Można powiedzieć, że rozdział kolejny z tych odpoczynkowych. Znaczy średnio odpoczynkowych, bo szykuje się misja. Poza tym kłótnia Andi i Aleca. No i... biedne la bonne fee w obliczu wyzwania. Hej ho.
***
Obudziłam się z potwornym bólem
głowy, niesiona przez kogoś na plecach. Lekko mnie to zdziwiło, przecież nikogo
z wyjątkiem Aleca…
Alec.
Spojrzałam
na brązowe włosy o które zahaczał mój nos. Nastolatek pachniał ziołowym
szamponem. Po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Próbował mnie uratować.
Widać było, że dźwiganie sprawia mu wielki wysiłek – był chudy, niski i
słaby, ale twardo brnął przed siebie. Nie mogłam zaprotestować czy chociaż powiedzieć:
ja sama pójdę. Wiedziałam, że nie dałabym rady. Obraz wciąż rozmazywał mi się
przed oczami i miałam straszne zawroty głowy. Poczułam się jak przy pierwszych
miesiącach ciąży. Doskonale jednak
wiedziałam, że to nie dziecko. Jad demona działał właśnie w taki sposób. Rozprzestrzeniał
się po moim ciele z każdą mijającą minutą. To przez niego moje serce oszalało i
gotowe było wybuchnąć.
– Obudziłaś się? – usłyszałam.
Otworzyłam tylko usta, bo nie
mogłam nic z siebie wydusić.
– Spokojnie, jesteśmy niedaleko
tego miejsca, gdzie zostawiłaś swoją córkę – dodał z powagą Alec. – Ci ludzie
też walczą z tymi potworami, nie?
Był naprawdę domyślny. Jestem
ciekawa jak to wywnioskował.
– Pomogą ci, na pewno –
stwierdził.
W to nie wątpiłam. Tyle, że przy
okazji nieźle mi się dostanie za wykonywanie misji na własną rękę, szczególnie
od Nathiela, który powinien być już w Nox. Najpierw się zmartwi, a potem bardzo
się zezłości za moją nierozwagę. Przyznaję, ostatnio nie myślałam racjonalnie.
Dotarliśmy do organizacji i
nawet nie potrafiłam powiedzieć kiedy to się stało. W pewnym momencie
zobaczyłam twarz Sorathiela, potem zmartwioną i bladą Amy, a potem wściekłego
Nathiela – chyba przeniósł mnie na sofę i zmierzył Aleca chłodnym spojrzeniem.
Typowy Auvrey. Nie podziękuje za pomoc, tylko spojrzy podejrzliwie na wybawcę,
jakby to on był winowajcą. Alec chyba wszystko im opowiedział, bo słyszałam
jego głos. Brzmiał spokojnie i nie pokazywał, że cierpi z powodu śmierci matki.
Wydawało mi się, że uśmiecham się z tego powodu jak głupia.
Aura skakała gdzieś
obok nas i co chwila mnie szturchała. Zdawało mi się, że widzę zmartwienie na
jej twarzy, a z oczu ciekły jej łzy. Nie wiedziałam, że się o mnie martwi.
Zazwyczaj większym zmartwieniem wykazywała się przy Nathielu. To on był jej
ukochanym rodzicem. Zaraz. Byłam zazdrosna? Nie powinnam. Przecież to tylko
dziecko. W przeciwieństwie do Auvreya byłam chłodna i nie pozwalałam jej na tak
wiele, nic dziwnego. Poza tym nie potrafiłam się z nią bawić tak jak Nathiel,
który przy niej wcielał się w rolę małego dziecka. Może i miał niecodzienne
sposoby wychowywania, ale znał się na dzieciach. I pomyśleć, że gdy go
poznałam, nie mogłam sobie wyobrazić, że kiedykolwiek zostanie czyimś mężem czy ojcem. Była to dla mnie absurdalna myśl. Po pierwsze sądziłam, że
nikt go nie będzie chciał, po drugie… Kto by pomyślał, że to akurat on zostanie
moim mężem?
Znów się uśmiechałam. Z jakiegoś
powodu było mi wesoło. Czułam jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele
i cały ból znika. Zapewne dostałam jakąś odtrutkę.
Słyszałam niewyraźne
szepty różnych ludzi. Nie wątpiłam w to, że ktoś przy mnie siedział. Próbowałam
otworzyć oczy, ale byłam za bardzo zmęczona. Potrzebowałam odpoczynku.
Potrzebowałam nowej energii – ostatnio nie miałam jej zbyt wiele.
Usnęłam. Nie mam pojęcia ile
spałam, ale wnioskuję, że był to długi okres czasu. Gdy otworzyłam oczy, za
oknem było już ciemno. Tak, to musiało być kilka godzin, w końcu wczesnym
południem wybrałam się do Aleca.
Otworzyłam oczy i zamrugałam
kilka razy. Czułam, że coś ciężkiego leży mi na żołądku. Szybko zorientowałam
się, że to moja własna córka. Wtuliła się w koc, którym byłam przykryta i
objęła mnie rączkami. Ustka miała lekko rozwarte, policzki rumiane od łez,
czarne włoski opadały jej niesfornie na czoło. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam
ją drżącą dłonią po głowie – trucizna najwyraźniej wciąż działała. Jeszcze
przez kolejny dzień nie będę mogła ruszyć się z łóżka.
Gdy Aura zmarszczyła czoło,
przestałam ją głaskać. Nie chciałam, żeby się obudziła. To i tak zadziwiające,
że potrafiła się w końcu położyć i bez problemu usnąć. Czyżby efekty
przebywania w Reverentii powoli ustępowały?
– Laura! – odezwał się jakiś
głos. Spojrzałam w stronę skąd dochodził i ku swojemu zdziwieniu dojrzałam Aleca.
Siedział na fotelu owinięty w koc i miał lekko roztrzepane włosy – musiał spać tak jak ja.
Założę się, że to Amy go tu położyła.
– Ja – zachrypiałam cicho. –
Cała i zdrowa.
Alec uśmiechnął się bokiem ust
ironicznie.
– Cała to tak, ale czy zdrowa? –
spytał.
– Która godzina?
– Po 20-stej.
Westchnęłam i przyłożyłam dłoń
do czoła.
– Wiesz, nie musiałeś tutaj
siedzieć. Wystarczyło, że mnie odprowadziłeś. To i tak wielki wyczyn –
westchnęłam i skinęłam głową w jego stronę. – Dziękuję.
– Jak to nie musiałem? – Chłopak
się nachmurzył. – Byłaś w potrzebie. Poza tym… pomogłaś mi dzisiaj. W wielu
rzeczach – mówiąc to, spuścił głowę w dół, jakby to była najbardziej
zawstydzająca na świecie rzecz. – Musiałem się odwdzięczyć. – Spojrzał na mnie
z zabawną powagą.
Zaśmiałam się cicho i chrapliwie.
Był jeszcze taki młody, a zachowywał się chwilami jak dojrzały mężczyzna. Matka
musiała go dobrze wychować.
– Dziękuję, naprawdę –
westchnęłam i rozglądnęłam się po pokoju. – Gdzie reszta?
– Nathiel poszedł na misje, a
Sorathiel z Amy poszli na zakupy – odpowiedział. Poczułam się, jakbym żyła z
tym chłopakiem w jednej organizacji na co dzień. Zapamiętał imiona moich
najbliższych w mgnieniu oka. Czy to nie jest znak?
– Zapewne powiedzieli ci już kim
jesteśmy – westchnęłam.
Alec w odpowiedzi kiwnął głową.
– Może to nieodpowiednie pytanie jak na tę
chwilę, ale… – spojrzałam na niego ukradkiem. – Nie chciałbyś do nas dołączyć?
– Chcę.
Zdziwiłam się determinacją, jaka
pojawiła się w jego głosie. Zaciskał pięści i patrzył na mnie z taką powagą,
jakby podejmował właśnie decyzje życia. No, dobrze, dołączenie do Nox
rzeczywiście mogło być decyzją życia, w końcu równie dobrze mógł zginąć już na
pierwszej misji.
– Przemyśl to. Już widziałeś, że
to nie jest zabawa. Walczę z demonami prawie od dziesięciu lat, widziałeś z
jaką łatwością pokonał mnie…
– Chcę. Naprawdę. Przemyślałem
to zanim mnie spytałaś o dołączenie – dodał niewinnym głosem. – Jeżeli mam
możliwość uratowania tych osób, które może spotkać to samo co mnie, to… tak,
chcę walczyć z demonami, nieważne jak bardzo jest to niebezpieczne. Wiem, że
mogę zginąć.
Chwilę patrzyłam w jego
roziskrzone niebieskie oczy, a potem westchnęłam. Cóż. Najwyraźniej sprawdzałam
się w rekrutowaniu. Młoda krew to dobra
krew.
– Ile masz lat, Alec? –
spytałam, unosząc do góry brew.
– Czternaście – odpowiedział.
To naprawdę mało. Tyle samo
miała nasza Andi, ale w przeciwieństwie do niego była demonem i wiedziała na
czym to wszystko polega – mieszkała tu z nami od szóstego roku życia. Można
powiedzieć, że sami ją wychowaliśmy. Wątpię, aby chłopak w tym wieku podejmował
racjonalne decyzje. Być może to błąd, że go spytałam o dołączenie do Nox? Przedyskutuję to potem z resztą członków. Przecież wciąż potrzebowaliśmy
nowych ludzi. Czy wiek tak naprawdę miał znaczenie? Miał. Im człowiek starszy,
tym bardziej racjonalne decyzje jest w stanie podejmować. Oczywiście nie każdy
się do tego stosuje. Ja na przykład, zawaliłam dzisiaj na pełnej linii.
– Dobrze, porozmawiamy o tym
kiedy już wróci Sorathiel – westchnęłam.
Młody pokiwał głową.
Chwilę
potem drzwi otworzyły się z trzaskiem. Po oddźwięku rzucanych na posadzkę butów
uznałam, że to Andi. Zapewne wróciła z dodatkowych zajęć sportowych. Była
aktywna, jeżeli chodziło o szkołę. Byłam z niej dumna, tym bardziej, że
potrafiła to połączyć z działaniem w Nox. Andi wyrosła na dobrą dziewczynę, z
tym, że wciąż miała niewyparzony język.
– No, dupa, no! – krzyczała już
na przedpokoju. Najwyraźniej coś poszło dziś nie po jej myśli. – Znowu mnie nie
wzięli na zawody!
Uśmiechnęłam się, kiedy
zobaczyłam zdziwioną minę Aleca. Najwyraźniej on nie używał takich słów.
Spojrzał na mnie pytająco.
– To Andi – westchnęłam. – Jest
w twoim wieku. Tak samo jak Nathiel jest demonem, ale tym dobrym oczywiście.
Chłopak kiwnął głową.
Płomiennowłosa demonica wkroczyła z oburzeniem do pokoju. Gdy zobaczyła mnie
leżącą w łóżku zmarszczyła czoło. Potem spojrzała na Aurę, a na końcu na Aleca
– jego zmierzyła odrobinę niepewnie i wrogo.
– Czemu leżysz? – spytała, znów wracając do mnie. –
Stało się coś?
– Tak, ale Alec mnie uratował –
mówiąc to, uśmiechnęłam się i skinęłam głową na nastolatka. Chłopak mierzył od
góry do dołu młodą demonicę. Miała na sobie krótkie szorty i bluzkę
odsłaniającą brzuch – zazwyczaj nie chodziła tak ubrana do szkoły, tylko na
treningi.
Andi zgarnęła włosy za ucho.
– No i co, dlatego tu siedzi? –
burknęła niechętnie.
– Tak, będę w organizacji jak ty
– dodał beztrosko chłopak, wzruszając ramionami. Cóż, wcześniej się tak nie
zachowywał. Sprawiał raczej wrażenie nieśmiałego i zamkniętego w sobie. Czyżby
powstała pomiędzy nimi jakaś niewidzialna nić nieporozumienia? Dostrzegli w
sobie rywali?
Andi prychnęła i oparła się z
władczością o framugę drzwi. Jej usta wykrzywiły się w niezadowolonym uśmiechu.
– Taka kupa bladych kości? –
spytała. – Wiatr cię może złamać, a co dopiero demony.
– Nie trzeba być umięśnionym i
wysportowanym, żeby być dobrym w walce – prychnął Alec.
Demonica zaczęła się już powoli
irytować.
– Już cię nie lubię – syknęła.
– Z wzajemnością – odpowiedział
rozbawiony chłopak. – Może przynajmniej podasz mi swoje imię, żeby lepiej się
ciebie nienawidziło? – spytał z ironią w głosie, co jeszcze bardziej mnie
zaskoczyło. Alec odsłonił swoją nową twarz. Nic dziwnego, znałam go dopiero
kilka godzin. Być może inny był dla starszych, a inny dla rówieśników.
– Andi Tourlaville – powiedziała
chłodno młoda demonica. Zmrużyła groźnie oczy, przez co przypominały prędzej
szparki węża niż demona. – Zapamiętaj to imię, gnojku, będzie ci się śniło po
nocach.
– Jest tak pospolite, że z
pewnością nie zapomnę – prychnął chłopak.
– Odezwała się ciota o imieniu
Alec! Co to w ogóle za pedalskie imię?! Gorsze niż Nathiel! W rynsztoku ci je
nadali?! – wrzasnęła podenerwowana już nastolatka. Mało nie rzuciła się z
pięściami na nowo poznanego chłopaka. Jeśli zaczną się bić, nie będę w stanie
ich powstrzymać, ledwo się ruszałam.
– Licz się ze słowami, farbowana
idiotko – teraz to głos Aleca stał się chłodny. Drgnął niespokojnie na fotelu i
zacisnął dłoń na oparciu.
– To naturalny kolor włosów,
więc to odszczekaj, padalcu! – Andi wyjęła z kieszeni exitialis i wystawiła je przed siebie. Na szczęście Nathiel w
odpowiedniej chwili chwycił za jej nóż i uniósł go do góry – właśnie stanął
za plecami Andi z uniesioną do góry brwią.
– Moje imię jest boskie, ruda
larwo – burknął z niezadowoleniem i zmarszczył czoło. – Tak poza tym to macie
przestać się kłócić. Fajnie, że się poznaliście, ale teraz macie się zamknąć –
prychnął.
Sądząc po jego słowach, chyba
nie był dziś w humorze. Miałam wrażenie, że to z mojego powodu. Nie dziwię się. Za
każdym razem musiał się o mnie bać. Czułam się z tym źle, ale co mogłam zrobić?
Nie byłam tak silna jak on, jak reszta głównych zarządzających w Nox, dlatego
za każdym razem byłam odsuwana na bok i sprowadzana do niższej kategorii
misyjnej. Z jednej strony mi to nie przeszkadzało, z drugiej strony było mi
źle, bo nie mogłam pomóc Nox tak jak powinnam.
Koc, którym byłam przykryta,
poruszył się niespokojnie. To Aura usłyszała głos ojca. Usiadła i przetarła
zaspane oczka.
– Ja mam to gdzieś! – wrzasnęła
Andi, zaciskając pięści. – Nie lubię tego gościa!
– Bo co, bo jest w twoim wieku i
boisz się, że do nas dołączy? Zazdrość chwyta? – spytał z ironią w głosie
Nathiel.
Panna Tourlaville zarumieniła
się lekko i zacisnęła ze złością usta. Auvrey chyba trafił w sedno sprawy.
Naszej młodej demonicy nie podobało się, że ktoś w jej wieku mógłby z nią
współpracować. Wolała starszych członków Nox.
– Jesteś głupim debilem,
Nathiel! Gdzieś cię mam! – zapiszczała ze złością i wyminęła go w przejściu,
szturchając go mocno ramieniem. Prychnęła jak dzika kocica i popędziła do góry.
Słyszeliśmy jak drzwi od jej pokoju trzaskają. Andi najwyraźniej również nie
miała dzisiaj humoru.
Auvrey wzruszył obojętnie
ramionami.
– Nastolatki – mruknął. Potem
spojrzał na mnie i zmarszczył czoło. – A my mamy do pogadania.
***
Jak się idzie domyślić, dostałam
ostrą reprymendę od Nathiela za swoje nierozważne decyzje. Pomimo, że czułam
powagę sytuacji, zachciało mi się w pewnym momencie śmiać. Przecież to ja
zazwyczaj przyjmowałam rolę kogoś, kto pouczał. Rolę dorosłego. Szybko
odechciało mi się uśmiechać, gdy zdałam sobie sprawę, że naprawdę zachowałam
się jak dzieciak. Nigdy się tak nie zachowywałam. Mogłam przecież powiedzieć o
tym Nathielowi, na pewno poszedłby ze mną do domu Aleca – wtedy wszystko
skończyłoby się inaczej i wcale nie musiałabym leżeć pod kołdrą przez kolejne
dni. Z drugiej strony… Pomogłam Alecowi i na dodatek uczyniłam go nowym,
całkiem przydatnym członkiem organizacji Nox. Chłopak miał w sobie wiele zapału
– widziałam jak świecą mu się oczy, jak nie może usiedzieć w miejscu… Tak, to
wciąż dziecko, ale miałam nadzieję, że przyjęcie go do nas nie okaże się
zgubne. Osobiście go dopilnuję i nie będzie tak jak w galerii handlowej, gdzie
połowa mojego zespołu została unicestwiona.
Spotkanie organizacji było
szybkie i chaotyczne. Sorathiel zwołał je nagle. Dostał kilka ważnych
informacji, które mogły mieć wpływ na przyszłe misje. Poza tym chciał wreszcie
ustalić termin naszej sojuszniczej działalności związanej z pół demonami w
Reverentii.
Z pomocą Nathiela udało mi się
usiąść – nie chciałam zajmować całej sofy, kiedy mogło się tu zmieścić
przynajmniej z trzech ludzi. Nie czułam się dobrze w żadnym calu. Powinnam jeszcze leżeć. Udało mi się przynajmniej nie
zwrócić całej zawartości prawie pustego żołądka na oczach członków Nox.
Dziękowałam Nathielowi za to, że objął mnie ramieniem i tym samym podtrzymywał
w pozycji prostej.
Chwilami dostawałam takich fal słabości, że nie docierało do
mnie co się dzieje i byłam pewna, że lada moment zgasnę. Potem się budziłam i
starałam się zrozumieć czego w danym momencie dotyczy dyskusja. Starałam – to
naprawdę dobre określenie w tej sytuacji.
– Co o tym sądzisz, Laura? –
spytał nagle Sorathiel.
Gdy fala przeogromnej słabości
zamieniła się w nic nieznaczące zawroty głowy, zamrugałam oczami i spojrzałam
na szefa organizacji z nieprzeniknioną miną. Głupotą byłoby teraz potwierdzić
to, o co mnie spytał. Chyba poruszył tym większość ludzi w Nox, bo zaczęły się
żywe i głośne dyskusje. Niepewnie spojrzałam na Nathiela, który ścisnął mocniej
moje ramię i skrzywił się. Zanim cokolwiek odpowiedziałam, wyprzedził
mnie ze słowami:
– Ona nie musi niczego sądzić,
ja się na to nie zgadzam – brzmiał przy tym naprawdę niebezpiecznie. Zupełnie,
jakby miał się lada moment rzucić na swojego przyjaciela i wydrapać mu oczy.
– Ja również uważam, że to nie
jest dobry pomysł – poparł go Aren.
– I ja – odezwał się z powagą
Ethan. Kilku innych członków również zabrało w tej sprawie głos i poparło
swoich poprzedników. Sorathiel nie wyglądał na przejętego.
– Spójrz na siebie – odezwał się
Nathiel z prychnięciem. Zmierzył szefa organizacji kpiąco. – Wciąż się nie
wyleczyłeś. Wielu z nas jest rannych, a Laura, która miałaby być kluczem tej
misji z pewnością nie jest w stanie tam iść.
Zrozumiałam o co chodzi. Mowa
była o podróży sojuszniczej do Reverentii. Tylko kiedy miała się odbyć? Tego
już nie usłyszałam.
– Tydzień to bardzo dużo czasu.
Nie możemy w nieskończoność siedzieć i nic nie robić. Ten sojusz jest nam
potrzeby – odpowiedział z powagą Sorathiel. Widocznie mały sprzeciw członków
Nox go nie zraził. Poprawił na kolanach papiery. – Demony nie będą na nas
czekać. Skoro brat Andi sądzi, że teraz departament zajmuje się czymś ważnym w
zamku i nie ma tak wielu straży, którzy mogliby nam przeszkodzić, to na co
czekamy? Albo teraz, albo nigdy. – Blythe zmrużył oczy i spojrzał prosto w oczy Nathiela. Naprawdę dziwnie się ostatnio zachowywał. Wciąż się nie pogodził z
ostatnią porażką? A może to my źle patrzyliśmy na tę sprawę? Może rzeczywiście
powinniśmy tam ruszyć już za tydzień? Powinnam zaleczyć rany. Inni też sobie
poradzą.
– Jestem za – odezwałam się. –
Sorathiel ma racje. To nie jest zabawa, departament nie będzie na nas dłużej
czekał. Albo teraz, albo być może już nigdy.
Dyskusje w Nox ucichły. Wszyscy
patrzyli teraz na mnie. Od tych świdrujących spojrzeń zrobiło mi się niedobrze,
dlatego wstrzymałam dech. Na szczęście nikt niczego nie zauważył.
Nastała cisza. Bałam się, że to
mój umysł znowu przygasł, a cisza, która zaległa jest nierealna, jednak
Sorathiel przerwał to złe wrażenie:
– Skoro nikt nie ma już
zastrzeżeń, zatwierdzamy misję. Za kilka dni dam wam znać o której to będzie
godzinie – westchnął. – I jeszcze coś. Andariel przekazał nam ważną wiadomość –
umilkł i spojrzał na niektórych z nas, w tym i na mnie. – Jedna osoba z departamentu
jest pół demonem.
Wszyscy się zdziwiliśmy.
Przecież to nie było możliwe. Oni likwidowali pół demony, uganiali się za nimi,
nawet w Reverentii. Czyżby naprawdę nie mieli żadnego poczucia moralności? A
może zmienili sposób działania? Niczego już nie rozumiałam.
– Wiadomo kto nim jest? –
spytała nieodzywająca się dotąd Madlene. Byłam lekko zdezorientowana, bo nawet
nie pamiętałam, kiedy la bonne fee się tutaj pojawiły. Chyba ktoś otwierał
drzwi, ale nie sądziłam, że to one.
– Nie – odezwała się zamiast
Sorathiela nachmurzona Andi. Wciąż była obrażona o Aleca. Widziałam jak na
niego spogląda. – Andariel dowiedział się tylko o jakimś pół demonie w
departamencie. Nie zna nawet płci.
– Na pewno odpada mój brat i
ojciec. No i Gabrielle – burknął Nathiel, patrząc się w zamyśleniu przed siebie. On też nie
miał dzisiaj zbyt dobrego humoru. Odbył dwie misje, był na mnie zły i na
dodatek nie podobała mu się decyzja Sorathiela. Jeszcze trochę i zacznie
zachowywać się jak obrażone dziecko.
– Więc kto? – spytała Martha,
unosząc do góry brew.
Nastała cisza.
– Może ten cały Raiden? – spytał
Ethan. – Ma przepaskę na oku. Może z tego powodu, że jedno oko ma inne niż
drugie. Co prawda nie słyszałem o takim przypadku demona, ale skoro Laura będąc
pół demonem mogła mieć jasne zielone oczy, tak różne od reszty demonów, to
dlaczego Raiden może nie mieć dwukolorowych oczu?
– Tak, to całkiem możliwe –
odpowiedział Sorathiel i kiwnął głową.– Ale to tylko teoria. Póki co, nie
dowiemy się kto z nich jest pół demonem. Możliwe zresztą, że to tylko plotka.
– Albo jakaś… podpowiedź? –
spytała niepewnie Madlene. – No, bo idziemy na misję sojuszniczą z pół
demonami. Co w takim razie pół demon robi w departamencie?
– Wiecznie te twoje pesymizmy –
burknęła pod nosem Alex. Śpiewająca czarodziejka uśmiechnęła się niewinnie w
jej stronę.
– Powinniśmy po prostu uważać –
dodałam na koniec. Wszyscy w organizacji pokiwali zgodnie głowami.
Na tym nasze posiedzenie się
zakończyło.
Ze
względu na mój stan zostaliśmy z Nathielem w organizacji, poza tym nie chcieliśmy
budzić śpiącej Aury. Wciąż miałam wrażenie, że lada moment może się obudzić,
ale dotąd nawet nie drgnęła. Nathiel bał się i sprawdzał co jakiś czas czy aby
na pewno oddycha. Oddychała. I była spokojna jak nigdy. Bardzo nas to cieszyło,
bo w końcu mogliśmy spędzić noc na spaniu. A tego naprawdę mi brakowało. Może
gdy usnę, w końcu poczuję się lepiej?
***
Wieczór spowiła lekka mgiełka chłodu – lato
powoli chyliło się ku końcowi. Pierwsze liście spadały nieśmiało z drzew
zwiastując nadchodzącą jesień. La bonne fee doskonale wiedziały, że zbliża się
pracowity czas. To depresyjna pora roku. Podczas niej samobójstwa występowały
falami. Czarodziejki zapobiegały im dzięki rytuałom i sprzedaży specjalnych
wypieków oraz mikstur rozweselających. Pieniędzy nigdy nie brały dla siebie –
przekazywały je na cele dobroczynne i choć marzyły czasem o tym, żeby kupić za
garstkę zarobionych ciężko dolarów kilka książek, musiały stosować się do
początkowych założeń. Co roku robiły listę, coś w rodzaju kontraktu, który
przywieszały na ścianie sklepu – strzegł je przed egoistyczną chęcią posiadania
pieniędzy.
La bonne fee tak naprawdę nie były dobre. Były
jak inni ludzie – czasem słabe, często grzeszne i popełniające błędy. Różnica
pomiędzy nimi, a zwyczajnymi ludźmi była taka, że od dziecka uczono je tylko i
wyłącznie dobrych uczynków – za złe dostawały kary. Tego właśnie uczono w
szkole dla czarodziejek, do której dziewczęta miały obowiązek chodzić po
normalnych zajęciach szkolnych. Nawet nie miały czasu w ciągu dnia na myślenie
o złych uczynkach. Do domu wracały zawsze późnym wieczorem. Chyba nikt nie
wspominał miło tych zajęć, ale na pewno były skuteczne. Dlatego też, gdy
materializm atakował la bonne fee, biły siebie nawzajem po rękach.
Misja z Nox została ustalona. Należało spodziewać się
tylko godziny. Madlene wiedziała, że będą wyruszać wczesnym porankiem co ją nie
pocieszało.
Sojusz z pół demonami w Reverentii nie radował
żadnej z nich. Było w kartach coś, co
bardzo je niepokoiło w tej sprawie.
Śpiewająca czarodziejka wiedziała, że coś je blokuje. Bała się, że to mogą być
wiedźmy – miały na tyle mocy, aby zniekształcić słaby przekaz jaki niesie ze
sobą tarot. Karty były tylko podpowiedzią, to wiedźmy potrafiły wywoływać całe
wizje nadchodzącej przyszłości, a używały do tego zakazanej dla la bonne fee
magii. Wiele rzeczy nie było dostępnych dla czarodziejek, a to tylko dlatego,
że biała magia miała słabszą moc niż czarna. Ograniczała się do rytuałów
ochronnych i lekkiej ingerencji w czyjeś życie, które można zmienić tylko na
lepsze. Czarna magia mogła wszystko, a największą jej wadą było zniszczenie.
Kiedy raz zaczęło się jej używać, już nie dało się przestać. Świadomość potęgi
była zbyt wielka, aby odrzucić zakazane czary.
Po spotkaniu w organizacji Nox, la bonne fee
postanowiły się odstresować. Kupiły w sklepie dwudziestoczterogodzinnym dwa
worki słodyczy i chipsów – dla żadnej z nich dieta nie była dziś wymówką. Miały
urządzić mały podwieczorek, wypić dużo herbaty, napchać się za wszystkie czasy
i porozmawiać. Już dawno nie miały chwili wytchnienia. Owszem, widywały się na
co dzień, ale na ogół każda była zajęta własną pracą.
– Mam dosyć tych ciągłych misji – powiedziała
Madlene, otulając się dokładniej puchatym szalikiem. Miała zachrypnięty głos i
z trudem wymawiała poszczególne słowa, dało się ją jednak zrozumieć. – Fajnie,
że w końcu wypoczniemy.
Patricia, która stała obok, spojrzała na nią
ze zmęczonym uśmiechem, potwierdzającym zdanie przyjaciółki.
Obydwie szły z tyłu. Alex i Martha zajęły się
poważną konwersacją i nie zwracały uwagi na otoczenie.
– Widziałaś się z nim ostatnio? – spytała
szeptem śpiewająca czarodziejka. Swoją wypowiedź zakończyła głośnym
kaszlnięciem. Gdy zaczynała się jesień od razu łapała przeziębienie.
Patricia zmarszczyła czoło i kiwnęła głową.
– Ostatnio dziwnie się zachowuje. Mam wrażenie,
że przetrzymują go zbyt długo w Reverentii – powiedziała cicho. Martha i Alex
nie wiedziały o tym, że widuje się z Sorielem, dlatego wolała się nie zdradzić.
– Jest chłodny, wredny i dziwny. Taki jak wtedy, kiedy wrócił po roku do świata ludzi. Przeraża mnie czasem. – Dziewczyna pomasowała swoje zmarznięte ramiona.
– Próbował ci zrobić krzywdę? – spytała
niepewnie Madlene.
– Nie – westchnęła Pat. – Karty powiedziały ci
coś nowego? – spytała niepewnie.
– Dalej to samo. Zło, sadyzm, kłamstwa i inne
takie.
Patricia zastanowiła się chwilę.
– Wiesz, mam ostatnio wrażenie, że naprawdę coś
przede mną ukrywa.
– Na pewno coś ukrywa. Jest zły.
– Wiem, ale… i tak mu wierzę, nic na to nie
poradzę.
Madlene chciała westchnąć, ale zamiast tego,
potężne kaszlnięcie wyrwało się jej z ust.
– Oby cię to nie zwiodło – zachrypiała. Pat
uśmiechnęła się ze współczuciem i poklepała ją delikatnie po plecach.
Martha i Alex przystanęły i poczekały na resztę
czarodziejek. Gdy już do nich dołączyły, herbaciana czarownica ziewnęła, a potem spytała:
– Co dziś oglądamy?
– Anime? – spytała niewinnie Madlene.
– Nie ma mowy. Coś dystopijnego – odpowiedziała
Alex.
– Jestem za jakimś kryminałem albo romansem –
dodała Martha.
– Jak zwykle się nie dogadamy – westchnęła
Patricia i potrząsnęła głową z rozbawieniem.
– To oglądnijmy wszystko. Możecie przecież
zostać u mnie na noc – stwierdziła z uśmiechem Mad. – Dawno już nie miałyśmy
takich nocek.
Reszta pokiwała głowami.
Gdy były małe, rzeczywiście spędzały ze sobą
wiele czasu. Bywało, że wytrzymywały cały tydzień takich nocek i rodzice mieli
problem z rozdzieleniem ich. Bywało też, że nawet jednego dnia nie mogły
przy sobie usiedzieć, bo cały czas się o coś kłóciły. Teraz miały swoje lata.
Bardzo rzadko się sprzeczały, ale rzadko też spędzały ze sobą czas dla zabawy.
Dorosłość niestety taka była. Zabierała lata najlepszych wspomnień.
– Cholernie zimno dzisiaj – mruknęła
niezadowolona Alex, opatulając się dokładniej swoim niebieskim swetrem.
– Racja. Marzę tylko o ciepłej herbacie i kocu –
westchnęła Martha. – W tym zimnie nie mogę zagotować nawet wody w moim czajniku
– mówiąc to zmarszczyła czoło i machnęła ręką w górze. Dzbanek z wodą zatrząsł
się, jakby wyraził swoje niezadowolenie spowodowane chłodem.
– A ja marzę o słodyczach i podusi – dodała Madlene,
wpatrując się w niebo.
Patricia uśmiechała się tylko pod nosem,
słuchając o pragnieniach reszty la bonne fee. Ona też miała pragnienie, ale nie
chciała o nim mówić na głos.
Ostatnio bardzo często myślała o Sorielu. Rzadko
do niej przychodził i bardzo zamknął się w sobie. Kiedy chciała go dotknąć,
niechętnie odpychał jej rękę – nie robił tego jednak gwałtownie, a delikatnie,
jakby ktoś go do tego zmusił. Nie chciała go pytać o to co dzieje się w
Reverentii. Już kiedyś ustalili, że nie będą rozmawiać o sprawach związanych z
walką, demonami, sojuszami i atakami. Mieli udawać, że nie są wrogami i
prowadzą zwyczajne życie. Oczywiście to było oszustwo, ale czasem dzięki temu żyło im się lepiej.
Kiedy Alex, Madlene i Martha przeprowadzały
konwersację na temat wieczornych planów, Patricia stanęła na środku chodnika i
ściągnęła brwi.
Słyszała coś. Jakiś dziwny szelest, syknięcia i
niezadowolone burknięcia. Na dodatek pojawiło się to przedziwne przeczucie, że
coś jest nie tak. Już po chwili reszta czarodziejek również to zauważyła.
Spojrzały do tyłu na przyjaciółkę.
– Słyszycie to? – spytała cicho.
– Nie tylko słyszymy – dodała Alex i sięgnęła do
kieszeni. Wyjęła z niej exitialis – każda la bonne fee dostała jedno z nich w
ramach współpracy z demonami. Magia może i była użyteczna, ale po jej użyciu
cieniste pokraki potrafiły się szybko zregenerować. To noże działały na nie
najskuteczniej, choć do tej pory nie radziły sobie z nimi zbyt dobrze.
Cała czwórka la bonne fee przybliżyła się do
siebie i stworzyła mały okrąg.
Atmosfera stała się naprawdę ciężka –
czarodziejki miały wyczuloną wrażliwość na otoczenie. To znaczy, że szybciej
niż zwyczajni ludzie przeczuwały, że coś złego może się stać. I tym razem się
nie myliły.
Zza drzew zaczęły wyłaniać się całe szeregi cienistych demonów.
Nathiel brzmi tak dorośle, kiedy upomina Andi. Ale to ona zdobywa dla mnie ten rozdział. Nie dziwię się, że czuje się zagrożona, przecież na jej terenie pojawił się ktoś, kto będzie - być może - nowym łowcą i w dodatku jest jej rówieśnikiem! Nastolatka może stracić swoją pozycję, pewnie to ją tak przeraża i każe nienawidzić Aleca. Choć ja i tak podejrzewam szczenięcą miłość między tą dwójką ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy decyzja o misji to dobry pomysł, ale nie mnie o tym decydować. Ach, chciałabym posłuchać Nathiela dającego reprymendę żonie :D
Oho, cieniste demony kontra la bonne fee. Jaram się tym! Tylko czajnika mi szkoda.
Czekam na nn ^^
Ściskam! :*