poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 69 - "Sprawię, że poczujesz"

Tak, tak, rozdział po dwóch tygodniach. Nic z tym nie zrobię. Rozumiem niecierpliwość niektórych osób i ciągłe pytanie o to, kiedy wstawię nowy rozdział (z tego miejsca dziękuję mojemu zacnemu menadżerowi za odpowiadanie na komentarze). Pracuję nieraz po 12 godzin dziennie i jedyne, o czym myślę po powrocie z roboty to to, że chcę iść spać. Proszę więc o niepoganianie, bo mimo wolnych weekendów, nie jestem w stanie siedzieć wyłącznie przed laptopem. Piszę kiedy mogę.
Rozdział w połowie nudny, w połowie ciekawy. Razem z Cleo stwierdziłyśmy, że wystarczy odrobina głupoty Nathiela i sama jego postać, żeby osłodzić trochę rozdział, tak więc jest. 

POPRAWIONE [28.04.2019]
***

Chaos. Spustoszenie. Zatrata.
Właśnie takie określenia nasuwały się na myśl człowiekowi, który wychylał głowę w stronę umarłego miasta. Przez ostatnie kilka dni patrzyłam na nie przez małe okienko w piwnicy i nie mogłam się nadziwić temu, co widziałam. Przecież jeszcze niedawno ulice przepełnione były zabieganymi ludźmi, auta jeździły jak szalone, a psy szczekały jak opętane nawet późną nocą. Teraz nie było niczego. Nad miastem panował spokój spowity przez mroczną aurę krążących po nim demonów.
Gdy ktoś z nas był wysyłany po żywność czy leki, praktycznie nigdy nie wracał bez szwanku. Pokraki były bardzo czujne. Czekały na nas za każdym rogiem. Jedynym rozwiązaniem wydawała się być podróż do Reverentii, a miała odbyć się już jutro.
Ostatnio pokłóciłam się z Nathielem o moje uczestnictwo w wyprawie. Stwierdził, że wciąż jestem ranna i słaba, więc nie poradzę sobie podczas tak ciężkiej misji. Niestety, musiałam przyznać mu rację. Uszkodzenia wciąż nie pozwalały mi na normalne funkcjonowanie, a co dopiero na walkę z demonami. Pchanie się w paszczę Reverentii to czyste samobójstwo. Nie chciałam jednak zostawiać samym sobie osób, na których mi zależy. Chciałam im pomóc, nawet w niewielkim stopniu. Piekielnie martwiłam się o członków Nox, a najbardziej o szalonego i niezrównoważonego Nathiela, który zamiast wypełnić misję polegającą na odzyskaniu księgi, z pewnością pobiegnie zabijać demony. Kto go wtedy powstrzyma? Nikt.
Opuściłam zasłonę i ruszyłam w stronę sofy, gdzie czekał na mnie stos książek wygrzebanych z małej zakurzonej biblioteczki Hugh.
Przez ostatnie dni, kiedy praktycznie nigdzie nie mogłam się ruszyć, siedziałam tutaj i czytałam, co tylko wpadło mi w ręce. Czas odmierzała mi zawsze świeca, której gaśnięcie oznaczało koniec czytelniczych przyjemności. Niegdyś myślałam, że czytanie w takich warunkach, czyli wśród bladego światła rzucanego na ściany przez wątły ogień, jest klimatyczne, dziś całkowicie zmieniłam zdanie. Zaczynało brakować mi ruchu, a przede wszystkim słońca. Bezczynne siedzenie w jednym miejscu niezwykle irytowało, szczególnie gdy miałam świadomość, iż reszta łowców na co dzień ciężko pracuje. Nawet Nathiel, który notorycznie przeszkadzał mi w czytaniu, nie zdołał poprawić tej sytuacji. Potrzebowałam jakiegoś zajęcia.
Amy, która przeprowadziła się tu wraz z rodziną, w niewielkim stopniu pomagała mojej udręczonej duszy. Jej optymizm lekko przygasł. Można powiedzieć, że spoważniała, choć nie byłam pewna na jak długo. Nie zarażała mnie już radością, nie wykrzykiwała na okrągło: „Patrz jaki przystojniak!”, nie sugerowała, że jestem zakochana w Nathielu. Była do przesady spokojna i potulna. Jakby sytuacja była zbyt poważna, aby mogła się odezwać.
Calanthe widywałam stosunkowo rzadko, choć miałam świadomość, że i ona znajduje się w tym ogromnym, starym domu. Przestała działać w pojedynkę i nareszcie zaczęła współpracować z łowcami. Okazała się dla nich prawdziwą skarbnicą wiedzy, że nie wspomnę o radości tych, którzy znali ją za młodu.
Andi również nie była taka jak zawsze. Nie odstępowała Nathiela nawet na krok i jak tylko ktoś wspomniał, że wyruszamy na misję do Reverentii, zalewała się łzami, wykrzykując, że znowu ją zostawi. Oczywiście nie szczędziła charakterystycznych dla niej, miłych słów w stylu: „I tak zginiesz, mój braciszek cię wykończy!”. Musiałam przyznać, że tak naprawdę każdy zachowywał się w obliczu tej trudnej sytuacji inaczej niż zwykle. Nawet Nathiel chodził bardziej nachmurzony. Chciałam, żeby był taki jak dawniej. Żeby wszyscy byli tacy jak kiedyś, łącznie ze światem.
