Dzisiaj trochę dłuższy rozdział, który jest tak absurdalny jak świat Nathiela. Przypomina mi trochę jakiś odcinek z anime (chyba za dużo ich oglądam). Chciałam przy okazji podziękować Cleo i Orihime, które użyczyły mi trochę swoich wizji świata Nathiela. I Króliczkowi, która przypomniała mi, że dziś mija 5 dzień.
A teraz: Keep calm and kochaj demony <3, z serii: nowy, wymarzony,
demoniczny nabytek!
POPRAWIONE [28.07.2018]
***
To już
cztery godziny, odkąd Nathiel siedział na krześle niczym sztywny kij od miotły,
wpatrując się nieznane przestworza, które miał przed oczami. Jego mina nie
wykazywała żadnych emocji, ciało nawet nie drgnęło, a usta wciąż były lekko
rozwarte w nieco tępawym wyrazie. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi oglądać
spokojnego Nathiela. Do tej pory czekałam na ten moment z utęsknieniem, dziś
żałowałam, że kiedykolwiek o tym mogłam pomyśleć.
Niestety
nikt nie znał sposobu na wybudzenie naszego demonicznego łowcy z tego dziwnego
transu. Nie wiedzieliśmy praktycznie niczego o mocy, którą został
„poczęstowany” przez jednego z potomków Touraville’ów. Andi przekazała nam
tyle, że jest uwięziony wewnątrz swojego własnego umysłu, gdzie mogło dziać się
tak naprawdę wszystko. Nathiel nawet nie podejrzewał, że jest poza rzeczywistym
światem. Szmaragdowe oczy były zamglone wizjami, które jego umysł sam utworzył.
Gdy
mała Andi płakała w swoim pokoju, wciąż przeżywając zdradę brata i obrończy akt
Nathiela, z którym nie mogła się już kłócić, Sorathiel, ja i reszta organizacji
szukaliśmy rozwiązania. Próbowaliśmy już wielu rzeczy. Poczynając od mogących
wywołać szok czynów, a wcale nie kończąc na fizycznym bólu. On jednak dalej
siedział na krześle niewzruszony. Ze mną, w pustym pokoju, wpatrzony w coś
nieznanego. Zimny, sztywny i nieswój.
A co, jeśli
nigdy już nie powróci do normalnego świata? Nie chciałam patrzeć na takiego
Nathiela. Wolałam już jego głupotę, głośny śmiech i wybuchowe emocje, niż ciche
cztery ściany, gdzie puste oczy zdawały się nie interesować otoczeniem.
Starałam
się do niego mówić, ale to nic nie dawało. Byłam pewna, że nawet gdybym miała
go teraz pocałować – czego oczywiście bym nie zrobiła – nie zmieniłoby to jego
stanu, w końcu to nie Księżniczka i żaba,
gdzie demon-zombie po pocałunku zamieniłby się w normalnego człowieka.
Podniosłam
się z krzesła i zaczęłam krążyć po całym pokoju. Sorathiel, który do tej pory
towarzyszył moim mękom, niedawno zszedł na dół z mocnym postanowieniem
dotyczącym przeczytania jakichś przydatnych ksiąg ze skromnej biblioteczki
Hugh. Mogłam tylko niecierpliwie czekać na rozwiązanie, być może to on natrafi
na jakiś trop.
Zrezygnowana
podeszłam do Nathiela i nachyliłam się nad jego twarzą. Końcówki blond włosów
połaskotały go po nieruchomych policzkach. Przynajmniej teraz mogłam bezkarnie
się na niego gapić. Hipnotyzujące oczy nie wpatrywały się we mnie, tylko gdzieś
za mnie, usta nie wykrzywiały się w rozbawionym, pewnym siebie uśmiechu, lecz
pozostawały niewzruszone. Miałam nieodpartą chęć dotknąć jego twarzy. Chciałam
znaleźć w niej jakieś niedoskonałości, ale... czy w ogóle istniały?
Nim się
obejrzałam, moja dłoń spoczywała na ciepłym poliku Nathiela. Był gładki jak
pupa niemowlaka. Zastanawiałam się, czy na jego twarzy kiedykolwiek pojawił się
jakiś zarost.
–
Chłodna i obojętna, gdy wszyscy patrzą, ciekawska, gdy nikt nie widzi.
Odskoczyłam
od Auvreya, spoglądając zdziwiona w jego twarz. Na moich polikach pojawiły się
wielkie, czerwone plamy ukazujące zawstydzenie. Wiedziałam, że to nie jego głos,
ale sam fakt przyłapania mnie na gorącym uczynku sprawił, że momentalnie
zrobiło mi się głupio. Pozostawało pytanie: kto wypowiedział to zaskakujące
zdanie? Przecież pokój był zamknięty, a jedynymi osobami, które się tu znajdowały,
byliśmy ja i Nathiel.
Fotel
za mną zaszurał niespokojnie, co wywołało u mnie niemały szok. Zaczęłam
rozglądać się po całym pokoju, próbując znaleźć winowajcę. Wokół mnie zaczęły
dziać się naprawdę dziwne rzeczy. Serwetka sama spadła na ziemię, wazon
zachwiał się niespokojnie, jakby miał za chwilę wylądować na podłodze i
rozrzucić swoje ostre kawałki po dywanie, kilka książek wypadło z głuchym
trzaskiem, uderzając o stolik, a firanki zaczęły fruwać w powietrzu, jakby
oddały się szaleńczemu tańcowi. Miałam tylko nadzieję, że to nie moja
nieprzewidywalna moc, która odzywała się w najmniej oczekiwanej chwili.
– To
tylko ja – usłyszałam męski głos za plecami.
Odwróciłam
się gwałtownie w tył, lecz nikogo nie ujrzałam.
Ta
sytuacja zaczynała mnie powoli przerażać.
– Kim
jesteś? – spytałam drżącym głosem.
– Sobą.
Skierowałam
oczy tam, skąd dochodził dźwięk, czyli w okolice fotela. Nic tam jednak nie
dostrzegłam. To jakaś magia? Może gość miał pelerynę niewidkę?
–
Dobrze patrzysz – odezwał się głos. – Cień.
Zdezorientowana skierowałam spojrzenie w stronę
cienia, który rzucał na podłogę fotel. Rzeczywiście. Dziwnie falował. Czyżbym
miała do czynienia z demonem? Jeżeli tak, to co on tutaj robił? I kim był?
Jakim cudem się tu w ogóle dostał? Wydawało mi się, że Nox było dobrze
strzeżone. To jakaś zasadzka?
Serce podeszło mi do samego gardła.
Początkujący łowca w jednym pomieszczeniu z nieokreślonym demonem męskiego
pochodzenia, to niezbyt dobre połączenie.
Powolnym
ruchem dłoni zaczęłam sięgać do tylnej kieszeni spodni, aby wydobyć z niej zastępczy
nóż. Demon najwyraźniej dostrzegł, jaki mam zamiar. Znikając z cienia fotela, z
prędkością światła przeniósł się w cień krzesła, na którym siedział Nathiel, i
wytrącił broń z mojej dłoni – ostrze upadło na podłogę z cichym brzękiem.
– Nie
próbuj żadnych sztuczek – powiedział grubym głosem nieznajomy. – Nie chcę
zrobić ci krzywdy. Mam pokojowe zamiary.
–
Pokojowe? – zdziwiłam się. Demony i pokojowe załatwianie spraw nie szły ze sobą
w parze. – Kim wobec tego jesteś?
Obcy
znowu wylądował w cieniu fotela. Z cienistej masy zaczęła się tworzyć twarz, a
dokładniej jej dosyć ludzko wyglądający profil. To wciąż nie był jednak realny
obraz mężczyzny, z którym miałam przyjemność dyskutować.
–
Blazier – przedstawił się. – Tak mnie właśnie zwą.
– Co
robisz w organizacji? – spytałam ostrzej niż powinnam. Postanowiłam, że daruję
sobie uprzejmości, poza tym podejrzewałam, że gość wiedział już o mnie więcej,
niż mogłam to sobie wyobrazić. W końcu musiał tu siedzieć jakiś czas i mnie
obserwować.
–
Współpracuję z wami.
Uniosłam
brew. Nigdy nie słyszałam o żadnym współpracującym z Noxem demonem – pomijając
oczywiście Nathiela i moją połówkę. Choć słowa te brzmiały szczerze, były
również zadziwiająco nieprawdopodobne. Czy on naprawdę miał mnie za łatwowierną
idiotkę?
–
Dlaczego mam ci wierzyć?
Demon
zaśmiał się swoim mrocznym, niskim głosem.
–
Zamieszkuję cień Sorathiela.
Kolejny
fakt, który wgniótł mnie w siedzenie.
Sorathiel
miał w cieniu demona? Dlaczego nikomu o tym nie powiedział? Jeżeli z nim
współpracował i pomagał organizacji, z pewnością nie był naszym wrogiem – o ile
oczywiście tak było. Demony to podstępne bestie, którym nie należało ufać.
– Nie
patrz się na mnie w takim szoku. Zawarłem z nim pakt. Moje informacje dla Noxa,
za jego schron przed Departamentem Kontroli Demonów – wytłumaczył. – Nigdy nie
wychodzę z cienia. Jesteś pierwszą osobą z Nox, która ma okazję mnie zobaczyć.
–
Dlaczego? – spytałam, patrząc podejrzliwie w stronę cienia.
– Bo
wiem, że jeśli ci pomogę, nikomu nie zdradzisz mojego położenia – odpowiedział
gładko.
Rzeczywiście.
Jeżeli ktoś prosił mnie o dochowanie tajemnicy, zawsze to robiłam, szczególnie
jeżeli w grę wchodziła niezbędna mi pomoc.
– Pomożesz
mi odzyskać Nathiela?
–
Oczywiście.
Moje
serce podskoczyło w piersi, nie wiedziałam tylko czy ze strachu, czy z radości,
że mogłam cokolwiek dla niego zrobić. Nie lubiłam bezinteresowności i
narastających długów, które gromadził na swoim koncie Nathiel. Teraz nastał
moment, kiedy mogłam je odpowiednio spłacić.
– Co
muszę w takim razie zrobić? – zapytałam. Choć wciąż byłam niepewna, chciałam
dowiedzieć się czegoś o sposobie, który mógłby mi pomóc przy ratowaniu Auvreya.
Jeżeli Blazier miał być ostatnią osobą, która jest w stanie cokolwiek zdziałać,
byłam gotowa zaryzykować, nawet jeżeli mu nie ufałam.
– Stań
przy nim – usłyszałam w odpowiedzi.
Posłusznie
wykonałam polecenie Blaziera.
– Połóż
dłonie na jego głowie.
I to, choć z pewną wątpliwością, wykonałam.
Moje ręce zatopiły się w kruczoczarnych, miękkich włosach. Wtedy zdałam sobie
sprawę z tego, że dotykałam ich po raz pierwszy. Opanowało mnie dziwne,
przemożone uczucie nakazujące mi zbliżyć nos do czarnych, roztrzepanych
kosmyków. Na szczęście obecność Blaziera sprawiła, że się od tego
powstrzymałam.
–
Zamknij oczy i czekaj. To moja działka.
Zacisnęłam
powieki, czując jak serce gwałtownie przyspiesza swój bieg. Bałam się tego, co
mnie czekało. Zaraz dopadły mnie myśli o tysiącach sposobów na to, jak Blazier
mógłby się pozbyć mojej głowy, gdy będę stała plecami do niego. Poczułam, że ze
stresu się pocę. Rzadko kiedy ryzykowałam własnym życiem, by kogoś ocalić.
Najwyraźniej Nathiel wiele dla mnie znaczył.
Na
swoim karku poczułam ciepły oddech demona. Wiedziałam, że się zmaterializował.
Postanowiłam się jednak nie odwracać. W końcu tego właśnie pragnął – aby nikt
nie ujrzał jego twarzy.
Kiedy
usłyszałam tuż nad uchem jego głos, z trudem powstrzymałam się od tego, aby nie
zadrżeć. Na mojej skórze pojawiły się nieprzyjemne dreszcze.
–
Przeniesiesz się teraz do jego umysłu. Miejsce, w którym będziesz, może cię
zszokować. Nathiel jest teraz więźniem własnej wyobraźni. Musisz go znaleźć i
stamtąd zabrać. Wystarczy, że dasz mi znak, a przeniosę cię z powrotem do tego
pokoju. Na czas twojej nieobecności zamknę drzwi na klucz. Nie będziesz
wiedzieć, co dzieje się w świecie rzeczywistym. Twoja dusza opuści ciało.
Zapewne gdy się obudzisz, będziesz leżeć na podłodze – mówił do mnie powolnym,
głębokim i hipnotyzującym głosem, od którego zrobiłam się senna. – Rozumiesz?
Kiwnęłam
powolnie głową. Nawet jeżeli chciałam się wycofać, było już na to za późno. Miałam
tylko nadzieję, że świat stworzony przez Nathiela nie będzie tak przerażający
jak jego głupota. Oczami wyobraźni widziałam szare kołtuny fruwające po
bezkresnych wizjach rodem z mózgu osoby zażywającej środki halucynogenne. Ta
perspektywa mną wstrząsnęła. Mogłam się przecież spodziewać wszystkiego, to w końcu
Auvrey. Być może jego sennym marzeniem było mieszkać wśród dzikich demonów,
które do woli mógł zabijać? A może wręcz przeciwnie – czekała mnie przeprawa
przez cukierkową krainę pełną jednorożców o wielkich mangowych oczach?
– Skup
się – powiedział Blazier, kładąc dłoń na moim ramieniu. Pod wpływem jego dotyku
wzdrygnęłam się. – Nie panikuj, gdy zaczniesz spadać w dół. Nic ci się nie
stanie.
Kiwnęłam
ponownie głową, starając się rozluźnić spięte mięśnie. Mój oddech zwolnił, choć
serce wciąż mocno uderzało o żebra. Musiałam się uspokoić, nawet jeżeli czekała
mnie trudna misja.
Miałam wrażenie, że oczekiwanie na
jakikolwiek efekt nieprzewidzianej w skutki podróży do umysłu Nathiela zajęło
dłużej niż stanie w długiej kolejce do kasy, gdzie chciałam kupić wyłącznie
chleb. Zdawało mi się, że mój bezruch trwał wieczność. Bałam się otworzyć oczy,
czując na ramieniu obcą, demoniczną dłoń. Kto wie, co mógł zrobić, gdy spojrzę
w jego twarz. Może był jednym z tych kryminalistów, którzy zabijali, gdy ktoś
zobaczył ich prawdziwe oblicze? Wcale by mnie to nie zdziwiło, w końcu po coś
się ukrywał.
Czekałam aż w końcu
nadejdzie właściwy moment, a moja dusza przeniesie się w progi nieokreślonego
świata. Gdy już zaczęłam się niecierpliwić i niepokoić, stało się coś nieoczekiwanego
– straciłam grunt pod nogami. Nie trzymałam już głowy Nathiela i nie czułam na
swoim ramieniu dłoni Blaziera. Moje oczy gwałtownie się otworzyły. Dookoła
panowała ciemność. Nie wiedziałam czy mam krzyczeć, czy płakać. Próbowałam się
chwycić jakiejś niewidzialnej ściany w obawie przed utratą życia, w głowie wciąż
jednak miałam słowa Blaziera: „Nie panikuj, gdy zaczniesz spadać w dół, nic ci
się nie stanie”. Zastosowałam się do jego rady przynajmniej częściowo, biorąc
uspokajające oddechy. Lot jak na zawołanie zmniejszył swoją prędkość. Zupełnie jakby
pod wpływem mojego spokoju samoczynnie zwolnił.
Kiedy
spojrzałam w dół, ujrzałam niebieskie tło przypominające swym kolorem letnie
niebo. Wokół mnie z czasem zaczęły pojawiać się obłoki w bladych, pudrowych
kolorach, które miały przedziwne kształty – przez chwilę odnosiłam wrażenie, że
jeden z nich układał się w twarz Nathiela.
Nim się
spostrzegłam, zaczęłam się o nie obijać. Teraz nie mogłam wstrzymać okrzyku przerażenia.
Chmury odbijały mnie między sobą, gwałtownie strącając w dół. Myślałam, że
dostanę zawału. Mimo tego, że było to miękkie zetknięcie z chmurzystą
powierzchnią, lądowanie na niej nie należało do przyjemnych. Wszystko, co miałam
w żołądku, przewracało się jak w wielkiej pralce, zwiastując niezbyt pozytywne
zakończenie lotu. Nim cokolwiek zwróciłam, ostatnia różowa chmura strąciła mnie
na szczęście w dół, wprost do krzaków. Dobrze, że były przynajmniej miękkie.
Odetchnęłam
z ulgą, przymykając na moment powieki.
Co za
okropna przeprawa. Jeżeli powrót będzie wyglądał tak samo, chyba naprawdę
zwymiotuję.
Do
moich nozdrzy zaczął docierać dziwnie znajomy, mdły i tłusty zapach. Mogłabym
przysiąc, że ktoś w okolicy smażył kurczaka. Dziwiąc się tymi węchowymi
doznaniami, od razu otworzyłam oczy. Pierwszym, na co zwróciłam uwagę, był mój ubiór.
Miałam na sobie kusy strój pokojówki, który przypominał mi te dziwne chińskie
bajki oglądane przez Nathiela. Czułam, że poliki zaczynają mnie piec, jakby
ktoś przyłożył do nich gorące żelazko. Czarno-biała sukienka z mnóstwem
kokardek i falbanek nie sięgała mi nawet do kolan. Bałam się, że gdy podniosę
się już z krzaków, może nie zakrywać moich pośladków. Nogi oblegały długie,
białe zakolanówki zakończone koronką, i czarne, błyszczące w słońcu lakierki z
wielką kokardą u szczytu – podobne buty nosiła mała Andi, tyle że ona miała
sześć lat, nie siedemnaście.
Odnosiłam
wrażenie, że nie tylko mój ubiór się zmienił.
Dotknęłam
delikatnie głowy i natychmiastowo jęknęłam z zawodu. Moja codzienna fryzura
drastycznie uległa zmianie. Czułam się teraz jak małe dziecko z dwoma blond
kucykami po bokach głowy. Nie musiałam mieć specjalnych zdolności dedukcyjnych,
aby wiedzieć, czyja to sprawka.
Podnosząc
się z krzewu i otrzepując swój biały, koronkowy fartuszek, rozglądnęłam się
dookoła. I nagle zapach kurczaka stał się jasny. Nie miałam pojęcia, jakim
cholernym cudem, ale skrzydełka przypominające te z KFC, wisiały na drzewach,
tuż nad moją głową. Mogłam po nie sięgnąć ręką. Nie byłam jednak szczególnie
głodna. Ta dziwna kraina odebrała mi jakikolwiek apetyt.
Do
moich nozdrzy doszły kolejne tłuste zapachy. Smażone frytki, krążki cebulowe,
które tak ubóstwiał Nathiel i krewetki w panierce. To wszystko wisiało w długim
rzędzie drzewiastego sadu, lśniąc w słońcu, jakby ktoś uprzednio umoczył je w
błyszczącym efekcie rodem z Photoshopa.
Świetnie.
To dopiero pierwszy element jego krainy, a już zdewastował mój mózg.
Otrząsając
się z szoku, postanowiłam skierować swoje kroki w... nieznane. Stąpając po
wyjątkowo miękkiej, zielonej trawie w barwie oczu Nathiela, minęłam różową
rzekę. Mogłam się założyć, że była przepełniona jakimś słodkim napojem. Skoro
tematyka jedzenia krążyła wokół fast foodów, być może był to truskawkowy shake
z McDonald’s.
Gdzieś
z boku, nieopodal tłustych krzewów, dostrzegłam skaczące, pudrowe króliczki z
kokardkami na szyi, dookoła mnie latały barwne motyle o skrzydłach w kształcie
skrzydełek kurczaka, gdzieś w tle słyszałam dziewczęce, głośne śmiechy, a nad
moją głową prażyła wielka, uśmiechnięta, słoneczna kula, niczym wyjęta z
popularnego serialu brytyjskiego o nazwie Teletubisie.
Witajcie
w wielkim, optymistycznym zakątku Nathiela, przy którym Kraina Grzybów to tylko przystawka do dania głównego składającego
się z największych absurdów nieludzkiego umysłu.
Po
długiej przeprawie prowadzącej mnie donikąd, doszłam do jakiegoś dziwnie
wyglądającego płotu zakończonego furtką. Gdy otworzyłam ją, żeby wyjść z
drzewiastego sadu, odłamała się. Moim oczom ukazał się spory kawałek czekolady,
z której wylewał się karmel.
Jęknęłam
bezradnie.
Czy
Nathiel naprawdę myślał tylko o jedzeniu? Do tej pory przynajmniej miałam
nadzieję na to, że w jego głowie znajduje się coś minimalnie ambitnego,
najwyraźniej się jednak myliłam.
Tuż nad
moją głową przeleciał wielki ptak w kształcie pizzy, zasłaniając widok na
dziecięco uśmiechnięte słońce. W locie z jego skrzydła oderwał się pieczarek
umoczony w sosie pomidorowym, który wylądował na moim nosie. Wzięłam krótki
wdech, zatrzymując powietrze w płucach. Liczyłam na to, że większa dawka
dwutlenku węgla pobudzi moją normalność do działania, a ta z kolei pozwoli mi
nie oszaleć.
Ile
jeszcze przyjdzie mi użerać się z absurdalnym światem w umyśle Nathiela?
Błagam, chciałam go wreszcie znaleźć i stąd zabrać, raz na zawsze uwalniając
się od tych cukierkowych i tłustych wizji.
Podłamana
ruszyłam przed siebie, oczekując na kolejną porcję irracjonalnych tworów. Liczyłam
na to, że po powrocie do naszego świata nie będę musiała odwiedzać psychiatry,
choć niewątpliwie trauma po odwiedzinach nathielowego Disneylandu pozostanie mi
do końca życia.
Trawa
stopniowo zaczęła zmieniać swój kolor. Ze szmaragdowej zieleni przechodziła
powoli w granat, a potem turkus. Przynajmniej jeden widok zdołał ukoić moje
myśli – harmonijne i chłodne kolory, które przepływały bezwolnie przez moje
myśli jak morska fala.
Ruszyłam
wydeptaną w trawie ścieżką. Ukojenie odrobinę ucichło, za to zaczęłam słyszeć
dziewczęce, podejrzanie przyciszone głosy. Oczywiście, że dziewczęce, Nathiel
był przecież niepoprawnym kobieciarzem. Jakże w jego świecie mogłoby zabraknąć
kobiet?!
Tajemnicze,
mangowe głowy zaczęły wynurzać się zza winogronowych krzewów. Różowe, złote,
błękitne, czerwone, fioletowe i we wszystkich kolorach świata, wielkie, mangowe
oczy spoglądały na mnie z lekkim, wyćwiczonym zdziwieniem. Każda z postaci
wyrwanych z ulubionych bajek Nathiela miała niezwykle ładną, lalkowatą twarz.
Wszystkie ubrane były w krótkie sukienki pokojówek, podobne do mojej. Jedyne,
co nas w tym momencie różniło, to wygląd i...
Spojrzałam
w dół na swoją klatkę piersiową.
No,
cóż. Z pewnością anime było jednym z miejsc, gdzie przeciętna nastolatka mogła
zazdrościć dziewczynom ogromnych biustów wylewających się z sukienek. Nie,
wcale nie byłam zdziwiona tym widokiem. Od zawsze wiedziałam, że Nathiel jest
zwyczajnym erotomanem i najchętniej zamieniłby kobiety na całym świecie na
zgrabne panny o dużych piersiach i tyłkach.
– Co
się tak patrzycie? – spytałam nerwowym głosem.
Kilka z
nich przechyliło głowy w bok, jakby się zsynchronizowały, kilka odwróciło głowy
w drugą stronę, a niektóre bezustannie się na mnie gapiły, mrugając nierozumnie
oczami.
Manga,
manga wszędzie.
– Laura-san*!
Panicz Nathiel na ciebie oczekuje! – usłyszałam dziewczęcy, cienki i
przesłodzony głosik, który przeszył moje bębenki na wskroś. Jakaś wyższa ode
mnie o głowę mangowa cycolina stanęła ze mną twarzą w twarz. Poczułam się przy
niej jak bezkształtne i wychudzone dziecko.
–
Oczekuje mnie? – spytałam, unosząc brew i mierząc chłodnym spojrzeniem
dziewczynę o fioletowych włosach. Ta kiwnęła energicznie głową. – Dobra,
zaprowadźcie mnie do tego kretyna – burknęłam pod nosem.
Kilka
mangowych dziewczyn robiących odtąd za moją obstawę, ruszyło ze mną do centrum królestwa
głupoty. Czułam, że kiedy już wrócę do organizacji, spiorę Nathiela na kwaśne
jabłko za wizje, które musiałam oglądać w jego głowie. Większej porcji
kompleksów nie mógł mi zafundować.
Mijając
winogronowe sady, dziewczęce głowy wychylały się, śmiejąc radośnie i machając w
moją stronę smukłymi dłońmi. Miałam ochotę utopić je w słodkiej rzece, którą właśnie
mijałam. Optymizm tego miejsca ani trochę do mnie nie przemawiał.
Wreszcie
wyszłyśmy z ogrodu przepełnionego radością. Starałam się nie zwracać uwagi na
idące obok mnie dziewczyny, które nuciły jakąś wesołą, japońską piosenkę pod
nosem. Moją uwagę przykuł raczej widok miasta, w którego progi wkroczyłyśmy. Z
początku zdawało się wyglądać całkiem normalnie, ale to tylko do czasu, kiedy
nie zauważyłam, jakie mieści w sobie sklepy. Ogromna księgarnia z mangami,
sklep z nożami wraz z chwytliwą reklamą o treści: „Masz demona w domu? Wypędź go
nożem!”, kilka fast foodów (w tym jakieś trzy KFC), kawiarnie, a nawet sklep z
pamiątkami, do którego nie miałam zamiaru wchodzić. Już wielki bilbord z twarzą
Nathiela świadczył o tym, że będą tam przedmioty związane z jego osobą. Nikt
nie mógł być większym narcyzem niż on sam.
Otrząsając
się z szoku i próbując nie patrzeć na jeszcze większe siedlisko głupoty, trafiłam
pod wielką, zamkową bramę zbudowaną (podobnie jak furtka, którą wcześniej zniszczyłam)
z czekolady.
– To
zamek naszego króla! – pisnęła jedna z mangowych dziewczynek.
– Króla
– prychnęłam pod nosem.
Dwie strażniczki
w kusych, fantastycznych strojach otworzyły przed nami bramę. Moim oczom ukazał
się wielki, czerwony dywan prowadzący wprost do...
Przyspieszyłam
kroku, wyprzedzając moje wyimaginowane towarzyszki. Na samym środku, na
pozłacanym tronie z krakersów, siedział nie kto inny jak Nathiel. Z błogą miną otwierał
właśnie usta, do których winogrona wsadzała mu jakaś różowowłosa dziewczyna w dwuczęściowym
stroju kąpielowym.
Ubiór króla
głupoty był całkiem normalny. Na stopach spoczywały jego stare, czarne trampki,
spodnie jak zwykle w kolorze czerni, a koszulka standardowo z przygłupim
napisem: „Jestem królem". Brakowało mu jeszcze korony ułożonej ze
smażonych w głębokim tłuszczu skrzydełek prosto z KFC i berła zbudowanego z
frytek.
Kilka
dziewczyn wydało z siebie ciche piski, krzycząc coś o „boskim paniczu Nathielu”.
Nie przejmowałam się nimi. Chciałam dopaść tego kretyna i to możliwie szybko.
Podchodząc
do niego gwałtownym krokiem, chwyciłam go za koszulkę i przybliżyłam się
niebezpiecznie blisko jego twarzy. Zielonooki spojrzał na mnie zaskoczony. Gdy
spostrzegł, że to TYLKO ja, uśmiechnął się szeroko i przygarnął mnie do swojej
piersi mocarnym gestem. Myślałam, że mnie udusi.
–
Laura! – wykrzyknął prosto do mojego ucha. – Czekałem na ciebie!
– A ja
ciebie szukałam, żeby ci urwać ten pusty łeb – burknęłam niezadowolona, czując,
że mój nos jest zgniatany przez kości żebrowe czarnowłosego łowcy.
– Teraz
będziesz mogła karmić mnie winogronem! – wykrzyknął usatysfakcjonowany, w ogóle
mnie nie słuchając.
Gdy
jego uścisk zelżał, w trybie natychmiastowym się wyprostowałam. Od ubranej w
skąpy strój kąpielowy mangowej dziewczyny, zabrałam kilka owoców winogrona. Wściekłość
wręcz parowała z mojej głowy. Wciąż dziwiłam się, że nie stopiła czekoladowego
zamku swoim ognistym temperamentem.
–
Oczywiście, paniczu Nathielu – zaczęłam udawanym słodkim głosikiem, posyłając w
jego stronę zabójczo uroczy uśmiech. – Udław się tym winogronem – dodałam
groźnie, wsadzając mu do buzi kilka kulek.
Mangowe
dziewczynki wydały z siebie zduszone okrzyki.
Tak,
tak, rzeczywiście straszne. Wasz panicz został zaatakowany przez jakąś bladą
dupę albinosa bez kształtów. Nie martwcie się, chętnie przyjmie was w swoje
ramiona, a wy będziecie mogły wówczas założyć kuse stroje pielęgniarek i latać
za nim z cukierkowymi strzykawkami, z których będą wylatywać skittelsy. Iście
tęczowa wizja, i taka w stylu Auvreya!
Nathiel
wypluł winogrona, posyłając mi zarówno wrogie, jak i podejrzliwe spojrzenie.
– Jakaś
wyjątkowo nieudana wersja Laury w tym świecie – stwierdził sucho, zakładając
władczo ręce na piersi. Plecami przylgnął do swojego krakersowego tronu.
– To
jestem prawdziwa ja, baranie – mruknęłam groźnie, chwytając go od razu za dłoń.
– Czy to ci się podoba, czy nie, wychodzimy stąd.
Zanim
pociągnęłam go jednak w stronę wyjścia, odwróciłam się w jego stronę z uroczym
uśmiechem na twarzy, jakbym coś sobie przypomniała. Na moment puściłam jego
dłoń i ustawiłam go równiutko po środku czerwonego dywanu. Brakowało tylko
świateł reflektorów i mnogiej liczby aparatów, które cykałyby zdjęcia z
fleszami. To na szczęście było tylko moje pragnienie, nie tego przeklętego
erotomana.
–
Miałam coś jeszcze zrobić – powiedziałam uroczyście. Potem zamachnęłam się
pięścią i uderzyłam Nathiela prosto w jego przystojną i równie irytującą twarz.
W tle znowu usłyszałam stłumione okrzyki zaskoczenia. Kilka z podwładnych
„króla” podbiegło do Nathiela i zaczęło wykrzykiwać do niego ultradźwiękowym
głosem: „Paniczu! Wszystko w porządku?”, „Bardzo boli?”, „Pocałować?”, aż
miałam ochotę je przekrzyczeć i z całym sarkazmem, jaki w sobie miałam,
zapytać: „A może przywalić ci jeszcze raz?”.
– Za co
to?! – wykrzyknął oburzony chłopak, kładąc dłoń na swoim zaczerwienionym
poliku. Najwyraźniej cios był celny i bolesny, tak jak tego oczekiwałam.
– Za
wszystko – mruknęłam niezadowolona, zakładając ręce na piersi. – A szczególnie
za ten ubiór.
– No,
przestań, przecież do twarzy ci w nim – powiedział, oglądając mnie od stóp do
głów. Jego oburzony wyraz twarzy ustąpił nagle miejsca ucieszonemu uśmiechowi. –
Hej, mam całkiem dobry gust – dodał zadowolony.
Przewróciłam
oczami i nie zwracając uwagi na jego głupie docinki, chwyciłam go ponownie za
dłoń. Wspólnie ruszyliśmy ku wyjściu z tego przedziwnego zamku. Mangowe
dziewczynki toczyły się za nami, prawie płacząc na widok oddalającego się od
nich Nathiela. Moje uszy znowu były niszczone przez piski, które zaczynały się
od znamiennego: „Paniczu Nathielu!”. Miałam serdecznie dosyć tego świata.
–
Nieee! – wykrzyknął dramatycznie zielonooki, wystawiając rękę do swoich
wymyślonych panienek. – Nie mogę zostawić moich dziewczynek w tym świecie!
–
Możesz – odpowiedziałam nieczule, wychodząc na zewnątrz. Stając na zielonej
trawie, skierowałam spojrzenie ku kolorowemu niebu. W międzyczasie wymyślone
postacie z bajek zaczęły obściskiwać zadowolonego z takiego obrotu sytuacji
Auvreya.
Ciesz
się, kretynie, póki możesz.
–
Blazier! – wykrzyknęłam w górę, najgłośniej jak potrafiłam. – Zabierz nas stąd!
–
Blazier? – zdziwił się mój towarzysz, na chwilę tracąc zainteresowanie swoimi
towarzyszkami.
Nie
zamierzałam mu na to odpowiadać, nie zamierzałam nawet na niego spoglądać. Nie
musiał wiedzieć o co chodzi, nie musiał też wiedzieć jak się tu dostałam i jak
zamierzałam nas stąd wydostać. Ważne, że zaraz wspólnie wrócimy do domu i raz
na zawsze opuścimy ten absurdalnie głupi świat.
Długo i
niecierpliwie czekałam na jakąkolwiek reakcję z góry, jednak nic się nie
wydarzyło. Z trudem udawało mi się utrzymać zielonookiego za rękę. Jego
„podopieczne” starały się go wyrwać z mojego uścisku, ja jednak się nie
poddawałam. Ciągnęłam go z całej siły w swoją stronę, jakby był kimś, o kogo
warto walczyć.
–
Zostawić go, cycate babska! – wykrzyknęłam zdenerwowana.
Ich
oczy zapłonęły nagle dziwną czerwienią, jakby zamieniły się w mordercze króliki
pragnące oderwać mi swoimi malutkimi ząbkami głowę. Nie wiedziałam, czy to
jakiś żart, czy może ten świat naprawdę doczekał się swoistego błędu w systemie.
Odpowiedzią na to okazał się zgodny brzęk wyciąganych z kieszeni broni palnych,
które skierowane zostały w moją stronę.
Przeraziłam
się.
–
BLAZIER! – wykrzyknęłam, ponownie spoglądając w górę.
Udało
mi się wyrwać Nathiela z rąk tych bestii. Trzymałam go mocno, aby nikt mi go
już nie odebrał, a on patrzył na mnie z lekko rozwartymi ustami. Wyglądał na
zszokowanego. Dlaczego? Być może chodziło tu o błąd, który zniszczył jego
słodką wizję świata? A może o moje wojownicze zachowanie? W końcu nigdy tak
zaciekle nie walczyłam Auvreya. Ba, dotąd w ogóle nie musiałam tego robić.
Pistolety
wystrzeliły nagle w naszą stronę. Zdążyłam tylko ukryć głowę w koszulce demona,
oczekując na swój rychły koniec. Poczułam jego ciepłą dłoń, która zakryła mój policzek,
jakby chciała mnie obronić przed końcem. Mogłam mieć tylko nadzieję, że śmierć
w królestwie Nathiela była prawie tak samo bezbolesna, jak mój wcześniejszy
upadek z nieba.
Oczekiwałam
na ból po licznych, zadanych mi ciosach, jednak nic takiego nie poczułam. Kiedy
chwila niepewności zaczęła się wydłużać, nie dając określonego efektu,
otworzyłam oczy. Tuż nad sobą dostrzegłam twarz Nathiela. Pod plecami poczułam
bolesne ukłucie. Widocznie musiałam upaść.
Przez
chwilę nie wiedziałam, co się działo. Gdy dostrzegłam jednak swój zwyczajny
ubiór i normalnie wyglądający pokój, już wiedziałam, że wróciliśmy z powrotem
do realnego świata. To sprawiło, że z ulgą odetchnęłam.
–
Wszystko w porządku? – spytał mnie zdezorientowany zielonooki.
Najwyraźniej
musiał się obudzić wcześniej niż ja. Miałam nadzieję, że nie pamiętał nic z
tego, co się stało. Nie chciałabym, aby obraz bladej dupy albinosa ubranej w
kusy strój japońskiej pokojówki zapadł w jego pamięci. To byłoby złe
wspomnienie. I idealny powód do irytującego wypominania.
Kiwnęłam
powolnie głową i przeniosłam się do pozycji siedzącej. W tym samym momencie
drzwi od pokoju uderzyły z głośnym trzaskiem w ścianę, a do środka wpadli łowcy
z nożami w dłoniach.
Zamrugałam
kilka razy oczami, podobnie jak Nathiel.
– Co
się tu działo? – spytał Sorathiel stojący na czele Nox.
Razem z
Auvreyem wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia.
– A co
się miało dziać? – spytał beztrosko Nathiel, wzruszając ramionami.
– Drzwi
były zamknięte. Próbowaliśmy się tu dostać, ale ani drgnęły – powiedział jeden
ze starszych łowców.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i spojrzałam ukradkiem na cień fotela, który lekko falował. W
głowie wypowiedziałam ciche podziękowania. Nie miałam pojęcia, czy Blazier je
usłyszał, ale rozpłynął się, zostawiając to pomieszczenie w spokoju. Cóż,
ostatecznie demony nie potrzebowały podziękowań. To był wymienny handel.
– Ja
tam nic nie pamiętam – powiedział Nathiel, marszcząc czoło. Jego dłoń spoczęła
na poliku, w który wcześniej go uderzyłam. – Dziwne, boli mnie twarz – mruknął
pod nosem, jakby do siebie.
Postanowiłam
ukryć swój uśmiech za zasłoną uwitą z blond włosów.
A
jednak poczuł mój cios na własnej skórze. Jeżeli miałam być szczera – w żaden
sposób tego nie żałowałam, nie chciałam jednak uświadamiać go o źródle bólu.
Niech cierpi tak, jak ja cierpiałam, spacerując po pełnym absurdów świecie.
Popatrzyłam
na wciąż zdezorientowanych łowców, których spojrzenia skierowały się teraz na
mnie.
Wiedziałam
już, że czeka mnie długie opowiadanie przy różanej herbacie.
*-san – grzecznościowy
tytuł dodawany przez Japończyków do imienia lub nazwiska.
Buyeah!
OdpowiedzUsuńDotarłam do tej godziny, że przeczytać rozdział u Naff nie zaszkodzi. Nie masz mi za co dziękować, lubię pomagać.
Jestem przeszczęśliwa, bo dotarłam do 68 rozdziału Dengeki Daisy i widziałam cud :3 <3
To teraz pora na świat Nathiela, który pewnie mi się przyśni po lekturze.
Zaczynamy.
Ooo, Laura wygląda jak Misaki-chan :D Ach, i mi się teraz Usui przypomniał... :3
No nic, dalej. A nie, o Blazierze muszę wspomnieć. Czytałam już jego opis w zakładce, ale ten demon wciąż mnie intryguje. Coś się musiało wydarzyć w jego życiu, że z własnej woli stał się informatorem i jednocześnie zniknął z obu światów. Czy czasami nie świruje, gdy rozmawia tylko z Sorathem? Very interesting.
Teraz dalej.
Ja też uwielbiam krążki cebulowe! Mniam <3 Nath, coś nas łączy! ^.^
" mruknęłam i z rozmachem uderzyłam Nathiela w twarz." - O.O Ej no. Spodziewałam się, że Laura Nathiela uderzy za ten dziwaczny świat, który mnie również przeraża (choć do sklepu z pamiątkami bym zajrzała i wzięła trochę krążków), ale nie spodziewałam się, że zrobi to w tym momencie.
Intrygujące jest też to: "- Jakaś wyjątkowo nieudana wersja Laury w tym świecie" - czyli że Nath w swoim świecie w wyobraźni ma własną Laurę? :o Ohoho, to się już chłopak na amen zakochał, krzyżyk na drogę.
Jest. Nathiel wrócił!!! Jej! ^.^ I'm so happy! Good job, Laura! Thanks, Blazier!
And now... I have a little question. Dlaczego Laura i Nathiel ZNOWU leżą na podłodze? To chyba strasznie pasująca im pozycja, gdy jedno pochyla się nad drugim.. Dobra, mózgu, koniec! Za dużo mang i anime shoujo, odbija ci romantyczna palma!
Okay, już ze mną dobrze. Chyba.
Rozdział ciekawy, a opisy Nathielowego świata bardzo dobre. Choć i tak ten świat mnie przeraża.
Laurze się udało, jeszcze raz brawa dla niej! Podobało mi się to, jak przyglądała się twarzy zielonookiego na początku, to tak, jakby chciała poznać jego zewnętrzne tajemnice albo nauczyć się jej. Słodko.
To tyle ode mnie na dzisiaj. Jest po drugiej w nocy, a ja chyba jeszcze wrócę do DD. Sześć godzin pisania z Króliczkiem na fejsie w ogóle mnie nie zmęczyło.
Czekam na nn ^^
Buziaki! :*
Świat Nathiela jest porypany i tak niesamowity, że płakałam i dusiłam się ze śmiechu w środku nocy, starając się nie obudzić rodziny :D Matko moja, pizzaptaki, drzewa skrzydełkowe i czekoladowe bramy... A do tego rzeka słodkiego napoju!!! OMG, kocham tą krainę!!! Ja tam chcę się znaleźć <3<3<3 No i teletubisiowe słoneczko mnie rozwaliło ostatecznie :,D Po prostu geniusz :)
OdpowiedzUsuń"Witajcie w wielkiej, optymistycznej krainie Nathiela, która właśnie wprowadza mnie w stan depresji" Hahahahaahahah :D Cała Laura :)
Manga... Jakoś tak nie za bardzo lubię ten styl, ale pasuje bardzo do umysłu demona :D Och, nie potrafię sobie wyobrazić Laury w takim wdzianku, przepraszam ;)
Boski panicz Nathiel, tak??? Z boskim to się zgodzę, ale nie przesadzajmy z paniczem XD Wolę go jako zadufanego w sobie demona :P
Plaskacz w wykonaniu Laury... bezcenny. Kibicuję tej dwójce, ale więcej takich momentów by się przydało :P "Słaba" Laura spuszcza manto "dorosłemu i silnemu" demonowi <3
Końcówka jak najbardziej pasuje. Myślę, że to dobrze, że Nathiel nie pamięta tego, co przeżył w swoim słodkim świecie... Jeszcze by wpadł na jakiś durny pomysł i zatracił się w swojej głowie XD
Blazier... Coś mi nie pasuje ten typek... Mi się zdaje, czy on coś kombinuje??? Aż się nie mogę doczekać dalszej części <3<3<3
Wstawiaj następny szybko, proooszę :)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
hahahahahxd świat Nathiela rozwala mózg xd chociaż , z tego co pamiętam miało być troszkę więcej. Świetny rozdział, dużo śmiechu . Boski t-shirt :D
OdpowiedzUsuńZamek Nathiela WTF XDD
Goat, tak mi smutno troszku po tym wczorajszym Shipping Night *Naff hertbrejker*, a także z powodu takiego, że nie doczekałam się wczoraj rozdziału kiedy byłam na laptopie, ale prześledziłam go na telefonie, spoilerując sobie co nieco i biorę się za czytanie. Ihihi. <3
OdpowiedzUsuńKrólik, mistrz przestrzegania dat. Czasólik! *tak mu było?*
"Wolałam normalnego Nathiela."- Huehue, Laura to przyznała. <3
"ądzę, że nawet gdybym miała go teraz pocałować - czego oczywiście bym nie zrobiła - na pewno nie zmieniłoby to jego stanu."- Pomyślałam o tym samym! XD Telepatia! >D
"Miałam nieodpartą chęć dotknąć jego twarzy. Intrygowała mnie. Chciałam znaleźć w niej jakieś niedoskonałości, ale... czy w ogóle istniały?"- Auvrey jako symbol ideału. Został niestety tylko Nathiel. SZkoda, że Soriel umarł *ekhm ekhm, chrząk, chrząk*. :C Hugałabym go.
" - Chłodna, gdy wszyscy patrzą, ciekawska, gdy nikt nie widzi."- Oh, taki cudowny cytat! *______* Wielbię!
" Odskoczyłam od Nathiela, spoglądając w jego twarz zdziwiona. Na moich polikach pojawiły się wielkie, czerwone plamy. "- POMIDORY! LIKOPEN! I FITOSTEROLE *chyba takowe miał*! KAROTENOIDY! AHAHAH! POMIDORYYYY! >D
" Demony to podstępne bestie, którym nie należy ufać."- Przypomina jej się wczorajsza pisanina, smutny banan, ueeee!
"Byłam gotowa na wszystko. Miałam tylko nadzieję, że świat stworzony przez Nathiela nie będzie tak przerażający jak jego głupota."- Coś tak czuję, że jednak będzie. Uhuhu~
HUEHUEUHUEHEUEHUE, Laura jako pokojówka. >D Musiała wyglądać uroczo. *_*
"Nie wiem jakim cholernym cudem, ale skrzydełka przypominające te z KFC, wisiały na drzewach, tuż nad moją głową."- Drzewa Kyfycy! Wiedziałam, zę istnieją! Kij z tym, że nie przepadam za kurczakiem z kyfycy! JEEEEEJ! :3
"Gdzieś z boku, nieopodal krzaków, widziałam skaczące, różowe króliczki z kokardkami na szyi (...)"- TYMI KRÓLICZKAMI MNIE ZDOBYŁAŚ! MOI BRAAAAACIA! TAAAAAAAAAK! CHODŹMY, SKACZMY W ABSURDALNYM ŚWIECIE NATHIELA! KICKICKIC! ŁIIIIIIII! <3 *kica w nieznane, już mnie nie znajdziesz*
"(...) a nad moją głową prażyła wielka, uśmiechnięta, słoneczna kula, niczym wyjęta z popularnego serialu brytyjskiego o nazwie: Teletubisie."- TELETUBISIE OHOHOHO! Już wiemy, co Nathiel oglądał z bratem, kiedy był mały. <3 *nuci sobie Tinky Winky, Dipsy, Lala, Po!*
"Moim oczom ukazał się spory kawałek czekolady. "- CZEKOLADA! <3 *czyżby symbolizowała Sama- Wiesz- Kogo? :o Tak bardzo stara się wyszukać symboliki*
" Tuż nad moją głową zobaczyłam latającego ptaka w kształcie pizzy."- Pizzliczek? Przyjaciel Giliczka, witaj, bracie!
"sklep z nożami"- Dlaczego u mnie takiego nie ma? :C Nathiel, pożyczyłbyś parę swoich noży! Przydadzą się do dźgania Magika!
""Masz demona w domu? Wypędź go nożem!""- A... A nie domestosem? :o
"(...)a nawet sklep z pamiątkami. Nie, nie chciałabym tam wejść. Już wielki bilbord z twarzą Nathiela świadczył o tym, że będą tam pamiątki związane z jego osobą. Nikt nie mógł być większym narcyzem, niż on sam."- Co do tego, że jest największym narcyzem świata się nie zgodzę! *wiesz, dlaczego! XD*
ZAMEK NATHIELA AHAHAAHAH. <3 Odwiedzałabym.
*Mieszkałabym. Skoro tylko z czekolady...
Usuń"Brakowało mu jeszcze korony ułożonej ze smażonych w głębokim tłuszczu skrzydełek prosto z KFC i berła zbudowanego z frytek."- To da się zrobić! *leci do KFC w BB, które jest najbliżej i skleja jedzonko*
Nathiel w swoim zamku przypomina mi w sumie Yatusia i jego wyobrażenia o tym, jak już zostanie bogiem. XD Tak bardzo podobni. <3
"- Laura! - wykrzyknął prosto do mojego ucha. - Czekałem na ciebie!"- OHHH! <3
" - Oczywiście, paniczu Nathielu - zaczęłam udawanym słodkim głosikiem, posyłając w jego stronę zabójczo uroczy uśmiech - Udław się tym winogronem - dodałam groźnie, wsadzając mu do buzi kilka kulek."- TAAAAK! I JESZCZE GO MAJONEZEM OBLEJ! KRÓLICZKI RUSZAJĄ NA POMOC! >D
"a wy będziecie mogły wówczas założyć kuse stroje pielęgniarek i latać za nim z cukierkowymi strzykawkami."- a tu przypomina mi się Naff- pielęgniarka z Naffstleya. XD Heuheu. Nie wiem, czemu.
" - Miałam coś jeszcze zrobić - mruknęłam i z rozmachem uderzyłam Nathiela w twarz."- O TAK! I JESZCZE POMIDOREM GO! >D
"Paniczu Nathielu" kojarzy mi się z Kuroshitsuji. ;_____; Nathiel bokkchan. >D
" - Nieee! - wykrzyknął zielonooki, wystawiając rękę do swoich mang - Nie mogę zostawić moich dziewczynek w tym świecie!"- Huehue. >D Tak bardzo dramat Nathiela.
" Ich oczy zapłonęły dziwną czerwienią, jakby zamieniły się w mordercze króliki."- Mordercze króliki! >D True story! Noże w tych małych łapkach i płonące czerwienią oczy!
" Nie wiedziałam, czy to jakiś żart, czy może ten świat dostał swoistego errora"- ERROR 404: Laura in Nathielland!
Oh goat. Ten rozdział to prawie jak Alicja w krainie czarów. Tyle że... *famfary* Laura w krainie Nathiela! *badum tsss!*
No! I dobrze, że Nathiel nie pamięta, co siętam działo! Jeszcze by mu obraz Laury pokojówki utkwił w pamięci! >D
Rozdział taki cudowny, warto było o niego jęczeć Naffciowi. Tak bardzo Czasólik! >D
Polubiłam Blaziera. Może dla tego, że lubię większość demonów, które tutaj są *tak sobie to ostatnio uświadomiłam*. Może dlatego, że *cenzura spoilerowa*. Tak. Pewnie dlatego. <3 Chociaż wiadomo, że *cenzura spoilerowa* i *cenzura spoilerowa*, to i tak będę *cenzura spoilerowa*. Ah, te nasze nocki. Kwadracik nocny. Huehue. >D
9 stycznia, 4 days more! Odliczamy! <3
Pozdrówka! <3 *PS: koszulka świetna. Mimo wszystko lepiej wygląda na NAffciu. XD*
- Królik.
Ps. ćpię od rana soczek pomarańczowy, wlicz też dość długą wizytę kuzyna. Może być odrobinkę dziwnie. Aczkolwiek mi się komentarz tak nie za bardzo podoba. D: Ueee. Idę zatopić smutki w soczku.