Ostatnio podgoniłam do 30 rozdziału. Pomyślałam sobie: "Ej, Naff, masz już tak dużo rozdziałów, że nie musisz ich na razie pisać. Może czas się zająć czymś nowym?". Zajęłam się. Rozpiską drugiego tomu "W cieniu nocy: 3/4 demona" i prequelem "W cieniu nocy", czyli z serii: jak było zanim na świecie pojawił się Nathiel i Laura. W obydwóch stanęłam w kropce. Dziwię się, ale brakuje mi pomysłów. Wypaliłam się D:? Noooooooł!
POPRAWIONE [31.12.2017]
***
– Kim ty jesteś, dziewczyno?
Pierwszy raz widzę taki przypadek.
Wzruszyłam ramionami, starając
się okazać wystarczającą dozę obojętności w tym geście. Nie chciałam nawet
spojrzeć w twarz Nathiela, który był teraz zszokowany jak nigdy przedtem.
Cieszyło mnie, że mimo wszystko wierzył w moją nieprawdopodobną opowieść.
Normalny człowiek już dawno by mnie wyśmiał i stwierdził, że mam zbyt wybujałą
wyobraźnię. Auvrey był jednak inny. Wierzył w to, co ludzie traktowali z
pobłażaniem – wierzył w magię, wierzył w demony, a przede wszystkim wierzył mi.
– Od samego początku wiedziałem,
że jest z tobą coś nie tak. Ty nawet nie wyglądasz jak normalny człowiek –
powiedział z pełną powagą mój towarzysz. Jego delikatnie unoszący się do góry
lewy kącik ust zdradzał jednak rozbawienie. Tylko na to czekałam. Wiedziałam,
że zacznie sobie ze mnie żartować.
Posłałam mu skrzywiony uśmiech.
Nie spodziewałam się pytania, które zadał mi chwilę później:
– To dlatego jesteś taka oschła?
Bo ludzie cię zranili?
Poczułam się jak zwierz, który
jeży się na dźwięk ludzkich słów. Starałam się ukryć mój obronny gest w postaci
napiętych do granic możliwości mięśni i nerwów. Wzruszyłam ramionami, co było
dobrym elementem maskującym.
Być może było w tym trochę
prawdy. Wcześniej, za czasów dzieciństwa i aż do końca podstawówki, byłam
słabą, płaczliwą dziewczynką, która polegała tylko i wyłącznie na swojej
przyjaciółce. Zawsze byłam w cieniu Amy, która lśniła jak gwiazda polarna w
bezchmurną noc. Wiecznie radosna, zabawna, towarzyska. Kim byłam ja, stojąc tuż
za jej plecami? Szarą istotą bojącą się własnego cienia, której strach szybko
przerodził się w nienawiść do ludzi. Nasi rówieśnicy często dziwili się,
dlaczego jesteśmy przyjaciółkami. Na okrągło powtarzali Amy: „Zostaw ją, jest
dziwna”, pytali: „Czemu ty się z nią jeszcze zadajesz?”, a ona śmiała się tylko
i odpowiadała grzecznie: „Widzę w niej więcej magii niż wy”. Nigdy tak naprawdę
nie wyszłam z jej cienia. Raczej oddaliłam się od niego i stałam samodzielną
jednostką, która dobrowolnie wyłączyła się z rówieśniczego życia szkolnego. Nauczyłam się traktować innych jak obiekty do
obserwacji, nie jak na ludzi, którzy mogli mi zrobić krzywdę. Starałam się nie
wpuszczać do mojego serca nikogo obcego. Przez całe moje życie tylko dwie osoby
miały do niego dostęp – mama i Amy, nikt więcej.
– Jesteś głupia – podsumował mnie
Nathiel, mało nie zwalając mnie tym komentarzem z ławki. – Ojciec wybił całą
moją rodzinę, zostawił mnie na pastwę losu i co? Jakoś zachowałem swój ognisty charakterek
– mówiąc to, pstryknął mnie boleśnie w czoło. – Ani trochę się nie zmieniłem.
Skrzywiłam się i pomasowałam
obolałe miejsce. Miałam ochotę go przekląć. Powinien przestać ganiać za tymi
cholernymi demonami, bo nawet jeden jego palec potrafił zadać nieznośny ból.
Jeżeli nie zostawił mi po sobie czerwonej pamiątki na skórze, będę zdziwiona.
– Jesteś tak naprawdę słaba,
wiesz? Masz tylko cięty język – powiedział rozbawiony Nathiel.
Powoli zaczynałam żałować, że
cokolwiek mu powiedziałam. Człowiek otwiera serce przed demonem, a demon depcze
je i krzyczy: „Taki wał!”.
Wcale nie uważałam, że moja
przeszłość jest straszniejsza od tego, co przeżył Nathiel. Nie każdy był jednak
tak silny psychicznie jak on. Jeżeli chodziło o mnie, byłam zwykłym tchórzem,
który nie potrafił o siebie zadbać i za każdym razem potrzebował czyjejś pomocy.
Tak było już od dziecka. Najpierw polegałam na matce, potem na Amy, a teraz na
tym przeklętym łowcy. Zachowywałam się trochę jak demon, kryjący się w cieniu i
czerpiący energię od innych.
Zamyśliłam się, dlatego kiedy
zobaczyłam przed sobą twarz Nathiela, aż podskoczyłam do góry. On jednak się
tym nie przejął. Spytał mnie konspiracyjnym szeptem:
– Dalej masz takie odpały?
Spojrzałam na niego pytająco,
próbując jakoś ukryć rumieniec, który zaatakował moje policzki. Zauważyłam, że
przy Auvreyu starałam się maskować wiele z moich fizycznych reakcji, za to moja
psychika zdawała się do niego rozpaczliwie uciekać. Bo czy to nie dziwne, że
bez wahania opowiedziałam mu o swoim dzieciństwie? Nigdy o czymś podobnym nie
myślałam, nawet wtedy, kiedy Deaniel był jeszcze moim przyjacielem. To zupełnie
inny rodzaj porozumienia, na razie nie potrafiłam go jednak nazwać.
– No, wiesz, że się wkurzasz i
wszystko wokół ciebie fruwa. – Zmarszczył zabawnie czoło i nos.
Uśmiechnęłam się lekko, ledwo
dostrzegalnie.
– Nie. To już dawno minęło.
Ostatni raz zdarzyło mi się „czarować” w ostatniej klasie podstawówki –
odpowiedziałam.
Łowca demonów zmrużył oczy,
założył ręce na piersi i zwrócił się przodem do księżyca. Teraz mogłam oglądać
jego profil z bliska, nie przejmując się tym, że przyłapie mnie na gorącym
uczynku.
Lubiłam ten lekko zadarty nos,
który przypominał mi, że pomimo wieku, wciąż był pewnym siebie smarkaczem,
który niczego się nie boi.
– Czym ty jesteś, co? – zapytał
ciekawskim głosem Nathiel. – Demonem na pewno nie. Kolor oczu totalnie się nie
zgadza. Może twoje tęczówki są zielone, ale to zupełnie nie ten odcień i
zdecydowanie za jasna barwa. – Znowu się ku mnie pochylił. Te ciągłe naruszanie
mojej strefy intymnej zaczynało mnie lekko irytować. Nie lubiłam, gdy ktoś był
tak blisko mnie. Pragnęłam wtedy wziąć nogi za pas i uciec daleko w ciemny las.
Tymczasem Nathiel wgapiał się bezczelnie w moje oczy, jakby chciał znaleźć w
nich spisaną w słowach odpowiedź. Mogłabym pomyśleć, że stosuje na mnie jeden
ze swoich tanich podrywów, nie pasowała tu jednak jego niesamowicie skupiona
twarz. Naprawdę starał się znaleźć odpowiedź na moją inność.
– Jestem człowiekiem i nie widzę
żadnej innej opcji – powiedziałam chłodno, nie spuszczając z niego oczu.
Zachowywałam się trochę jak nieufna sarna, która była gotowa do ucieczki w
każdej chwili.
– A może kosmitą? Bladym,
zielonookim, no i przede wszystkim dziwnym kosmitą – skomentował z
wyszczerzonymi jak drapieżnik zębami.
Miałam ochotę pacnąć go w ten
durny łeb.
Nigdy nie żal się demonowi –
zapisać na czole niezmazywalnym pisakiem.
–
Żartuję – odparł chłopak, zanosząc się wesołym śmiechem.
Spojrzałam
w jego uroczo rozbawioną twarz. Obojętnie w jakiej sytuacji się znajdował,
wyglądał przystojnie. Nawet wtedy, kiedy jego usta wykrzywiały się z
niezadowolenia. Może to jakaś demoniczna zależność? Może każdy demon był
przystojny? Może pomagało im to w zdobywaniu energii?
– Masz ochotę się przejść? Cała
noc przed nami – powiedział Nathiel, wzruszając beztrosko ramionami.
Cóż, i tak bym nie zasnęła.
Bałabym się, że znowu mi się coś przyśni. Przechadzka z Nathielem to nie taki
znowu zły pomysł. Może to dziwnie zabrzmi, ale ostatnio polubiłam jego
towarzystwo. Było specyficzne, ale całkiem znośne.
W odpowiedzi skinęłam głową.
Chłopak wstał z ławki, wyciągnął
się na palcach stóp i sięgnął dłońmi do samego nieba. Jego kręgosłup wygiął się
w łuk, znacząco chrupiąc. Wyglądał jak kot, który właśnie budził się z nocnej
drzemki. Na jego twarzy widniał uśmiech małego łobuza. Nie spodziewałam się, że
nagle wystawi w moją stronę dłoń. Zapatrzyłam się w nią, przez co zareagowałam
ze sporym opóźnieniem – na szczęście w końcu chwyciłam go za rękę i z jego
pomocą zostałam postawiona do pionu. Myślałam, że zaraz po tym włożę zmarznięte
dłonie do kieszeni spodni. Zdziwiłam się, kiedy Nathiel mnie nie puszczał, na
dodatek wgapiał się prosto w moje oczy i uśmiechał, jak gdyby nigdy nic. Nie
miałam pojęcia o co mu chodzi.
– Cieszę się, że opowiedziałaś mi
tę historię – powiedział w końcu.
Puścił mnie i tą samą dłonią
poklepał mnie po głowie, zupełnie jakbym była małym dzieckiem.
Nachmurzyłam się. W jakiś sposób
zrobiło mi się głupio, więc spojrzałam w bok.
Cześć, jestem Laura Collins, mam
siedemnaście lat i… pierwszy raz otworzyłam się przed Nathielem – utrapieniem
moich ostatnich miesięcy. Do tej pory nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle, o
dziwo nie czułam jednak zawodu. Wręcz przeciwnie. Byłam szczęśliwa.
***
Do domu wróciłam o siódmej nad ranem.
Idealna godzina, aby zacząć szykować się do szkoły. Nie czułam zmęczenia, byłam naładowana
pozytywną energią, choć pewnie do czasu, gdy nie wyląduję z głową na szkolnej ławce,
śliniąc zeszyt od angielskiego.
Uśmiechnęłam się do siebie
pobłażliwie i ruszyłam do kuchni, aby przyrządzić sobie tosty. Przy stole
siedziała już moja wyjątkowo zaspana matka z kubkiem gorącej kawy w ręku.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. Najwyraźniej zdziwiło ją to, że w
przeciwieństwie do niej jestem dzisiaj pełna energii i radości. Zazwyczaj było
odwrotnie. Można by pomyśleć, że podczas snu podkradłam jej życiodajną moc,
napędzającą ją do działania.
– Coś się stało? – spytała,
dostrzegając na mojej twarzy uśmiech.
– Miły sen – odpowiedziałam,
podchodząc do niej i składając na jej policzku krótkiego, powitalnego całusa. –
Jak się spało?
– Za krótko.
Naprawdę jej współczułam. Musiała
robić coś, czego nienawidziła. Wstawała wcześnie rano tylko po to, żeby pójść
do biura i oddać się papierkowej, nudnej robocie, która i tak była mało
opłacalna. Ostatnio nie miała nawet czasu, aby porządnie zjeść. Chudła i
marniała na moich oczach.
