niedziela, 28 lutego 2016

[TOM 2] Rozdział 27 - "Pół demon, który wie wszystko"

Naff się cieszy, bo pojawia się Aren. Aren jest fajny. Aren musi być fajny. Znam takiego Arena i nawet z nim mieszkam. Fajnie jest mieć Arena w domu (za dużo Arenów lol). Mam trzy rozdziały na plusie. Wow. Zaczęłam pisać "W cieniu ognia". Wow. Ale niedługo się skończy, bo studia.
PS. Tak, powstał problem z formatowaniem tekstu, blogger po prostu mi oszalał. Na szczęście znalazłam rozwiązanie. Nie zmieni to jednak faktu, że nienawidzę bloggera. Blogger ssie.

***
            – Zaśnij dla tatusia, mendo moja mała! Jak powąchasz me skarpety to będziesz spać do rana!
            Słowa wymyślonych przez Nathiela piosenek, niosły się po całej organizacji.
            Przykładny ojciec chodził po domu ze swoją córką w ramionach, która wyjątkowo tego dnia odpuściła sobie płacz. Był pewien, że to przez ten magiczny, gumowy gryzak w kształcie banana, który już drugą godzinę trzymała w buzi. Ewentualnie to te magiczne mikstury od la bonne fee, które wczoraj dostała. Nie, jednak chodziło o gryzak. Mikstury ssą.
            Zmęczony, ale szczęśliwy Auvrey kołysał swoją córką, która wesoło do niego szczebiotała. Pielucha  – nieodłączny element jego ojcowskiego wyglądu – zwisała z prawego ramienia, w kieszeni jak zawsze siedziała butelka z mlekiem, druga kieszeń była zapchana zabawkami. Dziś było na tyle gorąco, że pozwolił sobie chodzić bez koszulki. Aura patrzyła na jego klatkę piersiową jak na klatkę piersiową kosmity i nie raz uderzała go z oburzeniem gryzakiem. Nathiel był pewien, że była głosem rozsądku Laury – gdzieś z oddali słyszał jej karcący głos: „załóż tą koszulkę, nie jesteś w organizacji sam!”. A może Aura była zazdrosna o ojca? Zazwyczaj gdy byli w domu sami, nie protestowała i z chęcią usypiała na ciepłej klacie taty. Dzisiaj w ogóle była jakaś inna. Energiczna i ciekawa świata. Nie interesowało ją tylko jęczenie i zawodzenie. Z ochotą pokazywała też, że coś jej nie pasuje.
            – Aura taka słodka, Aura jest kochana, będzie kiedyś z tatą, ubijać demony do rana! – śpiewał dalej Auvrey.
            – Powinieneś śpiewać jej ładniejsze piosenki – odezwał się Ethan, który od dłuższego czasu siedział w salonie i przysłuchiwał się znad gazety twórczości Nathiela. W ręce dzierżył kubek kawy. Jego ciemne, brązowe oczy śledziły drobny druk w papierowym magazynie. – Myślisz, że dzieci nie rozumieją co się do nich mówi?
            – I mówi to osoba, która nigdy nie miała dziecka – prychnął w odpowiedzi Nathiel. – Nie słuchaj brzydkiego pana żula Ethana – powiedział słodkim głosem ojciec, smyrając córkę po małym nosku. Aura zaczęła się głośno śmiać i bić go gryzakiem.
            Ethan przewrócił oczami.
            Naprawdę dziwił się jak ktoś taki mógł spłodzić dziecko inteligentnej osobie. Miał nadzieję, że jego córka nie odziedziczy po nim genu głupoty. Nie życzył temu żadnemu dziecku.
            Ciemnowłosy upił łyka kawy z czarnego kubka. Istnieje plotka, że nie da żyć się bez uzależnienia. Gdy wreszcie oduczył się sięgania po alkohol, zastąpiła mu go kawa. Teraz pił ją trzy lub cztery razy dziennie. Nathiel nieraz powtarzał: „siądzie ci serce, stary żulu”, ale on się tym nie przejmował. Kawa nie działa na niego zabójczo. Nawet go nie pobudza, po prostu jest smaczna.
            Ethan zdążył się już przyzwyczaić do nowego życia. Odrzucił na bok wszystkie wspomnienia i ból, żeby znów pomagać ludziom. Nie wiedział tylko jak tak mała i martwa organizacja miała cokolwiek zdziałać. Niełatwą rzeczą było przyciągnąć nowych członków. Sorathiel nie werbował nikogo od pięciu lat. Twierdził, że póki demonów w okolicy było mało, a departament się rozpadł, nie warto było ich przyjmować. Teraz przydałoby się obudzić. W końcu nie wiedzieli kiedy nowy departament zaatakuje. Nie wiedzieli też jak wygląda i jak potężny jest. Muszą się pospieszyć.
Ethan wpadł na pewien pomysł. Od dawien dawna pół demony wszelakiej maści kryją się po kątach miasta, pragnąc uciec od kary jaką nałożyła na ich istnienie Reverentia. Zdążył już zrobić pewne rozeznanie i znalazł kilka ukrytych pół demonów, które będą mogli przekonać do współpracy. Każda pomoc przecież się przyda.
– Robimy samolot! – wrzeszczał Nathiel, podrzucając swoją córkę do góry.
Czy ten kretyn nie wie, że dzieci pod jedzeniu się nie podrzuca? To się źle dla niego skończy.
Tak jak Ethan podejrzewał, wielka plama soczystych wymiocin wylądowała na półnagim Nathielu. Miał ochotę parsknąć śmiechem, ale tylko uśmiechnął się znad kubka. Gazetę którą czytał odłożył na bok, teraz zaczął przeglądać dokumenty, które zgromadził dla Sorathiela.
– Aura! – wydarł się na całą organizację Auvrey. – Musiałaś?!
– Nathiel, nie krzycz na nią! – odezwał się z kuchni głos rozsądku, zwany Amy.
– Wciąż się uczy – burknął pod nosem Ethan znad papierów, raczej do siebie niż do kogokolwiek.
