niedziela, 30 kwietnia 2017

[TOM 3] Rozdział 22 - "Ostatnie kłamstwo"

Rozdział temu wybiła połowa WCSa. Nie mogę sobie wyobrazić, co zrobię, kiedy zakończę tę serię. Chyba się poryczę jak bóbr. No, ale jeszcze kilka rozdziałów do napisania, poza tym jest WCO i może napiszę kiedyś kilka ambitnych shotów z życia nastoletniej Aury. Trudno będzie rozstać się z czymś, z czym ma się prawie na co dzień do czynienia. 
Rozdział niezbyt długi, znów taki lekko tłumaczeniowy. Soriel coś kombinuje, Patricia jest zaślepiona miłością, a Nox rusza do akcji, żeby dorwać departament. Będzie się działo.
***
Czasem wystarczy jedna rozmowa, jedno spojrzenie i kilka słów, żeby wszystko co złe przestało mieć znaczenie. Patricia już wiedziała, co to znaczy być zakochanym. Odkąd przyjęła do siebie tą oczywistą wiadomość  i pogodziła się z tym, przed czym broniła się przez tyle lat, jej życie nabrało kolorów. Soriel wciąż znajdował się w więzieniu, ostrzeżona przez czarodziejki, które się z nią policzą, jeżeli zrobi coś głupiego, nie zamierzała go uwalniać. Starała się cierpliwie czekać i spędzała z nim jak najwięcej wolnego czasu siedząc po drugiej stronie krat. Nieraz marzyła o tym, żeby przytulić się do niego i spędzić tak cały dzień, zupełnie nic nie robiąc, ale na spełnienie tego planu musiała jeszcze poczekać. Swój plan na uwolnienie Soriela wcieliła już w życie, na razie wszystko szło zgodnie z planem.
Zadowolona i uśmiechnięta zeskoczyła z ostatniego schodka. Nie był to dobry pomysł, ponieważ niosła ze sobą wiele szpargałów, których zażyczył sobie Auvrey, i mało się nie potknęła, ale na szczęście szybko odzyskała równowagę. Nucąc coś cicho pod nosem podeszła do krat.
Soriel siedział na podłodze po turecku i przeglądał jakieś pismo dla kobiet, które ostatnio mu podrzuciła. Prawą ręką sięgał do małej miseczki z orzeszkami. Miał na sobie tylko podarte, czarne spodnie. Brzuch owinięty był świeżym bandażem. Żałowała, że to nie ona mogła go opatrzeć. Nie pozwolono jej się do niego zbliżać właśnie ze względu na to, że jest w nim zakochana. Na ostatnich obradach Nox z sojusznikami, kiedy poruszyła temat młodego Auvreya, powiedziała to otwarcie. Wtedy też pierwszy raz w życiu broniła kogoś jak lwica. Niektórzy byli zdziwieni jej waleczną postawą, inni uśmiechali się pod nosem, a jeszcze inni próbowali odpierać jej argumenty, nie mogąc się nadziwić jej dziwnemu zachowaniu. Niewiele osób wiedziało przecież o jej kontaktach z Sorielem. Szczególnie niezadowolony był Nathiel, który krzyczał najgłośniej i nie chciał nikogo dopuścić do słowa – nie życzył sobie, aby wypuszczono jego brata z więzienia. Patricia opowiedziała o przebiegu obrad swojemu demonowi, który tylko obojętnie wzruszył ramionami. Nie dziwiła się mu. Tu gdzie był czuł się bezpieczny. Żaden więzień nie miał takich luksusów co on, a to tylko dlatego, że Patricia dostarczała mu, co tylko zechciał. Czasami czuła się wykorzystywana, ale uznała, że póki był ranny mogła się dla niego poświęcić.
– Dostawa – powiedziała na przywitanie i uśmiechnęła się szeroko. Chociaż w piwnicy było ciemno, jej twarz wyglądała tak radośnie oślepiająco, że Soriel musiał zmrużyć oczy, aby ochronić oczy przed nadmiernym blaskiem.
– Coś taka zadowolona? – spytał z rozbawieniem.
Czarodziejka uklęknęła i podała demonowi wszystkie zamówione rzeczy, z czego większa część składała się ze słodyczy i słonych przekąsek. Kupiła mu nawet nową koszulkę, żeby przypadkiem nie zamarzł w piwnicy, która owiewała skórę nieprzyjemnym chłodem. W więziennej wyprawce znalazł się również stos różnych gazet – nie miała oczywiście zamiaru kupować mu pism pornograficznych, których sobie zażyczył. Codziennie chodziła do pobliskiego marketu i nie chciała, żeby powstały na jej temat dziwne plotki. 
 Soriel przyjął to wszystko z szerokim uśmiechem na twarzy. Skinął dziękująco głową i zaraz rozpakował paczkę M&Msów, które w niewielkiej swojej części rozsypały się po podłodze. Uratowaną resztę drażetek czekoladowych w kolorowych skorupkach wrzucił do miseczki z orzechami. Nie przejmował się wymieszanymi smakami. Demony z reguły miały mocne żołądki i mogły jeść co tylko chciały – to kolejna rzecz, która odróżniała ich od zwyczajnych ludzi.
Garstka przysmaków wylądowała w jego ustach. Przeżuwał je z zadowoleniem.
Patricia wygodniej usadowiła się na starej poduszce, którą tu ze sobą przyniosła, żeby nie odmrozić sobie pośladków. Błękitną sukienkę podwinęła pod siebie tak, żeby Soriel przypadkiem nie zaglądał tam, gdzie nie powinien. Za zerkanie musiała skarcić go wzrokiem. Auvrey wzruszył obojętnie ramionami, chichocząc się jak małe dziecko. Nic nie mógł na to poradzić. Taka była jego męska natura.
– Wiesz dlaczego jestem taka szczęśliwa? – spytała czarodziejka. – Bo znowu rozmawiałam z Nox i nareszcie udało mi coś wymyślić – dodała z entuzjazmem. – Każda z czarodziejek ma poboczne umiejętności, które często są dziedziczone lub po prostu nabywane z czasem. Alex nauczyła się w szkole jak wykrywać kłamstwa. Ustaliliśmy, że kiedy już złapiemy resztę departamentu, przeprowadzimy na tobie test prawdy. Jeżeli nie będziesz kłamał i ładnie odpowiesz na wszystkie pytania, wtedy cię wypuszczą! – Mało tego nie wykrzyknęła.
Soriel wybuchnął śmiechem. Odkąd wyjaśnili sobie zawiłości, które między nimi istniały, Patricia zmieniła się nie do poznania. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i już na pierwszy rzut oka było widać, że jest szczęśliwa. Nawet złe sny przestały ją dręczyć. Czasem to entuzjastyczne zachowanie go bawiło, ale on również musiał przyznać, że czuł się teraz lepiej. Przede wszystkim wyleczył się z chorej tęsknoty za matką. Ostatecznie poszedł śladami jej słów i postanowił oddać wszystkie swoje wzniosłe uczucia osobie, która nigdy go nie zostawiła, gdy był w potrzebie. 
– Jeśli cię wypuszczą to… to może zamieszkamy razem? – spytała nieśmiało dziewczyna, zerkając gdzieś w bok, jakby powiedziała coś naprawdę zawstydzającego.
– Myślałem, że to jasne – powiedział Soriel, wzruszając ramionami. – Przecież nie mam zamiaru wracać do Reverentii. Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś, zajączku – mówiąc to, puścił jej oczko i uśmiechnął się uwodzicielsko. Patricia zaśmiała się cicho.
– Mógłbyś znaleźć wtedy pracę i… 
Soriel jej przerwał.
– To może od razu zróbmy dzieci? – prychnął z niezadowoleniem. Założył ręce na piersi, jakby się obraził. Nie spieszyło mu się do pracy. Mimo tego, że nie należał już do departamentu, wciąż nie był przykładnym i dobrym obywatelem, tylko demonem, a demony miały inne sposoby na zdobywanie pieniędzy.
– Soriel! – oburzyła się czarodziejka. – Rozmawialiśmy już o tym. Chcąc tutaj żyć, musisz się ucywilizować. Koniec z czarowaniem oczami i okradaniem ludzi – powiedziała ostrzej, zakładając ręce na piersi. – Nie zamierzam na to dłużej pozwalać.
Auvrey przewrócił oczami. Nie zamierzał rozmawiać na ten temat. Jeżeli naprawdę ze sobą zamieszkają Patricia będzie miała trudny orzech do zgryzienia. Nie zamierzał przejść od razu na dobrą stronę. Chciał się trzymać od Nox i departamentu jak najdalej. Marzył o tym, żeby powrócić do swojej neutralności i upragnionej rutyny, tym razem jednak przy boku osoby, którą kochał. Ze swoich demonicznych sztuczek nie miał zamiaru rezygnować. 
– Porozmawiamy o tym, kiedy już mnie stąd wypuszczą – odpowiedział demon, wzruszając obojętnie ramionami. – Na razie nie mamy co planować.
Dziewczyna zmarszczyła czoło. Podejrzewała, że właśnie tak będzie. Czuła, że mieszkanie z Sorielem może dostarczyć jej wiele stresu, łez i nerwów, ale była na to gotowa. Obojętnie co by się nie działo – na pewno sobie z nim poradzi, bo kiedy chciał, naprawdę potrafił słuchać.
Auvrey wrzucił kolejną porcję draży do ust. Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia, zanim na dobre rozpocznie nowe życie przy boku Patricii. Musiał ostatni raz pójść do Reverentii i dlatego nie mógł dopuścić do testu prawdy, który chciało na nim zastosować Nox. Jedynym rozwiązaniem na uwolnienie się stąd była ucieczka. Wiedział, że może tym naruszyć po raz kolejny zaufanie Patricii, ale nie miał wyboru. Istniała osoba, której musiał się koniecznie pozbyć. Demony miały do siebie to, że lubiły się mścić. Nawet Nathiel, który żył w świecie ludzi, nie mógł się pozbyć tego nienawistnego uczucia, które nim kierowało. Przecież sam znalazł się w Nox po to, aby pomścić matkę i swoje rodzeństwo, zabijając ojca. Soriel zamierzał być szybszy od niego.
Usta Auvreya rozciągnęły się w kocim uśmiechu. Zmrużył szmaragdowe oczy, które zaszły mgłą wyobrażeń. Patricii nie umknęła ta dziwna zmiana zachowania. Początkowo przyglądała się demonowi, który najwyraźniej wpadł w jakiś dziwny trans, ale w końcu się odezwała:
– Soriel, mam nadzieję, że nie planujesz nic złego – odezwała się niepewnie. Przesunęła ręką po zimnej podłodze i położyła ją po drugiej stronie krat. Auvrey patrzył chwilę na jej rękę w zamyśleniu, jakby nie był pewien, czy może jej dotknąć. Zaraz ją jednak chwycił i przytulił do swojego policzka, rozkoszując się ludzkim ciepłem. Zamknął oczy, a jego uśmiech stracił całą dzikość i zamienił się błogość. Patricia cicho odetchnęła.
– Zupełnie nic nie knuję, zajączku – odpowiedział. – Już niedługo stąd wyjdę i nareszcie będziemy mogli być razem. – Jego uśmiech nabrał przymilnego wyrazu, którego oczarowana i zakochana czarodziejka nie dostrzegła. 
Szczęście czasem potrafiło zaślepić człowieka.
Soriel postanowił, że okłamie ją po raz ostatni i to tylko z konieczności, nie z powodu własnego widzimisię. Potem zamierzał wieść spokojne życie i stworzyć własną rodzinę, której mu tak bardzo brakowało. Tym sposobem zapełni pustkę, która wciąż znajdowała się gdzieś na dnie jego demonicznego serca.
– Muszę iść – odezwała się dziewczyna. Jej mina wskazywała na to, że wcale nie chce stąd wychodzić. W normalnym przypadku Auvrey zacząłby ją kusić jak wąż, ale uznał, że tym razem nie będzie jej zatrzymywał. Musiał przecież obmyślić szybki plan. Nox zamierzało wybrać się po resztę demonów z departamentu właśnie dzisiaj. Jutro mógł stracić swoją szansę na wydostanie się stąd. Bez zbędnych i zwyczajowych dla siebie narzekań, przyciągnął swoją dziewczynę do krat w taki sposób, aby nie uderzyła w nie czołem i pocałował ją w usta tak mocno, żeby starczyło jej na kolejne dni. Chciał, żeby tęskniła za nim tak mocno, jak to tylko możliwe. W ten sposób będzie potrafiła mu wybaczyć kolejny niecny występek.
Początkowo spięta czarodziejka rozluźniła w końcu mięśnie ramion i odwzajemniła delikatnie pocałunek. Potem oderwała się od niego, potarła zarumienione policzki, poprawiła sukienkę i pomachała mu na do widzenia. Soriel odwzajemnił ten uroczy gest. Wyglądał na podejrzanie miłego, jednak tego zaślepiona miłością Patricia również nie dostrzegła. Od krat oddaliła się niechętnie, a potem równie niechętnie ruszyła w stronę schodów. 
Auvrey opadł na swój skrzypiący materac dopiero wtedy, kiedy usłyszał zamykające się za nią drzwi od piwnicy. Wtedy też odetchnął, podłożył pod głowę ręce i oddał się swoim myślom. Natychmiastowo sporządził liczbę osób, które kiedykolwiek się tu zjawiły i obliczył prawdopodobieństwo, że znów się tu znajdą. To oczywiste, że Patricia była jedną z osób, które bywały tu najczęściej, ale jej nie mógł użyć do tego planu. Nie powinna o niczym wiedzieć, mogłaby mieć problem z Nox. Musiał użyć kogoś niepozornego, kogoś, kto jest na tyle głupi, żeby mu zaufać, a to nie będzie proste.
Auvrey westchnął ciężko i przetarł oczy wierzchem dłoni. Wiedział, że ta misja nie będzie łatwa. Był pilnowany.  Nox dbało o to, aby nie miał zbyt wielu możliwości na ucieczkę. Może w takim razie powinien urządzić jakąś akcję, gdy będzie poddawany testowi? Z chęcią poderżnąłby gardło wiedźmie, która będzie go na nim przeprowadzać, ale wiedział, że Patricia mu tego nie wybaczy. Nie chciał jej już więcej ranić. I tak wybaczyła mu wiele z jego najgorszych występków. Nie znał osoby, która byłaby tak naiwna i przy okazji niewinna jak ona. Naprawdę musiała go kochać, skoro dała mu już tyle szans na odkupienie win.
Drzwi od piwnicy zaskrzypiały cicho. Soriel niezbyt się tym przejął. Podejrzewał, że to Nathiel przyszedł zażyć kolejną dawkę braterskiej ironii. Jednak się mylił. Osoba, która pojawiła się bezgłośnie przy kratach, sprawiła, że najpierw uniósł brwi w zdziwieniu, a potem uśmiechnął się szeroko niczym diabeł. Los był dla niego miłościwy.
Mała blondyneczka stanęła naprzeciw celi i spojrzała prosto w oczy demona. Ojciec tej dziewczynki wielokrotnie jej wspominał, aby sama się tutaj nie wybierała. Była tutaj dwa czy trzy razy, ale zawsze w czyimś towarzystwie. Teraz przyszła sama. Owinęła drobne rączki wokół krat i przyjrzała się Sorielowi z uwagą, jakby był jakimś zwierzęciem zamkniętym w zoo.
Głupia, ciekawska, mała idiotka. Powiedzenie, że dzieci są ciekawe rzeczy, których rodzice im zabraniają naprawdę okazało się prawdziwe.
Auvrey usiadł ostrożnie na materacu, żeby jej nie spłoszyć, uśmiechnął się szeroko jak prawdziwy diabeł i powiedział:
– Witaj, Anastasio. Nie bój się mnie, niczego ci nie zrobię. – Demon chwycił za miseczkę ze słodyczami i przybliżył się do krat.
Jak widać – niektóre rozwiązania same znajdują do nas drogę.
***
Do ponownego otwarcia przejścia umożliwiającego demonom powrót do Reverentii został jeden dzień. Nie mogliśmy dłużej czekać. Nadszedł czas na działanie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. 
Sorathiel podzielił nas na dwie grupy – w pierwszej byłam ja, Andi, Alec, Sorathiel, Ethan i Aren oraz wspierające nas magią Alex i Patricia. Mieliśmy również obstawę w postaci pięciu niedoświadczonych członków organizacji, którzy mieli się poukrywać i reagować tylko w razie nieudanej misji. Sorathiel był oczywiście przodownikiem akcji, Aren i Ethan mieli być jego pomocnikami. Za wsparcie drugiego rejonu odpowiadałam ja wraz z Aleciem i Andi. Tak naprawdę ten podział mnie nie zaskoczył. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że moje zdolności stoją na poziomie dwóch, zakochanych w sobie nastolatków. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzeniem, że jestem gorsza niż oni. Nigdy nie uważałam siebie za dobrego łowcę, ale zostanie nim uznałam za konieczność, którą miałam zamiar kontynuować póki nie zginę. W Nox liczył się każdy, nieważne jakie posiadał zdolności.
Nasz zespół miał za zadanie złapać Riela i Raidena. Martha, która śledziła mentalnie młodą część departamentu podała nam dokładne dane co do miejsca ich pobytu. Nie oddalali się od siebie, ale też nie byli w tym samym miejscu. Złapanie ich dwóch naraz mogło być ciężkie. Nie mieliśmy żadnego planu na zwabienie ich w tę samą pułapkę, dlatego istniało prawdopodobieństwo, że kiedy jednego z nich uda nam się usidlić, to drugi wyczuwając utratę towarzysza postanowi uciec. W razie takiego wypadku, la bonne fee miały pilnować wejścia do drugiego budynku w ukryciu. Jeżeli demon ucieknie, będą go śledzić i naprowadzą nas na niego po skończeniu z jego towarzyszem. Wszystko wyglądało kolorowo, ale nie zawsze wizja malowana jasnymi barwami musiała skończyć się dobrze. Nikt z nas nie robił sobie zbędnej nadziei. To tylko kolejna z ryzykownych prób naszej organizacji.
Drugi zespół miał za zadanie pojmać Sapphire. Jako, że młoda demonica była jedną z tych, które mogą wywołać najwięcej szkód, grupa musiała być obstawiona większą ilością wspierających ją ludzi. Tymczasowo nie mieliśmy kontaktu z pół demonami, które postanowiły przeczekać akcję usidlenia departamentu w Reverentii, do dyspozycji został nam tylko zespół pod dowództwem detektywa Claya Herendsena. Przywódców misji było trzech – sam Clay, Martha oraz Nathiel. Co do ostatniego miałam pewne obawy. Mimo upływu tylu lat młody Auvrey ani trochę się nie zmienił. Nigdy nie trzymał się planu, jednak z jakiegoś powodu to sam Sorathiel wysłał go w misję mającą na celu unieszkodliwienie Sapphire. Może chodziło o jego siłę i spryt? Nie mogłam odmówić temu, że Nathiel był najlepszym łowcą w Nox. W końcu sam był demonem, dlatego lepiej rozumiał swój gatunek i wiedział jakie cierpienie im zadać, żeby najbardziej zabolało. Miałam tylko nadzieję, że ich misja zakończy się powodzeniem. Nie mogliśmy zapominać, że Sapphire wciąż mogła być ranna. Była tak samo jak ja pół demonem pół człowiekiem – wszystkie ludzkie rany goiły się jej w spowolnionym tempie, a Nox zdołało ją nieźle pokiereszować. Co do Marthy nie miałam żadnych wątpliwości – to ona jako jedyna z niewielu potrafiła pokonać Sapphire. Wiedziałam, że będzie wiodła trym w tej misji.
Porą dnia odpowiednią do naszej akcji uczyniliśmy noc. Nie chcieliśmy rzucać się w oczy zwykłym cywilom, a z pewnością będziemy mieć z nimi do czynienia. La bonne fee ogłosiła, że cała trójka demonów znajduje się w miejscach publicznych, dlatego wywabienie ich będzie jeszcze trudniejsze niż wcześniej zakładaliśmy. Z jakiegoś powodu departament postanowił wtopić się w tłum – każdy z nas przyjął to ze zdumieniem. Demony postępowały tak, jak nakazywał im instynkt pierwotny, a ten zazwyczaj podpowiadał, że powinni znaleźć kryjówkę, pozbyć się świadków i pożreć tyle życiodajnej energii, ile będą w stanie w sobie zmieścić. Jak widać, młodzi członkowie departamentu działali inaczej. Istniało jeszcze jedno rozwiązanie: mieli jakiś plan, którego póki co nie potrafiliśmy rozszyfrować.
Jak zawsze przy takich misjach musieliśmy skoczyć w ogień i zaryzykować. Wynik nie był przesądzony. Jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.
Westchnęłam ciężko i stanęłam obok Sorathiela, który oparł się dłonią o mocny, stary dąb na skraju lasu. Stąd mieliśmy dobry widok na huczący muzyką i kolorami studencki dom. Aż trudno było uwierzyć, że to akurat tam krył się Raiden.
Z uwagą oglądałam jednego z rosłych studentów, który właśnie wystawił przed siebie dłoń i zwyklinał młodzieńca, który starał się dostać do środka na imprezę. Stwierdził głośno i wyraźnie, że wstęp mają tylko pełnoletni studenci, nie żadne dzieciaki, nastolatki czy ludzie w wieku średnim. On i jego towarzysz mogli nam utrudnić misję. Co zamierzał zrobić Sorathiel?
Spojrzałam w zamyśloną twarz szefa organizacji, która wcale nie wyrażała niepokoju. Założył ręce na piersi i zaczął miarowo uderzać butem o trawiaste podłoże. Każdy z naszej grupy oczekiwał na słowa mające określić naszą strategię, którą jak zwykle musieliśmy zmienić w trakcie misji.
– Powinniśmy wykonać to przy jak najmniejszym oporze ludzi z zewnątrz – przyuważył szef organizacji. – Nie możemy zwracać na siebie uwagi ani wywoływać zbędnych konfliktów.
Miał całkowitą rację, dlatego wszyscy przytaknęliśmy.
– Do środka wejdę ja, Aren i Laura – wydał wyrok.
Napięłam mięśnie ramion i spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Nie spodziewałam się, że to mnie wyśle do środka, wiedziałam jednak dlaczego to zrobił. Ethan nie zostanie wpuszczony do środka, miał już swoje lata. Andi i Alec byli zbyt młodzi, żeby rośli studenci dali się nabrać. Wytyczne spełniałam tylko ja, Sorathiel, Aren, Patricia i Alex – tylko, że la bonne fee miały inne zadanie do wypełnienia.
– Bądźcie w pobliżu, okrążcie dom – powiedział szef organizacji i bez zbędnych tłumaczeń ruszył w stronę studenckiego mieszkania.
Nie miałam wyboru jak podążać jego śladem.
Nie zamierzałam nikogo zawieść. Nie tym razem.

2 komentarze:

  1. Sorcia taka słodka, że aż zęby bolą. Pat, odrobinę rozsądku. Chociaż wątpię, żeby to ostatnie kłamstwo tak łatwo uszło Sorielowi. Mam nadzieję, że nie zrobi nic złego Anie, bo go osobiście ukatrupię.
    Czekam na resztę akcji chwytania młodego departamentu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Ach, ta Patricia. Wiem, że miłość bywa piękna, ale ta ją zaślepia. I to dzięki temu, że dziewczyna nie jest czujna, Soriel może planować pewne rzeczy. Co nie zwiastuje nic dobrego.
    To pojawienie się Anastasii mnie zaskoczyło.
    Clay <3 <3 <3 Więcej słów nie potrzebuję.
    Oho, misja. Lubię to, że rozdzielasz Nathiela i Laurę, by nie musieli się nawzajem chronić, ale zawsze mam przy tym obawę, że demon zrobi coś głupiego. To chyba uzasadnione?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń