niedziela, 4 grudnia 2016

[TOM 3] Rozdział 2 - "Spotkajmy się w Reverentii!"

Lubię ten rozdział. To wciąż takie małe wprowadzenie po latach, ale wiele wyjaśnia. Mamy tłumaczenie niedobrego Nicka, pół demona z Reverentii, przedszkolankę Clary, użerającą się z małą Aurą, bliźniaki Auvrey (!!) i Madlene ze swoimi kartami, które za cholerę nie chcą powiedzieć jej prawdy. Wydaje mi się, że to całkiem fajny rozdział!
*** 
– Chcemy zawrzeć sojusz.
W organizacji Nox nastała cisza. Nikt nie spodziewał się tak banalnej i nieprawdopodobnej propozycji ze strony pół demona. Kto pcha się drugi raz w to samo bagno? Chyba departament kontroli demonów naprawdę ma ich za idiotów, skoro posyła tutaj zdrajcę. Mają się na to nabrać? Znowu?
Jako pierwszy odezwał się Nathiel. Swoją wypowiedź poprzedził szaleńczym śmiechem.
– Pogrzało was totalnie! – wykrzyknął. – Już raz nas oszukaliście! Wracaj tam, gdzie twoje miejsce, demoniczne ścierwo, bo nie doczekasz następnego, pięknego dnia przeżytego w Reverentii! – Ostatnie słowa wypowiedział ze zjadliwą ironią.
Nick nie poczuł się urażony. Nie przeszkadzał mu również szereg łowców, który gotowy był go zabić. Ostrza exitialis błyszczały ostrzegawczo w świetle sztucznych lamp. Jeszcze jeden jego krok i zginie. Powinien się bać. Chyba, że dla tej sprawy gotów był poświęcić nawet własne życie.
Coś mi tu nie pasowało. Przecież departament oszukał pół demony. Dlaczego miałyby znów zawierać z nimi pakt? Za drugim razem na pewno by ich zabili. Nikt nie jest na tyle głupi. Tak samo głupi nie jest departament – nie mógłby posłać pół demonów na Ziemię tylko po to, aby jeszcze raz wprowadzili nas w zasadzkę. Ta prośba wyglądała jak rozpaczliwe błaganie o wyzwolenie z krainy, gdzie nie mieli prawa żyć. Czyżby Nick był tak zdesperowany, że zapomniał nawet o swojej własnej dumie i honorze? Czy w tym momencie kierowały nim ludzkie uczucia? Czy po prostu chciał ratować własną skórę?
– Wiem – zaczął Nick donośnym głosem. Wystawił przed siebie rękę na znak wstrzymania broni. – Wiem, że już raz was oszukaliśmy i mieliście przez nas kłopoty. Wiem, że ciężko jest nam uwierzyć, kiedy już raz zawiedliśmy, ale wiedzcie, że nie mieliśmy wyboru – powiedział mężczyzna, krzywiąc się znacząco. – Demony kazały nam to zrobić. Zmusiły nas do tego. Postawili na szali nasze życie i wasze życie, to chyba całkiem logiczne, że wybraliśmy siebie.
Tak, dla demonów to mogło być całkiem logiczne rozwiązanie. Nie wiedzieli jakimi zasadami rządzą się ludzie, choć pewnie większość z nich zrobiłaby to samo co pół demony.
– Chcemy to w końcu zakończyć. Nie mamy już sił na ciągłe ucieczki i wędrowanie po Reverentii. Słabniemy – westchnął Nick. – Jesteśmy w stanie przezwyciężyć nasze tchórzostwo po to, aby żyło nam się lepiej. Wiemy, że macie dużo silnych sojuszników, dlatego chcieliśmy zasilić wasze szeregi.
Znów nastała cisza. Tym razem większość nas skierowała spojrzenia na Sorathiela. Jako jeden z niewielu nie wyciągnął broni, a przecież stał najbliżej Nicka.
– To nie jest decyzja, którą możemy podjąć tak pochopnie jak poprzednią. Rozsądek nakazuje nam trzymać się od was z daleka – odezwał się szef organizacji. Jego głos był chłodny.
– Czy przychodziłbym tu i ryzykował swoim życiem, aby zawrzeć z wami pakt? – spytał Nick. – Już wiecie, że jesteśmy tchórzami i próbujemy przeżyć uciekając. Teraz stoję naprzeciw was pewny tego, co chcę zrobić. Czy to nie wystarczający dowód?
– Nie, to nie jest wystarczający dowód – odezwał się Ethan. – Potrzebujemy innego potwierdzenia. I dłuższej chwili na zastanowienie.
– Jestem w stanie złożyć przysięgę pół krwi – powiedział z powagą w głosie Nick. Wszyscy spojrzeliśmy zgodnie na Arena. On jedyny wydawał się być na tyle obeznany, aby wiedzieć czym jest przysięga pół krwi.
– To poważna obietnica. Jeżeli ją złamiesz, zginiesz – odezwał się chłodnym głosem pół demon z Nox. Potem zwrócił się do nas, aby wyjaśnić na czym polega taka przysięga. – Złożenie obietnicy przez pół demona zobowiązuje go do bezwzględnego dotrzymania słowa. Można ją zawierać zbiorowo lub pojedynczo. W naszym przypadku bezpieczniej byłoby przyjąć obietnicę grupową. Wtedy nikt nie mógłby nas zdradzić. To byłoby dobre zapewnienie, tylko trzeba by było ustalić kwestię, która przy wypowiadaniu nie miałaby żadnych uchybień ani odstępstw od umowy.
Sorathiel kiwnął głową. Po chwili głębszego zastanowienia powiedział:
– Nie odpowiem dzisiaj na twoją prośbę. Musimy to przedyskutować z resztą drużyny.
Nick nie wydawał się być z tego powodu zadowolony. Najwyraźniej bardzo mu się spieszyło. Czyżby miał już dosyć wiszącego nad nim departamentu?
– Zgadzam się – potwierdził Nick i westchnął ciężko. – Zgłoszę się za jakiś czas. Przysięgę krwi mogę złożyć od razu, moi sojusznicy niestety nie chcą wychylać nosa z Reverentii.
– I to już jest wystarczający powód, aby wam nie wierzyć – prychnął Nathiel. Ścisnęłam jego dłoń z nadzieją, że nie wybuchnie nagłym gniewem. Rozumiałam, że czuł się poniekąd winny tamtej akcji. W końcu to on załatwił pierwszy sojusz z Nickiem, ale to nie jego wina. Nie podejrzewał jeszcze wtedy żadnej intrygi. My również.
Nick zignorował wypowiedź młodego demona. Skinął nam głową i odwrócił się do nas plecami. Wyszedł z organizacji, pozostawiając po sobie przejmującą ciszę i niepewność. Nikt z nas w tym momencie nie wiedział co powiedzieć. Każdy rozważał w głowie za i przeciw. Wiedziałam, że jeszcze długi czas nie będziemy mogli się w tej sprawie dogadać…
***
Przedszkole było głupie. Przedszkolanki były głupie. Dzieci były głupie. Calanthia też była głupia.
Obrażona Aura siedziała w kącie pustej sali i wpatrywała się w ścianę. Od czasu do czasu spoglądała przez ramię w okno, żeby upewnić się, że inne dzieci w jej wieku znakomicie bawią się na dworze, lepiąc bałwana i rzucając się śnieżkami. Przedszkolanka nie upominała jej, gdy na nich spoglądała. Uznała, że to będzie dobra kara dla małej Aury. Tylko grzeczne dzieci zostają wynagrodzone, niegrzeczne siedzą za karę w kącie. 
– Nudzi mi się – odezwała się w końcu dziewczynka. Skarcona, wytrzymała tylko pięć minut w całkowitej ciszy. Już nie siedziała przodem do ściany, odwróciła się i spojrzała z wyrzutem na niedobrą panią opiekunkę, która jej najwyraźniej nie lubiła. Usiadła na dywanie w tureckim siadzie i skrzyżowała ręce na piersiach.
– Mówiłam, żebyś nie biła Sama. Zrobiłaś mu krzywdę, a potem ugryzłaś jeszcze panią Smith w rękę – westchnęła cierpliwa i młoda pani. Kiedy jej współpracownica zajmowała się dziećmi na dworze, ona została tutaj, żeby zająć się papierkową robotą i Aurą.
– Sam powiedział, że jestem głupia – odezwała się z prychnięciem pięciolatka. – A ta głupia baba pociągnęła mnie za rękę i mnie to zabolało. Powiem to tacie! Zabije ją jak inne demony! Bo ona na pewno jest demonem! Jest brzydka!
Kobieta westchnęła ciężko. Już wielokrotnie powtarzała Auvreyom, że powinni wziąć swoją córkę do psychologa dziecięcego. Każdy malec w jej wieku miał wybujałą wyobraźnię, ale żaden z nich z taką łatwością nie mówił o zabijaniu i… demonach. Ilekroć pytała Aury czy wie, że zabijanie jest złe, odpowiadała kiwnięciem głowy, zawsze jednak dodawała, że jak się zabija złe demony to to nie jest złe, bo jej tata i mama tak robią. Rozmawiała kiedyś o tym z małą Calanthią – siostrą Aury, która jest kilka lat młodsza, ale kiedy pytała czy jej rodzice robią coś złego, trzęsła przecząco głową. Z uśmiechem trzymała ją za rękę i powtarzała, że kocha mamę i tatę i robią tylko dobre rzeczy.
Gdyby demony istniały, z pewnością Aura mogłaby być jednym z nich, ale... przecież nie była. To po prostu małe, zagubione dziecko, które naoglądało się za dużo bajek, a może filmów dla starszych ludzi. Jej rodzice wyglądali na normalnych. Wątpiła w to, aby w domu Auvreyów pojawiała się przemoc. Ich dzieci zupełnie inaczej reagowałyby wtedy na swoich rodziców. Laura Auvrey była może odrobinę chłodną kobietą, która załatwiała wszystkie sprawy bardzo oficjalnie i bez uśmiechu. Nie dawała sobą pomiatać, jeżeli chodziło o córkę. Nathiel Auvrey był jej przeciwieństwem. Rozpieszczał swoje dzieci jak mógł. Był przystojnym mężczyzną, który zawsze puszczał jej oczko, gdy odbierał córki z przedszkola. Przyprawiał niejedną kobietę o omdlenie i rumieńce. Czyżby zdradzał swoją żonę? Wydawał się traktować ją z godnością i czułością. Tak samo dbał o swoje dzieci. Auvreyowie to skomplikowana i dziwna rodzina, ale chyba nie działo się u nich nic złego. Chociaż kto wie, może potrafili dobrze kamuflować swoje wady?
Przedszkolanka westchnęła i przeczesała swoje farbowane, blond włosy ręką.
– Aura, nie mów tak brzydko, bo naprawdę nie wyjdziesz na dwór – skarciła dziewczynkę.
– Ale ja już nie będę biła Sama! Ani gryzła tej pani! – wykrzyknęła pięciolatka. W jej oczach pojawiły się łzy. Bóg jeden wie, czy były prawdziwe. Nigdy nie mogła tego odgadnąć. – Ja chciałam tylko ulepić bałwana. Nie muszę się nawet bawić z innymi – załkała.
Clary miała słabość do dzieci. Nie potrafiła odmówić im wielu rzeczy. Często przemycała im do przedszkola słodycze. Była ulubienicą wszystkich maluchów w przedszkolu. Tylko nie Aury. W jakiś sposób bolało ją to, że ta jedna, jedyna dziewczynka nie potrafiła jej polubić. Poświęcała jej naprawdę wiele czasu, starała się być dla niej miła, a jednocześnie nie pozwalać jej na zbyt wiele, w końcu wciąż była przedszkolanką, która powinna trzymać swoich podopiecznych na wodzy. Bolało ją to, że wszystkie opiekunki uciekały od Aury. Nie powinny tego robić. To prawda, że była nieznośnym dzieckiem, ale może właśnie w ten sposób chciała, żeby ktoś ją zauważył? 
Dzieciaki nie przepadały za Aurą. Gdyby dziewczynka nie miała silnego charakteru, z pewnością reszta mogłaby się na niej zacząć wyżywać, ale nie robili tego. Każdy się jej bał.
Pięciolatka zawsze bawiła się sama i nigdy nie narzekała na samotność. Raczej na nudę. Na okrągło powtarzała, że nienawidzi przedszkola.
– Aura, zawsze mówisz, że będziesz już grzeczna, a potem znowu rozrabiasz. Dlaczego miałabym ci wierzyć? – spytała spokojnie Clary. Poprawiła okulary, które spadały jej z nosa.
– Dzieciom się wierzy, bo dzieci nie kłamią – powiedziała nachmurzona dziewczynka, ocierając rękawem łzy z polików. – Chcę ulepić bałwana! – oburzyła się.
– Dobrze, dobrze, ale pod warunkiem, że narysujesz mi coś ładnego. – Clary czuła się bezradna. Nie powinna jej na to pozwalać. Wiedziała, że Aura zdąży jeszcze dzisiaj nabroić. Obietnice poprawy nigdy nie zostawały spełnione.
Aura uśmiechnęła się szeroko i podniosła z dywanu. Potykając się, pobiegła po kartki, zalegające na biurku przedszkolanki. Miała szczęście, że to tylko stare papiery, które nie będą jej potrzebne. Mimo wszystko nie powinna tego robić. Tyle razy powtarzała, że nie dotyka się biurek opiekunek! Czy ona celowo robiła im na złość?
Clary spojrzała zmęczonym wzrokiem na szeroko uśmiechniętą Aurę.
Nie, wcale nie wyglądała, jakby chciała zrobić jej na złość. Usiadła tuż obok niej i wyciągnęła kredki z pudełka. Zaczęła rysować coś z zapałem. Jeżeli była jakaś rzecz, która jej nie nudziła, to z pewnością było to rysowanie. Tylko dlaczego nigdy nie próbowała namalować czegoś normalnego, jak inne dzieci?
– Już! – wykrzyknęła dziewczynka, unosząc swój rysunek. Widniały na nim dwa czarne kołtuny i kilka czerwonych plam. Tak, Clary domyślała się co Aura narysowała. – To jest tata – powiedziała, pokazując palcem na jeden z czarnych bazgrołów. – Tutaj trzyma nóż. On świeci! – wykrzyknęła z radością. Jej niesamowicie zielone oczy błysnęły z radości. Rzadko można było zobaczyć ją w takiej euforii. Zazwyczaj siedziała w kącie nachmurzona i niezadowolona. – A to jest demon! Taki cienisty i brzydki! – Clary zmarszczyła czoło. Skąd ona znała takie słowo jak „cienisty”? Wiedziała w ogóle co oznacza ten przymiotnik? – I tata go zabija! I tu jest sobie… – Aura przerwała i spojrzała na uniesioną brew przedszkolanki. Dużo razy jej powtarzała, że ma nie mówić o krwi. – To jest dżem. Bo tata lubi dżem – powiedziała ze szczerym uśmiechem.
– Wszystko jest dobrze, tylko nie mów, że twój tata zabija – westchnęła Clary i poklepała ją po czarnej czuprynie.
– Ale tata zabija tylko złe potwory – oburzyła się dziewczynka. – Dlaczego nikt mi nie wierzy? Jak przyjdzie tata to go spytaj! I zobaczysz!
– Dobrze, dobrze – westchnęła Clary. – Możesz dołączyć do reszty, tylko ubierz kurtkę, szalik i czapkę. I powiedz pani Smith, że ci pozwoliłam wyjść na dwór, dobrze?
Aura nie odpowiedziała. Z radością zeskoczyła z krzesła i pobiegła do szatni. Nie minęła nawet minuta, a wyleciała z niej nie zapinając kurtki. Clary już na nią czekała. Chwyciła ją za kaptur i zatrzymała, zanim dziewczynka wybiegła przez taras na dwór. Uklęknęła przy niej i zapięła kurtkę, naciągając krzywo założoną czapkę na uszy, szalik również wymagał poprawek.
– Gotowe – powiedziała Clary ze zmęczonym uśmiechem. Ostatnio nie spała dobrze, ale przynajmniej spełniała się w swojej pracy.
Aura otworzyła buzię, jakby chciała powiedzieć jakieś miłe słowo, ale szybko ją zamknęła. Tak naprawdę nigdy nie słyszała od niej żadnego zwrotu grzecznościowego. Siłą nie można go było z niej wydusić.
– Lubię cię, Aura, wiesz? – spytała przedszkolanka.
Pięciolatka wyglądała na zdziwioną.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
– To chyba fajnie, jak ktoś kogoś lubi – odpowiedziała dziewczynka, wzruszając ramionami.
Clary kiwnęła głową i podniosła się z podłogi. Córka Auvreyów nie czekała, rzuciła się w stronę balkonowych drzwi i chwyciła za klamkę. Młoda opiekunka nie oczekiwała cudów, ale to co powiedziała przed wyjściem na dwór Aura, miło ją zaskoczyło.
– Nie jesteś zła. Byłaby z ciebie fajna ciocia. Tyle, że ja już mam ciocie – powiedziała z ciężkim, zabawnie brzmiącym westchnięciem. – Ciocię Amy, ciocię Anne, która nie żyje, ciocię Mad, ciocię Alex, ciocię Pat i ciocię Marthę. Ale może znajdzie się dla ciebie jakieś miejsce? – spytała i przyłożyła zastanawiająco palec do ust. – Zobaczę. – Po tych słowach zaśmiała się w ten dziwnie przerażający sposób i wyskoczyła na dwór.
Clary zostało potrząsnąć głową i powrócić z uśmiechem do pracy. Chyba jej relacja z Aurą była na dobrej drodze.
Małe ¾ demona pędziło przez śnieżne górki, omijając wszystkie dzieci. Gdy wywróciła się w śnieg, nie płakała jak inni. Zaśmiała się tylko i przytuliła do siebie chłodny puch. Lubiła zimę. Wolała ją od lata. Promieniami słońca nie można było się bawić, a śniegiem – owszem!
Aura spojrzała w bok na panią Smith. Stała właśnie przy jakichś dzieciach i zawiązywała im szaliki na szyjach. Przecież nie powiedziała Clary, że ją powiadomi o zwolnieniu z kary. Nawet nie pokiwała głową na potwierdzenie. Wiedziała co robi. Jakby się jej ktoś czepiał to przecież może powiedzieć, że zapomniała, prawda? Dzieciom się wszystko wybacza.
Rozchichotana pięciolatka podniosła się z ziemi i pobiegła w stronę ośnieżonych, łysych drzew. Trochę dalej od placu zabaw znajdował się mały lasek. Lubiła tam przebywać. To była jej specjalna kryjówka. Mogła się tutaj bawić w łowcę demonów! Zawsze brała w rękę patyka lub swój specjalistyczny nóż i ganiała niewidzialnego stwora między drzewami. Nikt jej nie przeszkadzał w tej zabawie. Wszystkie inne dzieci bały się tu przychodzić, za to kilka razy przyłapała ją tutaj Clary. Chciała kiedyś namówić przedszkolankę na to, żeby była demonem – wtedy Aura mogłaby udawać, że zabija ją swoim specjalnym nożem – ale niestety, nigdy nie dała się na to namówić. Tylko tatuś umiał bawić się w łowcę i demona. To trochę smutne.
Nachmurzona dziewczynka wbiegła w śnieżną krainę. Tu było o wiele spokojniej. Nie słyszała krzyków głupich dzieci. To pomagało jej wyobrazić sobie, że jest w prawdziwej krainie demonów! Oczami wyobraźni dostrzegała cieniste potwory, które przekradały się pomiędzy drzewami. Tata kupił jej kiedyś na urodziny plastikowy nóż łowcy. Powiedział jej, że jako mała łowczyni powinna trzymać go zawsze w kieszeni kurtki i nigdy nikomu nie pokazywać. Tak też zrobiła. 
Poklepała kieszeń swojej kurtki, a potem wyjęła z niej nóż. Wymierzyła nim w niewidzialnego wroga.
– Nie uciekniesz! Jestem super silnym łowcą jak mój tata i cię zabiję! – wykrzyknęła poważnym głosem i rzuciła się z głośnym okrzykiem na drzewo. Przed nim zrobiła zwód i obróciła się za nie, wbijając nóż w brzuch powietrza. – Ocalę świat, bo jestem fajna i wszyscy będą mnie lubić! Te głupie dzieci z przedszkola też zabiję! I Calanthię też! I będę sama z mamą i tatą! A ciocie czarodziejki nauczą mnie czarować! Będę czarodziejem-łowcą! – wykrzykiwała, nacierając na niewidzialnych wrogów. – I ty też zginiesz! I ty też!
– Do kogo mówisz? – usłyszała Aura za plecami.
Pisnęła głośno i odskoczyła w tył. Nie utrzymała równowagi i wpadła w zaspę śnieżną. Czy to prawdziwy demon?! O, nie! Gdzie jest jej tata?! Ona przecież nie umie jeszcze walczyć z tymi prawdziwymi! Ona tylko się tak wygłupia!
– Ja nic nie zrobiłam! – krzyknęła dziewczynka, wymachując plastikowym nożem w górze na oślep. Ręką przypadkowo walnęła w drzewo – jego gałąź posłała w jej stronę śnieżny puch. To było niemiłe zderzenie z zimnem.
Aura z przerażeniem otrzepała twarz ze śniegu i spojrzała w górę. Ktoś się nad nią pochylał. Już miała zacząć krzyczeć i uciekać, kiedy dostrzegła, że ta twarz jest… zwyczajna. To nie był żaden demon. To był chłopiec. Nie widziała go na tyle dobrze, aby stwierdzić jak wygląda, ale nie mógł być potworem.
Zdziwiona odsunęła się od niego. Postanowiła kontynuować zabawę w odważną łowczynię. Ze śniegu wygrzebała swój plastikowy nóż, a potem zerwała się do góry i stanęła w walecznej pozie naprzeciw chłopca. Wystawiła w jego stronę swoją broń i przybrała groźną minę.
– Nie ruszaj się, bo zabiję! – wykrzyknęła.
– Ale ja nic nie zrobiłem – odpowiedział przestraszony chłopiec. Postawił dwa kroki w tył i wystawił przed siebie ręce w obronnym geście.
Aura uśmiechnęła się szeroko. Ktoś się jej bał! W końcu! Taka zabawa naprawdę była świetna! Ten chłopiec udawał ofiarę lepiej niż jej tata!
– Jesteś demonem! – wykrzyknęła raz jeszcze dziewczynka.
– Skąd wiesz? – spytał obcy, robiąc wielkie oczy.
Pięciolatka zgłupiała. Opuściła plastikowy nóż w dół.
W lasku było dosyć ciemno, dlatego musiała stanąć z chłopcem twarzą w twarz, żeby upewnić się czy ma do czynienia z człowiekiem, czy z demonem. Tata zawsze jej powtarzał, że nie powinna zadawać się z demonami. Te potwory mają szmaragdowe oczy i próbują zabić wszystkich niewinnych ludzi. Szczególnie upatrzyły sobie łowców. A ona była łowczynią! No, dobrze, dopiero nią zostanie, ale już się szkoliła!
– Kim jesteś? – spytała Aura, gdy stanęła już naprzeciw swojego nowego kolegi. Trochę się zdziwiła, gdy zobaczyła, że ten chłopiec ma taki sam kolor oczu jak ona. Włosy też miał tak samo czarne, tylko krótkie i roztrzepane – wyglądał trochę jak tata z rana.
– A ty? – spytał niepewnie chłopiec. Zdążył już zauważyć, że między nimi jest ogromne podobieństwo. Czy to było możliwe, żeby ktoś na świecie wyglądał tak samo jak on? Tylko… tylko to nie był chłopiec. To była dziewczynka.
Żadne z nich nie odpowiedziało na zadane pytanie. Zamiast tego unieśli swoje blade dłonie i w nadziei, że napotkają jakieś lustro, przyłożyli je do siebie. Aura wyczuła chłód. Nie dziwiło ją to. Przecież chłopiec nie miał na sobie żadnej kurtki, czapki ani szalika. Nie było mu zimno? Ona już dawno by zamarzła!
Dzieci odsunęły się od siebie w tym samym momencie. Nie czuły się zagrożone. Były po prostu niepewne.
– Jestem Aura, a ty? – spytała pierwsza dziewczynka. Miała dziwne wrażenie, że już kiedyś przeżyła coś podobnego, ale może to był tylko sen? Często miała takie dziwne sny.
– Nate – odpowiedział nieśmiało chłopiec.
– Prawie jak mój tata – odpowiedziała radośnie Aura. – Mój tata ma na imię Nathiel! A twój?
– N-nie wiem.
– Nie masz taty? – zdziwiła się pięciolatka. – To źle. Tatowie są fajni.
Nate spojrzał zawstydzony w bok. Zaczął bawić się swoimi przerażająco chłodnymi dłońmi. Musiało być mu naprawdę zimno. To chyba pierwszy chłopiec, który był miły dla Aury, dlatego postanowiła mu dać swój szalik – i tak go nie lubiła, bo drapał ją w szyję. Wesoło rozpięła kurtkę i odwinęła się z wełnianego, czerwonego węża. Zarzuciła go na chłopca. Po rozwinięciu był jak ciepły płaszcz, dlatego mógł go otulić przynajmniej w połowie tak dobrze, jak kurtka.
– Ciepły – stwierdził cicho Nate. Wtulił swój zadarty nosek w wełnę i przymknął oczy. Na jego twarzy pojawił się drobny uśmiech. Nigdy nie czuł tak cudownego zapachu! Nie był go nawet w stanie nazwać! Tam skąd pochodził wszystko pachniało tak samo. – Ładnie… pachnie – szepnął.
– Mama pierze w Lenorze – powiedziała z dumą Aura. – To taki płyn do prania.
– Co to pranie?
Pięciolatka zmarszczyła czoło.
– Takie mokre ciuchy. Je się wrzuca do pralki, kiedy są jeszcze suche i brudne i jak ta pralka się tak obraca to one robią się czyste. I potem je wyjmujesz i suszysz i one ładnie pachną – wytłumaczyła.
– Mam mokre spodnie – odezwał się Nate, spoglądając w dół. Przydługie nogawki rzeczywiście tonęły w śniegu. – To znaczy, że to pranie?
– Chyba nie – odpowiedziała nachmurzona dziewczynka. – Bo w śniegu się nie pierze rzeczy. Albo może tak. Bo w sumie śnieg jest czysty. – Zaskoczona Aura spojrzała w śnieg. – Kurcze! Ale fajnie! Mogę być praniem! – wykrzyknęła i zaśmiała się wesoło.
– A więc ja też jestem praniem – powiedział niepewnie chłopiec.
– Nie, ty jesteś demonem – prychnęła Aura i wymierzyła w niego nożem. Prawie zapomniała o tym, że demonom nie można ufać! Nieważne, że Nate miał takie same oczy jak ona! Tata mówił, że Aura ma w sobie takie ¾ demona. Może on też był takim ¾? – Skąd jesteś?
– Z Reverentii – odezwał się chłopiec. Spoglądał niepewnie na plastikowe ostrze noża. Jego podopieczni mieli coś takiego. Raz mu się nawet dostało za zabawę nimi. Zrobił sobie krzywdę i bardzo bolało. Tylko tamte noże bardziej błyszczały.
– A co to jest? – spytała ciekawska Aura, zapominając powoli o tym, że wróciła do roli groźnej łowczyni.
– Take miejsce. Tam żyją inne demony.
– Ale fajnie. Ciekawe czy tata wie, że tam są demony? – zamyśliła się dziewczynka. – Moglibyśmy je zabić! – wykrzyknęła i podskoczyła kilka razy do góry, machając swoim plastikowym nożem jak opętana
– Zabić? – Chłopiec zrobił wielkie oczy i zbladł. Wyglądał, jakby miał za chwilę uciec, choć gdyby ktoś spojrzał na niego z boku, mógłby stwierdzić, że tak wątła i biednie wyglądająca postać nie jest w stanie gdziekolwiek uciec. Chłopiec nie wyglądał na zadbanego. Miał podartą przy rękawach, szarą bluzkę i czarne, przetarte spodnie, które na nim wisiały.
– Nie no, ciebie chyba nie, bo jesteś taki jak ja. Tata mówi, że trzeba zabijać takie demony co mają oczy jak on. Ale on nie jest zły. On jest dobry, dlatego go nie zabiję – powiedziała z powagą Aura. – Ej, może mnie tam zabierzesz?
– Mogę – odpowiedział Nate. Wtulił głowę w ciepły szalik, by jeszcze raz poczuć ten kojący, dziwnie słodki zapach. – A wtedy… wtedy pobawiłabyś się ze mną? – Chłopiec domyślał się jaka może być odpowiedź. Przecież w Reverentii nikt nie chciał się z nim bawić. Wszyscy na niego krzyczeli i kazali mu zajmować się sobą. Tylko miś był jego przyjacielem. Dzisiaj zostawił go w zamku, żeby go przypadkiem nie zgubić. Przecież nigdy nie był w tym dziwnym miejscu. Ciekawe czy Gabrielle będzie na niego zła? Mówiła, że ma się sam pobawić, a tam w Reverentii było tak nudno! Kiedyś podpatrzył jak wujek Soriel skacze z zamku i znika w jego cieniu. Postanowił, że sam tak zrobi, bo może trafi do fajnego miejsca. Czy tu było fajnie? Sam nie wiedział. Był tu jakiś dziwnie zimny, biały puszek i żadne drzewa się tu nie kołysały, zupełnie, jakby były martwe. Na dodatek czuł się trochę samotny bez misia. Jak już stąd wyjdzie to jeszcze raz skoczy w cień i pewnie wróci do domu. Nikt nie powinien nawet tego zauważyć.
– Pobawię się z tobą – odpowiedziała radośnie Aura. – Tu mnie nikt nie lubi – nachmurzyła się. – Jak mnie tam zabierzesz to będziemy mogli się bawić całymi dniami! – mówiąc to, wyrzuciła ręce w górę.
Nate’owi zaświeciły się oczy. Chyba nigdy nie uśmiechał się tak szeroko.
W końcu znalazł kogoś, kto będzie się z nim chciał bawić! Na dodatek ta osoba była taka sama jak on! Nigdy nie widział nikogo o takim samym wzroście i z takim wyglądem! To takie niesamowite! Chyba dobrze, że tutaj trafił!
– Aura! – usłyszała dwójka dzieci z oddali. Ktoś zaczął się przekradać pomiędzy drzewami.
– Dobra, to ja do ciebie przyjdę do tej Reverentii. Spytam tylko taty jak tam trafić, dobra? – zapytała nachmurzona dziewczynka. – Teraz musisz uciekać, bo idzie prawdziwy potwór!
Nate zrobił wielkie oczy i pokiwał gwałtownie głową.
– Będę czekać. Miś też – szepnął.
– To ja też wezmę misia – powiedziała Aura i wyszczerzyła się.
Chłopiec był wniebowzięty! Ta dziewczynka miała nawet własnego misia! Pewnie zaprzyjaźni się z jego pluszakiem! To jakiś naprawdę fajny sen! Do tej pory śniły mu się same złe koszmary! Może w końcu coś się zmieni? I nie będzie się już nudził? Tak, tak będzie! Och, jaki będzie szczęśliwy!
– Aura, dlaczego znowu tutaj przyszłaś? – spytała Clary, która wynurzyła się zza ośnieżonego świerku.
– Clary! – wykrzyknęła podniecona dziewczynka. Zdążyła schować swój plastikowy nóż do kieszeni. Nie chciała, żeby ktokolwiek jej go odebrał. Przecież tata wyraźnie powiedział, że nikt go nie może zobaczyć. – Patrz! Patrz! – Aura wskazała palcem w tył. Przedszkolanka zmarszczyła zaniepokojona czoło. Czyżby znowu widziała jakiegoś demona, który tak naprawdę nie istniał? Za dziewczynką była tylko mała, śnieżna zaspa.
– Ach, to twój bałwan? – spytała z uśmiechem Clary.
– Jaki bałwan? Nate nie jest bałwanem, obrażasz go – odpowiedziała nachmurzona Aura i spojrzała w tył. Jej kolegi już nie było. Najwyraźniej uznał, że pora wracać do tej Reverentii, gdzie mieszkają demony. Ale spokojnie, obiecała mu, że się tam jeszcze pojawi i razem się pobawią. Powinno być fajnie. Bo to dobrze, jak istnieje ktoś kto cię lubi i chce się z tobą bawić!
– W porządku – westchnęła Clary, szczelniej owijając się niezapiętą kurtką. – Przepraszam, Nate! – rzuciła przezabawnym głosem w stronę zaspy śnieżnej, która w jej odczuciu miała być niezgrabnie ulepionym bałwanem.
– Nate się pewne nie obraził, bo jest fajny – powiedziała zadowolona Aura i wzruszyła ramionami. Kiedy Clary wystawiła w jej stronę dłoń, nie odrzuciła jej. Miała dzisiaj dobry humor, poza tym ta opiekunka nie była taka zła. Wyjątkowo chwyciła ją za ciepłą rękę i dała się pociągnąć w stronę przedszkola, gdzie czekał na nią dobry, malinowy deser.
***
Dzisiejszej nocy nic nie potrafiło jej pomóc. Ani tabletki nasenne, ani dobra lektura przed snem, ani nawet bliskość drugiej osoby. Jej organizm zazwyczaj szalał z niepokoju, kiedy była pełnia. Dziś jej nie było. Księżyc skrył się gdzieś za chmurami ze swoją ledwo widoczną połówką. Jej pokój otaczała ciemność. Ciemność, której nie znosiła z całego serca. Ostatnio za dużo myślała, a umysł podsyłał jej makabryczne obrazy. Leżała jakieś dwie godziny, kręcąc się w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu postanowiła opuścić łóżko. Spojrzała niepewnie na chłopaka, który leżał obok niej. Całe szczęście, miał twardy sen. Nawet nie drgnął, gdy przy nim stanęła i pogładziła go po blond włosach. To dobrze. Nie chciała go martwić.
Dziewczyna wyszła po cichu z pokoju. Do salonu wkradła się nawet nie zapalając światła. Znała rozkład własnego domu na pamięć, choć na ogół miała bardzo słabą orientację w terenie. Na oślep wyszukała kilka zapachowych świeczek i przeniosła je na stół. Zapaliła je. Karty były tam, gdzie zawsze, czyli w szufladzie. Dziewczyny chciały je ostatnio przed nią ukryć, bo zdecydowanie za często przed nimi siedziała, ale na szczęście groźby okazały się być tylko czczym gadaniem, mającym na celu odsunąć ją przestraszyć.
Madlene usiadła na krześle i drżącymi dłońmi zaczęła układać tarota. Ostatnio wyszukała w nich coś, co mogło niekorzystnie wpłynąć na czarodziejki oraz łowców, tylko nie potrafiła odgadnąć co to dokładnie jest. Być może teraz jej się uda? Ten niepokój mógł być podpowiedzią. Jej organizm często reagował obronnie na mające się zdarzyć złe rzeczy.
Jedna karta, druga, trzecia. Nic konkretnego. Powtórzyła ten układ jeszcze setki razy, zanim poczuła, że do oczu napływają jej łzy bezradności. Dlaczego nie mogła odczytać złych zamiarów demonów? Wiedziała, że to o nie chodzi, ale… co dokładnie miało się stać?
Dziewczyna jęknęła cicho i położyła głowę na stole. Nie czuła się dzisiaj dobrze. Ból rozsadzał ją od środka. W zimie często chorowała. Być może się przeziębiła? Czuła dreszcze, które były zapowiedzią gorączki.
– Co tu robisz? – spytał zaspany głos.
Madlene podskoczyła do góry. Nie lubiła, gdy ktoś nagle odzywał się za jej plecami.
– Siedzę. Po prostu. Nie mogę zasnąć – westchnęła. – Nie chciałam cię budzić, Aren.
– W porządku. Jestem już do tego przyzwyczajony – odpowiedział pół demon ze zmęczonym uśmiechem. – Te twoje dziwne stany bezsenności i kręcenie się po całym łóżku.
– Wiem, przepraszam.
Aren podszedł do dziewczyny i położył dłoń na krześle. Kiedy pochylił się nad stołem, zgasił jednym podmuchem wszystkie świeczki.
– Chodź. Nie możesz nie spać całą noc. Chociaż spróbuj zasnąć.
Czarodziejka pokiwała bezradnie głową i podniosła się z krzesła. Najlepszym sposobem na sen od zawsze było dla niej wtulenie się w ciepłą pierś swojego chłopaka. To ją uspokajało. Szkoda, że nie dziś.
Gdy Madlene tuliła się do męskiej klatki piersiowej, zamknęła na chwilę oczy. Aren objął ją ramionami.
– Źle się czujesz? – spytał.
– Zgadywanie idzie ci łatwiej niż mi, a przecież w przeciwieństwie do ciebie potrafię przewidzieć przyszłość – westchnęła dziewczyna.
Aren uniósł jej podbródek i przyłożył dłoń do czoła.
– Zimowe chorowanie, co? – spytał z troskliwym uśmiechem. – Idź do łóżka. Zrobię ci herbatę i wynajdę jakieś tabletki na zbicie gorączki.
Madlene spojrzała na niego z wyrzutem. Nie lubiła takich sposobów leczenia, ale nie miała dziś ochoty na walkę. Pokiwała głową i ruszyła posłusznie w stronę pokoju. Jej myśli wciąż dręczyły karty. Widziała złe rzeczy. Bardzo złe rzeczy, tylko nie potrafiła ich dokładnie wyjaśnić.
Czyżby szala zwycięstwa miała przechylić się na stronę demonów?
Bała się. Bała się jak nigdy wcześniej. 

2 komentarze:

  1. Układy z Nickiem i półdemonami mogą skończyć się dziwnie. Jestem ciekawa, jak to się potoczy.
    Ay Dios mio! Nate! <3 Nareszcie bliźniaki mają swoje pięć minut. Chyba nie będziesz zaskoczona, jak napiszę, że ich spotkanie bardzo mnie cieszy. Mam nadzieję, że chłopiec już niedługo znajdzie się u rodziców.
    Niepokoi mnie zachowanie Madlene. Niepokoi mnie to, co pokazują karty. Niepokoi mnie to, że czarodziejka przeraźliwie się boi.
    Tylko nas za bardzo nie dręcz. Przynajmniej nie tak szybko.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem Nox nie powinno na nowo wchodzić w układ z Nickiem i jego bandą. Wystarczy, że Departament mocniej ich przyciśnie i znowu zdradzą łowców. Nie wierzę w ich dobre intencje i stałość. A zwłaszcza to drugie.
    Spotkanie bliźniaków było urocze. Uśmiechnęłam się, gdy tylko pojawił się Nate. Też mam nadzieję, że już niedługo znajdzie się w domu.
    Znowu zapowiadasz kłopoty, choć ledwo zaczęłaś tę część. No wiesz? Nieładnie;) Martwi mnie to, ale jakoś mnie to nie dziwi. W końcu Departament nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń