Kolejny rozdział wydłużający akcję. Niestety nie mogę już uciec od tego, co ma się stać w następnym rozdziale, dlatego to ostatni taki twór trzymający w napięciu.
Dziwny twór mi wyszedł, racjonalnie nie mogę go ocenić. Na pewno znajdzie się sporo błędów, bo nie chciało mi się go już przeglądać tak skrzętnie i dokładnie.
***
Nie
mieliśmy żadnego planu. Wiedzieliśmy, że w obliczu zagrożenia, na którego czele
będą stały wiedźmy, nie mamy szans na obmyślenie strategii, która pomogłaby nam
wygrać. Szliśmy na pewną śmierć, ponieważ oprócz czarodziejek, które wiodły
magiczny prym w naszym składzie, mojej chaotycznej mocy, umiejętności Nathiela
związanej z wstrzymywaniem czasu, znikomej zdolności Andi do używania cienistej
siły oraz półdemonicznych zdolności Arena, większość z nas była po prostu
zwykłymi ludźmi, która ledwo umiała operować nożem. Owszem, Sorathiel
przewidział taką okazję i wzbogacił naszą organizację o broń palną, która miała zwiększyć nasze marne siły, ale szkolenie związane z
ładowaniem i użytkowaniem broni było odkładane tak długi czas, że teraz, po
krótkim instruktażu w biegu, trwającym chaotyczne trzy minuty, większość z
członków Nox wciąż nie potrafiła w odpowiedni sposób się nią posługiwać. Z tego
mogło wyniknąć więcej szkód, niż pożytku, a jednak wciąż trzymaliśmy się tej
rwącej nici otulonej cienką warstwą nadziei, która wisiała rozpostarta nad
urwiskiem, gotującym dla nas śmierć. Nie było pozytywów, nie było negatywów. Wszyscy
staliśmy gdzieś po środku, niepewni tego, co nas czeka. Mieliśmy świadomość, że już raz nasze spotkanie z wiedźmami zakończyło się tragicznie – złe kobiety
mocno podcięły nasze skrzydła i zabrały nam wszelaką siłę do walki. Czy teraz
mogło być inaczej? Czy la bonne fee były w stanie pokonać je z pomocą tylko i wyłącznie białej magii, która nikogo nie mogłaby zabić? Czy
trenowały wystarczająco długo, aby chociaż dorosnąć im do pięt lub pokonać je
przebiegłością? Wiedźmy zdawały się mieć póki co kontrolę nad sytuacją. W
przeciwieństwie do nas kierowały się własnym planem. Pytanie tylko, czy przejdą do ofensywy
delikatnie, czy bezlitośnie, jak na użytkowniczki czarnej magii przystało.
Zatrzymaliśmy
się nieopodal bariery wyglądającej jak przeogromne tornado, wokół którego
zbierały się wyrwane z ziemią drzewa, samochody, kawałki zniszczonych budowli i
innych, bliżej nieokreślonych przedmiotów różnej wielkości. To wszystko
otoczone było wstęgą piorunów, czarnej mgły i zła. Żaden człowiek patrzący na
te zjawisko, nie mógłby stwierdzić, że jest to wywołane naturalnymi siłami
przyrody. Nawet przeciętny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych byłby w stanie
wyczuć emanującą z tego gigantycznego tornada chaosu czarną magię.
Potęga
wiedźm wywołała u mnie dreszcze. Kiedy potarłam ramiona Nathiel chwycił mnie
za dłoń i mocno ją ścisnął. Nie patrzył mi w oczy, ale doskonale wyczuwał, że
jestem zaniepokojona. To samo było z Auvreyem. Może i był odważny, ale
wiedział, że to właśnie dziś nasz los mógł zostać przesądzony, a nasi
przyjaciele wraz z nami mogli pogrążyć się w czarnej otchłani zapomnienia.
Ścisnęłam
rękę męża, choć w żaden sposób mi to nie pomogło. Doskonale bowiem wiedziałam,
że podczas bitwy nie będę mogła mu towarzyszyć. Rozpraszalibyśmy siebie
nawzajem i nie moglibyśmy się skupić na walce, próbując co rusz pomóc drugiej
stronie. To powód, dla którego nie znosiłam być łowcą. Trudno było ochronić
bliskich, kiedy nie można było się w pełni na nich skupić.
Staliśmy
chwilę przy barierze, zastanawiając się, czy samoczynnie opadnie. Nasza siła
woli i bezczynne stanie nic jednak nie pomogło. Już wcześniej ustaliliśmy próbę
testu, która miałaby poświadczyć o tym, że wiedźmy pragną tylko i wyłącznie
starcia z la bonne fee. Kiedy nasze oczekiwanie się przedłużało, Aren skierował spojrzenie na Alex. Zgodnie kiwnęli do siebie głowami. Reszta członków
Nox bez słowa uczyniło kilka kroków w tył. Z wyczekiwaniem patrzyliśmy się na
dwójkę naszych sprzymierzeńców, którzy szykowali się do testu.
Najpierw
zaczął Aren. Wystawił przed siebie dłoń, przesyłając do niej swoją powietrzną
moc. W początkowym założeniu miała ona zrobić w tornadzie dziurę, dzięki czemu
mogło się okazać, że przejście dla członków organizacji na drugą stronę będzie
możliwe tak samo, jak przejście na drugą stronę przez la bonne fee.
Kiedy
półdemon wiatru i wody przyłożył dłoń do bariery, efekt okazał się daleko mijać
od naszych początkowych przypuszczeń i nadziei. Tornado nawet nie wytworzyło
minimalnej wielkości dziury, zamiast tego odepchnęło Arena z impetem w tył,
przez co przejechał po kilku metrach trawiastej powierzchni. Od razu do niego
podbiegliśmy.
–
Wszystko w porządku? – spytała jako pierwsza Patricia, klękając przy chłopaku.
Spojrzała na niego z jednoczesną troską i obawą.
Aren
pokiwał głową, jednak jego wykrzywione w grymasie usta wskazywały na to, że nie
wszystko poszło tak, jak tego sobie życzył. Miarowo zaciskał i rozluźniał lewą
dłoń, której użył do testu. Ukradkiem dostrzegłam, że wypływa z niej demoniczna
krew. Tornado złych mocy ukarało potencjalnego intruza za próbę przedostania
się na drugą stronę. Na szczęście prawa ręka, której używał na co dzień, wciąż
była sprawna i gotowa do walki. Aren wiedział, co robi.
Kolejną
osobą, która miała przetestować barierę, była Alex. Nie czekała na to, aż
pozwolimy jej dotknąć tornada, sama wystawiła pewnym siebie gestem rękę
i użyła swojej piorunującej mocy. W zetknięciu z elektrycznością, które
wytwarzało chaotyczne dzieło wiedźm, powinna spowodować zneutralizowanie się
złej mocy. Tak jak z góry założyliśmy, tak się stało. Już po chwili w barierze
pojawiła się niewielka dziura.
Zdziwiona
Alexandra zwróciła się w naszą stronę.
–
Nasza teoria się sprawdziła – uznała. – Nie użyłam nawet połowy swojej mocy,
a tornado wyczuwając jej napływ od razu odpuściło. – Płomienna czarodziejka
potrząsnęła dłonią, jakby chciała zdjąć z niej nadmiar złej magii.
Patricia
jęknęła, zaś Martha przyłożyła dłoń do czoła, jakby właśnie przeżywała
załamanie nerwowe.
–
Tak więc teoria, że wiedźmy czekają tylko i wyłącznie na was jest prawdziwa –
przyuważył z westchnięciem Sorathiel.
La bonne fee pokiwały smętnie głowami.
–
Jak się tam wobec tego dostaniemy? – spytałam, unosząc brew. – Macie jakiś
pomysł?
Czarodziejki
zastanowiły się chwilę, wbijając wzrok w ziemię. Po ich minach można było wywnioskować,
że naprawdę intensywnie myślą, nikt jednak nie wiedział z jakim skutkiem, a
przynajmniej nie do momentu, kiedy trzy głowy zwróciły się ku nas, wyrażając
swoją mimiką twarzy bezradność. Wtedy już wiedziałam, że la bonne fee nie są w
stanie niczego wymyślić tuż przed starciem z wiedźmami. Problemy zazwyczaj
rozwiązywały z pomocą magicznych ksiąg, których teraz nie miały pod ręką.
–
Wiedźmy stworzyły barierę, która wyczuwa tylko i wyłącznie naszą moc. Może
zabrzmi to śmiesznie, ale zaprogramowały ją tak, aby oddziaływała na nią tylko
magia czarodziejek, niczyja więcej – opowiedziała Martha. – Przy kilku
kombinacjach to mogłoby się udać, ale te próby zajęłoby sporo czasu.
–
Co masz na myśli? – spytałam.
Czarodziejki
spojrzały na siebie znacząco.
–
Istnieje sposób na połączenie mocy o różnych falach przepływu–
zaczęła Alexandra głosem poważnego wykładowcy. Założyła ręce na piersi i
zmarszczyła czoło. – Nasza magia jest na tyle charakterystyczna, że bariera
samoczynnie ją wyczuwa i pozwala nam na bezproblemowy dostęp do wiedźm, inna
sprawa z magią, która nas nie dotyczy.
–
Niech zgadnę. Chcecie połączyć wasze moce z mocami członków Nox, którzy potrafią
czarować? – spytał Ethan oczywistym głosem, jednocześnie dziwiąc się temu pomysłowi.
Alex
kiwnęła głową.
–
Problem tkwi w tym, że odmienna magia w zderzeniu ze sobą, może dać efekty albo
dobre, albo złe – kontynuowała.
–
Dlatego powinnyśmy to rozłożyć w odpowiednich proporcjach – zagaiła Martha,
przyglądając się swojej przyjaciółce w skupieniu. – Nasza moc musi przewyższać proporcjami natężenie odmiennej magii.
–
Kto miałby w takim razie uczestniczyć w waszym dziwnym projekcie? – spytał z
prychnięciem Nathiel, zakładając ręce na piersi.
–
Nasza trójka oraz maksymalnie dwójka z was – powiedziała Alex. Już po chwili
spojrzała na mnie. Domyślałam się o co chodzi. Jedną z osób, która miała
uczestniczyć w tym przedsięwzięciu byłam ja. – Laura, od czasu kiedy posiadasz
połowę mocy, chyba całkiem nieźle radzisz sobie z jej kontrolowaniem, prawda?
Kiwnęłam
głową. Rzeczywiście, nie było ze mną najgorzej. Może w tym stanie magia chaosu
nie potrafiła wszystkich zmieść z powierzchni Ziemi, ale wciąż była całkiem
silnym sprzymierzeńcem, który mógł pomagać mi w walce. Co najważniejsze –
nareszcie miałam nad nią całkowitą kontrolę.
–
Drugą osobą powinien być Aren – zakończyła za Alex Martha. – Tak samo jak Laura jest półdemonem, wobec czego nie zastosuje większego poziomu mocy niż
powinien.
Spojrzeliśmy
z Arenem po sobie i kiwnęliśmy zgodnie głowami. Byliśmy gotowi na poświęcenie,
nieważne jak zakończy się ten eksperyment. W końcu nie mieliśmy większego
wyboru, prawda?
–
Trudno jest ustawić natężenie magii, ale postarajcie się dopasować do nas.
Kiedy użyjemy wysokiego natężenia magicznej siły, bariera powinna się
zmniejszyć na tyle, aby przecisnęły się przez nią zaledwie trzy osoby. Kiedy
będziemy ją stopniowo powiększać, powinniście się do nas dołączyć i jeśli
bariera zaakceptuje takie połączenie mocy, możecie równocześnie z nami
poszerzać jej działanie.
–
Zrozumieliśmy – odezwał się Aren, posyłając mi znaczące spojrzenie. Na jego
pytający wzrok odpowiedziałam pewnym siebie skinięciem. To oczywiste, że coś
mogło pójść nie tak, w końcu zderzą się ze sobą dwa różne przedziały magii, to
jednak nie oznaczało, że od razu wszyscy zginiemy. Nie mieliśmy innego
rozwiązania. To okazało się jak na razie najlepszym, choć równocześnie
ryzykownym sposobem na dostanie się do wiedźm.
–
Jesteśmy gotowi – dodałam. Poczułam na swojej dłoni mocniejszy uścisk. To
Nathiel. Nie chciał mi na to pozwolić, bo bał się o to, jak mogę skończyć.
Posłałam mu uspokajające spojrzenie, które jednak niewiele dało. Demon tylko
zmarszczył czoło i ułożył z ust niezadowolony dziób, skradający się ku prawemu
kącikowi.
–
Świetnie – powiedziała donośnym głosem Alex. – W takim razie możemy…
–
Zaczynać?
Głośny i miarowy dziewczęcy śmiech rozległ się echem w mojej głowie. Nie potrzebowałam
widzieć twarzy nowoprzybyłej osobistości, aby zgadnąć z kim mogliśmy mieć za
chwilę do czynienia. Tę irytującą nutę zawartą w nastoletnim głosie, poznałabym
wszędzie – była zbyt charakterystyczna, by móc ją z kimkolwiek pomylić. Tylko
jedna osoba wywoływała swoją obecnością taki niepokój. Mowa tu oczywiście o
jednej z byłych członkiń Departamentu Kontroli Demonów. Sapphire.
Wszyscy
zwróciliśmy się w tył, nie wiedząc jak zareagować na te zaskakujące odwiedziny.
Odruchowo chwyciliśmy za swoje noże, w końcu nikt z nas nie wiedział z jakim
zamiarem zjawiła się tu młoda demonica. Może i nie należała już do
departamentu, ale wciąż była dla nas osobą, która uczyniła wiele złego,
próbując zniszczyć naszą organizację. Zabiła również kilku z naszych członków.
Jak mogliśmy ufać komuś takiemu? To, że żyła teraz z Deanem, który nie miał w
sobie nawet krztyny zła, niewiele zmieniało. Wciąż była tą samą Sapphire, co
kilka miesięcy temu.
Demonica
posłała nam wredny uśmieszek i wsparła się dłonią na biodrze. Jej ubiór
wyjątkowo nie kojarzył się z osobą, która bawiła się w cyrkowe przebieranki.
Nie miała na sobie ciemnej sukienki okalanej milionami falbanek. Tym razem
ubrana była jak zwyczajny człowiek – w luźną koszulkę na ramiączkach i obcisłe, czarne spodnie. Włosy były ułożone w luźny kok, a nie w dwie zwisające po bokach dziecięce kucyki. Ta mała odmiana dodała jej powagi i dorosłości. Gdybym nie
wiedziała, że ma blisko siedemnaście lat, zapewne oceniłabym ją na co najmniej
dwudziestolatkę.
–
Współpracujesz z wiedźmami? – warknął Nathiel, stawiając w jej stronę krok.
Chwyciłam go za ramię i przytrzymałam w miejscu. Najpierw powinien jej
wysłuchać, dopiero potem oceniać.
–
Nie współpracuję z nikim, łącznie z wami – powiedziała znudzonym głosem,
wzruszając ostentacyjnie ramionami. – Chciałam was po prostu powstrzymać przed
tym durnym pomysłem, który zniszczyłby pół miasta. – Pewnym siebie krokiem, demonica ruszyła w naszą stronę. Niestraszne były jej noże, które gotowe były pozbyć się jej w ułamku sekundy. Zdawała się ich nie dostrzegać. – Moce la bonne fee nie mogą łączyć
się z mocami demonów. Mają zupełnie inne częstotliwości, przez co stosowanie
coraz większego ich natężenia, doprowadziłoby w końcu do wybuchu. Dobrze, że
się tutaj pojawiłam, inaczej skończylibyście jak idioci. – Zatrzymała się i
chwilę zastanowiła, przytykając palec do ust. – Przepraszam, łatwiej mówiąc:
jak ludzie, zresztą… czyż nie na jedno wychodzi? – Zaśmiała się.
–
Czy ona zawsze musi być tak epicko wkurzająca? – spytał ukradkiem Nathiel,
mrużąc groźnie szmaragdowe oczy.
–
Muszę – odezwała się demonica, stając nieopodal naszej dwójki. Znów byłam zmuszona przytrzymać Auvreya w miejscu, aby bezpodstawnie nie rzucał się na młodą
dziewczynę. Prawda była taka, że więcej miała teraz w głowie siana, niż rozumu,
dlatego nie powinniśmy reagować na jej nastoletnie docinki.
–
Naprawdę przyszłaś tu tylko po to, aby powiedzieć nam o tym wybuchu? – zapytał Ethan
z nieufnym prychnięciem. Podobnie jak on, miałam wrażenie, że w tym
przedstawieniu krył się jakiś dziwny podstęp.
Sapphire
przewróciła ostentacyjnie oczami.
–
Przyszłam tu dlatego, że ktoś mnie tu
wezwał – odpowiedziała z westchnięciem. Nagle cała jej postawa uległa zmianie.
Zmarszczyła czoło, założyła ręce na piersi i spojrzała przed siebie niewyraźnym
wzrokiem. Wyglądała, jakby próbowała wyłowić z głębi swojego umysłu dręczące ją wspomnienia. – Ta osoba bezustannie powtarzała mi, że mam tutaj przyjść, ponieważ
jestem winna Nox pomoc. Kiedy nie chciałam na to reagować, przemawiała do mnie
coraz głośniej i głośniej. – Zmarszczyła czoło. – Nie, może nawet nie
przemawiała. – Przerwała i spojrzała znacząco na czarodziejki. – Ta osoba
śpiewała.
Martha,
Alex i Patricia zgodnie się wyprostowały. Wszyscy zorientowaliśmy się o kogo
chodzi, przecież istniała w naszym sojuszniczym zespole tylko jedna osoba,
która w walce i poza nią stosowała mentalną magię śpiewu – na dodatek mogła się
z jej pomocą kontaktować z innymi na spore odległości.
To Madlene chciała nam
pomóc. Gdzie wobec tego teraz była?
–
Wiszę wam przysługę – odezwała się Sapphire. Wykrzywiła usta w niezadowoleniu i
zmrużyła oczy, okazując, że nie do końca jej się to podoba, ale duma demona to
jedno, obowiązek to drugie. – Demoniczna moc mentalna jest bliska mocy la bonne
fee, a tornado wywołane ze złych mocy jest podatne na ataki umysłowe, ponieważ
nie posiada własnej woli ani rozumu. – Dziewczyna skierowała się w stronę
bariery, unosząc rękę do góry. – Co idzie za tym faktem, łatwo jest się
przedrzeć przez tornado demonowi, który używa magii mentalnej. Oto ja. Jeśli
przeżyjecie, będziecie mi za to dziękować na kolanach. – Prychnęła donośnie, a
potem przyłożyła dłonie do bariery. Zauważyliśmy, że wraz z jej dotykiem, po
całości zaczęły rozchodzić się fale. Mroczne moce zaczęły stawać
się bardziej płynne i ospałe. – Zneutralizuję tę barierę, ale jeżeli będziecie
się chcieli z niej wydostać, gdy będziecie już w środku – dziewczyna spojrzała
na nas w tył – nie zrobicie tego, póki nie pozbędziecie się wiedźm.
Miałam
wrażenie, że kilka osób stojących obok mnie wstrzymało dech.
–
Przygotujcie się do przejścia na drugą stronę. – Sapphire naparła mocniej na
barierę, która z nagła zaczęła tracić swoją mętną, czarną barwę, przechodząc
stopniowo w jaśniejsze kolory. – Wszystkie wiedźmy stoją kolejno obok siebie na
południowo–wschodniej części parku i są ukryte za drzewami. Jeżeli dobrze
pójdzie, możecie je zaskoczyć, ponieważ nie są zbytnio czujne. Raczej nastawiły
się, że wygrają tę bitwę i pewnie mają rację. – Demonica zaśmiała się
złośliwie. – Kiedy bariera po tej stronie zniknie, będziecie mieli zaledwie
trzydzieści sekund, aby przedostać się na drugą stronę. Nie pytam, czy
jesteście gotowi i nie będę życzyć wam powodzenia. – Sapphire rozszerzyła
działanie swojej mocy tak gwałtownie, że już po chwili niebo zrobiło się całkowicie
przeźroczyste, a hałas przecinającego powietrze tornada nagle ucichł.
Sorathiel
bez słowa ruszył w stronę wyrwy w ścianie chaosu. Był pewny siebie i gotowy do
walki. Tuż za nim stąpała reszta składu, na czele z czarodziejkami. Byłam jedną
z ostatnich osób, które przekroczyły linię chaosu i jako jedna z niewielu
zatrzymałam się przy Sapphire. Widziałam, ze jej szmaragdowe oczy mierzą mnie
leniwie, a usta rozszerzają się w chytrym uśmiechu.
–
Dzięki za pomoc – mruknęłam od niechcenia.
–
Nie potrzebuję twoich podziękowań. – Sapphire przekręciła uroczo głowę i
posłała mi słodki uśmieszek. – Będę się cieszyć, jak zdechniesz. Bo wiesz, nie
lubię dzielić tej samej powierzchni z innymi ludzkimi półdemonami. Muszę być
oryginalna. – Zaśmiała się krótko.
–
Rozumiem twoje narcystyczne zapędy, niestety muszę cię zasmucić. Nie zamierzam
ginąć na twoją prośbę. – Posłałam jej wredny uśmieszek i ścisnęłam nóż w dłoni.
–
Więc zgiń na prośbę losu.
Potrząsnęłam
głową z niedowierzaniem, widząc łobuzerski błysk w demonicznych oczach.
–
Niedoczekanie. – Prychnęłam i ruszyłam za swoimi sprzymierzeńcami.
Tymczasem
gdzieś na szczycie wzniesienia, które dawało idealny widok na pole zbliżającej
się bitwy, wspięła się zakapturzona postać, gotowa do mentalnej bitwy. Zdjęła z
głowy kaptur i zacisnęła pięści z całej siły. Jaki będzie wynik tej walki
doskonale wiedziała. Mogła już tylko czekać na porażkę swoich sprzymierzeńców,
szykując się do ostatecznego ciosu w samo serce.
Istniało rozwiązanie,
które mogło ich ocalić. Mogła je jednak zastosować tylko jeden, jedyny raz.
Potem odda swoją duszę w ręce żywiołów.
Od
zawsze wiedziała, że chce poświęcić swoje życie swoim bliskim. Właśnie taki był
pisany jej los od samego początku istnienia.
Hej :)
OdpowiedzUsuńTo trochę straszne, że Nox nie jest przygotowane do walki. Zważając na liczebność członków, na miejscu Sorathiela robiłabym jednak wszystko, by przeszkolić swoich ludzi. Tak to idą na pewną śmierć.
O rany. Ja tu się wczytuję w pomysł, jak przejść przez barierę, by mieć choć minimalną przewagę, a Ty mi tu Sapphire podsyłasz. Dios. Nie spodziewałam się jej, a jak tylko padło jej imię, poczułam znowu napływ niechęci wobec tej postaci. Trochę sympatii zyskała, ale i tak wolę trzymać ją na dystans. Nawet ta jej chęć pomocy... To tylko spłacenie długu, ja to bym wciąż trzymała nóż w ręce.
Mad, błagam.
Pozdrawiam.