piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 48 - "Spotkanie po latach"

Tak, Lauriel wreszcie po 47 rozdziałach się pocałowali *wow, akcja taka powolna* i teraz możecie być pewni, że Lauriela będzie zdecydowanie więcej. I akcji też *lol, w końcu*. Taka radość. 
Dziś kolejny rozdział z serii: mała rozwałka w umyśle Laury. Nie, wcale się nad nią nie znęcam psychicznie. GDZIEŻBYM ŚMIAŁA. 
Jedni przewidzieli, inni wydawali się całkiem nieświadomi. Próbowałam lekko odwodzić od tropu, ale nie czyniłam z tego wielkiej tajemnicy! *badum tsss, nikt nie wie o co chodzi*. W cieniu nocy tak bardzo przewidywalne. Rozdział trochę krótszy, więc możliwe, że następny pojawi się szybciej *wciąż o 9 rozdziałów do przodu*.

POPRAWIONE [19.08.2018]
***
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, abym zorientowała się, z kim miałam do czynienia. To był ludzki demon prosto z Reverentii. Nie znałam go. Widziałam go po raz pierwszy i dlatego ten fakt mnie niepokoił. Z jakiegoś powodu musiał się tu przecież zjawić. Być może był jednym z członków kryjącego się w tych ruinach zespołu demonów, który mieliśmy wytropić? A może miał zupełnie inne zadanie?
Zaniepokojonym wzrokiem omiotłam postać tajemniczego mężczyzny, który powstał z fotela i zwrócił się do mnie przodem. Miał na sobie długi, czarny płaszcz sięgający ziemi. Jego szyję zdobił bordowy szal, który swoją barwą wyjątkowo odbiegał od reszty ubioru pogrążonego w mrocznych odcieniach. W ręku dzierżył ciemną laskę, którą wspierał się o podłoże. Nie wyglądał na kalekę, więc fakt jej posiadania zdołał mnie lekko zmartwić. Nie zdziwiłabym się, gdyby miała w sobie ostrzę – rzeczywistość to nie film, choć wielokrotnie przekonałam się o tym, że mają ze sobą dużo wspólnego.
Nie mogłam sprecyzować, w jakim wieku był mężczyzna. Mógł mieć zarówno dwadzieścia, jak i czterdzieści lat. Wszystko zależało od kąta padania księżycowej poświaty. Był niewiarygodnie wysoki. Gdybym miała strzelać na oślep centymetrami, miałby blisko dwa metry wysokości – na pewno był wyższy od Nathiela i Sorathiela. To, co od razu rzucało się w oczy u nieznajomego demona to jego białe włosy, które nie przywodziły na myśl starca, a raczej przygodne użycie odpowiedniej farby. Może demony miały zupełnie inną genetykę niż normalni ludzie? Wystarczyło spojrzeć na Andi. Posiadała nietypowy dla Ziemian kolor włosów – płomienny rudy wchodzący w czerwień.
Morderczy, szmaragdowy błysk zdradzał nienawiść, jaką miał w sobie mężczyzna. Jego ironiczny uśmiech kolidował ze spojrzeniem pełnym chłodu. Sam jego widok sprawiał, że miałam ochotę uciec. Postawiłam jednak tylko dwa sztywne kroki w tył. Na więcej nie było mnie stać.
– Czyżbyś się bała? – spytał swoim tajemniczym, głębokim głosem. Jego twarz rozszerzyła się w jeszcze bardziej przerażającym uśmiechu.
Bałam się. Wiedziałam, że obecność ludzkiego demona nie jest czymś, co zwiastowało szczęście, a rychłą śmierć. Błagałam o to, aby Nathiel zjawił się w progach tego pokoju. Błagałam o to całą swoją duszą i przeklinałam siebie za nagłą ucieczkę. Skąd jednak miałam wiedzieć, że właśnie tak to wszystko się potoczy? Gdyby nie jego pocałunek, wciąż stałabym przy jego boku i niczym nie martwiła.
Wzięłam cichy wdech, próbując zdusić w sobie narastającą panikę. Postanowiłam, że zagram na czas, nawet jeżeli miałabym zrobić z siebie idiotkę. Może przynajmniej dowiem się, kim był mężczyzna, który tak uparcie się we mnie wgapiał?
– Kim jesteś? – wydusiłam z siebie drżącym głosem.
Dlaczego miałam wrażenie, że pożałuję tego pytania?
– Aiden Vaux – odpowiedział powoli i zastukał leniwie laską o ziemię. – Szef Departamentu Kontroli Demonów.
Ta wiadomość sprawiła, że świat zawirował mi przed oczami.
Świetnie. Po prostu znakomicie. Byłam w starych ruinach zamku na swojej pierwszej, demonicznej misji, i pierwszą osobą, z jaką przyszło mi się zmierzyć, był sam szef Departamentu Kontroli Demonów, a więc prawdopodobnie najsilniejsza osoba z całego zgromadzenia, które deptało Nox po piętach – w końcu zgrają podwładnych nie mógł zarządzać byle kto. Teraz zostało mi się zastanowić nad tym, jak będzie wyglądała moja śmierć. Bezproblemowo i bezboleśnie? A może czekają mnie tortury, po których zostanę zabrana do Reverentii i rzucona na pożarcie hordzie demonów? Moje myśli uśmiechały się do mnie ironicznie nawet w tej dramatycznej sytuacji.
– Zapewne domyślasz się, po co tutaj jestem – zaczął swoim hipnotyzującym głosem Aiden Vaux. Powolnym krokiem, z towarzyszącym mu oddźwiękiem stukających miarowo w deski butów, zaczął zataczać wokół mnie koło. Chciał mnie zdezorientować, czy sprawić, abym dostała zawału? Wtedy przynajmniej nie musiałby sobie brudzić rąk.
– Obserwuję twoje poczynania od dłuższego czasu – stwierdził, niepokojąco głośno stukając swoją laską w podłoże. Ten dźwięk przywodził mi na myśl ostrzeżenie. – To zabawne, ale gdybyś nie wystawiała się tak bardzo naprzód, prawdopodobnie nigdy nie odkryłbym, kim jesteś.
Jego sarkastyczny ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze. Wydawało mi się, że traktuje mnie jak robaka, którego lada moment zmiażdży butem. Świadczył o tym jego władczy i przepełniony nienawiścią głos.
– Los sprawił, że osobiście zechciałem złożyć ci wizytę – powiedział z nutką chłodnego rozbawienia. – Półdemon, półczłowiek. Niezwykły przypadek w naszym świecie.
Obserwowałam każdy jego krok, każdy najdrobniejszy ruch. Moje zmysły były napięte. Całą sobą czułam adrenalinę, która krążyła w moich żyłach. Oddech ugrzązł gdzieś na dnie płuc, próbując nie wydawać szelestu zagłuszającego niepokojąco powolne stąpanie wrogiego mężczyzny. Serce tłukło się o żebra, sprawiając mi ból przy każdym silnym uderzeniu. Chciałam, żeby ta wątła nić oczekiwania została w końcu przerwana.
Szef Departamentu Kontroli Demonów, jak na zawołanie, przerwał kolisty chód – swoje kroki skierował tym razem w moją stronę.
Chciałam uciec jak najdalej stąd. Moje nogi były nawet skłonne do tego, by wyskoczyć z drugiego piętra przez okno. Nic jednak nie zrobiły, a na myśleniu się skończyło. Byłam jak sparaliżowana.
Mężczyzna pochylił się ku mojej drobnej postaci i palcem wskazującym uniósł mój podbródek do góry. Miał przerażająco chłodne dłonie, które na myśl przywodziły mi trupa. Bałam się nawet drgnąć w obawie przed nagłą śmiercią. Mój oddech zatrzymał się na moment, a oczy utkwiły w twarzy Aidena Vauxa. Musiałam przyznać, że z bliska był jeszcze bardziej przerażający.
– Zaskakujące – stwierdził chłodno szeptem. – Twoja twarz przypomina mi o kimś.
Gdybym nie była sparaliżowana, z pewnością spojrzałabym na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiałam, o co chodziło. Kogo mogłam mu przypominać?
Mężczyzna potrząsnął głową z ironicznym uśmiechem, po czym powiedział coś, co mnie zszokowało:
– Taka sama jak matka.
Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i wyląduję omdlała na podłodze.
Aiden Vaux, sam szef Departamentu Kontroli Demonów, znał moją matkę. A może się zgrywał? Co, jeśli to była jego wymyślna taktyka mająca na celu wytrącenie mnie z równowagi? Nie. Jaki miałby w tym interes? Przed śmiercią zazwyczaj zdradza się swojej ofierze wszystkie największe sekrety, tak aby mogła zabrać je do grobu lub… nicości.
– Znasz ją? – wyrwało się z moich ust, czego sekundę później pożałowałam.
– Owszem – stwierdził sucho mężczyzna, prostując się i puszczając mój podbródek. Jego twarz została pozbawiona ironicznego, niepokojącego uśmiechu, w jego miejscu pojawił się dojmujący chłód.
– Kim jest? – ciągnęłam temat.
Nie mogłam się powstrzymać. Jeżeli miałam umrzeć, to przynajmniej przed śmiercią chciałam się dowiedzieć, kto mnie urodził i zostawił na pastwę losu w szpitalu. Nie liczyłam na więcej wyjaśnień.
Twarz Aidena wyglądała na nieprzeniknioną. Mówił z wyjątkowo dziwnym spokojem w głosie:
– Zwykłym człowiekiem – stwierdził bez zastanowienia. – Nic nieznaczącym człowiekiem, który potrafi tylko mącić – mówiąc to, pochylił się ku mnie. – Zupełnie jak ty.
Gdy wpatrywałam się w jego błyszczące, szmaragdowe oczy, do moich uszu doszedł dźwięk wysuwanej stali. Teraz byłam już pewna, czemu służyła laska Aidena Vauxa. I wcale się nie pomyliłam.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, szef departamentu, najbardziej przerażający typ, jakiego w życiu spotkałam, wystawił w moją stronę szeroki i długi nóż, który błysnął złowieszczo w świetle księżyca. Czubkiem sięgał mojej krtani, którą lada moment mógł rozszarpać.
– Zginiesz tak, jak ona – stwierdził nienawistnie.
Pogodzona z własnym losem, nawet nie starałam się walczyć o życie. Wiedziałam, że i tak nie wygram. To nie był jeden z pierwszych, lepszych demonów. To był ktoś, za czyją sprawą ginęła masa niewinnych istnień. Ktoś, kto zarządzał całym przerażającym zgromadzeniem znajdującym się w Reverentii. Tak szybko jak zaczęłam swój żywot łowcy, tak szybko go zakończę. Byłam niezdolna do obrony. Strach i rezygnacja stłumiły wątłą chęć walki.
Zamknęłam oczy, oczekując na cios ostateczny. Zamiast niego poczułam jednak tylko chłodny powiew wiatru na skórze.
Do moich uszu doszedł głośny szczęk obijającej się o siebie stali. Kiedy nie poczułam bólu, zrozumiałam, że ktoś musiał stanąć w mojej obronie, odpierając atak wroga.
Kiedy otwierałam oczy, byłam niemal pewna, że ujrzę przed sobą któregoś z moich towarzyszy. Myliłam się. Tuż obok mnie, zasłonięta szerokim beretem, stała nieznana mi kobieta. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to długie blond włosy, które połyskiwały w świetle księżyca jak srebrzysta zasłona. Nie mogłam dostrzec jej twarzy. Jedyne, co mogłam ujrzeć w tym krótkim czasie, to to, że odbijała atak Aidena… parasolką.
– Calanthe – usłyszałam chłodny głos mężczyzny. Uśmiechnął się w stronę mojej obrończyni z dziwnie zimnym zadowoleniem. Wyglądał jakby nie był zaskoczony przybyciem kobiety. Jakby na nią czekał.
Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Uświadomiony fakt pozwolił na rozszyfrowanie zagadki, nad którą tak długo pracowałam wraz z Sorathielem. Gdy moja zastępcza matka zniknęła, w miejscu jej ciała pozostał biały kwiat. Nosił nazwę: calanthe davaensis. To wszystko wyjaśniało. Osobą, która zabiła demona podszywającego się pod Margaret i zatroszczyła się o zniknięcie zmasakrowanego ciała Joanne, była kobieta stojąca przede mną. To była podpowiedź, a skoro ją dostaliśmy, ktoś z naszego otoczenia musiał ją znać.
– Aiden – usłyszałam cichy, kobiecy głos nieznajomej. Jego barwa miała w sobie coś uspokajającego, a równocześnie niepokojącego. Brzmiała ostrzegawczo. To jednak było za mało, aby Aiden chociaż zadrżał. Wątpiłam w to, aby cokolwiek go przerażało. On sam napawał się strachem innych.
Mężczyzna opuścił broń i oddalił się od nas na kilka kroków. Wsparł się na zniszczonym oparciu fotela i wbił spojrzenie prosto w twarz tajemniczej kobiety. Wydawał się być rozluźniony, zupełnie jakby właśnie znajdował się na spotkaniu towarzyskim z osobą, której nie widział całe wieki. Podobnie zachowała się nieznajoma. Powolnym krokiem odsunęła się w ciemny kąt, gdzie wsparła się plecami o ścianę, i jak gdyby nigdy nic zapaliła papierosa. Szary, śmierdzący dym wypełnił całe pomieszczenie jak burzowa chmura. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Czułam, że byłam w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Zupełnie jakbym stanęła pomiędzy dwoma znajomymi, którzy zaczynali traktować mnie jak powietrze.
– Wiedziałem, że się pojawisz – stwierdził białowłosy mężczyzna. – Czekałem na ciebie. – Swoją wypowiedź zakończył krótkim, morderczo brzmiącym śmiechem. – Mieć przy sobie dwie osoby, które chcę zabić. Los był dla mnie łaskawy.
Kobieta prychnęła cicho, zakładając ręce na piersi.
– Myślałam, że dłużej będziesz pieprzył od rzeczy – stwierdziła sucho. – Przez ciebie zmarnowałam pół dobrej fajki – mówiąc to, potrząsnęła głową, a papierosa, którego rzuciła na podłogę, ugasiła brutalnie butem. 
Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie dość, że przeżyłam dziś szokujący pocałunek Nathiela, to jeszcze spotkałam samego szefa Departamentu Kontroli Demonów, który chciał mnie zabić. Oczywiście to nie koniec zaskoczeń, bo dlaczego moje życie miałoby być takie proste? Ocaliła mnie całkowicie obca kobieta, która najwyraźniej bardzo dobrze się z nim znała. Przez myśl mi przeszło, że mogła być łowcą cienia, ale czy aby na pewno? Nie należała przecież do organizacji. Najwyraźniej wolała działać na własną rękę.
– Uwielbiam rodzinne spotkania po latach – stwierdził rozbawiony Aiden, rozkładając ręce na bok, zupełnie jakby chciał objąć ramionami cały świat. – To taka wzniosła chwila.
Rodzinne spotkanie po latach? Nie miałam pojęcia, o czym on do cholery mówił. Chyba nie chciał zasugerować, że...
– Droga Lauro – usłyszałam przerażający głos samego szefa departamentu. Znał moje imię. Widocznie zawsze bawił się w nazywanie ofiar przed ich śmiercią. Niech nie giną bezimiennie. – Chciałaś dowiedzieć się, kim jest twoja matka – zaczął powoli. – Oto stoi przed tobą. – Teatralnie skierował dłoń w stronę tajemniczej kobiety.
Oniemiałam. Calanthe tymczasem oderwała się od ściany i uśmiechnęła pod nosem niewzruszona.
– Skoro jesteśmy już przy poznawaniu się – zaczęła, spoglądając na mnie swoimi zaskakująco niebieskimi oczami – poznaj również swojego ojca – mówiąc to, skierowała spojrzenie w stronę Aidena.
Poczułam, że grunt osuwa mi się pod nogami.