Kiedy demoniczny ojciec starał się zetrzeć z siebie dzisiejsze śniadanie córki, w salonie pojawił się Sorathiel. Mężczyzna bez chwili namysłu rzucił mu na stół wszystkie ważne papiery dotyczące misji.
Blondyn zasiadł na sofie i od razu zajął się ich przeglądaniem.
– Aren Popel, Iris Abbey, Blake Caileigh, Penny Low – wymieniał pod nosem. – Świetna robota.
Ethan skinął głową.
– Do usług.
Auvrey nachylił się nad sofą i zaczął się przyglądać kartką z nachmurzonym wyrazem twarzy. Aura w tym czasie ciągnęła go za włosy i szczebiotała.
– Będą jakieś dziewczyny? – spytał.
– Nie ma twojej ukochanej i już ją zdradzasz na prawo i lewo? – spytał Ethan, unosząc brew do góry.
Nathiel wyprostował się dumnie i odpowiedział:
– Oczywiście, że nie. W moim życiu są tylko dwie ważne dla mnie kobiety. Laura i Aura.
Spojrzał na swoją córkę z niewyobrażalnie wielką dumą. Ona najwyraźniej miała to daleko w poważaniu. Dalej wesoło ciągnęła swojego ojca za włosy.
– Śliczne mam włoski, co nie, maleńka? – Auvrey puścił jej oczko i zachichotał.
Sorathiel i Ethan uśmiechnęli się pod nosem, jednak nic nie odpowiedzieli. Mieli teraz inne sprawy na głowie. Wciąż nie ustalili kto pójdzie porozmawiać z pół demonami.
– Co ty na to, aby wesprzeć się la bonne fee? – spytał Ethan.
– Dlaczego nie – odpowiedział Sorathiel, uśmiechając się pod nosem. – Nathiel – zaczął, obracając się w tył, gdzie jego przyjaciel trzymał w zębach gryzak córki. Nie, nie był zaskoczony, to w końcu Nathiel. – Mamy misje. Nie chcesz przypadkiem odpocząć od opieki nad Aurą?
Demon wypuścił z buzi gryzak przez co wylądował na podłodze z piskiem rozpaczy. Aura zaczęła płakać, a on otworzył buzię i rozszerzył oczy, jakby zobaczył Boga. Nikt nie spodziewał się, że padnie na kolana i powie:
– Przywróć mnie do życia, stary.
***
– Jak ja się dałem na to namówić?
Auvrey prychnął głośno pokazując swoje niezadowolenie towarzyszkom niedoli. Dwie la bonne fee wymieniły znaczące spojrzenia.
– Karty tarota podpowiadają mi: „przywróć mnie do życia, stary” – powiedziała Madlene, wyraźnie się chmurząc. – Cokolwiek to oznacza.
– Zamknij się i schowaj te karty – warknął chłopak, spoglądając z nienawiścią na talię trzymaną w dłoni czarodziejki. Tak jak kazał, tak uczyniła.
Kiedy Nathiel zgodził się na misję, nie sądził, że przyjdzie pracować mu z czarodziejkami. Myślał, że raczej wyślą go na jatkę z demonami, żeby trochę sobie pozabijał i odprężył się, a tu proszę: jakaś dziwna misja związana z naborem nowych członków. Przypadł im w udziale jakiś pół demon wiatru i wody o imieniu Aren i dziwnym nazwisku Popel. Co za gość w ogóle? Na zdjęciu w aktach wyglądał jak czyste uosobienie chłodu i spokoju. Aż go zmroziło od tego spojrzenia. Na dodatek mieszkał na jakimś totalnym zadupiu miasta. Z drugiej strony Nathiel mu się nie dziwił. Każdy pół demon starał się uciec najdalej jak mógł od departamentu. Oczywiście rzadko im się to udawało i tylko nieliczni przetrwali. Jednym z najlepszych przykładów był właśnie Aren. Jego dokumenty wykazały, że wychowuje się w świecie ludzi od dziecka, a w Reverentii był tylko do piątego roku życia. Nie ma rodziny, mieszka zupełnie sam w małym domku nieopodal lasu. Jest rówieśnikiem Marthy, Alexandry i Madlene. Tylko tyle zdołał zapamiętać, więcej nie trzeba mu było. Przeczytał to tylko dlatego, że Sorathiel mu kazał. Zalecał mu też spokojną rozmowę i tłumaczenie albo zamknięcie się i posłuchanie tego, co będą mówić Madlene i Patricia. Oczywiście nie miał zamiaru go słuchać.
– To jak, bierzemy tego całego babola za fraki i jazda?
– A więc to ON? – spytała Mad.
– A co, podjarana wizją faceta? Pewnie żaden się koło ciebie nie panoszył – prychnął Auvrey.
– Ciesz się, że ciebie zechciała przynajmniej jedna osoba – mruknęła nachmurzona dziewczyna.
– I to najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem – odpowiedział z dumą.
– Zabierz go ode mnie, Pat.
Mad spojrzała bezradnie na zamyśloną przyjaciółkę. Doskonale wiedziała, że jej nie słucha i domyślała się z jakiego powodu. Nie miała tylko pojęcia, dlaczego non stop wgapia się w Nathiela. Faktycznie, był bardzo podobny do Soriela, ale to raczej kwestia tego, że obydwoje są demonami. Wszystkie demony są takie same, prawda?
Auvrey poczuł na sobie ten wzrok. Miał już tego dosyć. Dlaczego ta małolata cały czas się w niego wgapiała? Wiedziała, że jest zajęty, nie szukał miłości, a posiadanie psychofanki nie było fajne. Nie chciałby się obudzić pewnej nocy i zobaczyć ją nad sobą.
– Nie gap się tak na mnie. Na okrągło to robisz – stwierdził pokrótce, obdarzając ją niechętnym spojrzeniem.
Pat odwróciła wzrok zawstydzona.
– Po prostu mi kogoś przypominasz – odpowiedziała.
– Pewnie jakiegoś demona – przyuważyła Mad.
            – Demona? Nie widzę tu żadnego demona – prychnął Auvrey. – Tu jest tylko demoniczny łowca.
            Chłopak przyspieszył kroku i wyminął la bonne fee. Spojrzały na siebie z tymi samymi minami. Ciężko było współpracować z kimś, kto nie chciał twojej pomocy i pokazywał to na każdym kroku. Zastanawiające było to, że Nathiel bardzo ich nie lubił. Chyba niczego złego mu nie zrobiły, wręcz przeciwnie, w końcu żyły po to, by pomagać.
            Powoli docierali do celu podróży. W oddali, wśród drzew rysował się mały, drewniany domek w japońskim stylu. Droga tutaj nie była prosta, Aren ukrył się naprawdę dobrze, jednak nie perfekcyjnie. Gdyby departament kontroli demonów skupił się na odnalezieniu go, na pewno by to zrobili. Można powiedzieć, że miał szczęście lub po prostu potrafił uciekać. 
            Musieli być ostrożni. Nie znali go i nie wiedzieli w jaki sposób chroni się przed nieproszonymi gośćmi. Pół demony często nie pytały o intencje przybyszów, ze względu na swoje bezpieczeństwo pozbywali się ich od razu. Oczywiście nie wszystkie musiały tak robić. Istniała część, która była ucywilizowana i żyła w zgodzie z ludźmi, perfekcyjnie wpasowując się w ich środowisko. Nathiel chciał być jednak czujny – niebieskie, chłodne oczy nie były zapowiedzią niczego dobrego.
            Domek nie był ogrodzony wysokim płotem, jego wygląd nie wskazywał też na to, żeby się nie zbliżać – wręcz przeciwnie, nawoływał do siebie gości. Auvrey nie miał ochoty bawić się w grzecznego demona i pukać do drzwi, jednak pozwolił czarodziejkom na inicjatywę. Jeszcze z jego powodu wpadną w depresję, bo nie mogły zrobić czegoś dobrego i co wtedy?
            Zadzwonili dzwonkiem, jednak nikt nie raczył otworzyć. Miał nadzieję, że nie przybyli tutaj na darmo.
            – Wchodzimy – prychnął Nathiel i kopnął w furtkę, która natychmiastowo ustąpiła. Nie obchodziło go co sądzą na ten temat czarodziejki. Skoro już wypełniał jakąś misję, chciał ją wypełnić efektownie i nie wracać z pustymi rękami.
            – Halo, halo, tu organizacja „nakopiemy wszystkim złym demonom do dupy”! – Krzyczał chłopak. – Przyszliśmy cię porwać! Znamy twoje imię i wiemy, że hodujesz marihuanę, bambusy są tylko przykrywką! Poddaj się bez walki!
            Madlene jęknęła bezradnie i przyłożyła dłoń do czoła. Naprawdę ciężko było współpracować z kimś takim. Z Nathiela nastawieniem nigdy nikogo nie zwerbują i Nox wciąż będzie martwą organizacją. Przecież ten chłopak mógł pomyśleć, że są z departamentu! Z drugiej strony… chyba departament nie był na tyle głupi, żeby mówić o swoich zamiarach na głos.
            Gdy powoli przemykali się przez kamienne płyty i krążyli po ogrodzonym podwórku, tajemnicza głowa wychyliła się zza rogu domu.
            – Widzę, że mam gości.
            Drużyna poszukiwawcza stanęła w miejscu. Nathiel przybrał triumfalną minę, Patricia odetchnęła, bo ich nie zaatakował, a Madlene opadła na dół szczęka.
            – Madlene – odezwał się zaskoczony chłopak. – Co tu robisz?
            – Znasz go? – Spytał równie zdziwiony Nathiel.
            Dziewczyna jęknęła bezradnie.
            – To dlatego zawsze się tak ukrywałeś! Jesteś pół demonem!
***
Zagadka znajomości Madlene i Arena szybko została rozwiązana.
Poznali się w szkole średniej, chodzili wówczas do równoległych klas. Ona na krok nie opuszczała swoich dwóch przyjaciółek – Marthy i Alexandry, on choć miał dobre kontakty z klasą, zawsze chodził sam. Uczęszczali razem na zajęcia z angielskiego i zmuszeni byli siedzieć w tej samej ławce obok siebie przez cały rok. Początkowo w ogóle się do siebie nie odzywali, potem nawiązali kontakt i przyjacielską współpracę – Aren świetnie radził sobie z językiem angielskim. Przyjaciółmi nigdy nie zostali, byli po prostu znajomymi z ławki. Ani ona nie podejrzewała, że Aren jest demonem, ani Aren nie podejrzewał, że ona może być czarodziejką. Byli wtedy dla siebie zwyczajnymi ludźmi.
Cała czwórka siedziała po turecku na miękkich poduszkach, przy niskim stoliku w stylu japońskim. Przed nimi leżały kubki z parzoną, różaną herbatą. Jej zapach wprawiał Nathiela w nostalgię. Była to ulubiona herbata Laury – zawsze piła ją o poranku.
Wnętrze było skromnie urządzone, rządził tu minimalizm i porządek. Tak jak stwierdził Aren, to w pokoju obok znajdowała się jego pracownia przepełniona milionami książek i doniczek z kwiatami, tu nie potrzebował nieporządku. Poza tym łatwiej było żyć, gdy nie otaczało się nadmiarem rzeczy.
            Rozsuwane na bok drzwi od domu były otwarte, wobec czego mieli świetny widok na niezwykle zadbany ogródek chłopaka. Wcale nie hodował tam bambusów i marihuany. Była tam masa roślin, których nawet nie znali i pierwszy raz widzieli na oczy. Znalazło się też miejsce na mały staw, gdzie przecięty wpół bambus przelewał z charakterystycznym uderzeniem w kamień wodę. Nathiel czuł się jak w mini Japonii. Takie widoki na co dzień mógł napotkać podczas oglądania anime. Przez moment poczuł się, jakby był w Azji.
