Naff się cieszy, bo pojawia się
Aren. Aren jest fajny. Aren musi być fajny. Znam takiego Arena i nawet z nim
mieszkam. Fajnie jest mieć Arena w domu (za dużo Arenów lol). Mam trzy
rozdziały na plusie. Wow. Zaczęłam pisać "W cieniu ognia". Wow. Ale
niedługo się skończy, bo studia.
PS. Tak, powstał problem z
formatowaniem tekstu, blogger po prostu mi oszalał. Na szczęście znalazłam rozwiązanie. Nie zmieni to jednak faktu, że nienawidzę bloggera. Blogger ssie.
***
– Zaśnij dla tatusia, mendo moja mała!
Jak powąchasz me skarpety to będziesz spać do rana!
Słowa wymyślonych przez Nathiela piosenek, niosły się po całej organizacji.
Przykładny ojciec chodził po domu ze swoją córką w ramionach, która wyjątkowo
tego dnia odpuściła sobie płacz.
Był pewien, że to przez ten magiczny, gumowy gryzak w kształcie banana, który
już drugą godzinę trzymała w buzi. Ewentualnie to te magiczne mikstury od la
bonne fee, które wczoraj dostała. Nie, jednak chodziło o gryzak. Mikstury ssą.
Zmęczony, ale szczęśliwy Auvrey
kołysał swoją córką, która wesoło do niego szczebiotała. Pielucha – nieodłączny
element jego ojcowskiego wyglądu – zwisała z prawego ramienia, w
kieszeni jak zawsze siedziała butelka z mlekiem, druga kieszeń była zapchana
zabawkami. Dziś było na tyle gorąco, że pozwolił sobie chodzić bez koszulki.
Aura patrzyła na jego klatkę piersiową jak na klatkę piersiową kosmity i nie
raz uderzała go z oburzeniem gryzakiem. Nathiel był pewien, że była głosem
rozsądku Laury – gdzieś z oddali słyszał jej karcący głos: „załóż tą
koszulkę, nie jesteś w organizacji sam!”. A może Aura była zazdrosna o ojca?
Zazwyczaj gdy byli w domu sami, nie protestowała i z chęcią usypiała na ciepłej
klacie taty. Dzisiaj w ogóle była jakaś inna. Energiczna i ciekawa świata. Nie
interesowało ją tylko jęczenie i zawodzenie. Z ochotą pokazywała też, że coś
jej nie pasuje.
– Aura taka słodka, Aura jest kochana, będzie kiedyś z tatą, ubijać demony do
rana! – śpiewał dalej Auvrey.
– Powinieneś śpiewać jej ładniejsze piosenki – odezwał się Ethan, który od
dłuższego czasu siedział w salonie i przysłuchiwał się znad gazety twórczości
Nathiela. W ręce dzierżył kubek kawy. Jego ciemne, brązowe oczy śledziły drobny
druk w papierowym magazynie. – Myślisz, że dzieci nie rozumieją co się do nich
mówi?
– I mówi to osoba, która nigdy nie miała dziecka – prychnął w odpowiedzi
Nathiel. – Nie słuchaj brzydkiego pana żula Ethana – powiedział słodkim głosem
ojciec, smyrając córkę po małym nosku. Aura zaczęła się głośno śmiać i bić go
gryzakiem.
Ethan przewrócił oczami.
Naprawdę dziwił się jak ktoś taki mógł spłodzić dziecko inteligentnej osobie.
Miał nadzieję, że jego córka nie odziedziczy po nim genu głupoty. Nie życzył
temu żadnemu dziecku.
Ciemnowłosy upił łyka kawy z czarnego kubka. Istnieje plotka, że nie da żyć się
bez uzależnienia. Gdy wreszcie oduczył się sięgania po alkohol, zastąpiła mu go
kawa. Teraz pił ją trzy lub cztery razy dziennie. Nathiel nieraz powtarzał:
„siądzie ci serce, stary żulu”, ale on się tym nie przejmował. Kawa nie działa
na niego zabójczo. Nawet go nie pobudza, po prostu jest smaczna.
Ethan zdążył się już przyzwyczaić do nowego życia. Odrzucił na bok wszystkie
wspomnienia i ból, żeby znów pomagać ludziom. Nie wiedział tylko jak tak mała i
martwa organizacja miała cokolwiek zdziałać. Niełatwą rzeczą było przyciągnąć
nowych członków. Sorathiel nie werbował nikogo od pięciu lat. Twierdził, że
póki demonów w okolicy było mało, a departament się rozpadł, nie warto było ich
przyjmować. Teraz przydałoby się obudzić. W końcu nie wiedzieli kiedy nowy
departament zaatakuje. Nie wiedzieli też jak wygląda i jak potężny jest. Muszą
się pospieszyć.
Ethan wpadł
na pewien pomysł. Od dawien dawna pół demony wszelakiej maści kryją się po
kątach miasta, pragnąc uciec od kary jaką nałożyła na ich istnienie Reverentia.
Zdążył już zrobić pewne rozeznanie i znalazł kilka ukrytych pół demonów, które
będą mogli przekonać do współpracy. Każda pomoc przecież się przyda.
– Robimy
samolot! – wrzeszczał Nathiel, podrzucając swoją córkę do góry.
Czy ten
kretyn nie wie, że dzieci pod jedzeniu się nie podrzuca? To się źle dla niego
skończy.
Tak jak
Ethan podejrzewał, wielka plama soczystych wymiocin wylądowała na półnagim
Nathielu. Miał ochotę parsknąć śmiechem, ale tylko uśmiechnął się znad kubka.
Gazetę którą czytał odłożył na bok, teraz zaczął przeglądać dokumenty, które
zgromadził dla Sorathiela.
– Aura! –
wydarł się na całą organizację Auvrey. – Musiałaś?!
– Nathiel,
nie krzycz na nią! – odezwał się z kuchni głos rozsądku, zwany Amy.
– Wciąż się
uczy – burknął pod nosem Ethan znad papierów, raczej do siebie niż do
kogokolwiek.
Kiedy
demoniczny ojciec starał się zetrzeć z siebie dzisiejsze śniadanie córki, w
salonie pojawił się Sorathiel. Mężczyzna bez chwili namysłu rzucił mu na stół
wszystkie ważne papiery dotyczące misji.
Blondyn
zasiadł na sofie i od razu zajął się ich przeglądaniem.
– Aren
Popel, Iris Abbey, Blake Caileigh, Penny Low – wymieniał pod nosem. – Świetna
robota.
Ethan skinął
głową.
– Do usług.
Auvrey
nachylił się nad sofą i zaczął się przyglądać kartką z nachmurzonym wyrazem
twarzy. Aura w tym czasie ciągnęła go za włosy i szczebiotała.
– Będą
jakieś dziewczyny? – spytał.
– Nie ma
twojej ukochanej i już ją zdradzasz na prawo i lewo? – spytał Ethan, unosząc
brew do góry.
Nathiel
wyprostował się dumnie i odpowiedział:
–
Oczywiście, że nie. W moim życiu są tylko dwie ważne dla mnie kobiety. Laura i
Aura.
Spojrzał na
swoją córkę z niewyobrażalnie wielką dumą. Ona najwyraźniej miała to daleko w
poważaniu. Dalej wesoło ciągnęła swojego ojca za włosy.
– Śliczne
mam włoski, co nie, maleńka? – Auvrey puścił jej oczko i zachichotał.
Sorathiel i
Ethan uśmiechnęli się pod nosem, jednak nic nie odpowiedzieli. Mieli teraz inne
sprawy na głowie. Wciąż nie ustalili kto pójdzie porozmawiać z pół demonami.
– Co ty na
to, aby wesprzeć się la bonne fee? – spytał Ethan.
– Dlaczego
nie – odpowiedział Sorathiel, uśmiechając się pod nosem. – Nathiel – zaczął,
obracając się w tył, gdzie jego przyjaciel trzymał w zębach gryzak córki. Nie,
nie był zaskoczony, to w końcu Nathiel. – Mamy misje. Nie chcesz przypadkiem
odpocząć od opieki nad Aurą?
Demon
wypuścił z buzi gryzak przez co wylądował na podłodze z piskiem rozpaczy. Aura
zaczęła płakać, a on otworzył buzię i rozszerzył oczy, jakby zobaczył Boga.
Nikt nie spodziewał się, że padnie na kolana i powie:
– Przywróć
mnie do życia, stary.
***
– Jak ja się
dałem na to namówić?
Auvrey
prychnął głośno pokazując swoje niezadowolenie towarzyszkom niedoli. Dwie la
bonne fee wymieniły znaczące spojrzenia.
– Karty
tarota podpowiadają mi: „przywróć mnie do życia, stary” – powiedziała Madlene,
wyraźnie się chmurząc. – Cokolwiek to oznacza.
– Zamknij
się i schowaj te karty – warknął chłopak, spoglądając z nienawiścią na talię
trzymaną w dłoni czarodziejki. Tak jak kazał, tak uczyniła.
Kiedy
Nathiel zgodził się na misję, nie sądził, że przyjdzie pracować mu z
czarodziejkami. Myślał, że raczej wyślą go na jatkę z demonami, żeby trochę
sobie pozabijał i odprężył się, a tu proszę: jakaś dziwna misja związana z
naborem nowych członków. Przypadł im w udziale jakiś pół demon wiatru i wody o
imieniu Aren i dziwnym nazwisku Popel. Co za gość w ogóle? Na zdjęciu w aktach
wyglądał jak czyste uosobienie chłodu i spokoju. Aż go zmroziło od tego
spojrzenia. Na dodatek mieszkał na jakimś totalnym zadupiu miasta. Z drugiej
strony Nathiel mu się nie dziwił. Każdy pół demon starał się uciec najdalej jak
mógł od departamentu. Oczywiście rzadko im się to udawało i tylko nieliczni
przetrwali. Jednym z najlepszych przykładów był właśnie Aren. Jego dokumenty
wykazały, że wychowuje się w świecie ludzi od dziecka, a w Reverentii był tylko
do piątego roku życia. Nie ma rodziny, mieszka zupełnie sam w małym domku
nieopodal lasu. Jest rówieśnikiem Marthy, Alexandry i Madlene. Tylko tyle
zdołał zapamiętać, więcej nie trzeba mu było. Przeczytał to tylko dlatego, że
Sorathiel mu kazał. Zalecał mu też spokojną rozmowę i tłumaczenie albo
zamknięcie się i posłuchanie tego, co będą mówić Madlene i Patricia. Oczywiście
nie miał zamiaru go słuchać.
– To jak,
bierzemy tego całego babola za fraki i jazda?
– A więc to
ON? – spytała Mad.
– A co,
podjarana wizją faceta? Pewnie żaden się koło ciebie nie panoszył – prychnął
Auvrey.
– Ciesz się,
że ciebie zechciała przynajmniej jedna osoba – mruknęła nachmurzona dziewczyna.
– I to
najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem – odpowiedział z dumą.
– Zabierz go
ode mnie, Pat.
Mad
spojrzała bezradnie na zamyśloną przyjaciółkę. Doskonale wiedziała, że jej nie
słucha i domyślała się z jakiego powodu. Nie miała tylko pojęcia, dlaczego non
stop wgapia się w Nathiela. Faktycznie, był bardzo podobny do Soriela, ale to
raczej kwestia tego, że obydwoje są demonami. Wszystkie demony są takie same,
prawda?
Auvrey
poczuł na sobie ten wzrok. Miał już tego dosyć. Dlaczego ta małolata cały czas się w
niego wgapiała? Wiedziała, że jest zajęty, nie szukał miłości, a posiadanie
psychofanki nie było fajne. Nie chciałby się obudzić pewnej nocy i zobaczyć ją
nad sobą.
– Nie gap
się tak na mnie. Na okrągło to robisz – stwierdził pokrótce, obdarzając ją
niechętnym spojrzeniem.
Pat
odwróciła wzrok zawstydzona.
– Po prostu
mi kogoś przypominasz – odpowiedziała.
– Pewnie
jakiegoś demona – przyuważyła Mad.
– Demona? Nie widzę tu żadnego demona – prychnął Auvrey. – Tu jest tylko
demoniczny łowca.
Chłopak przyspieszył kroku i wyminął la bonne fee. Spojrzały na siebie z tymi
samymi minami. Ciężko było współpracować z kimś, kto nie chciał twojej pomocy i
pokazywał to na każdym kroku. Zastanawiające było to, że Nathiel bardzo ich nie
lubił. Chyba niczego złego mu nie zrobiły, wręcz przeciwnie, w końcu żyły po to,
by pomagać.
Powoli docierali do celu podróży. W oddali, wśród drzew rysował się mały,
drewniany domek w japońskim stylu. Droga tutaj nie była prosta, Aren ukrył się
naprawdę dobrze, jednak nie perfekcyjnie. Gdyby departament kontroli demonów skupił
się na odnalezieniu go, na pewno by to zrobili. Można powiedzieć, że miał
szczęście lub po prostu potrafił uciekać.
Musieli być ostrożni. Nie znali go i nie wiedzieli w jaki sposób chroni
się przed nieproszonymi gośćmi. Pół demony często nie pytały o intencje
przybyszów, ze względu na swoje bezpieczeństwo pozbywali się ich od razu.
Oczywiście nie wszystkie musiały tak robić. Istniała część, która była
ucywilizowana i żyła w zgodzie z ludźmi, perfekcyjnie wpasowując się w ich
środowisko. Nathiel chciał być jednak czujny – niebieskie, chłodne oczy nie
były zapowiedzią niczego dobrego.
Domek nie był ogrodzony wysokim płotem, jego wygląd nie wskazywał też na to,
żeby się nie zbliżać – wręcz przeciwnie, nawoływał do siebie gości. Auvrey nie
miał ochoty bawić się w grzecznego demona i pukać do drzwi, jednak pozwolił
czarodziejkom na inicjatywę. Jeszcze z jego powodu wpadną w depresję, bo nie
mogły zrobić czegoś dobrego i co wtedy?
Zadzwonili dzwonkiem, jednak nikt nie raczył otworzyć. Miał nadzieję, że nie
przybyli tutaj na darmo.
– Wchodzimy – prychnął Nathiel i kopnął w furtkę, która natychmiastowo
ustąpiła. Nie obchodziło go co sądzą na ten temat czarodziejki. Skoro już
wypełniał jakąś misję, chciał ją wypełnić efektownie i nie wracać z pustymi
rękami.
– Halo, halo, tu organizacja „nakopiemy wszystkim złym demonom do dupy”! –
Krzyczał chłopak. – Przyszliśmy cię porwać! Znamy twoje imię i wiemy, że
hodujesz marihuanę, bambusy są tylko przykrywką! Poddaj się bez walki!
Madlene jęknęła bezradnie i przyłożyła dłoń do czoła. Naprawdę ciężko było
współpracować z kimś takim. Z Nathiela nastawieniem nigdy nikogo nie zwerbują i
Nox wciąż będzie martwą organizacją. Przecież ten chłopak mógł pomyśleć, że są
z departamentu! Z drugiej strony… chyba departament nie był na tyle głupi, żeby
mówić o swoich zamiarach na głos.
Gdy powoli przemykali się przez kamienne płyty i krążyli po ogrodzonym
podwórku, tajemnicza głowa wychyliła się zza rogu domu.
– Widzę, że mam gości.
Drużyna poszukiwawcza stanęła w miejscu. Nathiel przybrał triumfalną minę,
Patricia odetchnęła, bo ich nie zaatakował, a Madlene opadła na dół szczęka.
– Madlene – odezwał się zaskoczony chłopak. – Co tu robisz?
– Znasz go? – Spytał równie zdziwiony Nathiel.
Dziewczyna jęknęła bezradnie.
– To dlatego zawsze się tak ukrywałeś! Jesteś pół demonem!
***
Zagadka
znajomości Madlene i Arena szybko została rozwiązana.
Poznali się
w szkole średniej, chodzili wówczas do równoległych klas. Ona na krok nie
opuszczała swoich dwóch przyjaciółek – Marthy i Alexandry, on choć miał dobre
kontakty z klasą, zawsze chodził sam. Uczęszczali razem na zajęcia z
angielskiego i zmuszeni byli siedzieć w tej samej ławce obok siebie przez cały
rok. Początkowo w ogóle się do siebie nie odzywali, potem nawiązali kontakt i
przyjacielską współpracę – Aren świetnie radził sobie z językiem angielskim.
Przyjaciółmi nigdy nie zostali, byli po prostu znajomymi z ławki. Ani ona nie
podejrzewała, że Aren jest demonem, ani Aren nie podejrzewał, że ona może być
czarodziejką. Byli wtedy dla siebie zwyczajnymi ludźmi.
Cała czwórka
siedziała po turecku na miękkich poduszkach, przy niskim stoliku w stylu
japońskim. Przed nimi leżały kubki z parzoną, różaną herbatą. Jej zapach
wprawiał Nathiela w nostalgię. Była to ulubiona herbata Laury – zawsze piła ją
o poranku.
Wnętrze było
skromnie urządzone, rządził tu minimalizm i porządek. Tak jak stwierdził Aren,
to w pokoju obok znajdowała się jego pracownia przepełniona milionami książek i
doniczek z kwiatami, tu nie potrzebował nieporządku. Poza tym łatwiej było żyć,
gdy nie otaczało się nadmiarem rzeczy.
Rozsuwane na bok drzwi od domu były otwarte, wobec czego mieli świetny widok na
niezwykle zadbany ogródek chłopaka. Wcale nie hodował tam bambusów i marihuany.
Była tam masa roślin, których nawet nie znali i pierwszy raz widzieli na oczy.
Znalazło się też miejsce na mały staw, gdzie przecięty wpół bambus przelewał z
charakterystycznym uderzeniem w kamień wodę. Nathiel czuł się jak w mini Japonii.
Takie widoki na co dzień mógł napotkać podczas oglądania anime. Przez moment
poczuł się, jakby był w Azji.
Aren nie rzucał się swoim wyglądem w oczy, jednak jego charakterystyczna twarz
i fryzura na długo pozostawały w pamięci. Na żywo miał tak samo chłodne
spojrzenie jak na zdjęciu, z tym, że na zdjęciu nie miał okularów. Jego
ciemnoniebieskie tęczówki patrzyły znad metalowych opraw na nowoprzybyłych.
Wypłowiałe, blond włosy sterczące na wszystkie strony przypominały trochę
siano, w przeciwieństwie do chłodnej i spokojnej postawy były jednak jakąś
odmianą w jego postaci. Dzięki nim nie wyglądał tak strasznie.
W ubiorze niezbyt się wyróżniał. Miał na sobie roboczą, błękitną koszulkę i
stare, poszarpane, szare spodnie. Był wzrostu Nathiela, ale nie był tak
umięśniony jak on. Raczej sprawiał wrażenie wychudzonego.
Wszystkich dziwiło to z jakim spokojem przyjął nieznajomych mu ludzi i nie była
jedyna rzecz, która zaskakiwała. Wcale się ich nie bał. Czy wszystkich obcych
przyjmował z takim samym spokojem i opanowaniem? To było wręcz niemożliwe. Poza
tym musiał się zorientować, że Nathiel jest cienistym demonem. Dlaczego nie
zareagował?
– Co was tu sprowadza? – spytał Aren, chwytając w dłonie potężny kubek z kawą.
– Nie boisz
się nas? – zapytał groźnie Auvrey, pochylając się do przodu. Sprawiał wrażenie,
jakby chciał przestraszyć potencjalnego, przyszłego członka Nox.
– A mam taką
potrzebę? – Chłopak przekręcił głowę w bok i uśmiechnął się pod nosem. –
Poznałem już Madlene, tyle mi wystarczy, żebym zaufał jej znajomym.
– Nawet,
jeżeli jeden z nich jest demonem, a druga wiedźmą? – prychnął Nathiel.
Aren odłożył
kubek z kawą na stół i uniósł brew do góry. Najwyraźniej nie do końca rozumiał
o co tutaj chodziło.
– No, dobra.
Z grubej rury. – Demon wzruszył ramionami i zabrał się do swojej krótkiej
opowieści. – Ja jestem Nathiel, demoniczny łowca cieni z organizacji Nox, to są
dwie wiedźmy, które mają z nami sojusz. Można powiedzieć, że przybłędy
dzisiejszej misji, bo wiadomo, że lepiej poradziłbym sobie sam.
Dziewczyny
spojrzały na niego karcąco, jednak nic nie odpowiedziały.
–
Przyszliśmy tutaj, żeby siłą zwerbować cię do naszej organizacji. No, wiesz,
żebyś napieprzał razem z nami demony. Tak wyszło, że ostatnio departament
zaczął się odbudowywać, tak więc potrzebujemy ludzi. Uznaliśmy, że pół demony
będą dobrym materiałem na członków, bo w końcu zależy im na spokojnym życiu,
gdzie żadni kretyni z Reverentii nie będą chcieli ich zabić. Co ty na to? –
Auvrey uśmiechnął się uroczo na zakończenie swojej wypowiedzi, zaś czarodziejki
jęknęły zgodnie. – Propozycja nie do odrzucenia.
Aren nie
wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie. Na jego spokojnej twarzy pojawił
się drobny, nieprzenikliwy uśmiech. Gdy upił łyka kawy, odpowiedział:
– Dobrze.
La bonne fee
i Nathiel wymienili zdziwione spojrzenia. Tak szybko się zgodził? Albo to
Auvrey miał niezwykłą moc do przekonywania, albo ten chłopak w mgnieniu oka
podejmował decyzje.
– Serio? –
Spytał demon. – I nie masz żadnych warunków?
– Może jeden.
Wszyscy
milczeli, gdy Aren pochylał się nad kubkiem kawy. Trzymał wszystkich w
niepewności. Był w tym chyba mistrzem.
– Uzgodnię
go z Madlene.
Mad zbladła,
zaś Patricia i Nathiel spojrzeli na nią podejrzliwie.
– No, dobra,
to zostawimy ci ją później jako ofiarę, możesz ją złożyć na pożarcie demonom,
nie wiem czy jest dziewicą i czy jej krew się będzie nadawać do rytuałów, ale
oddajemy ci ją dobrowolnie. – Nathiel uśmiechnął się uroczo i popchnął
dziewczynę w stronę Arena. Teraz niebieskooka czarodziejka zmieniła kolor
twarzy na różowy.
– Nie oddam
jej! – pisnęła Patricia, przyciągając przyjaciółkę z powrotem do siebie. – Nie
jest dziewicą!
Madlene
znowu zbladła.
– Jestem! –
wykrzyknęła.
Pat
nachmurzyła się i pochyliła ku niej konspiracyjnie.
– Cicho, nie
jesteś, inaczej naprawdę złoży cię w ofierze. W razie czego straciłaś je ze mną.
Mad jęknęła
bezradnie. Już sama nie wiedziała co zrobić. Była tak zawstydzona rzuconą
propozycją, że nie była w stanie zebrać myśli. Dlaczego chciał z nią porozmawiać
na osobności? O czym? W szkole nic ich tak naprawdę nie łączyło poza koleżeńską
więzią. Chciał czegoś szczególnego?
Aren patrzył
na tą scenę cierpliwie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Wyglądał na osobę, której
nic nie było w stanie zdenerwować ani zdziwić. Dla Nathiela było to co najmniej
podejrzane. Nikt normalny, a już szczególnie nie pół demon, nie zgodziłby się
od razu na propozycje dołączenia do organizacji o której nic nie wie. Albo był
szalony, albo nierozważny, albo… wiedział wszystko co chciał wiedzieć o Nox.
– Ile o nas
wiesz? – spytał Nathiel, unosząc brew do góry.
– Jesteś
spostrzegawczy. – Blondyn uśmiechnął się znad kubka. – Całkiem sporo.
– Mamy czas.
Posłuchamy.
Aren machnął
w powietrzu dłonią, w między czasie spijając ostatki kawy. Papiery niesione
przez magię wiatru pokonały drogę od uchylonej pracowni chłopaka do stołu i
wylądowały na stole przed misyjnym trio. Czarodziejki bały się spoglądać w to,
co przed sobą miały, pierwszeństwo dały Nathielowi, który bez chwili
zastanowienia za nie chwycił.
Pierwsza
kartka zawierała wytłuszczony nagłówek z napisem: „Organizacja Nox”. Poniżej
znajdował się cały spis obecnych członków z uwzględnieniem nazwisk i wieku oraz
krótka historia samej organizacji. Nathiela zdziwiło to, że uwzględnił pokolenie
Ethana i Calanthe, a więc czasy ich młodości. Znajdowały się tam również
informacje o dziejach w Reverentii sprzed pięciu laty. To wszystko było opisane
w taki sposób, jakby autor dokumentu znajdował się wówczas na polu walki. Skąd
posiadał takie informacje?
Dwie,
dziewczęce głowy wychyliły się zza pleców Nathiela.
W ruch
poszły kolejne kartki, tym razem osobne akta na temat każdego z członków. Kartę
Andi owiał wzrokiem tylko z wierzchu, ponieważ nie spodziewał się żadnych
nowości, a jednak. Aren w przeciwieństwie do niego wiedział kim byli i jak
nazywali się jej rodzice. Zamiel Touraville i Elyse Thorne. Obydwoje należeli
do departamentu kontroli demonów i zostali zabici przez Calanthę. Nie chciał
zgłębiać więcej informacji. Był tak zaskoczony, a równocześnie zirytowany
wiedzą chłopaka, że wyminął wszystkie karty i przeszedł do Laury. Wszystko się
zgadzało. Wiedział nawet to, w jakich okolicznościach dowiedziała się, że jest
pół demonem pół człowiekiem. Tyle mu wystarczyło. Wszystkie akta przybił nożem
do stołu, a drugi nóż, rzucił prosto w twarz Arena.
Pół demon
wystawił przed siebie kubek, który ochronił jego nos. W zamian za to rozsypał
się w drobny mak. Aren nie dał jednak spaść okruchom na podłogę – tym razem
nawet nie machnął ręką, wiatr sam poniósł odłamki w stronę dworu.
– Kim ty do
cholery jesteś? – warknął Auvrey, podnosząc się gwałtownie z podłogi. Skoro nie
zadziałały noże, postanowił zastosować moc pięści. Chwycił chłopaka za koszulkę
i podniósł go do góry.
– Nathiel,
puść go! – La bonne fee zaczęły krzyczeć, jakby się synchronizowały, on miał to
jednak daleko w poważaniu. Osoba, która tyle wie o Nox, może nie być ich
sprzymierzeńcem. Bo jaki miałby cel w zebraniu tak sporej ilości informacji?
Aren patrzył
prosto w szmaragdowe oczy demona z przerażającym chłodem. Nathielowi zdawało
się, że kpi z niego samym spojrzeniem.
– Wy również
posiadacie moje akta – stwierdził pokrótce. – Jesteśmy kwita.
– Gadaj kim
jesteś i dlaczego nas śledziłeś!
Zbulwersowany
Auvrey zaczął potrząsać swoim rozmówcą. Patricia i Madlene chciały na to jakoś
zareagować, ale zdawały sobie sprawę z tego, że wszelka interwencja będzie
niewskazana. Nathiel i tak zrobi swoje, nigdy nikogo nie słuchał.
–
Wiedziałem, że prędzej czy później przyjdziecie – stwierdził Aren. – Takie same
informacje posiadam na temat departamentu kontroli demonów i tak, doskonale
zdaję sobie sprawę z tego, że odbudowują Reverentię z nowymi członkami. –
Westchnął. – Nie zastanawiało cię jakim cudem utrzymałem się w świecie ludzi
żyjąc od dziecka sam? – spytał, unosząc brew do góry. – Znałem swoich wrogów na
wylot dzięki obserwacjom. Wiedziałem jak działają, kogo szukają i umykałem im
za każdym razem, gdy próbowali choć dosięgnąć mojego cienia.
Nastąpiła
długa cisza. Auvrey powoli zaczął się uspokajać, co nie znaczyło, że był
usatysfakcjonowany otrzymaną odpowiedzią. To wciąż było za mało, żeby przekonać
go do niewinności.
– A więc
śledziłeś też łowców, żeby przed nimi w razie wypadku również uciec? – spytała
nieśmiało Madlene, spoglądając na niego ukradkiem.
Aren
uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Jednak gdy
pojawiła się wśród was Laura, pół demon pół człowiek, zrozumiałem, że nie
skrzywdzicie innych pół demonów. W końcu to ona natrafiła na ślad moich
współbratymców w Reverentii i udowodniła, że ich jedynym celem jest ucieczka, a
nie szkoda ludziom – odpowiedział.
Uścisk
Nathiela zelżał. Już po chwili przetrawił wszystkie informacje i choć nie do
końca ufał gościowi, puścił go wolno i wrócił na swoje miejsce.
–
Wiedziałeś, że prędzej czy później cię znajdziemy? – burknął pod nosem.
– Tak. –
Blondyn kiwnął głową. – Domyślałem się, że Nox w końcu zechce współpracować z
pół demonami, znajdującymi się w świecie ludzi.
– Skąd
wiedziałeś, że łowcy natrafią akurat na twój ślad? – spytała zaskoczona
Patricia.
– Ponieważ
sam byłem ich informatorem.
Dopiero po
głębszym zastanowieniu Nathiel rozszyfrował o co tak naprawdę chodzi. Ethan
zbierał informacje od różnych ludzi i miał swoich tajemniczych informatorów.
Jednym z nich musiał być Aren, który podrzucił własne akta. Można powiedzieć,
że wpadli w jego sidła. Sprytny gnojek. Teraz już pamiętał dopisek pod jego
aktami. „Wysoce prawdopodobna szansa na przyjęcie do organizacji”, to on był za
niego odpowiedzialny.
– A więc od
samego początku chciałeś dołączyć do Nox – prychnął szmaragdowooki, składając
ręce na piersi. – Dlaczego?
– Bo wiem,
że niewiele takich jak ja się na to zgodzi – stwierdził Aren. – Pół demony chcą
tylko spokojnego życia na Ziemi. Mało z nich domyśla się, że departament jest
im w stanie w jakiś sposób zagrozić. Nie wiedzą, że chcą powrócić, zawierzają
wszystko w wasze ręce i sami nie chcą się przy tym brudzić.
– A ty
chcesz do nas dołączyć bo jesteś takim superbohaterem i wyjmiesz zaraz z szafy
z pomocą tych twoich wiatrów czerwoną pelerynę z napisem: SuperPółDemon i
będziesz ratować świat, tak, tak – burknął od niechcenia Nathiel.
– Cóż. –
Aren po raz pierwszy podczas wizyty zaśmiał się. – Po prostu biorę sprawy w
swoje ręce.
