niedziela, 21 lutego 2016

[TOM 2] Rozdział 26 - "Burzliwa noc"

Ten moment, kiedy mama wysyła cię po ziemię na ogródek, a ty przynosisz jej wesoło kartonik i mówisz: "proszę, oto 3/4 ziemi". To już mania. 
Mam jeden rozdział na plusie *to się postarałam*. Chcę dzisiaj zrobić drugi na plusie, żeby mieć spokój przez następne dwa tygle. Niestety, jutro zaczynam drugi semestr. Tydzień wolnego za szybko minął, oddajcie mi życie, studia! 
Rozdział z mojej perspektywy nie jest taki zły. Dużo Sorci. Lubię Sorcię. Jak mam rozpiskę i ich widzę to wiem, że będzie mi się dobrze pisało.
Zatłukę bloggera za to, że nie akceptuje wordowskiego justowania, przez to muszę się trzymać składu w chorągiewkę *podstawy edytorstwa na studiach ryją banię*. A Worda nie znoszę za to, że nie akceptuje mi długich myślników i muszę potem cały tekst zmieniać na długie myślniki funkcją F5. Kij mu w oko.
Mam wrażenie, że miałam powiedzieć coś ważnego, ale skoro o tym zapomniałam to trudno. Miłego czytania!
***

                Spokój i cisza. Nareszcie.
            Szpital był jedynym miejscem, gdzie Aura jak za pomocą magicznej różdżki milkła. Nathiel był pewien, że chodziło o Laurę. Jego córka nie była głupim dzieckiem i wyczuwała, że to w jej łonie spała przez całe dziewięć miesięcy, że to tam była tak naprawdę bezpieczna. Musiało brakować jej tego ciepła i wygody. Musiało brakować jej matczynego głosu. Nie była jednak sama. Mu także brakowało Laury. Bał się, że niedługo zapomni jak brzmi, jak się zachowuje, jak wygląda, gdy ma otwarte oczy. Ten strach był oczywiście nieuzasadniony. Przecież jeśli się kogoś kocha, pamięta się nawet najdrobniejsze szczegóły. To ludzie wmawiają sobie zapomnienie, żeby poczuć się lepiej, ale ich podświadomość wciąż wie i wciąż wraca do wspomnień poza obrębem świadomości właściciela.
            Nathiel  w przeciwieństwie do Aury – nie znosił tu siedzieć. Ciągłe wpatrywanie się w bladą, nieruchomą twarz Laury, która ledwo oddychała, bardzo go bolało. I ta ciągła nadzieja, że lada moment otworzy oczy i zawód po wyjściu z sali, gdy tego nie robi. Nie przychodziłby tu, gdyby nie Aura, a także jego wiara. Nieważne ile razy by się załamał, szybko mu przechodziło, w końcu z natury był niepoprawnym optymistą.
            Wyjątkowo spokojny tego dnia niemowlak, dołączył do swojej mamy do łóżka. Co za dziwna sytuacja. Gdy tylko ją kładł przy ręce Laury, natychmiastowo usypiała. Może tak naprawdę Aura płakała nie z powodu jakiś fizycznych dolegliwości, a z powodu matki? Może chciała być przy niej cały czas, a Nathiel jej tego zabraniał, dlatego też mściła się na nim. Tak, to byłoby podobne do członka rodziny Auvrey. Prawie wszyscy z nich byli mścicielami. Nikt do tej pory nie przebił jednak Vaila Auvreya, jego ojca. Szkoda, że nie zdechł pod gruzami zamku w Reverentii. Z drugiej strony miał jeszcze okazje pokonać go własnymi rękami. To go w jakiś sposób motywowało.
            Gdy tak siedział przy łóżku w bezruchu, przypomniała mu się ostatnia, szpitalna rozmowa z Amy. Zazwyczaj z nią nie dyskutował, ale ciężko było tego nie robić, gdy przychodziła tutaj codziennie jak on i to ze świeżymi kwiatami. Amy jako fanka wszelakich zabobonów i rad z kosmosu stwierdziła, że powinien rozmawiać ze śpiącą Laurę. Na tą propozycję oczywiście parsknął śmiechem. Jak miał bowiem gadać do osoby, która była w innym świecie i gdzieś miała jego słowa, bo żyło jej się tam lepiej niż tu? To oczywiste, że go nie posłucha i nie przebudzi się wcześniej. Nie obchodziło go to, że takie były zalecenia lekarzy, odnoszące się do śpiączek. Laura nie była w zwykłej śpiączce, Laura nie była człowiekiem. Takie gadanie nic nie pomoże.
            Zirytowany wspomnieniami demon, spojrzał na swoją bladą dziewczynę.
            Mimo tego, że pomysł wydawał się być absurdalny, miał wielką chęć na to, aby zamienić z nią choć jedno słowo w monologu.  Tak dawno się do niej nie odzywał. Poza tym siedzieć tu dwie godziny w milczeniu to nie lada wyzwanie dla niego – przecież zazwyczaj gęba mu się nie zamykała.
