Tak jak obiecałam, wstawiam notkę 24 grudnia C: (po północy, jupi). Chciałabym Wam życzyć z okazji dzisiejszego dnia, wesołych świąt! Pływającego po stole karpia, latających pierogów i innych, fajnych rzeczy <3. Oby te święta były cudowne.
A ja tymczasem, z upragnionym różanym Earl Greyem, który kupił mi mój chłopak ugięty pod moimi prośbami (w końcu piła go w organizacji u Hugh Laura!), zasiadam do dalszego pisania.
Różany Earl Grey <3
Nathiel i Laura! Taki prezent ode mnie dla mnie pod choinkę.
POPRAWIONE [01.07.2018]
***
Otaczała
go niezmierzona ciemność. Normalny człowiek mógłby w jej obecności poczuć
strach czy chociażby niepokój, jego jednak te niecodzienne warunki nie ruszały
w żadnym stopniu. Czuł się tutaj jak w ciepłym i bezpiecznym domu, który był
jego jedyną kryjówką w tym żądnym krwi świecie. To dlatego świadomość, że jest
demonem uderzyła go ze zdwojoną siłą. Nie powinien czuć się tutaj dobrze. A to
wszystko dlatego, że zrobił coś, od czego całe życie się wzbraniał.
Wszedł
do cienia człowieka.
Niemożliwie
silna żądza spożycia energii sprawiła, że znieruchomiał, wstrzymując na dłuższą
chwilę dech. Całym sobą walczył z tym wszechogarniającym go uczuciem. Nie
chciał przecież wyrządzić jeszcze większej krzywdy Laurze, która i tak była już
praktycznie pozbawiona sił witalnych. Jej blady cień rzucany na ścianę
świadczył o tym, że niedługo całkowicie zniknie, a ona pogrąży się w otchłani
zapomnienia.
Musiał
się spieszyć. Pytanie tylko, jak miał znaleźć tego przeklętego demona, który
krył się gdzieś w ciemnym kącie jej umysłu? Owszem, czuł jego obecność i
wiedział, że gdzieś tutaj jest, ale… jak miał do niego dotrzeć?
Postanowił,
że czas najwyższy ruszyć się z miejsca. Niepewnie postawił krok w przód, a
przynajmniej sądził, że go zrobił. Nie czuł bowiem ciężaru własnego ciała.
Zupełnie jakby stąpał w powietrzu, nie dotykając żadnej znanej mu powierzchni.
– To
jakaś pieprzona magia – powiedział głośno. Jego głos odbił się głuchym echem od
niewidzialnych ścian. Gdyby nie dramatyczność tej sytuacji, z pewnością
zacząłby się teraz śmiać na całe gardło i biegać w kółko po ciemnościach,
których jego stopy nie wyczuwały. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić. Miał
teraz ważniejszą misję do wykonania.
Postawił
kilka niepewnych kroków w przód, próbując nabrać pewności, że kiedy się
porusza, z Laurą jest wszystko w porządku. Gdzieś w głębi czuł, że wciąż tli
się w niej mała iskierka życia, która nie chce zgasnąć, uparcie trzymając się
właścicielki.
– Gdzie
jesteś, cholerny demonie? – spytał sam siebie, starając się dostrzec w ciemnościach
coś, co byłoby innej barwy niż czerń. W tle słyszał jednak tylko dziecięcy,
przytłumiony chichot. Pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy to to, że
cieniem Laury mógł zawładnąć jakiś demoniczny dzieciak, który wcale nie miał
nic wspólnego z Departamentem Kontroli Demonów. Może to właśnie dlatego, że był
niedoświadczony, dobrał się do pierwszego, lepszego cienia?
– Pokaż
się! – wykrzyknął władczo. W dalszym ciągu słyszał jednak tylko chichot, który
zdawał się roznosić po ciemnościach z każdej strony. Gdyby miał się zdecydować,
w którą stronę pójść, zapewne podjąłby złą decyzję. Mały demon mógł być tak
naprawdę wszędzie. To tak, jakby biegał w kółko, bawiąc się z nim w berka.
Brakowało jeszcze tylko słów: „Złap mnie, złap mnie, Nathiel!” i dziecięcego
poklepywania go po ręce.
–
Chcesz się pobawić w ślepego ganianego? Nie ma sprawy – mruknął chłopak,
uśmiechając się diabelsko pod nosem. Pewniejszym krokiem zaczął iść przed
siebie.
Znajdzie
go. Znajdzie go i zabije, w żaden sposób nie oszczędzając. Będzie bezlitosnym
zabójcą. Takim, jakim jeszcze nigdy nie był. A to wszystko po to, aby Laura
przeżyła.
–
Szukaj mnie! – usłyszał tuż obok siebie radosny, dziewczęcy głosik.
Odruchowo
zamachnął się w bok. Jego dłoń natrafiła jednak tylko na skrawek jakiegoś
materiału, po którym przejechał niezgrabnie palcami. Podczas próby odnalezienia
winowajcy zdążył wywnioskować tylko jedno: demon, który zawładnął cieniem Laury
to mała demonica. Jeżeli ją znajdzie, nie będzie miał większego problemu z
pozbyciem się jej. Nie mogła mieć mniej niż sześć lat, a więcej niż dziesięć –
wywnioskował to z brzmienia cieniutkiego głosu, a także typowo dziecięcego zachowania.
Nie przejmując
się cichymi, złośliwymi chichotami małej dziewczynki, która krążyła gdzieś
nieopodal niego, wznowił wędrówkę. Wiedział, że demonica wreszcie się znudzi i
znajdzie inny, bardziej niebezpieczny sposób na wzbudzenie jego zainteresowania.
Wtedy podejdzie bliżej, a on będzie mógł ją dopaść.
Dziecięcy
chichot zniknął gdzieś w oddali, a jego miejsce zastąpiły ciche szepty, które z
każdym jego krokiem stawały się coraz głośniejsze. Ten fakt odrobinę go
zdziwił. Przecież był tu tylko on i ten roześmiany dzieciak, jak więc mógł
słyszeć inne osoby? Może to z jego głową było coś nie tak? Laura zapewne by to
potwierdziła, w końcu nieraz docinała mu, że powinien zostać wywieziony do
psychiatryka i zamknięty w pokoju bez okien i klamek.
– Och,
Laura! To takie romantyczne!
Nathiel
stanął w miejscu i napiął mięśnie ramion. Doskonale znał ten głos. Teraz
odbijał się w jego głowie echem.
– Ja tu
nie widzę nic romantycznego.
Kolejne
znajome brzmienie sprawiło, że przeszyły go dreszcze.
– List
sam w sobie jest oznaką miłości.
– Nie
żartuj sobie, Amy.
Łowca zaczął
się rozglądać na wszystkie strony.
Dlaczego
słyszał rozmowę Laury i Amy? Przecież to teoretycznie niemożliwe. Jedna z nich
leżała w szpitalnej śpiączce, a druga była bliska śmierci i przebywała obecnie
w organizacji. Co to mogło znaczyć?
Zielonooki
postawił kolejny krok – to sprawiło, że dyskutujące w jego głowie głosy umilkły.
Teraz mógł się przysłuchiwać zupełnie innej rozmowie, którą Laura odbywała z
jedną z członkiń Nox.
–
Tęsknisz za nim?
To była
Carissa.
– Za
Nathielem? Skąd ten głupi wniosek?
– Widzę
to, kochanie. Twoje oczy nie potrafią kłamać.
Czarnowłosy
zrobił zdziwioną minę. Teraz już pamiętał. O tym Soriel również mu wspominał.
Demon przebywający w cieniu człowieka, widzi i słyszy wszystkie jego
wspomnienia. Jest w stanie zajrzeć nawet do najgłębszego zakątku umysłu, nawet
jeżeli nie będzie zupełnie niczego robił. Wystarczyło, że trafi w określone
miejsce, które odpowiadało za sferę wspomnień. Bardzo kusiło go, by dowiedzieć
się, co skrywają myśli zamkniętej w sobie Laury, postanowił jednak, że uszanuje
jej prywatność. Musiał koniecznie stąd wyjść.
Z taką
oto myślą postawił krok w tył.
– Jest
jedna rzecz, której bym nie zniosła – usłyszał ponownie głos Laury.
Niestety,
ciekawość z nim wygrała. Postanowił, że to będzie ostatnia myśl, którą usłyszy.
Przecież nikt nie musiał się o tym dowiadywać, prawda? A już szczególnie nie
Laura. Poza tym to nie jego wina, że myśli bladej dupy albinosa ulatniały się w
ciemnościach! Nie miał na to wpływu.
– Gdy
wszyscy już ode mnie odejdą, podobnie jak Deaniel, moja mama i Amy, nie chcę
zostawać zupełnie sama. Chcę mieć przy sobie przynajmniej tego idiotycznego,
przepełnionego głupotą demona. Gdyby to on był ostatnią osobą, która by ode
mnie odeszła, prawdopodobnie nie potrafiłabym się podnieść po kolejnej porażce.
To dzięki niemu cały czas żyję. I dzięki niemu cały czas walczę.
Oniemiał.
Jakaś magiczna siła kazała stać mu w miejscu i się nie ruszać. Chciał usłyszeć
więcej, chciał wiedzieć więcej, chciał znaleźć dowód na to, że znaczył dla
Laury więcej, niż mógłby to sobie wyobrazić.
– Jest
dla mnie kimś naprawdę cennym.
Zastanawiał
się, czy słowa, które ulatniały się w górze, były myślami Laury. Szczerze
wątpił, aby wypowiedziała je w rozmowie z kimś. Sama w swoim liście do niego
oznajmiła, że nie umie rozmawiać o swoich uczuciach w cztery oczy, nawet z Amy.
„Ten
list zawiera to, czego nie potrafię powiedzieć ci wprost” – zacytował w głowie.
Treść tego skrawka papieru znał już bowiem na pamięć.
–
Nieładnie czytać komuś w myślach – usłyszał tuż za plecami.
Gdy
odwrócił się gwałtownie w tył, nie dostrzegł żadnej osoby. Mała demonica wciąż
się gdzieś ukrywała. Słyszał jej głośny, diabelski śmiech, który niósł się po
ciemnościach, zagłuszając cichą prośbę wypowiedzianą głosem Laury.
„Pomocy”.
Nathiel
ponownie zamachnął się do tyłu. Tym razem otarł się o gładkie, dziecięce włosy.
Był blisko. Jeszcze
trochę precyzji i będzie miał ją w garści.
–
Jesteś za wolny! – zaśmiała się dziewczynka.
Nasłuchiwał.
Starał się wyczuć jej ruchy, mimo głuchego stąpania w powietrzu. Skupił się na ledwo
wyczuwalnych drganiach mocy. Najpierw zobaczył ją po prawej stronie – poczuł,
że otarła się o niego skrawkiem materiału, którym prawdopodobnie była sukienka,
potem przeniosła się na lewą stronę – materiał jej sukienki zahaczył o jego
rękę.
To był
właśnie ten moment.
Nathiel
wystawił przed siebie dłoń, gwałtownie chwytając za kucyk małej demonicy i
ciągnąc ją w swoją stronę. Dziewczynka wydała z siebie bolesny okrzyk mieszany
z zaskoczeniem.
– Pokaż
się, mały potworze – rzucił nerwowo w jej stronę. – Pokaż się, albo wyrwę ci te
kłaki.
– Puść
mnie! – piszczała demonica, próbując uwolnić się z jego uścisku. Nathiel był
jednak dla niej za silny. Rzucając w jego kierunku przeróżne obelgi, które były
nie do pomyślenia dla tak małego dziecka, gryzła go i kopała, rozpaczliwie
mocno pragnąc od niego uciec.
–
Jesteś za słaba – zaśmiał się Nathiel, chwytając ją za sukienkę i podnosząc do
góry jak lalkę.
Nie była wysoka. Zdawało
mu się, że to zaledwie podrostek, który ledwo sięgał stołu.
Demonica
ostatecznie poddała się woli swojego przeciwnika. Jej postura stopniowo zaczęła
nabierać wyrazistości. Najpierw pojawiły się wściekłe, małe, szmaragdowe oczy,
następnie równie wściekły kolor włosów wchodzących w jaskrawą czerwień. Małe
ustka zaciskały się w dziecięcym oburzeniu, a poliki zabarwione były gniewnymi,
różowymi plamy. Istota w czarno-białej sukience wymachiwała rękami, próbując
się uwolnić.
Nathiel
uśmiechnął się ironicznie pod nosem.
Teraz
mógł triumfować.
–
Cześć, mały potworze – przywitał się uroczym głosem, który przepełniał sarkazm.
– Nie
nazywaj mnie tak, brzydki pajacu! – wrzasnęła nerwowo płomiennowłosa
dziewczynka.
– Co? –
spytał chłodno Nathiel, któremu uśmiech od razu zniknął z twarzy. – Mnie
nazywasz brzydkim? Przystojniejszego faceta od siebie w życiu nie widziałem. –
Prychnął głośno, aby podkreślić swoje oburzenie.
– Chyba
ktoś ci lustro podmienił, ty ohydny łowco-debilu!
– Mogę
być każdym, ale nie debilem, mały, ohydny demonie o zardzewiałych włosach!
– One
są rude! I mam je po braciszku!
– To
pewnie jest równie brzydki jak ty i reszta waszego zgromadzenia!
–
Zabiję cię, podróbo demona!
–
Zobaczymy, kto zrobi to pierwszy!
Obydwoje
spojrzeli po sobie nienawistnie, sypiąc iskrami z szmaragdowych oczu. Nathiel
miał ochotę wyjąć z kieszeni exitialis
i wbić je prosto w serce tej małej, jędzowatej demonicy, która podobnie jak on,
musiała być tu pierwszy raz.
–
Gadaj, kim jesteś, kto cię tu przysłał i co tu robisz – warknął, chwytając za
ucho swojej ofiary i ciągnąc je boleśnie w bok.
– Nic
ci nie powiem! – piszczała płomiennowłosa, zaciskając swoje małe powieki i
usta, które próbowały nie wykrzyczeć bólu świadczącego o jej słabości.
–
Gadaj! – wykrzyknął zdenerwowany Nathiel, ciągnąc ją za ucho jeszcze mocniej.
– Andi
Tourlaville, Departament Kontroli Demonów, przysłał mnie tu nasz szef! –
pisnęła ultradźwiękowym głosikiem, powstrzymując się od wylewu łez.
Nathiel
uśmiechnął się pod nosem. Wygadała się szybciej, niż myślał, że to zrobi.
Jednak nie była taka twarda. Wszystko co było jej potrzebne, zawierała w
słowach, nie czynach. Bądź co bądź to tylko dziecko.
– Po co
cię tu przysłali?
– Żeby
ją skontrolować!
Chłopak
przybrał zdziwiony wyraz twarzy.
– A nie
zabić i zrobić na złość całemu Nox? – spytał podejrzliwie.
–
Przecież ona nie umrze, idioto! – wykrzyknęła oburzona Andi, wymachując
walecznie małymi rączkami.
– Jak
to nie umrze?
Nathiel
wydawał się zdezorientowany. Przecież Laura naprawdę cierpiała. Była już na
skraju wyczerpania. Jej cień ledwo odbijał się na ścianie. Jeszcze niedawno bał
się, że może nie zdążyć ocalić swojej przyjaciółki przed śmiercią, a teraz?
Czyżby ten mały, przebrzydły demon kłamał, aby zyskać na czasie?
– Jej cień,
debilu, już dawno zniknął! – wypiszczała odpowiedź.
Co ona
bełkotała? Z wrażenia puścił jej ucho, które do tej pory targał karząco na
wszystkie możliwe strony.
– Ona
nie jest człowiekiem, ślepy, niedorobiony demonie – burknęła oprawczyni,
patrząc na niego spode łba. – I po to właśnie zostałam tutaj wysłana! Aby się o
tym upewnić!
Auvrey z wrażenia upuścił młodą pannę
Tourlaville. Gdyby nie jego szybki refleks, z pewnością by uciekła, na
szczęście w porę przydeptał jej sukienkę, przez co uciekinierskie kroki małej
demonicy zaczęły stąpać w powietrzu, oznaczając tę samą drogę niemającą celu.
Nie zwracał uwagi na jej krzyki i piski. Nie zwracał uwagi na nic, co mogło się
dziać w jego otoczeniu. Nie przeszkadzało mu nawet to, że Andi w końcu uczepiła
się jego nogi, w którą wbiła swoje małe, diabelskie ząbki. Był zbyt zszokowany
wiadomością, którą usłyszał.
Laura
nie była człowiekiem.
Nie to
jednak było najbardziej dla niego zaskakującą wiadomością. Dopiero zagadka,
którą przetworzył powolnie w myślach, przyprawiła go o prawdziwy szok.
Każdy
demon wiedział, że Departament Kontroli Demonów, który znajdował się w
Reverentii, miał dwa podstawowe cele, które ich zdaniem miały zaprowadzić w ich
świecie porządek:
1.
Zabijanie demonów, które wyszły z okręgu Królestwa Nocy.
2.
Pozbywanie się wszystkich demonów półkrwi.
Zazwyczaj
demony półkrwi były mieszanką powstałą z jakiegoś przypadkowego romansu
cienistych pokrak. Nigdy, przenigdy nie słyszał jednak o osobie, która byłaby
jednocześnie i demonem, i... człowiekiem.
Wszystko
w umyśle Nathiela zaczęło nabierać nowego znaczenia. Dziwne, choć nie do końca
określone zdolności Laury i jej jasny, intrygujący kolor oczu znalazły w tym
momencie wyjaśnienie. To, że matka, której nawet nie znała, zostawiła ją w
szpitalu zaraz po urodzeniu, także wiele mówiło.
– Jasna
cholera – mruknął Nathiel, trzęsąc w niedowierzaniu głową. – Dlatego miała taki
słaby cień – szepnął do siebie, w dalszym ciągu nie zwracając uwagi na Andi,
która wściekle wrzeszczała i wbijała mu w łydki paznokcie.
Laura
wcale nie miała niskiej energii potencjalnej. Laura posiadała po prostu pół
cienia, bo nie była w pełni człowiekiem.
– Puść
mnie w końcu! – krzyknęła złowieszczo mała demonica.
To
wreszcie obudziło zszokowanego Nathiela, który z nachmurzonym wyrazem twarzy
przypominającym inteligentnego, starożytnego filozofa, gładził swój podbródek.
Mimo zaskakujących informacji, które dotarły do jego świadomości, musiał
przyznać, że poczuł ulgę. Laura nie mogła umrzeć. Była i będzie bezpieczna.
Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech,
który szybko jednak zniknął z jego twarzy, gdy uświadomił sobie, że wciąż nie
wypełnił swojej misji. Gwałtownym ruchem podniósł Andi za tył sukienki i
spojrzał na nią z powagą.
– Jak się
stąd wydostać?
– Nie
wyjdziesz stąd! – wykrzyknęła wściekle dziewczynka. – Nie wyjdziesz, bo
straciła swój ludzki cień! Dopóki się nie odbuduje, będziesz tu gnić!
Nathiel
ponownie opuścił małą demonicę na dół i nadepnął na jej sukienkę butem. Gładząc
swój podróbek zastanawiał się, jak może się stąd uwolnić. Przecież nie będzie
mieszkał w cieniu Laury całą wieczność. Ta ciemność wydawała się niekiedy
strasznie przygnębiająca. Poza tym ten dziewiczy, niezbadany dotąd umysł za bardzo
kusił swoją treścią. Chciał się stąd uwolnić, zabierając ze sobą tę małą,
wredną demonicę z departamentu. Chciał, aby Laura znów mogła otworzyć oczy i
spojrzeć trzeźwo na świat.
Do jego
głowy wpadł szalony pomysł. Doskonale wiedział, że nie wymyśli niczego
lepszego, poza tym nigdy nie zastanawiał się nad niczym dwa razy – chwytał się
pierwszego lepszego planu.
Wyjął z
kieszeni swoje stare, dobre exitialis
i przyjrzał się jego ostrzu. Andi na widok noża zaczęła wrzeszczeć jak opętana.
Na chwilę zdołała się uwolnić spod buta Nathiela, który szybko chwycił ją za
wstążkę przyczepioną do sukienki. Słyszał jak mała demonica zawodzi.
– Nie
rób tego! – pisnęła żałosnym głosikiem. W jej oczach zobaczył wielkie krople
łez, które go zdziwiły. Nigdy w życiu nie widział płaczącego demona. Płaczącego
demona, który całe swoje życie przebywał w Reverentii, a na świat ludzi
wychodził tylko odświętnie, aby nakarmić się ludzką energią. Przecież dzieci
Królestwa Nocy były bezwzględnymi i bezuczuciowymi istotami, które nie miały
dla nikogo litości.
A może
jednak się mylił?
Nie
zwracając uwagi na dziecięce zawodzenie i przerażenie w oczach szmaragdowookiej
istoty, uklęknął przy niej i mocno chwycił ją za rękę.
– Nie
rób tego, nie rób! – krzyczała dziewczynka, próbując się wyrwać.
– Nie
zabiję cię, głupia – mruknął niezadowolony Nathiel, marszcząc czoło. Owszem, na
początku chciał to zrobić, ale to przecież tylko dziecko i to na dodatek
bezbronne. No, dobrze. Prawie bezbronne, w końcu to demon. – Co prawda może
trochę zaboleć, ale będziesz musiała to przeżyć, bo bardziej w tym momencie zależy
mi na innej osobie – powiedział, uśmiechając się ironicznie na boku.
Dłużej
nie czekając, wbił nóż w brzuch małej demonicy, która boleśnie zawyła. Puścił
ją, przez co wylądowała na kolanach, kuląc się z bólu i zaciskając blade rączki
na parującej ranie. Po jej polikach spływał wodospad łez. Teraz wyglądała jak
małe, płaczące dziecko, które właśnie dowiedziało się, że więcej nie ujrzy mamy.
Nathiel ku swojemu zadowoleniu spostrzegł, że Andi powoli znika. To był dobry
znak.
Szykujcie
się, łowcy, na powitanie małego pomiota prosto z Departamentu Kontroli Demonów.
Gdy
Andi całkowicie zniknęła, Nathiel skierował spojrzenie w stronę noża. Nie
sądził, że kiedykolwiek będzie grał rolę samookaleczającego się oprawcy, jednak
nie mógł nic na to poradzić. Cios zadany exitialis
musiał piekielnie mocno boleć, w końcu był stworzony po to, aby zabijać demony.
Cóż,
los nie pozostawiał mu wyboru, musiał zabawić się w masochistę.
– No,
to jazda – mruknął beztrosko, z rozmachem wbijając nóż prosto w swój brzuch. Starał
się nie wydać z siebie żadnego bolesnego dźwięku, co było jednak w obecnej
sytuacji niezwykle trudne. To naprawdę bolało. Bolało sto razy bardziej, niż
cios zadany zwyczajnym nożem. Wiedział, że gojenie się tej rany zajmie całe
miesiące, ale… Czego nie robi się dla kogoś, kogo się kocha?
Nathiel
uśmiechnął się krzywo w duchu i zamknął na moment oczy. Gdy je otworzył, ku
swojemu zdziwieniu, był z powrotem w organizacji. W chwili słabości utracił
równowagę, przez co wylądował na podłodze, tuż obok Laury.
***
Otworzyłam
oczy i pierwsze, co zobaczyłam to szmaragdowe oczy Nathiela pochylającego się
nad moją twarzą. Sądząc po jego minie, był równie zaskoczony, co ja. Mogłam się
więc domyślać, że stało się coś, czego nie przewidział.
Kiedy
ja nie mogłam się otrząsnąć z tego dziwnego otępienia, on uśmiechnął się do
mnie szeroko i powiedział radośnie:
–
Wróciłaś.
W
przypływie euforii chwycił moją twarz w obydwie dłonie i złożył na moim czole
krótki, choć mocny pocałunek.
Byłam
zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje.
Dlaczego
leżałam na podłodze? Dlaczego w pomieszczeniu paliła się tylko jedna świeca, a
nieopodal mnie stali wszyscy członkowie organizacji Nox? Dlaczego Nathiel aż
tak cieszył się na mój widok? Czy coś się stało? Czy coś mnie ominęło?
Ciszę
przeszył głośny, dziecięcy krzyk. Mała płomiennowłosa dziewczynka, którą
widziałam już kilka razy, przedzierała się właśnie przez tłumy łowców,
trzymając się za brzuch. Chciała uciec. Wiedziałam jednak, że jej się nie uda.
–
Łapcie ją! – wykrzyknął Nathiel, który ledwo zdołał się przenieść do pozycji
siedzącej. On także trzymał się za brzuch. Mogłam się tylko domyślać, czym
spowodowany był ten gest i na pewno nie chodziło tu o zbiorową niestrawność.
Jego skrzywiony wyraz twarzy świadczył o tym, że cierpiał. Między palcami jego
dłoni przeciekał czarny dymek zastępujący demonom krew. Musiał być zraniony.
Sama, choć
bardzo powoli i ostrożnie, przeniosłam się do pozycji siedzącej.
Mała
demonica została złapana przez dwóch łowców cienia, którzy przytwierdzili ją do
podłogi. Jej rozdzierające krzyki niosły się po całym pomieszczeniu, niszcząc
bezlitośnie moje bębenki. Próbowała się wyrwać, choć nieskutecznie. Mimo tego,
że była demonem, wciąż pozostawała bezsilnym i bezradnym wobec dorosłych dzieckiem.
Po jej polikach spływały ogromne łzy. Nie wiedziałam, co zrobiła i dlaczego
łowcy chcieli ją zabić. Złowieszczo błyszczące w świetle świecy exitialis zawisło tuż nad szyją piekielnie przerażonej dziewczynki.
– Nie
chcę umierać! Ja nic nie zrobiłam! – krzyczała rozpaczliwie.
– Kim
ona jest, Nathielu? – spytał donośnym, naglącym głosem Hugh.
– Andi
Tourlaville z Departament Kontroli Demonów – odpowiedział sucho czarnowłosy.
Wszyscy
w pomieszczeniu wstrzymali dechy. Nie wiem, czy to jej imię, nazwisko, czy to,
że należała do departamentu wzbudziło tak wielki szok wśród zgromadzonych. Nikt
nie mógł ukryć zaskoczenia.
–
Lepiej od razu ją zabijmy – odezwał się ktoś z boku.
Reszta go
poparła.
– O co
chodzi? – Myślałam, że zadałam to pytanie samej sobie, ale najwyraźniej
wypowiedziałam je na głos. Sorathiel, który siedział tuz obok mnie, postanowił łaskawie
mi odpowiedzieć.
–
Departament składa się obecnie z trzech odłamów rodów. Tourlaville, Adair i
Vaux. To córka jednej z głównych założycielek departamentu.
Zaskoczona
pokiwałam głową. Z krojącym się sercem obserwowałam, jak mała, bezradna
demonica próbuje uciec od ostrza noża. Nie chciała umierać. Widziałam w jej
oczach wolę walki, ale i przeogromny strach, który paraliżował drobne ciało.
–
Zostawcie ją – odezwał się Nathiel, który z trudem podniósł się z podłogi.
Łowcy
spojrzeli w jego stronę zaskoczeni. Nikt nie podejrzewał, że to właśnie on
stanie w obronie małej demonicy. W końcu Auvrey był tym, który najgłośniej
krzyczał, aby zabijać pokraki.
– Jak
to? – zapytał Ian, który był jedną z osób przytwierdzających małą Andi do
podłoża.
W
pomieszczeniu słychać było tylko ciche popłakiwanie dziewczynki. Wszyscy
oczekiwali z niecierpliwością na odpowiedź Nathiela. Ufali mu, choć jego
pomysły często trudno było przyjąć do świadomości, a tym bardziej je
zrealizować.
– To
mimo wszystko dziecko. Nie widzicie jak płacze? – prychnął. – Tak samo
wyglądałem ja, gdy się tu po raz pierwszy zjawiłem. Daliście mi wtedy szanse.
Dlaczego macie nie dać szansy jej?
W
pomieszczeniu zapanował gwar. Wielu członków organizacji było oburzonych
zdaniem Nathiela. Cóż, na pewno nie była to osoba, która nie wzbudzała
kontrowersji…
–
Chcesz z niej zrobić łowcę? – spytała przerażająco blada Amanda.
– Może
niekoniecznie łowcę – powiedział zielonooki, uśmiechając się krzywo na boku. –
Chcę po prostu dać jej szansę na nowe życie. Szansę, żeby się zmieniła i
została w świecie ludzi.
W tym
momencie nawet mała Andi umilkła, wpatrując się zdziwiona w swojego
wybawiciela. Można było odnieść wrażenie, że nie rozumie, w jakim języku
właśnie się wypowiedział.
Spojrzałam
zainteresowana w stronę Hugh, którego mina była niezmieniona. Każdy oczekiwał
na jego ostateczną decyzję.
– Co
jesteś w stanie zrobić, aby ją zmienić, Nathielu? – spytał wreszcie staruszek.
–
Wszystko – odpowiedział Auvrey, patrząc na niego z dziwną, niepodobną do niego powagą.
– Udowodnię wam, że to możliwe.
Członkowie
organizacji spoglądali na Hugh z wyczekiwaniem. Ciężkie oddechy zawisły w
powietrzu, zbierając w sobie cały tlen, jakim moglibyśmy swobodnie oddychać,
gdyby nie to napięcie. Mina naszego szefa była nieprzenikniona. Do ostatniej
chwili nie wiedziałam, jaką podejmie decyzję.
–
Zgadzam się na to. Puśćcie ją – odpowiedział.
Wszyscy
byli w szoku. Nikt nie mógł się ruszyć. Nawet przytwierdzający do podłoża małą
demonice łowcy mieli z tym problem. Każdy z nich myślał, że to jakiś żart.
Dopiero silny głos Hugh, powtarzający słowa: „Puśćcie ją”, uświadomił ich o
tym, że nie żartuje, a decyzja, którą podjął, jest ostateczna.
Łowcy
bez słowa sprzeciwu wykonali rozkaz. Wiedzieli, że gdy Hugh powtarza coś dwa
razy, ma to zostać bez sprzeciwów wykonane. Poważanie wśród członków Nox nie
zdobył od tak – wszyscy wierzyli w to, że jego decyzje są właściwe, ponieważ
przeżył więcej spotkań z demonami, niż ktokolwiek w tej organizacji.
Andi
spojrzała na łowców przerażonymi oczami, nie wiedząc, co uczynić. Przez chwilę
wyglądała, jakby chciała uciec, ale tylko usiadła na podłodze, trzymając się za
brzuch. Musiała być naprawdę osłabiona tym ciosem, skoro nie próbowała się
zerwać do góry.
–
Nienawidzę cię – burknęła pod nosem, spoglądając nienawistnie w stronę
Nathiela.
– Ja
ciebie też – dodał Nathiel, uśmiechając się w diabelski sposób.
Pomiędzy
nimi powstała jakaś dziwna, niezrozumiała dla mnie więź. Być może to kwestia
tego, iż obydwoje byli cienistymi demonami, być może powód był zupełnie inny.
Tego nie wiedziałam i pewnie w najbliższym czasie się nie dowiem.
Chwilę
później mała Andi, która nie miała już sił, by protestować, została
odprowadzona na górę, gdzie mogła odpocząć, będąc pilnowana przez członków
organizacji. Widziałam, że jej oczy patrzące w dal, powoli się zamykały. Być może
to kwestia rany, z której wciąż ulatniał się ciemny dymek.
Atmosfera
w organizacji uległa natychmiastowej zmianie. Carissa podbiegła do mnie i mocno
przytuliła do piersi. Płakała, jakby nie widziała mnie co najmniej rok. Nie
wiedziałam jak na to zareagować.
– Jak
ja się cieszę, że wróciłaś! – wykrzykiwała przez łzy.
Kilka
osób z organizacji powiedziało do mnie: „Witaj z powrotem”, kilka osób
uśmiechnęło się do mnie promiennie, jeszcze inni podchodzili do Nathiela i
klepali go po ramieniu, gratulując wypełnionej misji. Wszyscy zdawali się mieć
pojęcie o tym, co miało miejsce, zanim się obudziłam. Tylko ja tkwiłam
oniemiała w ramionach Carissy, próbując zrozumieć, co się działo. Moja dusza
błagała rozpaczliwie o wyjaśnienia.
Spojrzałam
ukradkiem na Sorathiela z myślą, że mnie zrozumie. Nie myliłam się. Jako
pierwszy pospieszył mi z wyjaśnieniami.
– Andi
zawładnęła twoim cieniem – wytłumaczył pokrótce. – Byłaś w bardzo złym stanie fizycznym
i wszyscy myśleliśmy, że umrzesz. Nathiel podjął ryzykowne kroki, aby cię
uratować. Jak widać, udało mu się.
Próbowałam
przetrawić to, czego się właśnie dowiedziałam. Pierwsze, co poczułam, to ulga. Nie
byłam chora na nic poważnego, tak jak początkowo myślałam. To musiały być
objawy spowodowane obecnością tej małej demonicy w moim cieniu. Teraz, choć
byłam jeszcze słaba, mogłam się cieszyć odzyskanym życiem. Nie rozumiałam w tej
historii tylko jednego. Jak Nathiel mnie uratował? Bo wnioskując po jego
obecnym stanie, z pewnością nie polegało to wyłącznie na wbiciu noża w mój
cień.
–
Opowiedz nam wszystko, Nathielu! – wykrzyknęła Carissa, spoglądając już trochę
bardziej uspokojona w oblicze znajomego demona.
Auvrey
spojrzał niepewnie w moim kierunku. Czyżby starał się coś przede mną ukryć?
Już po
chwili rozpoczął swoją opowieść. Wszystko zaczęło się od pomysłu Sorathiela,
który uznał, że Nathiel może spróbować wkroczyć w mój cień i uratować mnie
przed demonem. Był to ryzykowny czyn, bo nikt nie wiedział, jakie będą jego
skutki. Później usłyszeliśmy o wspomnieniach małego Nathiela, którego starszy
brat przyuczał do bycia demonem. To dzięki niemu trafił w progi mojego bladego
cienia. Wewnątrz panowała ciemność. Udało mu się po kilku próbach złapać
niewidoczną Andi, która się przed nim ukrywała, i zmusić ją do wyśpiewania, co tutaj
robiła. Nie wiedział jak się stamtąd wydostać, a więc użył do tego exitialis, raniąc najpierw Andi, a potem
siebie.
Wszyscy
patrzyliśmy na niego z wyczekiwaniem. Zdawało mi się, że wciąż miał coś do
powiedzenia. Nieprzerwanie patrzył w moje oczy, niepewny tego, czy może
przekazać coś, co zbije mnie z tropu.
–
Wiesz, Laura – zaczął z wahaniem. – Nawet gdybym nie trafił do twojego cienia,
przeżyłabyś.
Uniosłam
brwi, nie rozumiejąc, co miał mi do przekazania.
– Jak
to? – spytał Andrew, który siedział obok nas na fotelu.
Długo
zajęło Nathielowi zanim wydusił z siebie to, co chciał przekazać. Co rusz
otwierał i zamykał usta, jakby udawał oddychającą pod wodą rybę. W
rzeczywistości po prostu nie wiedział, jak ująć w słowa to, czego się
dowiedział.
– Laura
miała tylko pół cienia – wyjaśnił spokojnie. Nie wiedziałam, o co może chodzić.
– Andi została wysłana tutaj po to, aby sprawdzić czy jest człowiekiem. Jak się
okazało, nie jest – przerwał na moment, patrząc na wszystkie zszokowane tym
faktem twarze. Ostatecznie skierował swoje wyjątkowo poważne spojrzenie w moją
stronę. Zanim jednak wymówił ostateczne słowa, wziął głęboki wdech. – Laura,
jesteś półdemonem, półczłowiekiem.
Rozdział przeczytany, ale komentarz będzie jutro. ^^ Fajnie się go czytało po połnocy, w ciemnościach. Ah, świetnie. I to zakończenie.
OdpowiedzUsuńA nie, sry. Komentarz będzie dziś, ale potem.
Ps. To już ta godzina? XD bierzemy Soriela do podusi i do spania!
Taaaaaaaaaaaaaaaak!!! Ja wiedziałam! WIEDZIAŁAM, że ona ma w sobie coś z demona :D Achhhh, jakież to piękne uczucie, wiedzieć, że miało się rację <3
OdpowiedzUsuńWredna, mała, zła Andi stanie się wredną, małą kuzyneczką Andi, co? Heheheh, nie wiem, kogo mi bardziej żal - tej małej czy Nathiela :P
Dobrze, że Laura się wybudziła :) No i że Nathiel usłyszał, co ona czuje. Bo, chociaż być może sama tego nie wie, kocha go... To też wiedziałam :D
Narhiel i Laura
To jedna rodzina
Mają córeczkę
Starają się o syna
Zakochana para
Nathiel i Laura
Siedzą na kominie
I całują... no, zmieniam na SIĘ :D
No, chyba się już wyszalałam :D Cuuuuuudowny rozdział <3<3<3 Kocham cię za niego XOXOXO
Czekam na nn :)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Zajmuję sobie miejsce :3
OdpowiedzUsuńPrzeczytam dzisiaj, ale komentarz będzie w ciągu najbliższych dni, gdy będę miała czas i słowa na stworzenie czegoś konstruktywnego.
Wesołych Świąt, Naff! Wesołych Świąt, Lauriel!
Ha, a jednak udało mi się dzisiaj :D Dobrze, że muszę się czymś zająć przed zaśnięciem, pasterka mnie wzywa, sen nie dla mnie!
UsuńZacznę od tego, że też piłam earl grey'a różanego i jest niesamowity! <3 :3
A pierniczkowe Lauriel słodziaszne :3
Wiedziałam, że Nathielowi się uda. A to, jak wyznał, że kocha Laurę - aww *__*
Jestem z niego dumna :) Poradził sobie z Andi i z wydostaniem się z cienia blondynki.
Andi - biedna trochę. Niby miała dość łatwe zadanie, ale cóż - pojawił się Auvrey, a z nim lepiej nie zadzierać. Choć z drugiej strony, mimo zranienia, powinna być mu wdzięczna, nastolatek daje jej szansę na nowe życie.
Czyli Laura jest pół demonem.
Masz rację, Naff - wielkiego zaskoczenia wśród ludu nie ma :D Ale cieszę się, że zostało to wyraźnie zapisane. Teraz ciekawi mnie teraz, jak nazywali się jej rodzice i dlaczego została porzucona w szpitalu.
Rozdział jest świetny, czytało mi się go szybko, a mój telefon nawet nie robił wielkiego problemu i przewijał tekst zgodnie z moim życzeniem :3
Czuję się zaintrygowana pochodzeniem panny Collins.
Uwielbiam scenę z "Wróciłaś." i z mocnym całusem w czoło <3
Czekam na nn ^^
Kocham <3
aaaa jaki soczysty rozdział :D mimo, że to było oczywiste to i tak byłam zaskoczona. Wesołych i radosnych Świąt :D
OdpowiedzUsuńNathiel i jego "- Mnie nazywasz brzydkim? Przystojniejszego faceta od siebie w życiu nie widziałem." Padłam xd haha