Siadając na sofie, przykryłam się kraciastym kocem. Sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę ze stosiku. Zatracanie się w świecie fantastyki pozwalało mi zapomnieć o trudnych realiach. Dzięki niemu moje usta choć na chwilę rozszerzały się w uśmiechu. Jak to jednak bywało, w momencie gdy chciałam w niego wniknąć, ktoś niespodziewanie wchodził do pokoju. Nie musiałam odwracać głowy, aby wiedzieć, kto tym razem znajdował się za moimi plecami. Zapach dymu papierosowego niósł się po pokoju, tworząc w powietrzu ulotną chmurę. W Nox paliła tylko jedna osoba.
– Przez te pieprzone demony nie mogę kupować fajek – usłyszałam niezadowolone kobiece burknięcie.
Zamknęłam z cichym puknięciem książkę, którą ledwo otworzyłam.
– To dobry znak. Powinnaś rzucić palenie.
– Palenie to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło.
Podniosłam głowę i spojrzałam w niezadowoloną twarz matki, która przykładała do ust zgniecionego papierosa.
– Niby co takiego w nim jest? – spytałam, unosząc brew.
– Zapomnienie. Podobnie jak w każdym uzależnieniu.
– Ale to krótkotrwałe zapomnienie. Umysł da się oszukać tylko na moment.
– Niektórzy lubią popadać w błędne koło i zapominać krótko po tym, jak sobie przypomnieli.
Usta Calanthe rozszerzyły się w sarkastycznym uśmieszku. Papierosa ugasiła, robiąc dziurę w oparciu i tak już zniszczonej sofy.
– Przynajmniej już wiem, kto zostawia ślady w postaci przypalonych materiałów. – Westchnęłam, uśmiechając się pod nosem.
– Znaczę teren – zironizowała kobieta. Chwilę potem okrążyła sofę i spoczęła na jej drugim końcu, w odpowiedniej odległości ode mnie. Nogi rozłożyła wygodnie na niskim stoliku, a głowę położyła na oparciu kanapy. Jedna z jej dłoni spoczęła w kieszeni czarnych spodni, a druga została przyłożona do ust wraz z kolejnym zabójcą płuc. Dało się zauważyć, że podczas palenia czuje się odprężona.
– Rzadko mnie odwiedzasz – zaczęłam po dłuższej chwili milczenia.
– Nie chcę, żebyś się do mnie przyzwyczajała. – Calanthe nawet na moment nie spojrzała w moją stronę. Uparcie wpatrywała się w sufit. – Nie warto przywiązywać się do ludzi, bo szybko odchodzą.
– Istnieją tacy, którzy zostaną. Nie możemy spisywać wszystkich na straty.
– Kiedyś każdy odejdzie.
– Brzmisz, jakbyś właśnie planowała samobójstwo.
Kobieta spojrzała w moją stronę z rozbawionym uśmiechem.
– Podróż do Reverentii będzie samobójstwem dla nas wszystkich.
– Nathiel myśli inaczej – mruknęłam na boku, przypominając sobie jego uradowaną minę, kiedy starsi członkowie Nox ustalali strategię. Chyba był jedyną osobą, dla której samo wspomnienie podróży do świata demonów było tak fascynujące.
– Po pierwsze ta demoniczna karykatura nie myśli, po drugie… – Moja matka przerwała. Na jej twarz wstąpił podejrzliwie wredny uśmiech. Ugasiła kolejnego papierosa z pomocą starej, niewygodnej poduszki, a potem sięgnęła po następnego. Byłam ciekawa, ile potrafiła ich dziennie wypalić. – Całe Nox trąbi o waszej miłości – zironizowała. Za każdym razem, kiedy mówiła o uczuciach, dało się słyszeć w jej głosie sarkazm.
Słysząc te słowa, poczułam się w jakiś sposób onieśmielona. Policzki, które dotychczas były blade, nabrały rumieńców. Czy naprawdę było widać, że byliśmy w sobie zakochani? Owszem, Nathiel nie krył się ze swoimi wyznaniami, ale o ile mi wiadomo, z moich ust nie padło żadne stwierdzenie, które miałoby zatwierdzić nasz związek.
Już miałam otworzyć usta, gdy Calanthe zaśmiała się w dziwny sposób, tym samym nie pozwalając na moje wypowiedzenie się.
– Nie ma sensu zaprzeczać. Myślisz, że nikt nie widzi, jak niby przypadkiem siadacie obok siebie w jadalni i niewinnie trzymacie się za ręce? – spytała, unosząc do góry brew. – Myślisz, że nikt nie widzi, że zostaje u ciebie na noc? – Z każdym następnym słowem moja twarz nabierała coraz okazalszej barwy. Chciałam zaprzeczyć, ale język ugrzązł mi w gardle. – Albo jak zasypiacie przykryci kocem, przytuleni do siebie jak – tu przerwała, pogardliwie prychając – przyjaciele – dokończyła z nutką sarkazmu. – Tak, wszyscy wiedzą, że jesteście w sobie zakochani.
Westchnęłam cicho, kierując puste spojrzenie na ścianę.
Calanthe miała rację. Właśnie tak to wyglądało. Nie wyrażaliśmy swoich uczuć wprost. To była niebezpieczna granica pomiędzy przyjaźnią a miłością. Obydwoje byliśmy świadomi tego, co czujemy. Zważając jednak na niezbyt lotny umysł Nathiela – wciąż nie dostrzegał, że zaczęłam traktować go jak kogoś więcej niż przyjaciela.
– Czy to coś złego? – spytałam ledwo słyszalnie, zupełnie jakbym bała się odpowiedzi. Cóż, może rzeczywiście się jej bałam.
Calanthe długo milczała. Mogłam się tylko domyślać, jaką w tym momencie miała minę.
– Nie – odpowiedziała wreszcie – ale z doświadczenia wiem, że niełatwo jest żyć z demonem.
– Niełatwo jest go też kochać – powiedziałam cicho, bojąc się, że ktoś oprócz matki mógłby mnie usłyszeć.
– Nie zaprzeczę.
Spojrzałam ukradkiem na Calanthe, która momentalnie się nachmurzyła. Wiedziałam, o kim teraz myśli. Niegdyś darzyła mojego ojca takim samym uczuciem, jak ja Nathiela. Była to jednak miłość jednostronna. Jakie to uczucie zawierzyć komuś cały swój świat, duszę i serce, które w zaskakującym momencie zostaje przekrojone na pół? Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Moja miłość była odwzajemniona, choć może nieco skomplikowana.
– Wciąż go kochasz – stwierdziłam, zaskakując tymi słowami samą siebie.
Nie odpowiedziała na to pytanie. Na jej twarzy pojawił się tylko dobrze mi znany ironiczny uśmiech. Uczucia, jakimi darzyła Aidena, schowała głęboko na dnie swojego chłodnego serca. Nie były one dostępne (i prawdopodobnie nigdy nie będą) dla kogokolwiek, oprócz niej samej. 
– Miłość i nienawiść to bliskie sobie uczucia. Wobec nich łatwo wpaść w skrajność.
Calanthe rozłożyła się wygodniej na sofie i ponownie zaciągnęła dymem z papierosa. Na chwilę przymknęła powieki, zupełnie jakby się bała, że mogę dostrzec w jej oczach coś, co za wszelką cenę chciała ukryć.
Zdążyłam spostrzec jedną rzecz. Gdy tylko zaczynałam temat Aidena, moja matka momentalnie milkła i zapadała w głębokie rozmyślenia. Żałowała tego, że kiedykolwiek się zakochała? A może pomimo upływu tak wielu lat, przeklinała siebie za to, że uczucia były tak trwałe?
Podobnie jak moja rodzicielka zamknęłam oczy. Nasza wszechobecna cisza trwała jeszcze długi czas, aż w końcu w poddańczym geście, wypowiedziałam słowa, które chciała usłyszeć rozmówczyni:
– Kocham Nathiela.
Na twarzy kobiety pojawił się nic nieznaczący uśmieszek.
– Miłość – mruknęła z nutką kpinie w głosie. – Cóż za skomplikowane i chwiejne uczucie.
– Nie podoba ci się to – stwierdziłam rozbawiona.
– Oczywiście – oburzyła się Calanthe. – Jeżeli zechcesz z nim dzielić resztę swojego życia, będę miała wnuków idiotów, latających z nożami za każdym napotkanym demonem. Nathiel to nie jest dobra partia genowa do stworzenia czyjegokolwiek potomka. Takie osoby powinno zamykać się w pokoju bez okien i klamek, zawijając je w biały kaftan. Ewentualnie ubijać już podczas narodzin.  
– Kaftan bezpieczeństwa by mu nie pomógł – odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
– Mu nic by nie pomogło – dodała matka, wyraźnie się krzywiąc. – Poważnie się zastanów.
– Na razie nie chcę myśleć o przyszłości, mamo.
Calanthe umilkła. Wpatrywała się we mnie, jakby nie wiedziała, jakich słów teraz użyć. Wyglądała na odrobinę zaskoczoną. Dopiero po chwili głębszego zastanowienia, zorientowałam się, co takiego powiedziałam. Pierwszy raz odkąd ją spotkałam, nazwałam ją mamą.
Powiedziałam to bez namysłu. Nie planowałam tego. Czy to ten moment, kiedy poczułam już tak silnie przywiązanie, że mogłam nazwać ją matką? Przecież Calanthe nigdy nie zachowywała się jak moja rodzicielka. Rozmowy z nią wyglądały raczej na relacje typowo koleżeńskie, nie rodzinne. Nie widziałam jej w roli matki, przecież całe życie żyłam z Joanne, która z powodzeniem ją zastępowała.
Nim się obejrzałam, Calanthe przeniosła się do pionu. Jej usta rozszerzyły się w dziwnym, niewiele mówiącym uśmieszku. Zastanawiałam się, co teraz myśli. „Nie jestem twoją matką, nie rób sobie nadziei”? Czy może raczej: „Cieszę się, że pierwszy raz mnie tak nazwałaś”? Najwyraźniej się tego nie dowiem. Zawsze była dla mnie zbyt tajemnicza.
– Masz – odezwała się nagle, rzucając mi wyjęte z kieszeni pudełeczko.
Uniosłam do góry brew, wpatrując się w nią pytająco.
– Jeżeli chcesz do jutra stanąć na nogi i zgodnie ze swoim zamiarem pójść z nami do Reverentii, użyj tego.
Zdziwiłam się. Nie sądziłam, że istnieje w tym domu osoba, która będzie za moją podróżą do świata demonów. Wszyscy, z Nathielem na czele, uważali, że ze względu na mój stan powinnam zostać w domu. Myślałam, że Calanthe ma identyczne zdanie. A jednak – myliłam się.
Posłałam jej dziękujący uśmiech. Odwzajemniła go na swój własny ironiczny sposób. Po tym bez słowa podniosła się z sofy i poklepała mnie po głowie. Ta odrobina czułości lekko mnie zdziwiła. Calanthe nie okazywała nikomu uczuć. Była raczej chłodna. Tak samo jak i ja.
– Dobranoc – rzuciłam szeptem w jej stronę.
Drzwi zatrzasnęły się za kobietą.
Moje spojrzenie momentalnie padło na malutkie pudełeczko z tajemniczą maścią. Otworzyłam je. Śliska i błyszcząca maź, która znajdowała się w środku, przypominała mi swoim odcieniem szmaragdowe oczy demonów.
Ufałam Calanthe.
Podnosząc się z łóżka i odkładając małe pudełeczko na szafkę, zaczęłam powoli rozpinać swoją koszulkę. Najbardziej poważna rana znajdowała się w mojej klatce piersiowej, całkiem niedaleko serca. Zawdzięczałam ją mojemu ojcu. Ta mniejsza, ale wciąż uciążliwa, zdobiła mój bok – jej autorstwo przypisywałam Deanielowi.
Gdy już uporałam się z bluzką, przeszłam do odwiązywania bandaża. Oczywiście, jak to w najmniej dogodnych chwilach bywało, ktoś z rozmachem wparował do mojego pokoju. Modliłam się, żeby była to Amy. Ale najwyraźniej zapomniałam, że żaden bóg nigdy nie chciał mnie słuchać.
– Ty wiesz co?! – usłyszałam znajomy, przepełniony zaraźliwą radością głos.
Jęknęłam bezradnie, wewnętrznie się ciesząc, że bandaż nie został do końca rozwinięty, a ja stałam do nowo przybyłego gościa tyłem.
– O – odezwał się już bardziej uspokojony chłopak. – Chyba trafiłem na odpowiedni moment – dodał ze śmiechem. W jego głosie nie słyszałam nawet nutki zażenowania, co w ogóle mnie nie dziwiło. Wciąż się zastanawiałam, czy istniały sytuacje, które mogłyby zawstydzić Nathiela? Chyba jednak nie.
– Jak chcesz, mogę ci pomóc rozebrać się do końca – zawołał wesoło.
Tym razem nie wytrzymałam. Zasłoniłam się ręką i zwróciłam w jego stronę, rzucając go pierwszą lepszą poduszką.
– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś pukał?! – wykrzyknęłam oburzona.
Auvrey złapał w górze lecący pocisk i zaśmiał się szaleńczo.
– Ale właśnie dlatego nie chciałem pukać! Miałem nadzieję, że zastanę cię nagą – odpowiedział, szczerząc się jak do sera.
Nie przejmując się zwisającym ze mnie bandażem, który bliski był rozplątania, ani tym, że byłam ranna, przeskoczyłam przez sofę i rzuciłam się w stronę Nathiela. Miałam ochotę dosłownie go udusić. Przy nim nie miałam nawet odrobiny prywatności. I ja miałabym z kimś takim być? Ten związek nie potrwałby długo…
Niewzruszony Nathiel złapał mnie wpół, nim zdołałam go uderzyć pięścią, i ograniczył moje mordercze ciosy.
– Tego właśnie oczekiwałem – zamruczał niczym kot, tuląc się do nagich pleców. Moja twarz oblała się rumieńcem. Przez chwilę nawet nie wiedziałam, jak zareagować na ten gest. Gdyby było ciemno, a ja nie stałabym tutaj w negliżu, nie miałabym nic przeciwko, choć sytuacja wciąż wydawałaby się może nieco dziwna i zawstydzająca. Gdy byłam jednak półnaga i unieruchomiona – nie wprawiało mnie to w szczególnie wielki zachwyt.
Spróbowałam się wyrwać.
– Hej, w nocy nie narzekałaś! – powiedział oburzony chłopak.
– Wtedy nie byłam goła! – warknęłam.
– Teraz też nie jesteś, ale zawsze mogę sprawić, że będziesz – zaśmiał się.
Miałam dosyć jego głupich żartów. Biorąc szeroki rozmach, walnęłam Auvreya łokciem prosto w żebra. To najwyraźniej pomogło, bo momentalnie mnie puścił.
– Swoje zboczone pragnienia zachowaj dla siebie – syknęłam, odskakując od niego na odpowiednią odległość.
Nachmurzony demon zaczął rozmasowywać obolałe żebro.
– Nie potrafię ich trzymać w sobie, to jest silniejsze ode mnie! – odpowiedział oburzony. – To po prostu musi ze mnie wyjść!
– Jeżeli wysoki poziom testosteronu jest dla ciebie ciężarem, wyżyj się na drzewach, niczego nie poczują. I na dodatek nie będą narzekać. 
– Jak możesz tak mówić o drzewach?! – wykrzyknął Nathiel, przykładając dłoń do ust niczym zdziwiona nastolatka. – One czują!
– Ale ja nie – warknęłam, posyłając mu groźne spojrzenie.
– Och, jak chcesz to sprawię, że poczujesz – odpowiedział uwodzicielskim głosem.
Poddałam się. Przecież doskonale wiedziałam, że nie wygram z głupotą Nathiela. Była silniejsza nawet od tysiąca mędrców świata, zgromadzonych w jednym pomieszczeniu. Zabijała lepiej niż broń nuklearnej zagłady.
Trzęsąc głową z niedowierzaniem, ruszyłam w stronę stolika, gdzie leżała maść.
– Wyjdź. Wyjdź i nie wracaj przynajmniej przez kolejną godzinę.
– Dlaczego? – spytał czarnowłosy, który w mgnieniu oka znalazł się przy sofie, o którą wsparł się łokciami. Dłonie przysunął do policzków, które ścisnął, jakby był małym uśmiechniętym chomikiem z ustami wypełnionymi jedzeniem.