            Jeśli powie jej jedno czy dwa słowa chyba nikt się nie skapnie, nie? Chyba nie.
            Nathiel odchrząknął teatralnie i pochylił się nad dziewczyną.
            – No, hej, maleńka – przywitał się. – Co tam słychać w szerokim świecie? No, chyba, że wolisz określenie „głębokim”. – Umilkł na chwilę i strzelił się dłonią w czoło. Czuł się lekko zażenowany tym, co robił. – Wiem, jakbyś nie spała, pewnie zaczęłabyś się na mnie drzeć, że jestem zboczony, bo „głęboki”. Ale chyba każda dziewczyna lubi głęboko. – Znowu umilkł i zaśmiał się niemrawo. – No, przecież wiesz, że sobie żartuję. Chodziło mi o głębokie myślenie. Tak, tak, teraz byś pewnie krzyknęła, że jestem głupi i powinienem iść poszukać mózgu w markecie w dziale z mrożonkami, ale powiem ci, że jedyne co tam ostatnio znalazłem to mózgi cielęce. Swoją drogą to byłem tam z Andi, kupić Aurze kolejne pięćdziesiąt litrów mleka. Stwierdziliśmy, że niefajnie byłoby mieć po pierwsze cielęcy mózg, bo wiesz, cielak mówi się do osób, które mózgu nie mają, a po drugie niefajnie byłoby mieć mózg zamrożony, chyba wolniej by myślał. Dlatego stwierdziłem, że wolę nie mieć mózgu. Ohoho, jaki jestem zabawy – burknął pod nosem i nachmurzył się. – A tak na serio to obudziłabyś się w końcu, co? Niech cię drugi Nathiel nawet nie tyka.  Tylko ten właściwy może – prychnął i umilkł na dłuższą chwilę. – Proszę cię, a wiesz, że nigdy tego nie robię. Wróć do mnie.
            Gdy nie dostał żadnej odpowiedzi co nie było niczym nowym i dziwnym, westchnął i oparł się na krześle, spoglądając w sufit. Niech to szlag. Zaczął słuchać się Amy i jej głupich porad. Po co? Przecież i tak nie działały. Laura dalej była taka jak przedtem – zimna, nieruchoma, milcząca i biała jak szpitalne ściany. Nigdy więcej nie będzie tego robił.
Aura zaczęła kwilić cicho przez sen, zupełnie, jakby coś wyczuwała. I słusznie. Gdy spojrzał w stronę swojej niedoszłej żony, dostrzegł, że minimalnie drgnęła jej ręka.
Na ten widok zerwał się z krzesła i wywrócił je na podłogę.
– Działa! – wykrzyknął triumfalnie. Jego oczy aż zapaliły się z radości, a całe zmęczenie ostatnich tygodni po prostu zniknęło. Miał ochotę skakać jak dziecko pod sam sufit i piszczeć niczym malutka dziewczynka, która po raz pierwszy dostała okres.
Nareszcie! Nareszcie rzecz, która go cieszy!
Z radością przysiadł obok Laury i chwycił ją za rękę.
– Wracaj do nas – powiedział i przytulił do polika jej dłoń. – Wszyscy na ciebie czekają, ja na ciebie czekam, Aura czeka. Nate gdzieś zniknął, ale przysięgam ci, że jeżeli wciąż żyje tak jak mówią la bonne fee, znajdę go i nam zwrócę. Mam nadzieję, że gdy już otworzysz oczy, dasz się zaciągnąć do ołtarza i zmienić nazwisko na Auvrey. Pamiętasz? Sama mówiłaś, że Laura Auvrey brzmi mniej pospolicie niż Laura Collins – mówił, uśmiechając się od ucha do ucha. – Chcę w końcu spełnić nasze marzenie o normalnej rodzinie. – Nathiel nachmurzył się.
Do cholery. Włączyły mu się jakieś ckliwe gadki. Powinien przestać, stawał się za dorosły i romantyczny. Powoli zaczynał się czuć jak w obcej skórze. Ale może to dlatego, że ostatnio tyle się wydarzyło? Po prostu musiał stać się poważny.
Chłopak spojrzał ukradkowo na małą Aurę, która objęła nieświadomie rączką, szyję swojej mamy. Mimowolnie się uśmiechnął.
Co za dziwne uczucie. Pierwszy raz odkąd patrzy na Aurę był w stanie szczerze się uśmiechnąć. Zalała go cała fala pozytywnych, ojcowskich emocji. I wtedy już wiedział, że gdy tylko dorośnie, nie pozwoli nikomu jej dotknąć. Aura będzie córeczką tatusia.
***
            Grzmoty, trzaski, błyski na niebie – burza trwała w najlepsze.
