiedział bez zastanowienia białowłosy mężczyzna, który w dalszym ciągu wpatrywał się w widok za oknem."- Wciąż kocham Aidena, ihihi. <3 *Soriel może być zazdrosny, taak*
    " Kiwnął tylko głową i odpowiedział:
    - Zrobię to."- Nie zrobi tego! NIEEEEEEEEEE!
    Lecę czytać kolejny rozdział, ohoho!

    OdpowiedzUsuń