niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 44 - "Czar Andariela"

Obecnie mocno przystopowałam z pisaniem, gdyż od dwóch tygodni jestem na rozdziale 56. Uczucie, że czeka mnie coś przełomowego do opisania, sprawia, że nie wiem jakich użyć słów i ciągle się boję, że coś mi nie wyjdzie. Muszę się wziąć w garść! 
Cleo, następny rozdział z serii absurdalnego świata Nathiela!


POPRAWIONE [22.07.2018]
***
– Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.
Klasa wypełniła się szumem rozmów i dźwiękiem zasuwanych krzeseł. Gdzieś w tle rozbrzmiewał rozszalały szkolny dzwonek, który oznajmiał koniec lekcji. Zeszyty i książki lądowały obojętnie w torbach i plecakach, a uczniowie jak stado dzikich zwierząt, w przyspieszonym trybie, opuszczali progi klasy.
Weekend, nareszcie upragniony weekend – zapewne tak właśnie myśleli. Do mnie się jednak czas wolny nie uśmiechał. Doskonale wiedziałam, że będzie związany z okrutnymi treningami, których podjął się Nathiel. Ostatnio był dla mnie jak prawdziwy dyktator. Z jego ust prawie nigdy nie słyszałam pozytywnie nacechowanych słów, którymi by mnie obdarowywał. Zawsze było tylko: „Jesteś okropna”, „Jak ty to robisz?”, „Wyprostuj się!”, „Nic nie potrafisz!”. Oczywiście w żaden sposób mnie to nie demotywowało. Starałam się po prostu nie rzucić na Nathiela z pazurami. Wiedziałam, że kierowanie moją osobą strasznie mu się podobało. Jego triumfalny uśmiech, gdy oglądał jak się meczę z zadaniem, zdradzał okrutne i chciwe zamiary.
To był prawdziwy demon. Demon w ludzkiej skórze.
Zapisałam ostatnie słowa z tablicy do zeszytu i idąc za śladem mojej klasy, która już dawno opuściła salę, spakowałam się i wyszłam. Oczywiście szłam o wiele mniej entuzjastycznym krokiem niż oni. Starałam się iść najwolniej jak tylko potrafiłam.
Może powinnam sobie dzisiaj odpuścić? Zniknąć tak na jeden dzień, pójść do biblioteki, poczytać książkę, wypić herbatę, uspokoić się i dać mięśniom chociaż chwilę wytchnienia. Już od dawna błagały mnie o zatrzymanie tego morderczego ciągu fizycznych szkoleń. Uznałam jednak, że sobie poradzą. W zamian za to obdarowywały mnie piekielnymi zakwasami, które sprawiały, że poruszałam się jak robot.
Wychodząc za mury szkoły, wzięłam głęboki oddech.
Zdecydowałam. Dzisiaj zrobię sobie przerwę.
– Cześć, maleńka – usłyszałam za sobą.
Mój umysł zaczął wołanie o pomstę do nieba.
Dlaczego ze wszystkich dni, Nathiel musiał wybrać akurat ten? Przecież tak rzadko po mnie przychodził do szkoły! Przeklęty, demoniczny baran, wiedział jak pokrzyżować moje plany.
Pełna bezradności odwróciłam się w tył i wsparłam na lewym biodrze. Nathiel opierał się właśnie szarmancko o mur, patrząc na mnie z iście zabójczym, a zarazem szarmanckim uśmiechem – wyglądał jakby wybrał się na podryw. Obok niego stała Andi, która z zamiłowaniem ciumkała różowego lizaka.
Dostrzegłam w naszej małej demonicy zewnętrzną zmianę. Szłam o zakład, że to Carissa dobrała się do jej włosów – miała je upięte w wysoki kucyk z wielką, czarną kokardą na czubku. Sukienka też była nowa. Czarna, oblegana białą koronką i milionami maleńkich kropek w tym samym kolorze. Na nogach miała zakolanówki i malutkie, czarne, błyszczące lakierki. Wyglądała jak prawdziwa, choć mroczna księżniczka.
– No proszę, widzę zmiany – powiedziałam, ignorując szczerzącego się do mnie Nathiela.