            Patricia zerwała się ze snu już przy pierwszym oburzeniu nieba. Wtedy się jeszcze nie bała, po prostu nie wiedziała co się dzieje. Siedząc na sofie w salonie pod swoim różowym kocem w króliczki, przecierała zaspane oczy. I wtedy nastąpił kolejny grzmot, który tym razem wzbudził w niej poczucie zagrożenia i strachu. Niepewnym wzrokiem zaczęła omiatać pomieszczenie w którym spała od jakiegoś miesiąca. Zazwyczaj nie bała się ciemności, ale burza niosła ze sobą na tyle wielką zgrozę, że jej serce uciekało ze strachu w kąt. Poza tym nigdy nie wiadomo czy coś przerażającego nie kryje się w kącie i nie chce jej zaatakować. Demon jakiś na przykład.
            Nastąpił kolejny, potężny grzmot od którego zadrżała. I już wiedziała, że ta noc nie będzie przyjemna. Nie chciała palić światła, ani zużywać prądu, w końcu burza mogła na to źle zareagować, a wolałaby uniknąć sytuacji w której wszystkie korki jej padają i nastaje złowroga ciemność. Wtedy jest jeszcze większe prawdopodobieństwo, że coś złego czai się na nią w kącie.
            Przeszły ją ciarki.
            Nie chciała być sama. Z chęcią zadzwoniłaby do dziewczyn, ale która przyleciałaby do niej w środku nocy? Nie chciała im przeszkadzać. Było jeszcze jedno rozwiązanie. Dosyć szalone, może nawet za bardzo szalone jak na nią. Jednak, gdy dom zatrząsł się od kolejnego, potężnego grzmotu, nie myślała nad tym dłużej. Po prostu chwyciła za swoją króliczą maskotkę i popędziła do góry, jakby gonił ją sam, złowieszczy wiatr. Drzwi od jej osobistego pokoju, który zajmował od jakiegoś czasu demon, uchyliła cicho. Nie zastanawiała się nad tym czy Soriel śpi czy też nie. Po prostu weszła do środka.
            W normalnej sytuacji zapewne zaczęłaby się wpatrywać w jego śpiącą twarz, ale chciała uniknąć zawstydzenia, gdy znów bez patrzenia stwierdzi, że musi na niego lecieć, skoro molestuje go wzrokiem w środku nocy.  Podeszła do niego i tyknęła go palcem w polik. Tym razem demon spał jednak w najlepsze.
            – Nie lubię sprzątać, mamo – burknął chłopak przez sen, chmurząc się.
            Patricia uśmiechnęła się mimowolnie.
            – Burza jest – stwierdziła cicho.
            – To odkrywcza jesteś.
            Demon otworzył zaspane oczy i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. Bez słowa odkrył kołdrę i odsunął się w bok. To było zaproszenie do jej własnego łóżka.
            Patricia od razu spłonęła rumieńcem. Na raz zaczęły w niej wybuchać sprzeczności. Ile było argumentów za, ile przeciw? Znali się niedługo, nie byli nawet przyjaciółmi, Soriel to nieobliczalny demon-podrywacz, który przeleciał połowę żeńskiej części miasta i mógłby się na przykład zacząć do niej dobierać. Soriel był głupi i pewnie starałby się ją zawstydzić przez co nie mogłaby zasnąć. Jedyną zaletą byłoby to, że czułaby się bezpiecznie i mniej samotnie.
            Mimo wszystko zrobiła krok w tył. Demon natychmiastowo to zauważył i przewrócił oczami.
            – Nie udawaj takiej grzecznej, czasami można zrobić coś niegrzecznego – stwierdził z tajemniczym uśmiechem na ustach. Kołdrę wciąż trzymał uniesioną w górze. Kolejna rzecz, która przemawiała za tym, żeby z nim nie leżeć: był bez koszulki i już zaczął swoje zboczone podrywy.
            Pat postawiła jeszcze jeden krok w tył.
            – Czy ja wyglądam, jakbym miał ci zrobić krzywdę? – spytał Soriel, unosząc brew do góry.
            – Tak – odpowiedziała bez chwili zastanowienia dziewczyna. – Zawsze wyglądasz tak, jakbyś chciał kogoś zgwałcić.
            – Tak, ciebie zgwałciłbym nawet dwa razy – powiedział z ironią w głosie i opuścił kołdrę w dół. Skończyła się łaska demona.
            Soriel odwrócił się plecami do niej i wygodniej ułożył na poduszce. Jednak na wszelki wypadek zostawił jej trochę miejsca obok siebie.
            Patricia nie wiedziała co zrobić. Patrzyła niepewnie to w szalejące za oknem niebo to w nagie ramiona przykrytego kołdrą chłopaka. Czy stanie się coś, jeżeli choć raz nie będzie grzeczna? Zresztą czy bycie niegrzeczną to leżenie z obcym chłopakiem w łóżku? Przecież nie wiązały się z tym żadne zobowiązania. Po prostu będzie leżeć. Co prawda przesadzi w tym momencie z ufnością, bo nikt normalny nie śpi w swoim łóżku z demonem, ale… ma tu tak stać? Na dół nie wróci, za bardzo się boi, poza kołdrą świat także wydaje się nie być bezpieczny.
