Jest i rozdział. Następnym razem nie zniosę jak ktoś mnie spyta: kiedy następny? Będzie, kiedy będzie. Nie zapominam o nich i piszę je, kiedy mogę, a nie mogę robić tego codziennie. Weekend miałam bardzo intensywny, jak już Cleo wspominała, a więc dokańczam we wtorek, w dniu, kiedy mam dzień wolny od pracy. Zrozumcie wreszcie, że dziennie robię czasem po 12 godzin i wyobraźcie sobie, jak może czuć się osoba, która jest tyle godzin na nogach. Jeżeli komuś nie odpowiada rzadkie wstawianie rozdziałów, mogę tylko powiedzieć, że mi przykro i nic na to nie poradzę.
71 rozdział był pisany skrawkami (czasem po pracy udało mi się skleić kilka słów), przez co nie wczułam się praktycznie w żaden jego fragment. Wydaje mi się jakiś taki... suchy. Oprócz tego ma pokaźną długość - to powinno niektórych zadowolić. Chyba że ktoś nie lubi opisów.
A teraz LBA od Cleo. Oczywiście nikogo nie nominuję, bo nawet nie wiem kogo. Dzięki, Cleo!
1. Co aktualnie czytasz?
Aktualnie staram się dokończyć "Mistrza i Małgorzatę", ale nie mam czasu na czytanie. Ze swoich zainteresowań musiałam wybrać albo czytanie albo pisanie, wybrałam pisanie.
2. Lubisz, gdy na dworze panuje 30 stopni C.?
Nienawidzę. Czuję się wtedy ospała, nieswoja i... ogólnie lato jest dla mnie straszne (może dlatego jestem zawsze najbledszą osobą wśród znajomych D:)
3. Masz plany na wakacje?
Praca, a oprócz pracy w lipcu przyjeżdża Cleo <3. W lipcu jadę też z chłopakiem do Gdańska (jeżeli w końcu się ogarniemy i zaczniemy czegoś szukać), tym samym spotkam się ze Slaczem, którego znam w internetach od 8 lat. W sierpniu lecę do Norwegii do braci.
4. Co bardzo chciałabyś zrobić przed ukończeniem 25 roku życia?
Nie wiem. Wytrwać na studiach? Spróbować napisać książkę, którą wyślę do redakcji?
5. Gdybyś mogła wybrać, w jakim świecie chciałabyś żyć?
W takim, który sama bym wymyśliła, i w którym mogłabym się cieszyć przystojniakami <3.
6. Ostatnio obejrzany film?
Ostatnio oglądałam w domu pół jakiegoś filmu z tatą o robocie policyjnym. Chappie, czy coś takiego. Schizujący.
7. Miewasz poważne kryzysy, jeśli chodzi o wenę?
Poważne to może nie, zawsze gdzieś ta wena jest, ale kryzysy miewałam.
8. Ilość opowiadań/rozdziałów, jaką jesteś w stanie napisać w przeciągu jednego miesiąca?
Opowiadania to nigdy nie napisałam w ciągu miesiąca, chyba że shota, ale ich mam niewiele na koncie, to nawet na nie nie patrzę. Rozdziałów? W chwili obecnej piszę ok. 4, 5 rozdziałów na miesiąc. Kiedyś było to nawet po 10.
9. Masz ulubiony rodzaj herbaty?
Lubię wszystkie czarne. Lovam różanego Earl Greya.
10. Miasto w którym chciałabyś wylądować i poświęcić się pisaniu?
Nie wiem czy chciałabym pisać, gdybym była w jakimś upragnionym miejscu. Prędzej bym latała i zwiedzała z aparatem >D.
11. Myślałaś kiedyś nad napisaniem cyklu opowiadań? Jeżeli tak to o czym by on był?
Cykl opowiadań? Czyli tak jakby takich shotów? Nie, nad cyklem nie.
POPRAWIONE [12.05.2019]
***
Wielka
gula podeszła mi pod same gardło. Serce biło jak młotem, wypełniając swoim
drżeniem całe ciało. Ręce trzęsły się jakbym przedawkowała jakiś mocny
narkotyk. W głowie szumiało od natłoku chaotycznych myśli.
Co
taki tchórz jak ja robił na polu bitwy?
Jakaś
dłoń chwyciła mnie za łokieć i pociągnęła za sobą. Nie rozumiałam, co Nathiel
zamierzał zrobić. Ochronić czy może doprowadzić do mojej nagłej śmierci? Nie
spieszyło mi się do trumny, a on doskonale wiedział, że wysunięcie mnie na same
przody nie będzie dobrym pomysłem. No chyba że stracił już resztki mózgu i
pomyliły mu się strategie.
–
Co ty robisz? – warknęłam, próbując wyrwać się z jego uścisku.
Chłopak
nie odpowiedział. Zostaliśmy otoczeni przez zgraję cienistych pokrak,
niezadowolonych z powodu naruszenia ich strefy. Jatka zaczęła się szybciej niż
sądziłam. Amanda, Ian i Sorathiel zostali w tyle, zaś ja i Nathiel parliśmy do
przodu, wymijając wszystkie demony. Nie miałam pojęcia, dlaczego te przeklęte,
cieniste potwory wymijały nas i ignorowały, napierając na pozostałą część
naszej drużyny. Auvrey jednak zdawał się doskonale wiedzieć, o co tutaj chodzi.
– Pamiętasz, że ten rodzaj demonów nie
posiada własnego rozumu? – spytał z ironicznym uśmieszkiem.
Sarkastyczna obelga w stylu: ty również, cisnęła
mi się do ust, szybko jednak ugryzłam się w język. Drobny trop, który podrzucił
mi mój przyjaciel, zdołał rozświetlić sprawę. Ta część demonów, która nas
zaatakowała, była jak zwierzęta. Kierowali się instynktem, nie rozumem, a co za
tym idzie, dostrzegały w nas
swoich sprzymierzeńców. To ludzie byli dla nich wrogami, nie ja i Nathiel – pełnokrwisty,
cienisty demon i półdemon, półczłowiek. Być może niektóre pokraki zatrzymywały
się na chwilę i spoglądały na mnie swoimi szmaragdowymi ślepiami, jakby nie były
pewne, z kim mają do czynienia, szybko jednak o tym zapominały i ruszały na
tych, którzy byli ich głównym celem – na ludzi. Jeżeli nasza droga będzie
wyglądać tak samo aż do momentu, gdy znajdziemy się przy wrotach zamku, mamy
szansę jako pierwsi dotrzeć do księgi.
Spojrzałam
w plecy Nathiela, potrząsając głową z niedowierzającym uśmiechem. Choć raz
zdołał zadziwić mnie swoim opanowaniem. Może nie był tak głupi, jak mi się dotąd
wydawało?
–
Gdzie leziesz, krzywa mordo?!
Chłopak
kopnął jednego z cienistych demonów, który stanął mu na drodze. Przez ten gest
reszta jego kompanów zatrzymała się na środku i zaczęła się nam uważniej
przyglądać.
Jęknęłam
bezradnie i przeklęłam swoje myśli. Przecież Nathiel to idiota i pozostanie nim
już do końca swoich dni, powinnam to sobie w końcu wbić do głowy.
Pociągnęłam
go za rękę, dając znak, że powinien się zatrzymać, ponieważ stado demonów
próbuje nas zweryfikować. Miałam nadzieję, że znów zaczną traktować nas jak
sprzymierzeńców, ale oczywiście nie mogło być tak kolorowo. Cios Auvreya
przesądził o przydziale nas do określonej kategorii bitewnej: ludzie, a więc
wrogowie.
Cieniste
demony rzuciły się na nas z pazurami i zalały nasze otoczenie mroczną poświatą.
–
Nie mamy wyboru – powiedział z westchnięciem Nathiel. Chwilę póżniej zrobił
coś, czego zupełnie się nie spodziewałam: zarzucił mnie na swoje plecy. Wydałam
z siebie piskliwy okrzyk wyrażający zdziwienie. Zdołałam objąć jego szyję
dłońmi i opleść nogami talię, zrobiłam
to jednak po to, żeby nie upaść, nie bo zaakceptowałam jego szalony pomysł.
–
Są demony, jest impreza! – wrzasnął radośnie Nathiel, na zakończenie zanosząc
się morderczym, wręcz psychopatycznie brzmiącym śmiechem.
Zaczęliśmy
biec w stronę drzwi frontowych. Gdy chłopak wymachiwał nożem na prawo i lewo,
ja starałam się utrzymać na jego plecach i nie zemdleć ze strachu o własne
życie. Po raz kolejny okazałam się tylko i wyłącznie obciążeniem, które nie
było w stanie walczyć w trudnych warunkach. Chciałam pomóc Nathielowi, jednak
gdybym oderwała od niego rękę, z pewnością zsunęłabym się z jego pleców.
–
Co ty wyrabiasz?! – wykrzyknęłam.
–
Próbuję dostać się do zamku i podwędzić im księgę? – prędzej spytał niż
stwierdził mój towarzysz.
–
Czy ty zawsze musisz być w centrum zainteresowania?!
–
W końcu jestem najprzystojniejszym demonem we wszechświecie!
Chłopak
zaśmiał się wesoło, chwilę potem powalając jedną z pokrak na ziemię. Myślałam,
że będzie biegł dalej, ale oczywiście musiał zaskoczyć mnie swoją głupotą.
–
Widzisz to, maleńka? Nawet demony uginają się pod ciężarem mojej przystojności –
powiedział dumnie, przygniatając butem wroga.
Przewróciłam
oczami.
–
Szkoda, że nie pod ciężarem rozumu.
–
Twój mózg chyba waży aż za dużo, bo ciąży mi na plecach – zironizował,
podrzucając mnie znienacka do góry. Pisnęłam w obawie, że zostanę strącona na
ziemię, nic takiego się jednak nie stało. Słysząc głośny, szaleńczy śmiech
niosący się po Reverentii, mogłam się tylko modlić o zbawienie.
Ruszyliśmy
w dalszą drogę. Od drzwi frontowych dzieliło nas już niewiele kroków, dlatego
nie martwiłam się powodzeniem tej misji. Skoro Nathiel miał wszystko pod
kontrolą, ja postanowiłam rozeznać się w sytuacji na froncie. Ulgę sprawił mi
widok Calanthe, która z radością niszczyła demony w drodze do głównego wejścia.
Jej obecność dowodziła temu, że boczne wrota nie istniały. Nie widziałam nikogo
z północnej części. To mogło oznaczać, że reverentyjski zamek posiadał tylko dwa
wejścia. Cóż, lepsze to niż nic.
Gdzieś
daleko za moją matką wlekła się reszta Nox. Byli w zdecydowanie gorszym
położeniu. Nie poruszali się do przodu, bo próbowali przedostać się przez
gąszcz demonów. Chociaż bardzo tego chciałam, nie mogłam im pomóc. Byliśmy
najbliżej wejścia, więc musieliśmy szybko działać.
Żegnając
się ze światem zewnętrznym, gdzie niebo mieniło się w odcieniach karmazynu, wbiegliśmy
do zamku. Gdy potężne wrota zatrzasnęły się za nami z głuchym trzaskiem, wcale
się tym nie zdziwiłam. Byłam pewna, że czeka nas tutaj o wiele trudniejsza
misja niż na zewnątrz. Tylko taki idiota jak Nathiel potrafił wbiec w sam
środek nieprzewidzianych zdarzeń, nie myśląc o zagrożeniu.
Zeskakując
bezpiecznie z pleców Auvreya, rozglądnęłam się po dobrze mi znanej sali, która
wyglądała tak samo, jak podczas demonicznego balu, z tymże wyjątkiem, że nie
było tu tak wielu świec. Pomieszczenie zdawało się być o kilka tonów
ciemniejsze niż podczas ostatniego naszego pobytu tutaj.
–
Księga – powiedział odkrywczo Nathiel, bez chwili zastanowienia odrywając swoje
stopy od podłoża. Pobiegł w jej stronę, jakby nagle zapłonęły mu buty. Nie
zdążyłam go nawet chwycić za dłoń.
–
Uważaj, to może być pułapka, idioto! – wykrzyknęłam ostrzegawczo. Chłopak
jednak zdawał się mnie nie słyszeć. Przed oczami miał tylko jeden cel: Księgę
Tenebris, która stała na podwyższeniu na samym środku sali, otwarta na którejś
ze środkowych stron. To nie mogło skończyć się dobrze.
Tak
jak się spodziewałam, chłopak odbił się od niewidzialnej ściany okrywającej
nasz cel i wylądował jak długi na posadzce, przejeżdżając po niej plecami. Siła
odepchnięcia była tak duża, że prawie wypchnęła go z powrotem do miejsca, gdzie
wcześniej stał.
Zielonooki
skrzywił się i przeklął soczyście pod nosem. Słowa w stylu: a nie mówiłam, cisnęły
mi się do ust, szybko jednak powstrzymałam się od ich wypowiedzenia. Nie było
czasu na kłótnie. Musieliśmy wymyślić sposób na to, jak wydostać stąd księgę. Co
prawda nie byłam dobra w demonicznych zagadkach, ale istniała możliwość, że
wpadnę na jakiś ambitny pomysł.
–
Wciąż mnie zadziwia – usłyszeliśmy znienacka – jak mogłem spłodzić takiego
idiotę.
W
sali rozległy się głośne, powolne kroki schodzącego po schodach demona. Momentalnie
zrobiło mi się słabo. Nie potrzebowałam jego widoku, wystarczył mi sam
przerażający głos i wymówione z pogardą słowa.
Vail
Auvrey we własnej osobie.
–
Spodziewałem się, że to waszą dwójkę ujrzę tu najszybciej – powiedział mężczyzna,
kontynuując swoją mozolną podróż w dół schodów. Najwyraźniej nigdzie mu się nie
spieszyło.
Młody
Auvrey zdołał podnieść się z podłogi. Jego wyraz twarzy momentalnie uległ
zmianie. Znowu wyglądał jak przepełniony nienawiścią do świata demon, pragnący
tylko niszczyć. Czy to sprawka Reverentii? A może Nathiel nienawidził swojego
ojca tak bardzo, że w przeciągu kilku sekund zmieniał się w demona żądnego
krwi? Ostatecznie nie mogłam go za to winić. Nienawiść nie rodziła się z
nicości.
Gdy
chłopak postawił pierwszy krok w stronę ojca, chwyciłam za jego dłoń, próbując
go powstrzymać. Najpierw powinniśmy czekać na ruch wroga. Rozumiałam, że
Nathiel był niecierpliwy, ale tym razem to nie była zwykła misja polegająca na
wybiciu kilku demonów uprzykrzających życie zwyczajnym ludziom. Lada moment
mógł się zmierzyć z najgorszym z nich.
Vail
Auvrey dotarł wreszcie na parter. Swoje powolne kroki skierował ku podwyższeniu,
na którym znajdowała się księga. Jego bliskość coraz bardziej mnie przerażała –
znajdował się zaledwie kilkanaście stóp od nas. Z trudem powstrzymywałam się od
tego, aby nie zacząć się cofać. Młodszy Auvrey za to palił się, aby wyjść z
nożem na spotkanie swojemu ojcowi.
–
Księga Tenebris – zaczął podniesionym tonem głosu mężczyzna, przejeżdżając
dłonią po starych kartkach, zupełnie jakby były najdelikatniejszym jedwabiem. –
Wiedza, która powinna należeć tylko i wyłącznie do cienistych demonów. – Jego
twarz przeszył szyderczy wyraz. – Oczywiście łowcy uznali, że bardziej
korzystne jest schowanie jej w swojej marnej organizacji, bo tym samym unikną
zagrożenia. To dowodzi jak bardzo słaba jest natura człowieka – zakończył
mrocznie, posyłając nam diabelski uśmiech. Z bliska, bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej, przypominał mi Nathiela. Nawet włosy mieli w podobnym nieładzie. Zaczęło
mnie to przerażać.
–
Gdy księga była w Reverentii, nie stanowiła zagrożenia dla istot
zamieszkujących Ziemię. Używaliśmy jej w naprawdę rzadkich przypadkach, ale jak
to rzeczą najstarsi mędrcy – zironizował – bunt rodzi bunt, dlatego po latach
zniewagi, której dopuszczały się tak marne istoty jak wy, nadszedł czas na
zniszczenie was. Po co komu łowcy? – spytał, śmiejąc się kpiąco. – Po co komu
wasza marna siła, która nikogo nie obroni? I tak zawsze dostajemy to, czego
chcemy. Czas przestać walczyć i poddać się przeznaczeniu, wrócić do
przeszłości, w której królowały demony. Z chęcią skrócimy wasze ludzkie męki
już teraz. – Vail Auvrey przekręcił głowę w bok, posyłając nam niepokojący
uśmiech.
–
Do przeszłości? – prychnął Nathiel. – Chodzi ci o te czasy, kiedy demony
chodziły wśród ludzi z niczym się nie kryjąc, i pożerały ich energię? – spytał,
unosząc brew. – Kiedy większość miast zaczęła być zamykana z powodu
demonicznej, nadludzkiej siły, której źródła nikt nie mógł wykryć? – zaśmiał
się. – Przynajmniej kiedy trzymamy porządek, ludzie o was nie pamiętają i żyją
spokojnie. Może nie ratujemy wszystkich, bo nigdy nie wiemy, kiedy
zaatakujecie, ale na pewno was ograniczamy. To dlatego tak bardzo nas
nienawidzicie.
Vail
spojrzał na syna z wyższością, już po chwili wykrzywiając usta w diabelskim
uśmiechu.
–
I pomyśleć, że ktoś, kto mógłby osiągnąć wiele w świecie demonów, wybrał drogę
bez celu – odpowiedział spokojnie.
–
Droga bez celu ma swoje zalety – zaczął młody Auvrey, wyciągając dwa exitialis z kieszeni. Jego twarz
rozpromienił szatański uśmiech. – Jest bardziej intrygująca, ciekawsza i zawsze
można nadać jej nowy cel – zakończył.
Nathiel
wyrwał delikatnie dłoń z mojego uścisku. Tym razem go nie zatrzymywałam. Stłumił
w sobie agresję, która mogłaby doprowadzić do nieprzewidzianych w skutki czynów,
dlatego nie musiałam go już kontrolować. Poza tym jego pragnieniem od zawsze
było zmierzyć się z ojcem. Nie popierałam tego, ale w obecnej sytuacji nie
mieliśmy wyboru.
–
Tobie zostawiam myślenie, ja zajmę się walką – powiedział Nathiel, nawet na
mnie nie spoglądając. Właśnie wpadł w trans, z którego lepiej było go nie
budzić.
–
Czekam na ciebie, synu – powiedział mrocznie Vail Auvrey, rozkładając na bok
ręce w fałszywym geście powitania.
–
Czekałem na tą chwilę od lat – odpowiedział tym samym tonem głosu Nathiel,
zakańczając swoją wypowiedź niskim, niepasującym do niego śmiechem. Chwilę
potem rzucił się do biegu ze swoimi nożami, próbując drasnąć nimi ojca, który
ku mojemu niezdziwieniu rozpłynął się w oparach ciemnego dymu przypominającego
cienie. Od zawsze zastanawiało mnie, jaką moc mogła posiadać rodzina Auvreyów.
Nathiel nigdy jej przy mnie nie użył. Czy miała ona związek z gęstym, mrocznym
dymem, w którym zniknął jego ojciec? A może każdy z demonów rządził własną
magią, na którą wpływu nie miały geny?
Vail
Auvrey pojawił się za plecami syna, który na szczęście zorientował się w porę,
że coś nie gra. W ostatniej chwili odbił jego atak. Zmrużyłam oczy,
przyglądając się broni ojca Nathiela. Skąd posiadał exitialis?
–
Myślę, że poczciwemu, umarłemu staruszkowi już się nie przyda – odparł Vail,
spoglądając prosto w oczy syna, który na chwilę stracił czujność. Był tak samo
zdziwiony jak ja. Exitialis, które
dzierżył nasz wróg, należało w końcu
do Hugh.
Nathiel
został zraniony w ramię. To go trochę pobudziło. Sycząc z bólu, przybrał groźną
minę i przystąpił do kontrataku. Zaczęła się prawdziwa bitwa na szybkość. Z
trudnością przychodziło mi dostrzeganie ich ruchów. Wydawało mi się jednak, że
walczyli jak równy z równym.
Wzięłam
głęboki wdech, przenosząc wzrok na księgę.
„Tobie
zostawiam myślenie”. A więc to mi przypadła rola osoby, która koniecznie musiała
znaleźć sposób na wyzwolenie księgi z objęć dziwnej bariery. To nie było
proste. Nie wiedziałam, z czego składała się osłona i czy ktokolwiek poza
osobą, która ją stworzyła, będzie w stanie ją zniszczyć. Musiałam jednak
próbować, inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy, a szala zwycięstwa przechyli się na
stronę demonów. Jak to kiedyś przyznał mój przyjaciel: twoją siłą jest mózg,
moją mięśnie (dodał coś jeszcze o byciu przystojnym, niesamowicie inteligentnym
i innych tego typu rzeczach, jednak ja zachowałam w głowie tę krótką,
najwłaściwszą wersję).
Zostawiając
w spokoju skupionego na walce ojca z synem, postanowiłam przystąpić do
działania. Serce kołatało mi niespokojnie w piersi, reagując na stres paniką.
Mój umysł był na tyle przyćmiony, że przez chwilę nie wiedziałam, gdzie i
dlaczego tutaj stoję. Starałam się odzyskać władzę nad własnym ciałem, w końcu
najbardziej na świecie potrzebowałam teraz trzeźwego myślenia.
Podeszłam
ostrożnie do niewidzialnej bariery. Nie mogłam ryzykować i jej dotykać, w
przeciwnym razie skończyłabym tak, jak Nathiel. Nie miałam pewności, że jego
upadek nie był spowodowany prędkością, jaką narzucił swojemu ciału, a samym
działaniem bariery. Może właśnie taki miała cel – odpychać od siebie
niepowołane osoby. Powinnam zaryzykować? Auvrey niezwykle mocno przywalił w
podłoże. Był zdecydowanie cięższy i silniejszy niż ja, więc szybko się
pozbierał, ale co stałoby się ze mną?
Wzięłam
głęboki oddech. Wierzchem prawej dłoni przetarłam spocone czoło. Coś mi
podpowiadało, że choć raz powinnam zachować się jak osoba, która nie kieruje
się rozumem. Czasem w życiu trzeba było zaryzykować, aby poznać prawdę. Inaczej
nie powstałoby multum wynalazków, które służyły ludzkości do dzisiaj.
Wystawiłam
dłoń w kierunku bariery. Zanim ją jednak dotknęłam, błądziłam ponad jej pierwszą
warstwą. Dopiero teraz zauważyłam, że nie jest niewidzialna. Jej tafla układała
się na kształt bańki mydlanej, przez którą przepływały dziwne impulsy
elektryczne. Nie czułam zupełnie nic, kiedy trzymałam tam dłoń, choć
wiedziałam, że mogą to być tylko pozory.
Nie
miałam wyboru. Musiałam zaryzykować.
Zaciskając
mocno powieki, położyłam na barierze drżącą dłoń. Zdziwiłam się, kiedy niczego
nie poczułam. Natrafiłam wyłącznie na niewielki opór. Osłona działała jak guma
balonowa, która nie pękała, ale tworzyła odkształcenia przybierające wygląd
rzeczy, która próbowała się przez nią przedostać. Nie dziwiłam się, że Nathiel
odleciał stąd, jakby odbił się od poduszki powietrznej auta.
Nie
odrywając dłoni od powierzchni, zaczęłam krążyć wokół bariery, badając ją z
każdej strony. Marszczyłam boleśnie czoło, starając się dostrzec choć jedną
malutką dziurkę, która stanowiłaby mankament, nic jednak takiego nie
dostrzegłam. Bariera była idealna pod każdym względem.
Oderwałam
się na chwilę od punktu moich badań i spojrzałam nań krytycznym okiem. Cieniste
demony niszczyło exitialis, więc może
właśnie w nim tkwiło rozwiązanie?
Dłużej
nie czekając, wyjęłam z kieszeni nóż i przyłożyłam go ostrożnie do osłony. Niestety,
im większy opór, tym „guma balonowa” coraz bardziej go odpychała. Zawiodłam
się. Czyżby rzeczywiście tylko demon mógł zlikwidować barierę?
Oparłam
głowę o ścianę i zaczęłam wpatrywać się w księgę. W umyśle szukałam wspomnień
dotyczących demonów, a także magii, którą tworzyły. Sorathiel często mi o nich
opowiadał. Czy jednak wspominał coś o mocy tworzenia? Wydawało mi się, że nie. Pomyślmy
chwilę nad tym, co może w takim razie zniszczyć cień – może jakaś inna rzecz
niż exitialis jest bardziej
skuteczna? Światło? Nie. Demony nie bały się światła. Czego więc się obawiały?
Czy miałam zacząć żałować, że nie porwałam ze sobą z łazienki domestosa?
Podczas mojej pierwszej przygody z demonami to właśnie on uratował mi poniekąd
życie. Nie, nie mogłam się poddawać. Musiało być coś jeszcze. Coś zupełnie
odmiennego od ziemskich chemikaliów.
Jęknęłam
cicho, pochylając głowę ku dołowi. Gdzieś w szarych zakątkach mojego umysłu
tkwiło jedno wspomnienie. Rozmawiałam kiedyś z Hugh na temat tego, kto jest
największym wrogiem cienistych demonów. Może i nie stoją na równi z nimi, ale
gdyby zorganizowali rebelię, z pewnością w Reverentii zapanowałby na długi czas
chaos. Drugimi najgroźniejszymi demonami w Królestwie Nocy były demony ognia,
które zazwyczaj niszczyły wszystko na swojej drodze. Nigdy nie spotkałam
żadnego z nich, ale dużo o nich słyszałam. Jeśli ogniste demony potrafiły
walczyć z cieniem, to... czy przy odrobinie charakterystycznej dla nich mocy,
nie udałoby mi się zniszczyć tej bariery?
Rozglądnęłam
się po sali. Była przepełniona płonącymi świecami, które wisiały zbyt wysoko,
abym mogła po nie sięgnąć. Najniżej znajdowały się pochodnie, które na moje
nieszczęście były zgaszone. Jaką miałam szansę na zdobycie ognia w takich
warunkach?
–
Giń, gnojku! – dosłyszałam krzyk Nathiela.
Walka
ojca z synem przeniosła się na piętro. Młodszy Auvrey właśnie chwycił za
pelerynę Vaila, który najwyraźniej się tego nie spodziewał, i jednym
szarpnięciem wytrącił go z równowagi, dzięki czemu mógł przejść do ataku.
Pięścią uderzył go w brzuch, gwałtownie rzucając go na ścianę w stronę
płonących świec. Przez chwilę miałam nadzieję na to, że peleryna zapłonie, ale
zapomniałam, że cuda rzadko się zdarzały i na dodatek nigdy w mojej obecności.
Kiedy
Nathiel zeskoczył z piętra, próbując uciec przed nacierającym na niego cienistą
mocą ojcem, spojrzał pytająco w moim kierunku. Ułożyłam usta w słowo „ogień”,
mając nadzieję na to, że mnie zrozumie. On jednak zmarszczył czoło,
przybierając głupi wyraz twarzy. Palcem wskazałam na świece, które znajdowały
się wysoko ponad naszymi głowami. Nie miałam pojęcia, czy zrozumiał moją myśl,
bo Vail zeskoczył z piętra, mało nie przygniatając go do posadzki. Mogłam tylko
czekać na rozwój sytuacji, przy okazji samej się zastanawiając, jak zdobyć
ogień.
Łowca
cienistych demonów wbiegł do góry, próbując uniknąć magicznych ciosów. Coś w
jego zachowaniu mi nie pasowało. Nathiel nigdy nie uciekał jak tchórz.
–
Czyżbyś się bał, że stracisz życie? – zakpił Vail, swobodnie wchodząc po
schodach.
–
Pewnie. Boję się tak bardzo, że gatki trzęsą mi się ze strachu – zironizował
chłopak, zatrzymując się u szczytu schodów. Dopiero wtedy dostrzegłam, że
przystanął w miejscu, gdzie jedna ze świec była osadzona najniżej ze wszystkich
– reszta tworzyła rząd pnących się ku górze świateł. – Dawaj, staruszku. Pokaż,
na co cię stać! Pokonaj mnie siłą, a nie mocą, jak zwykły tchórz!
Ojciec
Nathiela rzucił się na niego z nożem. Ich bezpośrednie starcie trwało tylko
chwilę. Demoniczny łowca został draśnięty w bark, ale szybko wykorzystał ten
atak po to, aby wskoczyć na balustradę schodów, chwycić ponownie za pelerynę
ojca i pociągnąć go w górę, udając, że próbuje wbić mu nóż w plecy. Tak naprawdę
chodziło o coś innego, ale o tym Vail Auvrey nie musiał wiedzieć.
Nathiel
machnął rozerwaną szatą w górze, niby przypadkiem zahaczając o płonącą świecę.
Zbędny fragment materiału zrzucił z piętra na dół. Cała ta scena wyglądała,
jakby była jednym wielkim przypadkiem. Ja jednak doskonale wiedziałam, że to
celowe zagranie.
Nie
mogłam dłużej zwlekać. Podbiegłam do ściany, wyrywając z niej pochodnię, i ruszyłam
w stronę wciąż płonącej peleryny, do której przyłożyłam lont. Odetchnęłam z
ulgą, kiedy ta zapłonęła, nim ogień na materiale wydał ostatnie tchnienie. Przytruchtałam
do bariery, mało nie potykając się o własne nogi, i przyłożyłam do niej płomień.
Początkowo myślałam, że nic się nie stanie, ściana zaczęła jednak topnieć jak
kostka lodu. Przeźroczysta masa zmieniła się w ciemny dym, który uciekał w
górę, niknąc gdzieś u wysokiego sufitu.
Uśmiechnęłam
się triumfalnie i przekroczyłam próg stopionej ściany. Księga Tenebris
zafalowała, jakby owiał ją podmuch wiatru. Bez chwili zastanowienia chwyciłam
ją w dłonie. Zapewne gdyby nie obrazek zarysowany na otwartej stronicy, który
przykuł moją uwagę, zamknęłabym księgę i wyniosła ją stąd jak najdalej od zamku.
Tak się jednak nie stało. Stojąc w miejscu, przyglądałam się obrazowi zajmującemu
pół strony potężnej księgi. To, co zobaczyłam, zdziwiło mnie w niemałym stopniu.
Malowidło w dosłowny sposób pokazywało krwiożercze demony walczące z ludźmi.
Sceneria przypominała Reverentię – w tle znajdowały się różnokolorowe drzewa
wyciągające w stronę wrogów swoje długie macki. Trawa nie bez powodu przybrała
kolor czerwieni – w tym miejscu polała się ludzka krew. Nie byłam zbyt dobra w
interpretowaniu dzieł sztuki, nikt mi jednak nie wmówi, że księga nie miała na
celu pokazania dominacji demonów nad ludźmi. A co, jeśli ktoś celowo zostawił
ją otwartą na tej stronie?
Wzrok
padł na wykonane atramentem napisy znajdujące się poniżej obrazu. Niestety nie
znałam tego języka, nie mogłam więc rozszyfrować, co oznaczały.
–
Zaciekawiona? – usłyszałam za plecami.
Moje
ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze. Zamknęłam gwałtownie księgę,
natychmiastowo obracając głowę w tył. Nie byłam wystarczająco szybka. Dobrze mi
znana demonica chwyciła brutalnie za moje włosy i szarpnęła mocno w swoją
stronę, tym samym powalając mnie na ziemię. Księga Tenebris wypadła mi z rąk,
lądując z głośnym trzaskiem gdzieś metr ode mnie. Mój policzek zaliczył zimną
posadzkę. To nie był koniec. Gdy tylko spróbowałam się podnieść, poczułam opór
w postaci buta przygniatającego mój kark do podłoża. Dłoń, którą chciałam
sięgnąć po exitialis spoczywające w
mojej kieszeni, spotkał ten sam okrutny los.
Z
głośnym, boleśnie stłumionym okrzykiem, przyjęłam łamiące się pod ciężkim
obcasem palce.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńObudziłam się o 4:30, postanowiłam sprawdzić na telefonie, czy dodałaś rozdział. Jest! Wiec sobie przeczytałam notkę, odpowiedzi na LBA (nie dziękuj za nominację :P) i przeleciałam wzrokiem tekst, by sprawdzić, czy będzie okazja podissować Nathiela. Widzę, że jest, zacieszam :3 Może znowu mnie weźmie na jakąś reklamę?
Długość jest świetna, ale to oznacza, że mój komentarz to właściwie będą komentarze ;) Więc sobie poczytasz.
Jeśli ktoś mimo prośby w notce, by tego nie robić, napisze: "kiedy next?", odpowiem, ale należy wziąć pod uwagę, że będę przy tej odpowiedzi sarkastyczna i chamska. Bo trochę szacunku do autorki i tego, co pisze w każdym punkcie na blogu, powinno być.
"Mistrz i Małgorzata". Jeśli kiedyś zdecyduję się na powrót do miejskiej biblioteki, zapytam o tę pozycję, bo mnie strasznie zaciekawiłaś jej opisem i swoją reakcją.
Witaj w klubie! Ja też nie jestem fanką lata. Więc cieszę się, że dzisiaj jest 17 stopni i pochmurno.
Ciekawe plany na wakacje :D Wciąż mam dziwne wrażenie, że coś popsuje mój przyjazd. Choć ja chcę przyjechać! I nawet już mówię w domu i znajomym, że pierwszy weekend lipca spędzę we Wrocku. A zabierzesz mnie do kopalni słodyczy? Ja chcę pocky!
Ja byłam na Chappie w kinie, lubię schizujące filmy, 7/10 :3
Różany earl grey pyszny, ale zwykły earl grey dla mnie jest najlepszy :3
A teraz rozdział <3
"Cała nasza grupa miała ze sobą współpracować, a tymczasem Nathiel szedł na uboczu z nachmurzoną miną i ciął na oślep wszystkie drzewa swoim nożem" - wieczna obrażona nastolatka wciąż w nim siedzi? Rozumiem, że jest zły, bo Laura poszła do Reverentii, ale czy to go usprawiedliwia przed tymi drzewami, które zabija? A niedawno sam twierdził, że one czują. Morderca fauny.
"Miałam szczerą ochotę trzasnąć mu w ten durny łeb i powiedzieć, aby się uspokoił. " - to by mu nie pomogło. Wrodzonej głupoty nie da się pozbyć, przykro mi.
Usuń"Pomijając to, że był perfekcyjną panią domu, był też perfekcyjnym mózgiem operacji." - normalnie facet ideał :D
"- Po prostu staram się nie być Nathielem - mruknął chłopak." - bo bycie zielonookim to jeden wielki wyrok śmierci wykonany przez tysiące demonów.
Tekst o demonach-kameleonach już skomentowałam na fejsie. Czasami nie mam siły nawet na ironię Nathiela. Bo ogarnąć całą jego głupotę jest równoznaczne z wylądowaniem w psychiatryku na resztę życia.
Podoba mi się to, że łowcy przewidzieli wiele możliwych scenariuszy i są na nie przygotowani. To oznacza mniejsze zaskoczenie. Lub nawet żadne.
" - Coś tam się jara " - nie spodziewałam się, że to będzie paląca Calanthe :D Jak widać, przegrywa z nałogiem w każdych okolicznościach :3
"Chciał mnie tym gestem ochronić czy szybciej zabić?" - po nim to się można wszystkiego spodziewać.
" No, chyba, że stracił już resztki swojego marnego mózgu i pomyliły mu się strategie." - to on jeszcze jakieś resztki mózgu ma?! :o Nie wiedziałam!
" - Pamiętasz, że ten rodzaj demonów nie posiada własnego rozumu? - spytał z ironicznym uśmieszkiem Nathiel.
Sarkastyczna obelga w stylu: ty również" cisnęła mi się na usta" - bo czasami powstrzymać sarkazm to naprawdę coś wielkiego :3
Nathiel i Laura, dwa demony (no okay, Laura w połowie) nie stanowią zagrożenia dla tych bezmózgich demoników. Czyli mała przewaga jest po stronie łowców. Przynajmniej do czasu.
"Może nie był tak głupi jak mi się wydawało." - poznałam Nathiela już na tyle, by nie liczyć na to, że drzemie w nim jakaś inteligencja.
"- Są demony, jest impreza!" - jest Nathiel, jest głupota. Ot co.
" - Czy ty zawsze musisz być w centrum zainteresowania?!
- W końcu jestem najprzystojniejszym demonem na ziemi!" - glebłam xD Narcyzm, poziom: master.
" - Widzisz to, maleńka? Nawet demony uginają się pod ciężarem mojego piękna " - mam takie WTF?! na twarzy. Nie ogarniam >o<
"Tylko taki idiota jak Nathiel potrafił wbiec w sam środek nieprzewidzianych zdarzeń, nie myśląc o zagrożeniu. Tak postępował tylko i wyłącznie szaleniec i wcale nie zaprzeczę, że nim był." - dwa zdania przedstawiającego całego Nathiela. Więcej nie trzeba.
Nie trzeba być fanem filmów przygodowych czy innych, jeśli idzie się po coś, by to zdobyć/odzyskać, zawsze ta rzecz będzie zabezpieczona. Na przykład ścianą. Choć tocząca się kula z Indiany Jonesa byłaby lepsza ;)
Vail. Dzień dobry. Jest pan gotowy na swoją śmierć? Grób wciąż czeka.
"Młodszy Auvrey, za to palił się, aby wyjść na spotkanie swojemu ojcowi." - chyba miało być raczej "ojcu", nie "ojcowi". Przynajmniej tak brzmi lepiej.
Nathiel jawnie staje po stronie ludzkich łowców, choć jest demonem. Dokonał wyboru, trzyma się świata, który zna. Choć boję się, że za ten wybór czeka go coś nie miłego. Ale nie śmierć. Chociaż takie pocieszenie.
Nie jestem pewna, czy chcę poznać moc Auvrey'ów. Choć pewnie poznam, gdy na świecie pojawi się... Okay, nie, stop, bez spoilerów.
Nathiel się na coś przydaje. Dzięki za podpalenie peleryny!
Gabrielle. Witaj, demonico. I zgiń czym prędzej.
WTF?! Łamać palce obcasem? Co to, średniowieczne tortury? Aż się wzdrygnęłam.
O ja cię. Co ja mam napisać? Reklamy nie ma, bo nie znalazłam punktu oparcia, ale nawet gdybym znalazła, reklamy by nie było. Bo ten rozdział jest za ciekawy! Opisy są plastyczne, naturalne, ironia jest obecna, Nathiel walczy z ojcem, Laura używa mózgu, by zdobyć księgę, pojawia się Gabrielle. Tyle się dzieje, że będę potrzebowała dłuższej chwili, by dojść do siebie.
Rewelacja!
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! :*
Proszę jak skończysz pisać bloga zanies to opowiadanie do jakiejś redakcji albo wydawnictwa! Ono jest takie cudowne i tak przyjemnie się je czyta! Proszę przemyśl to nic nie stracisz a możesz tyle zyskać! Za każdym razem gdy widze rozdział u Ciebie od razu sie uśmiecham. Życzę powodzenia i weny :D
OdpowiedzUsuńzgadzam się w 100%, to opowiadanie jest świetne i naprawdę powinnaś o tym pomyśleć :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"Są demony, jest impreza!" Wygrałaś (a raczej Nathiel wygrał xD)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny, czekam na next <3!
Bang, patrz, ja też jeszcze żyję!
OdpowiedzUsuńNa szybcika skomentuję, bo w sumie czemu nie, skoro jutro ten wielki dzieeeeń! *babeczki na Brackiej ohoho <3*
"Żaden krzew z mackami czy też kolczaste zwierzątko u stóp mnie nie zaskoczy." - No, co do fioletowych krzaczków to bym taka pewna nie była. Mścisław!
" Cała nasza grupa miała ze sobą współpracować, a tymczasem Nathiel szedł na uboczu z nachmurzoną miną i ciął na oślep wszystkie drzewa swoim nożem." - Biedne drzewka. Przypomina mi się Ade eee... jak... właśnie, no. O, jak Even wydał rodzinkę! Też wtedy atakował drzewka!
"Niektóre pod wpływem jego ciosów, kurczyły się i zwijały, jakby czuły ból." - O nieee, zranił Zdzisia!
"Jeżeli przeżyję, to będzie cud." - W takim razie cud powrzechny. *taaak, ja też nie widzę tutaj sensu*
" - Demony-kameleony udające cegły na ścianach zamku? - spytał ironicznie Nathiel - Albo jeszcze lepiej. Wykopały sobie doły, zakryły się trawą i jak tylko tam podejdziemy to wyskoczą do góry i wykrzykną: "Juhu! Czekaliśmy na was! Powiedzcie, że jesteście zaskoczeni!" - Ironia. <3 Ale lepsze byłoby wykrzyknięcie "Niespodziankaaaa!"
" Byliśmy szaleńcami, ale nie wariatami, którzy próbują walczyć z ogniem bez wody." - Zawsze można walczyć z gaśnicą.
" - Nie dajcie się zabić - powiedziała z powagą Amanda. Wszyscy kiwnęliśmy zgodnie głowami." - Przez nią przemówił Haymitch! :o *wow, że ja to jeszcze pamiętam*
" - Nie mamy wyboru - zaczął z westchnięciem Nathiel. Chwilę potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Zarzucił mnie na swoje plecy, wywołując u mnie okrzyk strachu. Zdołałam objąć jego szyję dłońmi i opleść nogami talię, tworząc dobrze znaną pozycję, noszącą nazwę barana." - Przeczytałam banana, huehue. Laura Banan. Laura Banana. Laura Collins - Banana. Laura lubi Pana o naziwsku Banana.
" - Są demony, jest impreza!" - Jest Nathiel, jest głupotaaa! Yaaay~*dlaczego cały czas w głowie mam głos Mietczyńskiego. NIEEEEE*
" - W końcu jestem najprzystojniejszym demonem na ziemi!" - NIE! Bo jest przystojnieszy!
" - Widzisz to, maleńka? Nawet demony uginają się pod ciężarem mojego piękna - powiedział dumnie, przygniatając butem do ziemi cienistą pokrakę." - Mon Dieu, ale mocno kimś zajechało. Już czuję tą czekoladę.
"Zielonooki skrzywił się wyraźnie i przeklął soczyście pod nosem. " - Soczyście, jak to ładnie brzmi. Sok pomarańczowy czy jabłkowy? *Matko, przepraszam, taki podły i cięty nastrój*
" - Jak mogłem spłodzić takiego kretyna - usłyszeliśmy niski, dobrze znany nam głos. Tuż po nim rozległy się głośne, powolne kroki, schodzącego po schodach demona." - No bo wiesz, kiedy kobietę i mężczyznę ogarnia coś takiego jak pożądanie czy też popęd seksualny *WDŻ wiele*, zbilżają się oni do siebie, czując, jak napięcie rośnie *Chana, Chana, Chana, daj banana, nana, nana* i... wiesz, idź kurde poczytaj podręcznik do biologii.
" - Księga Tenebris - zaczął podniesionym tonem głosu mężczyzna, przejeżdżając dłonią po starych kartkach, zupełnie, jakby były najdelikatniejszym jedwabiem " - Mon Dieu, przeczytałam PODNIECONYM. NIEEEEE.
"Od zawsze zastanawiało mnie, jaką moc mogła posiadać rodzina Auvreyów. Nathiel nigdy jej przy mnie nie użył. Czy miała ona związek z tajemniczym, mrocznym dymem? A może to cząstka mocy, którą posiadał każdy z demonów?" - Magia demonów fajną jest. Cem taką. Też mogłabym robić bardzo ciekawe rzeczy *patrz duet day*.
"Czy mam zacząć żałować, że w tej sytuacji nie porwałam ze sobą domestosa? " - Tak. Najlepiej od razu cały magazynek Biedronki.
Eh, znowu muszę przeprosić za ten dziadowy ton. Cały czas mam w głowie głos Mietczyńskiego, a takie uwagi same mi się cisną na język. Na razie może dość. Wezmę się może sama za coś.