Spoglądałam w tym momencie na potomkinię rodu Tourlaville.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie triumfalnie, wspierając się małymi dłońmi na swoich biodrach i pochylając do przodu.
– To Nathiel kupił mi sukienkę – powiedziała na swój sposób zwycięsko.
Zielonooki prychnął cicho i spojrzał gdzieś w bok, zdradzając tym samym swoje niezadowolenie.
– Byliśmy w sklepie i rzuciła się na podłogę, uderzając w nią jak mały, niewyżyty bachor. Cały czas krzyczała: „Masz mi to kupić, Nathiel! Bo jak nie, to rozwalę ten sklep!” – udał dziewczęcy, obrażony głos, co wyszło mu nawet zabawnie. – No, więc dobry wujek Nathiel – zironizował – musiał kupić jej tę sukienkę, no bo przecież użyłaby swoich potężnych demonicznych mocy i sprawiła, że ten budynek wybuchnie – zakończył, śmiejąc się kpiąco.
– Zrobiłabym to! – wykrzyknęła oburzona Andi, zaciskając piąstki. Szybkim, gniewnym krokiem podeszła do Nathiela i z całej swojej malutkiej, dziecięcej siły, nadepnęła mu na stopę.
Chłopak spojrzał w niebo niewzruszony. Najwyraźniej siła małej Andi nie była dla niego zagrożeniem.
Od dłuższego czasu te dwa demony kojarzyły mi się z uszczypliwym rodzeństwem. Okazywali sobie wyłącznie nienawiść, ale łączyły ich wspólne zainteresowania i zabawy. Nie wierzyłam w to, że za sobą nie przepadają. W końcu kto się czubi, ten się lubi.
– Chodź, rdzawa larwo – powiedział obojętnie chłopak, odrywając się od muru.
Dziewczynka wskazała na niego wyzywająco palcem.
– Jeszcze cię zniszczę! – wykrzyknęła groźnie.
Spojrzeliśmy na siebie z Nathielem i wymieniliśmy rozbawione uśmiechy. Wszystko, co mówiła ta mała demonica było całkowicie niegroźne. Coraz częściej zachowywała się jak zwyczajne, ludzkie dziecko, coraz rzadziej wykrzykiwała obelgi, którymi obdarzała Nathiela, coraz rzadziej wkradała się do cienia innych ludzi i coraz bardziej podobało jej się przebywanie razem z nami. Wszystko szło w dobrym kierunku, czyli tak jak zaplanował to Auvrey.
– Idziemy, kurduplu – powiedział cicho łowca, ruszając do przodu.
Mała Andi pobiegła za nami, choć pewnie nie zrobiłaby tego, gdyby jej na czymś nie zależało.
– Daj mi lizaka – powiedziała do swojego opiekuna, zapominając o całym złym świecie. Teraz zależało jej na dostaniu słodyczy, które tak kochała. W świecie demonów nie było takich rarytasów jak tu, nie dziwiłam się więc, że dużo z nich uciekało na ziemię.
– Byłaś niegrzeczna – odpowiedział zielonooki głosem poważnego ojca.
– Nie byłam! – wykrzyknęła oburzona dziewczynka. – Przecież wyzywam tylko ciebie!
– No, właśnie! Wyzywasz mnie, rudy kurduplu! Dlatego nie ma lizaków.
– Laura. – Andi skierowała na mnie swoje błagalne spojrzenie. Kiedy chciała, potrafiła wyglądać na bardzo przekonującą. 
Zawsze gdy nie wychodziło jej z Nathielem, zwracała się do mnie. Najwyraźniej zdążyła wyczuć, kto góruje w tym „związku”.
Czasami śmiech sam cisnął mi się do ust, gdy myślałam o naszej trójce. To było jak zabawa w dom. Nathiel był ojcem, ja matką, a Andi naszą niewychowaną, rozbestwioną córką. On grał surowego tatusia, który mimo wszystko zawsze miał czas dla swojego dziecka, ja zawsze tłumaczyłam spokojnie naszej pociesze, co robi źle, a Andi zachowywała się, jakby miała zespół nadpobudliwości, autyzm i nerwicę równocześnie.
– Daj jej tego lizaka – powiedziałam, bezradnie wzdychając.
Nathiel, mimo cichego prychnięcia wyrażającego oburzenie, posłuchał mnie i rzucił do tyłu upragnioną słodycz Andi. Oczywiście dziewczynka złapała go w locie i w trybie natychmiastowym rozpakowała, a gdy wreszcie lizak wylądował w jej ustach, uśmiechnęła się w stronę nieba, jakby dziękowała Bogu za to, że istnieje na świecie coś takiego, jak cukierki.
– Ładnie dziś wyglądasz – oznajmił Nathiel, wybudzając mnie z zamyślenia.
Gdy na mnie spojrzał, uroczo się przy tym uśmiechając, momentalnie odwróciłam wzrok w drugą stronę.
Na komplementy reagowałam różnie. Sarkazmem, ironią lub... sarkazmem. Musiałam jednak przyznać, że ostatnio spojrzenie Nathiela przyprawiało mnie o dziwne zdezorientowanie i zawstydzenie. Jego oczy zaczęły mi przeszkadzać. Nie mogłam na nie patrzeć dłużej niż kilka sekund. Odnosiłam wrażenie, że zieleń tych tęczówek mnie pochłania, wciąga w środek jak wielki wir wodny.
A co jeśli kiedyś zachłysnę się wodą?
– Nie przesadzaj – mruknęłam zażenowana, licząc na to, że się ode mnie odczepi.
– Ej, serio mówię – oburzył się Nathiel. – Pierwszy raz widzę cię w spódnicy. W ogóle pierwszy raz widzę twoje nogi. Nogi. Rozumiesz to? To ważna rzecz dla mężczyzny – powiedział dumnie. – Nie dla ciebie! – mówiąc to, skierował groźnie palec wskazujący w stronę przechodzącego obok nas chłopaka, który wlepiał bezkarnie oczy w moje kolana. – Nogi Laury są moje! – dodał, odwracając się w jego stronę i posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
Chłopak spojrzał na niego jak na wariata.
Punkt dla Nathiela. Dzięki niemu nigdy nikt się mną nie zainteresuje.
– Jaki z ciebie niby mężczyzna? – spytałam z ironicznym uśmiechem, odnosząc się do jego wcześniejszej wypowiedzi.
– Fajny – podsumował niezrażony niczym Auvrey, wzruszając beztrosko ramionami. – Twarz mam ładną, uśmiech zabójczy, tyłeczek niezły, no i ta boska klata! Chcesz ją wypróbować jako poduszkę? – spytał uwodzicielsko, puszczając do mnie oczko.
Andi obserwująca go z boku, wybuchła z nagła głośnym śmiechem. Ja na szczęście w porę zdążyłam zakryć usta dłonią. Może i miał rację, w końcu brzydki nie był, ale nie zamierzałam dawać mu satysfakcji.     
– Mówisz, że jest taka miękka? – spytałam rozbawiona.
– Nie, no co ty, spójrz – mówiąc to, Nathiel stanął do mnie przodem i uniósł gwałtownie koszulkę, pokazując światu swoją wyrzeźbioną klatkę piersiową, na której nie znajdował się nawet jeden włos. – Chcesz dotknąć, maleńka?
Teraz nawet ja nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem. Andi tarzała się po chodniku z lizakiem w buzi, a ja śmiałam się, z trudem podpierając się drzewa i trzymając za brzuch.
Mój demoniczny towarzysz mnie zniszczył. Byłam niemalże pewna, że gdyby starał się poderwać jakąś dziewczynę właśnie w taki sposób, prędzej przywaliłaby mu ona w twarz, niż rzuciła na jego „boską” klatę. Oczywiście nie twierdziłam, że czegoś mu brakowało, jeżeli chodziło o wygląd. Gdy się jednak odezwał, od razu tracił cały swój przystojny wdzięk.
– Nie śmiej się, rdzawa larwo! – powiedział oburzony chłopak, wskazując palcem na Andi leżącą na chodniku. – Sama nie masz lepszej klaty!
