niedziela, 29 kwietnia 2018

[TOM 3] Rozdział 55 - "Przyjaźń ponad śmierć"

Mam mieszane uczucia, co do tego rozdziału. Wydaje mi się być w jakiś sposób... dziwny. No, ale jest! Poprawiony na ostatnią chwilę >D.
***
Minęło trochę czasu, zanim dotarło do nas, że nasza walka jest bezcelowa. Dowiedzieliśmy się o tym całkowicie przypadkiem, kiedy podążająca za nami zgraja demonów została przez nas rozbrojona, a potem odrodziła się na naszych oczach, jakby ktoś cofnął czas. Może demoniczne pokraki nie miały własnego rozumu, ale kiedy dostrzegały swoich pobratymców, wiedziały, że niedaleko czeka na nich darmowy posiłek, dlatego w przeciągu kilku minut wokół nas namnożyło się mnóstwo wrogów. Musieliśmy uciekać, ponieważ nawet nasza demoniczna część zespołu składająca się z Nathiela, Soriela, Sapphire, Raidena, Riela i po połowie ze mnie, nie była w stanie poradzić sobie z taką liczbą przeciwników. Biegnąc w stronę lasu, usłyszeliśmy całkiem teorię, która wręcz zmroziła nam w żyłach krew.
– Obawiam się, że mamy problem! – wykrzyknęła Sapphire, która oglądnęła się przez ramię na stado pędzących za nami demonów.
– No co ty mnie kurna powiesz?! – spytał z sarkazmem w głosie Nathiel. – Gonią nas jakieś wykoszone demony-Jezusy, które zmartwychwstają nawet po moich super krytycznych ciosach! Coś jest z nimi nie tak! Może to spaliny naszego miasta tak na nich działają? Albo coś przyćpały!
– A głupim teoriom mojego brata nie było końca – dodał Soriel, wykrzywiając usta. Dobrze, że tylko ja byłam na tyle blisko niego, aby usłyszeć, co powiedział, inaczej wywołałby tymi słowami kolejną braterską wojnę.
– Jak to w ogóle możliwe, że nie możemy ich zabić? – spytałam. Wiedziałam, że jedyną osobą, która może wysunąć jakąś konkretną myśl, będzie Sapphire. To ona zdawała się mieć największą wiedzę dotyczącą wszystkich spraw związanych z Reverentią. Dean kiedyś powiedział, że jest taką małą dziewczynką zamkniętą w młodej kobiecie. W chwilach kiedy się nie obrażała, nie była zazdrosna i nie próbowała pokazać wszystkim, że jest lepsza, a przede wszystkim zaślepiona własnym blaskiem, bywała całkiem poważną osobą, która była w stanie wytłumaczyć zawiłości krążące wokół demonicznych tematów.
Widziałam jak jej brwi ściągają się do środka. Nie uraczyła mnie choćby spojrzeniem, za to odpowiedziała na moje pytanie:
– Nie ma takiej mocy, która by sprawiła, że demony stają się nieśmiertelne – odpowiedziała, odgarniając rozlatane kosmyki różowych włosów w tył. W tym geście krył się niepokój i stres, których nie zdołała ukryć. – Chodzi zapewne o zamknięte wrota do Reverentii. Otchłań jest z nią połączona, a skoro kraina demonów nie jest w stanie wykrzesać z siebie nawet odrobiny mocy, aby się odbudować w tak krótkim czasie, w końcu efekt szkarłatnej soczewki znacznie się wydłużył, nie jest w stanie otworzyć również wrót do otchłani, gdzie lądują wszystkie zabite demony. To sprawia, że ich śmierć najwyraźniej się cofa.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

[TOM 3] Rozdział 54 - "Przywództwo mocy"

Pomiędzy garami i ganianiem po mieście, udało mi się nareszcie opublikować rozdział WCSa. Cóż mogę rzec? W sumie to nic. Miłego czytania!
***
Życie zdążyło mnie nauczyć, że nie powinnam cieszyć się zwycięstwem, póki walka nie dobiegnie końca. Dzięki triumfalnemu przybyciu Nathiela do Reverentii, udało nam się uratować świat demonów przed zniszczeniem. Efekt szkarłatnej soczewki został wstrzymany, powróci więc dopiero za kolejne kilkaset demonicznych lat – wtedy nie będzie nas już na świecie, a więc nie musimy się martwić tym, czy nie znajdzie się przypadkiem kolejny szaleniec pokroju Vaila Auvreya, który wpadnie na pomysł przedłużenia naturalnego procesu niszczenia i odradzania się tutejszego środowiska.
Skoro Reverentia była bezpieczna, musieliśmy wrócić do naszego świata, gdzie wciąż czekała na nas armia demonów. Zastanawiałam się, czy będę w stanie walczyć. Nathiel musiał mnie chwilami ciągnąć po trawie, ponieważ nie byłam w stanie ustać o własnych nogach. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że opóźniałam nasz powrót, a portal był coraz mniejszy. Chociaż chciałam wykrzesać z siebie odrobinę więcej energii, nijak mi to wychodziło. Z demonicznymi zasobami wytrzymałości było zupełnie inaczej, niż z ludzkimi. Ludzie potrafili zdziałać cuda, kiedy napędzał ich strach. To emocje były ich niekończącym się paliwem. Demony opierały się na mocy, która po całkowitym jej zużyciu była bezużyteczna, jak i osoba, która ją używała. Najlepszą regeneracją był czas, a jego nie mieliśmy niestety zbyt wiele.
Zaciskałam usta, starając się postawić kolejny krok. Nathiel spojrzał na mnie uważnie i zmarszczył czoło. Wiedział, że się staram, jednak z marnym skutkiem. Już po chwili patrzył przed siebie, obmyślając w głowie plan. W końcu uznał, że może mnie w niego wdrożyć.
– Może uda mi się wstrzymać czas zamykania się portalu.
– Jesteś pewien, że chcesz tracić na to swoją moc? Nie wiemy, co nas czeka, gdy wrócimy już do świata ludzi. – Posłałam mu znaczące spojrzenie.
– Laura, ledwo chodzisz. – Przystanął i zdjął ze swoich ramion moją rękę. Zachwiałam się lekko, ale ustałam w miejscu. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, które jednak opanowałam, biorąc głębszy oddech. Nathiel chwilę na mnie spoglądał, zastanawiając się, czy sobie poradzę. Gdy miał już pewność, że stoję tutaj cała i może trochę mniej zdrowa, uznał, że zwróci się ku portalowi. Najbliższy z nich znajdował się kilkaset metrów od nas. Nie miałam pojęcia, czy moc Auvreya działa na takie odległości. Ostatecznie to on znał swoją magię bardziej niż ja.

niedziela, 8 kwietnia 2018

[TOM 3] Rozdział 53 - "Prawdziwy demon"

I to koniec zapasowych rozdziałów, a przede mną kolejne... dosyć trudne. Im bliżej samego momentu wojny, tym bardziej się go boję. Dlaczego? Bo wojny kojarzą mi się z takim BUM! A ja nie wiem, czy umiem wczuć się na tyle w wojenne klimaty. No, nic. 53 rozdział dosyć emocjonujący. 
***
Z trudem uniosłam powieki, na których zdawały się spoczywać dwa ciężkie kamienie. Niebo Reverentii zamigotało mi w oczach swoją czerwienią. Pierwsza myśl, jaka do mnie dotarła, to to, że na szczęście udało nam się wydostać. Drugą było spostrzeżenie, że wciąż nie byłam bezpieczna, ponieważ drżała pode mną ziemia, która lada moment mogła się osunąć, a ja nie chciałam już lądować w otchłani. Nawet gdybym użyła swoich mocy, prawdopodobnie przypieczętowałabym to swoją śmiercią, ponieważ opadłam z sił. Nie ruszyłabym się z miejsca, gdyby nie fakt, że w każdej chwili mogłam zginąć – drżąca u podstaw Reverentia przypomniała mi, że mam do wykonania jeszcze jedną misję.
Podparłam się na łokciach i rozglądnęłam wkoło. Nierzeczywisty obraz falował mi przed oczami, a głowa była tak ciężka, że lada moment mogła odłączyć się od szyi i powędrować wprost w ziejącą pustką dziurę, która posłałaby ją do otchłani. Bezgłowa Laura nie gwarantowałaby mi zwycięstwa.
Dostrzegłam towarzyszów mojej misji. Zdziwiłam się, że byli tak daleko ode mnie. Najwyraźniej moja moc sprawiła, że poniosło ich zdecydowanie dalej. Nie byłam pewna, co do ich stanu zdrowia – jeżeli w temacie demonów w ogóle można było mówić o zdrowiu. Sapphire pochylała się nad Deanem, co rusz go poszturchując, jakby chciała go ocucić, Riel leżał na ziemi bezruchu, Raiden siedział i trzymał się za głowę – wyglądał, jakby lada moment miał zwymiotować, co wcale by mnie nie zdziwiło, w końcu przeżył dziką przejażdżkę na karuzeli chaosu, a wcześniej wypił całą półlitrową piersiówkę wódki. Nie widziałam tylko Soriela. Miałam nadzieję, że nie stoczył się z powrotem do otchłani nie ze względu na niego, ale ze względu na Patricię, która kompletnie by się załamała. Na razie postanowiłam nie przejmować się jego zniknięciem – teraz miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia. 

niedziela, 1 kwietnia 2018

[TOM 3] Rozdział 52 - "Kłamcy, kłamcy wszędzie"

Cieszę się, że miałam jeszcze dwa rozdziały na plusie, bo właśnie się zorientowałam, że jest niedziela, a nie mam poprawionego rozdziału WCNa. Kiedy mam wolne i siedzę w domu rodzinnym, jestem jakaś taka rozregulowana czasowo. No, nic. Mamy reverentyjską otchłań i Nathiela, któremu coś nie pasuje. 
Tak a propos, to przy okazji rozdziału znalazłam genialną piosenkę, w której śpiewają "Everybody lies, lies, lies, it's the only truth sometimes", więc niech to się stanie cytatem 52 rozdziału! 
***
Nie potrafiłam obliczyć, ile godzin spędziliśmy w reverentyjskiej otchłani. Im dalej w nią brnęliśmy, tym więcej pojawiało się w mojej głowie czarnych myśli. Próbowałam wytężyć umysł i obmyślić jakiś konkretny plan, ale zamiast tego, skupiałam się na tysiącach innych rzeczy. Strach starał się zdominować nad moją koncentracją. Wewnętrznie szalałam z niepokoju o moją rodzinę. Wyobrażałam sobie, jak zareagują na wieść o tym, że zaginęłam w Reverentii. Wyobrażałam sobie, jak bardzo wściekły będzie Nathiel, kiedy dowie się, że to ja kazałam mu o niczym nie mówić. Te prorocze myśli splatały się z makabrycznymi wspomnieniami Eirinn Auvrey, które wciąż trzymały się mojej głowy, przypominając mi o tym, jaką misję muszę odbyć, i to na oczach jej syna, który będzie próbował mnie powstrzymać. 
– …I powiedz mojej rodzinie, że ją kocham, Sapphire.
– Zamknij się w końcu, Dean! Przestań gadać, jakbyś za chwilę miał umrzeć!
– Ale tak może być, Sapphire. – Chłopak zaśmiał się słabo. – Powinnaś mnie tu zostawić i…
– Przysięgam, że jeśli się nie zamkniesz, to zrobię z twoim umysłem takie rzeczy, że będziesz błagał o to, abym przestała – warknęła demonica.
Raiden, który właśnie wypił ostatni łyk wódki z piersiówki, zaczął się śmiać. To była jedyna osoba w naszym zgromadzeniu, która pozostała w tak samo dobrym humorze, jak na początku. Może to była kwestia tego, że się upił.
– Będziesz mu wyświetlała pornole ze sobą w roli głównej? – spytał rozbawiony, a potem nagle zbladł, robiąc wielkie oczy. – Przecież to by było okropne.