niedziela, 16 kwietnia 2017

[TOM 3] Rozdział 20 - "Nienawidzę, ale kocham"

Rozdział dosyć tłumaczeniowy i spokojny. Kolejne wyznanie miłosne, wow! WCS staje się takie romantyczne. W sumie jakby nie patrzeć... przez lata takie wątki stały się dla mnie całkiem normalne. Gratki dla mnie lol.
***
Potężne kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. Ktoś, kto podążał do sali obrad musiał być naprawdę wściekły. Demonica, która szła bezgłośnie śladami swojego szefa, przyglądała się uważnie jego  zgarbionym plecom i zaciśniętym pięściom. Cały czas mruczał coś do siebie pod nosem. 
Gabrielle nie była zaskoczona. Do tej pory Nox nawet nie odważyło się ich przechytrzyć, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Nie miała pojęcia skąd wzięli informacje o tym, że młodsze zgromadzenie departamentu pójdzie się zabawić do teatru. To nie był przypadek. Wszystko było dokładnie zaplanowane. Miała iść i sprawdzić, co takiego zatrzymuje tych gówniarzy, ale przejście do świata ludzi było zamknięte. Domyślała się, że to sprawka la bonne fee i jeszcze przez długi czas Sapphire, Raiden oraz Riel nie będą mogli wrócić do Reverentii. Nie przejmowała się ich losem. Każdy dureń przetrwa w świecie ludzi, co innego, jeżeli chodzi o przyzwyczajenie się do tego świata. Ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że Reverentia jest nudnym miejscem, ale miała swój honor i zamierzała tu zostać, dopóki nie umrze. Nastolatki inaczej patrzyły na świat i nieważne było czy to demon, czy człowiek, wszyscy dorastali w podobny sposób. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że świat ludzi im się spodoba i będą chcieli zostać tam już na stałe. Vail przewidział karę za nieposłuszeństwo. Po niej odechce się gówniarzom spacerować po Ziemi.
To jej przypadło zadanie polegające na sprawdzaniu, czy przejście nie zostało już odblokowane. Miała obowiązek odczekać jeden dzień i w razie potrzeby ruszyć na poszukiwania niesfornych członków departamentu, którzy wciąż nie odnaleźli drogi do właściwego świata. Miała nadzieję, że nie będzie musiała wystawiać nosa poza Reverentię i ci idioci wrócą z własnej woli.
Gabrielle skrzywiła się i wpadła do sali obrad zaraz za szefem. Jako jedyna z niewielu demonów nie bała się go, kiedy unosił się gniewem. Przeżyła u jego boku wystarczająco dużo czasu.
– Daj spokój – burknęła z niezadowoleniem, zakładając ręce na piersi. Vail Auvrey właśnie uderzył pięścią w kamienną ścianę. To zadziwiające, że nie ukruszył nawet kawałka z niej i na dodatek nie zrobił sobie krzywdy. – To gówniarze. Przeklęte gówniarze. Chcieli się zabawić, więc nie byli czujni i pewnie Nox ich dorwało. Jeżeli uciekli, wreszcie wrócą, jeżeli nie, to ja się nimi zajmę. – Gabrielle zabrzmiała groźnie i niepokojąco.
Vail opadł na kamienne krzesło i zaczął stukać niecierpliwie palcami w stół. Wyglądało na to, że w ogóle jej nie słuchał. Zagłębił się we własnych rozważaniach.
– Nox tym razem przesadziło – mruknął do siebie. – Chyba nie wiedzą z kim mają do czynienia.
– Nox to Nox – odmruknęła Gabrielle, przysiadając na krańcu stołu. – Głupi ludzie zawsze będą walczyć, nawet, jeżeli nie mają szans. – Kobieta wzruszyła obojętnie ramionami. Na jej twarzy pojawił się leniwy uśmieszek. Ta sytuacja wcale jej nie poruszyła. Wciąż była pewna, że pomimo małej porażki wygrają tę bitwę. Wiedźmy przecież nie mogły się mylić.
Złość Vaila zaczęła ustępować, na jej miejsce powoli wchodziła duma wymieszana z satysfakcją.
– Niedługo ich wykończymy – powiedział do siebie. 
Gabrielle przewróciła oczami. Chociaż raz mógłby pokazać, że naprawdę kogoś słucha. Vail Auvrey żył we własnym świecie zbudowanym z mrocznych planów. – Jeszcze trochę i reveryntyjski księżyc wzmocni nasze szeregi – mówiąc to, spojrzał przez okno na granatowe niebo usłane bordowymi chmurami. Jaskrawo-pomarańczowy księżyc wisiał w górze, przypominając swoim kształtem cienkiego rogalika.
– To oczywiste, że wygramy – mruknęła Gabrielle, również spoglądając za okno. – Sytuacja się odwróci, a zła karma wróci. Tym razem to Nox nie będzie mogło zamknąć przejścia do Reverentii i demony rozplenią się po całym świecie. Wtedy nie pomogą im nawet la bonne fee.
Tym razem Vail i Gabrielle wymienili zabójcze uśmiechy. Przynajmniej w jednej kwestii byli zgodni.
***
Obrady Nox trwały już od kilku dobrych godzin. Ciężko było nam dojść do porozumienia w sprawie demonów znajdujących się obecnie w świecie ludzi. Sytuacja wymagała szybkiego działania, ale nie mogliśmy się zorganizować. Cel na pewno był jeden: zamknąć młodą część departamentu w magicznej celi, skąd nie będą mogli się wydostać. Istniało jednak ryzyko, że Vail Auvrey wraz ze swoją świtą, przyjdą tutaj ich uwolnić. To z jednej strony dobre rozwiązanie – moglibyśmy się przygotować na taką ewentualność, z drugiej strony Vail może przecież nie zainteresować się losem swoich poddanych. Kiedy my będziemy na niego czekać, on będzie mógł wykorzystać nasz błąd i w tym czasie zrobić coś o wiele gorszego. To dlatego byliśmy w kropce. Nie potrafiliśmy przewidzieć tego, co się stanie. Departament Kontroli Demonów na czele z Vailem Auvreyem nie mógł przynieść niczego oczywistego.
Póki co, skupiliśmy się na działaniu dotyczącym odnalezienia młodych demonów. Na szczęście stale kontrolowaliśmy to, gdzie się znajdują. Zadbała o to Martha. Użyła swojej mentalnej mocy, żeby podążać ich śladami. Nie wiedziała dokładnie, w którym miejscu się znajdują, ale wiedziała na jakim obszarze można ich szukać. Jeżeli znikną z tego świata, również się o tym dowiemy. 
Na poszukiwania mieliśmy wyruszyć już za kilka dni. W tym czasie przejście do Reverentii wciąż powinno być zamknięte. W misji będzie nam towarzyszyć detektyw Clay Herendsen razem ze swoim zespołem oraz wszystkie la bonne fee (wyłączając z tego Madlene). Z pół demonami, póki co, nie mogliśmy się skontaktować – ostrzegali nas, że nie będą chcieli zbyt często pojawiać się w świecie ludzi, a co dopiero być tutaj zamknięci przez kilka dobrych dni.
Sorathiel nakreślił niezbyt skomplikowany plan działania i podzielił nas na grupy. Przeciwko Sapphire miała zadziałać Martha, która miała z nas wszystkich największą przewagę nad tą nastoletnią demonicą. Wraz z nią miał wybrać się Clay i jego towarzysze, a także Nathiel – co jak dla mnie nie zwiastowało niczego dobrego. Riel i Raiden znajdowali się na tym samym obszarze, a więc druga grupa składała się z większej ilości członków Nox – należałam do niej m.in. ja, dwójka pozostałych la bonne fee – Alex i Patricia oraz Sorathiel, Ethan, Andi i Alec. Pozostała część Nox będzie nas wspierała i pilnowała swoich miejsc strategicznych, które będą miały zadziałać wtedy wówczas, kiedy nie uda nam się złapać demonów.
W zamyśleniu patrzyłam się na idealnie wypisaną imionami listę, sporządzoną przez Sorathiela. Patrzyłam się na nią w skupieniu, dopóki Andi przypadkiem nie wytrąciła mi kartki z dłoni. Podniosłam ją z podłogi i spojrzałam z uniesioną brwią na demonicę. Była cała czerwona i chyba nawet nie zauważyła, że mnie szturchnęła. Patrzyła się w bok, miała zaciśnięte usta i zmarszczone czoło. Jej nogi tupały niespokojnie o dywan, jakby pilnie potrzebowała pójść do toalety, wiedziałam jednak, że nie o to chodzi. Kiedy skierowała spojrzenie w stronę fotela i równie szybko odwróciła głowę, zorientowałam się, że ma na myśli Aleca. Od początku obrad nieprzerwanie się w nią wpatrywał. Jego spojrzenie było wręcz wyzywające. O co im znowu chodziło?
– Chcesz o czymś porozmawiać, Andi? – spytałam łagodnie. 
Obrady Nox dla nas dobiegły już końca, Sorathiel rozmawiał teraz z męską częścią zespołu.
– Co? – spytała zdezorientowana demonica, spoglądając na  mnie, jakby ktoś wybudził ją własnie ze snu. – A, tak. W sumie dlaczego nie. Jak najdalej od tego miejsca – prychnęła głośno i posłała swojemu towarzyszowi krzywy uśmieszek. Alec najwyraźniej się nie zraził, odwzajemnił jej spojrzenie i uśmiechnął się tak szeroko, jakby cieszył się na jej widok. Wyzywający błysk nie zniknął mu jednak z oczu.
W jakiś sposób ich relacja wydawała mi się zabawna.
– Chodź ze mną do kuchni – zagaiłam. – I tak muszę zrobić dzieciakom jedzenie.
Nastolatka zerwała się do góry i bez słowa ruszyła w określoną przeze mnie stronę. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Spojrzałam ukradkiem na Aleca, który miło się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam ten uśmiech.
Alec był cudownym chłopcem. Nie żałowałam, że ściągnęłam go do naszej organizacji. Okazał się być  nie tylko świetnym łowcą, ale i towarzyszem. Na dodatek był jedyną osobą, której udawało się okiełznać Andi. Jego bronią w walce z młodą demonicą była bliskość. Zawsze się jej bała, jakby była ogniem, który parzy.
Weszłyśmy do kuchni. Andi natychmiastowo wskoczyła na blat. Wyglądała jak małe dziecko, kiedy machała nogami w górze. Jej mina przywodziła na myśl grymaszące nad jedzeniem maleństwo.
– Andi, daj spokój – zaczęłam – widać, że Alec ci się podoba. Dlaczego tak bardzo się przed tym bronisz? – spytałam, unosząc brew do góry. – To nie jest nic złego. Nikt nie będzie się z ciebie śmiał, jeżeli się do tego przyznasz. Wszyscy w Nox wam kibicują.
Demonica wyglądała na zaskoczoną. Do tej pory chyba nie zwracała uwagi na to, jak zachowuje się reszta członków organizacji, kiedy patrzą na kłótnie tej dwójki. Każdy z nas wiedział, że łączy ich coś więcej niż rywalizacja, nawet jeżeli Andi starała się to ukryć.
– Wcale tak nie jest! – oburzyła się dziewczyna. Widziałam jednak, że jej twarz przybrała jeszcze bardziej rumiany odcień. Zareagowała zbyt gwałtownie. Zawsze krzyczała, kiedy próbowała zaprzeczyć prawdzie.
Nie przejęłam się tym i wyjęłam z lodówki wcześniej przygotowany makaron z serem. Wystarczyło go po prostu odgrzać i zanieść dzieciakom – siedziały teraz w pokoju razem z Anastasią i Amy. Było cicho, a więc wnioskuję, że musiały mocno zaangażować się w jakąś grę.
– Dlaczego tak się przed tym wzbraniasz? – spytałam z nikłym uśmieszkiem. – Musisz się w końcu otworzyć, Andi.
Demonica milczała. Z założonymi na piersi rękoma wpatrywała się w garnek, do którego wrzuciłam makaron. Najwyraźniej to, że mieszałam w nim łyżką było dla niej bardzo interesującym zjawiskiem. Nic nie mówiłam, czekałam aż to ona podejmie na nowo rozmowę. Sądząc po jej minie, chyba od dłuższego czasu chciała mi coś przekazać. Co rusz otwierała usta i brała krótki wdech, a potem je zamykała i marszczyła czoło. Cierpliwie czekałam. Może odezwanie się zajęło jej kilka dobrych minut, ale w końcu przyniosło oczekiwane skutki.
– Kiedy się zorientowałaś, że jesteś zakochana w Nathielu? – Zadała to pytanie tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
To było dobre pytanie. Miłość nie była dla mnie łatwą zagadką. Auvrey zawsze był pewien swoich uczuć i starał się mi je przekazywać tak często, jak chciał, co nie raz było dla mnie bardzo męczące, w końcu jednak sama zaczęłam się do niego przekonywać. Z przyjaciela stał się moim chłopakiem, z chłopaka ojcem moich dzieci, a potem narzeczonym i wreszcie mężem. Jak to wszystko przebiegło? 
– To trudne pytanie – westchnęłam. – Na początku bardzo się przed tym broniłam, bo nie mogłam sobie wyobrazić, że zakochuję się w takim kretynie – na dźwięk tych słów Andi zachichotała. – Dostrzegłam to, że mi na nim zależy dopiero, kiedy zobaczyłam, że mogę go stracić. Byliśmy wtedy uwięzieni w Reverentii. Powiedziałam mu wtedy: „jesteś dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek na tym świecie”. – Samo wspomnienie tego wywołało na mojej twarzy uśmiech. Wtedy byłam zaskoczona własnymi słowami, dziś nie bałam się o tym wspominać. – I chyba gdzieś wewnątrz siebie w końcu odpowiedziałam na to proste pytanie. – Wzruszyłam ramionami.
Demonica pokiwała głową. Miała dziwnie skupioną minę.
– Wiesz, Andi, ostatnio kiedy wybuchła panika związana z działaniem obaw – zaczęłam, spoglądając na nią ukradkiem z uśmieszkiem – Alec przybiegł do nas przerażony jak nigdy dotąd. On też się bał, że ciebie straci. Kiedy już cię odnalazł, spędził całą noc przy tobie i nawet nie zmrużył oczu. Cały czas trzymał cię za rękę.
Demonica udała, że się krztusi, ale wiedziałam, że za dłonią, która zakrywa usta krył się drobny uśmieszek.
Ściągnęłam garnek z gazu i nałożyłam jedzenie do czterech misek – Anastasię również wypadało poczęstować. Zanim odeszłam, rzuciłam do niej jeszcze:
– Daj mu szansę.
Andi odprowadziła mnie milcząco wzrokiem. 
W drzwiach minęłam się z Aleciem. Posłałam mu krzepiący uśmiech. To chyba dobry moment, aby ta dwójka ze sobą porozmawiała.
***
Ledwo zdołała pomyśleć o obiekcie swoich uporczywych i niewygodnych myśli, a on zjawił się w kuchni. Wzdrygnęła się na jego widok. Miała nadzieję, że te okropne, różowe plamy zniknęły już z jej polików. Mógłby sobie coś zacząć wyobrażać.
Andi udała, że patrzy w inną stronę i wcale nie zwraca uwagi na jego obecność. To tylko rozbawiło Aleca. Podjął jej grę. Z obojętną miną podszedł do blatu, na którym siedziała i sięgnął po butelkę z wodą. Przelał jej zawartość do szklanki, a potem chwycił ją w dłoń i skierował się do wyjścia. Chciał zobaczyć jak zareaguje na to demonica. Nie podejrzewał, że będzie chciała go zatrzymać. To była Andi. Zanim zda sobie sprawę z tego, co naprawdę ich łączy, mogą minąć wieki, ale on zamierzał być cierpliwy.
– Alec – usłyszał, gdy położył już rękę na klamce. Musiał przyznać, że został lekko zaskoczony. Nie wiedział jednak, czego Andi od niego chciała. Zapewne po prostu mu podokuczać. To zdecydowanie wychodziło im najlepiej – oczywiście zaraz po pocałunkach.
Chłopak zerknął przez ramię, udając zdziwionego jej obecnością. Kiedy chciał, potrafił być dobrym aktorem.
Andi zeskoczyła z blatu. Przybrała twardą minę i podeszła do niego takim krokiem, jakby udawała maszerującego żołnierza. Była dziwnie sztywna i zadziwiająco poważna. Gdyby miał strzelać pomysłami odnoszącymi się do tego, co ma zamiar mu przekazać, stwierdziłby że chodzi o przekazanie wieści na temat czyjejś śmierci. To było głupie, ale właśnie taką minę miała teraz Andi. Jakby ktoś umarł, a jej przypadła rola powiadomienia o tym swojego przyjaciela.
Alec uśmiechnął się mimowolnie i spojrzał na nią z góry.
Kiedy mieli po czternaście lat, byli mniej więcej w tym samym wzroście. Kiedy skończyli siedemnaście, Alec był już od niej wyższy o głowę. Straszliwie bawiła go reakcja demonicy na ten fakt. Nie lubiła, kiedy ktoś patrzył na nią z góry, dlatego robił to najczęściej jak się dało.
– Musisz się zniżyć – syknęła dziewczyna, mrużąc groźnie szmaragdowe oczy.
Alec z rozbawieniem wykonał ten śmieszny rozkaz. Nie spodziewał się, że demonica zarzuci mu ręce na ramiona i mocno do siebie przyciśnie. Liczył na mocny cios, a tymczasem dostał to o czym nawet bał się śnić. Tuląca kogoś Andi to było niezwykle dziwne i zaskakujące zjawisko. Przez to z trudem utrzymał szklankę w dłoni, rozlewając wokół wodę.
