Wiem, znów to cholernie opóźnienie i to prawie o dwa dni. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że pisanie GPK, poprawianie WCN i pisanie rozdziałów WCS to dla mnie jednak trochę za dużo. No trudno. Przejdźmy do przetargu z wiedźmą!
***
Nivareth była kobietą, która
potrafiła przytłoczyć człowieka samym spojrzeniem. Nie było w niej nawet
krztyny dobra. Patrzyła na mnie z góry, dumnie wyprostowana i znudzona moim
widokiem – wykrzywiała usta w ostentacyjnym niezadowoleniu.
Była ubrana w drogą suknię
przeznaczoną dla wysoko urodzonych ludzi w czasach średniowiecznych – zdobiona
przy dekolcie drobnymi rubinami i bordową wstążką wszytą pod materiał. Drobne
florystyczne wzory w kolorze piaskowym ciągnęły się po całości burżuazyjnej
kreacji. Wstęga, która opasała jej biodra powiewała na wietrze z gracją, dopełniając
wrażenia monumentalności postaci. Na ramionach spoczywał jej przeźroczysty
szal, który owijał się wokół niej jak wyjątkowo chudy wąż przeplatany nitkami
złota. Kruczoczarne włosy były upięte w mistycznie skomplikowaną fryzurę
układającą się w loki. W prawej dłoni trzymała bogato zdobiony złoty wachlarz,
którym miarowo posyłała do swojej udręczonej twarzy delikatny wietrzyk. W
złotych oczach błyszczała nienawiść do rasy ludzkiej.
Nie trzymała się krawędzi
wieży, stała na niej nie bojąc się tego, że spadnie w dół. Nic dziwnego, była
władczynią wiatru. Jedną z Wielkiej Czwórki Czarodziejek, która zabiła swoje
siostry dla zemsty i z nienawiści stała się wiedźmą.
– Nie traćmy cennego czasu –
odezwała się głosem pełnym wyższości. Zgrabnym ruchem zwinęła wachlarz i
opuściła go w dół. – Co jesteś mi w stanie zaoferować?
Wyprostowałam się i ostatni raz
spojrzałam w dół. Nie miałam lęku wysokości, ale nie znałam osoby, która nie
bałaby się tu teraz stać. Adrenalina krążyła w moich żyłach już od kilku minut.
Musiałam wziąć głęboki wdech i zacząć swoją twardą debatę. Może nie byłam pewna
siebie, ale to czego nienawidziłam to wywyższające się nad innymi babska
uważające siebie za kogoś lepszego.
Nivareth ułożyła usta w dzióbek
i ściągnęła brwi.
– Odważnie ze mną pogrywasz –
mruknęła z niezadowoleniem.
Wiatr mocniej zawiał. Najwyraźniej
chciała mnie ostrzec, że mogę skończyć jako gustowna plama krwi na kamiennym
podłożu.
Wiedźma przekupstwa czytał w
myślach: zapamiętać.
– Pragnę zasugerować, że zanim
zaczniemy się targować, powinnaś wiedzieć jaka jest stawka – powiedziałam to
tak spokojnie, żeby nie miała wątpliwości co do tego, że mam pokojowe zamiary.
Nivareth zarzuciła długą suknią
i odwróciła się do mnie plecami. Znów rozłożyła wachlarz, którym ostentacyjnie
zaczęła się wachlować. Może była trupem, ale za to trupem z gracją.
– Mów – zażądała chłodno.
Przewróciłam oczami mając
nadzieję na to, że nie dostrzeże tego gestu, a potem wzięłam głęboki wdech i
zaczęłam swoją historię:
– Chodzi o klątwę, która
urzeczywistnia obawy. Zostałam nią dotknięta nie tylko ja, ale wszyscy moi
przyjaciele. Nałożyły ją na nas wiedźmy.
– Wiedźmy – szepnęła jakby do
siebie. Nie wiedziałam czy naprawdę nad czymś rozmyśla, czy po prostu udaje, że
to robi.
Nivareth zarzuciła czarnymi
włosami w tył i spojrzała na mnie przez ramię z zabójczym błyskiem w oczach.
Chrząknęłam znacząco i jednocześnie przepraszająco. Co innego powstrzymać swój
język, co innego myśli.
Wiedźma przekupstwa powróciła
do poprzedniej pozycji i zamachała dłonią w górze, jakby czarowała. Zważając na
okoliczności, zapewne właśnie to robiła, nie wiedziałam tylko w jakim celu.
Przyglądałam się jej w milczeniu i czekałam na jakąkolwiek reakcję. Coś do
siebie mruczała, kiwała głową i prychała. Bardzo się cieszyłam, że w czasach
średniowiecza nie znano takiego słowa jak schizofrenia, dlatego swobodnie
mogłam go używać w myślach. Może w obecności wiedźmy powinnam stosować wymyślne
epitety i skomplikowane sekwencje zdaniowe?
Gdy Nivareth skończyła rozmowę
z własną osobą, mruknęła:
– Kretynki.
Mój but osunął się po stalowej
konstrukcji, na szczęście w porę chwyciłam się dłońmi długiego pręta – ocalił
mi życie. Moja reakcja była oczywiście spowodowana używanym przez wiedźmę
słownictwem. Rzeczywiście, od samego początku nie wyrażała się zamierzchłym
językiem. Może zachowywała się jak średniowieczna dama, ale na pewno jak ona
nie mówiła.
– Zaklęcie, które na was
nałożyły nie jest zbyt silne, przy odrobinie mózgu wasze czarodziejki z
pewnością by je odwołały, ale skoro zgłosiłyście się z tym do mnie –
powiedziała z wrednym uśmiechem. – Nie pogardzę dobrą wymianą.
Wciąż mnie zastanawiało,
dlaczego wiedźma wybrała akurat mnie. Przecież la bonne fee mogły zaoferować
jej o wiele więcej niż ja, poza tym nie byłam magicznie uzdolniona. W dowolnej
chwili mogła mnie zrzucić z wieży Eiffla, a wtedy nici z dalszych prób.
– Nie przepadam za
czarodziejkami – burknęła i skrzywiła się z niesmakiem. – Wolę już rozmawiać z
półdemonicznym pomiotem samego Szatana niż z duetem nieporadnych la bonne fee,
czy z bezmózgim demonem, który zaoferowałby mi trzydniowe wakacje nad morzem,
gdzie się nie wybieram, ponieważ jestem uziemiona tutaj – mówiąc to, wskazała
dłonią na wieżę Eiffla. Wyglądała na zirytowaną tym faktem. Nie dziwiłam jej
się. Stać tu tyle wieków – musiała się piekielnie nudzić.
– Nudzić? – prychnęła,
przewracając oczami. Straciła swoją arystokratyczną maskę i ubrała tę
zwyczajną, całkiem ludzką. – Codziennie przychodzą tu jacyś debile, którzy mają
prośby nie z tej ziemi! Myślą, że jestem cholerną wróżką, która spełni każde z
ich życzeń, ale się mylą! – krzyknęła ze złością. – Nie potrafię dać nikomu
bogactwa czy kochanki! Gdybym umiała, już dawno by mnie tu nie było – swoją
wypowiedź zakończyła umęczonym westchnięciem. Zareagowałam na to uśmieszkiem,
który starałam się ukryć za rękawem bluzki, udając że właśnie dopadł mnie
gruźliczy kaszel. Zanim wiedźma zaatakowała mnie jakąś obelgą, odezwałam się:
– To dlatego nauczyłaś się
naszego języka?
– Waszego języka? – zdziwiła
się. – Umiem wszystkie pieprzone języki tego świata!
Zesztywniałam pod wpływem jej
zdenerwowania. Cóż, nie zmierzało to do dobrego rozwiązania sprawy. Rozmowa na
temat jej życia nie była najwyraźniej właściwym pomysłem.
Wiedźma wzięła głęboki wdech i
machnęła zamaszyście wachlarzem. Znów była tą przerażającą damą o nienagannych
manierach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że gdy umarła, była
zdecydowanie młodsza ode mnie. Nawet jej monumentalność nie mogła sprawić, że
przestała być nastolatką. Przerażającą nastolatką.
– Przejdźmy do interesów.
Kiwnęłam głową.
W końcu nastąpił moment,
którego się obawiałam.
– Odwołam waszą klątwę, jeżeli
dasz mi coś równowartego do niej. Oczywiście nie pogardzę twoją duszą –
uśmiechnęła się wrednie, zupełnie jakby wypowiedziała złośliwy żart. Tak,
mogłam go zaliczyć do złośliwych.
– Przykro mi, ale moja dusza
należy do mnie – odpowiedziałam chłodno. – Mogę zaoferować ci coś innego.
– Ach tak? – Nivareth zaśmiała
się cicho i założyła ręce na piersi. Najwyraźniej nie wierzyła w to, że mogę zaoferować
jej coś zdecydowanie bardziej korzystnego. – W takim razie słucham.
Wzięłam głęboki wdech.
– Moją moc. – Nie wierzyłam, że
to mówię.
Wiedźma uniosła brew do góry.
Rozważała tę propozycję. Modliłam się o to, żeby ją zaakceptowała. Skoro nie
mogłam używać swojej magii tak, aby nie zrobić komuś krzywdy, czy była mi
potrzebna? To prawda, że wielokrotnie mi się przydawała, ale częściej przynosiła
więcej szkód niż pożytku.
– Połowa mocy – odezwała się
nagle wiedźma. – Połowa mocy i dorzucisz mi coś jeszcze – uśmiechnęła się do
mnie z okrutną satysfakcją.
– Mogę dorzucić mentosy –
burknęłam z niezadowoleniem, wyciągając z kieszeni papierowe zawiniątko.
Tak, przyznaję, miałam jej już
trochę dosyć, ale wciąż musiałam wypełnić swoją niezapowiedzianą misję, dlatego
starałam się trzymać nerwy na wodzy – oczywiście w miarę własnych możliwości.
Nivareth zaciągnęła się mroźnym
powietrzem, jakby za chwilę miała wybuchnąć gniewem. Na wszelki wypadek mocniej
objęłam stalowe pręty. Rozszalała wiedźma w porę się jednak uspokoiła. Jej
gniew uciekł w porywczy wiatr i burzowe chmury, które zawisły nad naszymi głowami.
Powoli robiło się niebezpiecznie. Nie chciałabym dostać jakimś przypadkowym
piorunem prosto w głowę.
– Marnujesz mój cenny czas –
syknęła rozłoszczona wiedźma. Uniosła w górę dłoń i utworzyła na niej
niewielkich rozmiarów powietrzny wir. – Konkretna propozycja albo zginiesz.
Zrobiło mi się gorąco.
Próbowałam zmusić swój umysł do skupienia się na rzeczy, którą Nivareth
chciałaby dostać w zamian za odwrócenie klątwy. Moja dusza nie wchodziła w grę.
Co miałam jej do zaoferowania, oprócz mocy? Nie mogłam jej oddać swojej
demonicznej połówki – prawdopodobnie nie mogłabym bez niej żyć, bo co to znaczy
być półczłowiekiem?
– Mam zacząć liczyć do
dziesięciu? – spytała groźnie wiedźma, wprawiając wiatr w szaleńczy taniec,
który zaczął targać moimi ciuchami i włosami na wszystkie strony. Był coraz
bardziej porywczy i niepokojąco silny. Nie miałam więcej czasu, musiałam coś
wymyślić.
Z kieszeni moich spodenek
wyfrunęła biała kartka – podryfowała na wietrze w dół wieży Eiffla. Nie
chciałam skończyć jak ona. Musiałam chwycić się pierwszej lepszej myśli, jeżeli
chciałam przeżyć.
– Mam dla ciebie propozycję!
Mogłabyś przestać? – spytałam z krzywą miną, próbując przekrzyczeć hałaśliwy
szum spowodowany zderzającymi się masami powietrza.
Nivareth uniosła brew do góry i
zadarła wysoko głowę. To, że wstrzymała swoją moc uznała najwyraźniej za akt
miłosierdzia, który wiedźmie z pewnością nie popłacał.
– To ma być dobra propozycja –
syknęła rozłoszczona.
– Będzie – powiedziałam z
powagą, a potem ciszej dodałam – mam taką nadzieję.
– Mów.
Wzięłam głęboki wdech –
powietrze wypuściłam z płuc z cichym świstem. Jeżeli ten szalony plan się
powiedzie, zrobię coś równie szalonego. Przysięgam.
– Słyszałam o twojej historii –
odezwałam się z nową odwagą w głosie, w rzeczywistości byłam jednak
zestresowana. Nie mogłam jej przecież obiecać czegoś niemożliwego, a czy
przypadkiem nie próbowałam tego zrobić?
Na dźwięk moich słów Nivareth
zesztywniała. Jeszcze nie wiedziała do czego zmierzam, a już przyjęła
zaniepokojoną postawę i umilkła. Czekała na dalszy ciąg tego, co zamierzam jej
powiedzieć.
– Miałaś ukochanego, prawda? –
spytałam, unosząc brew do góry.
Wiedźma zmarszczyła czoło,
zupełnie jakbym zirytowała ją samym wspomnieniem jej ukochanego. A może to była
tylko przykrywka dla jej ciekawości?
– Tak – odpowiedziała miękkim
głosem, składając ręce jak grzeczna i ułożona dama.
– Jeżeli przyjmiesz moją
propozycję, będziesz mogła go znów ujrzeć.
Jedna z Czterech Wielkich Czarodziejek
najpierw zrobiła zdziwioną minę, a potem aby zatuszować swoje zainteresowanie
wybuchła gromkim śmiechem. Jej zachowanie z pewnością porwało już za sobą
tysiące dusz. Nie dość, że była bezwzględna, szczera, przerażająca i sam jej
wygląd wzbudzał w człowieku strach, to jeszcze potrafiła całkiem nieźle grać, a
to wszystko po to, aby pozbawić jej „klientów” pewności siebie. Liczyła na to,
że będą tak zdesperowani, że oddadzą jej co tylko będzie chciała.
Manipulatorka, jak przystało na arystokratkę.
– Jak miałby tego dokonać ktoś
taki jak ty? – spytała z kpiną w głosie.
– Nie zapominaj o tym, że nie
jestem w tej drużynie sama – prychnęłam, prostując się dumnie. Jeżeli było coś,
co mogło zadziałać na wywyższającą się wiedźmę, to z pewnością była to pewność
siebie. – Znajdziemy sposób na to, abyś mogła się z nim zobaczyć.
Nivareth wykrzywiła swoje
drobne usta w grymasie. Założyła ręce na piersi i przechyliła swoje ciało na
prawą stronę, prezentując mi swoją niedowierzającą postawę w całej swojej
okazałości.
– Zostałam przeklęta. Edgara
celowo wysłano w takie miejsce, aby nawet po śmierci nie był w stanie się ze
mną zobaczyć. Jak chcesz go tu przyciągnąć? Nie wiedząc jak wygląda, jak ma na
nazwisko, jaki jest i…
– W takim razie opowiedz mi o
nim.
Zaskoczona Nivareth straciła
odrobinę swojej zwyczajowej nienawiści zdobiącej jej twarz. Przez moment
wyglądała jak niewinna nastolatka, której serce szybciej zabiło na widok
przystojnego amanta. Oczywiście to nie ja byłam jej przystojnym amantem – ona
widziała go w swojej wyobraźni.
Długo myślała nad tym, czy może
zaakceptować warunki mojej lichej umowy. Zerkała w bok, marszczyła nos,
ściągała brwi, wachlowała się bogato zdobionym wachlarzem, jakby chciała
zasłonić różowe plamy, które wstąpiły na jej policzki. W końcu westchnęła
ciężko z powabną ostentacją i powiedziała:
– Dobrze.
Myślałam, że o swoim kochanku
będzie układać długie poematy, które będą opiewać jego urodę, zachowanie i
styl, ale zamiast tego dostałam całkiem zgrabną i krótką historię nieidealnego
człowieka, którego poznała całkiem przypadkiem.
– Edgar miał złociste,
rozwichrzone włosy, które przypominały swoim kolorem zboże. Oczy pochmurne,
usta rozszerzone w wiecznie radosnym uśmiechu, cera odcieniu typowego dla osób
pracujących w polu – opowiadała lekko onieśmielonym głosem, nawet przez moment
nie spoglądając w moją twarz. Patrzyła się na nocne niebo Paryża, jakby
wspominała swojego ukochanego całą sobą. – Był chudy, może nawet trochę za
chudy, w końcu był człowiekiem z niższej warstwy społecznej – westchnęła z
utęsknieniem. Jej mięśnie odrobinę się rozluźniły. – Ponad wszystko lubił
zachody słońca i specjalnie dla mnie plótł wianki ze stokrotek i maków. Te
kolory nijak do siebie pasowały, ale dla mnie wystarczał sam fakt, że to on je robił
– uśmiechnęła się delikatnie, a cała złość i nienawiść z jej twarzy w jednym
momencie odpłynęły. – Poznałam go, gdy po kłótni z siostrami uciekłam z domu.
Młode damy mojego pokroju nie były przyzwyczajone do dzikiego pędu przez pola,
kiedy miały na sobie falbaniaste suknie. Nieźle poharatałam sobie nogi i ręce –
skrzywiła się. – Gdy wybiegłam z pola, dosłownie wpadłam w ramiona Edgara. Od
razu spodobały mi się jego oczy. Niestety jego niski stan społeczny kazał mi
się od niego trzymać z daleka – prychnęła z pogardą. – Przez długi czas
odmawiałam mu pomocy, aż w końcu siłą zaciągnął mnie na łąkę, gdzie mnie
opatrzył. Pierwszy raz mogłam się wtedy komuś wyżalić.
Umilkła i zmrużyła oczy. Miałam
dziwne wrażenie, że zaraz się popłacze, ale zamiast tego zarzuciła gwałtownie
włosami i posłała mi ukradkowe, złe spojrzenie.
– Nie wiem dlaczego ci to mówię
– syknęła. – Masz go po prostu znaleźć. Jeśli nie, pożałujesz swojej
propozycji. Ja zawsze dotrzymuję obietnic wynikających z przetargu – prychnęła. –
Ze względu na całkiem atrakcyjną propozycję, swoją obietnicę wypełnię już
teraz.
Nivareth zamachała dłonią w
górze, rysując w powietrzu magiczną złotą wstęgę.
–
Daję ci dwa dni. Spotkamy się w świątyni, w której mnie przywoływałyście –
oznajmiła.
Zdziwiłam
się.
–
Możesz się stąd ruszyć?
– Do miejsca, w którym zostałam
przywołana, owszem – oznajmiła oschle. – Klątwa urzeczywistnienia obaw zostanie
usunięta w przeciągu kilku minut, teraz pozwól, że dopełnię pierwszej części
naszej umowy. – Spojrzała na mnie z chytrym uśmieszkiem, który zmroził mi krew
w żyłach. Nie spodziewałam się, że złota wstęga powędruje prosto na mnie. Nie
spodziewałam się również, że uderzy mnie w pierś z takim impetem, że zabraknie
mi powietrza w płucach i oderwie moje ręce od stalowej konstrukcji. Chciałam
złapać równowagę, ale było już za późno – zaczęłam lecieć w dół. Ostatnim co
widziałam były błyszczące triumfem złote oczy i krzywy uśmieszek, który mógł
mówić tylko jedno: ze mną nie wygrasz.
Chciałam krzyknąć, ale głos
uwiązł mi w gardle. Stało się to, czego bałam się tak bardzo przez całe
spotkanie.
Przymknęłam powieki i
zacisnęłam pięść na piersi, w której oszalałe serce rwało się i uciekało na
tyły żeber. Nie wiedziałam, czy to mój własny strach, czy może moc Nivareth,
którą zostałam potraktowana, jedno było pewne: zaraz będę miała bliskie
spotkanie z chodnikiem.
– Laura! – usłyszałam
niewyraźny krzyk. Nie wiedziałam skąd dochodził. Z dołu? Może z boku? Nie, to
nie było możliwe, przecież wciąż leciałam w dół.
Otworzyłam gwałtownie oczy i
zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Moje ciało zesztywniało, jakby ktoś poraził
je prądem.
– Hej, spokojnie, nic ci nie
grozi – usłyszałam Nathiela. Dopiero po chwili ujrzałam jego twarz nad sobą i
tym samym zorientowałam się, że wróciłam do świątyni. No tak, jak mogłam być
tak głupia? To była tylko wizja, nie realne zdarzenie. Nawet gdybym uderzyła w
chłodne kamienie u podnóża wieży Eiffla, przeżyłabym ten upadek. Nivareth
pewnie chciała mnie wystraszyć w taki sposób, abym wyzionęła ducha. Przeklęta
wiedźma.
Już po chwili wspierana przez swojego
męża, usiadłam na posadzce. Naprzeciw mnie siedziały przerażone la bonne fee,
które zaraz zaczęły się tłumaczyć z nieudanego rytuału.
– Myślałyśmy, że to któraś z
nas będzie rozmawiać z Nivareth, nie mamy pojęcia jak do tego doszło – odezwała
się Martha. Miała rozszerzone źrenice, jakby ktoś ją właśnie wystraszył. I
chyba tą osobą byłam ja.
– To nie wasza wina –
zachrypiałam, wciąż masując obolałe miejsce w piersi. To dziwne, ale miałam
wrażenie, że rzeczywiście się czegoś pozbyłam. W którejś części swojej duszy
czułam pustkę, jakkolwiek śmiesznie to brzmiało, a niestety nie dało się tego
opisać inaczej.
– Jak nie ich? – warknął Nathiel.
– Zrypały sprawę! – Wskazał oskarżycielską dłonią na czarodziejki, zaciskając
usta tak, jakby powstrzymywał się od prawdziwego wybuchu.
–
Nie – powiedziałam twardo. – To Nivareth mnie wybrała, stwierdziła, że mogła
wybrać kogokolwiek chciała.
Cała
trójka opuściła ramiona w dół, jakby niepokój i gniew nagle z nich uleciały.
Cieszyło mnie to, że ich uspokoiłam. Teraz mogłam przejść do sedna sprawy.
–
Oddałam Nivareth połowę swojej mocy – oznajmiłam, co lekko zdziwiło moją
drużynę. Zanim zaczęli zadawać pytania, kontynuowałam swoją wypowiedź, w końcu
mieliśmy jeszcze jedną kwestię do załatwienia. – Uznała niestety, że to nie
wystarczy, aby odwrócić klątwę. Obiecałam jej spotkanie z ukochanym.
Martha
i Alex skierowały ku sobie głowy w spowolnionym trybie, a każdemu ich małemu
ruchowi towarzyszyło coraz większe przerażenie rysujące się na ich twarzach. Albo
mi się wydawało, albo naprawdę pobladły – herbaciana czarodziejka wyglądała tak,
jakby miała lada moment utracić przytomność.
–
Rozumiem, że nie miałaś żadnego pomysłu, Lauro – odezwała się powoli i
niepewnie Alex, co dodatkowo mnie zaniepokoiło. W końcu zawsze wyrażała się w
sposób dosadny i konkretny. – Wydaje mi się jednak, że to nie była najlepsza
myśl, jaka mogła ci przyjść do głowy – zaśmiała się niemrawo.
Martha
wypuściła z płuc całe powietrze jakie wciągnęła.
–
Po pierwsze nie wiemy gdzie znajduje się jej ukochany, a światów pozagrobowych
jest mnóstwo, po drugie nie do każdego mamy dostęp, po trzecie nie mamy pojęcia,
jak go przywołać i czy w ogóle takie rozwiązanie jest możliwe – odpowiedziała.
Wymieniłam
krótkie spojrzenie z Nathielem, które niewiele mówiło.
Nie miałam niczego na swoją
obronę. Same czarodziejki nie posiadały pomysłu na targowanie się z wiedźmą,
miały wymyślić coś w trakcie rozmowy. Ja też to zrobiłam. Może było to odrobinę
nierozsądne, ale gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że Nivareth nie jest w
stanie mnie zabić, strącając ze szczytu wieży Eiffla, może myślałabym bardziej
trzeźwo.
–
No nic – odezwała się Alex, przymykając powieki, jakby próbowała odzyskać
panowanie nad sobą. – Zrobiłaś co musiałaś, to nie twoja wina. Nikt nie
powiedział, że nam się nie uda, ale na pewno nie będzie to łatwe zadanie.
Martha
pokiwała głową na potwierdzenie jej słów.
–
Wybierzemy się jutro z rana do paryskiej Biblioteki Narodowej. Mają tam całkiem
pokaźny zbiór ksiąg magicznych, największy na całym świecie. Może tam
znajdziemy odpowiedź – dodała.
Była
jedna rzecz, której nie rozumiałam. Czy czarodziejki były aż tak wielkimi
pesymistkami, że z góry założyły, iż to się nie uda? Czego się tak bały? Co je
tak zszokowało?
–
Dobrze – zaczęłam powoli. – A co jeśli, nie znajdziecie żadnego rozwiązania?
Martha
i Alex wymieniły znaczące spojrzenia. Wyglądały tak, jakby przekonywały siebie
samym wzrokiem, aby to jedna z nich odpowiedziała na to ciężkie w ich mniemaniu
pytanie. W końcu pałeczkę przejęła Alexandra, która przeklęła cicho pod nosem.
–
Nie mam zbyt dobrej wiadomości – zaczęła oschle. – Za niewypełnienie warunku
wymiany z Nivareth, szczególnie jeżeli ta dopełniła już swojej transakcji,
grozi śmierć.
Zesztywniałam.
Powinnaś zmienić (moim zdaniem) propozycję; kwestie połowy mocy powinna powiedzieć Laura, wiemy czemu. Kiedy wiedźma dobrowolnie rezygnuje z tego, co dopełnia do całości na się wrażenie, że coś nie gra. I do licha, skoro jest tak prosta, to odpowiedź w księdze nie powinna być "niv", a rytuał i powinno być coś w książkach! Choćby pod hasłem "rytuał przywołujący", "urzeczywistniający". Stwierdzenie, że to jest proste nie pasuje do trudu.
OdpowiedzUsuńChyba, że się bały, że im się nie uda. Ake obawy się nie urzeczywistniają kiedy zaklęcie się dezaktywuje. I skąd tyle głupców, że codziennie przychodzą, skoro z poszczególnymi założycielkami można się spotkać tylko raz, w dodatku tylko kobiety są la bonna fee? No I jak na prostą klątwę to cena zbyt wygórowana. Mogła wymienić na wskazówkę do jej samodzielnego złamania.
- oddam ci połowę swojej demonicznej mocy.
- tylko połowę? *w tym miejscu opis dlaczego połowa, przypomnienie, że jednak ta moc uratowała ją kilka razy* W takim razie chcę czegoś jeszcze.
*tu dywagacje - nie demoniczna połowa, bo zginie. Nie ludzka, bo... W sumie to nie wiem czemu, niv mogłaby to odrzucić, a potem przejść do przywołania. Ciekawe czy niv byłaby w stanie złamać klątwę gdyby to ona była przedmiotem przekupstwa.
Cóż, na wszystkie twoje wątpliwości mam odpowiedzi, ale odpowiem na nie w przyszłym rozdziale w notce początkowej.
UsuńW takim razie poprosze również o wyjaśnienie bdaku dalszego wątku z niedzwiedziem który miał śledzić jedną z cxarodziejek.
UsuńSory zabłędy ale zacina mi sie telefon :///
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńChcesz poćwiczyć swoje pisarskie umiejętności i przy okazji wygrać książki, upominki, reklamę bloga i grafikę? Tak? W takim razie zapraszam Cię serdecznie do konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”
www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
Wystarczy napisać opowiadanie o dowolnej tematyce do 5 stron i… co dalej? Dowiedz się szczegółów, czytając regulamin na blogu.
Niech pamięć o naszych artystach nadal trwa, a osoby lubiące pisać – doskonalą swe pióro!
Pozdrawiam ciepło!
Ps. Przepraszam za autoreklamę, lecz nie znalazłam innej odpowiedniej zakładki. Wiadomo, jak trudno jest się zareklamować. A może akurat Cię zainteresuje konkurs?
Hej :)
OdpowiedzUsuńMimo że tu były negocjacje z Nivareth, to mnie w głowie ten rozdział chyba zawsze będzie się kojarzyło z mentosami :D
Wiesz, to trochę zaskakujące, jak wiedźma łatwo otworzyła się przed Laurą. Z drugiej strony - mogła w tej opowieści przemycić jakieś kłamstwo, na co Laura nie mogłaby zareagować, nie wiedząc, że ta skłamała.
Skoro WCN ciągnie się dalej, to pewnie uda się wykonać zadanie, jestem jednak ciekawa, jak to zrobią.
Pozdrawiam.