Nie mogłam, naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Jednego dnia spotkałam dwójkę zupełnie nieznanych mi osób, o których praktycznie nic nie wiedziałam, a oni w jednej chwili, po siedemnastu latach życia w niewiedzy, oznajmili mi, że są moimi rodzicami? To jakaś paranoja. Nie chciałam w to wierzyć. Żadna cząstka mojej duszy nie mogła się przemóc i oswoić z tą przedziwną  wiadomością.  
To był jakiś chory sen. Przeklęty, niespodziewany, okropny koszmar. A ja chciałam się z niego wreszcie zbudzić…

8 komentarzy:

  1. Knopers tak bardzo, naszykowany do czytania już z ugryzieniem. Decha z tym, że nakruszę w pokoju, jest pyszny. Chociaż chyba nie wytrzyma do momentu, kiedy zacznę czytać, bo w miarę jak piszę, to go jem. Już go nie ma. Huehue.
    Szybkie strzepywanie okruszków z laptopa, łyczek tymbarka zamiast soczku pomarańczowego. Set me on fire w tle, zaczynamy, DUP!
    Rozdział nie wydaje się taki krótki, jak mówisz! >D Na pewno jest krótszy od poprzedniego, ale... Ale nie jest najgorzej! C:
    *And you set me on fiiiiiire! You set me on fiiiiireeeeee~*
    Znowu zaczynam od Naffowej notki i tak się zastanawiam, że naprawdę dość czasu minęło, aż Lauriel miał swój pierwszy pocałunek. Goat, przecież znali się od pierwszego rozdziału. Ale wydaje mi się, że to wszystko przeleciało jak patelnią w Soriela rzucić. A to już roczek za cwhilę minie.
    Ktoś zaczął mi niedaleko dupować. To znaczy ktoś uderza o coś i wydaje to taki dżwięk DUP DUP. Zero skojarzeń! Zero kosmatych myśli, jak to w Noragami było! Zero perventa! Zero gwałtu! Z E R O !
    *nie, wcale nie kojarzy mi się z Code Geass. ;_______;*
    Naff sadysta! >D Przybij pionę! *albo machajmy łapkami jak pingwiny! Tak jak wczoraj na skype! XD Swoją drogą, to dzisiaj mi się gardło pogorszyło. Sialala~ Przypadeg? >D*
    Hoho. Skoro następny pojawi się szybciej, to szykuję musk do zapamiętania o przypomnieniu Naffciowi.
    Czasólik, tak bardzo. ;________; Ale nie moja wina, że napisałaś końcówkę 47 rozdziału, tak jak napisałaś! >D
    " Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, jeden, diabelski uśmiech i szmaragdowy błysk oku, abym zorientowała się z kim mam do czynienia. To był najprawdziwszy, ludzki demon, prosto z Reverentii. Jego spojrzenie zdradzało wszystkie mordercze zamiary."- AAAAAAAAAAAAAAA! AAAAAAAAAAAA! AAAAAAAAAAAA- AIDEN! <3 Łiiiii, cieszmy siem! <3
    "Gdybym miała strzelać na oślep centymetrami, zgodnie z moim rozważaniem, miałby blisko dwa metry wysokości. "- Dlaczego wyobraziłam sobie Laurę z takimi malutkimi karteluszkami symbolizującymi centymetry, które wylatują jej z oczu i atakują Aidena? ;________; Oh goat. A wpadłam jeszcze na koncept, że Laura mogłaby chodzić z metrem do mierzenia, no wiesz. I tak wiesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Tutaj jakaś scenka huehue*
      Jakiśchłopaknr1: Hej, Laura! *znają się ze szkoły dajmy na to, podchodzi do naszej ukochanej blondynki. Chociaż wiesz co, nie. Do naszej ukochanej bohaterki. Huehue.*
      Laura: *wyciąga przed sobą rękę, kamienna mina, sięga za pazuchę kurtki* CZEKAJ! *stanowczo*
      Jakiśchłopaknr1: *mina a'la wtf? Może nie powinieniem podchodzić? ;______;*
      Laura: *DUP! Wyciąga zza pazuchy kurtki metra, dalej ta sama mina, podchodzi do chłopacka i zaczyna go mierzyć*
      Jakiśchłopaknr1: *WTF?* To gwałt? *WTF?*
      Laura: *ignoruje go, mierzy dalej, po chwili* 1,79. No, nieźle! *mruk* Ale znałam wyższych! *chowa metra, patrzy na chłopaka przez chwilę*
      Jakiśchłopaknr1: *WTF* Czy to był gwałt? ;________;
      *DUP!*
      Nathiel: *wyskakuje gdzieś zza rogu, opiera się seksownie o drzewo, mina a'la Tonio Wzięty z Szalonych Nożyczek, seksowny mrug* Mierz mnie! *prawie jak Tonio i jego; "bierz mnie!"*
      Laura: *nope, odchodzi, ignoruje wszystko*
      Jakiśchłopaknr1: Czy to był gwałt? ;__________;
      (Teraz mogłaby wpaść Naff i jej przerwa na reklamy! XD
      Tylko teraz, zamów przenośny meter, który idealnie wpasuje się za pazuchę twego płaszcza! idealny do mierzenia nowo poznanych przystojniaków i nie chodzi tu tylko o ich wzrost! *mrug* Zamów teraz!
      *wyskakuje Laura z kamienną twarzą i okejką* Polecam! *zero uczuć*
      Tylko teraz dostaniesz w gratisie także metr krawiecki, idealny do mierzenia nierównych powierzchni! *DUP!*)
      Jestem dopiero na początku rozdziału, oh no. Tokyo Ghoul czeka, DNA tylko się powtarza. A ja kurde zaczynam pisać głupoty. ;_________ ;
      "Na pewno był wyższy od Nathiela i Sorathiela."- Chwilunia! A od Soriela, jeśli oczywiście by żył, biedak, też byłby wyższy? :o
      " To, co od razu rzucało się w oczy u nieznajomego demona to jego nietypowe, białe włosy. "- *uśmieszek* BIAŁEEEEEEEEE WŁOOOOOOOOOOOOOSY! *___________* Brałabym! <3
      "Morderczy, szmaragdowy błysk zdradzał nienawiść, jaką miał w sobie mężczyzna. Jego ironiczny uśmiech kolidował ze spojrzeniem pełnym chłodu."- Aiden taki chłodny. *tyk go w polik* Hoho~ <3.
      " - Czyżbyś się bała? - spytał swoim tajemniczym, głębokim głosem przybysz."- *DUP! Leży!* Ahhhhh! <3
      " - Aiden Vaux - odpowiedział powoli - Szef departamentu kontroli demonów."- TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! <3
      "Miał przerażająco chłodne dłonie, które na myśl przypominały mi tylko martwe."- *przykłada swoje łapki do polików* Też mam akurat zimne łapki! To przeznaczenie! HOHOHO~<3. Ale chwilka, czy to nie oznacza, że mogę być martwa? :o WOoooooo! Komentarz z Zaświatów! >D
      " - Zaskakujące - stwierdził chłodno - Twoja twarz przypomina mi kogoś."- A JA WIEM KOGOOOOOO! <3
      " - Taka sama jak i matka."- WOOOOOOOOOOOOO! >D
      " - Zginiesz tak, jak ona - stwierdził zabójczo, cichym szeptem."- DLACZEGO W TYM MOMENCIE TYLKO BARDZIEJ GO POKOCHAŁAM? ;__________;

      Usuń
    2. " Ktoś mnie uratował."- I tu właśnie myślę sobie, że to Nathiel, ale zjeżdżam oczkami troszkę na dół (brzmi, jakbym wyjęła sobie gałki oczne i niczym na sankach, zjechała nimi na dół po schodach. Łi) i to jednak nie on! No tak, ten stary dziad dalej przetwarza, co zrobił? >D
      "Jedyne, co mogłam zobaczyć, to to, że odbijała atak Aidena parasolką."- PARASOLKI RZĄDZĄ! TAAAAAAAAAAK! *tu przypomina jej się scena z Anothera, cisza* PARASOLKI RZĄDZĄ! *Rain approves!*
      OHOHO! Naff uknuła, że ten kwiatuszek z miejsca Joanne to calanthe davaensis czy jakoś tak! Szprytnie!
      " - Wiedziałem, że się pojawisz - stwierdził białowłosy mężczyzna - Tylko na to czekałem - swoją wypowiedź zakończył krótkim, morderczo brzmiącym śmiechem. - Mieć przy sobie dwie osoby, które chcę zabić. Los był dla mnie łaskawy."- A- Aiden! <3 Tak bardzo go kocham, pomimo, że to psychopata (?). Ihiihi.
      " Kobieta prychnęła głośno, zakładając ręce na piersi.
      - Myślałam, że dłużej będziesz pieprzył od rzeczy - stwierdziła sucho. - Przez ciebie zmarnowałam pół dobrej fajki - mówiąc to, potrząsnęła głową, a papierosa, którego rzuciła na podłogę, ugasiła brutalnie butem."- TAAAAAAAAAAK! CALANTHEE! TAAAAAAAAAAAK! >D
      " - Uwielbiam rodzinne spotkania po latach - stwierdził rozbawiony Aiden, rozkładając ręce na bok, zupełnie, jakby chciał objąć ramionami cały świat - To taka wzniosła chwila."- * cisza, cisza*
      " - Droga Lauro - usłyszałam przerażający głos, samego szefa departamentu. Znał moje imię. Widocznie zawsze bawił się w nazywanie ofiar przed ich śmiercią. Niech nie giną bezimiennie - Chciałaś dowiedzieć się kim jest twoja matka - zaczął powoli. - Oto stoi przed tobą - teatralnie skierował dłoń w stronę tajemniczej kobiety."- TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! CALANTHE TO MATKA LAUUUUUUUUUUUURYYYYYYYYYYYY! TAAAAAAAAAAAAAAAK! *wykrzycz tego spoilera, sialala* *dziwne pląsy* JEEEEEEEEEEJ! TAK LUBIĘ CALANTHE! JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! *radość*
      " - Skoro jesteśmy już przy poznawaniu - zaczęła, spoglądając na mnie swoimi zaskakująco niebieskimi oczami - Poznaj również swojego ojca - mówiąc to, skierowała spojrzenie w stronę Aidena."- JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! AIDEN TO OJCIEC LAURY! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! *wykrzycz spoilera* AIDEEEEEEEEEEEN! ŁIIIIIIIIIII! KOCHAM GO! <3
      "To jakaś paranoja. Nie chciałam w to wierzyć. Żadna cząstka mojej duszy nie mogła się przemóc i oswoić z tą wiadomością. Milion pytań cisnęło mi się do ust. To był jakiś chory sen. Przeklęty, niespodziewany, okropny koszmar. "- Oh, Lauraaa. *hug Laurę*. Biedna Laura. Smuteguję jak Naff obecnie (23.01, 16:40). Wspieram Laurę! >D Dasz radę, kobitko! <3 Dasz radę! Będzie dobrze!
      Koniec komentarza się zbliża, a ja stwierdzam, że picie zimnego Tymbarka z piwnicy nie było dobrym pomysłem. Gardziołko tak bardzo. ;_______;
      Podsumowując, bo co to za komentarz Królika, bez podsumowania:
      Rozdział przyjemny. Taki spokojny (nie, żartuję). Laura w końcu dowiedziała się, kim są jej rodzice. Ciekawi mnie, jak będzie przebiegało dalsze spotkanie, dlatego pilnuję terminu, hoho! Mam nadzieję, że to Naffciowi nie przeszkadza, ;___________;
      I co. I nic kurde. Albo nie, coś. Wiesz, co? DUP.
      Dokładnie tak. DUP. Znowu chyba przesadziłam z pisaniem komentarza. Psuję ludzi. Psuję. A komentarz mi sięnie podoba. :C
      DUP.
      DUP i koniec.
      ` Królik.
      (Policzmy razem, ile DUP pojawiło się w tym komentarzu! To... 12! Chyba!)
      *przepraszam. Znów przesadziłam. Żelki+czekolada+początkowy knopers+zimny tymbark. ;___________;

      Usuń
    3. Ja też mam ostatnio zimne łapki! I nawet herbata w kubku ich nie ogrzewa :c
      Królik, czy w spożywanych przez Ciebie posiłkach i napojach nie ma czasem jakiś substancji aktywnych źle wpływających na Twoje pisanie komentarzy? :D
      Dup!