– Coś się dzieje? – spytał niepewnie. Był już gotowy uwierzyć w to, że ktoś umarł.
– Tak – burknęła niezadowolona demonica, mocniej zaciskając ręce wokół jego szyi. Chowała przy tym głowę w jego piersi jak wstydliwy żółw, który nie chce, by spoglądano mu w twarz.
– Więc co? – zapytał z cichym westchnięciem Alec. Odłożył szklankę wody na blat i przytulił do siebie dziewczynę. Uwielbiał zapach jej włosów, dlatego zagłębił nos w burzy czerwonych kosmyków i przymknął oczy, rozkoszując się tą krótką chwilą. Miał nadzieję, że nikt im nie przeszkodzi, wchodząc do kuchni.
– Jesteś idiotą – odezwała się cicho Andi. W jej głosie nie było jednak ironii, jak się tego spodziewał.
– Tylko tyle? – spytał z nikłym uśmieszkiem Alec. Wiedział, że chce mu przekazać coś jeszcze.
Demonica milczała. Teraz obydwoje stali w uścisku i napawali się własną bliskością. Alec cierpliwie czekał. Nie chciał jej poganiać, bo wiedział, że tego nie lubi.
– Podobasz mi się – usłyszał. Przez chwilę myślał, że ma przesłyszenia, bo Andi wypowiedziała to naprawdę cicho, ale już po chwili zorientował się, że te słowa naprawdę padły. Zaskoczyła go, ale i rozbawiła. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
– I? – Postanowił, że będzie ciągnąć ją za język.
– I… – Andi poruszyła się niespokojnie w jego ramionach. Wciąż nie patrzyła mu w twarz. – Jesteś chyba fajny.
– I? – spytał raz jeszcze rozbawiony.
– I wal się! – wykrzyknęła demonica, uderzając go pięścią w klatkę piersiową. Alec nie mógł przestać się śmiać.
– Chyba chciałaś powiedzieć mi coś innego.
– Nienawidzę cię! – Andi oderwała się od niego i zaczęła go tłuc pięściami po klatce piersiowej. Była cała czerwona i wściekła.
– I? – Tym razem Alec zabrzmiał niezwykle spokojnie. Chwycił rozszalałe dłonie dziewczyny i przytrzymał je, uniemożliwiając jej ciosy. Demonica wyraźnie się uspokoiła. Patrzyła się teraz w podłogę.
– Kocham – szepnęła cicho.
Alec uśmiechnął się delikatnie i ze zrozumieniem.
– I tak trudno było to powiedzieć? – spytał łagodnie.
Andi nie odpowiedziała. Spojrzała w bok ze zmarszczonym czołem. Wyrwała dłonie z uścisku osoby, której właśnie wyznała miłość. Czuła się z tym naprawdę dziwnie. Przez chwilę zastanawiała się, czy podjęła dobrą decyzję. Nie chciała czekać na taki moment, kiedy będzie się bała, że straci tego idiotę. Nie mogła czekać tak długo jak Laura. Poza tym nie była tchórzem, prawda? Demony nigdy nie tchórzyły!
Chłopak uniósł palcem wskazującym jej podbródek. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy. On z radością i z szerokim uśmiechem na twarzy, ona z irytacją i wielkimi, czerwonymi plamami na policzkach.
– Więc można powiedzieć, że oficjalnie jesteśmy parą – powiedział beztrosko Alec.
– Jeszcze nie – mruknęła niezadowolona Andi. – Musimy to zatwierdzić czymś jeszcze – dodała odważnie.
Młody łowca wybuchnął śmiechem, ale wykonał prośbę dziewczyny, nachylając się nad jej ustami.

3 komentarze:

  1. Cóż ten Vail znowu kombinuje? Bo rozumiem, że księżyc Reverentii to jakaś przenośnia, prawda?
    Alendi wchodzi w kolejną fazę. Fajnie, miło się o tym czyta, bo jest to tak uroczo niewinne i odciąga nieco od dramatycznych wydarzeń, które do tej pory dominowały WCS.
    Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Vail jak zwykle mnie, ale jakim byłby szefem, gdyby tego nie robił? Ktoś o jego pozycji musi być tajemniczy i mieć skrywane plany wobec wrogów.
    Andi i Alec - czekałam, aż ta dwójka również wskoczy ze swoją relacją na wyższy poziom. Laura dała dobre rady, dobrze, że Andi je wykorzystała.
    Miło mi tu wrócić :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle mnie niczym nie zaskoczył swoimi pomysłami, spodziewałam się, że będzie coś kombinował*

      Usuń