– Chcę nasmarować maścią rany.
– Mógłbym ci pomóc – szepnął chłopak, nachylając się tuż nad moim uchem. Sądząc po cichym parsknięciu, które wydał chwilę potem, stroił sobie ze mnie żarty. I wcale mnie to nie dziwiło.
Zamachnęłam się w jego stronę dłonią z zamiarem sprzedania mu soczystego ciosu, on jednak w porę się uchylił, chwytając szybko za moją rękę. Jego usta rozszerzyły się w diabelskim uśmiechu, a oczy zabłyszczały jak dzieciaka, który szykował się do pożarcia potrójnie czekoladowych lodów.
– Ja tylko mówię to, co myślę – odpowiedział spokojnie, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Nadmuchałam zarumienione policzki, próbując powstrzymać się od nagłego wybuchu emocji. To jednak nie pomogło. Aria niezrównanych obelg samoczynnie wypłynęła z moich ust.
– Ty niedorobiony, demoniczny świrze! Zboczony sadysto zabijający świat swoją głupotą! Ty anarchiczny, zielonooki potworze! Kretynie z przepalonym mózgiem! – darłam się. – Gdyby ludzie byli chodzącymi elektrowniami, mogliby zasilać twoją tępotą cały kontynent! – Zdecydowanie nie miałam kontroli nad tym, co mówię. – Wracaj do swojego absurdalnego świata z frytkami na drzewach! Zgiń! Przepadnij! Daj mi wreszcie święty spokój i generalnie to krzyż ci na drogę, prosto w tylny aspekt osobowości!
– Kocham cię – usłyszałam w odpowiedzi.
– Ani trochę mnie to nie obchodzi! – wykrzyknęłam, nie przejmując się słowami, które brzmiały naprawdę szczerze. – Bardziej interesują mnie głodujące w Afryce dzieci niż kretyn rzucający okruchami głupoty w moją stronę! Udław się nią, wiesz?! Bo ja już…
Nim zdołałam dokończyć koncert obelg, chłopak jak gdyby nigdy nic przybliżył się do mnie i złożył na ustach krótki pocałunek. Moje serce szybciej zabiło. To trwało zaledwie sekundę, ale tyle wystarczyło, abym się zamknęła.
Gdy Nathiel wpatrywał się w moją twarz, triumfując swoje zwycięstwo, ja miałam rozdziawioną buzię i nie mogłam z siebie wyrzucić nawet jednego słowa.
– W takim razie przyjdę za godzinę – oznajmił wesoło, i jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę drzwi.
Bezczelny cham. Wiedział, jaki chwyt zastosować. Tylko jego morderczy pocałunek był w stanie zamknąć na dobre moje usta.
Kiedy Nathiel już wyszedł, czy może raczej wyskoczył radośnie z pokoju, nucąc jakieś dziwne piosenki, opadłam na sofę, zakrywając dłońmi twarz.
– Nie zniosę tego dłużej – jęknęłam do siebie.
O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybym nie zdała sobie sprawy z tego, że jestem zakochana. Do tej pory ataki Nathiela odpierałam z pełną gracją oplecioną przez sarkazm, dziś tylko rumieniłam się na jego słowa i rzucałam na niego z pięściami jak małe dziecko. Czasami miałam wrażenie, że przez bliskość tego skretyniałego demona stałam się taka jak on. Jeszcze brakowało, żebym obrażała się na cały świat jak mała dziewczynka, której nie kupiono lalki Barbie w sklepie z zabawkami.  
Odkryłam twarz, kierując swoje bezradne spojrzenie ku sufitowi. Czułam ogromny niepokój i to nie tylko w związku z jutrzejszą wyprawą. W dużej mierze dotyczył on Auvreya. Czy wyznanie miłości coś między nami zmieni? Czasem chciałabym bez zawstydzenia patrzeć mu w oczy i oddawać się jego zachłannym pocałunkom. Wiem, że gdybym zrobiła to już teraz, ogromny ciężar spadłby mi z serca. Nie wiedziałam jednak, jak potoczy się misja w Reverentii. Dlaczego miałabym komuś dawać zbędne nadzieje, skoro lada moment mogłam zginąć? Przysięgłam sobie, że wytrzymam do czasu, gdy nasza bitwa się nie zakończy. To bardzo trudna i osobista misja, którą niestety musiałam jakoś przetrwać. Teraz powinnam raczej zająć się ciałem, nie duszą.
Biorąc głęboki wdech, przeniosłam się do pozycji siedzącej. Ręką sięgnęłam po maść. Upewniając się, że nikt nie zamierza wejść do mojej tymczasowej siedziby, rozwinęłam do końca bandaż i zaczęłam smarować rany. Początkowo myślałam, że będzie szczypać, dlatego zapobiegawczo zacisnęłam zęby, jednak szybko się okazało, że maść przynosi ukojenie. To dziwne, ale nagle poczułam się dziwnie odprężona i na dodatek śpiąca. A co jeśli moja matka specjalnie podarowała mi to puzderko? Może wcale nie chciała, żebym szła do Reverentii? Może po prostu pragnęła mnie zatrzymać tak samo jak i reszta członków Nox?
Choć nie byłam wierząca, modliłam się o to, abym nie została oszukana. Inaczej przeklnę siebie za brak uczestnictwa w najważniejszej misji, jaka miała się wydarzyć w moim życiu.

11 komentarzy:

  1. Cześć, Naff :) Wszystkiego dobrego w Dniu Dziecka!

    Dasz wiarę, że przeczytałam ten rozdział o czwartej nad ranem? Ostatnimi czasy znowu budzę się po kilka razy w ciągu snu, postanowiłam o tej czwartej sprawdzić, czy dodałaś rozdział, przeczytałam go i po cichu jarałam się Nathielem. Zboczony Nathiel to głupi, fajny Nathiel <3
    Nie dziękuj tak, ja tylko wykonuję swoją pracę menadżera :P A to "zacny" to chyba przesada ;)
    Biorę się teraz za komentarz, muszę wrócić do treści, bo są fragmenty, do których będę się odwoływać.

    Umarłe miasto i mnie strasznie podobają się opisy :)
    Nathiel nie puści Laury do Reverentii nie tylko ze względu na jej stan fizyczny, ale i przez strach o nią. Zakochany głupiec. Dobrze wie, że ona i tak tam pójdzie.
    A te świece to może Królik gasi, gdy Laura nie patrzy? :o
    Amy. Zmieniła się. Choć może to złe słowo. Raczej spoważniała. Jej dotychczasowy optymizm ustąpił miejsca dorosłości i relizmowi, którego jest świadkiem. Ale gdy to wszystko się skończy, pewnie wróci ta sama radosna nastolatka, od której chce się przejąć ten entuzjazm.
    Calanthe! Przyznam, że ta rozmowa matki z córką bardzo mi się podobała :) Jest sarkazm, ale nie występuje on w walce, a w pogawędce dwóch ironicznych osób. To po Cal blondynka przejęła cięty język i chłód. Coś musiała :3
    " - Całe Nox trąbi o waszej miłości " - nazwane po imieniu przez kogoś, kto to obserwuje z boku. Czyli to musi być prawda, nieważne, co mówią o tym sami zainteresowani.
    " - Nie ma sensu zaprzeczać - stwierdziła - Myślisz, że nikt nie widzi, jak niby przypadkiem siadacie obok siebie w jadalni i niewinnie trzymacie się za ręce, wmawiając sobie, że to tylko przyjaźń? - spytała, unosząc do góry brew - Myślisz, że nikt nie widzi, kiedy przychodzi do ciebie wieczorem, a ty prosisz go, żeby został na noc, bo boisz się zasnąć?" - uśmiechnęłam się, gdy to przeczytałam. Głównie to zasługa tego fragmentu o trzymaniu się za ręce. Tu niby Nathiel jest obrażony niczym nastolatka, a jednocześnie daje jej taką dozę bliskości jak nikt inny. Urocze <3
    Nie ma niczego złego w miłości. Zło pojawia się, gdy z miłości krzywdzimy innych.
    Calanthe i Aiden. Coś ich połączyło. Z jej strony miłość z jego fascynacja i chęć przyjemności. Ciekawe, czy pomyśleli, jaki to może przynieść owoc?
    " - Kocham Nathiela." - po raz pierwszy nazwane dosłownie. Uczucie i osoba, którą się ją darzy, złożone w jedno zdanie. Nareszcie! <3
    " - Nie podoba ci się to - stwierdziłam rozbawiona.
    - Oczywiście - oburzyła się Calanthe - Jeżeli zechcesz z nim dzielić resztę życia, będę miała wnuków-idiotów, latających z nożami za każdym napotkanym demonem. Nathiel to nie jest dobra partia genowa do stworzenia czyjegokolwiek potomka - prychnęła - Takie osoby powinno zamykać się w pokoju bez okien i klamek, zawinięte w biały kaftan bezpieczeństwa.
    - Kaftan bezpieczeństwa by mu nie pomógł - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
    - Poprawka. Mu nic by nie pomogło - dodała matka, krzywiąc się wyraźnie - Poważnie się zastanów.
    - Na razie nie chcę myśleć o przyszłości, mamo - westchnęłam." - mimo że znam tę przyszłość, podoba mi się rozmowa o Nathielu. Jego wady są widoczne dla wszystkich, a jednak bierze on udział w życiu dziewczyny. A nazwanie Cal mamą - chyba nadszedł czas, gdy łowczyni zaczęła godnie zastępować Joanne. Nigdy nie będzie taka, jak ona, ale da Laurze poczucie bezpieczeństwa i matczynej miłości.
    Nie mogę oczekiwać od Cal zbytniej czułości, ale nawet dłoń na głowie córki już o czymś świadczy. No i to pudełeczko z maścią - łowczyni chce, by Laura brała udział w wyprawie, widzi w niej kogoś, kto może być członkiem Nox.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, czego się spodziewać (ta rozmowa ze spoilerami na fejsie), ale i tak się jaram! <3 Bo zboczony Nathiel :3 I rozdział 69. To nie może być przypadek... Okay, ogarniam się, za dużo skojarzeń. Czasami wciąć chciałbym być niewinnym dzieckiem, które nie widzi drugiego dna.
      " - Jak chcesz, mogę ci pomóc rozebrać się do końca - zawołał wesoło chłopak." - jak chcesz, mogę cię zdzielić w tę przystojną, demoniczną twarz :P
      "- Ale właśnie dlatego nie chciałem pukać! Miałem nadzieję, że zastanę cię kiedyś nago w pokoju - odpowiedział, szczerząc się jak do sera." - bo szczerość w związku to podstawa. Chwila, w jakim związku?
      Laura się rumieni, królowa lodu czuje zażenowanie. Huehuehue.
      " - Hej, w nocy nie narzekałaś! - powiedział oburzony chłopak.
      - Wtedy nie byłam goła! - warknęłam.
      - Teraz też nie jesteś, ale zawsze mogę sprawić, że będziesz - zaśmiał się Nathiel." - gdyby nie to, że leżałam w łóżku, czytając to, pewnie bym glebła xD Bo głupota Nathiela i ratunku już dla nikogo nie ma.
      " - Nie potrafię ich trzymać w sobie, to jest silniejsze ode mnie! - odpowiedział oburzony - To po prostu musi ze mnie wyjść!
      - Jeżeli wysoki poziom testosteronu jest dla ciebie zbyt ciężki do przejścia, wyżyj się na drzewach, niczego nie poczują - mruknęłam.
      - Jak możesz tak mówić o drzewach?! - wykrzyknął Nathiel - One czują!
      - Ale ja nie - warknęłam, posyłając mu groźne spojrzenie.
      - Och, jak chcesz to sprawię, że poczujesz - odpowiedział iście seksownym tonem głosu, mój towarzysz." - i drugi fragment, w którym zastanawiałam się, czy głupota Nathiela jest wrodzona, czy może ten demon coś bierze, by mieć taką głupią gadkę. Niemniej go kocham! ^.^
      To "Kocham cię" jest tak pięknie wplecione, że aż mam ochotę powiedzieć: AWW *_____*
      " Nim zdołałam dokończyć swój potężny dis skierowany w stronę Nathiela, chłopak jak gdyby nigdy nic, przybliżył się do mnie i złożył na ustach krótki pocałunek." - Podczas rozmowy nastolatków przemknęło mi przez myśl, że pocałunek bardzo by mi tu pasował, jednak byłam pewna, że go nie będzie. Zaskoczyłaś mnie nim i za to bardzo Ci dziękuję! :* Jeszcze jakiś czas temu nie potrafiłam w pełni wyobrazić sobie Laury i Nathiela jako pary - przecież to woda i ogień! A raczej lód - ale teraz nie wyobrażam sobie, by mieli razem nie być ;3
      " - W takim razie przyjdę za godzinę" - to brzmi jak ostrzeżenie przed seksualną napaścią... Okay, mój mózg zaczyna mnie przerażać tak samo, jak głupota Nathiela.
      "Wciąż wpatrywałam się w jego plecy, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobił. Bezczelny cham. Nie zaprzeczę jednak, że zastosował dobry chwyt. Tylko jego morderczy pocałunek był w stanie zamknąć moje usta." - czyli nie do końca Laura jest zła, a odrobinę pod wrażeniem, że Nathiel znalazł sposób, by nie pozwolić na więcej wyzwisk. Choć one w wykonaniu Collins są świetne! <3
      Jak dla mnie Nathiel sprawił, że Laura wreszcie zachowuje się jak nastolatka, a nie trzydziestopięciolatka z ciężarem doświadczenia życiowego na barkach.
      " Czy gdy wreszcie wyznam mu miłość, coś między nami ulegnie zmianie?" - tak. Nathiel oszaleje ze szczęścia i zacznie planować wasz ślub, liczbę dzieciaków, które mu urodzisz i pójdzie pozabijać kilka demonów. Coś pominęłam?
      Ale właściwie ta chęć wyznania uczuć może być tym, co przytrzyma przy życiu w Reverentii. Chęć powrotu, by wyznać prawdę noszoną w sercu.
      Ja też mam nadzieję, że ta maść nie działa usypiająco. Przecież Laura musi iść do świata demonów pilnować porywczego Auvreya. Bo jak dojdzie do spotkania z Vailem, to młodzieniec raczej za siebie ręczyć nie będzie.

      Co z tego, że po prawie dwóch tygodniach? Ważne, że w rozdziale coś się dzieje, że wywołuje on u mnie jakieś emocje, no i ma swoją ciekawą długość ;)
      Strasznie mi się podoba, głównie dlatego, że jaram się Nathielem.

      Czekam na nn ^^
      Ściskam! :*

      Usuń
    2. I nawzajem, wesołego dnia dziecka <3 *swój spędzę w Macu, robiąc cheesy dla dzieci XDDDD LOOOL*. Jezusie, 4 nad ranem? Cleo, rządzisz :o.
      Dzięki twoim komentarzom, Cleo, dostrzegam drugie dno własnego pisania XD. Co do rozdziału... huehuhe... 69. Sama się śmiałam do Arusia, że taka iście magiczna liczba *oczywiście spojrzał na mnie jak na debila XD*, zboczony Nathiel nawiązał się tu jednak przypadkiem XD! No, patrz!
      Czekaj, skoro Nathiel jest postacią, którą piszę to nie oznacza to, że ja też coś biorę :O?! *ćpiem olej w Macu!*
      Och, przecież pisałam ci Cleosiu, że pocałunek będzie ^___^. A ty mi nie uwierzyłaś *sniff sniff*.
      Dla mnie na samym początku Lauriel też dziwnie wyglądało w wyobraźni w relacji typowo miłosnej. Później im dalej w to brnęłam, tym bardziej do siebie pasowali :3. Jednak wciąż mam problemy z "3/4 demona"! Tam już mają zuuuupełnie inne relacje :o. Aż się boję o nich pisać. Mam nadzieję, że ich nie zepsuję!
      O, dokładnie! Laura w końcu zachowuje się jak nastolatka ^___^.
      Następny rozdział postaram się wstawić szybciej <3 chociaż... będzie już on dla mnie trudniejszy do napisania ;____; zaczynają się największe jaja.

      Usuń
    3. Dasz radę ;) Będę trzymać kciuki!

      Usuń
  2. HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHH!!!!
    Musiałabyś widzieć miny całej klasy, kiedy w samym środku zajęć wybchłam śmiechem XD Nathiel <3
    No, wreszcie zaczyna się coś dziać. NARESZCIE Laura zrozumiała, że kocha swojego (i przy okazji mojego) uwielbionego idiotę :P
    Twoje teksty... skąd ty je bierzesz??? Już dwa razy obrzuciłam dzisiaj znajomego wyzwiskami, zaczerpniętymi z tego opowiadania *mam nadzieję, że się nie gniewasz* i wyszły tak... naturalnie :D
    EEchhhhhhhhhhh... kiedyś ukradnę ci nieco talentu :P Śpij czujnie XD
    Calanthe jako matka przyjaciółka... cudowna. Widać, że chyba zaczyna jej nieco zależeć... dlaczego czuję, że ją zabijesz???
    A teraz, tak na koniec, szybki skrót: jeśli zabijesz Nathiela (!!!)(<3<3<3), Laurę (!!!), Amy lub Sorathiela to cię znajdę i wtedy nawet ta cała zgraja demonów, ba, nawet Reverentia - to wszystko wyda ci się dobranocką :D
    To ja czekam na nn ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  3. Lauriel forever! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to, choć ja nadal chodzę do szkoły |D
    U mnie tam nie ma rozdziału x tygodni, bomisieniechce. Nie rób sobie z tego bloga pracy, bo się tylko zniechęcisz. Pisz kiedy chcesz, wolę rozdziały co miesiąc, ale dobre, a nie co tydzień, ale sflaczałe (dla sprostowania: nigdy takiego u Ciebie nie przeczytałam). Także no, miłej pracy i mam nadzieję, chwili wytchnienia.

    Kyu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy chodziłam do szkoły, życie było łatwiejsze ;____; wtedy mogłam powiedzieć: nie piszę bo mi się nie chcę. Dziś powiem: chcę pisać, ale nie mam kiedy ;___;
      nie piszę na siłę, piszę kiedy mogę i mam trochę weny :3 zazwyczaj gdy ich nie mam - czekam do następnego dnia!

      Usuń
  5. Rozdział 69 i głupie teksty Nathiela – przypadek? Nie sondzę! Bo 69! 69! HAHAHAHA, WSPANIALE! *gimby wiele* 69.
    I w tym momencie musiałam zrobić krótką przerwę. Zrobiło mi się strasznie gorąco *ciekawe dlaczego*. Dziękuję sobie, że wrzuciłam w tym tyglu dezodorant do plecaka, dzięki czemu nie musiałam ganiać po niego na dół.
    „ - Nie ma sensu zaprzeczać - stwierdziła - Myślisz, że nikt nie widzi, jak niby przypadkiem siadacie obok siebie w jadalni i niewinnie trzymacie się za ręce, wmawiając sobie, że to tylko przyjaźń? - spytała, unosząc do góry brew - Myślisz, że nikt nie widzi, kiedy przychodzi do ciebie wieczorem, a ty prosisz go, żeby został na noc, bo boisz się zasnąć?” – Taa, boi się zasnąć. >D Dziwne skojarzenia tak bardzo. To wszystko przez Chanę!
    „ - A potem zasypiacie przykryci kocem, przytuleni do siebie jak - tu przerwała, prychając - przyjaciele - dokończyła z nutką sarkazmu - Tak, wszyscy wiedzą, że się kochacie.” – Oh, to takie słodkie. Zaraz się rozpłynę.
    „ - Kocham Nathiela.” – BANG! JA też! >D Wszyscy go kochamyyy!
    „ - O - odezwał się już bardziej uspokojony chłopak - Chyba trafiłem w odpowiedni moment - dodał ze śmiechem. W jego głosie nie słyszałam nawet nutki zażenowania. Gdy mi było głupio z powodu zaistniałej sytuacji, on zareagował na to jak na jedzenie ziemniaków na obiad. To znaczy: zwyczajnie, rutynowo” – Ej, tu nie ma kropeczki ;____; I… buahaha. >D Znowu mi się przypomina Lemice. [*]
    „ - Jak chcesz, mogę ci pomóc rozebrać się do końca - zawołał wesoło chłopak.
    Tym razem nie wytrzymałam. Zasłaniając się ręką, zwróciłam się w jego stronę i rzuciłam go pierwszą, lepszą poduszką, znajdującą się pod moją ręką.” – No, ja nie powiem, kogo mi to przypomina! Hihihi.
    „ - Ale właśnie dlatego nie chciałem pukać! Miałem nadzieję, że zastanę cię kiedyś nago w pokoju - odpowiedział, szczerząc się jak do sera.” – Ah, te złudne nadzieje. Próbuj dalej, Nath. Może kiedyś *klep go po ramieniu*.
    „ - Hej, w nocy nie narzekałaś! - powiedział oburzony chłopak.
    - Wtedy nie byłam goła! - warknęłam.
    - Teraz też nie jesteś, ale zawsze mogę sprawić, że będziesz - zaśmiał się Nathiel.” – Buahahah. XD Rypię. To też mi jakiś tekst przypomina.
    „ - Nie potrafię ich trzymać w sobie, to jest silniejsze ode mnie! - odpowiedział oburzony - To po prostu musi ze mnie wyjść!
    - Jeżeli wysoki poziom testosteronu jest dla ciebie zbyt ciężki do przejścia, wyżyj się na drzewach, niczego nie poczują - mruknęłam.
    - Jak możesz tak mówić o drzewach?! - wykrzyknął Nathiel - One czują!
    - Ale ja nie - warknęłam, posyłając mu groźne spojrzenie.
    - Och, jak chcesz to sprawię, że poczujesz - odpowiedział iście seksownym tonem głosu, mój towarzysz.” – Ej, może demony mają więcej testosterony w sobie? Może nie potrzebują tajemniczych niebieskich tabletek na taką ładną literkę v, boooo… Bo tak? >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „ - Masowałbym - szepnął chłopak nad moim uchem, powstrzymując się od wybuchnięcia gromkim śmiechem.” – A ja szarpałabym jak Reksio szynkę. ( ͡͡° ͜ ʖ ͡°)
      „ - Ty niedorobiony, skretyniały, demoniczny świrze! - wrzasnęłam - Zboczony sadysto, zabijający świat swoją głupotą! Ty anarchiczny, zielonooki potworze! Mendo ze spalonym mózgiem! - darłam się dalej, nie za bardzo zdając sobie sprawę z tego, co mówię - Gdyby ludzie byli chodzącymi elektrowniami, mogliby zasilać twoją tępotą cały kontynent!” – Ekhm, ja nie powiem, kogo mi to przypomina. <3
      „ Nim zdołałam dokończyć swój potężny dis skierowany w stronę Nathiela, chłopak jak gdyby nigdy nic, przybliżył się do mnie i złożył na ustach krótki pocałunek. Moje serce szybciej zabiło, a umysł opanował nagły chaos. Pocałunek trwał zaledwie sekundę, ale zdołał zamknąć moje usta pełne obelg.” – Może i trwał zaledwie sekundkę, ale zdążył sprawić, że się uśmiechnęłam huehue.
      „Ta świadomość ciąży mi tylko w głowie i nie pozwala na trzeźwe działanie.” – Takie dziwne spostrzeżenie: weźmy tylko trzy pierwsze wyrazy zdania. >D
      Oh, taki cudny rozdział. <3 Bo Lauriel huhu.
      Ogólnie to tak patrzę na komentarze innych i… ej, jaka ja jestem zdechła. D: Nie umiem już pisać fajnych komentarzy, nie jestem już śmieszna *sniff*. Idę się pociąć kurde koktajlem.
      Lecem dalej! Jeszcze jeden rozdział.

      AMONIAK.

      Usuń