      Usuń
    4. To interesujące pytanie; kto może ogrzać nasze łapki? A może powinniśmy zainwestować w ogrzewacze? Tylko gdzie takie są? :c
      Jakie substancje aktywne? XD Przecież to normalne komentarze! XD *tak bardzo przekonująca* Następnym razem nie zjem nic przed rozdziałem i zobaczymy wyniki. >D
      DUP! <3

      Usuń
  2. Naff, co Ci da pisanie, że rozdział krótszy, jak Królik i tak strzeli komentarz tak długi, że go trzeba w trzech częściach publikować?
    Mój raczej tak rozległy nie będzie.
    Umysł Laury, ohoho. Zaczynam czytać, do pisaniny uszatej koleżanki zajrzę później.

    I co ja mówiłam? Siema, Aiden! Jak tam w departamencie? Siejesz postrach?
    "Chciał mnie zdezorientować czy sprawić, że dostanę zawału na miejscu? Chyba najbliżej byłam ku tej ostatniej opcji." - oczywiście, zawał to czasami najlepsze rozwiazanie, zgadzam się.
    "Jego sarkastyczny ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze." - sarkazm i sarkastyczby ton zawsze spoko :3
    " - Taka sama jak i matka." - ŁOT? Aiden zna(ł?) matkę Laury? Och.
    "Tuż obok mnie w cieniu, zasłonięta szerokim beretem, stała nieznana mi kobieta. Jedyne, co rzucało mi się u niej w oczy, to długie blond włosy, połyskujące w świetle księżyca. " - czyżby Pani Mama? A nie, to tylko palaczka Calanthe. Dobry wieczór, Cal! Pożyczyć ogień?
    Ale że jednak? Zgadłam! O mój Boże, zgadłam, że Cal jest matką Laury? Dostałam ataku hiperwentylacji z radości. Ma ktoś tlen pożyczyć?
    No nie. O Aidenie też pomyślałam jako o ojcu Collins, gdy zaczął wspominać matkę dziewczyny. Ohoho, co za spotkanie. W większym szoku to Laura już chyba nie będzie.
    "Widocznie zawsze bawił się w nazywanie ofiar przed ich śmiercią. Niech nie giną bezimiennie" - podobają mi się zdania :3
    Ej no! Dlaczego skończone w takim momencie? Ja tu myślałam, że akcja się rozkręci, a tu Dup! (Królik zniszczył mi musk) i koniec. Szkoda, a tak chciałabym więcej poczytać.
    A mnie się bardzo podobają opisy w tym rozdziale! Uważam, że są ciekawie skonstruowane i oddają prawdziwość rozdziału.

    Nie mam się co za wiele rozpisywać. Zbytnio nie jestem zaszokowana wiadomością, kim są biologiczni rodzice Laury, miałam przeczucie od chwili, gdy Aiden zaczął mówić o matce blondynki.

    No nic. Tyle ode mnie. W porónaniu z ostatnim komentarzem, ten jest zdecydowanie krótki. Ale jest :3

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam! Chociaż można też powiedzieć, że miałam co do tego wątpliwości, ale jednak moje przypuszczenia sie potwierdziły. I mimo to i tak nie mogę w to uwierzyć.
    Kiedy będzie następny rozdział? Bo już jestem ciekawa co jest dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaahh :D Już wtedy w domu Laury wiedziałam, że ta kobieta jest jej matką :D A demona podejrzewałam też dość długo... W końcu ojciec musiał być dość silny, żeby Laura mogła przeżyć jako półczłowiek półdemon XD
    Nie będzie to długi komentarz, bo z powodu braku internetu mam taaaaaaaakie zaległości :D Ale...
    aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! On ją pocałował!!!!!!! Dlaczego ona uciekła??? Dlaczego? dlaczego? Przywal Laurze ode mnie :D ONI MAJĄ BYĆ RAZEM!!!!
    No, wykrzyczałam, teraz idę dalej :D
    Czekam na nn :)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń