Obecnie mocno przystopowałam z pisaniem, gdyż od dwóch tygodni jestem na rozdziale 56. Uczucie, że czeka mnie coś przełomowego do opisania, sprawia, że nie wiem jakich użyć słów i ciągle się boję, że coś mi nie wyjdzie. Muszę się wziąć w garść!
Cleo, następny rozdział z serii absurdalnego świata Nathiela!
POPRAWIONE [22.07.2018]
***
– Do zobaczenia w przyszłym
tygodniu.
Klasa wypełniła się szumem
rozmów i dźwiękiem zasuwanych krzeseł. Gdzieś w tle rozbrzmiewał rozszalały szkolny
dzwonek, który oznajmiał koniec lekcji. Zeszyty i książki lądowały obojętnie w
torbach i plecakach, a uczniowie jak stado dzikich zwierząt, w przyspieszonym
trybie, opuszczali progi klasy.
Weekend, nareszcie upragniony
weekend – zapewne tak właśnie myśleli. Do mnie się jednak czas wolny nie
uśmiechał. Doskonale wiedziałam, że będzie związany z okrutnymi treningami,
których podjął się Nathiel. Ostatnio był dla mnie jak prawdziwy dyktator. Z
jego ust prawie nigdy nie słyszałam pozytywnie nacechowanych słów, którymi by
mnie obdarowywał. Zawsze było tylko: „Jesteś okropna”, „Jak ty to robisz?”, „Wyprostuj
się!”, „Nic nie potrafisz!”. Oczywiście w żaden sposób mnie to nie
demotywowało. Starałam się po prostu nie rzucić na Nathiela z pazurami.
Wiedziałam, że kierowanie moją osobą strasznie mu się podobało. Jego triumfalny
uśmiech, gdy oglądał jak się meczę z zadaniem, zdradzał okrutne i chciwe
zamiary.
To był prawdziwy demon. Demon w
ludzkiej skórze.
Zapisałam ostatnie słowa z
tablicy do zeszytu i idąc za śladem mojej klasy, która już dawno opuściła salę,
spakowałam się i wyszłam. Oczywiście szłam o wiele mniej entuzjastycznym
krokiem niż oni. Starałam się iść najwolniej jak tylko potrafiłam.
Może powinnam sobie dzisiaj
odpuścić? Zniknąć tak na jeden dzień, pójść do biblioteki, poczytać książkę,
wypić herbatę, uspokoić się i dać mięśniom chociaż chwilę wytchnienia. Już od
dawna błagały mnie o zatrzymanie tego morderczego ciągu fizycznych szkoleń.
Uznałam jednak, że sobie poradzą. W zamian za to obdarowywały mnie piekielnymi
zakwasami, które sprawiały, że poruszałam się jak robot.
Wychodząc za mury szkoły,
wzięłam głęboki oddech.
Zdecydowałam. Dzisiaj zrobię
sobie przerwę.
– Cześć, maleńka – usłyszałam
za sobą.
Mój umysł zaczął wołanie o
pomstę do nieba.
Dlaczego ze wszystkich dni,
Nathiel musiał wybrać akurat ten? Przecież tak rzadko po mnie przychodził do
szkoły! Przeklęty, demoniczny baran, wiedział jak pokrzyżować moje plany.
Pełna bezradności odwróciłam
się w tył i wsparłam na lewym biodrze. Nathiel opierał się właśnie szarmancko o
mur, patrząc na mnie z iście zabójczym, a zarazem szarmanckim uśmiechem – wyglądał
jakby wybrał się na podryw. Obok niego stała Andi, która z zamiłowaniem
ciumkała różowego lizaka.
Dostrzegłam w naszej małej
demonicy zewnętrzną zmianę. Szłam o zakład, że to Carissa dobrała się do jej
włosów – miała je upięte w wysoki kucyk z wielką, czarną kokardą na czubku.
Sukienka też była nowa. Czarna, oblegana białą koronką i milionami maleńkich
kropek w tym samym kolorze. Na nogach miała zakolanówki i malutkie, czarne,
błyszczące lakierki. Wyglądała jak prawdziwa, choć mroczna księżniczka.
– No proszę, widzę zmiany –
powiedziałam, ignorując szczerzącego się do mnie Nathiela.
Spoglądałam w tym momencie na potomkinię rodu
Tourlaville.
Dziewczynka uśmiechnęła się do
mnie triumfalnie, wspierając się małymi dłońmi na swoich biodrach i pochylając do
przodu.
– To Nathiel kupił mi sukienkę –
powiedziała na swój sposób zwycięsko.
Zielonooki prychnął cicho i
spojrzał gdzieś w bok, zdradzając tym samym swoje niezadowolenie.
– Byliśmy w sklepie i rzuciła
się na podłogę, uderzając w nią jak mały, niewyżyty bachor. Cały czas
krzyczała: „Masz mi to kupić, Nathiel! Bo jak nie, to rozwalę ten sklep!” – udał
dziewczęcy, obrażony głos, co wyszło mu nawet zabawnie. – No, więc dobry wujek
Nathiel – zironizował – musiał kupić jej tę sukienkę, no bo przecież użyłaby
swoich potężnych demonicznych mocy i sprawiła, że ten budynek wybuchnie –
zakończył, śmiejąc się kpiąco.
– Zrobiłabym to! – wykrzyknęła oburzona
Andi, zaciskając piąstki. Szybkim, gniewnym krokiem podeszła do Nathiela i z
całej swojej malutkiej, dziecięcej siły, nadepnęła mu na stopę.
Chłopak spojrzał w niebo
niewzruszony. Najwyraźniej siła małej Andi nie była dla niego zagrożeniem.
Od dłuższego czasu te dwa
demony kojarzyły mi się z uszczypliwym rodzeństwem. Okazywali sobie wyłącznie
nienawiść, ale łączyły ich wspólne zainteresowania i zabawy. Nie wierzyłam w
to, że za sobą nie przepadają. W końcu kto się czubi, ten się lubi.
– Chodź, rdzawa larwo –
powiedział obojętnie chłopak, odrywając się od muru.
Dziewczynka wskazała na niego wyzywająco
palcem.
– Jeszcze cię zniszczę! –
wykrzyknęła groźnie.
Spojrzeliśmy na siebie z
Nathielem i wymieniliśmy rozbawione uśmiechy. Wszystko, co mówiła ta mała
demonica było całkowicie niegroźne. Coraz częściej zachowywała się jak
zwyczajne, ludzkie dziecko, coraz rzadziej wykrzykiwała obelgi, którymi
obdarzała Nathiela, coraz rzadziej wkradała się do cienia innych ludzi i coraz
bardziej podobało jej się przebywanie razem z nami. Wszystko szło w dobrym
kierunku, czyli tak jak zaplanował to Auvrey.
– Idziemy, kurduplu –
powiedział cicho łowca, ruszając do przodu.
Mała Andi pobiegła za nami,
choć pewnie nie zrobiłaby tego, gdyby jej na czymś nie zależało.
– Daj mi lizaka – powiedziała
do swojego opiekuna, zapominając o całym złym świecie. Teraz zależało jej na
dostaniu słodyczy, które tak kochała. W świecie demonów nie było takich
rarytasów jak tu, nie dziwiłam się więc, że dużo z nich uciekało na ziemię.
– Byłaś niegrzeczna –
odpowiedział zielonooki głosem poważnego ojca.
– Nie byłam! – wykrzyknęła
oburzona dziewczynka. – Przecież wyzywam tylko ciebie!
– No, właśnie! Wyzywasz mnie,
rudy kurduplu! Dlatego nie ma lizaków.
– Laura. – Andi skierowała na
mnie swoje błagalne spojrzenie. Kiedy chciała, potrafiła wyglądać na bardzo
przekonującą.
Zawsze gdy nie wychodziło jej z
Nathielem, zwracała się do mnie. Najwyraźniej zdążyła wyczuć, kto góruje w tym
„związku”.
Czasami śmiech sam cisnął mi
się do ust, gdy myślałam o naszej trójce. To było jak zabawa w dom. Nathiel był
ojcem, ja matką, a Andi naszą niewychowaną, rozbestwioną córką. On grał
surowego tatusia, który mimo wszystko zawsze miał czas dla swojego dziecka, ja
zawsze tłumaczyłam spokojnie naszej pociesze, co robi źle, a Andi zachowywała
się, jakby miała zespół nadpobudliwości, autyzm i nerwicę równocześnie.
– Daj jej tego lizaka – powiedziałam,
bezradnie wzdychając.
Nathiel, mimo cichego
prychnięcia wyrażającego oburzenie, posłuchał mnie i rzucił do tyłu upragnioną
słodycz Andi. Oczywiście dziewczynka złapała go w locie i w trybie
natychmiastowym rozpakowała, a gdy wreszcie lizak wylądował w jej ustach,
uśmiechnęła się w stronę nieba, jakby dziękowała Bogu za to, że istnieje na
świecie coś takiego, jak cukierki.
– Ładnie dziś wyglądasz –
oznajmił Nathiel, wybudzając mnie z zamyślenia.
Gdy na mnie spojrzał, uroczo
się przy tym uśmiechając, momentalnie odwróciłam wzrok w drugą stronę.
Na komplementy reagowałam
różnie. Sarkazmem, ironią lub... sarkazmem. Musiałam jednak przyznać, że
ostatnio spojrzenie Nathiela przyprawiało mnie o dziwne zdezorientowanie i
zawstydzenie. Jego oczy zaczęły mi przeszkadzać. Nie mogłam na nie patrzeć
dłużej niż kilka sekund. Odnosiłam wrażenie, że zieleń tych tęczówek mnie
pochłania, wciąga w środek jak wielki wir wodny.
A co jeśli kiedyś zachłysnę się
wodą?
– Nie przesadzaj – mruknęłam
zażenowana, licząc na to, że się ode mnie odczepi.
– Ej, serio mówię – oburzył się
Nathiel. – Pierwszy raz widzę cię w spódnicy. W ogóle pierwszy raz widzę twoje
nogi. Nogi. Rozumiesz to? To ważna rzecz dla mężczyzny – powiedział dumnie. –
Nie dla ciebie! – mówiąc to, skierował groźnie palec wskazujący w stronę
przechodzącego obok nas chłopaka, który wlepiał bezkarnie oczy w moje kolana. –
Nogi Laury są moje! – dodał, odwracając się w jego stronę i posyłając mu
ostrzegawcze spojrzenie.
Chłopak spojrzał na niego jak
na wariata.
Punkt dla Nathiela. Dzięki
niemu nigdy nikt się mną nie zainteresuje.
– Jaki z ciebie niby mężczyzna?
– spytałam z ironicznym uśmiechem, odnosząc się do jego wcześniejszej
wypowiedzi.
– Fajny – podsumował niezrażony
niczym Auvrey, wzruszając beztrosko ramionami. – Twarz mam ładną, uśmiech
zabójczy, tyłeczek niezły, no i ta boska klata! Chcesz ją wypróbować jako
poduszkę? – spytał uwodzicielsko, puszczając do mnie oczko.
Andi obserwująca go z boku,
wybuchła z nagła głośnym śmiechem. Ja na szczęście w porę zdążyłam zakryć usta
dłonią. Może i miał rację, w końcu brzydki nie był, ale nie zamierzałam dawać
mu satysfakcji.
– Mówisz, że jest taka miękka? –
spytałam rozbawiona.
– Nie, no co ty, spójrz –
mówiąc to, Nathiel stanął do mnie przodem i uniósł gwałtownie koszulkę,
pokazując światu swoją wyrzeźbioną klatkę piersiową, na której nie znajdował
się nawet jeden włos. – Chcesz dotknąć, maleńka?
Teraz nawet ja nie mogłam nie
wybuchnąć śmiechem. Andi tarzała się po chodniku z lizakiem w buzi, a ja
śmiałam się, z trudem podpierając się drzewa i trzymając za brzuch.
Mój demoniczny towarzysz mnie
zniszczył. Byłam niemalże pewna, że gdyby starał się poderwać jakąś dziewczynę
właśnie w taki sposób, prędzej przywaliłaby mu ona w twarz, niż rzuciła na jego
„boską” klatę. Oczywiście nie twierdziłam, że czegoś mu brakowało, jeżeli
chodziło o wygląd. Gdy się jednak odezwał, od razu tracił cały swój przystojny wdzięk.
– Nie śmiej się, rdzawa larwo! –
powiedział oburzony chłopak, wskazując palcem na Andi leżącą na chodniku. –
Sama nie masz lepszej klaty!
– Chciałbyś ją zobaczyć jak
urosnę! – wykrzyknęła Andi, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. W kącikach
jej szmaragdowych oczu pojawiły się łzy. – Będę miała takie pomarańcze jak
Laura!
Słysząc śmiechy dwóch demonów,
które teraz wspólnie tarzały się po ziemi, przyłożyłam dłoń do twarzy.
Zastanawiałam się, skąd brały się w głowie małych dzieci takie pomysły. Jej mózg
musiał być już zniszczony przez przebywanie ze starszymi demonami. Zniżała się
w tym momencie do poziomu Nathiela, a niżej niż on już nikt nie mógł upaść.
– Macałbym! Haha! – śmiał się
Nathiel.
Przewróciłam oczami i bez
słowa, zostawiając ich w tyle, ruszyłam w dalszą podróż.
Od
początku wiedziałam, że ta przechadzka źle się skończy, dlatego gdy tylko
zapowiadali, że chcą po mnie wpaść do szkoły, uciekałam, gdzie pieprz rośnie.
Przecież ktoś mógłby mnie z nimi zobaczyć, a wtedy i ja zostałabym uznana za
wariatkę. Dla szkolnej społeczności byłam niewidzialna. Nie potrzebowałam
odkrytej peleryny niewidki, bo właśnie tak mi było dobrze. Zdecydowanie
musiałam ograniczyć z nimi kontakt. Wystarczało, że na co dzień miałam ich w
organizacji.
Nim się obejrzałam, coś
nieokreślonego przeleciało obok mojej twarzy od strony prawego policzka i
zatrzymało się na drzewie. Temu zaskakującemu czynowi towarzyszył cichy świst
przeszywający wiatr. Zdziwiona spojrzałam na kosmyk blond włosów, który leżał
teraz u moich stóp. Moje oczy natychmiastowo powędrowały w stronę drzewa, gdzie
utkwiony był nóż.
Przeraziłam się.
Zaniepokojona zaczęłam rozglądać
się dookoła. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam jednak nikogo podejrzanego.
Jedynym pocieszeniem dla mnie w tym momencie było to, że miałam przy sobie
zwariowane demony.
– Andariel! – usłyszałam dziki krzyk
Andi za plecami.
Gdy się odwróciłam, dostrzegłam
jej wpatrzone w coś nieokreślonego, błyszczące, radosne oczy. Całkowicie
zdezorientowana, zwróciłam się ku moim towarzyszom. W naszą stronę szedł
właśnie szmaragdowooki demon o tym samym kolorze włosów, co Andi. To musiał być
członek jej rodziny, najprawdopodobniej brat. Strzelałam, że miał około dwudziestu
pięciu lat. Z wyglądu niezbyt przystojny, dlatego stanowił ewenement wśród
mieszkańców Reverentii, którzy to w większości przyciągali ludzkie oko. Był
wyższy od Nathiela co najmniej o głowę, choć i ten nie uchodził przecież za niskiego.
Miał na sobie czarny, długi płaszcz i zwykłą szarą koszulkę z napisem: „Tak,
demon”. Gdyby nie jego poważny, wręcz wrogi wyraz twarzy skierowany w moją
stronę, i to, że trzymał w dłoni co najmniej pięć noży, z pewnością zaczęłabym
się teraz śmiać. Nie było mi jednak do śmiechu. Miałam prędzej ochotę mdleć.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić,
Nathiel pociągnął mnie za rękę w tył. Stanął przede mną, żeby zasłonić mnie
własnym ciałem. Wymienił wrogie spojrzenie razem z demonem, którego Andi
nazwała wcześniej Andarielem. Jego postawa lekko mnie zirytowała. Czy on nigdy
nie zrozumie, że dołączyłam do tej organizacji po to, aby radzić sobie sama z
wszelkimi przeciwnościami losu? Że chciałam nauczyć się walczyć po to, aby
odciążyć jego barki? Miałam dosyć jego obrończych wybryków.
– Andariel, przyszedłeś po
mnie? – spytała wesoła Andi, która najwyraźniej nie rozczytała, że jej brat ma
zupełnie inne zamiary. W jego postawie nie było niczego pokojowego ani tym
bardziej miłego. Był nastawiony na zniszczenie. Błyski w jego oczach wydawały
się bardzo niepokojące.
Andi stała od nas w bezpiecznej
odległości. Miała zarumienioną, wesołą twarzyczkę i świecące radością oczy.
Była tak szczęśliwa, że nie mogła ustać w miejscu. Co chwila podskakiwała z
zaciśniętymi piąstkami do góry, nie mogąc się doczekać aż trafi do Reverentii. Dziecięca
radość nie została odwzajemniona. Jej brat wystawił przed siebie dłoń,
rozcapierzając palce. Już po chwili w ręce rudowłosego chłopaka zaczął tworzyć
się mały wir powietrzny. Gdy bez słowa i żadnej reakcji wyminął mnie i Nathiela,
wiedziałam już, kto był jego prawdziwym celem.
Zaniepokojona chwyciłam swojego
demonicznego towarzysza za dłoń. Zrobiłam to w przypływie chwili, ponieważ
właśnie tak czułam się bezpieczniej.
Nathiel, uważnie przyglądając
się ruchom Andariela, próbował ocenić sytuację na odległość.
– Dlaczego mam wrażenie, że
chce ją zabić? – spytałam cicho.
Auvrey nie odpowiedział. Jego
spojrzenie utkwione było w wirze, który ani trochę nie przestraszył małej
demonicy, co jedynie lekko ją zdziwił. Zdezorientowana Andi zaczęła rozglądać
się na wszystkie strony, zupełnie jakby chciała dostrzec zagrożenie, które
jeden z członków jej rodziny chciał wyeliminować. Instynkt nakazał jej powolne
i ostrożne wycofywanie się.
– Braciszku? – spytała
niepewnie.
– Taki dostałem rozkaz, Andi –
odpowiedział chłopak głosem wypranym z uczuć, kierując rękę w stronę swojej
siostry.
Dziewczynka spanikowała. Jej oczy
od razu zalały się łzami. Zaczęła stawiać gwałtowniejsze i chaotyczniejsze
kroki, które prowadziły ją do niepewnej ucieczki. Wyglądała tak, jakby nie mogła
uwierzyć w to, co się działo. Właśnie tak zachowywało się zdradzone przez
dorosłego dziecko.
– A-ale ja nic nie zrobiłam.
Przecież czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie – załkała. Idąc tyłem, potknęła się
o wystającą płytę chodnika i upadła boleśnie na kość ogonową. Jej brat nie
odezwał się ani słowem. Wyraz jego twarzy pozostał tak samo bezlitosny jak
wcześniej.
Nathiel w jednej chwili zerwał
się do biegu. Chciał uratować Andi, z którą wiecznie się kłócił, wyzywał i
uznawał za najgorszą istotę tego świata. Wiedziałam, że to tylko żarty, ale nie
sądziłam, że będzie w stanie poświęcić dla niej własne dobro. Na wszelki
wypadek wyjęłam z kieszeni imitację exitialis,
która była zastępczą jego wersją do czasu, gdy Hugh nie uzna, że można
podarować mi prawdziwy nóż. Musiałam być gotowa na wszystko.
Akcja potoczyła się dosyć
szybko. Andariel rzucił malutkim wirem wytworzonym w dłoni w stronę swojej
siostry, a Nathiel rzucił się na nią, próbując na czas ją stamtąd odciągnąć.
Niestety, nie udało mu się. Strumień przedziwnej mocy trafił prosto w jego
plecy. Zdążył jedynie osłonić Andi własnym ciałem.
Andariel natychmiastowo
rozpłynął się w oparach dymu, klnąc głośno i siarczyście, a ja stanęłam jak
wryta w miejscu. Podejrzewałam, że Nathiel może być groźnie zraniony,
podejrzewałam, że może umrzeć, a mimo tego, wyglądał jakby nic mu się nie stało.
Wciąż tulił do siebie małą Andi, która przerażonymi i zapłakanymi oczami
nieprzerwanie wpatrywała się w jego twarz.
Stało się coś, czego nie
oczekiwałam.
Dziewczynka przytuliła go do
siebie i głośno załkała.
– Jesteś idiotą! Głupim idiotą!
Strasznym kretynem! Okropną podróbą demona! – wykrzykiwała rozdzierająco. – Jak
mogłeś?!
Nie wiedziałam o co może
chodzić, miałam jednak dziwne przeczucie, że Nathiel zrobił coś, czego nie
powinien zrobić i że zapłaci za to ogromną cenę.
Gdy odzyskałam władzę w nogach
od razu do nich podbiegłam i uklęknęłam na chodniku, próbując odciągnąć
zapłakaną Andi od Nathiela. Dziwnie nieruchomego Nathiela.
– Teraz się nie obudzi! Nigdy
się już nie obudzi! – wrzeszczała płomiennowłosa dziewczynka.
Zdziwiona spojrzałam w stronę demonicznego
łowcy. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie, ale to tylko na
pierwszy rzut oka. Jego oczy stały się dziwnie puste, a mina bezwyrazowa, skóra
przybrała odcień o kilka tonacji bledszy. Wyglądał jak nieruchoma lalka, co nie
było do niego ani trochę podobne.
– Co się stało? – spytałam
cicho.
– Andariel rzucił na niego czar
– szepnęła zapłakana Andi. – Nathiel jest teraz w innym świecie.
– W innym świecie?
– Nikt go już nie obudzi!
Będzie jak martwe warzywo!
Siostra przyniosła ciacho z kyfycy z kawałkami czekoaldy omnom, a ja biorę się za rozdział 44. ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia! <33 I za tego one- shota też! Będę dziękować dzisiaj do północy hehehe! XD
To ciastko jest chyba złym pomysłem, bo jestem najedzona. A kij, dzisiaj się opychamy *żre dalej*.
"(...) a uczniowie jak stado dzikich zwierząt w przyspieszonym trybie, opuszczali progi klasy."- uczniowie niczym dzikie zwierzęta: u mnei zawsze są to słonie. Chociaż nie, to mieszanina, bo jest tak: dzwonek- krzyki- trzask drzwi- kroki biegania na korytarzu. Nie liczę tego, że zamiast progi przeczytałam pierogi. Oh. <3
" - Cześć, maleńka - usłyszałam za sobą."- OMG! OMG! SORIEEEEEL! SORIEEEEEEEEEEEEEEL! SEEEEEEEEEEEERUUUUUUUUUUUUUUUUSIUUUUUUUUUUUUUUU! JESSSTEEEEEEEEEEEEEEEŚ! *panika* *podjarka wielka* *uśmiech* *odkłada ciacho* *śmiech* SORIEEEEEEEEL! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! MAMY TO! MAMY TO, LUDZIE! ZMIANA PLANÓW! OHOHOHOHOHOHOHOHOOHOHHOOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO! *uspokaja się, głęboki wdech parę razy*
"Dlaczego akurat ze wszystkich dni, Nathiel musiał wybrać ten? "- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! TO TYLKO NATHIEL! *stuka złowieszczo w klawiaturę! NATHIEL! KUUUUUUUUUUUURDE! *mina a'la not bad z Battle of the year* NATHIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEL! WAL SIĘ! WAL SIĘ DECHĄ! *pfu!*
Naffie, zrobiłaś mi nadzieję! D:
" Nathiel opierał się właśnie szarmancko o mur, patrząc na mnie z iście zabójczym uśmiechem na twarzy. Wyglądał tak, jakby wybrał się na podryw. "- Widać tu jego więzi z Sorielem. Ou yea. <3
"- Jeszcze cię zniszczę! - wykrzyknęła groźnie."- Tak suodko! <3
"Zawsze gdy nie wychodziło jej z Nathielem, zwracała się do mnie. Najwyraźniej zdążyła wyczuć kto góruje w tym "związku". Związku? Czasami śmiech sam cisnął mi się do ust, gdy myślałam o naszej trójce. To było jak zabawa w dom. Nathiel był ojcem, ja matką, a Andi naszą dosyć niewychowaną córką. On grał surowego tatusia, który mimo wszystko zawsze ma czas dla swojego dziecka, ja zawsze tłumaczyłam spokojnie co nasze dziecko robi źle, a Andi zachowywała się, jakby miała adhd, autyzm i nerwicę równocześnie."- Oh, kochane! Rozpływam się! Lepszej rodzinki nie ma aktualnie! *a będą*
*tutaj rodzina woła ją z dołu. czekolada! i tekst wujka: "wy to macie doświadczenie z kobietami..."*
" - Ej, serio mówię - oburzył się Nathiel - Pierwszy raz widzę cię w spódnicy, pierwszy raz widzę twoje nogi. Nogi. Rozumiesz to? To ważna rzecz dla mężczyzny - powiedział dumnie. - Nie dla ciebie! - mówiąc to, skierował groźnie palec w stronę przechodzącego obok nas chłopaka, który wlepiał bezkarnie swoje oczy w moje kolana. - Nogi Laury są moje! - dodał, odwracając się do tyłu za nieznajomym i patrząc na niego groźnie."- Tak bardzo chciwy! *jak Soriel heuheu. XD* Kogoś mi tu z anime przypomniał. Yato- chana? Nie wiem.
" - Fajny - podsumował niezrażony niczym Auvrey - Twarz mam ładną, uśmiech zabójczy, tyłeczek niezły, no i ta boska klata! Chcesz ją wypróbować jako poduszkę? - spytał uwodzicielsko, puszczając do mnie oczko."- Nathiel koooogoś mi przypomina... *milczy jak grób* XD
Oh, przypomniał mi się fragment z bitwą w kuchni i tą kartą... XD
" - Nie, no co ty, spójrz - mówiąc to, Nathiel stanął do mnie przodem i podniósł koszulkę - Chcesz dotknąć?"- Ja też nie wyrobiłam. XDD Podczas gdy Astley nie pozwala Ci dotknąć klaty, tak Nathiel rzuca nią na prawo i lewo. XDDD
" - Chciałbyś ją zobaczyć jak urosnę! - wykrzyknęła Andi, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu - Będę miała grejpfruty jak Laura!"- OH GOD NIEEE! NIE WYRABIAM! XDDD Grejpfruty *zerka do książki z biologii*. Pochodzą z wysp Barbados, skrzyżowanie mandarynki i pomelo. Niskokaloryczny. Napisałabym więcej, ale dzisiaj biologia jest be! C: *dup, zamyka książkę z trzaskiem*
" - Macałbym! Ahaha! - śmiał się Nathiel, mało nie płacząc."- A to jest tak dobre, że nie potrafię już skomentować! XDDDD
"Zdobił go czarny płaszcz i szara koszulka z napisem: "Demon"."- Bo powiedzenie, kim się jest do podstawa! *mrug*
Usuń" Stała od nas w bezpiecznej odległości z zarumienioną, wesołą twarzyczką i świecącymi z radości oczami. Była tak szczęśliwa, że nie mogła ustać w miejscu. Co chwila podskakiwała z zaciśniętymi piąstkami do góry, jakby nie mogła się doczekać jego obecności przy sobie. Dziecięca radość nie została jednak odwzajemniona."- Smutne, ueee. Ona się tak cieszy, a Andariel... :CC
TALK TO THE HAND!
" - Braciszku? - spytała niepewnie.
- Wybacz, Andi, taki miałem rozkaz - odpowiedział chłopak głosem pozbawionym uczuć, kierując rękę w stronę swojej siostry."- UEEEEE! :C
" - Jesteś idiotą! Głupim idiotą! Strasznym kretynem! Okropną podróbą demona! - wykrzykiwała rozdzierająco - Jak mogłeś?!"- UEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE x2!
" - Teraz się nie obudzi! Nigdy się już nie obudzi! - wrzeszczała płomiennowłosa dziewczynka.
Zdziwiona spojrzałam w stronę zielonookiego. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem normalnie, ale to tylko na pierwszy rzut oka. Jego oczy stały się dziwnie puste, a mina bezwyrazowa. Wyglądał jak nieruchoma lalka, co nie było do niego ani trochę podobne.
- Co się stało? - spytałam cicho.
- Andariel rzucił na niego czar - szepnęła zapłakana Andi - Nathiel jest teraz w innym świecie.
- W innym świecie? - zapytałam zdziwiona.
- Nikt go już nie obudzi! Będzie jak martwe warzywo!"- OH NOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! NAFFFIEEEEEEEEEEEEEEE! JAAAAAAAAAAAAAAAK! TERAZ ROZUMIEM TEN NATHIELOWY ŚWIAT! NIEEEEEEEEEEEEE! UEEEEEEEEEEEEEE!
Aczkolwiek końcówka wyborna. Jak martwe warzywo. :3
Rozdział taki świetny. Z tym "hej maleńka" mnie trochę zwiodłaś. Wait, jak to szło?
"Czemu siedzisz w mojej wannie,
tak przystoi psotnej pannie"... NIE!
MAM!
" Po co się do wanny pchałaś
Skoro się nie rozebrałaś
Patrz kaczucha już się śmieje
Bo się z ciebie woda leje
Hej maleńka"
Oh! <3 <3 <3
Muszę ułożyć kiedyś resztę. Hej maleńka~
Pozdrówka dla Naffa, nie ćpij tyle orzechów. <3 Dziękuję! <3
`Króliczek.
* wcale nie piłam soku pomarańczowego przed komentowaniem. Nawet czekolady w czytsje postaci nie tknęłam *chciałam napisał pchnęłam, wtf?*. Tylko ciastko z kyfycy. Tylko. XD
Hej, maleńka~
Oh my goat, znowu.
UsuńTALK TO THE HAND! XD
Chciałam się pojarać tym: "Cleo, następny rozdział z serii absurdalnego świata Nathiela!", ale zobaczyłam komentarze Króliczka i postanowiłam je przeczytać. Kij ze spoilerami :3
UsuńChyba tylko nasza królicza przyjaciółka może się tak jarać Sorielem. ach, co ta miłość wyrabia z człowiekiem... :3 Kij z tym, że pomyliła go z moim Nathielem :D
Okay, spoilery w króliczkowych komentarzach przeczytane, teraz biorę się za właściwą lekturę.
Tam, tam, tam *dźwięk kroków myśli w głowie Cleo*
"Starałam się po prostu nie rzucić na Nathiela z pazurami. " - a choć raz byś, Lauro, mogła, chętnie bym się dołączyła :3
"Szybkim, gniewnym krokiem podeszła do Nathiela i z całej swojej malutkiej, dziecięcej siły, nadepnęła mu na stopę." - brawo! Good job, Andi! I'm so proud of you!
"- Ładnie dziś wyglądasz - oznajmił Nathiel, wybudzając mnie z krótkiego transu." - aww *__*
Ej no. To chyba drugi, najlepszy pod względem dramatyczności rozdział. Albo trzeci. Nieważne.
Nathiel. Obrońca małej demonicy. Gotowy poświęcić się, by uratować komuś życie. Do tej pory słowo "altruizm" w ogóle mi do niego nie pasowało. Ale on się zmienił.
Teraz pora na Laurę. Ruszaj do świata Nathiela i sprowadź go z powrotem! Trzymam kciuki i przesyłam siłę!
Nathiel. Trzymaj się.
Czekam na nn ^^
Będzie krótko, bo przez łzy nic nie wiedzę ;-;
OdpowiedzUsuńCOŚ TY ZROBIŁA NATHIELOWI?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!
Ale od początku... No więc na starcie było świetnie. Radocha, śmiech, banan na twarzy itd. Andi - cudowne dziecko, jak już zresztą pisałam wcześniej. Potem zjawił się Andariel...
Serio myślałam, że on odejdzie z organizacji, że siostra coś dla niego znaczy... Ale ok, tutaj jeszcze mogłam się pogodzić z faktem, że jest nie tak jak myślałam i Andariel umrze sobie w spokoju. Ale COŚ TAKIEGO?! Mój Nathiel ;-;
['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']
Będę go opłakiwać do momentu, aż go nie obudzisz. Bo zrobisz to... Oj, zrobisz.
Czekam...
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
HAHAHAH tylko na to czekałam xd świat Nathiela :D yeyeye
OdpowiedzUsuńpoza tym Nathiel dorasta , aż miło się czyta :D