Auvrey
chwycił za kubek herbaty i dopił ostatki naparu. Cóż, taka odpowiedź go
satysfakcjonowała. Nie ufał do końca komuś, kto śledził i oszukał Nox, wiedział
jednak, że to czas pokaże czy można zawierzyć mu losy ludzi. Poza tym ciężka
sytuacja ich organizacji wymagała czynów. Każdy członek się przyda, nieważne
kim będzie. Z dumą może wracać do siedziby i podać informacje Sorathielowi,
który w najbliższym czasie wybierze się w progi domu Arena. Już niedługo będzie
siedział z nimi w „sali narad” (potocznie zwanej salonem) i układał strategię.
Jedno jest pewne. Przyda im się jako obserwator.
Nathiel
uśmiechnął się pod nosem i wyjął nóż ze stołu. Czarodziejki odetchnęły, jednak
zbyt wcześniej. Exitialis znów powędrowało w stronę Arena. Tym
razem odbił je takim samym nożem. Auvreya w żaden sposób to nie zaskoczyło.
– Tak łatwo
cię przewidzieć – odpowiedział.
Blondyn bez
słowa położył exitialis Nathiela na stole i przesunął je w
jego stronę. Drugie najprawdopodobniej było jego nabytą własnością. Nikt z tria
nie chciał pytać skąd je miał, zostawili to bez komentarza.
– Zbieramy
się.
Demon
podniósł się z podłogi i schował broń do kieszeni. Patricia poszła za jego
śladem. Zmartwiła się, gdy zobaczyła, że jej przyjaciółka wciąż siedzi na
podłodze. Szybko jednak sobie przypomniała, że warunkiem dołączenia Arena do organizacji
miała być rozmowa z Madlene. Musieli zostawić ich teraz samych.
– Będziemy
czekać na zewnątrz – burknął Nathiel i bez słowa opuścił przedziwnie
pedantyczny, japoński dom.
– Jakby coś
się działo, krzycz – szepnęła Pat i ruszyła za nim.
Mad tylko
pokiwała głową.
***
Misja
dobiegła końca.
Wszystkie
grupy znów scaliły się w jedną i zasiadły w salonie siedziby Nox. Dopóki nie
pojawił się Sorathiel, większość z nich siedziała w milczeniu i wgapiała się w
herbatę, którą przyrządziła wszystkim wesoła gospodyni Amy. Wszyscy zazdrościli
jej tego, że potrafi zachować optymizm nawet w takich sytuacjach jak ta, czy
może raczej tego, że w przeciwieństwie do nich jest zwykłą śmiertelniczką,
która o sprawach demonów i trudach organizacji słyszy tylko z opowieści. Trudno
jest mieć na barkach wszystkich ludzi, którym mogą zagrozić złe moce. Jeszcze
większym trudem jest zgromadzić osoby, które pomogą je zwalczać.
Z jednej
strony Nathiela rozpierała duma – w końcu udało mu się pozyskać jednego pół
demona do współpracy, z drugiej strony był załamany, bo Aren okazał się być
jedynym pół demonem, który wykazał chęć współpracy. Miał racje. „Niewiele
takich jak ja się na to zgodzi (…) Pół demony chcą tylko spokojnego życia na
Ziemi. Mało z nich domyśla się, że departament jest im w stanie w jakiś sposób
zagrozić. Nie wiedzą, że chcą powrócić, zawierzają wszystko w wasze ręce i sami
nie chcą się przy tym brudzić”. Jedyna rzecz, która pocieszała go w tej chwili
to fakt, że Aren będzie dobrym kandydatem na członka Nox. Był przede wszystkim
inteligentny i widział więcej niż inni. Na dodatek był idealnym szpiegiem.
– Hej, to
nie moja wina, że Martha zaczęła torturować tego chłopaka scenami ze
"Szkoły uczuć", dobra? Ja mu się nie dziwię, że uciekł z krzykiem!
– Byłoby
dobrze, gdybyś nie groziła mu piorunami. Poza tym chciałam mu pokazać, że
będzie tu kochany.
– Kochany!
Na pewno! Szczególnie przez tego szmaragdowego pedała z miną gwałciciela!
– Hej!
Nathiel
posłał mordercze spojrzenie Alexandrze. To ją jednak nie przestraszyło. Trudno
było ją przestraszyć czymkolwiek.
Martha i
Alex nie przekonały pół demona do współpracy, bo jak stwierdziły, chłopak nie
chciał się z nimi dogadać i zaczął je wyzywać od świrów. Ethan nie namówił
swojej ofiary ze względu na to, że wolała spokojne życie z dala od kogokolwiek,
kto miałby związek z demonami. Nawet Sorathielowi i Andi nie udało się z pół
demonicą – zaczęła ich atakować. Najlepszy wynik otrzymał Nathiel w raz z
Madlene i Patricią.
– Może
sojusz z pół demonami ziemskimi nie jest jednak dobry? – spytała nieśmiało
Madlene.
– To dopiero
cztery osoby. Jeżeli chcemy zdobyć nowych członków, musimy znaleźć ich jak
najwięcej. Pół demony używają magii, będą skuteczniejsi niż zwykli ludzie –
odpowiedział spokojnie Ethan. – Nie można się poddawać, nawet jeżeli będą to
tylko dwie osoby na krzyż.
– Krzyż? –
burknął Nathiel. – Nie strasz mnie kościołem, bo ucieknę.
– W końcu
byłby spokój – odezwała się rozchichotana Andi.
Auvrey już
chciał otworzyć buzię, żeby jej odparować, ale jego rolę przejął Sorathiel,
który właśnie pojawił się w pokoju. Jak zawsze był oazą spokoju, której nic nie
było w stanie zmącić. Usiadł na swoim starym fotelu i westchnął ciężko.
– Jestem za
tym, by wciąż próbować – odezwał się. – A gdy już się umocnimy, możemy
spróbować zawrzeć sojusz z pół demonami znajdującymi się w Reverentii.
Wszyscy
zgromadzeni umilkli. Byli pewnie, że młody szef organizacji oszalał.
Reverentia? To prawie jak samobójstwo.
– Nie
patrzcie tak na mnie – westchnął. – Wiem, to póki co szalona myśl, ale już raz
byliśmy w Reverentii i wyszliśmy z tego cało. Poza tym istnieje wielkie
prawdopodobieństwo, że pół demony z Reverentii zgodzą się na współpracę. One
też szukają spokoju i chcą się pozbyć departamentu. Poza tym ktoś już nawiązał
z nimi kontakt.
– Laura –
odpowiedział szeptem Nathiel. – Pytała ich o sojusz. Stwierdzili, że nikt nie
jest w stanie pokonać departamentu.
– Mamy
szansę ich przekonać. Gdy zobaczą w naszych szeregach pół demony z Ziemi,
zmienią zdanie.
Dopiero
teraz członkowie zgromadzenia zaczęli uznawać ten pomysł za całkiem dobry.
– Z drugiej
strony pół demony żyjące w Reverentii nie są dobre – stwierdził Ethan. –
Moglibyśmy mieć problem z zapanowaniem nad nimi.
– Nikt nie
mówi o panowaniu nad nimi, ważne, żeby zechcieli nam choć pomóc – odpowiedział
z uśmiechem Sorath. – A przecież każda pomocna dłoń się przyda.
Teraz już wszyscy byli przekonani o słuszności podróży do Reverentii. Na
pytanie kto jest za, wszyscy podnieśli ręce do góry. Na razie sojusz z pół
demonami znajdującymi się w świecie demonów był planem na przyszłość i to dosyć
daleką. Najpierw Nox musiał wzbogacić się o nowych członków, których znajdą w
świecie ludzi, co nie będzie prostą misją. Dobrze byłoby też poczekać na Laurę,
którą pół demony Reverentii już znają.
Spotkanie
zakończyło się w momencie, kiedy rozległ się przeraźliwie głośny płacz Aury –
do tej pory spała spokojnie w pokoju obok. Nathiel wiedział, że to koniec
sielanki. Nie może obciążać Amy, która zajmowała się nią cały dzień. Czas, żeby
to ojciec wkroczył do akcji.
La bonne fee powoli zaczynały zbierać się do wyjścia. Tylko jedna z nich wciąż
stała w miejscu i gapiła się na Auvreya. Tym razem zirytował się nie na żarty.
Zanim jednak cokolwiek zdołał powiedzieć, dziewczyna rzuciła:
– Naprawdę mi kogoś przypominasz.
Chłopak przewrócił oczami. Postanowił nie wdawać się w dyskusję. Laura zawsze
mu powtarzała, że powinien trzymać język za zębami, może w końcu się jej
posłucha?
Odwrócił się plecami do Patricii i postawił krok do przodu. Dziewczyna jednak
chwyciła go za rękę. Zdziwiło go to.
– Jeżeli chcesz, żeby spokojnie spała, przywiąż do jej łóżeczka zieloną wstążkę
– rzuciła.
– Kolejna klątwa? – prychnął Nathiel, wyrywając się z jej uścisku.
– Nie. Coś, co będzie odganiało klątwy. – Dziewczyna westchnęła bezradnie. –
Zasada polega na tym, że przywiązuje się do łóżeczka dziecka wstążkę w kolorze
oczu jednego lub dwóch rodziców – stwierdziła. – Symbolizuje to ciągłą ochronę.
Złe duchy nie tykają dzieci, gdy są w ramionach rodziców. Najłatwiejszym łupem
są wtedy, gdy nie ma ich przy dzieciach. Zaufaj mi. Będzie spokojniejsza. To
wiedźmy mogą przesyłać złe moce.
Auvrey prychnął pod nosem.
– Dzięki, poradzę sobie.
I ruszył w stronę pokoju.
Nikt o tym nie wiedział i nikt miał się nie dowiedzieć, ale posłuchał się
jednej z la bonne fee. Małą, zieloną wstążeczkę, którą wygrzebał z szafy w domu
Laury (kiedyś obwiązał nią niedbale prezent dla niej – stwierdził, że
szmaragdowy idealnie pasuje do wszelakich pakunków), przywiązał do
grzechoczącej zabawki, wiszącej nad jego córką. Idealnie. Wyglądała tak, jakby
była częścią zabawki. Nikt się nie zorientuje.
Bo
choć pokazywał stale, że nienawidzi dobrych czarodziejek, gdzieś w głębi im
ufał.