Myślę, że widać w tym rozdziale jak bardzo jaram się Deanem i Sapphire. Wątek o nich jest dłuższy niż powinien być, a ja sama siebie przeganiałam myślami przez co chwilami jest ich aż za dużo. No, kocham ich. Po prostu. Przy Laurze mam wrażenie, że wróciła tu jakaś cząstka starego WCNa, może to kwestia wspomnień Laury (i domestosa)? Albo tego, że chociaż na chwilę przestała być matką i żoną. Uważam, że rozdział jest na plus.
***
Istniały
takie miejsca, które bez względu na to, jak długo ich nie widzieliśmy, już na
zawsze pozostawały w naszych myślach. Zazwyczaj było to związane z silnymi
emocjami, które towarzyszyły określonym zdarzeniom dziejącym się właśnie w
takich miejscach. Uczucia drukowały w naszej głowie niezniszczalny obraz
zabarwiony radością, do którego stale mogliśmy wracać we wspomnieniach.
Sapphire
chciała zatrzymać w umyśle sad zapełniony kwitnącymi na różowo i biało
drzewami, doskonale wypasującymi się w jaskrawo-zieloną trawę i błękitne,
bezchmurne niebo. Nigdy nie widziała czegoś równie pięknego. Reverentia choć
nie szara, pozbawiona była pastelowych barw, którymi mogła nacieszyć oczy
właśnie w świecie ludzi.
Mocny
i mdły zapach pyłków kwiatowych wdzierał się do jej nozdrzy. Ta intensywność
jej nie przeszkadzała, w krainie demonów nie mogła doświadczyć piękna budzącej
się do życia natury, tamtejsze rośliny kwitły przez cały rok.
Delikatny
wietrzyk strącał z drzew delikatne płatki i rozwiewał je po okolicy. Kilka z
nich wylądowało we włosach niepozornie wyglądającej demonicy, ubranej w
zwiewną, błękitną sukienkę. Dean, który jej towarzyszył, pozbył się płatka,
który utonął w naturalnie pudrowych kosmykach dziewczyny. Kolor kwiatów zlewał
się z włosami Sapphire. Przez krótką chwilę ona również skojarzyła mu się z
rozkwitającym na nowo pąkiem. Podobało mu się to, że jej uśmiech był dziecięco
szczery, a nienaturalnie zielone oczy błyszczały najprawdziwszym szczęściem. Teraz
wyglądała jak najzwyklejsza w świecie dziewczyna, nie jak istota z innego
świata.
–
Mówiłam, że to dobry pomysł – powiedziała demonica, unosząc głowę. Spojrzała prosto
w oczy swojego zmęczonego towarzysza, który troskliwie obejmował jej ramię.
Uparł się, że musi ją podtrzymywać, ponieważ wciąż była ranna. Owszem, nie była
jeszcze w pełni sił, ale spokojnie mogła ustać dłużej niż dziesięć minut, a nawet spacerować. Dean chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie
była taka krucha za jaką ją uważał. To i tak cud, że udało jej się w końcu
namówić chłopaka na to, aby pozwolił jej wyjść na zewnątrz. Wcześniej uparcie
odrzucał jej nachalnie powtarzające się prośby. Brzmiała wówczas jak dziecko,
które chciało za wszelką cenę osiągnąć swój cel, z drugiej zaś strony – jak
kobieta, która potrafiła kusić swoimi wdziękami. Zadziałało dopiero
zastraszanie – jak w przypadku każdego człowieka. Wystarczyło, że wyszła przez
okno na dach i pomachała mu ręką z oddali. Nigdy nie zapomni przerażonej miny
Deana, który dyskutował z młodą sąsiadką zza płotu, trzymając łopatę w ręku –
momentalnie odrzucił ją w tył uderzając nią w płot i pobiegł do domu, żeby
powstrzymać ją od głupoty, jaką zamierzała zrobić. Sapphire czuła wówczas
dziwną satysfakcję. Wystawiła język sąsiadce, która z krzywą miną wróciła do
swojego mieszkania.
Stojąc
na niebezpiecznie chyboczącej się rynnie, demonica powiedziała, że jeśli Dean
weźmie ją do sadu, który kusił ją zapachem z okien pokoju gościnnego, nie zrobi
niczego głupiego. Chłopak zgodził się prawie natychmiastowo. Zdziwiło ją tylko
to, że bez chwili namysłu wdrapał się na parapet i wyszedł na dach. Odciągnął
ją od rynny gwałtownie i szybko, przyciskając ją do swojej klatki piersiowej.
Nie zrobił tego dlatego, że chciał ją poderwać, zrobił to dlatego, że się o nią
martwił. Wtedy objęła go rękami w pasie i przymknęła oczy, jakby chciała
zapamiętać to błogie uczucie do końca swoich dni.
Sapphire
na samo wspomnienie tej sceny poczuła palący ją wewnątrz ogień. Dean budził w
niej dziwne uczucia. Był w stosunku do niej bardzo ostrożny i troskliwy.
Traktował ją jak porcelanową zastawę, którą łatwo można było potłuc. Prawie
nigdy nie przejmował inicjatywy, kiedy chodziło o bliskość. To ona musiała go
przy sobie trzymać i bezustannie walczyć o jego względy. Była jak lwica, która
zamierzała pożreć wszystkie kobiety w okolicy, które tylko się do niego zbliżą.
Kiedy ją uratował, stał się jej własnością i nikt nie mógł próbować jej go
odebrać, inaczej miał do czynienia z jej specjalnymi zdolnościami, a ona
potrafiła z ich pomocą zniszczyć wszystko.
Pewnego
dnia udało się jej posłać koszmary sąsiadce Deana. Z uśmiechem obserwowała jak
lunatykuje i wchodzi nago do sadzawki pełnej błota. Postanowiła dodać oliwy do
ognia i zmusić ją do kwakania jak kaczka. Kiedy przyprowadziła zaspanego
chłopaka do okna swojego pokoju, żeby niewinnie wskazać mu palcem na robiącą z
siebie idiotkę sąsiadkę, Dean wyglądał na zdezorientowanego.
–
Sapphire, powiedz mi, że to nie ty – powiedział wtedy zaspanym głosem, w końcu
zdawał sobie już sprawę z tego, jakie ma zdolności. Był już świadkiem
stosowania tych specyficznych wizji. Raz posłała jego młodszej siostrze słodkie
sny o owieczkach, ponieważ często miała koszmary. Zrobiła to tylko dlatego, że
ją o to poprosił. Wiedział, że czynienie zła przychodzi jej z mniejszą
trudnością. Choć tego nie wiedział, Sapphire wielokrotnie próbowała używać na
nim swoich zdolności. Raz dla żartów posłała mu wizję, w której spędzili
przyjemną noc w łóżku. Z chichotem obserwowała jak czerwony ze wstydu Dean w
środku nocy owinięty kocem zmierza do łazienki. Nie mógł ukryć tego, że jest
mężczyzną, a wszyscy mężczyźni byli tacy sami, przynajmniej zdaniem Sapphire.
–
Ja tego nie zrobiłam, mówiłam ci przecież, że to wariatka i nie powinieneś z
nią rozmawiać – powiedziała demonica, przypatrując się z podejrzliwym
uśmieszkiem sąsiadce.
–
Sapphire. – Dean chwycił ją za ramiona i obrócił ją w swoją stronę. Wyglądał na
zmęczonego i zapracowanego. Miał rozczochrane włosy i zmrużone oczy. – Naprawdę
jesteś aż taka zazdrosna? Odwołaj to, proszę.
Dziewczyna
skrzywiła się, ale już po chwili pstryknęła palcami i cały czar prysnął. Młoda
dziewczyna wyszła z sadzawki klnąc jak szewc i płacząc. Dean chciał do niej
iść, ale Sapphire zaczęła mu grozić nocnymi wizjami. Wtedy to zorientował się, że
nieprzyzwoite sny nie były naturalnym następstwem jego własnych myśli. Wściekł
się jak nigdy dotąd. Kłócili się przez dobre kilkanaście minut aż Dean stracił
całkowitą cierpliwość i dosadnie oznajmił jej, że nie znosi osób, które bez
powodu znęcają się nad innymi. Dziewczyna sama zdziwiła się swoją reakcją.
Kopnęła go w brzuch, odepchnęła i pobiegła do łóżka, zakrywając się kołdrą po sam
czubek głowy. Wtedy po raz pierwszy w swoim nastoletnim życiu świadomie zapłakała.
Wiedziała już, że to wina zbyt długiego przebywania w świecie ludzi. Chłopak w
połączeniu ze zmianami, które wprowadzał w niej pobyt na Ziemi, stanowił
zabójczo emocjonalną mieszankę, która wyrywała z jej boku prawdziwą
demoniczność.
Dean
był zbyt wściekły i równocześnie zdezorientowany, żeby na to zareagować.
Przeprosił ją dopiero rano. Sapphire jeszcze długo się wściekała, ale po
sytuacji z dachem wszystko wróciło do normy.
Wykorzystując
bliskość, demonica otarła się o bok chłopaka jak kot. Jej dziecięcy, szczery
uśmiech zmienił się w uwodzicielski. Świat nie znał bardziej cierpliwego
dwudziestolatka. Dean tylko westchnął i spojrzał przed siebie. Wskazał palcem
na gałąź, gdzie przysiadł mały gil. To na chwilę odwróciło uwagę zaciekawionej
naturą nastolatki.
–
Mały – powiedziała cicho. – Jak myślisz, moja moc by na nim zadziałała? –
spytała z szerokim uśmiechem.
–
Sapphire, to tylko mały ptak, nie możesz…
–
Myślałeś, że chcę znowu zrobić coś złego? – spytała chłodno dziewczyna.
Dean
wystawił przed siebie w obronnym geście rękę. Pozwolił działać demonicy ufając
jej, że nie zrobi niczego głupiego. Przez chwilę stali pod drzewem i czekali na
wynik eksperymentu. Już po chwili do małego gila podleciał drugi ptaszek tego
samego gatunku. Oboje zaczęli wesoło do siebie ćwierkać.
–
Zadziałało? – spytał zaskoczony chłopak. – Chciałaś po prostu, żeby nie
siedział sam?
–
Chciał znaleźć sobie dziewczynę, pomogłam mu. – Sapphire wzruszyła obojętnie ramionami. – Te
ptaki mają takie proste i równocześnie zadziwiająco odważne myśli – stwierdziła
z uznaniem i odchrząknęła teatralnie. – „Muszę szybko znaleźć ptaka tego samego
gatunku, ale zdecydowanie innej płci. Jest wiosna, muszę zaspokoić swoje
naturalne potrzeby prokreacyjne".
Dean
chrząknął znacząco i ruszył do przodu zostawiając za sobą dwa wesoło
ćwierkające gile.
–
Co się dzieje? – spytała uroczym głosem dziewczyna. Palcem wskazującym zaczęła
jeździć powolnie po piersi chłopaka. Uśmiechała się tak szeroko jak kot z Cheshire.
–
Nawet przez chwilę nie zwątpiłem w to, że jesteś prawdziwą demonicą, wiesz? –
Chłopak zaśmiał się nerwowo i ściągnął ostrożnie jej dłoń ze swojej klatki
piersiowej. To nie tak, że miał jej dosyć. Po prostu nie czuł się dobrze, kiedy jakaś
kobieta była za blisko niego. Sapphire sprawiała, że w jego głowie zapalała się
czerwona lampka wyjąca głośno jak alarm. Musiał być w stosunku co do niej
czujny. Przy niej nie wiedział, czego może się spodziewać. Na pewno nie
należała do osób, które wiedziały, co to wstyd. On w przeciwieństwie do niej
trzymał się ogólnie przyjętych zasad moralnych. Szanował kobiety i nie chciał zrobić
żadnej z nich krzywdy.
–
Dean – zaczęła zirytowanym głosem Sapphire. Jej głos i zachowanie zmieniały się
tak szybko jak pogoda. – Ostatnio jesteś myślami gdzieś daleko od
rzeczywistości, wiesz? – spytała z prychnięciem. – Mógłbyś zwrócić na mnie
uwagę. Zakochałeś się w kimś, czy co? – Jej głos zabrzmiał tym razem
ostrzegawczo. Zmrużyła groźnie oczy, jakby czekała na podanie imienia jego
kochanki. Z chęcią by się z nią zaprzyjaźniła.
Dean
zaśmiał się wesoło. Spojrzał na nią z góry. Ciepło rozlało się po jej ciele,
jakby ktoś oblał ją gorącą wodą. Nigdy nie miała problemów sercowych, dlatego
zdziwiła się, kiedy ten dziwny, w połowie ludzki narząd podskoczył jej do góry i mocniej
zabił. Przyłożyła rękę do klatki piersiowej i zmarszczyła czoło.
–
Nie jestem w nikim zakochany, Sapphire – odpowiedział łagodnym głosem chłopak.
Jej serce znów zatrzęsło się niespokojnie. Tym razem zalał ją nagły
chłód. Z jakiegoś powodu poczuła się zirytowana. Odkąd była w świecie
ludzi jej uczucia zmieniały się aż za szybko. Niedługo chyba oszaleje.
–
A nie chciałbyś się zakochać? – spytała oschle. – Dużo dziewcząt się za tobą
ogląda. – Skrzywiła się. – To dziwne. Nie wiem, co w tobie widzą. Nie jesteś
jakoś szczególnie przystojny, jesteś pospolity i zachowujesz się jak jakiś cholerny
książę z bajki, który nie ma żadnych wad. Mógłbyś w końcu pokazać swoją złą
stronę, wiesz? Ludzie też taką mają – prychnęła.
–
A chciałabyś, żebym był dla ciebie zły? – Dean uniósł brew z uśmieszkiem.
Sapphire
spojrzała nachmurzona w bok. Rzeczywiście, ona sama zdecydowanie bardziej
wolała jego dobrą stronę. Chyba zapędził ją w kozi róg. Postanowiła, że to
przemilczy, w końcu nie miała obowiązku odpowiadać. Oderwała się od niego i
podeszła do jednego z drzew. Usłane białymi kwiatami gałęzie chyliły się ku
ziemi. Chciała zerwać choć jedną gałązkę, żeby móc wstawić ją do pustego wazonu
stojącego na komodzie. Wtedy mogłaby w tym chłodnym i ciemnym mieszkaniu poczuć
się, jakby miała w nim cząstkę wiosny.
Stanęła
na palcach i wystawiła dłoń do góry. Brakowało jej kilku centymetrów, żeby
sięgnąć do gałęzi. Przeklęła pod nosem. Spróbowała nawet podskoczyć, ale zaraz
poczuła ukłucie bólu w brzuchu, który wciąż był zaprzyjaźniony z głęboką raną.
Skrzywiła się i odwróciła w stronę Deana, żeby wyrazić swoje niezadowolenie.
Zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że chłopak chwyta ją ostrożnie w pasie i unosi
do góry. Usadowił ją na swoim ramieniu jak małe dziecko. Zirytowała się.
Dlaczego wciąż traktował ją jak jedną ze swoich sióstr?! Co robiła źle?
Sapphire
chwyciła wściekle za gałąź z kwiatami i brutalnie ją zerwała. Dean znów chwycił
ją w pasie i opuścił w dół. Tym razem była zwrócona do niego przodem.
Wiedziała, że za chwilę dotknie stopami podłoża, tylko dziwiło ją to, że ten
moment wiszenia w górze się przedłużał.
Spojrzała
nieufnie w twarz uśmiechniętego Deana. Był teraz tak blisko niej, że gdyby
chciała, mogłaby go pocałować. Wiedziała jednak, że będzie cholernie zły, gdy
to zrobi, dlatego pozwoliła sobie wyłącznie na owinięcie rąk wokół jego szyi.
Co
takiego krył w swoim umyśle Dean? O czym teraz myślał? Co nim kierowało, kiedy
nieprzerwanie patrzył się prosto w jej oczy z szerokim, radosnym uśmiechem
błąkającym się po jego twarzy? Miała straszliwą ochotę zatopić się w jego
głowie, ale nie chciała przerywać tego krótkiego momentu, kiedy bezwstydnie
mogła wpatrywać się w jego usta. Wkradnięcie się do umysłu oznaczałoby koniec
swobody, nie było możliwości, żeby Dean tego nie poczuł.
Zmarszczyła czoło. To wiszenie w górze powoli zaczynało ją irytować. Machała
nogami w powietrzu jak niezadowolony niemowlak, któremu nie podobało się zbyt
długie przebywanie w ramionach troskliwego ojca.
–
Zazwyczaj rozumiem sens twojego postępowania, ale tym razem w niego zwątpiłam –
mruknęła niezadowolona demonica. – Chcesz pokazać, że jesteś silny i potrafisz
unieść opasłą nastolatkę?
Dean
wybuchnął śmiechem.
–
Opasłą? Ty naprawdę niczym się nie różnisz od zwyczajnej nastolatki, Sapphire –
odpowiedział rozbawiony.
–
Czyli jestem dla ciebie tylko młodą siksą? Kolejną siostrzyczką do kolekcji? –
Jej spojrzenie nabrało intensywności. Była bliska wywołania prawdziwej kłótni.
Nie lubiła, gdy ktoś traktował ją jak dziecko, a niewątpliwie robili to
wszyscy.
–
Nie, Sapphire, to nie tak – westchnął chłopak. Zmarszczył czoło, jakby coś, co
go wewnętrznie dręczyło, nareszcie wyszło na światło dzienne. Spojrzał w bok. Demonicę coraz bardziej kusiło, żeby wkraść się do jego
umysłu i poznać wszystkie skrywane przed nią myśli.
–
Więc jak, Dean? Co o mnie tak naprawdę sądzisz? – prychnęła i uniosła
wyzywająco brew. Patrzyła mu prosto w oczy i nieświadomie
przekazywała informację, żeby nie odwracał wzroku, tylko wziął
odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Dean przyjął to wyzwanie. Nawet nie
mrugnął okiem, kiedy wpatrywał się w jej szmaragdowe tęczówki.
–
Widzę w tobie kobietę, Sapphire, nie siostrę, nie dziecko, nie nastolatkę.
Chociaż czasem twoje zachowanie wskazuje na wiek w jakim jesteś, a nawet
młodszy, to jednak… jednak… – Dean otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze
powiedzieć, ale nie mógł. Dłonią sięgnął ostrożnie do twarzy dziewczyny.
Sapphire napięła wszystkie mięśnie, jednak nie wstrzymała dechu, zaczęła
oddychać ciszej i ostrożniej, jakby chciała wyczuć zbliżający się moment
zagłady. Nigdy nikomu nie ufała tak bardzo jak Deanowi, a jednak odezwał się w
niej instynkt pierwotny, który zabraniał komukolwiek się do niej zbliżyć.
– Co takiego? – spytała szeptem. Zdziwiła się,
gdy usłyszała nieswój głos. Powinna zabrzmieć ostrzej, nie jak uległa sarenka,
która czeka na pocałunek księcia.
–
Wiesz… – Dean znów nie dokończył zdania. Wyglądał, jakby wpadł w trans. Wpatrywał
się w nią maślanym wzrokiem i nawijał leniwie kosmyk jej różowych włosów na
palec.
Sapphire
przysunęła do niego twarz i rozchyliła delikatnie usta. Czy ją też porwała
chwila? Owszem, chciała go wcześniej pocałować, ale teraz miała wrażenie, że ciało
przestało jej słuchać i działa jak chce. Wszystko robiła automatycznie. Dean
nie pozostawał jej dłużny – zdziwiło ją to, że nie odsunął się od niej albo nie
zaśmiał nerwowo jak miał to w zwyczaju. Nie było widać na jego twarzy wstydu.
Niech to szlag! Stało się! Wreszcie zachował się jak mężczyzna, a nie panienka, która wstydzi się skrawka nagiej, kobiecej skóry!
Niech to szlag! Stało się! Wreszcie zachował się jak mężczyzna, a nie panienka, która wstydzi się skrawka nagiej, kobiecej skóry!
Demonica
wplotła ostrożnie dłoń w jego włosy, żeby go nie przestraszyć. Zadziałało.
Teraz to on rozchylił usta, a na dodatek przymknął powieki. Teraz nie mogła
pozbyć się uśmiechu, który wykwitł na jej twarzy. Czuła jego oddech na skórze,
przeszyły ją dreszcze. W jej myślach pocałunek stał się już namacalny. Było tak
blisko, tak cholernie blisko…
–
Dean i Sapphire się całują! – usłyszeli z oddali.
Chłopak
odskoczył od niej jak poparzony. Natychmiastowo opuścił ją w dół i postawił dwa
kroki w tył. Na jego polikach pojawiły się dwa rumieńce nie dorosłego
mężczyzny, a zawstydzonego dzieciaka, który został przyłapany na wybiciu szyby
sąsiada piłką. Sapphire jęknęła donośnie i chwyciła się za głowę ze zbolałą
miną. Nie kryła zawodu. Była cholernie wściekła i miała ochotę zabić wszystkich
tych rozchichotanych gówniarzy! Dlaczego nie pomyślała o tym, żeby odejść jak
najdalej od domu?! Stąd wciąż każdy ich widział!
Dzieciaki
zwisały z okna i przekrzykiwały siebie nawzajem. Miała ochotę podejść
do Deana, chwycić go za rękę, przyprzeć do drzewa i okazać mu tyle czułości, że
mógłby w jednej chwili oszaleć. Ale nie zrobiła tego. Nie z powodu przyzwoitości
czy obrazy, ale dlatego, że w oknie pojawiła się starsza siostra chłopaka i
zawołała:
–
Dean, przyszedł do ciebie policjant!
Sapphire
spojrzała na niego kątem oka podejrzliwie. Czy on był jakimś utajonym
kryminalistą? Nie, nie mógł być, przecież jego siostra przekazała mu tę
informację swobodnie, nie każąc mu uciekać. Może po prostu ktoś w okolicy
zaginął, albo jego sąsiadka nasłała w końcu na nią policję, bo domyśliła się,
że jest głównym powodem ostatnich niefortunnych zdarzeń?
Dean
był lekko zdezorientowany. Ściągnął brwi, jakby próbował sobie przypomnieć czy
nie zrobił czegoś złego, a potem przeczesał dłonią włosy. Nie, nie wyglądał na
kogoś, kto mógłby chociaż zabić bezdomnego kotka. Prędzej przygarnąłby go do
domu, nakarmił i zatrzymał już na zawsze aż nie zdechłby samoczynnie z powodu
cholesterolu, jaki narósłby w jego krwi poprzez niezwykle troskliwe dokarmianie
go przez dzieci. Zaraz. Dlaczego to brzmiało, jakby porównała kota do siebie?
–
Wychodzi na to, że musimy wracać – odezwał się cicho Dean. Nie patrząc w twarz
dziewczyny, chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę domu. Miał spoconą
dłoń, najwyraźniej bardzo się stresował.
Sapphire
przewróciła oczami. Teraz zamierzała dać mu spokój, ale dzisiejszego dnia od
niej nie ucieknie. Już nie. Skoro pokazał jej, że oczekuje od niej czegoś
więcej, miała zamiar dopełnić swego.
Gałązkę
kwiatów, którą trzymała w ręku uniosła do nosa. Zaciągnęła się tym słodkim
zapachem, który od dziś będzie się jej kojarzył tylko z jednym wspomnieniem.
Tym, które dzielił z nią Dean.
***
Ostatni
raz na podobnej imprezie byłam kilka dobrych lat temu, kiedy dopiero
zapoznawałam się ze światem demonów. To był pierwszy raz kiedy podjęłam próbę
walki z demonem. Pamiętam, że potraktowałam go domestosem przez co Nathiel
wielokrotnie, aż po dzień dzisiejszy mi dokuczał. Zawsze kiedy zaganiałam go do
sprzątania toalety, brał ten znamienny środek do czyszczenia toalet w ręce
odziane żółtymi, gumowymi rękawicami i krzyczał do mnie z oddali: „Hej,
maleńka, może weźmiesz dzisiaj swojego starego przyjaciela na misję?”. Dla mnie
nie było to miłe wspomnienie. Przeżyłam tylko dzięki mojemu mężowi,
który wtedy działał mi przecież na nerwy. Myślę, że gdyby nie on dziś by mnie
tutaj nie było.
Nigdy
w życiu nie byłam na studenckiej imprezie, ale musiałam przyznać, że niczym nie
różniła się od tych, które Nathiel i Sorathiel urządzali u siebie w domu.
Mnóstwo pijanych ludzi latających z butelkami piwa lub czerwonymi kubkami w rękach, wrzeszczący
do siebie przez głośną muzykę, gdzieniegdzie całujące się studentki w obcisłych
sukienkach i wyzywającym makijażu, wymiotujące samotnie przepite dusze, na
które nikt nie zwracał uwagi i jaskrawe kolory odbijające się od
rozentuzjowanych twarzy. W domu panował tłok i gorąco, dziwiłam się, że jeszcze
nikt nie zemdlał, nawet mnie przez moment zrobiło się słabo i musiałam
powachlować się koszulką.
Rozdzieliliśmy
się z Arenem i Sorathielem. Każdy z nas miał przeprowadzić śledztwo na własną
rękę, potem ewentualnie zgłosić odnalezienie jednego z demonów, którego jakoś
musieliśmy wykurzyć z domu – w końcu nie mogliśmy z nim walczyć na oczach tylu
ludzi.
Rozejrzałam
się wkoło i dostrzegłam w szarym kącie Arena otoczonego wianuszkiem
rozchichotanych dziewcząt. Złapał moje spojrzenie i wzruszył ramionami z krzywą
miną. Uniósł do góry kubek z alkoholem. Zorientowałam się o co chodzi – o
wcielenie się w tłum, odegranie odpowiedniej roli.
Imprezowa
Laura. Dobre sobie. Już moja mina wskazywała na to, że niezbyt jestem skora do
zabawy, a co dopiero ubiór. O wiele łatwiej byłoby mi udawać zadowoloną z
imprezy studentkę, gdyby był tutaj Nathiel. To on powiedziałby mi co zrobić.
Moje
westchnięcie utonęło w hałasie. Ze smętną miną podeszłam do stolika, gdzie
porozrzucane były kubki. Znalazłam taki, który był w miarę czysty i nalałam do
niego ponczu, który kolorem przypominał mi mocz – wcale bym się nie zdziwiła,
gdyby dla żartów naprawdę ktoś tam nasikał. W końcu nie takie rzeczy działy się
na imprezach, prawda?
Wzięłam
kubek, odeszłam od stołu i zaczęłam się rozglądać za poszukiwanym demonem. Ludzie
dziwnie się na mnie patrzyli i szeptali do siebie ukradkiem, komentując mój
ubiór. Przez chwilę znów poczułam się jak nastolatka, za którą nie przepadają
rówieśnicy. Prawie zdążyłam się od tego odzwyczaić, otoczona przez ludzi, którzy byli mi bliscy.
Podeszłam
do jakiegoś chłopaka i poprosiłam go o potrzymanie kubka. Uśmiechnęłam się do
niego tak słodko, jak potrafiłam, choć w rzeczywistości wyszedł mi pewnie jakiś
grymas niezadowolenia. Zdezorientowany, lekko podpity student patrzył na mnie
zamglonymi oczami. Chwiał się. Dobrze, przynajmniej nie będzie o nic pytał.
Zebrałam
włosy w kucyk, wyjęłam gumkę z kieszeni i obróciłam się w stronę okna, gdzie
widziałam własne, choć niewyraźne odbicie. Kiedy już zrobiłam kitkę,
rozczochrałam swoją fryzurę tak, aby wyglądać możliwie jak na mnie dziko. Było
dobrze, ale wciąż czegoś brakowało.
Spojrzałam
na swoją czarną koszulkę na ramiączkach. Już wiedziałam co muszę zrobić.
Podwinęłam ją do góry, pokazując światu mój płaski, blady i chudy brzuch. Zawiązałam ją
tak, że zrobił się z niej top. Świetnie. Wyglądałam prawie jak dziwka, a więc wpasowałam się w damską część tłumu. Nathiel
by na mnie leciał.
Zabrałam
kubek z niezidentyfikowanym napojem, kiwnęłam dziękująco głową i odeszłam.
Chyba moja zmiana lekko pomogła. Teraz już nikt nie komentował mojego wyglądu.
Studenci płci męskiej zaczęli nawet gwizdać na mój widok. Cholera. Czy w tym
świecie naprawdę wystarczyło pokazać kawałek ciała, żeby uznali cię za swojego?
Nie
przeszłam nawet czterech kroków, a podszedł do mnie jakiś śmierdzący alkoholem
młodzieniec z twarzą usianą małymi, czerwonymi plamami.
–
Hej, mała, masz ochotę się gdzieś przejść? – zapytał niemalże uwodzicielsko.
–
Może nie wyglądam, ale mam męża i trójkę dzieci – burknęłam niezadowolona na
boku i wyminęłam go w tłumie. I pomyśleć, że narzekałam na podrywy Nathiela. W
przeciwieństwie do tych spijaczonych studentów mój mąż był prawdziwym
kusicielem. Na razie powstrzymam się od nazwania go seksownym. Skakanie po
łóżku w bokserkach, które zdobione były żółtymi gwiazdkami i śpiewanie do
pilota Smells like teen spirit nie było seksowne. Zdecydowanie.
W
tłumie rozległy się głośne okrzyki. Najwyraźniej jakiś idiota zamierzał tańczyć
na stole albo ściągnąć wszystkie ciuchy, które na sobie miał, i rzucić je w
tłum. Na razie słyszałam tylko głośne wrzaski, ale na wszelki wypadek
postanowiłam sprawdzić, co takiego się dzieje.
–
Pieprzę Vaila Auvreya! – usłyszałam i stanęłam jak wryta.
Nie
sądzę, aby krzyczał to Aren czy Sorathiel. Ten tekst najbardziej pasował mi do
Nathiela, którego tu przecież nie było, prawda?
Przepchnęłam
się łokciami pomiędzy ludźmi i już po chwili trafiłam w samo centrum
zamieszania. Wokół kilku chłopaków zgromadził się całkiem niezły tłum. Wszyscy
klaskali i krzyczeli: „dajesz!”. Konkurs polegał na piciu przez długie rury
piwa. Jeden z chłopaków zdążył zwymiotować pod nogi nim ukończył zadanie, drugi
oblał się piwem, a trzeci królował wznosząc ręce do góry i wrzeszcząc:
–
Jestem zajebisty!
Oniemiałam.
Miałam
wrażenie, że nawdychałam się oparów z alkoholu. Kto by pomyślał, że głównym,
oklaskiwanym przez tłumy chłopakiem będzie demon? I to demon bez koszulki, upity
tak mocno, że ledwo stał na nogach. Lepiej nie mogliśmy trafić.
Poklepałam
kieszeń, żeby upewnić się, że wciąż spoczywa tam nóż. Napięłam mięśnie i
zmarszczyłam czoło. Powinnam go stąd wyprowadzić, tylko jakiej taktyki użyć?
–
Ej, ty! – usłyszałam głos Raidena. Aż podskoczyłam do góry. – Znamy się?
Skamieniałam.
Oblał mnie zimny pot, ale szybko odzyskałam władzę nad swoim ciałem.
–
Mogliśmy się spotkać na uniwerku – powiedziałam obojętnym głosem i wzruszyłam
ramionami tak beztrosko, jak tylko potrafiłam.
Demon
podszedł do mnie krętym krokiem i nachylił się tuż nad moją twarzą. Zmrużył
groźnie swoje oczy. To źle, że jego magiczne oko było teraz odkryte. Gdybym
spojrzała teraz w bok mogłabym tym samym pokazać, że wiem, jakie posiada
zdolności. Nie mogłam tego zrobić, chociaż wpatrywanie się w niego mogło okazać
się moją zgubą. Błagałam w głębi duszy, żeby tylko mnie nie rozpoznał.
Raiden
spojrzał w dół i zmierzył mnie wzrokiem. Mój brzuch odwrócił jego uwagę.
Uśmiechnął się szeroko i chwycił mnie za rękę. Powstrzymałam się od
skrzywienia. Nawet jeśli zrobiłabym minę adekwatną do sytuacji, Raiden i tak by
tego nie zauważył. Pociągnął mnie bowiem na parkiet i zmusił do tańca.
Początkowo
stałam w miejscu jak sztywniak i nie wiedziałam co zrobić, ale demonowi
najwyraźniej to nie przeszkadzało. Obracał mną jak zawodowy, choć pijany jak jeleń tancerz. W pewnym
momencie zaczęło kręcić mi się w głowie.
Dlaczego ten debil tak bardzo się szczerzył? Dlaczego wyglądał jak zwyczajny człowiek? Dlaczego nie był czujny? Przecież próbował tańczyć ze swoim wrogiem.
Dlaczego ten debil tak bardzo się szczerzył? Dlaczego wyglądał jak zwyczajny człowiek? Dlaczego nie był czujny? Przecież próbował tańczyć ze swoim wrogiem.
Poleciałam
do tyłu i wstrzymałam dech. Raiden złapał mnie w ostatniej chwili i pochylił
się nade mną, jakby chciał mnie pocałować. Zamiast tego uśmiechnął się w
całkiem trzeźwy sposób.
–
Jestem pijany, ale czujny – szepnął. Jego głos był głęboki, zabrzmiał ostrzegawczo.
Wstrzymałam
dech. Dłonią sięgnęłam do spodni, ale wtedy znów zostałam pociągnięta do góry i
rzucona w wir tańca.
–
Przyszłaś mnie capnąć, droga Lauro? – spytał wesoło i znów mnie okręcił wokół własnej osi.
Starałam się nie patrzeć mu w oczy. Skoro już mnie rozpoznał, mógł użyć swojej
mocy zniewolenia. – Och, nie odwracaj wzroku. Jestem tak pijany, że nie
potrafiłbym cię uczynić swoją niewolnicą! – zaśmiał się głośno, zbyt głośno, a
potem przyciągnął mnie do siebie jak szmacianą lalkę i pochylił się nad moim
uchem. – Przynajmniej nie z użyciem demonicznych mocy. Możesz być moją
niewolnicą na sto różnych sposobów.
Kiedy
ten demoniczny kretyn stał się takim uwodzicielem? Alkohol wyzwolił w nim nowe
umiejętności społeczne, czy jak? Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania. To
nie ten sam Raiden, którego zdołałam poznać, chociaż to może być kwestia tego, że poznaliśmy się na polu walki.
–
Chętnie – odmruknęłam, również nachylając się do jego ucha. W mojej głowie
narodził się nowy plan, nie tak bardzo skomplikowany. Z pijakami było łatwiej.
Raiden
wyglądał na zaskoczonego.
–
Preferujesz wygodne łóżko czy kujące w plecy krzaki? – spytał wesoło.
–
To drugie – burknęłam. Uwolniłam się z jego uścisku, wykręciłam mu rękę i
nachyliłam się nad jego uchem. – Na zewnątrz łatwiej rozmawia się z demonami.
–
Jesteś zabawna – roześmiał się. – Hej, to nie jest dziwne? Podoba mi się to, co
ze mną robisz. Jesteś prawie seksowna. Brałbym.
Prawie
seksowna. W takim razie przynajmniej jedną cechę dzieliłam ze swoim mężem. Może już za długo z nim mieszkałam.
–
Idziemy – burknęłam i poprowadziłam go w stronę drzwi. Ludzie oglądali się za
nami zdziwieni. Starałam się uśmiechać niewinnie, zupełnie jakbym prowadziła
swojego kochanka na zewnątrz, gdzie będziemy kulturalnie rozmawiać o jego
zachowaniu. Niektórzy krzyczeli za nami dziwne rzeczy. Z tłumu wyłapałam tylko:
„upojnej nocy!".
Nacisnęłam
na słuchawkę, którą miałam w uchu i przedzierając się przez głośno śpiewającego
pijacką balladę Raidena, który wciąż był szczęśliwy i cholernie pijany,
przekazałam Sorathielowi i Arenowi informację, że wychodzę na zewnątrz z naszą
zgubą.
Przez
moją nieuwagę ręce chciwego demona pomacały mnie po brzuchu, ale kiedy
wykręciłam je w odpowiedni sposób, zaprzestał podrywów.
–
Och, a więc lubisz sadomaso? – spytał rozchichotany Raiden.
–
Tylko z demonami – burknęłam, przypominając sobie o pewnym incydencie z
Nathielem w roli głównej. Na samo wspomnienie pijanego demona, który ubrał
kocie uszka, dzwoneczek i koci ogon, kładąc się na łóżku i mówiąc: „ukarz
swojego kota za nieposłuszeństwo”, przeszyły mnie dreszcze. Od tamtej pory
staram się dawać mu jak najmniej powodów do kłótni, po których poszedłby do
baru i wypił beczkę piwa.
Zanim
doszliśmy do drzwi ktoś je otworzył i trzasnął nimi w ścianę. Zdziwiłam się,
kiedy zobaczyłam przed sobą zdyszanego i zaniepokojonego Riela.
–
Siema, mały! Przyniosłeś prochy?! – wrzasnął Raiden, zanosząc się okropnym
śmiechem.
Zesztywniałam,
kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim.
O
nie, o nie, o nie. Użyje tu swoich mocy, a wtedy… Nie, nie było czasu na
myślenie.
Sięgnęłam
po nóż, ale zanim zdołałam go wydobyć z kieszeni, Riel wykrzyknął z przejęciem
i rozpaczą w głosie:
–
Porozmawiajmy!
Oniemiałam.
Dean i Sapphire rzeczywiście są uroczy. Propsuję. Lubię takie lekkie sceny z młodą, rozwijającą się dopiero miłością. Czasami trzeba odpocząć od dram.
OdpowiedzUsuńImprezowa Laura, no proszę. Że też Raiden tak po prostu zaczął się z nią bawić i dał się wyprowadzić. Tak pijany czy tak pewny siebie? I ten tekst na końcu Riela. To będzie ciekawe.
Pozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńWidzieć Sapphire, która jest zazdrosna o człowieka, w którym się zadurzyła - coś pięknego. Z przyjemnością czytało mi się o tej dwójce. Widać tu chemię, a opisy są bardzo plastyczne.
Laura na imprezie brzmi prawie jak oksymoron, ale brakowało mi takiej jej strony. Jest już stateczną matką i żoną, ale jest też łowcą, więc powinna umieć działać pod przykrywką.
Coś łatwo poszło z tymi demonami, niemniej jestem ciekawa, o czym Riel chce rozmawiać. Czyżby jakiś bunt przeciwko Auvreyowi seniorowi?
Pozdrawiam.