            Aren nie rzucał się swoim wyglądem w oczy, jednak jego charakterystyczna twarz i fryzura na długo pozostawały w pamięci. Na żywo miał tak samo chłodne spojrzenie jak na zdjęciu, z tym, że na zdjęciu nie miał okularów. Jego ciemnoniebieskie tęczówki patrzyły znad metalowych opraw na nowoprzybyłych. Wypłowiałe, blond włosy sterczące na wszystkie strony przypominały trochę siano, w przeciwieństwie do chłodnej i spokojnej postawy były jednak jakąś odmianą w jego postaci. Dzięki nim nie wyglądał tak strasznie.
            W ubiorze niezbyt się wyróżniał. Miał na sobie roboczą, błękitną koszulkę i stare, poszarpane, szare spodnie. Był wzrostu Nathiela, ale nie był tak umięśniony jak on. Raczej sprawiał wrażenie wychudzonego.
            Wszystkich dziwiło to z jakim spokojem przyjął nieznajomych mu ludzi i nie była jedyna rzecz, która zaskakiwała. Wcale się ich nie bał. Czy wszystkich obcych przyjmował z takim samym spokojem i opanowaniem? To było wręcz niemożliwe. Poza tym musiał się zorientować, że Nathiel jest cienistym demonem. Dlaczego nie zareagował?
            – Co was tu sprowadza? – spytał Aren, chwytając w dłonie potężny kubek z kawą.
– Nie boisz się nas? – zapytał groźnie Auvrey, pochylając się do przodu. Sprawiał wrażenie, jakby chciał przestraszyć potencjalnego, przyszłego członka Nox.
– A mam taką potrzebę? – Chłopak przekręcił głowę w bok i uśmiechnął się pod nosem. – Poznałem już Madlene, tyle mi wystarczy, żebym zaufał jej znajomym.
– Nawet, jeżeli jeden z nich jest demonem, a druga wiedźmą? – prychnął Nathiel.
Aren odłożył kubek z kawą na stół i uniósł brew do góry. Najwyraźniej nie do końca rozumiał o co tutaj chodziło.
– No, dobra. Z grubej rury. – Demon wzruszył ramionami i zabrał się do swojej krótkiej opowieści. – Ja jestem Nathiel, demoniczny łowca cieni z organizacji Nox, to są dwie wiedźmy, które mają z nami sojusz. Można powiedzieć, że przybłędy dzisiejszej misji, bo wiadomo, że lepiej poradziłbym sobie sam.
Dziewczyny spojrzały na niego karcąco, jednak nic nie odpowiedziały.
– Przyszliśmy tutaj, żeby siłą zwerbować cię do naszej organizacji. No, wiesz, żebyś napieprzał razem z nami demony. Tak wyszło, że ostatnio departament zaczął się odbudowywać, tak więc potrzebujemy ludzi. Uznaliśmy, że pół demony będą dobrym materiałem na członków, bo w końcu zależy im na spokojnym życiu, gdzie żadni kretyni z Reverentii nie będą chcieli ich zabić. Co ty na to? – Auvrey uśmiechnął się uroczo na zakończenie swojej wypowiedzi, zaś czarodziejki jęknęły zgodnie. – Propozycja nie do odrzucenia.
Aren nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie. Na jego spokojnej twarzy pojawił się drobny, nieprzenikliwy uśmiech. Gdy upił łyka kawy, odpowiedział:
– Dobrze.
La bonne fee i Nathiel wymienili zdziwione spojrzenia. Tak szybko się zgodził? Albo to Auvrey miał niezwykłą moc do przekonywania, albo ten chłopak w mgnieniu oka podejmował decyzje.
– Serio? – Spytał demon. – I nie masz żadnych warunków?
– Może jeden.
Wszyscy milczeli, gdy Aren pochylał się nad kubkiem kawy. Trzymał wszystkich w niepewności. Był w tym chyba mistrzem.
– Uzgodnię go z Madlene.
Mad zbladła, zaś Patricia i Nathiel spojrzeli na nią podejrzliwie.
– No, dobra, to zostawimy ci ją później jako ofiarę, możesz ją złożyć na pożarcie demonom, nie wiem czy jest dziewicą i czy jej krew się będzie nadawać do rytuałów, ale oddajemy ci ją dobrowolnie. – Nathiel uśmiechnął się uroczo i popchnął dziewczynę w stronę Arena. Teraz niebieskooka czarodziejka zmieniła kolor twarzy na różowy.
– Nie oddam jej! – pisnęła Patricia, przyciągając przyjaciółkę z powrotem do siebie. – Nie jest dziewicą!
Madlene znowu zbladła.
– Jestem! – wykrzyknęła.
Pat nachmurzyła się i pochyliła ku niej konspiracyjnie.
– Cicho, nie jesteś, inaczej naprawdę złoży cię w ofierze. W razie czego straciłaś je ze mną.
Mad jęknęła bezradnie. Już sama nie wiedziała co zrobić. Była tak zawstydzona rzuconą propozycją, że nie była w stanie zebrać myśli. Dlaczego chciał z nią porozmawiać na osobności? O czym? W szkole nic ich tak naprawdę nie łączyło poza koleżeńską więzią. Chciał czegoś szczególnego?
Aren patrzył na tą scenę cierpliwie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Wyglądał na osobę, której nic nie było w stanie zdenerwować ani zdziwić. Dla Nathiela było to co najmniej podejrzane. Nikt normalny, a już szczególnie nie pół demon, nie zgodziłby się od razu na propozycje dołączenia do organizacji o której nic nie wie. Albo był szalony, albo nierozważny, albo… wiedział wszystko co chciał wiedzieć o Nox.
– Ile o nas wiesz? – spytał Nathiel, unosząc brew do góry.
– Jesteś spostrzegawczy. – Blondyn uśmiechnął się znad kubka. – Całkiem sporo.
– Mamy czas. Posłuchamy.
Aren machnął w powietrzu dłonią, w między czasie spijając ostatki kawy. Papiery niesione przez magię wiatru pokonały drogę od uchylonej pracowni chłopaka do stołu i wylądowały na stole przed misyjnym trio. Czarodziejki bały się spoglądać w to, co przed sobą miały, pierwszeństwo dały Nathielowi, który bez chwili zastanowienia za nie chwycił.
Pierwsza kartka zawierała wytłuszczony nagłówek z napisem: „Organizacja Nox”. Poniżej znajdował się cały spis obecnych członków z uwzględnieniem nazwisk i wieku oraz krótka historia samej organizacji. Nathiela zdziwiło to, że uwzględnił pokolenie Ethana i Calanthe, a więc czasy ich młodości. Znajdowały się tam również informacje o dziejach w Reverentii sprzed pięciu laty. To wszystko było opisane w taki sposób, jakby autor dokumentu znajdował się wówczas na polu walki. Skąd posiadał takie informacje?
Dwie, dziewczęce głowy wychyliły się zza pleców Nathiela.
W ruch poszły kolejne kartki, tym razem osobne akta na temat każdego z członków. Kartę Andi owiał wzrokiem tylko z wierzchu, ponieważ nie spodziewał się żadnych nowości, a jednak. Aren w przeciwieństwie do niego wiedział kim byli i jak nazywali się jej rodzice. Zamiel Touraville i Elyse Thorne. Obydwoje należeli do departamentu kontroli demonów i zostali zabici przez Calanthę. Nie chciał zgłębiać więcej informacji. Był tak zaskoczony, a równocześnie zirytowany wiedzą chłopaka, że wyminął wszystkie karty i przeszedł do Laury. Wszystko się zgadzało. Wiedział nawet to, w jakich okolicznościach dowiedziała się, że jest pół demonem pół człowiekiem. Tyle mu wystarczyło. Wszystkie akta przybił nożem do stołu, a drugi nóż, rzucił prosto w twarz Arena.
Pół demon wystawił przed siebie kubek, który ochronił jego nos. W zamian za to rozsypał się w drobny mak. Aren nie dał jednak spaść okruchom na podłogę – tym razem nawet nie machnął ręką, wiatr sam poniósł odłamki w stronę dworu.
– Kim ty do cholery jesteś? – warknął Auvrey, podnosząc się gwałtownie z podłogi. Skoro nie zadziałały noże, postanowił zastosować moc pięści. Chwycił chłopaka za koszulkę i podniósł go do góry.
– Nathiel, puść go! – La bonne fee zaczęły krzyczeć, jakby się synchronizowały, on miał to jednak daleko w poważaniu. Osoba, która tyle wie o Nox, może nie być ich sprzymierzeńcem. Bo jaki miałby cel w zebraniu tak sporej ilości informacji?
Aren patrzył prosto w szmaragdowe oczy demona z przerażającym chłodem. Nathielowi zdawało się, że kpi z niego samym spojrzeniem.
– Wy również posiadacie moje akta – stwierdził pokrótce. – Jesteśmy kwita.
– Gadaj kim jesteś i dlaczego nas śledziłeś!
Zbulwersowany Auvrey zaczął potrząsać swoim rozmówcą. Patricia i Madlene chciały na to jakoś zareagować, ale zdawały sobie sprawę z tego, że wszelka interwencja będzie niewskazana. Nathiel i tak zrobi swoje, nigdy nikogo nie słuchał.
– Wiedziałem, że prędzej czy później przyjdziecie – stwierdził Aren. – Takie same informacje posiadam na temat departamentu kontroli demonów i tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że odbudowują Reverentię z nowymi członkami. – Westchnął. – Nie zastanawiało cię jakim cudem utrzymałem się w świecie ludzi żyjąc od dziecka sam? – spytał, unosząc brew do góry. – Znałem swoich wrogów na wylot dzięki obserwacjom. Wiedziałem jak działają, kogo szukają i umykałem im za każdym razem, gdy próbowali choć dosięgnąć mojego cienia.
Nastąpiła długa cisza. Auvrey powoli zaczął się uspokajać, co nie znaczyło, że był usatysfakcjonowany otrzymaną odpowiedzią. To wciąż było za mało, żeby przekonać go do niewinności.
– A więc śledziłeś też łowców, żeby przed nimi w razie wypadku również uciec? – spytała nieśmiało Madlene, spoglądając na niego ukradkiem.
Aren uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Jednak gdy pojawiła się wśród was Laura, pół demon pół człowiek, zrozumiałem, że nie skrzywdzicie innych pół demonów. W końcu to ona natrafiła na ślad moich współbratymców w Reverentii i udowodniła, że ich jedynym celem jest ucieczka, a nie szkoda ludziom – odpowiedział.
Uścisk Nathiela zelżał. Już po chwili przetrawił wszystkie informacje i choć nie do końca ufał gościowi, puścił go wolno i wrócił na swoje miejsce.
– Wiedziałeś, że prędzej czy później cię znajdziemy? – burknął pod nosem.
– Tak. – Blondyn kiwnął głową. – Domyślałem się, że Nox w końcu zechce współpracować z pół demonami, znajdującymi się w świecie ludzi.
– Skąd wiedziałeś, że łowcy natrafią akurat na twój ślad? – spytała zaskoczona Patricia.
– Ponieważ sam byłem ich informatorem.
Dopiero po głębszym zastanowieniu Nathiel rozszyfrował o co tak naprawdę chodzi. Ethan zbierał informacje od różnych ludzi i miał swoich tajemniczych informatorów. Jednym z nich musiał być Aren, który podrzucił własne akta. Można powiedzieć, że wpadli w jego sidła. Sprytny gnojek. Teraz już pamiętał dopisek pod jego aktami. „Wysoce prawdopodobna szansa na przyjęcie do organizacji”, to on był za niego odpowiedzialny.
– A więc od samego początku chciałeś dołączyć do Nox – prychnął szmaragdowooki, składając ręce na piersi. – Dlaczego?
– Bo wiem, że niewiele takich jak ja się na to zgodzi – stwierdził Aren. – Pół demony chcą tylko spokojnego życia na Ziemi. Mało z nich domyśla się, że departament jest im w stanie w jakiś sposób zagrozić. Nie wiedzą, że chcą powrócić, zawierzają wszystko w wasze ręce i sami nie chcą się przy tym brudzić.
– A ty chcesz do nas dołączyć bo jesteś takim superbohaterem i wyjmiesz zaraz z szafy z pomocą tych twoich wiatrów czerwoną pelerynę z napisem: SuperPółDemon i będziesz ratować świat, tak, tak – burknął od niechcenia Nathiel.
– Cóż. – Aren po raz pierwszy podczas wizyty zaśmiał się. – Po prostu biorę sprawy w swoje ręce.
Auvrey chwycił za kubek herbaty i dopił ostatki naparu. Cóż, taka odpowiedź go satysfakcjonowała. Nie ufał do końca komuś, kto śledził i oszukał Nox, wiedział jednak, że to czas pokaże czy można zawierzyć mu losy ludzi. Poza tym ciężka sytuacja ich organizacji wymagała czynów. Każdy członek się przyda, nieważne kim będzie. Z dumą może wracać do siedziby i podać informacje Sorathielowi, który w najbliższym czasie wybierze się w progi domu Arena. Już niedługo będzie siedział z nimi w „sali narad” (potocznie zwanej salonem) i układał strategię. Jedno jest pewne. Przyda im się jako obserwator.
Nathiel uśmiechnął się pod nosem i wyjął nóż ze stołu. Czarodziejki odetchnęły, jednak zbyt wcześniej. Exitialis znów powędrowało w stronę Arena. Tym razem odbił je takim samym nożem. Auvreya w żaden sposób to nie zaskoczyło.
– Tak łatwo cię przewidzieć – odpowiedział.
Blondyn bez słowa położył exitialis Nathiela na stole i przesunął je w jego stronę. Drugie najprawdopodobniej było jego nabytą własnością. Nikt z tria nie chciał pytać skąd je miał, zostawili to bez komentarza.
– Zbieramy się.
Demon podniósł się z podłogi i schował broń do kieszeni. Patricia poszła za jego śladem. Zmartwiła się, gdy zobaczyła, że jej przyjaciółka wciąż siedzi na podłodze. Szybko jednak sobie przypomniała, że warunkiem dołączenia Arena do organizacji miała być rozmowa z Madlene. Musieli zostawić ich teraz samych.
– Będziemy czekać na zewnątrz – burknął Nathiel i bez słowa opuścił przedziwnie pedantyczny, japoński dom.
– Jakby coś się działo, krzycz – szepnęła Pat i ruszyła za nim.
Mad tylko pokiwała głową.
***
Misja dobiegła końca.
Wszystkie grupy znów scaliły się w jedną i zasiadły w salonie siedziby Nox. Dopóki nie pojawił się Sorathiel, większość z nich siedziała w milczeniu i wgapiała się w herbatę, którą przyrządziła wszystkim wesoła gospodyni Amy. Wszyscy zazdrościli jej tego, że potrafi zachować optymizm nawet w takich sytuacjach jak ta, czy może raczej tego, że w przeciwieństwie do nich jest zwykłą śmiertelniczką, która o sprawach demonów i trudach organizacji słyszy tylko z opowieści. Trudno jest mieć na barkach wszystkich ludzi, którym mogą zagrozić złe moce. Jeszcze większym trudem jest zgromadzić osoby, które pomogą je zwalczać.
Z jednej strony Nathiela rozpierała duma – w końcu udało mu się pozyskać jednego pół demona do współpracy, z drugiej strony był załamany, bo Aren okazał się być jedynym pół demonem, który wykazał chęć współpracy. Miał racje. „Niewiele takich jak ja się na to zgodzi (…) Pół demony chcą tylko spokojnego życia na Ziemi. Mało z nich domyśla się, że departament jest im w stanie w jakiś sposób zagrozić. Nie wiedzą, że chcą powrócić, zawierzają wszystko w wasze ręce i sami nie chcą się przy tym brudzić”. Jedyna rzecz, która pocieszała go w tej chwili to fakt, że Aren będzie dobrym kandydatem na członka Nox. Był przede wszystkim inteligentny i widział więcej niż inni. Na dodatek był idealnym szpiegiem.
– Hej, to nie moja wina, że Martha zaczęła torturować tego chłopaka scenami ze "Szkoły uczuć", dobra? Ja mu się nie dziwię, że uciekł z krzykiem!
– Byłoby dobrze, gdybyś nie groziła mu piorunami. Poza tym chciałam mu pokazać, że będzie tu kochany.
– Kochany! Na pewno! Szczególnie przez tego szmaragdowego pedała z miną gwałciciela!
– Hej!
Nathiel posłał mordercze spojrzenie Alexandrze. To ją jednak nie przestraszyło. Trudno było ją przestraszyć czymkolwiek.
Martha i Alex nie przekonały pół demona do współpracy, bo jak stwierdziły, chłopak nie chciał się z nimi dogadać i zaczął je wyzywać od świrów. Ethan nie namówił swojej ofiary ze względu na to, że wolała spokojne życie z dala od kogokolwiek, kto miałby związek z demonami. Nawet Sorathielowi i Andi nie udało się z pół demonicą – zaczęła ich atakować. Najlepszy wynik otrzymał Nathiel w raz z Madlene i Patricią.
– Może sojusz z pół demonami ziemskimi nie jest jednak dobry? – spytała nieśmiało Madlene.
– To dopiero cztery osoby. Jeżeli chcemy zdobyć nowych członków, musimy znaleźć ich jak najwięcej. Pół demony używają magii, będą skuteczniejsi niż zwykli ludzie – odpowiedział spokojnie Ethan. – Nie można się poddawać, nawet jeżeli będą to tylko dwie osoby na krzyż.
– Krzyż? – burknął Nathiel. – Nie strasz mnie kościołem, bo ucieknę.
– W końcu byłby spokój – odezwała się rozchichotana Andi.
Auvrey już chciał otworzyć buzię, żeby jej odparować, ale jego rolę przejął Sorathiel, który właśnie pojawił się w pokoju. Jak zawsze był oazą spokoju, której nic nie było w stanie zmącić. Usiadł na swoim starym fotelu i westchnął ciężko.
– Jestem za tym, by wciąż próbować – odezwał się. – A gdy już się umocnimy, możemy spróbować zawrzeć sojusz z pół demonami znajdującymi się w Reverentii.
Wszyscy zgromadzeni umilkli. Byli pewnie, że młody szef organizacji oszalał. Reverentia? To prawie jak samobójstwo.
– Nie patrzcie tak na mnie – westchnął. – Wiem, to póki co szalona myśl, ale już raz byliśmy w Reverentii i wyszliśmy z tego cało. Poza tym istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że pół demony z Reverentii zgodzą się na współpracę. One też szukają spokoju i chcą się pozbyć departamentu. Poza tym ktoś już nawiązał z nimi kontakt.
– Laura – odpowiedział szeptem Nathiel. – Pytała ich o sojusz. Stwierdzili, że nikt nie jest w stanie pokonać departamentu.
– Mamy szansę ich przekonać. Gdy zobaczą w naszych szeregach pół demony z Ziemi, zmienią zdanie.
Dopiero teraz członkowie zgromadzenia zaczęli uznawać ten pomysł za całkiem dobry.
– Z drugiej strony pół demony żyjące w Reverentii nie są dobre – stwierdził Ethan. – Moglibyśmy mieć problem z zapanowaniem nad nimi.
– Nikt nie mówi o panowaniu nad nimi, ważne, żeby zechcieli nam choć pomóc – odpowiedział z uśmiechem Sorath. – A przecież każda pomocna dłoń się przyda.
            Teraz już wszyscy byli przekonani o słuszności podróży do Reverentii. Na pytanie kto jest za, wszyscy podnieśli ręce do góry. Na razie sojusz z pół demonami znajdującymi się w świecie demonów był planem na przyszłość i to dosyć daleką. Najpierw Nox musiał wzbogacić się o nowych członków, których znajdą w świecie ludzi, co nie będzie prostą misją. Dobrze byłoby też poczekać na Laurę, którą pół demony Reverentii już znają.
Spotkanie zakończyło się w momencie, kiedy rozległ się przeraźliwie głośny płacz Aury – do tej pory spała spokojnie w pokoju obok. Nathiel wiedział, że to koniec sielanki. Nie może obciążać Amy, która zajmowała się nią cały dzień. Czas, żeby to ojciec wkroczył do akcji.
            La bonne fee powoli zaczynały zbierać się do wyjścia. Tylko jedna z nich wciąż stała w miejscu i gapiła się na Auvreya. Tym razem zirytował się nie na żarty. Zanim jednak cokolwiek zdołał powiedzieć, dziewczyna rzuciła:
            – Naprawdę mi kogoś przypominasz.
            Chłopak przewrócił oczami. Postanowił nie wdawać się w dyskusję. Laura zawsze mu powtarzała, że powinien trzymać język za zębami, może w końcu się jej posłucha?
            Odwrócił się plecami do Patricii i postawił krok do przodu. Dziewczyna jednak chwyciła go za rękę. Zdziwiło go to.
            – Jeżeli chcesz, żeby spokojnie spała, przywiąż do jej łóżeczka zieloną wstążkę – rzuciła.
            – Kolejna klątwa? – prychnął Nathiel, wyrywając się z jej uścisku.
            – Nie. Coś, co będzie odganiało klątwy. – Dziewczyna westchnęła bezradnie. – Zasada polega na tym, że przywiązuje się do łóżeczka dziecka wstążkę w kolorze oczu jednego lub dwóch rodziców – stwierdziła. – Symbolizuje to ciągłą ochronę. Złe duchy nie tykają dzieci, gdy są w ramionach rodziców. Najłatwiejszym łupem są wtedy, gdy nie ma ich przy dzieciach. Zaufaj mi. Będzie spokojniejsza. To wiedźmy mogą przesyłać złe moce.
            Auvrey prychnął pod nosem.
            – Dzięki, poradzę sobie.
            I ruszył w stronę pokoju.
            Nikt o tym nie wiedział i nikt miał się nie dowiedzieć, ale posłuchał się jednej z la bonne fee. Małą, zieloną wstążeczkę, którą wygrzebał z szafy w domu Laury (kiedyś obwiązał nią niedbale prezent dla niej – stwierdził, że szmaragdowy idealnie pasuje do wszelakich pakunków), przywiązał do grzechoczącej zabawki, wiszącej nad jego córką. Idealnie. Wyglądała tak, jakby była częścią zabawki. Nikt się nie zorientuje.
                 Bo choć pokazywał stale, że nienawidzi dobrych czarodziejek, gdzieś w głębi im ufał.

6 komentarzy:

  1. Rozdział super, nawet gdybyś napisała nudny to dla mnie i tak będzie fajny :D Co z Laura ? Dawno nie bylo jej perspektywy. Kiedy spotkanie braci i jak tam maly Nate ? :c Życzę weny. Pozdrawiam~k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perspektywa Laury już w następnym rozdziale c:
      Do spotkania braci jeszcze daleko, ale obiecuję, że będzie mocne. Zagadka Nate'a rozwiąże się jeszcze później, ale w końcu rozwiąże, to mogę obiecać.
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Coś Ci się chyba formatowanie zepsuło, bo druk jest mniejszy niż zwykle. Trochę to utrudnia, ale jakoś dałam radę dokończyć czytanie.
    Aura trochę się uspokoiła. Mam wrażenie, że to może mieć związek też z tym, że Laura zareagowała na ich obecność w poprzednim rozdziale (którego chyba nie skomentowałam koniec końców, choć zamierzałam).
    Nie spodziewałam się, że Aren będzie osobą świadomą i gotową, żeby im pomóc. Niemniej dobrze się stało. Sama jego postać zapowiada się ciekawa, a klimat japońskiego domu tylko poprawił odbiór Arena. Swoją drogą ciekawe, o czym rozmawiali z Mad. Czyżby szykował się tu jakiś nowy wątek?
    Dobrze byłoby też przekonać Soriela do współpracy, ale na razie wątpię, czy by się zgodził. Nie ten typ, niestety. Że też Patricia jeszcze się nie wygadała. Reakcja Nathiela na brata z pewnością będzie genialna.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, walczyłam z formatowaniem od godziny. Myślę, że to kwestia tego, iż w Wordzie zawsze piszę Times New Roman'em, a blogger nie ma TNR, tylko Times'a, a to już inna czcionka. Dlatego mi oszalał. Miałam takie problemy ze zmianami tekstu, że wielkie litery robiły mi małe, normalne robiły jeszcze większe, potem tekst mi się poprzesuwał i połowa zmniejszyła... ech, ale w końcu wpadłam na to, żeby przekopiować tekst do Worda i zmienić na Georgię, którą blogger obsługuje *tu pojawiła się masa innych problemów, ale ostatecznie z tego wybrnęłam, chwała*.
      Twoja teoria związana z Aurą może jest właściwa! Ja tam sądzę, że moi bohaterowie i tak żyją własnym życiem - mają przede mną tajemnice. Nie mniej jednak jest jeszcze jeden powód płaczu Aury, ale ta zagadka rozwiąże się jak już będzie większa.
      O czym Aren rozmawiał z Mad będzie wyjaśnione za dwa rozdziały! Całkiem błahe. A co do nowego wątku - tak, przez jakiś czas będzie o Arenie (a raczej Arenie i Mad), ale nie na długo, to taki poboczny wątek.
      Zanim Soriel i Nathiel się zobaczą minie wieeele, wiele czasu, ale ich spotkanie będzie mocne! A co do współpracy - tak, byłoby to trudne, bo Soriel ma gdzieś pomoc ludziom, obchodzi go tylko jego osoba. To taka bardziej rozbestwiona wersja Nathiela, przy okazji pozbawiona nathielowej głupoty!
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. Cześć :)

    Miachar, też się cieszy, bo Aren :D Chyba go polubię.
    Nathielowe kołysanki ryją banię.
    Brzydki pan żul Ethan. Glebłam xD
    Lepsza kawa niż alkohol, nie niszczy aż tak wątroby, poza tym nie przekraczanie pewnej ilości nie wpływa negatywnie na serce.
    Pół demony pół ludzie na Ziemi? Dobrze wiedzieć, że Laura nie jest jedyna.
    Nathiel, Mad i Pat na misji. Huehuehue, spoilery mi się przypomniały. :D
    "– To jak, bierzemy tego całego babola za fraki i jazda?
    – A więc to ON? – spytała Mad.
    – A co, podjarana wizją faceta? Pewnie żaden się koło ciebie nie panoszył – prychnął Auvrey.
    – Ciesz się, że ciebie zechciała przynajmniej jedna osoba – mruknęła nachmurzona dziewczyna.
    – I to najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem – odpowiedział z dumą." - huehuehue. Dobrze, że Laura jest tą najpiękniejszą dla Natha, za chwilę będzie nowy parring, którym już się jaram :D
    To tak jest, jak się dowiadujesz, że demon, którego trzymasz w domu, jest starszym bratem demona, z którym idziesz na misję. Normalka.
    Nathiel nie powinien brać na siebie prowadzenie rozmowy, bo mu to nie wychodzi.
    Madlene i Aren się znają ze szkoły? Huehuehue, ciekawe.
    Mała Azja w mieszkaniu brzmi dość fajnie.
    Szybko poszło, więc musi być jakiś haczyk.
    "– No, dobra, to zostawimy ci ją później jako ofiarę, możesz ją złożyć na pożarcie demonom, nie wiem czy jest dziewicą i czy jej krew się będzie nadawać do rytuałów, ale oddajemy ci ją dobrowolnie. – Nathiel uśmiechnął się uroczo i popchnął dziewczynę w stronę Arena. Teraz niebieskooka czarodziejka zmieniła kolor twarzy na różowy.
    – Nie oddam jej! – pisnęła Patricia, przyciągając przyjaciółkę z powrotem do siebie. – Nie jest dziewicą!
    Madlene znowu zbladła.
    – Jestem! – wykrzyknęła.
    Pat nachmurzyła się i pochyliła ku niej konspiracyjnie.
    – Cicho, nie jesteś, inaczej naprawdę złoży cię w ofierze. W razie czego straciłaś je ze mną." - glebłam przy tym już podczas spoileru, a i tak znowu się śmieję. To jest boskie! :D
    Aren robił własne obserwacje, dlatego jest taki spokojny i się zgodził! Nie no, dobrze, Nox ma nowego członka.
    "– Hej, to nie moja wina, że Martha zaczęła torturować tego chłopaka scenami ze "Szkoły uczuć", dobra? Ja mu się nie dziwię, że uciekł z krzykiem!
    – Byłoby dobrze, gdybyś nie groziła mu piorunami. Poza tym chciałam mu pokazać, że będzie tu kochany.
    – Kochany! Na pewno! Szczególnie przez tego szmaragdowego pedała z miną gwałciciela!
    – Hej!" - Martcie i Alex się nie udało - torturowanie "Szkołą uczuć" to był zły pomysł. Ale uwaga co do Nathiela pobiła wszystko!
    Ruszamy do Reverentii. To ja liczę na jakąś demoniczną jatkę jak za pierwszego tomu.
    Ten pomysł ze wstążeczką i posłuchanie rady pokazuje, że pomimo ukazywanej niechęci, Nathiel ma pewien szacunek do la bonne fee i się do nich przekonał. Ważne, by im ufać, w końcu są sojusznikami.
    Świetny opis misji, znowu ironia i sarkazm, mogłam się pośmiać, ale też byłam świadkiem postanowieniem Nox. Liczę na nowe przygody i chwile zaskoczenia.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aren taki cool <3 bueheue.
      Nie, nie ma pół demonów pół ludzi, nie wspomniałam o czymś takim. Chodzi o same pół demony - np. wody i wiatru jak Aren! Laura jest raczej takim rzadkim przypadkiem. Choć już wspominałam, że pojawi się jeszcze jeden pół demon pół człowiek!
      Zanim wyruszą do Reverentii minie w cholerę dużo czasu! Kilka lat nawet. Bo to nie jest łatwa misja, a departament gdzieś się czai. Nie mniej jednak w końcu wyruszą!
      Nowe przygody się zaczną huehue, obiecuję. Już niedługo będzie pierwsze, ważne starcie >D.

      Usuń