Westchnęłam cicho i z odrobinę
gorszym humorem wrzuciłam do opiekacza dwa tosty naszpikowane serem i ketchupem
– ulubiony przysmak albinosów z rana.
Nathiel. Tylko on chodził mi teraz
po głowie. Nic dziwnego, w końcu spędziłam z nim całą noc. Po moim dziwnym
wyznaniu stał się naprawdę miły, choć oczywiście Nathiel nie byłby Nathielem
bez swoich głupkowatych, ironicznych docinek. A ponoć sarkazm był domeną
inteligentnych ludzi…
Całą noc spędziliśmy chodząc po
parku. Oglądnęliśmy wspólnie wschód słońca. Wygłupialiśmy się. Auvrey opowiedział
mi nawet kilka historii ze swojego dzieciństwa. Tylko on mógł ukraść rower
jakiejś dziewczynce i przejechać nim demona. Jego nienawiść do tego gatunku
stworzeń była potężna. Nie sądzę, aby jakikolwiek łowca nienawidził demonów
bardziej od niego.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Dokładnie pamiętałam jego
ostatnie słowa, które skierował w moją stronę na pożegnanie. „Lubię cię, wiesz?
Jesteś okropną jędzą, ale cię lubię. No i w jakiś sposób się cieszę, że to
właśnie do mnie zadzwoniłaś”. To brzmiało zbyt otwarcie, jak na moje gusta, ale
sprawiło mi radość. Nawet jego zaskakujący, żegnający gest w postaci przytulenia
nie wydawał się taki zły. Cieszyłam się, że choć raz spędziliśmy wspólnie
normalną noc, nie wyzywając się i nie skacząc sobie do oczu. Może była dla nas
nadzieja i mimo skrajnie różniących się charakterów, mogliśmy dojść do
porozumienia? Nathiel nie byłby złym przyjacielem. Przynajmniej by mnie bronił.
Czerwona lampka na tostownicy
zgasła, co oznaczało, że mój posiłek był gotowy. W lekkim zamyśleniu zaczęłam
ściągać nożem przyklejone do nagrzanej płyty tosty. Po raz pierwszy, kiedy to
robiłam, oparzyłam się. Zrzuciłam winę na moje niedospanie.
Syknęłam cicho i zamachałam
odruchowo ręką w powietrzu, aby ostudzić zapał mojej dłoni.
Mama spojrzała na mnie ze
znaczącym uśmiechem.
– Jesteś zamyślona – stwierdziła,
a jej zmęczone oczy zabłyszczały ciekawością. – To wygląda, jakbyś była...
Zakochana. Tak, doskonale
wiedziałam, co chciała powiedzieć moja mama.
Niestety, to nie ta bajka.
***
–
Nathiel.
Blondyn
podążał wzrokiem za swoim rozszalałym przyjacielem, który wyglądał tak, jakby
przeżywał właśnie nastoletni kryzys emocjonalny. Z jego ust co rusz wydobywał
się poirytowany, bliżej nieokreślony dźwięk, a jego mina wskazywała na
bezradność wymieszaną z gniewem. Czarne włosy były nerwowo targane przez
rozcapierzone palce. Co rusz cierpiały poszczególne przedmioty zgromadzone w
salonie. Na podłodze zdążyły już wylądować wszystkie poduszki i książki, które
z pewnością nie należały do rozszalałego łowcy.
– Nathiel – powtórzył raz jeszcze
Sorathiel, wciąż tym samym spokojnym głosem. Spoglądał na swojego przyjaciela
znad lektury. Auvrey nie zwracał na niego uwagi. Dalej rzucał przeróżnymi rzeczami
po pokoju, jakby go sam Szatan prowadził jego dłońmi.
– Nie mogę! No, nie mogę! –
wykrzykiwał co rusz. W pewnym momencie rzucił się na łóżko, chwycił za poduszkę
z gołą, mangową dziewczynką i przykrył nią twarz od niecenzuralnej strony.
Sorathiel westchnął cicho i
odłożył książkę na kolana. Nie mógł dłużej ignorować tego zachowania.
– Ostatnim razem zachowywałeś się
tak, gdy nie mogłeś znaleźć swoich skarpetek w renifery – powiedział.
Nathiel odkrył poduszkę z twarzy
i spojrzał krzywo na swojego przyjaciela. Nie odpowiedział.
– Co się stało? – dopytywał
blondyn.
Demon
powrócił gwałtownie do pozycji siedzącej. Spojrzał w sufit, zmarszczył czoło, a
następnie z głośnym jękiem z powrotem położył się na łóżku i owinął szczelnie
kołdrą. Wyglądał teraz jak ludzki, gigantyczny naleśnik.
–
Zachowujesz się jak nastolatka – mruknął Sorath, unosząc brew do góry. –
Rzucasz się po łóżku, robisz chaos, milczysz, nie chcesz mi powiedzieć, co się
stało i robisz obrażone miny. Co cię napadło? Wiem, że miewasz dziwne napady
energii, ale to już przechodzi ludzkie pojęcie.
Nathiel bez słowa przeturlał się
ze swoją kołdrą na podłogę, a Sorathiel przewrócił oczami.
– Skoro nie chcesz mi powiedzieć,
co się stało, to może odpowiedz mi przynajmniej na pytanie – mówiąc to, blondyn
pochylił się do przodu i złożył ręce – gdzie byłeś w nocy?
– Z Laurą – odpowiedział cicho
Nathiel.
Jego przyjaciel zmarszczył czoło.
– Już nie z bladą dupą albinosa? –
spytał.
– Nie.
– Więc byłeś z Laurą.
Sorathiel spojrzał w sufit i
zamyślił się.
– Czyżby była powodem twojej
irytacji?
– Ta – burknął Nathiel.
– Rozumiem. – Spojrzał na
czarnowłosego, który rozwinął się właśnie z kołdry. Leżał teraz na podłodze z
rozłożonymi na bok ramionami, spoglądając w nieznane przestworza znajdujące się
gdzieś poza sufitem. Jego mina wskazywała na załamanie, co nie było codziennym
widokiem. Sorathiel był pewien, że coś go mocno poruszyło. Nathiel nigdy się
tak nie zachowywał. Owszem, był szaleńcem, ale nie takim, co rzucał się po
ścianach i podłogach, szukając odpowiedzi na prześladujące go zmory.
– Myślę. Cały czas myślę. To takie
irytujące – odpowiedział w końcu, nie spuszczając oczu z sufitu.
Blythe był zdziwiony, że jego
przyjaciel użył słowa „myśleć”. Zazwyczaj mózg demonicznego łowcy pracował na
niskich obrotach. Może dlatego zachowywał się teraz jak dzika nastolatka?
– Rozumiem, że to dla ciebie
ciężka czynność. – Blondyn posłał demonowi znaczące spojrzenie, na co ten się
skrzywił. – Dobrze, o czym tak uparcie myślisz? – zapytał już na poważnie.
– Raczej o kim – poprawił go
Nathiel.
– Więc o Laurze.
Milczał. Sorathiel dopiero teraz
zrozumiał, co tak naprawdę dręczy jego przyjaciela. Ten fakt sprawił, że
parsknął niepohamowanym śmiechem. Naprawdę aż tak go to zdenerwowało?
– Czego głupio rżysz? – zapytał
poirytowany łowca.
– Naprawdę tak trudno przyjąć ci
to do świadomości? Czy może wciąż nie odkryłeś, co cię dręczy? – spytał
rozbawiony blondyn.
Auvrey przeniósł się z pozycji
leżącej do siedzącej.
Myśli atakowały jego głowę,
sprawiając, że był zmieszany bardziej niż koktajl zawierający wszystkie
najohydniejsze składniki tego świata, włączając w to rybie głowy i brokuły,
których nienawidził. Nie mógł tego znieść. Zazwyczaj jego umysł działał w
jednoznaczny sposób, to znaczy kiedy chciał zjeść jajecznicę, to właśnie ją
jadł – uprzednio dręcząc Sorathiela, żeby został jego gospodynią domową, bo
inaczej nie da mu żyć. Teraz myśli było kilka, a każda z nich wiązała się z tą
samą osobą. Jej twarz, jej głos, jej gesty, słowa – wszystkie wspomnienia i
odczucia mieszały się w jego umyśle, jak w wielkim kotle wiedźmy, a najgorsze
było to, że żadne z nich nie było złe!
Może to chwilowe? A może działo
się tak od dłuższego czasu i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę? Nie
wiedział, nie ogarniał, nie pamiętał. Chaos władał nad wymęczonym uciążliwymi
myślami umysłem. Zdawało mu się, że jeszcze chwila i jego głowa eksploduje.
Poczochrał nerwowo włosy.
Precz, niewdzięcznico, precz.
– To irytująca, wredna małpa,
która nie potrafi sobie poradzić z żadnym niebezpieczeństwem. Jest dziwna,
nikogo nie lubi, ironizuje, denerwuje mnie jak mało kto, jest inna i to moje
totalne przeciwieństwo – zaczął wymieniać. – Wczoraj płakała, wiesz?
Sorathiel uniósł tylko brwi.
– Płakała, trzymając głowę o, tu –
mówiąc to, Nathiel wskazał palcem na swoją pierś. – A ja ją tuliłem, bo do
cholery było mi jej jak nigdy szkoda. Opowiedziała mi o sobie, pokazała
zupełnie inną stronę swojej osobowości i… inne takie pierdoły. I wiesz co? Uznałem,
że nie jest taka zła – powiedział zirytowany i chwycił się za głowę.
Spojrzał załamany na swojego
przyjaciela, zupełnie jakby właśnie przeżywał największą tragedię swojego
życia, a potem powiedział:
– Sorath, ona zaczęła mi się
podobać!
Kiedy skonczylam czytac na moich ustach zagoscil najpierw seler, a potem taki potężny banan, że ledwo oddychalam :D cudowny rozdział :) Nadal pozostaje mi pytanie: Kim jest Laura? Liczę na szybką odpowiedź ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że taki krótki, ale z telefonu piszę ;)
Czekam na nn :)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Ps. Ty wiesz, że jak nie opublikujesz 2 części, to cię znajdę, prawda? A wtedy wszyscy zobaczą, jak potężna jest siła żelek, buahahaha ;D
AAAAAXD UWIELBIAM Nathiela i Sor xd śniadanie albinosa hahahah padłam xd podoba mi się rozdział. Jest zaczepisty :D czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńZa każdym razem zajebisty rozdział, ta końcówka mnie powaliła xD Kim jest Laura? Oto jest pytanie... No nie serio może to pół demon? Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuń.
.
.
*Pięć minut później*
Dobra...jakoś skręcę komentarz, choć to będzie trudne, za bardzo jestem podekscytowana!:) Nathiel przyznał sam przed sobą, że podoba mu się Laura! Juhu! Brawo! Grzeczny chłopiec!^^
Przepraszam, że zaczynam tak od końca, ale mam papkę z mózgu przez natłok wrażeń, które mi zafundowałaś!
Tylko Laurę mam ochotę udusić. Jako to "nie ten czas"??? On chce, żebym tam do niej poszła i ją w łeb strzeliła? Od razu strzałę amorowi podbiorę i ją wystrzelę w ten jej biały tyłek!:) To ta bajka, dziewczyno!
No naprawdę Naff, wiesz jak poprawić człowiekowi humor z samego rana:)
Żal mi tylko mamy Laury. tyle pracy i to mało płatnej. I jeszcze rezygnuje w jakimś sensie ze swoich marzeń. Przykro to czytać.
Cóż, ale i tak ja jestem na razie na fali "swatania" w umyśle tej upartej dwójki bohaterów, którzy albo są załamani *Nathiel* z dopiero, co odkrytych uczuć, albo w ogóle je wypierają *Laura*. Jak tak dalej pójdzie, to oni dopiero na łożu śmierci wyznają sobie co do siebie czują. Nie zgadzam się!
Rozdział słodki, jak moja ukochana czekolada!:)
Czekam na nowy rozdział! Jak będzie trzeba to będę warować pod twoimi drzwiami! :)
Pozdrawiam!
Uroczy jest Nathiel w swoim szaleństwie.
OdpowiedzUsuńLaura jest kimś tajemniczym. Z opisu przedstawionego przez kruczoczarnego przypomina mnie, chociaż ja nie władam żądną magią.
Sorathiel bardzo przypadł mi do gustu.
Bardzo fajnie pokazałaś przyjaźń pomiędzy chłopakami.
Czekam na ciąg dalszy i odpowiedź na pytanie kim jest Laura.
Dziewczyno, pędzisz w rozdziałami, jakby nad Nathielem wisiała groźba śmierci, która niedługo ma zostać dokonana przez Laurę poprzez zanudzenie.
OdpowiedzUsuńNo nic, wróciłam zdrowa i cała z pielgrzymki, to teraz mogę się oddać kochanemu zielonookiemu.
"Człowiek otwiera serce przed demonem, a demon depcze je i krzyczy: "Taki wałek!"." - też to tak odbieram. Ale wiem, że Nathiel potrafi zaskoczyć.
"Oglądaliśmy wspólnie zachód słońca. " - a nie czasem jego wschód, skoro spotkali się już po zmroku? Chyba, że moja pamięć płata mi figla i coś pomieszałam.
" Zakochana. Tak, wiem, co chciała powiedzieć moja mama. Niestety, to nie ten czas, to nie ta bajka." - A skąd wiesz? :P Nie znasz dnia ani godziny, miłość do demonicznego bruneta może wybuchnąć nagle albo przyjść jak stary, zwariowany, ironistyczny przyjaciel.
Uroczo, wspólna, w miarę normalna noc *.* Któryś już raz dzisiaj rozpływam się nad czyimś rozdziałem, niedługo trzeba mnie będzie odklejać z podłogi.
" - Ostatnim razem zachowywałeś się tak, gdy nie mogłeś znaleźć swoich skarpetek w renifery - powiedział." - to już wiem, co kupić Nathiel'owi na Gwiazdkę. Dzięki za pomysł, Sorathiel! Lubię cię, spokojny blondynie!
Rozmowa chłopaków przywiodła mi na myśl wizytę u psychologa. :D Ciesz się, Nath, że masz takiego przyjaciela, inny zabiłby cię, zakopał pięć metrów pod ziemią, a nad twoim grobem wybudował pomalowany na krzyczący róż domek rekreacyjny i wynajął obok działkę na sad, by nikt się do ciebie nie zbliżał.
"Owszem, był szaleńcem, ale nie takim, co rzucał się po ścianach i podłogach, szukając odpowiedzi na prześladujące go zmory." - opętało go, nie ma innego wyjaśnienia. Opętała go miłość, rzecz jasna. Bo demon nie może opętać demona, prawda? Prawda???
" Zdawało mu się, że jeszcze chwila moment i jego głowa eksploduje." - niech eksploduje, przecież nie będzie czego zbierać, nie ma mózgu, by go zakonserwować w słoiku.
" - Sorath, ona zaczęła mi się podobać!" - nareszcie to do ciebie dotarło, ty porywczy, nastoletni demonie o zielonym spojrzeniu i tak ciętym języku, że tasak w kuchni jest niepotrzebny! Lubisz ją, od początku ją lubiłeś, teraz twoje uczucie to coś pomiędzy przyjaźnią a miłością. Tylko jak teraz zacznie ci odwalać tak, że dzika nastolatka będzie się wydawała potulna jak baranek, przyrzekam ci, Nathiel, na moje uczucia do ciebie, że zapiszę cię do psychiatry i zacznę szukać dla ciebie pokoju w psychiatryku.
To tyle. Mój rozpis jest możliwie krótszy od poprzedniego, z pewnością mniej patetyczny czy radosny, ale się tym, Naff kochana, nie przejmuj ;) Wreszcie dzieje się coś, co ja wyczułam już dawno, nie ma potrzeby się unosić. Rozdział jak zawsze dobry :) Chyba nie umiesz pisać nudnych rozdziałów, wiesz? To bardzo dobrze :)
Lecę dalej z nadrabianiem postów na blogach. Człowiek zniknął na dwa dni, a tyle się wydarzyło.
Czekam na nn ^^
Kocham <3
Wiesz Naff, dziwi mnie jedno: taki zejefajny blog, a 6 komentarzy?!
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję, to kochane XD. No, niestety, nie jestem osobą, która uwielbia się reklamować. O ile robiłam to na początku, tak później się poddałam. Prawie nikogo nie interesowało to, co mam do przekazania. Zależało im tylko na własnych opowiadaniach. Ale jak widać, mam tu kochaną garstkę ludzi z którymi wymieniam się opiniami <33.
UsuńJak przeczytałam ostanie zdanie, dałam w taki śmiech, że dostałam poduszką od mamy XD
OdpowiedzUsuńNathiel <3 Boże kocham gościa, ten jego upośledzony umysł i te teksy . W sumie kocham Ciebie, bo to ty go wymyśliłaś. Wyjdziesz za mnie ?
Ten atak kiedy dotarło do niego, że Laura mu się podoba xD ( wyglądam tak samo jak wchodzę na Twojego bloga i nie widzę nowego rozdziału )
Naffku uwielbiam Twojego bloga <3 Od razu mi się ryj cieszy jak czytam to opowiadanie.
Koszulkę z napisem 'Wtf?!' już mam, została jeszcze kwestia fanklubu. Stwierdziłam, że tylko ja mogę jego kochać i on może wyjść tylko za mnie, więc jednak go nie założę. Chociaż bym mogła wszystkich wtedy wymordować i byłby tylko mój.... ale wtedy zabraknie Ci czytelników więc jednak zostawię ten plan z mordowaniem. A i jeszcze ten tatuaż! Zrobiony :D Co prawda henną ale jest ;3 Tylko nie powiem gdzie bo siara XD
Pozdrawiam bardzo bardzo bardzo ciepło ( tak zimno na dworze, każde ciepełko się przyda ) :**
~Wtf?!
Wydaję mi się, że cosik szybko lecisz z tymi rozdziałami. Nie, żebym ci miała to za złe, bo to fajne, ale spowolnij, dobrze? Nie chcę mieć aż tak wielkich zaległości. :C
OdpowiedzUsuńNie ma to jak dostać ochrzan za to, że jest się wypranym z uczuć jak białe koszule z plam w reklamie pewnego proszku z Chajzerem seniorem. Ten Nathiel to potrafi pocieszyć człowieka, nie ma co. Nie każdy potrafi zachować temperament po takim życiu. Niektórym się udaje, gdy reszta zamyka się w swojej pralce i czeka na dokładkę proszku. Serio.
Uaa! Nathiel zaczyna czuć coś więcej, niż wstręt, do naszej a la albinoski. Te jego laleczki z anime już przy niej wymiękają, bo one nie są prawdziwe. Tak mi przykro, że aż wcale. :D
Lecę dalej!
Nachmurzyłam się. Powoli zaczynałam żałować, że cokolwiek mu powiedziałam. Człowiek otwiera serce przed demonem, a demon depcze je i krzyczy: "Taki wałek!"- Taki wałek! Yeaaaaa!
OdpowiedzUsuńPodobała się nawet mi, mimo tego, że nie byłam fanką romansów fantastycznych- i tu przyszedł mi na myśl "Cień nocy". A może to opowieść właśnie matki Laury? :o
- Ostatnim razem zachowywałeś się tak, gdy nie mogłeś znaleźć swoich skarpetek w renifery - powiedział- CHCĘ. TAKIE. NA. ŚWIĘTA. KONIEC!
A do powiedzenia mam tyle
że rozdziałem wzruszyły się nawet badyle
bo taki genialny, choć ty twierdzisz inaczej
ale on jest świetny raczej
zaufaj Królikowi, chociaż w sumie podstaw nie masz.
*i tu zgubiłam rym! >o<*
Kochany Nathiel,
Kochana Laura.
Kochany Lauriel.
Awww.
Koniec audycji. Lecę nadrabiać.