            Dziewczyna jęknęła cicho i przejechała dłonią po twarzy. Kolejny grzmot zadecydował. Z wielkimi plamami czerwieni na twarzy i mocno bijącym sercem, wskoczyła pod kołdrę obok Soriela. Do jego pleców przysunęła się jednak ostrożnie w taki sposób, aby go nie dotknąć.
            – Nie czaj się tak – burknął chłopak. – Wiem, że się boisz.
            – Nie boję się! – pisnęła w odpowiedzi przestraszona Pat.
            Soriel zaśmiał się cicho w swój charakterystycznie, diabelski sposób, który nie zapowiadał niczego dobrego i odwrócił się w jej stronę. Tego się nie spodziewała. Patrzyła mu teraz prosto w oczy, zaciskając usta i nie wiedząc co uczynić. Miała ochotę odsunąć się w najdalszy skrawek łóżka. Poliki paliły ją jak nigdy dotąd.
            – Oczywiście – stwierdził pokrótce jej gość i bez słowa ostrzeżenia, przyciągnął ją do swojej piersi, obejmując ramionami.
            Jeżeli wcześniej sądziła, że spłonie ze wstydu, tak teraz miała ochotę wyparować z powodu gorąca, które chwyciło ją w swoje szpony.
            Co za żenująca sytuacja!
            – Wiesz, znamy się kilka dni – zaczęła piskliwym, lekko przestraszonym głosem.
            – Nie obchodzi mnie to ile dni się znamy – prychnął Soriel. – Przestań być taka grzeczna, przejmij trochę zła ode mnie.
            – Jestem tak blisko, że może niespodziewanie na mnie przejść.
            – Fajnie jest być złym.
            – Wolę być dobra.
            – Bo nigdy nie byłaś zła i nie wiesz co to za uczucie.
            Na tym ich rozmowa chwilowo się zakończyła.
            Patricia czuła się zażenowana, ale i spokojna. Grzmiąca złością burza poszła gdzieś w niepamięć. Nie bała się, gdy była otoczona silnymi ramionami demona, igrającego z takimi złymi zjawiskami na co dzień. Poza tym: zło zła się nie bało.
            Po kilku minutach jej serce zaczęło się uspokajać, a ciało rozluźniać. Rumieńce powoli przechodziły w bledszy odcień. I choć wciąż czuła zawstydzenie, nie mogła powiedzieć, że czuła się z demonem w łóżku źle. Nie powinna mu ufać, a jednak nie mogła poradzić nic na to, że mu zaufała.
            Ciepła pierś i bijące w niej serce było takie uspokajające, a mimo tego wciąż nie mogła zasnąć. Była pobudzona. Ciekawe czy Soriel też nie spał?
            – Soriel?
            – Hm?
            – Nie mogę zasnąć, porozmawiajmy o czymś.
            Chłopak natychmiastowo wypuścił ją ze swoich objęć i położył się na plecach. Jego szmaragdowe oczy powędrowały ku sufitowi, a ręce pod głowę. Dlaczego nagle poczuła w środku mały zawód? Czyżby tulenie demona tak jej się spodobało?
            – O czym chcesz rozmawiać?
            – Na przykład… – zastanowiła się chwilę i również ułożyła w podobnej pozycji co chłopak. – Gdzie mieszkasz?
            – Nie mam domu. Mój dom jest tam, gdzie pójdę – odpowiedział demon. 
            Choć Patricia starała się dostrzec na jego twarzy jakieś uczucia, nie dostrzegła ich. To, że nie posiadał domu najwyraźniej nie robiło na nim żadnego wrażenia.
            – Dlaczego? – spytała niepewnie.
            – Dom i ludzie, którzy w nim z tobą mieszkają są ograniczeniem, a ja nie chcę się do niczego przywiązywać.
            – Ktoś cię kiedyś zranił?
            Soriel zaśmiał się głośno i spojrzał na nią z uśmiechem.
            – Dlaczego tak sądzisz?
            – Bo to zabrzmiało tak, jakbyś już kiedyś był do czegoś bardzo przywiązany i ktoś ci to odebrał.
            – Cóż. – Chłopak znowu spojrzał w sufit. – Na pewno byłem przywiązany do swojej rodziny.
            – Byłeś?
            – Ojciec zabił moją matkę i siostrę, zostawiając przy życiu tylko młodszego brata. Mnie najwyraźniej też chciał się pozbyć, ale przeżyłem i od tamtej pory prowadzę prywatne życie. Wszyscy myśleli, że nie żyję, ale w końcu się wydało – westchnął i wzruszył ramionami.
            – Ile wtedy miałeś lat?
            – Kto wie. Może 8, może 9, nie pamiętam.
            Patricia była pod wrażeniem.
            – I poradziłeś sobie sam?
            – Musiałem. Nathiel był młodszy i też sobie poradził.
            Patricia umilkła. Już wiedziała, że Soriel miał na nazwisko Auvrey, ale do tej pory nie wpadła na to, że może być jego… bratem. Nie był w tym temacie zbyt wylewny, a sama nie chciała go pytać o więzi z Nathielem. Była trochę zdezorientowana.
            – Nie wiedziałam, że to twój brat – szepnęła.
            – Przecież mówiłem, że mam to samo nazwisko – zaśmiał się Soriel.
            – Ale nie wiedziałam, że to twój brat! Równie dobrze mógł być jakimś dalekim kuzynem!
            – Po to istnieją pytania.
            Umilkli. Obydwoje wpatrywali się w sufit z zupełnie odmiennymi myślami.          
            Patricia wciąż była w szoku. Po pierwsze nie znała historii Nathiela i Soriela, po drugie Nathiel nie ma pojęcia, że jego brat żyje. Dlaczego Soriel go nie odnalazł i mu o tym nie powiedział? Nie łączyła ich żadna silna, braterska więź? Nie mogła tego zrozumieć.
            – Dzięki.
            Zdezorientowana Pat spojrzała w bok na swojego rozmówcę. Za co jej dziękował?
            – Dzięki tobie przypomniałem sobie jak to jest mieć dom. – Uśmiechnął się do siebie. – Całkiem znośne uczucie, ale nie mogę tutaj zostać.
            La bonne fee w jakiś sposób poczuła żal. Gdy z nią mieszkał nie czuła się przynajmniej samotna. Poza tym był całkiem znośnym współlokatorem. Trochę co prawda brudził, zużywał hektolitry wody, kilogramy jedzenia, narażał ją na podwójne koszty, zawstydzał, denerwował, podrywał, grzebał w jej rzeczach… dobrze, był jednak okropnym współlokatorem, ale mimo wszystko go lubiła. Czasami dało się z nim porozmawiać, tak jak na przykład dziś.
            – Soriel – zaczęła cichym głosem. – Nie przeszkadzasz mi.
            – Chyba nie chcesz mnie utrzymywać do końca swoich dni? – zaśmiał się demon.
            – Zawsze możesz iść do pracy i…
            – Pat – zaczął Soriel, uśmiechając się uroczo. Dziewczyna zdziwiła się. Pierwszy raz bezpośrednio zwrócił się do niej po imieniu. – Nie mów tak, jakbyśmy mieli być małżeństwem. Chociaż – zamyślił się na chwilę – Mogłabyś być moją maleńką żonką.
            Panna Finch po raz kolejny tego dnia poczuła jak palą ją poliki. Tym razem jednak przesadził. Zasłużył na karę w postaci kilku combosów zadanych poduszką. I jak zawsze, gdy go biła, śmiał się wniebogłosy.
            – A więc życie bez domu jest lepsze?! – pisnęła, okładając go miękką bronią. – Spanie pod mostem i takie tam?! Jak ty w ogóle żyjesz?!
            Demon chwycił ją bez problemu za nadgarstki i spojrzał prosto w oczy.
            – Kradnę, imprezuję, otaczam się kobietami, prowadzę beztroskie życie i rzadko śpię – odpowiedział spokojnie.
            Patricia poczuła się w pewien sposób urażona. Wyrwała dłonie z uścisku Soriela i położyła się w bezpiecznej odległości od niego. Swoje niezadowolenie przypieczętowała prychnięciem.
            A więc ona była po prostu kolejną dziewczyną, którą wziął do łóżka. I to wcale nie swojego łóżka. Świetnie. Właśnie tak doceniał jej starania. Pewnie każdej napotkanej kobiecie rzucał takie romantyczne gadki. Na nią to jednak nie działało i nie zadziała.
            – Co masz taką obrażoną minę?
            – Nieważne.
            Auvrey uśmiechnął się pod nosem. Typowa kobieta. Pewnie powiedział coś, co było niezgodne z jej wizją, dlatego się obraziła. Ale zaraz jej przejdzie, zawsze przechodzi. Mógł z niej czytać jak z otwartej księgi. Najprawdopodobniej albo go przeprosi, albo zacznie nowy temat. Będzie mówić do ściany, ale potem w trakcie rozmowy obróci się w jego stronę i będzie patrzeć nieśmiało w jego twarz. Zapewne na jego teksty zareaguje prędzej czy później rumieńcem, a on będzie mógł zaliczyć dzisiejszą normę piętnastu rumieńców. Świetna gra.
            – Soriel. – W końcu doczekał się własnego imienia. – Jak w takim razie wyobrażasz sobie swoją przyszłość? Już zawsze będziesz beztroski i bezdomny jak kot?
            – Nie – stwierdził pokrótce rozbawiony. – W przyszłości planuję zakupić willę z basenem i mieć jacuzzi pełne kobiet i pływających drinków.
            Patricia odwróciła się szybciej niż sądził, choć mógł przewidzieć, że w pewnym momencie zdzieli go poduszką po głowie. Był już do tego przyzwyczajony.
            – Nie będziesz wiecznie młody i nie zawsze będziesz miał przy sobie tyle kobiet! W końcu odejdą, bo się zestarzejesz, albo one się zestarzeją, nie ma różnicy. Będziesz brzydki i pomarszczony, na drinki będziesz już za stary, willa z basenem będzie się rozpadać, a jacuzzi będzie przeżytkiem – prychnęła oburzona dziewczyna.
            – Chciałbym poprawić tylko jedną rzecz. Ja się nigdy nie zestarzeję, bo będę wciąż przystojniakiem z kupą forsy i zawsze będę mógł pić drinki – zaśmiał się. – Nie wymagaj ode mnie, żebym się ustatkował. Prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię. Poza tym żaden normalny człowiek nie chciałby za męża demona. – Na zakończenie wypowiedzi zachichotał.
            – Na pewno ktoś by cię chciał – oburzyła się Patricia. – Soriel, powiedz szczerze jak chcesz, żeby wyglądało twoje życie. – Tym razem spojrzała w jego twarz z powagą.
            Demon czuł się w pewien sposób rozbawiony. Nigdy nie myślał nad swoją przyszłością, ale jeżeli miał wymyślić coś, co będzie satysfakcjonowało dobrą czarodziejkę…
            – Seksowna żonka chodząca w samej bieliźnie albo bez, ubrana w różowy fartuszek. Będzie przynosić mi piwo, kiedy tylko będę chciał. Oczywiście będę dla niej uosobieniem Boga, będzie składać mi hołdy, klękać przede mną – tu zaśmiał się diabelsko – I robić mi dobre obiady.
            – Narcyz – burknęła Pat.
            Soriel nie przejął się tym i puścił to mimo uszu. Kontynuował swoją idealną wizję życia:
            – Willa z basenem, telewizor w HD, pokaźny barek, może kiedyś tam trójka dzieci, które nie będą zawracać mi głowy, a po prostu przedłużą linię rodu Auvreyów. W razie czego wynajmę im niańkę – mówiąc to, wzruszył obojętnie ramionami.
            – Mam nadzieję, że niezbyt młodą i ładną.
            – Nie pogardziłbym.
            – Soriel! – pisnęła Pat. – Ranisz swoją przyszłą żonę!
            – Której nie będę miał, bo jestem demonem, a z demonicami nie zamierzam się wiązać, jedna z nich prawie mnie zabiła – burknął w odpowiedzi niezadowolony.
            – Jestem pewna, że gdzieś znajdzie się pani Auvrey.
            Dziewczyna uśmiechnęła się do niego krzepiąco.
            – Kto wie.
            Soriel zaczął mruczeć coś niezrozumiałego pod nosem.
            Nachmurzyła się. Co on takiego mruczał?
            – Coś mówiłeś? – spytała niepewnie.
            – Patricia Auvrey.
            – C-co?
            Blondynka była zdezorientowana. Patricia Auvrey? Że ona? Miałaby być żoną Soriela? Co on wygaduje? To nie byłoby możliwe! Nawet siebie nie kochali! A poza tym… demon i la bonne fee to złe połączenie! Jakie dzieci by z tego wyszły?! Czarodziejskie demony, zamrażające szmaragdowymi oczami?!
            Dziewczyna zakryła twarz poduszką, zostawiając na widoku tylko oczy. Nie chciała, by Soriel widział jak bardzo ją to zawstydziło. A on tymczasem zdołał zapunktować – szesnasty rumieniec.
            – Sprawdzałem czy ładnie brzmi. – Zachichotał, a potem szybko zmienił temat. – A twoja przyszłość? Jak chcesz, żeby wyglądała?
            – Trójka słodziutkich, przeuroczych dzieci o blond loczkach, takie małe aniołki kochające swoją mamę. Oczywiście będą mi we wszystkim pomagać – powiedziała z dumą. – Do tego kochający mąż, który każdego zimowego wieczoru przyrządzałby mi cieplutkie kakałko i całował mnie na dzień dobry oraz dobranoc.
            – Nasze perspektywy trochę się różnią.
            – Co nie znaczy, że nie mogą ulec zmianie. – Pat uśmiechnęła się. – Kto wie, co nas czeka w życiu, Serusiu.
            – Seruś? – Soriel parsknął śmiechem. – Sugerujesz, że można mnie kłaść na pizzę lub zapiekanki i ścierać na tarce? – Uniósł brew do góry. – Jak ja w takim razie mam nazywać ciebie? Zajączek?
            – Jak już to Króliczek!
            – Upiekłbym cię i schrupał, Zajączku.
            Patricia mimo rumieńców odpowiedziała:
            – Stopiony serek też byłby dobry. Jadłabym!
            Teraz Pat była spokojniejsza. Rozmowa pomogła jej przezwyciężyć strach, a nawet nieśmiałość spowodowaną leżeniem w jednym łóżku. Bezsenność powoli ustępowała miejsce senności, czuła się coraz bardziej rozluźniona. I pomyśleć, że to Soriel, który wiecznie ją zawstydza pomógł jej. Kto wie, może nawet burza przestraszyła się go i uciekła, bo przestało grzmieć.
            – Dziękuję, Soriel – szepnęła cicho. – Już mi lepiej.
            – Ze mną też nie najgorzej – odpowiedział obojętnie chłopak, wzruszając ramionami. – Demony nigdy nie dziękują, ale jeżeli nikomu o tym nie powiesz to specjalnie dla ciebie odrzucę na bok swoją demoniczną dumę. – Zachichotał.
            – Będę milczeć jak grób!
            Auvrey spojrzał z rozbawieniem na swoją łóżkową towarzyszkę. Wyglądała, jakby właśnie składała poważną obietnicę umierającemu i chciała ją spełnić za wszelką cenę. Była uroczą, małą dziewczynką. Nie chciałby jej zrobić krzywdy, w końcu wiele jej zawdzięcza.
            – Dziękuję, maleńka – szepnął głębokim, seksownym głosem, pochylając się nad jej polikiem i całując go delikatnie.
            Patricia prawie natychmiastowo odwróciła głowę w bok. Chyba nie trzeba wspominać o tym jak bardzo się zarumieniła i zawstydziła.
            – Jesteś bezwstydny – szepnęła.
            – Ja nawet nie znam słowa wstyd – prychnął chłopak.
            Dziewczyna nie mogła dłużej wytrzymać spojrzenia szmaragdowych oczu. Odwróciła się plecami do demona i wtuliła w skrawek kołdry, którym była przykryta. Mimo szybko bijącego serca i gorąca, które ją opanowało, czuła, że szybko uśnie. Musiało być już grubo po północy, to jej pora na sen.
            – Chodźmy spać – podsumował Soriel, głośno wzdychając. Najwyraźniej oczekiwał dłuższej konwersacji. W końcu był demonem działającym głównie w nocy. Nie potrzebował zbyt dużo snu.
            On również odwrócił się tyłem do swojej rozmówczyni i zamknął oczy, przynajmniej próbując sprawiać wrażenie osoby śpiącej. Nie spodziewał się, że dostanie poduszką.
            – Za co to? – burknął, zerkając przez ramię na winowajczynię.
            – Za wszystko – zachichotała Patricia.
            – Mała, wredna wiedźma.
            Auvrey prychnął głośno, żeby pokazać swoje oburzenie. Rzadko ktokolwiek ma odwagę go uderzyć, nawet poduszką, a tu nagle znalazła się taka mała dziewczynka, która rumieniła się na każdym kroku, gdy ją podrywał i atakowała go kiedy chciała. Gdyby nie to, że go uratowała, już dawno by ją za to ukarał. Duma go jednak powstrzymywała.
            Soriel uśmiechnął się pod nosem i wtulił głowę w poduszkę. Może i on zaśnie dzisiejszej nocy?
***
           
            – A więc mówisz, że gdy się obudziłaś już go nie było?
            Blondynka kiwnęła smutno głową i zapatrzyła się w swoje buty.
            Jak co dzień, obudziła się przed godziną 8. Pierwsze, co ją zdziwiło to to, że znajdowała się w swoim łóżku, w końcu od dłuższego czasu spała na kanapie w salonie. Gdy już sobie przypomniała, że przyszła do Soriela, bo przestraszyła się burzy, zdziwiła ją kolejna rzecz. Nie było go w łóżku. Na początku się tym nie przejęła, mógł w końcu pójść do kuchni – Soriel budził się o różnych, dziwnych porach i potrafiła go znaleźć na nogach już o 4 rano, gdy sięga do lodówki po mleko z nagą piersią. Mógł też pójść się wykąpać, w wannie również bywał o różnych, dziwnych porach. Postanowiła więc podnieść się z łóżka i sprawdzić co takiego broi. Przeszukała chyba każdy kąt w domu, a Soriela nigdzie nie było. Nie zostawił po sobie nawet śladu, żadnej karteczki, okruszków, zalanej łazienki, zupełnie, jakby wsiąknął w ziemię.
Zrobiło jej się przykro. Dopiero teraz zaczęła doceniać obecność Soriela w domu. Dzięki niemu nie nudziła się i nie czuła się samotna. Gdy jadła sama śniadanie chciało jej się płakać. Cisza dookoła bardzo ją przytłaczała.
Patricia wciąż miała nadzieję, że jej pacjent wróci. W końcu nie był jeszcze do końca zdrowy. Poza tym chyba nie było mu tak źle u niej w domu? Zawsze zachwalał jej kuchnię i możliwość kąpieli o każdej porze dnia. W nocnej rozmowie napomniał nawet, że dzięki niej znów poczuł jak to jest mieć dom. Co więc się stało? Może ktoś go porwał?
Jej smutek powoli zaczął przeradzać się w zmartwienie.
– Wiesz, Mad – zaczęła smutno. – Zdążyłam się już przyzwyczaić do jego obecności. Nie przeszkadzało mi to, że gdy mnie witał, mówił: „hej, maleńka”, zdążyłam to nawet polubić, byłam też przyzwyczajona do tego, że pytał kiedy będzie obiad i dźgał mnie widelcem w żebra. Niezamknięte drzwi od łazienki i jego ciągłe prośby o umycie pleców też stały się normalne.
– Czekaj – przerwała jej Madlene, wyraźnie się chmurząc. – Czy ty przypadkiem się nie zakochałaś?
– Nie! – pisnęła zaskoczona dziewczyna. Z wrażenia aż stanęła na środku chodnika, przez co rowerzysta za nią zaczął się drzeć.
– Spokojnie – zaśmiała się jej przyjaciółka. – Wiesz, nie polubiłam Soriela, ale jeżeli naprawdę się w nim zakochałaś, możesz mi o tym powiedzieć.
– Nie, naprawdę nic do niego nie czuję.
Pat mówiła prawdę. To było po prostu przyzwyczajenie, część przyjaźni, która mogła się jeszcze rozwinąć, na miłość było za wcześnie. Za wcześnie? Nie! Ona nigdy by się nie zakochała w kimś takim jak Soriel! Jej ideał wyglądał zupełnie inaczej! Soriel nie miał żadnej cechy ideału! Był jak przerośnięte dziecko, którym trzeba się bez przerwy opiekować! A mimo tego… dalej tęskniła.
– Chyba naprawdę się tym smucisz – zauważyła Mad. Prawie natychmiastowo chwyciła swoją przyjaciółkę pod ramię. – Chodź, pójdziemy na lody. – Uśmiechnęła się do niej wesoło.
– Dobrze.
Patricia odwzajemniła uśmiech i dała się pociągnąć w stronę kawiarni.
– Ach, bym zapomniała! – Wykrzyknęła niebieskooka. – Jutro szykuje nam się pierwsza misja z łowcami.

4 komentarze:

  1. Jak widzę ze jest rozdział to az sie cieszę. Nie mogę sie juz jakoś doczekac spotkania braciXD a przynajmniej mam nadzieję ze takie bedzie. Rozdział super, czekam na następny, życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że spotkanie braci będzie i na dodatek nie będzie zbyt przyjemne c:
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Cześć :)

    Wow. Tekst wygląda... rewelacyjnie. Podstawy edytorstwa zmieniły nawyki przy pisaniu? :D Ja Ci życzę weny. I niekoniecznie musisz dodawać rozdział co tydzień, znasz moje zdanie w tej sprawie.
    Świetne opisy pierwszej części. Nathiel czasami wątpi, ale mnie się podoba, pokazuje jego człowieczą stronę.
    Głupi pomysł, który działa, wcale nie jest głupi, panie Nathielu.
    "– Chcę w końcu spełnić nasze marzenie o normalnej rodzinie."- aww, uśmiechnęłam się i odrobinę wzruszyłam. Ja też chcę, by mieli normalną rodzinę. Szybciej, niż autorka ma na myśli.
    Aura, kochane dziecko - współczuję ci przyszłości, którą widzi dla ciebie twój ojciec.
    " (...) – Zawsze wyglądasz tak, jakbyś chciał kogoś zgwałcić.
    – Tak, ciebie zgwałciłbym nawet dwa razy (...)" - Sorcia w całej okazałości :D Też lubię tę parę, ale bardziej czekam na inną ;)
    "– Coś mówiłeś? – spytała niepewnie.
    – Patricia Auvrey.
    – C-co?" - szeroki uśmiech :D Ale podoba mi się ta rozmowa na temat przyszłości. Soriel wreszcie rozważa te kwestie. Oczywiście, robi to w zabawno-kpiący sposób, ale przynajmniej coś mówi, jakąś wizję kreśli.
    A może jednak już jest zauroczona? Wiem, że tak :D
    Pierwsza misja z łowcami?Hhuehuehue, będzie... :D Nie mogę się doczekać.
    Przyjemny rozdział, zdominowany przez Sorcię, ale o nich miło się czyta. Dzięki Ci wielkie za wzmiankę o Amy, chciałam zobaczyć jej imię w treści.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę wygląda lepiej? Dziękuję! Staram się! Podstawy edytorstwa jednocześnie mnie załamały, na chwilę straciłam totalnie chęć do pisania, ale potem wzięłam się w garść i stwierdziłam, że trzeba coś ze sobą zrobić. To jeszcze nie jest perfekcja, ale się staram!
      Wiem, wiem! Mówiłaś o dwóch tygodniach, ale dla mnie to za długo. Poza tym jestem już przyzwyczajona do tej cotygodniowej niedzieli!
      Oj, no, rodzinka Auvreyów będzie w końcu szczęśliwa, zaufaj mi, nie znoszę złych zakończeń >D
      Na jaką parę czekasz bardziej :o?
      W sumie wykreowałam Pat na taką, co już wygląda na zauroczoną, ale czy jest? Ja nigdy nie wiem do końca co moje postacie myślą. Żyją swoim życiem i tajemnicami lol. Tak jak np. do tej pory nie wiem czy Aiden naprawdę kochał Calanthe!
      Pierwsza misja z łowcami nie będzie zbyt interesująca, ale zaraz po pierwszej misji będzie druga, o wiele ciekawsza, związana z Halloween!
      Amy pojawi się jeszcze nie raz, ale to dopiero w późniejszych rozdziałach będzie o niej i Sorathie więcej. Też będą przeżywać swój kryzys.
      Dziękujęęę!

      Usuń