– Chciałbyś ją zobaczyć jak urosnę! – wykrzyknęła Andi, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. W kącikach jej szmaragdowych oczu pojawiły się łzy. – Będę miała takie pomarańcze jak Laura!
Słysząc śmiechy dwóch demonów, które teraz wspólnie tarzały się po ziemi, przyłożyłam dłoń do twarzy. Zastanawiałam się, skąd brały się w głowie małych dzieci takie pomysły. Jej mózg musiał być już zniszczony przez przebywanie ze starszymi demonami. Zniżała się w tym momencie do poziomu Nathiela, a niżej niż on już nikt nie mógł upaść.
– Macałbym! Haha! – śmiał się Nathiel.
Przewróciłam oczami i bez słowa, zostawiając ich w tyle, ruszyłam w dalszą podróż.
Od początku wiedziałam, że ta przechadzka źle się skończy, dlatego gdy tylko zapowiadali, że chcą po mnie wpaść do szkoły, uciekałam, gdzie pieprz rośnie. Przecież ktoś mógłby mnie z nimi zobaczyć, a wtedy i ja zostałabym uznana za wariatkę. Dla szkolnej społeczności byłam niewidzialna. Nie potrzebowałam odkrytej peleryny niewidki, bo właśnie tak mi było dobrze. Zdecydowanie musiałam ograniczyć z nimi kontakt. Wystarczało, że na co dzień miałam ich w organizacji.
Nim się obejrzałam, coś nieokreślonego przeleciało obok mojej twarzy od strony prawego policzka i zatrzymało się na drzewie. Temu zaskakującemu czynowi towarzyszył cichy świst przeszywający wiatr. Zdziwiona spojrzałam na kosmyk blond włosów, który leżał teraz u moich stóp. Moje oczy natychmiastowo powędrowały w stronę drzewa, gdzie utkwiony był nóż.
Przeraziłam się.
Zaniepokojona zaczęłam rozglądać się dookoła. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam jednak nikogo podejrzanego. Jedynym pocieszeniem dla mnie w tym momencie było to, że miałam przy sobie zwariowane demony.
– Andariel! – usłyszałam dziki krzyk Andi za plecami. 
Gdy się odwróciłam, dostrzegłam jej wpatrzone w coś nieokreślonego, błyszczące, radosne oczy. Całkowicie zdezorientowana, zwróciłam się ku moim towarzyszom. W naszą stronę szedł właśnie szmaragdowooki demon o tym samym kolorze włosów, co Andi. To musiał być członek jej rodziny, najprawdopodobniej brat. Strzelałam, że miał około dwudziestu pięciu lat. Z wyglądu niezbyt przystojny, dlatego stanowił ewenement wśród mieszkańców Reverentii, którzy to w większości przyciągali ludzkie oko. Był wyższy od Nathiela co najmniej o głowę, choć i ten nie uchodził przecież za niskiego. Miał na sobie czarny, długi płaszcz i zwykłą szarą koszulkę z napisem: „Tak, demon”. Gdyby nie jego poważny, wręcz wrogi wyraz twarzy skierowany w moją stronę, i to, że trzymał w dłoni co najmniej pięć noży, z pewnością zaczęłabym się teraz śmiać. Nie było mi jednak do śmiechu. Miałam prędzej ochotę mdleć.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, Nathiel pociągnął mnie za rękę w tył. Stanął przede mną, żeby zasłonić mnie własnym ciałem. Wymienił wrogie spojrzenie razem z demonem, którego Andi nazwała wcześniej Andarielem. Jego postawa lekko mnie zirytowała. Czy on nigdy nie zrozumie, że dołączyłam do tej organizacji po to, aby radzić sobie sama z wszelkimi przeciwnościami losu? Że chciałam nauczyć się walczyć po to, aby odciążyć jego barki? Miałam dosyć jego obrończych wybryków.
– Andariel, przyszedłeś po mnie? – spytała wesoła Andi, która najwyraźniej nie rozczytała, że jej brat ma zupełnie inne zamiary. W jego postawie nie było niczego pokojowego ani tym bardziej miłego. Był nastawiony na zniszczenie. Błyski w jego oczach wydawały się bardzo niepokojące. 
Andi stała od nas w bezpiecznej odległości. Miała zarumienioną, wesołą twarzyczkę i świecące radością oczy. Była tak szczęśliwa, że nie mogła ustać w miejscu. Co chwila podskakiwała z zaciśniętymi piąstkami do góry, nie mogąc się doczekać aż trafi do Reverentii. Dziecięca radość nie została odwzajemniona. Jej brat wystawił przed siebie dłoń, rozcapierzając palce. Już po chwili w ręce rudowłosego chłopaka zaczął tworzyć się mały wir powietrzny. Gdy bez słowa i żadnej reakcji wyminął mnie i Nathiela, wiedziałam już, kto był jego prawdziwym celem.
Zaniepokojona chwyciłam swojego demonicznego towarzysza za dłoń. Zrobiłam to w przypływie chwili, ponieważ właśnie tak czułam się bezpieczniej.
Nathiel, uważnie przyglądając się ruchom Andariela, próbował ocenić sytuację na odległość.
– Dlaczego mam wrażenie, że chce ją zabić? – spytałam cicho.
Auvrey nie odpowiedział. Jego spojrzenie utkwione było w wirze, który ani trochę nie przestraszył małej demonicy, co jedynie lekko ją zdziwił. Zdezorientowana Andi zaczęła rozglądać się na wszystkie strony, zupełnie jakby chciała dostrzec zagrożenie, które jeden z członków jej rodziny chciał wyeliminować. Instynkt nakazał jej powolne i ostrożne wycofywanie się.
– Braciszku? – spytała niepewnie.
– Taki dostałem rozkaz, Andi – odpowiedział chłopak głosem wypranym z uczuć, kierując rękę w stronę swojej siostry.
Dziewczynka spanikowała. Jej oczy od razu zalały się łzami. Zaczęła stawiać gwałtowniejsze i chaotyczniejsze kroki, które prowadziły ją do niepewnej ucieczki. Wyglądała tak, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Właśnie tak zachowywało się zdradzone przez dorosłego dziecko.
– A-ale ja nic nie zrobiłam. Przecież czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie – załkała. Idąc tyłem, potknęła się o wystającą płytę chodnika i upadła boleśnie na kość ogonową. Jej brat nie odezwał się ani słowem. Wyraz jego twarzy pozostał tak samo bezlitosny jak wcześniej.
Nathiel w jednej chwili zerwał się do biegu. Chciał uratować Andi, z którą wiecznie się kłócił, wyzywał i uznawał za najgorszą istotę tego świata. Wiedziałam, że to tylko żarty, ale nie sądziłam, że będzie w stanie poświęcić dla niej własne dobro. Na wszelki wypadek wyjęłam z kieszeni imitację exitialis, która była zastępczą jego wersją do czasu, gdy Hugh nie uzna, że można podarować mi prawdziwy nóż. Musiałam być gotowa na wszystko.
Akcja potoczyła się dosyć szybko. Andariel rzucił malutkim wirem wytworzonym w dłoni w stronę swojej siostry, a Nathiel rzucił się na nią, próbując na czas ją stamtąd odciągnąć. Niestety, nie udało mu się. Strumień przedziwnej mocy trafił prosto w jego plecy. Zdążył jedynie osłonić Andi własnym ciałem. 
Andariel natychmiastowo rozpłynął się w oparach dymu, klnąc głośno i siarczyście, a ja stanęłam jak wryta w miejscu. Podejrzewałam, że Nathiel może być groźnie zraniony, podejrzewałam, że może umrzeć, a mimo tego, wyglądał jakby nic mu się nie stało. Wciąż tulił do siebie małą Andi, która przerażonymi i zapłakanymi oczami nieprzerwanie wpatrywała się w jego twarz.
Stało się coś, czego nie oczekiwałam.
Dziewczynka przytuliła go do siebie i głośno załkała.
– Jesteś idiotą! Głupim idiotą! Strasznym kretynem! Okropną podróbą demona! – wykrzykiwała rozdzierająco. – Jak mogłeś?!
Nie wiedziałam o co może chodzić, miałam jednak dziwne przeczucie, że Nathiel zrobił coś, czego nie powinien zrobić i że zapłaci za to ogromną cenę.
Gdy odzyskałam władzę w nogach od razu do nich podbiegłam i uklęknęłam na chodniku, próbując odciągnąć zapłakaną Andi od Nathiela. Dziwnie nieruchomego Nathiela.
– Teraz się nie obudzi! Nigdy się już nie obudzi! – wrzeszczała płomiennowłosa dziewczynka.
Zdziwiona spojrzałam w stronę demonicznego łowcy. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie, ale to tylko na pierwszy rzut oka. Jego oczy stały się dziwnie puste, a mina bezwyrazowa, skóra przybrała odcień o kilka tonacji bledszy. Wyglądał jak nieruchoma lalka, co nie było do niego ani trochę podobne.
– Co się stało? – spytałam cicho.
– Andariel rzucił na niego czar – szepnęła zapłakana Andi. – Nathiel jest teraz w innym świecie.
– W innym świecie?
– Nikt go już nie obudzi! Będzie jak martwe warzywo!

6 komentarzy:

  1. Siostra przyniosła ciacho z kyfycy z kawałkami czekoaldy omnom, a ja biorę się za rozdział 44. ^^
    Dziękuję za życzenia! <33 I za tego one- shota też! Będę dziękować dzisiaj do północy hehehe! XD
    To ciastko jest chyba złym pomysłem, bo jestem najedzona. A kij, dzisiaj się opychamy *żre dalej*.
    "(...) a uczniowie jak stado dzikich zwierząt w przyspieszonym trybie, opuszczali progi klasy."- uczniowie niczym dzikie zwierzęta: u mnei zawsze są to słonie. Chociaż nie, to mieszanina, bo jest tak: dzwonek- krzyki- trzask drzwi- kroki biegania na korytarzu. Nie liczę tego, że zamiast progi przeczytałam pierogi. Oh. <3
    " - Cześć, maleńka - usłyszałam za sobą."- OMG! OMG! SORIEEEEEL! SORIEEEEEEEEEEEEEEL! SEEEEEEEEEEEERUUUUUUUUUUUUUUUUSIUUUUUUUUUUUUUUU! JESSSTEEEEEEEEEEEEEEEŚ! *panika* *podjarka wielka* *uśmiech* *odkłada ciacho* *śmiech* SORIEEEEEEEEL! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! MAMY TO! MAMY TO, LUDZIE! ZMIANA PLANÓW! OHOHOHOHOHOHOHOHOOHOHHOOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO! *uspokaja się, głęboki wdech parę razy*
    "Dlaczego akurat ze wszystkich dni, Nathiel musiał wybrać ten? "- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! TO TYLKO NATHIEL! *stuka złowieszczo w klawiaturę! NATHIEL! KUUUUUUUUUUUURDE! *mina a'la not bad z Battle of the year* NATHIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEL! WAL SIĘ! WAL SIĘ DECHĄ! *pfu!*
    Naffie, zrobiłaś mi nadzieję! D:
    " Nathiel opierał się właśnie szarmancko o mur, patrząc na mnie z iście zabójczym uśmiechem na twarzy. Wyglądał tak, jakby wybrał się na podryw. "- Widać tu jego więzi z Sorielem. Ou yea. <3
    "- Jeszcze cię zniszczę! - wykrzyknęła groźnie."- Tak suodko! <3
    "Zawsze gdy nie wychodziło jej z Nathielem, zwracała się do mnie. Najwyraźniej zdążyła wyczuć kto góruje w tym "związku". Związku? Czasami śmiech sam cisnął mi się do ust, gdy myślałam o naszej trójce. To było jak zabawa w dom. Nathiel był ojcem, ja matką, a Andi naszą dosyć niewychowaną córką. On grał surowego tatusia, który mimo wszystko zawsze ma czas dla swojego dziecka, ja zawsze tłumaczyłam spokojnie co nasze dziecko robi źle, a Andi zachowywała się, jakby miała adhd, autyzm i nerwicę równocześnie."- Oh, kochane! Rozpływam się! Lepszej rodzinki nie ma aktualnie! *a będą*
    *tutaj rodzina woła ją z dołu. czekolada! i tekst wujka: "wy to macie doświadczenie z kobietami..."*
    " - Ej, serio mówię - oburzył się Nathiel - Pierwszy raz widzę cię w spódnicy, pierwszy raz widzę twoje nogi. Nogi. Rozumiesz to? To ważna rzecz dla mężczyzny - powiedział dumnie. - Nie dla ciebie! - mówiąc to, skierował groźnie palec w stronę przechodzącego obok nas chłopaka, który wlepiał bezkarnie swoje oczy w moje kolana. - Nogi Laury są moje! - dodał, odwracając się do tyłu za nieznajomym i patrząc na niego groźnie."- Tak bardzo chciwy! *jak Soriel heuheu. XD* Kogoś mi tu z anime przypomniał. Yato- chana? Nie wiem.
    " - Fajny - podsumował niezrażony niczym Auvrey - Twarz mam ładną, uśmiech zabójczy, tyłeczek niezły, no i ta boska klata! Chcesz ją wypróbować jako poduszkę? - spytał uwodzicielsko, puszczając do mnie oczko."- Nathiel koooogoś mi przypomina... *milczy jak grób* XD
    Oh, przypomniał mi się fragment z bitwą w kuchni i tą kartą... XD
    " - Nie, no co ty, spójrz - mówiąc to, Nathiel stanął do mnie przodem i podniósł koszulkę - Chcesz dotknąć?"- Ja też nie wyrobiłam. XDD Podczas gdy Astley nie pozwala Ci dotknąć klaty, tak Nathiel rzuca nią na prawo i lewo. XDDD
    " - Chciałbyś ją zobaczyć jak urosnę! - wykrzyknęła Andi, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu - Będę miała grejpfruty jak Laura!"- OH GOD NIEEE! NIE WYRABIAM! XDDD Grejpfruty *zerka do książki z biologii*. Pochodzą z wysp Barbados, skrzyżowanie mandarynki i pomelo. Niskokaloryczny. Napisałabym więcej, ale dzisiaj biologia jest be! C: *dup, zamyka książkę z trzaskiem*
    " - Macałbym! Ahaha! - śmiał się Nathiel, mało nie płacząc."- A to jest tak dobre, że nie potrafię już skomentować! XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zdobił go czarny płaszcz i szara koszulka z napisem: "Demon"."- Bo powiedzenie, kim się jest do podstawa! *mrug*
      " Stała od nas w bezpiecznej odległości z zarumienioną, wesołą twarzyczką i świecącymi z radości oczami. Była tak szczęśliwa, że nie mogła ustać w miejscu. Co chwila podskakiwała z zaciśniętymi piąstkami do góry, jakby nie mogła się doczekać jego obecności przy sobie. Dziecięca radość nie została jednak odwzajemniona."- Smutne, ueee. Ona się tak cieszy, a Andariel... :CC
      TALK TO THE HAND!
      " - Braciszku? - spytała niepewnie.
      - Wybacz, Andi, taki miałem rozkaz - odpowiedział chłopak głosem pozbawionym uczuć, kierując rękę w stronę swojej siostry."- UEEEEE! :C
      " - Jesteś idiotą! Głupim idiotą! Strasznym kretynem! Okropną podróbą demona! - wykrzykiwała rozdzierająco - Jak mogłeś?!"- UEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE x2!
      " - Teraz się nie obudzi! Nigdy się już nie obudzi! - wrzeszczała płomiennowłosa dziewczynka.
      Zdziwiona spojrzałam w stronę zielonookiego. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie, ale to tylko na pierwszy rzut oka. Jego oczy stały się dziwnie puste, a mina bezwyrazowa. Wyglądał jak nieruchoma lalka, co nie było do niego ani trochę podobne.
      - Co się stało? - spytałam cicho.
      - Andariel rzucił na niego czar - szepnęła zapłakana Andi - Nathiel jest teraz w innym świecie.
      - W innym świecie? - zapytałam zdziwiona.
      - Nikt go już nie obudzi! Będzie jak martwe warzywo!"- OH NOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! NAFFFIEEEEEEEEEEEEEEE! JAAAAAAAAAAAAAAAK! TERAZ ROZUMIEM TEN NATHIELOWY ŚWIAT! NIEEEEEEEEEEEEE! UEEEEEEEEEEEEEE!
      Aczkolwiek końcówka wyborna. Jak martwe warzywo. :3
      Rozdział taki świetny. Z tym "hej maleńka" mnie trochę zwiodłaś. Wait, jak to szło?
      "Czemu siedzisz w mojej wannie,
      tak przystoi psotnej pannie"... NIE!
      MAM!
      " Po co się do wanny pchałaś
      Skoro się nie rozebrałaś
      Patrz kaczucha już się śmieje
      Bo się z ciebie woda leje
      Hej maleńka"
      Oh! <3 <3 <3
      Muszę ułożyć kiedyś resztę. Hej maleńka~
      Pozdrówka dla Naffa, nie ćpij tyle orzechów. <3 Dziękuję! <3
      `Króliczek.
      * wcale nie piłam soku pomarańczowego przed komentowaniem. Nawet czekolady w czytsje postaci nie tknęłam *chciałam napisał pchnęłam, wtf?*. Tylko ciastko z kyfycy. Tylko. XD
      Hej, maleńka~

      Usuń
    2. Oh my goat, znowu.

      TALK TO THE HAND! XD

      Usuń
    3. Chciałam się pojarać tym: "Cleo, następny rozdział z serii absurdalnego świata Nathiela!", ale zobaczyłam komentarze Króliczka i postanowiłam je przeczytać. Kij ze spoilerami :3
      Chyba tylko nasza królicza przyjaciółka może się tak jarać Sorielem. ach, co ta miłość wyrabia z człowiekiem... :3 Kij z tym, że pomyliła go z moim Nathielem :D
      Okay, spoilery w króliczkowych komentarzach przeczytane, teraz biorę się za właściwą lekturę.

      Tam, tam, tam *dźwięk kroków myśli w głowie Cleo*
      "Starałam się po prostu nie rzucić na Nathiela z pazurami. " - a choć raz byś, Lauro, mogła, chętnie bym się dołączyła :3
      "Szybkim, gniewnym krokiem podeszła do Nathiela i z całej swojej malutkiej, dziecięcej siły, nadepnęła mu na stopę." - brawo! Good job, Andi! I'm so proud of you!
      "- Ładnie dziś wyglądasz - oznajmił Nathiel, wybudzając mnie z krótkiego transu." - aww *__*

      Ej no. To chyba drugi, najlepszy pod względem dramatyczności rozdział. Albo trzeci. Nieważne.
      Nathiel. Obrońca małej demonicy. Gotowy poświęcić się, by uratować komuś życie. Do tej pory słowo "altruizm" w ogóle mi do niego nie pasowało. Ale on się zmienił.
      Teraz pora na Laurę. Ruszaj do świata Nathiela i sprowadź go z powrotem! Trzymam kciuki i przesyłam siłę!

      Nathiel. Trzymaj się.

      Czekam na nn ^^

      Usuń
  2. Będzie krótko, bo przez łzy nic nie wiedzę ;-;
    COŚ TY ZROBIŁA NATHIELOWI?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!
    Ale od początku... No więc na starcie było świetnie. Radocha, śmiech, banan na twarzy itd. Andi - cudowne dziecko, jak już zresztą pisałam wcześniej. Potem zjawił się Andariel...
    Serio myślałam, że on odejdzie z organizacji, że siostra coś dla niego znaczy... Ale ok, tutaj jeszcze mogłam się pogodzić z faktem, że jest nie tak jak myślałam i Andariel umrze sobie w spokoju. Ale COŚ TAKIEGO?! Mój Nathiel ;-;
    ['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']
    Będę go opłakiwać do momentu, aż go nie obudzisz. Bo zrobisz to... Oj, zrobisz.
    Czekam...

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHAHAH tylko na to czekałam xd świat Nathiela :D yeyeye
    poza tym Nathiel dorasta , aż miło się czyta :D

    OdpowiedzUsuń